Skocz do zawartości

Mariusz 70

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,547
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Mariusz 70


  1. Ufffff...

    Kompedium to usilowano robic swego czasu w CCCP.Ze 20 tomow tego bylo,nawet mialem polskie wydanie,ale ze byla to "wiedza" sowiecka to nieszczegolnie polecam. :blink:

    Jak sadze,chodzi Ci raczej o cos madrzejszego i mniejszego objetosciowo.No to moze J.F.C.Fuller "Druga Wojna Swiatowa 1939-1945".Ale jest maly klopot,bo nie wiem kiedy to ostatnio wznawiano.Ja mam MON-owskie wydanie z 1958 roku,a wiec szukac nalezy na Alegro lub w dobrych bibliotekach(w garnizonowych znajdziesz bez problemu).Wszystkiego stron niemal 600,ale czyta sie latwo,pisal fachowiec i tlumaczy lopatologicznie.


  2. Witam, pragnę kupić kobiecie książkę o tematyce starożytny egipt. Zaznaczam, że posiada ona dość znaczną wiedzę w tym temacie jak i pokaźny zbiór książek.

    Cena nie gra roli, liczy się uśmiech na twarzy mojej kobiety.

    Jeśli macie jakieś tytuły, bardzo proszę o nie. Najlepiej parę sztuk. Z góry bardzo dziękuję i myślę, że ten temat nie tylko mi się przyda.

    Serdecznie pozdrawiam!

    Tak szperam po regale i sie zastanawiam.Jezeli faktycznie Twoja dama tematem sie interesuje to niezbyt sensowne jest nabywanie dostepnych klasykow,bo miec to moze.Jako,ze mowimy o prezencie to sadze,ze i edycja powinna miec wyglad atrakcyjny.Ja bym polecal album "Egipt.Swiat faraonow".Jest to praca zbiorowa pracownikow amerykanskich muzeow,napisana lekko,ale tez i fachowo.Omawia poszczegolne zagadnienia starozytnego Egiptu.A wiec poszczegolne epoki historyczne,architekture,sztuke,zagadnienia socjologiczne,teologie,czy badania archeologiczne.Co wiecej jest to ilustrowane kilkuset pieknymi fotografiami,wszystkie z szerokim komentarzem,a nawet wymiarowaniem i miejscem gdzie dany eksponat sie znajduje.Nie jest to tez co ze zdziwieniem stwierdzilem praca zbyt popularna.Znawcy po prostu biora ja za kolejny kolorowy,a niewiele wnoszacy album(sprawa wygladu nie tresci),a dla przecietnie zainteresowanych osob jest to chyba ksiazka zbyt fachowa.Nabyc mozna np.w ksiegarni Historyton.Cena 60 zl,a wiec bez zdzierstwa,bo tomiszcze ponad 500 stron posiada,a wszystko na kredzie i w kolorze:

    http://historyton.pl/catalog/product_info.php?products_id=7802

    Jesli by miala,by to byc powiesc to jest niedawno wydany klasyk gatunku.Mika Waltari "Egipcjanin Sinuhe".Jest tez edycja w twardej oprawie,a wiec na prezent bardziej odpowiednia.Tyle,ze to powiesc znana,a wiec lepiej sprawdzic czy Twoja pani juz tego nie posiada.

    http://historyton.pl/catalog/product_info.php?products_id=14922


  3. Neapol.

    Jako,ze po wizycie w Pompejach zostalo nam jeszcze troche czasu,to postanawiamy zwiedzic centrum Neapolu na wlasna reke pieszkom.Caly ten bowiem objazd autobusem,mozna sobie prawde powiedziawszy ,gdzies bardzo gleboko wsadzic.Neapolitanska przystan turystyczna ma te wielka zalete,ze znajduje sie dokladnie naprzeciw Castel Nuovo i Palacu Krolewskiego.Wystarczy przejsc tylko ruchliwa ulice.Castel Nuovo to stara i ponuro wygladajaca forteca pamietajaca jeszcze czasy Andegawenow.Pozniej wladcy dynastii aragonskiej ja przebudowywali,ale nawet dodanie jasnego luku tryumfalnego w XV wieku nie zlagodzilo jej groznego wygladu.Zamek mozna zwiedzac za oplata.Sasiaduje z nim Palazzo Reale,autorstwa Domenico Fontany,ktory mial poczatkowo sluzyc hiszpanskim wicekrolom.Pozniej stal sie rezydencja neapolitanskich monarchow.Szukalem jakis sladow JKM Joachima Murata i faktycznie od strony wielkiego Piazza del Plebiscito fasade zdobia pomniki wybitniejszych wladcow.Z radoscia odnalazlem i cesarskiego szwagra.Reka na piersi,dumna mina,szabla u boku.Wszystko jak nalezy,a wiec o najbarwniejszym napoleonskim marszalku na szczescie nie zapomniano.I slusznie.Sam plac jest ogromny,niegdys sluzyl do przegladu wojsk,a ze jest zamkniety dla ruchu kolowego to przy odrobinie dobrej checi mozemy sobie wyobrazic i polskich lansjerow,ktorzy tu paradowali przed krolem Joachimem.

    Nieopodal palacu mamy tez znana Galerie Umberta I.Niezwykle elegancki pasaz przykryty monumentalna szklana kopula,obecnie mieszczacy drogie sklepy ,restauracje i kawiarnie.A jesli o gastronomii mowa to oczywiscie obowiazkowa bedzie degustacja przynajmniej takich delicji jak kawa po neapolitansku i pizzy margerity.Z kawa prosze ostroznie,zwlaszcza na tarasach slynnych placow itp.turystycznych miejsc.Wlosi dla swoich gosci sa w takich wypadkach bezwzgledni finansowo i mozna sie rachunkiem nieprzyjemnie zdziwic.Lepiej przejsc jjakies 100 metrow dalej i odwiedzic mila kawiarenke w bocznej uliczce.Natomiast z pizza(wynalazek z Neapolu) nie mamy takich klopotow.Solidna porcja kosztuje smieszne grosze,mozemy ja zjesc na stojaco,a zawsze bedzie swierza i pyszna.

    Co jeszcze warto zobaczyc w okolicach Krolewskiego Palacu,bo na dalszy wypad naprawde juz nie mielismy czasu.Ano warto sie zapuscic w region Quartieri Spagnoli.Czyli dawna dzielnice gdzie stacjonowali zolnierze budzacych w Europie groze hispanskich tercios.Labirynt waskich uliczek najlepiej oddajacy typowa neapolitanska atmosfere.No i ta suszaca sie wszedzie na sznurach bielizna tez robi swoje,a przy okazji wiemy jakie to reformy,dessus,stringi czy slipy nosza autochtoni. :rolleyes:

    Tutaj film polskiego turysty,ktory odbyl identyczny w zasadzie jak my spacer,a i nawet "mojego" Joachima Murata na nim szczesliwie umiescil.

    http://www.youtube.com/watch?v=NlmsLcFFRQo&feature=related


  4. Jacek Piekara "Miecz Aniolow".

    Dalsze przygody mistrza-inkwizytora Mordimera.W pieciu opowiadaniach zwalcza roznej masci plugastwo tego swiata,z tym ze wyraznie narasta konflikt miedzy Inkwiytorium,a papieskim Rzymem.Dowiadujemy sie tez,ze Bog...odszedl.

    Wszystko ladnie,w dobrym pana Jacka Piekary stylu tylko mala wtopa z nowym wydaniem.Poprzednie tomy byly w ladnych, tracacych ciemnymi wiekami okladkach.A tu nagle nowoczesna edycja ze zdjeciem jakiejs seksi modelki. :( Ani to do tresci nijak nie pasuje,a i na regale caly cykl mocno szpeci wizualnie.Dobrze,ze mamy przynajmniej ilustracje w starym stylu, autorstwa Dominika Bronka.


  5. Walter M.Miller,jr."Kantyczka dla Leibowitza".

    Dziwna powiesc.

    Cz.1.Fiat Homo.

    Po wojnie nuklearnej ocaleni zwracaja sie przeciw nauce.W ogien ida zarowno ludzie jak i ksiazki.Aby w calym tym szalenstwie ocalic dorobek cywilizacyjny Issak Leibowitz wstepuje do klasztoru i z innymi zakonnikami ukrywa przed dzicza rozmaite woluminy.600 lat pozniej zostaje kanonizowany.

    Cz.2Fiat Lux.

    Mija kolejne 600 lat.Mamy epoke ,ktora mozna nazwac odpowiednikiem renesansu.Do klasztoru Sw.Leibowitza przybywa uczony,ktory bada ocalone dokumenty co umozliwia duzy skok cywilizacyjny.

    Cz.3.Fiat Voluntas Tua.

    Kolejne 600 lat i ludzkosc ponownie staje na progu nuklearnej zaglady.Kosciol wysyla w kosmos grupe braci od Sw.Leibowitza z archiwaliami,aby ratowac ponownie cywilizacyjny dorobek.

    W zasadzie hold oddany mnichom, ktorzy ocalili dla nas dziedzictwo starozytnosci.Ciekawe, bo napisane w formie powiesci SF.

    Nie mniej interesujaca jest postac samego autora.Pochodzil z amerykanskiego poludnia,w 1941 przerywa studia i wstepuje do lotnictwa.Jako radiotelegrafista-strzelec pokladowy,zaliczyl 53 misje bombowe nas Wlochami i Balkanami.Uczestniczyl w bombardowaniu klasztoru na Monte Casino,co okazalo sie sie dla Millera szczegolna trauma.Po wojnie przechodzi na katolicyzm i zaczyna pisac ksiazki.


  6. Andrzej Pilipiuk "Homo bimbrownikus".

    Kolejne przygody cudacznych staruszkow:Jakuba Wedrowycza i Semena Korczaszki.Akcja jednego z opowiadan dzieje sie nawet w siedemnastowiecznym Lwowie,a wiec jest nieco historycznie.Poza tym jak zawsze sporo wstretow z bylej profesji autora,czyli archeologii.

    Wydala Fabryka Slow.


  7. Osiołek ante portas - bezcenne! Zazdroszczę :) A dlaczego Fany zaprzestała Cię odwiedzać (używasz czasu przeszłego)?

    Znam los osiołków z Santorini i będąc tam staram się działać na zasadzie "czego oko nie widziało...".

    Tę samą robotę wykonują osiołki w Lasithi (wiozą turystów do groty Zeusa) i te z Rodos (konkretnie z Lindos). Z obsługi rolnictwa zostały przeniesione do resortu turystycznego. Sama nie wiem co dla nich lepsze.

    Fany sie nie zjawia juz z jakies 5 lat.Pastuszek zrezygnowal z coraz mniejsze zyski przynoszacego interesu.Baranina droga,ludziska jedza coraz wiecej kurczakow bo tanio.

    Ta ginaca profesja to tez temat rzeka,a i osiolkom przy okazji sie niestety dostaje.

    Tak przy okazji zerknalem na liczbe osiolkow w Hiszpanii.Populacje klapoucha oblicza sie w tym kraju na 75.000 z tendencja spadkowa.

    Inna przypadkowa ciekawostka jaka znalazlem mapka z oznaczeniem zamieszkania osob noszacych szlachetne nazwisko Burro(osiol).Wystepuja w takich regionach:

    http://www.miparentela.com/mapas/detalles/burro.html

    Osiolki moga byc niebezpieczne.Zwlaszcza jak ktos zalatwia tzw.duza potrzebe w miejscu nieodpowiednim.Oto przyklad,ktory zamieszczam oczywiscie nie w celach obrazy moralnej,ale ku przestrodze osob lekkomyslnych :P

    http://www.youtube.com/watch?v=4KRpZ8gcuu4


  8. "Krzyzacy.Historia,zamki,bitwy" .Praca zbiorowa.Wyd.Carta Blanca.

    Mialem to w rece w Polsce,dlugo sie zastanawialem i zwatpilem.Potem odczekalem kilka miesiecy i uleglem pokusie.Ot taki okolicznosciowy(600 lat Grunwaldu)ladnie wydany i niewiele wnoszacy albym.Zdjec ladnych wprawdzie wiele,ale czesc z nich to te rekonstrukcyjne popisy,ktore najczesciej mnie gorsza,bo "rycerze" zazwyczaj chlopska moda na piechote walcza,a i wiekszosc z nich to raczej jakas galganiarska kpina niz solidna historyczna rekonstrukcja.To tak jakbysmy odstawiali bitwe pod Mokra i zamast czolgow, by zasowali pancerniacy niemieccy piechota.Film Monty Phytona raczej mi zawsze te wyglupy przypominaja.

    Sa jednak tez zalety.Np.bardzo przyzwoita mapa polnocnej Polski,rejonu Krolewca i krajow baltyckich z zaznaczeniem ponad setki obiektow.Pozniej mamy te wszystkie zamki calkiem ciekawie omowione i najczesciej opatrzone fotografiami.Mamy wiec przedstawionych :

    -69 zamkow w Polsce

    -15 w Rosji

    -5 na Litwie

    -15 na Lotwie

    -15 w Estoni

    -1 w Rumunii

    -1 w Czechach

    -3 w Niemczech

    Historia poszczegolnych obiektow tez napisana ciekawie,choc zazwyczaj smutna.Wiekszosc to smetne ruiny za sprawa szwedzkiego czy sowieckiego wandalizmu,oraz bezmyslnosci pruskiej administracji.Obecnie jest zdecydowanie lepiej,jak wynika z analizy ich obecnego stanu.Dwa z nich(w Talinie i Rydze)awansowaly nawet na rzadowe siedziby.Dosc widoczny niestety jest natomiast brak zainteresowania tego typu zabytkami w Rosji.Tylko w trzy pelnia role jakichs prowincjonalnych klubow czy domow kultury,reszta przyslowiowo: paszla w drobiezgi. :( Wymownym przykladem sa tu losy zamku w Krolewcu.Nie dosc ,ze nie zadbano o jego odbudowe po wojennych zniszczeniach ,to jeszcze w 1968 roku rozkazem samego genseka Brezniewa wysadzono pozostalosci w powietrze.Na jego miejscu mial stanac cudny tzw.Dom Sowietow,ale i tego nawet nie ukonczono,tak ze dzisiaj straszy tam jakas koszmarna zelbetowa ruina.Stad wniosek ze gensek Leonid nie tylko fizycznie,ale i umyslowo malpiszona bardzo przypominal.

    Udala sie tez wydawcom okladka.Kasztelan zamku w Golubiu-Dobrzyniu na niej widnieje,w stroju Wielkiego Mistrza Zakonu NMP.Na koniu kropierzem okrytym,w pysznej,wspaniale odtworzonej zbroi,nawet iscie "krzyzacka" ,ruda broda autentyzmu tu dodaje.Duze brawa i piekny przyklad dla innych sredniowiecznych "rekonstruktorow".


  9. Swego czasu zachodzil do mojej(konkretnie wspolnej)studni pastuszek z owcami i osiolkiem.Tak juz sie utarlo,ze Fany(bo byla to oslica)po ugaszeniu pragnienia dreptala do moich drzwi i cierpliwie czekala na kromke chleba czy inny poczestunek.Nawet z psami sie zaprzyjaznila.Bardzo urocze stworzenie.

    A wiesz Fodele,ze ja mialem okazje poznac sie blizej z greckimi osiolkami.Na Santorini.Pokonalem na osiolku te straszliwa rampe prowadzaca z nabrzeza do Firy.Odczucia jednak byly mieszane,bo zwierzeta wygladaly nie zawsze najlepiej,a ich opiekunowie(trudno to nazwac opieka)traktowali je okropnie.Przygoda fajna,ale niestety z niepotrzebnymi zgrzytami.


  10. Wlasnie jadac samochodem widzialem sympatyczny obrazek.Pastuszek,stado owiec i osiolek obladowany tobolkami.Mniejsza o pastuszka i owce(te sa w Hiszpanii brudne i smierdzace,pastuszkowie zreszta zazwyczaj tez :blink: ),ale osiolek to juz naprawde kuriozum.Sa nawet z tego tytulu subwencje dla chcacych posiadac takiego czworonoga.W ramach walki o podtrzymywanie tradycji i ginacego,a sympatycznego wszak gatunku oczywiscie.


  11. Pompeje.

    Przespalem wchodzenie do Zatoki Neapolitanskiej.Tzn.trudno bylo nie zaspac,bo jak wyszedlem na poklad to sie dopiero rozwidnialo,a statek juz wchodzil do portu.

    Zatkalo.Doslownie zatkalo,pomimo,ze w Neapolu bylem kilka razy.Wschod slonca,masyw Wezuwiusza,Capri i...USS "Enterprisse" w towarzystwie niszczyciela. :huh: Stal sobie na redzie,calkiem blisko,na tyle,ze mozna bylo jedzac sniadanie ogladac sobie ceremonie podniesienia bandery.Robi efekt i nie przesadze,ze Neapol z Wezuwiuszem wzbudzaly w tym momencie mniejsze u ogolu zainteresowanie.

    W planie na dzien dzisiejszy byly oczywiscie Pompeje i szybki spacerek po centrum Neapolu.Szybki bo czasu niestety nie za wiele.Aby wykorzystac go maksymalnie wykupilismy wycieczke:"Pompeje-Neapol".

    Zwyczajowo na wycieczki ponarzekam,choc tym razem trudno miec pretensje do naprawde kompetentnej,wloskiej pani przewodnik.Zabral nas autobus z portu i po Neapolu "obwiozl".Na tym to mniej wiecej polegalo.Nie ma sensu komentowac,ale zadowolony nie bylem.Wreszcie wybijamy sie z koszmarnego ruchu ulicznego na autostrade i ruszamy w strone Wezuwiusza.Calej drogi jest nie wiecej jak 20-30 minut.Przed wejsciem istny staropolski odpust.Stragany z wszelkiej masci pamiatkami.Od kawalkow lawy,po kopie ceramiki i wyrobow z brazu.Niektore ladne,niektore koszmarnie tandetne.I tez dobrze.

    Jak ktos ma ochote na naprawde ladne pamiatki to nalezy wejsc do pawilonow.Cenny oczywiscie odpowiednie do jakosci,ale i turysta ubozszy moze cos niecos skorzystac.Np.zobaczyc jak artysta wyrabia na miejscu camee czy skosztowac lokalnych wyrobow spirytusowych(pieknie po "pompejansku" opakowane Limoncello naprawde warto nabyc :rolleyes: ).

    Teraz madrzejszy o wlasne doswiadczenia ,stanowczo naprawde zainteresowanym tematem,wycieczki odradzam.Teren jest ogromny, 66 hektarow,a wiec nawet naprawde opetany idea przekazu przewodnik,wszystkiego wam nie pokarze.To absolutnie niemozliwe.

    Najlepiej wiec w centrum Neapolu wsiasc w Ferrovia Circumvesuviana,czyli lokalna ciuchcie ktora doslownie Wezuwiusza okraza,a zatrzymuje sie w Pompejach.Pozniej nabywajac za 10 euro ksiazke-przewodnik "Pompeje"(dostepnych kilka wersji jezykowych)do ktorej zalaczono plan miasta,juz mozemy zwiedzac sami.Na planie zaznaczono 100 wartych odwiedzenia misjsc,a ksiazka je nam opisuje i ilustruje 150-ma fotografiami,do tego 36 rysunkow rekonstrukcyjnych.Poleca tez trzy trasy,ktore mozemy sobie w dowolny sposob laczyc.No i oczywiscie warto na taka wyprawe caly dzien poswiecic.

    Ja niestety spedzilem na terenie wykopalisk zaledwie 2 godziny,a wiec zobaczylem naprawde niewielki fragment miasta.Wchodzilismy przez Porta Stabia,a wiec koszary gladiatorow i dwa teatry.Pozniej przez Via Stabia i jej tawerny do Term Stabijskich.Nastepnie Vinicolo Lupanare i zwiedzanie ladnie odrestaurowanego prostibulu.Potem forum,resztki swiatyn,bazyliki,ekspozycja artefaktow z slynnymi negatywami zwlok i przez Porta Marina do autobusu.Tak patrzac na plan to jakies 25% tego co chcialem zobaczyc. :( Mozna oczywiscie teraz marudzic,ze dlaczego taka trasa,a nie inna,ale jak sie idzie w stadzie to wielkiego wyboru sie niestety nie ma.

    Acha,radze zabrac zapas wody i cos na przykrycie glowki.Nawet jesienia bylo goraco i tlumnie,a cienia niewiele.Wyobrazam sobie co tam sie dzieje w pelni lata.

    Ogolne wrazenie pozytywne.Teren pomimo swego ogromu zadbany,bardzo przyzwoite zaplecze turystyczne,wygodny dojazd.Cena biletu nie przekracza 10 euro,a wiec jak na tego typu atrakcje calkiem znosnie.

    http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=M2oLhd0l0PI&feature=fvwp

    http://www.youtube.com/watch?v=qGRNRva4lc8


  12. Kiedy w Londynie ukazala sie ksiazka Kazimierza Proszynskiego "Poland",zostala opatrzona entuzjastycznym poslowiem Chestertona.Pozwole sobie zamiescic wiekszosc tego ciekawego tekstu,zwlasza,ze rokiem wydania ,byl ow pamietny rok 1920.

    "To wielki zaszczyt moc dolaczyc nawet kilka akapitow do cennej i wartosciowej pracy pana Kazimierza Proszynskiego;ale jesli to robie ,to nie dlatego,bym sobie wyobrazal,ze jestem w stanie cokolwiek do niej dodac,nie mowiac juz o tym,by cokolwiek krytykowac,jako ze jest to dzielo uczone i specjalistyczne.Robie to po czesci dlatego,ze nigdy nie pominalbym okazji,by uczynic cos dobrego dla Polski-tego najbardziej wysunietego,najbardziej rycerskiego i najbardziej zagrozonego przyczolka rycerskosci,permanentnie wszak zagrozonej na tym swiecie.Po czesci zrobie to ,poniewaz choc dziwnie to zabrzmi,jest jedna rzec,i tylko jedna,ktora byc moze zdolam ujac pelniej niz autor.(...)

    Anglia byla wielkim krolestwem chrzescijanskim w czasach,gdy polska rowniez byla wielkim chrzescijanskim krolestwem;i w dziejach obu krajow jest to fakt najwazniejszy.Oba kraje zrozumialy,ze ich niezmiennym,wspolnym wrogiem sa muzulmanie i barbarzyncy,czyli cala ta zewnetrzna,mniej lub bardziej koczownicza anarchia z polnocy i wschodu,ktora zawsze napierala na cywilizacje europejska.Jeszcze niedawno Anglia musiala ratowac sie w ostatniej chwili kosztem zycia tysiecy ludzi,kosztem czterech lat horroru i heroizmu,bo nie zrozumiala w pore,czym jest i gdzie przynalezy.Niemadra,sucha teoria o rasie teutonskiej,wbita wielu anglikom do glowy,uczyla ich,ze stanowia awangarde barbarzynstwa i powinni byc z tego dumni.A jednak w rzeczywistosci Haig,walczyl z tymi samymi wrogami co krol Artur i krol Alfred;Allenby mial takich samych przeciwnikow co Ryszard Lwie Serce i Edward I.Prawdziwi wrogowie Anglii zawsze byli wrogami Polski;lecz Polska ucierpiala duzo mocniej w tej samej bitwie,z tego prostego powodu,ze przypadkiem lezy na wschodzie,na samej linii frontu.(...)

    To,co tu powiedzialem o muzulmanach,tym bardziej odnosi sie do bolszewikow.Mozna myslec,ze bolszewicy glosza istotna prawde,deklarujac rownosc wszystkich ludzi;na tej samej zasadzie muzulmanie glosza prawde,deklarujac,ze Bog jest jeden.Mozna z niesmakiem patrzec na ich rozmaitych reakcyjnych oponentow,ktorzy sa zaledwie reakcyjni;tak jak krzyzowiec mogl z lekka dezaprobata spogladac na Starca z Gor,ktory narkotyzowal zawodowych zabojcow.Mozna traktowac tryumf bolszewicki jako kare za wielkie zlo;w ten sam sposob chrzescijanin mogl myslec o upadku Bizancjum.Wszystko to jednak ani o jote nie zmienialo uczuc chrzescijanina w obliczu faktu-bo byl to fakt-ze muzulmanie to obcy przybysz,ktorzy wtargneli,by zniszczyc cala kulture chrzescijanska.Ci Zydzi,ktorzy zostali dyktatorami w rosyjskich miastach,sa postaciami o duzo mniejszej godnosci niz Saladyn i Saraceni.Ksiega Karola Marksa,traktowana jako zrodlo zasad moralnych,przetrwa duzo krocej niz Koran.Ale nie chodzi o to,czy podobaja nam sie ,albo nie,dzialania muzulmanow i bolszewikow.Najwazniejsze ,czy ich dzialania wywieraja skutki tylko dla nich samych,czy rowniez dla nas.Gdyby chodzilo tylko o rosyjska wladze nad Rosja,bylaby to ich wewnetrzna sprawa.Lecz jesli ma to wplyw na Polske,ma to wplyw rowniez na Anglie.

    Kiedy Jan Sobieski rozpoczal wspaniala szarze polskich jezdzcow,ktora ratujac srodkowoeuropejski Wieden,ocalila przed Turkami cala Europe,nie zastanawial sie,czy Wieden posiada wiele zlych cech,jak Polacy mieli nastepnie odkryc.Nie rozmyslal nad tym ,ze islam stanowil stosunkowo sluszny bunt przeciw zepsutej arabskiej idolatrii.My rowniez nie przeczymy,ze bolszewizm stanowi stosunkowo sluszny bunt przeciw zepsuciu wspolczesnego kapitalizmu.Nie oddawal sie studiom biograficznym,aby ustalic,czy Mahomet byl szczery.My tez nie musimy zawracac sobie glowy szczeroscia Lenina.Jan Sobieski wiedzial,za sprawa tego mistycznego daru,ktory nazywa sie zdrowym rozsadkiem,ze kiedy islam dotarl do pewnego punktu,stal sie sprawa kazdego ochrzczonego i cywilizowanego czlowieka.To samo dotyczy przemocy bolszewickiej.Jesli bolszewizm dociera do pewnego punktu,staje sie sprawa kazdego ochtzczonego i cywilizowanego czlowieka.A dla nas tym punktem jest Polska.

    Nie wierze,by narod polski,ktory przetrwal niewole u trzech poteznych imperiow,mogl zostac ostatecznie pograzony przez jedna tymczasowa anarchie.Lecz wiem,ze gdyby na pewien czas zostal pograzony,oznaczaloby to wielka wyrwe w naszej wlasnej tamie,chroniacej przed powodzia.A poniewaz nie mam ochoty znalezc sie pod falami,nawet przez chwile,napisalem te kilka slow dla wspolnej sprawy calego chrzescijanstwa i dla wolnosci Bialego Orla".


  13. bazylka.jpgbazylka1.jpg

    Spójrzcie tylko jak Bazylka pięknie rośnie!!! :)

    Niepokoi mnie jedynie, że w ogóle nie jest energiczna. Jej aktywność ogranicza się do przejścia do miseczki i wskoczenia na biurko... Jest za to wielkim pieszczochem! Tłumaczę to sobie tym, co przeszła jako malutki kociak i bardzo daleko posuniętą chorobą, z której została wyciągnięta.

    Macie jakieś doświadczenia z kotami po kocim katarze?

    Mialem tego lata niestety tego typu doswiadczenia.Na szczescie nie dotyczyly kotow domowych,ale bandy ulicznikow co sie u mnie okazyjnie dozywia.Masakra.Prawie wszystkie mlode poznikaly(zdechly jak mniemam),brak tez kilku doroslych.Z moich domownikow zarazil sie na szczescie tylko Filemon,ale dobrze jada,a wiec trzyma sie calkiem niezle.Faktycznie spadek energii jest widoczny,zwlaszcza ze to roczny kociak,a wiec powinien broic.

    Apatycznosc u kotki to nie koniecznie skutek przebytej choroby.Tez mam taka kotke z trudnym dziecinstwem co to niezbyt jest aktywna.Miska i sofa,czasem na slonko i praktycznie na codzien brak kontaktu z calym tym towarzystwem.A nigdy nie chorowala.Nie powinnas sie wiec martwic.


  14. Eric Christiansen "Krucjaty polnocne".

    Kolejna w tym roku ksiazka wydana przez REBIS,jaka wpadla mi w rece i ponownie sie nie rozczarowalem.Wydawnictwo trzyma poziom wysoki i to zarowno w formie(twarda okladka,obwoluta,szycie,kolorowe wkladki) i w tresci.Uwadze osob ,co to sredniowieczem sie interesuja goraco polecam.

    Kim jest wiec pan Christiansen? Dunczyk co to ksztalcil sie w W.Brytanii,obecnie profesor New College w Oksfordzie.Wykladal tez w Danii i USA.Tlumacz sredniowiecznych kronik.

    Ksiazka rozpoczyna sie od omowienia rozmaitych zagadnien Europy Polnocno-Wschodniej.Pozniej mamy rozdzialy:

    -Krucjaty polabskie w teorii i praktyce

    -Zbrojni mnisi:ideologia i skutecznosc.

    -Podboj wschodnich krajow nadbaltyckich

    -Teokratyczny eksperyment

    -Krucjata litewska

    -Krucjata przeciw Nowogrodowi

    -Krzyzowcy Europy Polnocno-Wschodniej

    -Schylek epoki krucjat

    Do tego kalendarium,lektury uzupelniajace,systemy monetarne,kolorowych ilustracji kilka,spis wladcow Danii,Szwecji,Zakonu Szpitala NMP,Zakonu KM,Litwy,Nowogrodu.

    Mapy:

    -Region baltycki AD 1100

    -Krucjaty polabskie AD 1147-1185

    -Krucjaty inflanckie i estonskie AD 1198-1290

    -Krucjaty pruskie AD 1230-1283

    -Front litewski AD 1280-1435

    -Front ruski AD 1242-1500


  15. Mesyna.

    Mesyna na pierwszy rzut oka rozczarowuje.Port niezbyt wielki,a na pagorkach jakies bezstylowe domki i kosciolek od czasu do czasu.Nawet ciesnina jakas taka mala.Jednym slowem prowincjonalne zadupie.

    Po zejsciu na lad mile rozczarowane.Nie zeby pasc na kolana,ale zdecydowanie samopoczucie sie poprawia.Po pierwsze do centrum mamy zaledwie kilkaset metrow spacerkiem.Po drugie nieciekawe z oddali miasto okazuje sie calkiem ladne,a wloska zielen jest po pustynnej Hiszpanii i Malcie mile widziana.Deszczu 5 miesiecy nie widzialem,wiec nawet pospolite zielsko w rowie cieszy.

    Mesyna nie miala wesolej historii w ubieglym stuleciu.I warto o tym pamietac ogladajac starannie odrestaurowane zabytki.28 grudnia 1908 roku mialo tu miejsce trzesienie ziemii,rozmiaru kleski dopelnilo bedace jego skutkiem tsunami.Oblicza sie ze zginelo 60-75 tys.osob,a zdjecia przedstawiajace miasto po tej tragedii od Drezna 1945 roku niewiele sie roznia.II WS tez nie byla dla tej miejscowosci laskawa.To tedy ewakuowaly sie oddzialy niemieckie,a wiec miasto bylo intenswnie przez aliantow bombardowane.Efekt uzyskano dosc podobny do wydarzen sprzed kilkudziesieciu lat.Zaczynali wiec mieszkancy Mesyny od nowa.

    Co mozna ciekawego w Mesynie zobaczyc?

    Przede wszystkim katedra.Bez watpienia obiekt sakralny,ktory najwieksze wrazenie na mnie wywarl w czasie tej wyprawy.Z pewnoscia zabluznie,ale niech sie schowa i katedra w Palma de Mallorca.Zapewne za sprawa romanskiego stylu,a tego ani w Polsce,ani w Hiszpanii za duzo nie mamy.Chcialem jakis filmik z pieknym wnetrzem zamiescic,ale nic specjalnie ciekawego nie znalazlem.Moze wiec sekwencja kilku zdjec,ktore i tak nastroju dziedzictwa Bizancjum nie oddaja.

    http://www.minube.com/fotos/rincon/70802/138515

    Do katedry przylega wieza,mieszczaca najwiekszy na swiecie mechanizm zegarowy.Codziennie o godz.12.00 gromadza sie wiec na katedralnym placu tlumy,aby ogladac dziwny spektakl.Najpierw zloty lew trzykrotnie ryczy i glowa kreci,pozniej kogut go nasladuje,nastepnie parada apostolow itp.jaselka."Ave Maria" w tle.Wszystko to z kwadrans trwa,a wiec trzeba sobie tak dzien zaplanowac,aby atrakcji nie przegapic.Tutaj cale przedstawienie,dla majacych czas i ochote ogladac:

    Mozna tez za oplata wejsc na wieze i sobie z niej miasto popodziwiac.Ja jednak proponuje te kilka euro zaoszczedzic i udac sie do widocznego zewszad Santuario di Montalto.Wszystkiego raptem 15 minut spaceru,choc bedzie troszke pod gorke.Samo sanktuarium oczywiscie w porownaniu z katedra wielkiego wrazenia nie robi,ale z tarasu mamy przepiekny widok na cale miasto i ciesnine.Jak ktos z paniami,to z pewnoscia beda mialy wspanialy plener do zdjec pamiatkowych.

    http://www.tripadvisor.es/Attraction_Review-g187889-d2353475-Reviews-Santuario_della_Madonna_di_Montalto-Messina_Province_of_Messina_Sicily.html

    Jest jeszcze jedna swiatynia ktora trzeba koniecznie w Mesynie odwiedzic.Santissima Annunziata dei Catalani stanowi nie tylko mieszanke wplywow arabsko-bizantyjsko-normandzkich.Jest to tez jedyny zabytek,ktory wyszedl z doswiadczen 1908 i 1943 roku praktycznie nietkniety.Wstep darmowy jak i w przypadku innych mesynskich kosciolow.

    Co jeszcze mozna w Mesynie robic?.Ano zajsc na kawe,kieliszek wspanialej sycylijskiej grappy czy po prostu lody.Mozna sie pokrecic po sklepach oferujacych rozmaite pierdolki dla turystow,a motywem przewodnim bedzie tu oczywiscie sycylijska mafia.Mozna tez skorzystac z rozmaitych ofert i wyruszyc w gory,aby zdobyc zbocza pobliskiej Etny.

    Opuszczamy Mesyne przy zachodzacym sloncu.Piknie choc zimno i wietrznie,a samo przejscie ciesniny to tez wydarzenie bedace nie lada atrakcja.


  16. Kazimierz Wybranowski "Dziedzictwo".

    Obejmuje spadek po stryju zdolny mlodzian i powoli odkrywa rodzinne tragedie i tajemnice.Rzecz sie dzieje w II RP,powiesc raczej ciekawa niz wybitna,a ciekawa i z historycznego punktu widzenia z powodu autora.Pod nazwiskiem Wybranowskiego ukrywa sie bowiem ...Roman Dmowski.


  17. Znam.Np.za wysokie stanowisko u boku wodza,vide pan Borman,czy minister MSZ.Albo czlonkostwo w klubie milosnikow szefa SS+ datki,vide pan Krupp.Ba ,nawet Wielki Mufti Jerozolimy generala SS otrzymal,po lini polityczno-propagandowej tym razem.Tak wiec czlonkostwo honorowe nie oznaczalo bezposredniego udzialu w scislej dzialalnosci SS,jednak bez watpienia przyznawano je osobom o okreslonych pogladach politycznych.


  18. Pan Schwarzenagger nie jest jedynym znanym politykiem ,co to sie tata z nacjonal-socjalistyczna legitymacja moze pochwalic.Doszedl wprawdzie,az dwa razy na guberniano-kalifornijski stolec,ale zdecydowanie pobil go baron Richard von Weizacker.Filozof i fizyk,ale bardziej chyba znany jako prezydent RFN w latach 1984-94.

    W tym przypadku ojciec (Ernst)nie byl jakims niskiej rangi panstwowym funkcjonariuszem,ale sekretarzem stanu w MSZ III Rzeszy,a doszedl z czasem do ambasadora w Watykanie.Czy byl nazista? I owszem byl.Do partii wstapil wprawdzie dopiero w 1938,ale w SS dostal nawet range SS-Brigadenfuhrera.Niby honorowa,ale jednak dostal.Kazdemu raczej nie dawali.Byli tez pozniej tacy ,co to barona Ernsta do odpowiedzialnosci sadowej pociagac chcieli za brzydkie sprawki, jakich mial sie jakoby dopuscic w okresie wojny.

    Swoja droga ciekawe,ze wiecej politycznych klopotow przysporzyl chyba panu Arnoldowi tata wiejski-policmajster,niz prezydentowi Carlowi ojciec SS-Brigadenfuhrer. :huh: Bo wlasnie na Bogu ducha winnym panu Arnoldzie prasa glupio psy wieszala,a i pewne wplywowe srodowiska zmusily go, bezczelnym wymuszeniem, do wlacenia krociowych sum na jakoby pokutnicze a szczytne cele.

    http://www.aztlan.net/naziterminator.htm


  19. Właśnie wyczytałam, że Goering w chwil, kiedy oddał się w ręce aliantów miał pomalowane na czerwono paznokcie - jednocześnie razem ze sobą miał całą walizeczkę Parakodinu- leku na serce, których brał 20 rano i 20 wieczorem- na sen. On w czasie wojny musiał być niesamowitym dziwakiem, w jednej ze swoich posiadłości trzymał nawet małe lwiątko.

    W berlinskim domu trzymal nawet nie lwiatko,ale calkiem dorosle,oswojone lwy.Przechadzaly sie swobodnie po pokojach.Duzo tego typu ciekawostek z barwnego zycia H.Goeringa znajdziesz w najlepszej bodaj z dostepnych w Polsce, biografii marszalka,piora Davida Irvinga.Wydala to swego czasu Muza SA.Czy byly wznowienia pojecia nie mam,ale mozna nabyc np.tutaj:

    http://librarium.com.pl/marszalek-rzeszy-herman-goring-1893-1946-david-irving-muza-sa-p-1141.html


  20. Malta.

    Na Malte docieramy dopiero o godz.17.00.Pozno.Zdecydowanie za pozno i zdecydowanie zbyt malo czasu tam pozostaniemy.Wszystkiego raptem 5 godzin.Liczac zejscie i odpowiednio wczesniejsze wejscie na statek przed odplynieciem, pozostaja zaledwie 4 godziny.Naprawde musimy dobrze wiedziec co chcemy zobaczyc,bo na beztroskie spacerki czasu juz nie starczy.Program troche dziwny,bo Malta i Neapol sa bez watpienia najciekawszymi punktami tego rejsu.

    Najwieksze wrazenie robi samo wchodzenie do Wielkiego Portu.Dodatkowo mozemy go podziwiac z wysokosci jakichs 30 m.Z pewnoscia najbardziej niezwykly widok jaki przez ten tydzien przyjdzie mi podziwiac.Dokladnie tak to wyglada:

    Przystan turystyczna znajduje sie zaraz przy wejsciu do starej czesci Valletty,a wiec ulatwia to bardzo sprawe.W planie mamy spacer po starowce,odwiedziny Palacu Wielkich Mistrzow,obu katedr i fortu sw.Elma.Zalozenia raczej realne i jeszcze mam nadzieje na drobne zakupy czy degustacje miejscowego piwa.Jako,ze jacys ciekawscy zamiescili w necie nasze wejscie do portu to trudno mi sie powstrzymac od zamieszczenia tego filmiku.Przy okazji malutka historyczna ciekawostka.Zatoczka w tle to tzw.French Creek,a dokladnie w miejscu duzego,czarnego statku stacjonowal w styczniu 1941 roku, brytyjski lotniskowiec "Illustrious", intensywnie wtenczas bombardowany przez lotnikow Osi.Kolega Gregski natomiast moze policzyc oczekujace autobusy.Wszystkiego raptem cztery pojazdy,a wiec Malty z transportu specjalnie nie ogolocilismy. ;)

    Pierwsze wrazenie to czystosc i dobra organizacja.Przystan z przyjemnym zapleczem gastronomiczno sklepowym,na miejscu mozliwosc wynajecia busow,jeepow czy taksowek.W profesjonalnie obslugiwanym punkcie informacji otrzymujemy mapki Valletty i informacje o najciekawszych obiektach.Pozniej trzeba sie tylko przebic przez natarczywych dorozkarzy i po kilku minutach wchodzimy w obreb miasta.Kamien,kamien,kamien.Takie jest pierwsze wrazenie.Nie widzialem,ani jednego budynku z cegly.Uliczki waskie,czyste,ludzie mili i uczynni,zatrzesienie sklepikow i barow.Angielskie,czerwone budki telefoniczne stanowia barwny i ciekawy kontrast.

    Na pierwszy ogien idzie Palac Wielkich Mistrzow.Wstep platny:10 euro,wliczony jest w to audio-przewodnik.Bilet obejmuje zwiedzanie pomieszczen reprezentacyjnych i arsenalu.W obu przypadkach nie jest tego niestety zbyt wiele.Arsenal to raptem dwie duze sale ,fakt ze eksponatow sporo,ale spodziewalem sie czegos wiecej.Sale reprezentacyjne to jedno pietro.Ciekawie i owszem,ale do rodyjskiego odpowiednika to jednak zdecydowanie palacowi z Valletty bardzo daleko.Sa tez zaskakujace obrazki.Otwarte drzwi zagrodzone tylko ozdobna linka,za nimi korytarz i drzwi opatrzone napisem:"Gabinet Prezydenta Republiki".Zadnej warty,nawet jakiegos bieda-policjanta z municypalnej.Tzn.warty sa,takie co to rozne ozdobne,ceremonialne wygibasy w bialych mundurach ku uciesze turystow wykonuja,ale przed wejsciem glownym,na placu.A swoja droga to nawet to sympatyczne,ze pan prezydent Malty wrogow brzydkich nie ma,o bezpieczenstwo zbytnio sie nie troszczy i niemal lada przybleda, moze mu do gabinetu przypadkowo zapukac :)

    Podsumowujac.Za wejsciowke placimy wiec sporo,zwiedzania raptem minut 30-ci,ale trudno doprawdy tego typu zabytek sobie odpuscic.Marudzic wiec nie wypada.

    Pozniej mielismy juz zdecydowanie mniej szczescia.Katolicka ktedra sw.Jana zamknieta,w anglikanskiej sw.Jerzego tez przyslowiowa klamke pocalowalismy.Najgorsze jednak mialo nas czekac w forcie sw.Elma.Remont generalny. :( UE byla temu winna,bo jak glosila sporych rozmiarow tablica, to jej subwencjami sie akurat ten szacowny obiekt odnawia.Z jednej strony to cieszy,ale czy nie mozna tego robic fragmentami?.Fort duzy jak diabli,calego na raz chyba nie odnawiaja.Otwarte jest za to muzeum poswiecone udzialowi Malty w IIWS.Miesci sie w podziemiach fortu,wstep platny 6 euro.Nie zwiedzalem,bo obawialem sie,ze czasu nie starczy.Teraz sobie oczywiscie w brode pluje.Nad umocnieniami portu wznosi sie budyneczek podobny do rzymskiej swiatyni Westy,miesci dzwon upamietniajacy poleglych w IIWS.Miejsce pieknie usytuowane z ktorego mamy cala panorame Wielkiego Portu.Teraz pozostaje spacer po zabytkowym centrum,wypuszczenie naszych pan na zakupy i degustacja miejscowego piwa.CISK sie toto zowie,na tarasie za puszke 0.5 l ok.2.5 euro sobie licza.Cienkusz,ale pragnienie gasi,a i cena jak na turystyczno-historyczne centrum przyzwoita.Tylko czemu w puszce :huh: Zerkam na kuchnie lokalna,ale specjalnych kuriozow nie znajduje.Miecznik,barwena,losos,osmiornica,kalmary,pstrag czy sepia.Typowe srodziemnomorskie dania,jakie zjemy tez w Hiszpanii,Wloszech czy Turcji.Przystan oferuje sporo eleganckich barow i sklepow urzadzonych w ladnie odnowionych, zabytkowych ,portowych magazynach.Jest tam tez dosc ciekawa ksiegarnia z szerokim dzialem historycznym, dziejom Malty oczywiscie poswieconym.

    Wyplywamy juz o zmroku,co jest pomyslem swietnym,bo port jest bardzo pieknie podswietlony.


  21. Pomijajac chec spedzania urlopu na statku,to upodobania mamy,zapewniam,absolutnie identyczne.Pracujesz na morzu,wiec spedzasz urlopy na ladzie.Logiczne.Ja na morzu pracowalem ponad dwie dekady temu,a wiec troszke ciagnie.Na odludziu mieszkam,a wiec agro-wczasy w moim z kolei wypadku sa calkowicie wykluczone.

    Jako,ze kolejny dzien wypadl nam na przelot Walencja-Malta,jest wiec okazja,aby na uwagi kol.Gregskiego wyczerpujaco odpowiedziec.Czy jest tlum? Stanowczo tak.W naszym wypadku statek mial ok.700 osob zalogi + jakies 2000 programowych pasazerow.A byl nadkomplet wynoszacy 15-20%.Mozna sie jednak spokojnie w tym tlumie wyizolowac i to niekoniecznie zamykajac w kabinie.Takimi ustroniami w dzien sa np.bary lub biblioteka.Mozna wiec spedzac czas siedzac w klubowym fotelu z ksiazka,a przed soba miec panoramiczne okno z wspanialym widokiem.Dla mnie osobiscie wypoczynek wrecz idealny.A jak smakuje poobiednia siesta w takim miejscu :rolleyes: Smakosze maja otwarty niemal cala dobe bufet z takimiz widokami no i 140 kuchty,ktora pod przewodnictwem francuskiego w tym roku mistrza nas rozpieszcza.A musze przyznac,ze kulinarna renome swego kraju ten pan jak najbardziej potwierdzil(szynka ardenska-palce lizac :) )2,5 kg w tydzien mi przybylo,pomimo aktywnego zwiedzania i wizyt w silowni.No wlasnie,sporty mozna uprawiac.Jest bowiem silownia czy sciana wspinaczkowa.Sa tez zaciszne zielone stoliki dla milosnikow gier karcianych.Jest wreszcie oferta w pokladowej TV.Sam kilka filmow sobie obejrzalem, bo jakos mi umknely np.nowego Holmesa Guya Ritchie,"Underworld" czy przygody Tin Tina,autorstwa Spielberg-Jackson.

    Oczywiscie jak ktos lubi wakacyjne wyglupy w tlumie to prosze bardzo.Kursy tanca,poklad z basenem,dyskoteki,wieczorne wystepy w tropikalnym stylu i takie tam atrakcje,ktorych osobiscie starannie unikam.

    Z wycieczkami to lekka przesada.Slono kosztuja,a wiec wiekszosc chlopska moda,czyli na pieszo statek opuszcza i jakos po odwiedzanych miejscowosciach sie rozprasza.Oczywiscie jesli jest to np.greckie Mykonos czy Fira to ten tlum jest w takich malenstwach wyraznie widoczny(i stanowi finansowe blogoslawienstwo dla tubylcow),ale w przypadku Walencji czy Neapolu kontrastu nie stanowi.Tych autokarow czeka wiec zazwyczaj nie wiecej niz 6-10.

    Zwiedzam tez sam,a wiec jedyna osoba, ktora mi zwyczajowo medzi jest...no wlasnie :wacko:

    Nie wyobrazam sobie np.podobnej eskapady autobusem.Cale dnie zamkniety w pudelku z przypadkowymi ludzmi,pozniej szybkie wizyty w kolejnych miastach,rozpakowywanie waliz w hotelach itp.Wizja koszmarna.

    Tak wiec dzien na morzu spedza sie leniwie,w moim przypadku zazwyczaj przy stole lub w fotelu.Manewry floty tureckiej u afrykanskich brzegow tez byly tu pewna atrakcja.

    Aby bylo troche historycznie to moze kilka uwag,na temat morskiej turystyki i statku z ktorym sie przypadkowo zetknalem.

    W zasadzie taka typowa masowke w tym temacie rozpoczal nieslawnej pamieci gensek Adolf w latach trzydziestych.Cala flota morskich jednostek wozila wtenczas lud roboczy na wakacje,a wiec zaliczyc to nalezy do kategorii tych udanych pomyslow fuhrera wszechniemiec.

    To w oczywiscie skali instytucjonalnej i masowej,bo i w Polsce turystyka morska stawiala wtenczas pierwsze kroki.Rejsy po Zatoce Gdanskiej "Gdyni" czy "Gdanska" trudno bowiem tu z niemiecka akcja porownywac,ale cieszyly sie duza popularnoscia,co wiecej stanowily wrecz obowiazkowy element pobytu nad morzem tradycyjnie ladowych wszak Polonusow.

    Epoka PRL-u w temacie wiele nie zmienila.Cos tam na rzekach sie odbywalo,jak nas chocby film "Rejs" poucza.Szkoda nawet komentowac.Kontynuowano natomiast z powodzeniem przedwojenna tradycje "bialej floty".Przelom mialy przyniesc lata 80-te o dziwo.Wtenczas padl pomysl zbudowania morskiego zaglowca wycieczkowego z prawdziwego zdarzenia.Mial nim byc "Gwarek".Nazwa nie przypadkowa,bo w zalozeniu to robotnicy wlasnie mieli na nim spedzac swe urlopy na egzotycznych akwenach.Co wiecej jednostka miala nawet wyprzedzac epoke takimi rozwiazaniami jak automatyczne ozeglowanie czy salon z podwodnymi oknami.Patronat nad projektem objal miesiecznik "Morze" i sam na jego lamach postepy prac pilnie wtenczas sledzilem.Jacy to robotnicy, by na te wczasy mieli jezdzic, to nie wiem.Mam uzasadnione nawet watpliwosci,bo wladza w owej dekadzie do robotnikow raczej strzelala,bila ich palkami i zamykala w obozach,a nie wysylala na tropikalne kanikuly.Powszechna bieda i kartkowe realia tez raczej bardziej ludzi zajmowaly,niz podgladanie ryb na Karaibach.Ale sam pomysl byl bez watpienia dobry.Niestety nic z tego nie wyszlo.Kadlub kupili za cene zlomu krwiopijcy-kapitalisci i ...o dziwo "Gwarka" wykonczyli.

    Spotkalem "Gwarka" na Malcie,co bylo naprawde duza frajda,a obserwowanie jego wyjscia w morze sporym przezyciem.Tzn.nie "Gwarka",ale "Royal Cliper",bo pod taka nazwa obecnie wystepuje,a plywa pod bandera Luksemburga.Nie robotnicy raczej tez z jego pokladu korzystaja,jest bowem "Royal Cliper" jednym z bardziej luksusowych zaglowcow-pasazerow po morzach plywajacych.Co wiecej nalezy do jednych z najwiekszych i najpiekniejszych statkow w swej klasie.To cieszy,ale tez i czegos bardzo,ale to bardzo szkoda. :no:

    Tu nieco fachowych wiadomosci o pieknym "Royal Cliper" w jez.polskim:

    http://www.tallships.pl/index.php?s=5&fun=more&id=70&mg=9

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.