Skocz do zawartości

lucyna beata

Użytkownicy
  • Zawartość

    326
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez lucyna beata

  1. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Moja nietolerancja przeważnie jest widoczna we wzroku. Rzadko zwracam uwagę, bywało iż pod oficjalną skargą złożona na przewodnika przez turystę indywidualnego wpisywałam swoje uwagi.Miałam wrażenie, że goście indywidualni uczestniczyli w innej sytuacji niż ja. Od pilnowania porządku jest przewodnik muzealny. Przy próbie kradzieży o mały włos, a zadzwoniłabym na policję. Powstrzymało mnie tylko jedno. Przewodnik muzealny wpuścił nas do wnętrza, które dyr. skansenu zamknął po kilku kradzieżach. Zgłaszając próbę kradzieży zaszkodziłabym Koledze. Zrobił dla nas wyjątek, grupka była mała, ja pilnowałam porządku wraz z przewodnikiem i sami uczestnicy wycieczki patrzyli sobie na ręce. Na tej wystawie jest pełno bibelotów, to jest dom żydowski, wnętrze urządzone świątecznie na Święto Namiotów.
  2. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Wchodzą do wnętrz za nami, wpychają się, gdy wychodzimy, nie pozwalają zamknąć drzwi, dołączają się na koniec grupy itd. Czasami, ale to jest sporadyczne turyści indywidualni podchodzą do mnie i proszą o możliwość przyłączenia się. Przeważnie organizatorzy lub pilot wyrażają na to zgodę, czasami dokładają się do opłaty za przewodnika. Bardzo rzadko bywam w skansenie ze swoimi grupami, przeważnie gości przekazuję dwóm przewodnikom. Przewodnicy muzealni nie lubią mojej obecności, są spięci. Nie zawsze było takie wspaniałe układy pomiędzy przewodnikami muzealnymi, a mną, dochodziło do ostrych konfliktów, miałam zastrzeżenie do ich pracy i wiedzy. Oczywiście, chodziło tylko o część przewodników. Czas nas "dotarł", wiem, że przewodnicy skansenowi poprowadzą moje grupy, rewelacyjnie, dając z siebie wszystko. Może to jest też źródło problemu z gośćmi indywidualnymi, z przewodnikami uzgadniam trasę dopasowując ją do zainteresowań grupy. To jest bardzo ważne, bo skansen w Sanoku to jedno z największych muzeów tego typu w Europie. Naprawdę jest tyle możliwości i tras zwiedzania, że trzeba mocno pogłówkować jak to ogarnąć. Mamy tam: 5 sektorów etnograficznych, miasteczko galicyjskie, sektor wydobycia ropy naftowej, piękną kolekcję ikon, równie ciekawą judaików, wystawę sprzętów i urządzeń z połowy XX w, warsztat malarski Bogdańskich itd. a wszystko to jest położone na 38 ha. Skansen można zwiedzić wirtualnie http://skansen.mblsanok.pl/indexokno.php Oczywiście, nad grupą czuwam z oddali.
  3. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Hmm, zadałeś bardzo trudne pytanie. Bardzo często w podobnych sytuacjach dochodzi do konfliktu grupy z indywidualnymi turystami. Czasami kończy się to skargami turystów indywidualnych np. w muzeach. Na tak postawione pytanie nie potrafię Ci odpowiedzieć. Każde zdarzenie trzeba rozpatrywać indywidualnie. Podam kilka przykładów. - Bardzo często indywidualni goście zaglądają np. w cerkwi w której jestem z grupą. Nie mają możliwości obejrzenia wnętrza, tylko część przewodników ma dostęp do kluczy. W tym wypadku są mile widzianymi gośćmi, grupa przyjmuje to pozytywnie, są częścią mojej grupy, traktuję ich tak samo jak pozostałych uczestników wycieczki, odpowiadam na pytania, rozmawiam, udzielam rad. Jednego nie wolno im robić, fotografować i nagrywać mnie. - Przypadkowe osoby w knajpce, mamy koncert np. Łysego w świetnie karmiącej knajpce Dolny Smerek w Smereku. Czasami pomni na złe doświadczenia w innych miejscach goście zastrzegają sobie, że nie wolno obcym uczestniczyć w naszych imprezach. Ja mam także bardzo złe doświadczenia w tym względzie, część osób zachowuje się jak zwykłe chamy,szczególnie tzw. ludzie gór. Akcentowanie swojej obecności, głośne rozmowy, nawet branie gitary do ręki i kontr koncert. Czasami jednak są wspaniałe sytuacje, impreza zamknięta, a na terenie ośrodka (Dolny Smerek to też ośrodek wypoczynkow) jest grupa np. młodzieży. Wkradają się na sale, siadają gdzieś w kąciku i chłoną. Takim gościom mówimy stanowcze tak, zostają z nami. - Zapora w Solinie, mówię głośno, wszyscy mogą słuchać. Ale tylko goście indywidualni, piloci nie mają prawa przyłączać do mojej grupy swoich. Czasami robię wyjątek dla dzieciaków, oni nie mają wpływu na zachowanie nauczycieli, którzy oszczędzają na wycieczkach. - Skansen w Sanoku, tu są przewodnicy muzealni, pisałam o nich, są w naprawdę trudnej sytuacji materialnej, nie mają pracy. Koszt wynajęcie przewodnika grupa 20 os. w ub. roku to było 45 zł. Wnętrza można oglądać tylko z przewodnikiem. Goście indywidualni są bezczelni, oszczędzają na przewodniku, podłączają się do grup. Tego nie toleruję, tym bardziej, że mam złe doświadczenia. Na Bratnim Forum pisałam o tym, iż taka przypadkowa osoba, która do nas dołączyła się chciała dokonać kradzieży. 45 zł to nie jest wiele, goście indywidualni mogą zebrać się w grupkę i podzielić tę kwotę na kilka czy kilkanaście osób. - W górach, gdy pogoda jest zła to zdarza mi się zgarniać osoby nie mające dużego doświadczenia i schodzimy razem, tu duża rolę odgrywa kwestia bezpieczeństwa. Reasumując nie mam nic przeciwko temu, że goście zadają mi pytania, proszą o pomoc, dołączają się do grupy o ile potrafią się właściwie zachować, jeżeli są prawdziwymi pasjonatami.
  4. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Nie zgodzę się z Tobą. przegadałam z autorem bloga dość dużo czasu. Jeżeli naprawdę sądzisz, iż pilotażu możesz nauczyć się w ciągu dwóch-trzech godzin to mylisz się. Z resztą zgodzę się, jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Jednej i drugiej stronie, trzeciej zresztą też.
  5. Na ratunek polskiej kulturze i sztuce

    Franciszek Kotula od 1939 do 1948 r. pisał pamiętnik w którym odnotowywał najważniejsze wydarzenia w swojej pracy kustosza muzealnego. Żył w ciekawych czasach, był pasjonatem więc pamiętnik jest nieocenionym źródłem jeżeli chodzi o fakty dotyczące pracy muzealnika w czasie okupacji i tuż po. Niestety, zachowały się tylko dwa zeszyty. Zostały one udostępnione przez Muzeum Okręgowe w Rzeszowie. Pamiętnik można tam kupić za niecałe 16 zł. Muszę przyznać, że jest to niezmiernie ciekawa lektura, od której trudno było mi się oderwać. Lekkie, dobre pióro, umiejętność przekazywania emocji to moim zdaniem dodatkowe atuty książki. Spis treści Od redaktora Wstęp Fragmenty pamiętnika archiwalnego i muzealnego z 1939 r. Diariusz muzealny Indeks osób Noty biograficzne Indeks nazw geograficznych Summary Tytuł: "Diariusz muzealny 1942-1948" Autor: Franciszek Kotula Wydanie: I Stron: 166 ISBN: 83-88085-03-4 Wydawnictwo: Muzeum Okręgowe w Rzeszowie Rzeszów 1999 Kilka słów o Franciszku Kotuli http://www.muzeumetnograficzne.rzeszow.pl/Fkotula.html" target="_blank "Niemiła wizytacja 14 VIII 1943. Często się słyszy, że Niemcy na kierowniczych i odpowiedzialnych stanowiskach administracyjnych, a więc należący do śmietany partyjnej, w znacznej części są anormalni. To odnoszę również i do komisarza Pavlu. Po tym, co widziałem i czego doświadczyłem, mogę się pod tą opinią w pełni podpisać. W związku z trzecim remontem w muzeum Pavlu zdecydował się wpaść do obiektu. I rzeczywiście nie przyszedł, a wpadł. Nie powiedziałbym, żeby go coś interesowało. Przebiegł szybko sale muzealne, gdzieś od niechcenia rzucił jakąś uwagę, tak ni przypiął, ni przyłatał. Np. zapytał: A te meble po co tu stoją? - i wskazał na śliczny biedermajerowski salonik stojący w hallu. gdzie powinien stać. I czy można na to odpowiedzieć? Jego oczy gdzieś niespokojnie i błędnie biegały - pewnie za myślami, których były wyrazem. Nie przyglądał się obrazom czy strojom ludowym, ale wlazł do komórki i zauważył, że jest ciasno. Jakiś czas zatrzymał się przy archeologii. Jego uwagę zwróciły brązowe siekierki. Kiedy zapytałem, czy mogę mówić po polsku, to mnie najpierw skrzyczał, dlaczego nie umiem po niemiecku, ale ostatecznie mówiliśmy po słowiańsku, to znaczy ja po polsku a on po czesku. Do jakiego narodu należały te siekierki? - zapytał nagle. Nie wiem - szczerze odpowiedziałem. To on znowu do mnie mówi, co ze mnie za kustosz. Dopiero przyjął wytłumaczenie, że kustosz tylko zbiera, a fachowcy to oceniają i badają. Wtedy mi kazał jeździć po okolicy i zbierać te rzeczy, ale skąd wziąć na to środki, nie powiedział. Radzili mi, po niewczasie, żebym powiedział: Te siekierki są germańskie! Byłbym wziął i na posadzkę i na drzwi. Może szkoda? Pavlu powiedział jednak, że o odrzwiach i drzwiach myśli i szuka na to pieniędzy. Czy znajdzie? Będąc w kuchni zwróciłem mu uwagę, że konieczne są szafki na naczynia, których robotę wstrzymał swego czasu. Odpowiedział przy świadku inż. Brzuchowkim, że jeśli pracownia stolarska ma drewno, to niech robi. Zaraz napisałem pismo, dałem Goerowi do podpisu i poszło do pracowni stolarskiej. Żeby chociaż zrobili. Pavlu zostawił mnie nieco rozstrojonego. Taki dziwny człowiek, który wprowadza niepokój i roztrzęsienie. Odetchnąłem jak poszedł. 20 VIII 1943. Powiedziano mi, że Pavlu oświadczył kiedyś inż. Posadzkiemu, że muzeum leży mu na sercu, że szuka pieniędzy na wykończenie frontu. Żeby je wreszcie znalazł. Salki na dole wymyto, wstawiono drzwi. Bardzo się cieszę. Zacznę teraz urządzać. Ale wcale nie będę się spieszył. "
  6. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Nie polecam tej strony.Nie jedną godzinę wirtualnie przegadałam z tym Panem, uczucia mam co najmniej mieszane, człowiek zbyt dużo na temat przewodnictwa nie wie.
  7. Dzień kobiet 2012

    Dziękuję za przemiłe życzenia. Mimo, żem zatwardziała feministka liberalna to bardzo lubię szowinistyczne świnie. :thumbup: Prawdę powiedziawszy my kobiety nawet nie zdajemy sobie sprawy w jaki sposób jesteśmy prze większość mężczyzn chronione i otoczone opieką. Możemy się o tym przekonać dopiero wtedy, gdy to tracimy.
  8. Trup w skrzyni - o pochówku osób niegodnych

    My mamy też truchło w Krośnie. Znajduje się w pięknej wczesnobarokowej kaplicy kaplicy Oświęcimów w kościele oo. franciszkanów. Kaplica mieści szczątki Anny, została ufundowana przez jej brata przyrodniego, jednocześnie narzeczonego Stanisława. Po raz pierwszy byłam tam jako dziecko, ogarnęło mnie obrzydzenie, gdy zobaczyłam trumnę z okienkiem i słuchałam o kazirodczej miłości. Pozostało mi do tej pory. Tu jest filmik
  9. Książka, którą właśnie czytam to...

    Przez przypadek odkryłam w swoich zbiorach ciekawą książkę Jana Łopuskiego "Losy Armii Krajowej na Rzeszowszczyźnie sierpień-grudzień 1944". To rodzaj wspomnień i "archiwum" dokumentów, w tym meldunków. Książka została napisana w stenie wojennym, ma dość duży wydźwięk emocjonalny. Nie przez przypadek Autor skoncentrował się na tym przedziale czasowym, widzi analogię pomiędzy czasem pierwszej Solidarności, a tym specyficznym okresem wprowadzanie władzy ludowej na ternie wyzwolonej Polski. Niewiele w sumie wiemy o działaniach AK w owym czasie, o próbach nawiązania współpracy z Armią Czerwoną - nie było przecież jeszcze ostrych podziałów, o pierwszych komunistycznych zbrodniach. Książka jest bardzo uporządkowana, Autor przedstawia problem w sposób bardzo klarowny, opowiada o losach poszczególnych inspektoratów, pisze o ludziach, na pierwszym planie są jednak dokumenty. Nie spotkałam jeszcze książki, która byłaby tak mocno osadzona w źródłach.
  10. Najpiękniejsze znaczki pocztowe Poczty Polskiej

    Przez długie lata kolekcjonowałam znaczki pocztowe, czyste, mam kilkanaście klaserów. Które z nich są najpiękniejsze? Trudno mi powiedzieć, mi osobiście bardzo podobały się znaczki wydane w Czechosłowacji. Najpiękniejszy bloczek jaki mam to chyba czechosłowacki przedstawiający zamek w Pradze.
  11. Książka, którą właśnie czytam to...

    Jestem obłożona książkami, szukam informacji o ikonach czerwonoruskich, tożsamości narodowej Łemków, książki walają się obok psa, na dwutomowej "Zachodnioukrańskiej sztuce cerkiewnej Kretyn (mój pies) trzyma sobie głowa i spogląda na ekran komputera. Zaniedbałam swój wątek bibliofilski na innym Bratnim Forum, więc nadrabiam zaległości. Właśnie skończyłam czytać trzeci tomik "Architectura et Ars Militaris" - cykl poświęcony Twierdzy Przemyśl. "Fort I "Salis-Sglio" Tomasza Idzikowskiego to świetny przewodnik przeobogato ilustrowany. Pierwsza książeczka z serii przeznaczona także dla laików, wydana w języku polskim i niemieckim. Troszeczkę znam ten fort, byłam tam chyba z 5 razy na lepszych lub gorszych szkoleniach, może dlatego najbardziej zainteresowały mnie ilustracje: plany, rysunki, archiwalne zdjęcia.
  12. Lokalne przysłowia i porzekadła

    U nas rządzi Jarosław. Mamy dwa szpitale psychiatryczne, Żurawica jest w cieniu Jarosławia. Czasami pojawia się krakowski Kobierzyn.
  13. Święto "Żołnierzy Wyklętych"

    Skomplikowane forumowy losy doprowadziły do tego iż zainteresowałam się historią oddziału Żubryda, najbardziej opluwanego Żołnierza Wyklętego, wroga lewicy po dzień dzisiejszy. Nawet przez moment pomagałam organizować I panel historyczny: rajd, inscenizację historyczną i konferencję naukową. W ub. roku był zrealizowany II panel ale przewodnicy zostali zamienieni przez sanockiego Strzelca. W regionie rozpętało się piekło, przeciwnicy Żubryda wystąpili gremialnie do ataku m.in. na lokalnych portalach. Atmosfera do tej pory jest nieciekawa, Koledzy przewodnicy nawet o prawicowych poglądach nie chcą mieć nic wspólnego z akcją. Jedna opcja polityczna "przyjęła Żubryda na własność". Pierwszym historykiem zajmującym się w sposób profesjonalny zagadnieniem to Andrzej Romaniak "Powiat sanocki w latach 1944-1956" Redakcja: Krzysztof Kaczmarski i Andrzej Romaniak Andrzej Romaniak "Powstanie, działalność i likwidacja antykomunistycznego oddziału partyzanckiego NSZ pod dowództwem Antoniego Żubryda" str. 273 "Okoliczności powstania i działalności antykomunistycznego oddziału partyzanckiego pod dowództwem Antoniego Żubryda nie doczekały się dotychczas rzetelnego zbadania i opracowania. Przez cały okres tzw. Polski Ludowej Żubryd przedstawiany był jako krwawy watażka stojący na czele zwykłej grupy bandyckiej, w terminologii ubeckiej zwanej "bandą terrorystyczno-rabunkową NSZ". Do ugruntowania tego przekonania w społeczeństwie przyczyniła się powieść Jana Gerharda "Łuny w Bieszczadach" oraz zrealizowany na jej podstawie film Ewy i Czesława Petelskich "Ogniomistrz Kaleń". Do zafałszowania prawdy historycznej dopomogły także prace koncesjonowanych miejscowych historyków lub historyków amatorów, powstające często na zamówienie czynników partyjnych. Publikacje te miały podłoże czysto ideologiczne, powstały gównie na podstawie materiałów zgromadzonych i wytworzonych przez aparat represji i relacji funkcjonariuszy tego aparatu. Zawarte w nich dane nie były weryfikowane. Co gorsza, informacje, które nie miały odniesienia do rzeczywistości, były bezkrytycznie powielane przez innych autorów. 1. Głównym zarzutem mającym zdyskredytować "żubrydowców'' były kradzieże, rozboje, morderstwa i rabunki, których jakoby się dopuszczali. Skutkiem owych publikacji jest to, że jeszcze dzisiaj zdarza się, iż niektórzy uważają oddział Antoniego Żubryda za bojówkę UPA ! W ostatnich latach podjęto próby weryfikacji najnowszej historii i likwidacji białych plam2, lecz proces ten nadal napotyka trudności. Temat ten, szczególnie na Sanocczyźnie, wywołuje bowiem wciąż duże emocje, a oceny działalności oddziału Antoniego Żubryda różnią sie diametralnie. Argumenty zarówno jego zwolenników, jak i przeciwników są zwykle przede wszystkim emocjonalne i wynikają, jak wspomniano, z braku obiektywnego, całościowego opracowania dotyczącego powstania, działalności i likwidacji antykomunistyczego oddziału zbrojnego pod dowództwem Żubryda. Pierwszą próbą takiego całościowego ujęcia tematu jest niniejszy artykuł." "1.Należy wymienić nastpujące publikacje: B. Gajewski, A. Bata "Na tropach Żubryda", "Podkarpacie. Tygodnik Polskiej Partii Robotniczej" 1987, nr2-11 (836-845). Jest to cykl wyjątkowo tendencyjnych i napastliwych artykułów; B. Gajewski "Samozwańczy major Antoni Żubryd" praca nieopublikowana; idem, "Antoni Żubryd. Od legendy do dokumentów", Sanok 1998. Na te prace powołuje się Andrzej Brygidyn: idem "Życie polityczne [w] Sanok - dzieje miasta", red. F. Kiryk, Kraków 1995, s. 758-759, 769; idem, Sanok. "Między wojną, a stanem wojennym" , Sanok 1999, s.11-12. Na opracowanie Benedykta Gajewskiego "Antoni Żubryd. Od legendy do dokumentów" powoływał się w trakcie swego procesu w 1999 r. zabójca Antoniego Żubryda - Jerzy Vaulin, przywołując na swoją obronę zawarte w nim treści. Zob.: Archiwum Sądu Okręgowego w Krośnie [dalej: ASOK], sygn. II K3/99. Akta sprawy przeciwko J. Vaulinowi, t.3, Protokół rozprawy głównej z dn. 15 XII 1999, k.596. Oprócz wymienionych publikacji na temat działalności oddziału Żubryda ukazywały się głównie artykuły prasowe, mniej lub bardziej wartościowe, przeważnie powielające wiadomości zawarte w pracach wymienionych autorów." Waldemar Basak "Rzecz o majorze Antonim Żubrydzie" "Podczas kampanii wrześniowej 1939 r. walczył w szeregach 40. pułku piechoty. 7 września trzy bataliony 40. pp. 5-tej Dywizji Piechoty przybyły do Warszawy, aby wziąć udział w obronie stolicy. Pułkiem dowodził ppłk. Józef Kalandyk, dowódcą 1-ego batalionu był Kazimierz Karol Albert, a plutonowy Antoni Żubryd - podoficerem broni. Batalion bronił mostów na Wiśle na odcinku Warszawa - Wschód. W czasie walk w połowie września 1939 r. plutonowy Żubryd awansowany został do stopnia sierżanta. Za męstwo okazane w obronie Warszawy odznaczono go Krzyżem Walecznych. Po upadku stolicy dostał się do niewoli niemieckiej i umieszczony został w obozie przejściowym w Częstochowie. Zbiegł z niego w listopadzie 1939 r. i pieszo powrócił do Sanoka. Zamieszkał przy ul.Jagiellońskiej u stryja Wiktora Żubryda trudniącego się szewstwem. Wraz z nim uciekła grupa oficerów WP. Ukrywali się oni w starych zabudowaniach gospodarczych przy ul. Matejki i na przedmieściu Kiczury. Pomocy udzielała im kuzynka Antoniego, Maria Wołoszyn (córka Jakuba). Po upływie dwóch tygodni Żubryd zorganizował przerzut tych oficerów za granicę. W okresie tym współpracował z ZWZ w Sanoku". "Zimą 1939/1940 r. utrzymywał się z przemytu przechodząc granicę niemiecko-sowiecką. W styczniu 1940 r. w czasie przekraczania rzeki San w okolicach Leska został zatrzymany przez radziecki patrol graniczny i przekazany do dyspozycji NKWD. Po przesłuchaniu i szczegółowym sprawdzeniu NKWD zwerbowało go do współpracy. Pod pseudonimem "Orłowski" skierowany został na teren Sanoka. Jego zadaniem było zorganizowanie siatki wywiadowczej oraz zbieranie danych o charakterze wojskowym * i prowadzenie rozpoznania budowanych przez Niemców umocnień nad Sanem" * tu Autor powołuje się na charakterystykę k.8 znajdującą się w AIPN. Ta charakterystyka jednak została sporządzona przez UB. "Rzecz o majorze Antonim Żubrydzie" Ruthenus str. 66 "Pod koniec 1943 r. powrócił do Sanoka. Do "wyzwolenia" ukrywał się w okolicznych wsiach (głównie w Zagórzu). W tym czasie utrzymywał kontakty z lokalnymi placówkami AK i prowadził szkolenia wojskowe oraz instruktaż z zakresu wyszkolenia bojowego żołnierzy tej organizacji* Swoim postępowaniem Żubryd zdobył zaufanie miejscowych działaczy i dowódców AK-owskich, którzy w okresie późniejszym stanowili bazę rekrutacyjną oraz zaopatrzeniową dla jego oddziału" * Autor znowu powołuje się na ową charakterystykę str 67. " Zimą 1945 r. Żubryd z żoną pojechał do Bytomia, a "Czarny" i "Wąsacz" udali się do Zakopanego na spotkanie z zastępcą Józefa Kurasia ps. "Ogień' - dowódcą oddziału partyzanckiego działającego na Podhalu. Z powodu wielkich zasp śnieżnych nie dotarli oni do Zakopanego i postanowili pojechać do Bytomia. Tam przebywali z Żubrydami pod ochroną ppor. Kazimierza Wróbla, pracownika UB w Bytomiu. Był to pochodzący z Dąbrówki znajomy Żubryda z okresu przedwojennego. W tym czasie nastąpiła dekonspiracja Wróbla, który w związku z tym postanowił uciekać za granicę. Zorganizował przerzut z Zabrza i zaproponował udział w nim Żubrydowcom. "Zuch" dał wszystkim zgodę na wyjazd, sam jednak postanowił pozostać w Polsce argumentując, że "[...] walczyć trzeba w kraju, bo nie sztuka walczyć za Ojczyznę za granicą"[...]". W konsekwencji została cała czwórka, a Kazimierzowi Wróblowi udało się uciec". "Rzecz o majorze Antonim Żubrydzie" Waldemar Basak Ruthenus str. 74 "Niniejsze opracowanie koryguje wiele narosłych mitów i przekłamań dotyczących dowódcy Batalionu. Głównym z zarzutów stawianych Antoniemu Żubrydowi to zabójstwa Żydów i ludności cywilnej. Nie zapominajmy, że propaganda komunistyczna tego okresu nagminnie pomawiała żołnierzy podziemia o antysemityzm i bandytyzm. W świetle ujawnionych w ostatnich latach dokumentów w jednoznaczny sposób można stwierdzić, że Żydzi ginęli z rąk żołnierzy podziemia niepodległościowego nie z powodu swojej narodowości, tylko za działalność agenturalną. Odnosi się to również do ludności cywilnej. W przytłaczającej większości przypadków ludzie ci współpracowali z UB, bądź innymi organami aparatu represji, byli aktywistami reżimowych partii politycznych lub innych organizacji i instytucji tworzonych przez komunistów". Waldemar Basak "Rzecz o majorze Antonim Żubrydzie" str. 229 wydanie II Ruthenus "Twarz w twarz z zabójcą" Janusz Niemiec [...] Prowadzone przez prokurator Hannę Solarewicz śledztwo jednoznacznie wykazuje, że Jerzy Vaulin jest zabójcą. Wobec faktów Vaulin przyznał się do morderstwa. Pewnego dnia około południa zapukał do drzwi mojego mieszkania i wręczył mojej żonie Izabeli list zatytułowany Do Syna. Jest to 5-cio stronicowy maszynopis bez podpisu z szokującym mnie wstępem, który pozwolę sobie zacytować Słowa te kreśli człowiek który przed pół wiekiem odebrał życie Pańskim rodzicom. W dniu 24 października 1997 r. w dniu dokładnej pięćdziesiątej rocznicy tego dramatu powstała możliwość, a nade wszystko konieczność, złożenia na pańskie ręce tego wyznania. W dalszej części tego listu Vaulin przedstawia swoją wersję wydarzeń opierając swoje relacje na konieczności obrony swego życia. List ten natychmiast przekazałem do prokuratury w Brzozowie, która przygotowywała w tym czasie akt oskarżenia. W dniu wręczenia listu mojej żonie byłem w pracy, dlatego nie doszło do naszego pierwszego spotkania. Przyznam szczerze, ze moja reakcja na to wydarzenie mogła być nieprzewidywalna. W tym czasie, reportaż Piotra Lipińskiego w "Gazecie Wyborczej" o śmierci małżeństwa Żubrydów wywołał zainteresowanie tym tematem Wytwórnię Filmów Dokumentalnych w Gdańsku, która postanowiła nakręcić krótki film. Realizatorzy tego filmu planowali doprowadzić do spotkania Jerzego Vaulina ze mną, ale do tego wydarzenia nie doszło. Film przedstawia Vaulina jako człowieka cynicznego, pełnego buty i pewności siebie. Na pytanie dlaczego zamordował Żubrydów odpowiada: że może z sadyzmu, a może lubię zabijać ludzi? [...] Ostatnie moje spotkanie z zabójca Rodziców miało miejsce dwa lata temu w Sanoku. Odbyło się z inicjatywy Telewizji TVN Kraków, która planowała nakręcenie 3 odcinkowego filmu o historii mjr Żubryda. Vaulin oczekiwał mnie na brzegu Sanu, wyciągnął rękę na powitanie której naturalnie nie przyjąłem. Po chwilowej ostrej dyskusji między nami spotkanie zakończyła cyniczna i szokująca wszystkich obecnych odzywka J. Vaulina o następującej treści: Czy w związku ze śmiercią Rodziców otrzymał pan od państwa odszkodowanie, bo jeśli tak to powinien Pan być mi wdzięczny i mi podziękować Spotkanie to zostało utrwalone przez kamerę TVN. Janusz Niemiec Mirocin, 25 VIII 2010 r" W kręgu "Łun w Bieszczadach". Szkice z najnowszej historii Bieszczad" Grzegorz Motyka "[...] Jakkolwiek było, śmierć Żubryda oznaczała kres działalności oddziału. Większość partyzantów zrezygnowała z prowadzenia dalszej walki, część ujawniła się, korzystając z amnestii ogłoszonej w 1947 r. Niektórzy, np. Franciszek Mandzelewski i por. Tadeusz Puchacz, wyjechali na Ziemie Odzyskane. Funkcjonariusze bezpieczeństwa prowadzili jednak dalej śledztwo. W 1950 r. przeprowadzili serię aresztowań byłych członków placówki w Mrzygłodzie, aresztowano m.in. wówczas Franciszka Mandzelewskiego i Bronisława Bodziaka (obu skazano na karę śmierci, zamienioną następnie na wieloletnie więzienie. Jeszcze w 1964 r. został aresztowany na Ziemiach Odzyskanych por. Tadeusz Lipski vel Puchacz i skazany na 10 lat więzienia. "Na wszelki wypadek" SB inwigilowało byłych "Żubrydowców" aż do lat osiemdziesiątych. Z akt IPN wynika, iż funkcjonariuszom UB udało się zabić 23 i aresztować 115 partyzantów Żubryda. Schwytano również 38 współpracowników zgrupowania. Z możliwości ujawnienia się skorzystały 174 osoby związane z oddziałem. W wyniku akcji partyzantów śmierć miało ponieść: 17 funkcjonariuszy UB, 7 milicjantów, 11 żołnierzy WP, pięciu czerwonoarmistów, pięciu aktywistów PPR i PPS, cztery osoby podejrzane o współpracę z UB, sołtys, wreszcie osiemnastu cywilów "z tego połowa narodowości ukraińskiej". Inne dane podał gen. Pożoga, według którego "oddział Żubryda liczył 265 ludzi i na swoim koncie zapisał 57 zabójstw, 29 postrzeleń, 40 rozbrojeń, 85 napadów rabunkowych i 55 zamachów". 28 czerwca 1994 r. sąd w Rzeszowie uznał, że Żubryd działał na rzecz niepodległej Polski. Do dziś jednak wiele osób sprzeciwia się jego pełnej rehabilitacji. Niejedna z akcji oddziału faktycznie budzi wątpliwości moralne i wymaga pełnego wyjaśnienia (szczególnie zabójstwo), ale podobne emocje wywołuje próba oceny działalności innych dowódców antykomunistycznej partyzantki na Lubelszczyźnie, Białostocczyźnie czy Podhalu. Nie jest też z pewnością czymś zdrożnym, iż Żubryd był synem szkolnego woźnego, ani to, że jego zgrupowanie było raczej "konspiracją podoficerów" niż - jak to było w wypadku AK - przedwojennych oficerów. Być może niechęć do Żubryda wywołuje jego praca w sanockim UB. Zdaniem niektórych nawet ucieczka do podziemia była ubecką prowokacją, mającą na celu rozpracowanie środowisk niepodległościowych. Jednak Żubryd nie był jedynym "żołnierzem wyklętym", który przeszedł podobną drogę. Dobrym przykładem jest tu działający na Podhalu Józef Kuraś "Ogień', którego biografia i akcje zbrojne budzą podobne kontrowersje. Mimo to jest traktowany jako symbol walki o wolność mieszkańców Podhala. Oddział Żybryda był najaktywniejszym polskim zgrupowaniem antykomunistycznej partyzantki w Bieszczadach i w Beskidzie Niskim. Z kolei poparcie udzielane mu przez miejscową ludność dobitnie pokazuje, po czyjej stronie stały wówczas sympatie bieszczadzkich Polaków."
  14. Lokalne przysłowia i porzekadła

    Bojkowskie Szej i pure -darmo ne side - szyj i pruj ale darmo nie siedź Z chudzoho konia na syrodku dorohy złaź - z chdzego konia i to na środku drogi należy zleźć Jak cia proszut - nestczasty, a jak cia nie proszut - cełkom ne hody - jak cię zapraszają - badź nieczęstym gościem, jak nie zapraszają to w ogóle nie chodź Pogórzanie zachodni Oj Błoze, Błozycku nie było to jak przy cycku W języku ni ma kłości, różnie się i skrzywi i sprości Kizda liska chwoli swój łogon z bliska, a z daleka ble glo wlekla --------------------------------------------------------------------- Dziś chciałabym zaprezentować ciekawą książkę, którą "zdobyłam" w skansenie w Szymbarku. "Poznajemy gwarę naszych dziadków" to pokłosie programu zrealizowanego kilka lat temu w szeroko rozumianych okolicach Gorlic. Projekt powstał dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu "Edukacja kulturalna i upowszechnienie kultury. Ochrona dziedzictwa kultury ludowej". Był realizowany przez pracowników Ośrodka Budownictwa Ludowego w Szymbarku, a jego celem było zachęcenie młodzieży do zapoznania się z tradycją, kulturą duchową, obrzędami, wierzeniami i popularyzacja gwary pogórzańskiej. Składał się z trzech etapów: samodzielnego gromadzenia przez uczniów gimnazjów z Kobylanki, Rożnowic, Szymbarku, Uścia Gorlickiego materiałów w postaci ankiet, zapisów tekstów ludowych, warsztatów edukacyjnych oraz konkursu w formie pracy pisemnej. Na postawie zebranych materiałów powstał słownik gwary pogórzańskiej. Kim byli Pogórzanie? Grupą etnograficzną "przejściową" pomiędzy grupami nizinnymi, a górskimi zamieszkującą teren pomiędzy Dunajcem, a Sanem. Graniczyli z Lachami Sądeckimi, Krakowianami wschodnimi, Rzeszowiakami i Łemkami i Dolinianami. Z bogatą kulturą Pogórzan, z ich dorobkiem materialnym można zapoznać się w skansenach: w Szymbarku http://www.gorlice.art.pl/oddzialy-muzeum/skansen-wsi-pogorzanskiej.html w Sanoku http://skansen.mblsanok.pl/a/strona.php?dir=../pogorzanie&id=pogorzanie w Nowym Sączu http://www.muzeum.sacz.pl/47,17,Wiecej_o_Sadeckim_Parku_Etnograficznym.htm Książkę tę otrzymałam od Pań Autorek, podkreślały iż nie ma ona charakteru naukowego, jest wydawnictwem popularno-naukowym, poznawczym adresowanym do młodzieży, miłośników etnografii i okolic Golic. Mimo tych zastrzeżeń należy podkreślić iż jest to wydawnictwo o charakterze monograficznym, zrealizowane we współpracy z naukowcami m.in. z Instytutu Języka Polskiego PAN w Krakowie. Moim zdaniem jest to ciekawa lektura wprowadzająca czytelnika w zagadnienia etnograficzne. Bardzo cenny jest słownik gwary pogórzańskiej i prezentacja przyśpiewek i legend. Książeczka jest ładnie wydana, na dobrym jakościowo,grubym papierze, miękka okładka, klejona (fatalnie, rozpadła mi się po pierwszym czytaniu), bogato ilustrowana. Jednym słowem jest to interesująca lektura godna polecenia. Tytuł: "Poznajemy gwarę naszych dziadków" Redakcja: Anna Niemczyńska-Szurek, Barbara Wojnarska Wydanie: I Stron: 68 ISBN: 978-83-926-042-6-6 Wydawca: Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach Szymbark 2008
  15. Książka, którą właśnie czytam to...

    Stary katalog wystawy z 1990 r. "Ceramika pokucka ze zbiorów Aleksandra Rybickiego w Muzeum Historycznym w Sanoku" autorstwa Artura Baty. Aleksander Rybicki był niezmiernie barwną postacią m.in. przedwojennym kustoszem muzealnym, Kurierem Beskidzkim, łącznikiem rządu emigracyjnego z krajem, 10 lat spędził dzięki wielkiemu bratu w okolicach Workuty, założycielem sanockiego skansenu, a przede wszystkim kolekcjonerem. Swój wyjątkowo piękny zbiór ceramiki pokuckiej zostawił w spadku Muzeum Historycznemu w Sanoku. Kolekcja jest cudna ale niestety spoczywa w kazamatach muzealnych. A szkoda, bo to jeden z najładniejszych zbiorów tego typu w Europie. Półmalojika mam nadzieję, że będzie kiedyś wystawiana. Jak piękny jest to zbiór możecie przekonać się zaglądając na stronę internetową muzeum. Chwalą się czymś wyjątkowym tylko w ten sposób http://www.muzeum.sanok.pl/?p=98
  16. Najmniej lubiany szkolny przedmiot?

    Nie miałam szczęścia do naprawdę dobrych nauczycieli. Nauka nigdy nie sprawiała mi trudności o ile mogłam zrozumieć zagadnienie. Do tej pory nie potrafię sobie przyswoić niezrozumiałych dla mnie tekstów, nie potrafię nauczyć się czegoś trwale na pamięć. Przedmiot, którego nie lubiłam to chemia, jedyna dwója na półrocze w liceum to z chemii. Później moją piętą Achilesową była informatyka, nieszczęsna nie byłam w stanie pojąć dosa, nie pomogło rzucanie indeksem w drzwi. Musiałam poprawić 1 albo pożegnać się ze szkółką.
  17. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Kurs był na bardzo wysokim poziomie. Niestety, były wyjątki. Jakby Ci to wytłumaczyć? Słyszałeś o złotym podziale w autokarze? Cześć przewodników w to wierzy. Ponoć grupę można podzielić w ten sposób, że 1/3 osób siedzących w autobusie, tych z przodu słucha przewodników, a pozostałe go olewają.Przy czym końcówka znajdująca się z tyłu nastawiona jest tylko na imprezowanie. I tego typu dyrdymały.
  18. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    1. Przewodnicy są indywidualistami. W moim przypadku nie sprawdziły się. Większość przewodników w nie wierzy i do nich stosuje się. 2. Trudno mi generalizować. Mi osobiście najtrudniej jest odpowiadać na proste pytania dotyczące życia codziennego. Zdecydowanie łatwiej mi odpowiedzieć na tzw. trudne pytania związane z wiedzą. Największe trudności sprawiła mi grupa cudownych ludzi z okolic Radomia, to byli rolnicy, którzy często pierwszy raz w życiu wyjechali na wycieczkę zasponsorowaną przez wójta. Dala mnie to była męka, ich nie interesowała historia, sztuka itd, ale proza dnia dzisiejszego. Po ile jest skupowane mleko w Bieszczadach, co rolnicy hodują, ile mleko ma tłuszczu, czy nie ma problemów ze zbytem, jaka jest tu klasa ziemi, co jemy, jak tu jest z oświatą. Pamiętam,że non stop musiałam telefonicznie szukać informacji. 3. Znam znakomitych przewodników, wiedza, że heej, ale nie są tolerowani przez grupy. Brak im zaangażowania, pasji, to odrzuca ludzi.
  19. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Przewodnik przede wszystkim musi dostosować swój przekaz do grupy. Każda grupa jest inna, ma inne zainteresowania. Dla mnie to jest najważniejsze, podmiotowe traktowanie turystów, przekazanie im w sposób ciekawy rzetelnych informacji. Tym właśnie charakteryzuje się dobry przewodnik. Oczekiwaniami? Nie rozumiem, nigdy w swojej pracy nie spotkałam się z tym aby ktoś domagał się ode mnie przedstawienia wykoślawiałego obrazu wydarzeń. Oczywiście, zdarzają się nieciekawe historie, w prawie każdej grupie są osoby chcące udowodnić, że ja wiem lepiej. Pozwalam się im wygadać, jeżeli naprawdę są zainteresowani tematem to zamiast prowadzić jak ponoć Pan Bóg przekazał grupę wdaję się w dyskusję. Dawno złamałam wszelakie zasady prowadzenia grupy, które nam wpajano. Bywa, szczególnie, gdy jestem z grupą kilka dni, że zaczynamy rozmowę przed wejściem do autokaru, a kończymy przy obiadokolacji. W międzyczasie zwiedzamy. Przeważnie jest to obustronny przepływ informacji. W Bieszczadach to nie historia budzi emocje ale przyroda. Dwukrotnie zdarzyło mi się, że uczestnik wycieczki zabrał mi mikrofon. Dwukrotnie to dotyczyło wilków, raz nadleśniczy z Bieszczadów, kiedy relacjonowałam wyniki badań naukowców, a drugi raz na szkoleniu naukowiec, którego wyniki badań kiedyś prezentowałam. Pochwaliłam się pierwszym wypadkiem więc uściślaliśmy ile to wilków żyje w Bieszczadach. Osobom niezorientowanym w temacie powiem, że dane są rozbieżne, leśnicy i mysliwi twierdzą, że jest ich 120, a badania DNA iż 35. Inna przygoda. Możesz sobie wyobrazić co działo się w czasie oprowadzania, w autokarze byli samorządowcy z okolic Augustowa, przyjechali w Bieszczady zobaczyć jak u nas rozwiązuje się konfliktowe sytuacje związane z remontem i budową dróg, gdy zaczęłam się bardzo pozytywnie wypowiadać o blokadzie Rospudy. Kłócili się trzy dni, a czwartego tak wdałam się w dyskusję, że wsiadłam w Rzeszowie zamiast w Lesku, :thumbup: Lubię radiomaryjne wycieczki, często prowadzę pielgrzymki. To są wspaniali ludzie, często niezbyt zamożni, dla nich przyjazd w Bieszczady to święto. Są bardzo otwarci, doświadczeni życiowo i nie wierzą w schematy. Dla przewodnika najgorsza jest obojętność i koncentracja grupy na opilstwie. Z takimi grupami nie lubię pracować, męczę się. Takie grupy prowadzę tylko jeden dzień, przeważnie mam możliwość zamiany. Koledzy biorą tę, której ja nie chcę prowadzić, a ja idę do następnej. Do wszystkich gości przemawia jedno. Pasja, oni chcą poznać Bieszczady, przez chwilę na te górki patrzą się moimi oczyma, w zdecydowanej większości im to wystarcza.
  20. Książka, którą właśnie czytam to...

    Skończyłam czytać pamiętniki Michała Kunickiego "Muchy" polsko-sowieckiego partyzanta. "Pamiętnik "Muchy" wydanie II z 1967 r. więc potwornie zniekształcona historia. Miałam nieprzyjemność poznać Kunickiego na spotkaniach w szkle podstawowej i na rajdach jego imienia. Byłam wstrząśnięta słuchając opowieści, niesłychane okrucieństwo, oko za oko, ząb za ząb.Oczywiście, wspomnienia ocenzurowane, fakty wygładzone, wszystko podlane internacjonalistyczno-komunistycznym sosem. Książka świetnie napisana, akcje brawurowe, wszystko czarno-białe.
  21. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Przeprasza, masz rację.I tak mi się to nie podoba. Wiedza w tym zawodzie to jedna z podstaw. Sama jestem prawie samoukiem, wiem ile sił musiałam włożyć w naukę zawodu, w ilu szkoleniach uczestniczyłam, ile szkolenia mnie i UE kosztowały. To średnie to mimo wszystko pewność, iż dana osoba posiada jakąś tam wiedzę ogólną.
  22. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Przeglądam listę, Jezu oni uwalniają nie tylko zawód przewodnika górskiego ale i wysokogórskiego. Czysta paranoja. Franek spod budki z piwem będzie prowadził po Himalajach. Uwolnione zawody 29.Przewodnik turystyczny miejski 30.Przewodnik turystyczny terenowy 31.Przewodnik turystyczny górski 32.Przewodnik górski międzynarodowy 33.Pilot wycieczek 45.Marynarz motorzysta żeglugi śródlądowej 46.Starszy marynarz żeglugi śródlądowej 47.Bosman żeglugi śródlądowej 48.Sternik żeglugi śródlądowej 49. Stermotorzysta żeglugi śródlądowej Pozostanie walka w sejmie albo przekwalifikowanie się. Zostaję bosmanem. Nic to, że nie znam się na żeglowaniu.
  23. Wrzucę tu swoje trzy grosze. Koncentrujecie się na sztuce zachodu, w naszych muzeach są jednak arcydzieła wschodniej sztuki sakralnej. Wśród ikon są prawdziwe arcydzieła, wśród nich jest np. piękna Hodegetria z Paniszczowa http://www.muzeum.sanok.pl/?p=3703#more-3703 czy ikona Michała Archanioła ze sanockiego skansenu http://skansen.mblsanok.pl/a/strona.php?dir=../wystawy&id=ikona
  24. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Przeczytałam apel. Wiem na co porywacie się, obyście znaleźli swoje miejsce. Na razie jesteście na początku drogi,najtrudniejsze przed Wami,musicie znaleźć klientów i utrzymać się na rynku. Proszę nie idźcie błędną drogą i nie wchodźcie w obniżkę cen. To nikomu nie służy. Przemawia do mnie argument, że uwolnienie zawodu wymusi podwyższenie jakości świadczonych usług.Niech wygra lepszy, z całego serca życzę powodzenia.
  25. Wolne przewodnictwo tak czy nie?

    Mam mieszane uczucia. Przede wszystkim poprzedzone konsultacjami, to nasze górsko-turystyczne środowisko zadecydowało o takim rozwiązaniu problemu. Poza tym przewodnicy miejscy, przede wszystkim z Krakowa poprzez swoje idiotyczne zachowanie tzn.za ściganie turystów zapracowali sobie w pełni na zmianę przepisów. Dochodziło do dziwnych sytuacji, krakowski profesor oprowadzający swoich gości miał problemy z powodu nadinterpretacji przepisów. Moim zdaniem to był skandal. Ostatnio rozmawiałam ze specjalistą od Twierdzy Przemyśl, to pasjonat, autor wielu książek, będzie z nami współpracował o ile czas Mu pozwoli, goście wstępnie są zainteresowani programem. Obawiał się, że będzie miał z tego powodu problemy ze strony przemyskiego PTTK. Oczywiście, sprawę rozwiązałabym, przy tego rodzajach programach będziemy towarzyszyć jako przewodnicy biorąc na siebie pilotaż i atrakcje turystyczne na trasie dojazdowej (cieszę się jak szczypiorek na wiosnę, zresztą Koledzy też, wreszcie dobrze poznamy Twierdzę). W świetle zapowiadanych zmian ten specjalista będzie mógł niepokojony dzielić się swoją wiedzą z każdą grupą, która będzie zainteresowana. Tylko ilu tego rodzaju specjalistów będzie chciało pracować jako przewodnicy? Moim zdaniem niewielu. Do zawodu być może wejdą znajomi królika, osoby, które za parę groszy będą wciskać kit turystom. Moim zdaniem powinien być jednak egzamin państwowy, czyli sprawdzian wiedzy.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.