Skocz do zawartości

fodele

Użytkownicy
  • Zawartość

    577
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez fodele


  1. Witam :)

    Cieszę się, że Villemann poruszył temat kóz! Rzeczywiście te niewinnie wyglądające, wielce sympatyczne skądinąd, zwierzęta potrafią wyrządzić niewspółmierne do swych rozmiarów szkody w florze danego regionu. Przypisuje im się np. ogołocenie z roślinności wzgórz kreteńskich (obok innych powodów oczywiście).

    Jeśli chodzi o cyferki przytoczone z artykułu Kakarasa - nie dam głowy, że się nie pomyliłam, ale nie mogę już tego niestety sprawdzić :(

    Z cedrem jest ten problem, że Grecy pod hasłem "κέδρος" rozumieją roślinę zwaną w języku łacińskim "cedrus", którą my z kolei zwiemy "cedrem". Nie jestem w stanie powiedzieć jaki gatunek tego drzewa rósł na wyspie tysiące lat temu, ale dzisiaj są to dwa podstawowe rodzaje:

    1. Juniperus phoenicea (jałowiec fenicki) i tu Villemannie możesz mieć rację! Problem polega na tym, że mieszkańcy Grecji jałowiec uparcie określają słowem "άρκευθος"

    2. Juniperus macrocarpa.

    Natomiast cyprys był i jest nazywany "κυπαρίσσι", więc z cedrem nie ma raczej nic wspólnego.

    Zaznaczę jeszcze, że na Krecie nadal rośnie mnóstwo jałowca i cyprysów, ale swoją drogą mieszkańcy wyspy dumni są właśnie z owych "lasów cedrowych". Więc to chyba mimo wszystko nie to samo.

    Rzeczywiście tutejszy cedr nie przypomina dostojnych cedrów libańskich, ale i tak robi wrażenie. Spore lasy cedrowe na Krecie można spotkać dzisiaj na wysepce Gavdos, w okolicach Elafonisi, Falasarny, Paleochory... Porastają południowe plaże Krety i wiek niektórych określa się na ok. 300 lat. Można się spodziewać, że są to marne pozostałości tego, co rosło tutaj w czasach starożytnych.

    Villemannie, nie jestem ekspertką w żadnym zakresie, zaledwie amatorką, ale są na tym Forum osoby naprawdę bardzo kompetentne i im pozostawię sugerowany przez Ciebie temat. Wolę krótką formę, a jako że "gwiazdorzyłam" ;) już w króciutkim poście o wzajemnym przenikaniu się handlu i archeologii (Starożytna Grecja, Ciekawostki ze starożytnej Grecji, post nr 39), w tej materii czuję się spełniona!

    :)


  2. U rzeźbiarki Marii Szczyt Lednickiej kariatydy mają w ręce przedmioty. Czy w czasach starożytnych kariatydy również trzymały jakoweś przedmioty?

    Owszem. Wczesne przedstawienie kariatyd (np. kory ze Skarbca Syfnijczyków w Delfach) trzymają w ręku symboliczne przedmioty. Najczęściej jest to owoc, ptak bądź pąk kwiatu będące darami dla starożytnych bóstw.

    Widać to głównie na wczesnych posągach, gdzie ludzka sylwetka jest jeszcze bardzo sztywna, pozbawiona ruchu i gdzie ręce w charakterystyczny sposób przylegają do ciała. Jest też sporo przykładów na to, że kontynuowano ten zwyczaj kiedy rzeźba starożytna rozwinęła się i zaczęto przedstawiać zarówno kory (dziewczęta) jak i kurosy (chłopców) w minimalnym ruchu (jedna noga wysunięta do przodu, ręce odsunięte od tułowia). Jednakże w tym przypadku bardzo często nie wiadomo co dana kora trzymała w ręce, gdyż ta część rzeźby była najbardziej narażona na uszkodzenie podczas upadku.

    Pierwszy wizerunek kory na poniższej stronie przedstawia dziewczynę trzymającą w ręku pąk kwiatu, ale poniżej widać też przykład kory, która już nie posiada wyciągniętej do przodu ręki więc ciężko stwierdzić co też w niej trzymała...

    http://educandus.forumotion.com/t1479-topic

    A wracając jeszcze do Kariatyd z Erechtejonu: tylko na pierwszy rzut oka mogą wydawać się jednakowe. Bardzo różnią się szczegółami, mają różnie ułożone fałdy szat, inaczej splecione warkocze etc.


  3. W architekturze starożytnej Grecji (głownie styl joński) Kariatydy bardzo często zastępują zwykłe kolumny. W stylu doryckim natomiast dominowały postaci męskie - Atlasi. O ile Kariatydy podtrzymywały konstrukcję budynku bezpośrednio na głowie mając ręce opuszczone wzdłuż ciała przyodzianego w chiton lub peplos, to mocno zbudowani Atlasi dzierżyli elementy konstrukcyjne na barkach bądź naprężali w tym celu muskuły ramion.

    Rzeczywiście mówi się, że nazwa Kariatyd wzięła się od młodziutkich mieszkanek miejscowości Karyes z okolic Sparty. Zgodnie z tradycją odbywało się tam święto ku czci bogini Artemidy, w trakcie którego lokalne dziewice tańczyły z koszami pełnymi kwiatów na głowie. Przyodziane były w króciutkie sięgające przed kolana chitony, a ich gracja i piękna postawa ciała podziwiane były w całej Helladzie. Toteż już około od VI w.p.n.e. z wszystkich polis greckich sypały się zamówienia na posągi przedstawiające właśnie Karyjki.

    Najpopularniejsze oczywiście są Kariatydy z Erechtejonu! Mówi się, że twórca tegoż budynku nakazał zdobienie krużganka postaciami dziewcząt zainspirowany właśnie Karyjkami. Jednakże Kariatydy Erechtejonu w żadnym razie nie przedstawiają mieszkanek Lakonii (jakżeby!?), gdyż zamiast króciutkich chitonów mają na sobie, stworzone w tzw. stylu bogatym, długie doryckie peplosy pięknie oddające powagę i dostojność dziewic ateńskich.

    Zadaszenie ganku podtrzymywało pierwotnie 6 Kariatyd. W 1801 jedna z nich została wywieziona przez lorda Elgina do Wielkiej Brytanii i dziś zdobi British Muzeum... Wykute w kamieniu dziewczęta, które obecnie oglądamy na Akropolu też są jedynie kopiami. Oryginały ze względu na stopień zniszczenia i zagrożenie zanieczyszczeniami atmosfery zostały przeniesione do Muzeum Akropolu w Atenach. I wyglądają tam pięknie!!!

    Oprócz wspomnianych przez Furiusza Kariatyd w Delfach, można jeszcze wspomnieć o bardzo znanych kariatydach Eleuzyny czy tzw. "Magemenes" z Salonik.

    :)


  4. Znaleziono maleńki bezgłowy i pozbawiony kończyn drewniany posążek! Zachował się dzięki temu, iż przebywał w warstwie błota w odkopanej przez archeologów przydomowej studni. Odkryto go na głębokości ponad 14 m podczas prac nad budową linii metra biegnącej do Pireusu. Pireus posiadał doskonały system zaopatrzenia w wodę, co udowadniają wykopaliska. Sieć składała się z szeregu zbiorników, które gromadziły deszczówkę albo wodę źródlaną i łączyły się ze zbiornikiem głównym. Przy posążku znaleziono fragmenty ceramiki datowanej na koniec okresu hellenistycznego (Iw.p.n.e.) jak również część marmurowej rzeźby Artemidy siedzącej na jeleniu. Sądzi się, że przedmioty pochodzą z domowej kapliczki. Ponadto w studni znaleziono naczynia, deski z otworami, które mogły być częściami mebli, drewnianym grzebyk do rzęs, duży metalowy zbiornik (prawdopodobnie wykorzystywany do transportu wody ze studni) i pozostałości po orzechach włoskich i laskowych, migdałach, oliwkach i winogronach.

    Posążek przedstawia postać męską. Drewniana rzeźba jest niekompletna – jej wysokość w stanie zachowanym to 0.47m, a szerokość 0,21m . Wprawdzie pozbawiona jest kończyn, nie posiada również głowy, ale i tak to jeden jedyny tego rodzaju przedmiot starożytny jakim może się pochwalić Grecja. Postać ukazana jest w pozycji stojącej, prawdopodobnie wykonuje krok, przyodziana jest w krótką tunikę.

    Na początku przyszłego roku, publiczność będzie mogła oglądać wyniki wykopalisk w muzealnych gablotach. Wśród nich będą również niepowtarzalne drewniane przedmioty.

    :)

    https://onedrive.live.com/?cid=FF322928A279C9B5&id=FF322928A279C9B5%216040&v=3


  5. Na ogół nie reaguję na tego typu rewelacje, dopóki nie zostaną potwierdzone. Myślę, że trzeba do tego podchodzić z dużym dystansem. Przecież nie tak dawno, bo w sierpniu ubiegłego roku, gruchnęła wieść, że grobowiec Macedończyka znajduje się być może w Amfipolis na północy Grecji ;)

    Pożyjemy zobaczymy. Albo i nie...

    Tym razem z radością przeczytałam, bo zwyczajnie miło byłoby gdyby Aleksandra odkryli "nasi", nieprawdaż :D

    Dziwi mnie tylko, że mimo iż wiadomość została podana 2 maja przez poważną grecką gazetę Ethnos nie znalazłam jej potwierdzenia na oficjalnej stronie Polskiego Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej.


  6. Zgodnie z wyliczeniami Egipskiej Rady Starożytności było już 140 nieudanych prób lokalizacji grobu Aleksandra Wielkiego. Dziwi to, zwłaszcza że w antyku był on znanym miejscem pielgrzymek odwiedzanym nawet przez cesarzy.

    Jeszcze w IV w.n.e. lokalizacja grobu Aleksandra była znana... Rzekomo podczas zamieszek religijnych w Aleksandrii szczątki Macedończyka miały zaginąć, a miejsce jego pochówku przestało mieć dla chrześcijan znaczenie.

    Jest duża szansa, że grobowiec Aleksandra Wielkiego odkryli archeolodzy i historycy Polskiego Centrum Archeologii w Egipcie! Grupa odkrywająca starożytną kryptę kościoła chrześcijańskiego w obszarze Kom El Dikka, w samym środku Aleksandrii, dotarła do mauzoleum wykonanego z marmuru i złota. Znajduje się w nim uszkodzony sarkofag z kryształu i 37 kości.

    Zniszczony kryształowy sarkofag mógł stać się „ofiarą” grabieży podczas zawirowań politycznych, które dotknęły Aleksandrię za Aureliusza.

    37 kości, które są w większości połamane lub poważnie uszkodzone należy najwyraźniej do tego samego dorosłego mężczyzny. Analiza radiowęglowa i szereg innych testów jeszcze trwa, to one pozwolą określić czy szczątki rzeczywiście należą do króla Macedonii. Pochówkowi towarzyszyła niewielka liczba zniszczonej ceramiki. Natomiast sama budowla jest arcydziełem architektury i sztuki.

    Jeżeli przypuszczenia polskich archeologów okażą się prawdziwe będzie to jedno z najważniejszych odkryć w historii. A grób Aleksandra Wielkiego był dokładnie tam, gdzie wskazywały go wszystkie źródła – w Aleksandrii w Egipcie.


  7. Czytając książkę "Ταξίδια και έρευνες στην Κρήτη του 1850" (w oryginale "Travels and Researches in Crete"), której autorem jest Thomas Abel Spratt, natknęłam się na od dawna nurtującą mnie informację.

    Otóż Spratt, cytując zapiski Onorio Belli (przyrodnika włoskiego, który odwiedził Kretę końcem XVI wieku), przywołuje opis jednego z teatrów zbudowanych w starożytnym Ierapetra. Pisze: "Teatr miał co najmniej jeden rząd głośników wykonanych z brązu, na co wskazują miejsca ich usytuowania, należą one do najlepiej zachowanych. Mieszkańcy wyspy, którzy nie wiedzieli czym jest teatr, nazywali je piecami."

    Tego typu zapisków nie było już we wspomnieniach późniejszych podróżników jak Tournefort czy Pashley. Mimo to kapitan Spratt postanowił osobiście sprawdzić jak wygląda teren niegdysiejszego teatru w czasach sobie współczesnych, czyli w drugiej połowie XIX wieku. Okazało się, że nie było widać już nawet siedzisk teatralnych. Z jego zapisków wynika, że nie było też widać nisz, w których miały się znajdować owe "naczynia do przesyłania dźwięku". Nadmienia jednak, że zależnie od zasobności danej okolicy naczynia te wykonane były z ceramiki bądź metalu... Nie wiem na jakiej podstawie wysnuł ten wniosek. Sugerował również, że była to specyfika teatrów kreteńskich. Mylił się ponieważ nie jest to odosobnione odkrycie, słyszy się o tym również w przypadku innych teatrów antycznych.

    Architekt i archeolog, Georgios Karadedos, który początkiem XXI wieku badał teatr starożytny w Dion twierdzi, że takie same naczynia posiadał przybytek tego starożytnego miasta Pierii. Powołuje się przy tym na Arystoksenosa z Tarentu, który miał dokładnie wyjaśnić sens i położenie poszczególnych kotłów wzdłuż diazomata widowni teatralnej.

    I do tej pory wszystko pasuje, choć nie wiem, czy było to regułą. Bardziej jednak interesuje mnie co innego: nigdzie nie mogę się doszukać informacji jak konkretnie wyglądały te "kotły", jaka była ich wielkość i kształt. Jeżeli były metalowe, to na pewno stanowiły pokusę dla okolicznej ludności i logicznym jest, że nie przetrwały. Ale co stało się z tymi ceramicznymi? Dlaczego miałyby się nie zachować do naszych czasów?

    Czy ktoś z szanownych Forumowiczów ma pojęcie gdzie można znaleźć ilustrację takiego antycznego głośnika? Będę wdzięczna :)


  8. Ponoć rzeczywiście w Asklepionach greckich wykorzystywano psy, które lizały rany chorych. Jest o tym mowa w ateńskim Muzeum Akropolu.

    A co mógł symbolizować pies u stóp Asklepiosa, a raczej jego posągu (w Asklepiejonie w Epidauros), dłuta Trasymedes z Paros?

    Istnieje mit mówiący o narodzinach Asklepiosa, który uzasadnia obecność psa u stóp tego półboga... Ojcem Asklepiosa był Apollo, który zakochał się w księżniczce tesalskiej o imieniu Koronis. Owocem tej nieszczęśliwej miłości (Koronis nie odwzajemniała uczucia boga sztuki) był mały Asklepios. Księżniczka obawiając się jednak gniewu swojego ojca, który nie wiedział o jej ciąży urodziłα maleństwo daleko od własnego królestwa w pewnej górskiej jaskini w okolicach Epidauros. Pozostawiła dzieciątko na pastwę losu i odeszła. Chłopiec miał jednak szczęście, gdyż codziennie do jaskini przychodziła koza, która karmiła go swoim mlekiem. A pewnego dnia pojawił się zwabiony płaczem dziecka pies pasterski, który zobaczywszy niemowlę sprowadził do jaskini pasterza.

    Od tej pory góra z pieczarą, która chronił małego Asklepiosa nazywa się Tithio (Τίθιο) od starożytnego słowa oznaczającego karmicielkę - ku czci kozy. A sąsiednie wzniesienie nosi nazwę Kynortion (Κυνόρτιον) ku chwale psa (w starożytnej Grece - κύων), który uratował życie przyszłego uzdrowiciela. Asklepios miał więc powody, by lubić psy :)

    Zobaczymy co skrobnie tutaj fodeele...

    Wydumała fodele uwielbiająca "zwierzątkowe" tematy :D


  9. „Nowinka” ta ujrzała światło dzienne stosunkowo dawno. Już 100 lat temu naukowcy odkryli starożytne miasto egipskie Tebtynis, a w nim liczne papirusy. Wtedy nie zajęli się jednak tłumaczeniem znalezisk pisanych, toteż dopiero w naszych czasach zainteresowano się ich treścią.

    Jeden z dokumentów to list sprzed ok. 1800 lat napisany w języku greckim. Epistoła jest „dziełem” żołnierza (prawdopodobnie ochotnika), który nazywał się Aureliusz Polion. Młody żołnierz Legionu II Adiutrix stacjonował gdzieś w Panonii (obecne tereny Węgier).

    Gdybyśmy nie wiedzieli, iż list powstał w pierwszych wiekach naszej ery, spokojnie można by powiedzieć, że napisany został przez jakiegokolwiek współczesnego młodego chłopca odbywającego służbę wojskową z dala od rodzinnego domu.

    Z listu Aureliusza wyziera ogromny niepokój spowodowany faktem, iż jego pozostawiona w Egipcie rodzina nie koresponduje z nim, mimo iż on systematycznie wysyła listy. On sam napisał już 6 listów i na żaden nie otrzymał odpowiedzi… A przecież nad Nilem pozostawił matkę, siostrę i brata! Nic dziwnego, że młodzieniec czuje się rozżalony, ale przede wszystkim zaniepokojony. Do tego stopnia, że zamierza poprosić zwierzchników o możliwość przerwania służby w celu odwiedzenia bliskich. A przecież podróż z Panonii do Egiptu w tamtych czasach zajęła by mu ponad miesiąc! List Aureliusza miał być dostarczony rodzinie dzięki pośrednictwu weterana, który właśnie kończył służbę w legionie. Nie wiadomo jednak czy kiedykolwiek trafił do rąk adresatów, znaleziono go bowiem poza terenem jednej ze świątyń w Tebtynis…

    Sam list znajduje się w bibliotece Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Natomiast jego tłumaczenie wykonane przez Granta Adamsona z Uniwersytetu Rice dostępne jest w Biuletynie Amerykańskiego Towarzystwa Papiroligicznego.


  10. A jak wyglądają te pochówki? Jak wygląda inwentarz grobowy? Jak są datowane? To ciekawa informacja bo ogólnie z tego co kojarzę to jest spory problem z pochówkami słowiańskimi, przynajmniej na naszych ziemiach.

    Też jestem ciekawa :) Na razie informacje są bardzo skromne, niestety, pewnie dlatego, że znalezisko świeżutkie. Podano jedynie ilość grobów i ich datowanie na od VII do IX wieku.

    cn97.jpg


  11. Wbrew pozorom mamy niemało źródeł wiedzy na temat drewna stosowanego przez Greków w okresie antycznym! Pochodzi ona głównie z epigrafów, oraz pism Teofrasta („Badania nad roślinami”), Pliniusza i Witruwiusza, z dzieł pisarzy starożytnych (Sofokles, Arystofanes, Pindar, Platon) i papirusów egipskich.

    Grecy używali różnych gatunków drewna, które stosowali głównie do celów budowlanych i w przemyśle stoczniowym. Znali się na jego twardości, trwałości, odporności na próchnienie, działanie wilgoci i słońca. Ważne było też pochodzenie danych gatunków. Drewno było bardzo często używanym produktem, toteż pod słowem „materiał” (ύλη) Hellenowie rozumieli przede wszystkim drewno.

    Najczęściej stosowanym przez starożytnych drewnem były:

    - dąb (wiele gatunków). Zdaniem Teofrasta był bardzo ciężki w obróbce. Używano go do tworzenia słupów, progów, nadproży, konstrukcji podziemnych i w przemyśle stoczniowym. Z tych „wielu gatunków” najczęściej stosowany był dąb skalny i dąb bezszypułkowy; ten ostatni był najcięższym rodzajem drewna stosowanego w Grecji i używano go do tworzenia zawiasów ekskluzywnych drzwi, osi kół, klinów, uchwytów narzędzi.

    - dereń stosowano do stabilizowania konstrukcji budowlanej (drewniane bolce – czopy łączące bębny kolumn np. w świątyni Posejdona w Sounion)

    - drewno figowe było silne i wytrzymałe, ale nigdy nie stosowano go w ustawieniu horyzontalnym, a wyłącznie w pionie. Używane do budowy rusztowań.

    - morwa była wytrzymała, łatwa w obróbce i, co ważne, nie butwiała szybko

    - lipa dawała długie deski na drzwi i sufity

    - tuja wymieniana już przez Homera też stosowana była do tworzenia drzwi i podłóg

    - cedr libański, afrykański i kreteński był ceniony z racji długiej „żywotności” i sporych rozmiarów. Robiono z niego belki podłogowe i sufitowe, schody i drzwi. Z niego powstały też kolumny północnej strony Erechtejonu Akropolu ateńskiego.

    - sosna stosowana w budownictwie i przemyśle stoczniowym

    - jodła uważana była za sprężystą, ale podatną na próchnienie i działanie korników. Używano jej na belki dachowe i drzwi.

    - cyprys był cenionym materiałem z racji trwałości, odporności na wilgoć i gnicie. Dawał długie belki i deski toteż używano go do tworzenia słupów, kolumn, sufitów.

    - wiąż odporny na zmiany pogody, dawał belki proste i trwałe. Robiono z niego, drzwi i okna, luksusowe balustrady, sufity kasetonowe, koła pojazdów.

    - orzech stosowano do konstrukcji podziemnych. Starożytni zauważyli, że pęknięcie belki orzechowej poprzedzał charakterystyczny dźwięk

    - oliwka nie poddawała się robakom, dawała długie belki idealne na belki poziome konstrukcji budowlanych.

    - cedr z gór Ida na Krecie stosowany był jako licówka

    - winorośl używana była do budowy schodów

    - heban, sprowadzany głównie z Libanu i Etiopii był gruby, solidny i używano go tylko w bardzo ekskluzywnych budowlach czy rzeźbach (np. posąg Zeusa Fidiasza)

    - lotos małe drzewo libijskie dawało ciemne drewno stosowane w celach dekoracyjnych

    Naczynia drewniane tworzono głównie z cyprysu,, drzewa arachidowego i oliwki.

    Bywało, że od realizacji przedsięwzięć publicznych na szeroko zakrojoną skalę dostarczano drewna z bardzo odległych regionów. Teofrast pisze, że drewnem doskonale sprawdzającym się w tektonice (i w szkutnictwie) było drewno macedońskie, gdyż było gładkie i pozbawione sęków. Cenione było też drewno pontyjskie oraz z zachodnich wybrzeży Azji Mniejszej. Dobre gatunkowo miało też być drewno z Ftiotydy. Najgorsze zaś było drewno pochodzące ze wzgórz Parnasu i z Eubei, było ono chropowate, miało sporo sęków i szybko próchniało. Dużo drewna (głownie budowlanego) wywożono też z Koryntu, Sykionu, Arkadii, Zakynthos, Krety, Karpathos, Miletu, Cypru, Syrii, Sycylii, a nawet z Korsyki. To ostatnie było wyjątkowo pożądane ze względu na długość belek czy desek.

    W rozumieniu Greków długie drewno to tzw. δωδεκάπηχη, czyli materiał mający ponad 5,8 m. Często uzyskiwano go z akacji egipskiej. Inskrypcja z Dilos donosi o drewnie świerkowym o długości 68,82 m. Inny napis, tym razem z Erechtejonu, głosi o używanych przy jego budowie belkach długości 7,84 m. Najczęściej stosowane drewno miało długość 12 łokci i było świerkowe, cedrowe lub dębowe. Jeden z epigrafów pochodzący z 346 r.p.n.e. przytacza magazyn w Pireusie należący do niejakiego Filona z Eleuzyny, architekta parającego się zadaszaniem budynków publicznych, który posiadał stosunkowo długi budulec drewniany.

    Ceny drewna również znamy z epigrafów. Ten z Eleuzyny z IV w.p.n.e. mówi, że drewno cedrowe o długości 3,9 m, szerokości 0,12 m i grubości 0,06 m kosztowało 70 drachm, czyli 2330 drachm za kubik. Była to sześciokrotna wartość drewna wiązowego tych samych gabarytów. Powodem różnicy w cenie była oczywiście odległość z jakiej sprowadzano ten ekskluzywny towar. Na wyspie Delos w tym czasie płacono 70 drachm za sztukę drewna o długości 7,80 m. W Epidauros wóz wypełniony drewnem o długości 22 stóp kosztował 40 drachm. Krótko mówiąc im krótsze były deski czy belki tym tańsze (nie dotyczy materiału sprowadzanego z odległych krain).

    Drewno konserwowano za pomocą smoły, a wcześniej przecierano je piachem. Witruwiusz pisze, że ochronie przeciw gniciu służyło wstrzykiwanie oleju cedrowego, tzw. κεδρία, często wymienianego w papirusach. Stosowano też inne sposoby konserwacji. Używano w tym celu olei, żywicy, tłuszczy wszelkich, wosku, solanki i wody morskiej.

    Praca cieśli budowlanego w V w.p.n.e. była wyceniana na 1 drachmę dziennie. Taką samą płacę otrzymywał architekt. Tyle otrzymywali budowniczy Erechtejonu…

    No i jeszcze kwestia braku lasów we współczesnej Helladzie. Grecy (i wszyscy okupanci tego kraju) długo i skutecznie pracowali nad tym by wyplewić lasy na terenie swojego kraju! Kreta była pozbawiana lasów już w czasach minojskich. Lud Keftiu sukcesywnie eksportował drewno cyprysowe do Egiptu (wiemy o tym z papirusów). Czary złego powoli dopełnili Wenecjanie panujący na wyspie ok. 450 lat i traktujący ją jak przynależną im własność, z której eksploatacji nigdy nie będą rozliczni.

    Wyczytałam, że szacuje się, iż starożytny ośrodek hutniczy potrzebował 4 000 000 ha lasów do właściwego działania. To też musiało pozostawić ślad...

    Sporą część lasów na Peloponezie i na Krecie na przełomie XIX i XX wieku wycięto pod produkcję skrzynek na sułtanki. Brzmi to może zabawnie, ale w tym okresie był to główny towar eksportowy Grecji i należało go do kraju przeznaczenia (głównie Francji) dowieźć w ładnych drewnianych skrzyneczkach ;)

    Bazowałam głównie na pracy dr Joannisa Kakarasa "Zastosowanie drewna w Grecji od starożytności do dziś".


  12. Dwa cmentarze słowiańskie odkryto w trakcie wykopalisk archeologicznych podczas budowy nowej autostrady Korynt - Tripoli – Kalamata. Udowadniają one, że Słowianie bardzo szybko zasymilowali się z mieszkańcami Hellady. Najechali Grecję w VI wieku , a już po 200 latach przejęli kulturę i religię lokalnych mieszkańców.

    W Asea i Makri, w okolicach Tripoli, odsłonięto ponad 210 grobów.

    Na pierwszym cmentarzu znaleziono 51 stosów pogrzebowych pochodzących z początku VII wieku. Druga nekropolia zawierała 66 stosów i 10 pochówków datowanych na przełom VIII i IX wieku. Dary grobowe były podobne i typowo słowiańskie – ręcznie wyrabiana ceramika i kolorowe paciorki.

    Archeolog Dimitris Athanasoulis twierdzi, iż jest oczywiste, że na drugim cmentarzu pochowani są Słowianie już schrystianizowani. Współistnieją na nim pochówki barbarzyńskie i chrześcijańskie. Cesarze bizantyjscy wybudowali wiele kościołów na Peloponezie co znacznie przyspieszyło procedurę pełnej asymilacji sporego elementu obcego w tej części Grecji.


  13. W trakcie relacji z Olimpiady chcąc nie chcąc co jakiś czas słyszy się o dyskwalifikacjach z racji korzystania z niedozwolonych środków, czy o sytuacjach, kiedy zawodnicy pozbawiani są medali, gdyż właśnie odkryto, że kiedyś przekroczyli granice etyki sportowej.

    Okazuje się, że doping w sporcie wcale nie jest wynalazkiem naszych czasów. Podnoszenie „wydajności” podczas zawodów było także zwyczajem starożytnych i nie wszędzie było źle widziane.

    Badania archeologiczne w zachodniej Azji Mniejszej, a zwłaszcza w Magnezji, wykazują, że tutaj sportowcy posuwali się do zażywania środków dopingujących i że na tym obszarze antycznej Grecji było to wręcz akceptowane.

    Z badań przeprowadzonych na lokalnym starożytnym stadionie wynika, że substancja jakiej wtedy używano to głównie mandragora. Starożytni doskonale znali hipnotyczne, przeciwbólowe i uspokajające działanie tej rośliny. Wiedzieli też, że podana w większych ilościach jest środkiem pobudzającym. Zdawali sobie również sprawę z tego, że przedawkowanie jest niebezpieczne i może doprowadzić do śmierci. Czegóż się jednak nie robi dla zwycięstwa i chwały!

    Okazuje się, że „producenci” tego specyfiku nie byli zaliczani do ludzi niewykształconych, krótko mówiąc „ciemnych”. Przeciwnie – cieszyli się powszechnym szacunkiem! Przecież musieli wykazać się sporą umiejętnością w podawaniu odpowiedniej dozy mandragory, żeby nie przedobrzyć ;) To właśnie oni mieli miejsca dla publiczności w pierwszych rzędach, na dodatek specjalnie podpisane słowem „μανδραγόρειτοι” (mandragoriti). Wskazuje to, iż doping nie był przestępstwem, a ludzie, którzy potrafili sprawić, że atleta uzyskiwał szczególne wyniki nie tylko dzięki własnym wysiłkom byli cenieni i wyróżniani.

    Stadion w Magnezji mógł pomieścić 40 tys. widzów. Zwyciężający w zawodach mężczyźni nagradzani byli przynależnym im symbolicznym wieńcem z liści palmowych bądź przyodziewkiem. Mówią o tym reliefy na marmurowych tablicach.

    Inaczej sprawy się miały na terenie Grecji właściwej. Tutaj podczas igrzysk panhelleńskich nie dopuszczano do stosowania dopingu. Zawodnicy zmuszeni byli do ścisłego przestrzegania określonej diety i zasady fair play. Żeby nie było jednak aż tak „różowo” :rolleyes: - dopuszczano się stosowania strychniny! Atleta przyłapany dwa razy na jej używaniu nie był wprawdzie karany, ale jeżeli tego typu występek powtarzał się po raz trzeci narażał się na utratę palmy zwycięstwa.

    Nie jestem tylko pewna czy można mu to było udowodnić po kilku latach... Tu chyba jednak uzyskaliśmy postęp!


  14. podlas (podlasie??? ^_^) Nie jestem specjalistką od starogreckiego, trzeba by zwrócić się do kogoś kompetentnego. Ja mogę jedynie improwizować. Słowo ΨΑΠΦΑ to w dialekcie eolskim imię naszej poetki. Drugie słowo odnosi się do miłości (ΕΡΩΣ). Trzecie (ΧΑΙΡΕ) można tłumaczyć na wiele sposobów. Może być przełożone jako radość. Jednak głównie jest to pozdrowienie, z tym że może to być zarówno "witaj" jak i "żegnaj". Najbezpieczniej jest w tym wypadku przetłumaczyć to jako "bądź pozdrowiona", albo coś w tym stylu... Nie ośmielę się tego posklejać w całość, bo ze zgrozą przyglądam się jak próbowałam to zrobić w pierwszym poście :o

    Jakie jest moje stanowisko? Bardzo ale to bardzo lubię Safonę :) Uważam, że ona i jej nieco młodszy przyjaciel Alkajos (również poeta i również z Mityleny) tworzyli niesamowity duet. Ona wrażliwa i delikatna, on buńczuczny i z poczuciem humoru. Pięknie się uzupełniali. U niej nie ma niechęci do mężczyzn, u niego - tak powszechnego później - mizoginizmu. Pięknie się ich czyta!!! Pisali przystępnie, lekko i uniwersalnie. To co stworzyli jest aktualne do dziś. Może to wyspa Lesbos miała w tym okresie coś tak niezwykłego w sobie, że wydawała tego typu wyzwolonych ludzi...? Osobiście nie potrafię sobie wytłumaczyć co się stało, że z upływem czasu słowo "lesbijka" nabrało tak negatywnego znaczenia i w jaki sposób przysłużyła się temu Safona.

    Jest jeszcze kwestia tłumaczenia wierszy poetki z Mityleny. Mnie odpowiada tłumaczenie w wykonaniu Janiny Brzostowskiej bądź Jerzego Danielewicza. Jakoś mniej przekonuje mnie wersja pana Chadzinikolau... Ale to oczywiście rzecz gustu.


  15. Odkryto dwa nowe wiersze słynnej starożytnej poetki z Lesbos. Stało się to gdy właściciel starego zniszczonego papirusu, pochodzącego z III w.n.e. udał się po konsultacje do słynnego papirologa dr Dirka Obbinka z Uniwersytetu w Oxfordzie.

    Światowej sławy uczony szybko zorientował się z jakiej wagi znaleziskiem ma do czynienia i poprosił właściciela o pozwolenie na publikację.

    Artykuł zawierający transkrypcję wierszy zostanie opublikowany w czasopiśmie Zeitschrift für Papyrologie und Epigraphik wiosną przyszłego roku , ale w wersji online jest JUŻ dostępny :)

    http://www.papyrology.ox.ac.uk/Fragments/


  16. Po tym jak greccy naukowcy odtworzyli twarz małej Myrto, dziewczynki zmarłej w Atenach epoki klasycznej, za tego typu rekonstrukcję wzięli się również eksperci tureccy.

    Dzięki ich pracy zainteresowani historią Bizancjum poznali oblicze mieszkanki Konstantynopola żyjącej w tym mieście przed tysiącem lat. Wygląd jej twarzy odtworzono na podstawie szczątków znalezionych podczas wykopalisk w Yenikapi w Stambule.

    Nadzorujący prace, chirurg Mehmet Gkiorgkioulou, ochrzcił "przywróconą do życia" kobietę imieniem Maria, ponieważ było to najpopularniejsze imię żeńskie w tym okresie. Według jego oceny, kobieta, kiedy umarła, miała około 30 lat, była rudowłosa i była członkiem jednej z szlacheckich rodzin Bizancjum.

    Materiał szkieletowy z Yenikapi bardzo zainteresował archeologów i przedstawicieli medycyny. Przede wszystkim dlatego, że liczne szczątki ludzkie były zniekształcone. Tureccy lekarze podjęli się zidentyfikowania choroby, w wyniku której doszło do zmian kostnych. Po ukończeniu badań będzie wiadomo czy były to zmiany genetyczne czy chorobowe i co ostatecznie było przyczyną śmierci pochowanych tam osób.

    f2ms.jpg


  17. Bardzo dobrze posługiwali się procą mieszkańcy Krety. Już w epoce brązu. Świadczą o tym magazyny kamieni kształtem specjalnie dopasowanych do procy. Odkryto je chociażby na wysepce Psira.

    Jak pisze Ludwika Press (Życie codzienne na Krecie w państwie króla Minosa), nie jest to zjawisko odosobnione, gdyż kamienne i gliniane pociski do proc archeolodzy odkryli na licznych stanowiskach Macedonii, Tesalii i Focydy w ich najstarszych warstwach. Na Cyprze odkryto pociski metalowe!

    Znany jest wizerunek procarzy broniących oblężonej osady przedstawiony na srebrnym rytonie znalezionym w jednym z grobów w Mykenach, a datowanym na ok. 1550 p.n.e. Niestety nie wiemy kim są przedstawione nań postaci...

    1t0b.jpg


  18. Gwoli ścisłości to należałoby jeszcze dodać złoto i materiały barwiarskie, a oprócz imbiru w ogóle przyprawy. Ale tu mówimy tylko o podstawowych artykułach. Ale czy to było banalne? Zważywszy że żaden kupiec nie przewoził na jednym okręcie swego towaru ze względu na wysokie w średniowieczu ryzyko zatopienia, że kapitan miał na swoim statku towary od kilku właścicieli, a jeszcze i sam chciał zarobić. Że często statek nie należał ani do niego ani do kupca tylko do trzeciego jeszcze właściciela, armatora… itp. itd. To z obrotu tych „banalnych” towarów robi się skomplikowana rachunkowość i to wymagająca zarówno abstrakcyjnego myślenia jak i obsługi bankowej. [/size]

    Kupiec też na samej rachunkowości poprzestać nie mógł. Musiał rozsądnie alokować swoje kapitały. Przecież nieraz opłacało się dać temu czy owemu „prezent” żeby móc ominąć takie czy inne opłaty. Nie było żadnych środków łączności a trzeba było znać sytuację polityczną tam gdzie się miało magazyny by wiedzieć czy nie szykuje się jakiś rabunek albo zmiana cen. Zatem za tym „banalnym” handlem kryła się cała struktura dyplomatyczna, wywiadowcza i kurierska, która czasem decydowała o wydarzeniach skuteczniej niż dobra armia.

    Taka Wenecja nie raz prowadziła wojnę z Imperium Otomańskim i to jak równy z równym, co najmniej raz próbowała w nią wciągnąć Polskę (połowa XVIIw.). Na jedwabiu i materiałach barwiarskich wyrosła potęga Florencji, przecież tamtejsi rzemieślnicy musieli czymś barwić ogromne ilości sukna jakie produkowali. Za tym szła potęga florenckiej bankowości: Strozzi, Pazzi, Medici, odgrywali przecież w Europie ogromną rolę. Zdarzało się, że decydowali o pokoju czy wojnie europejskich mocarstw. Czym byłaby średniowieczna Europa bez florena i w ogóle bez włoskiej bankowości? I o ile uboższa byłaby jej historia.

    Masz rację euklidesie, użyłam wyjątkowo nieadekwatnego słowa. "Banalność" towarów wynika jedynie z tego, że należało się ich spodziewać. Ja oczekiwałam raczej rewelacji tego typu jakie padły w tekście Frantzisa, np. że sławny Giovanni Giustiniani Longo zachował się jak tchórz. A Barbaro skupił się na czymś zupełnie innym... Stąd i rozczarowanie ;) Mój błąd!

    Wiem, że zrobi się z tego OT, ale skoro już jesteśmy przy korzyściach wynoszonych z opisu transportu statków...

    Nikolo Barbaro znalazł się na jednej z galer weneckich (3 duże i 2 lekkie), jakie w feralnym momencie kotwiczyły w porcie Konstantynopola. Wenecjanie chcieli opuścić Bosfor, ale na to za nic nie chcieli się zgodzić kupcy Bizancjum, którzy uważali, że ich towar nie jest już w mieście bezpieczny i to ostatnia okazja, żeby móc go spieniężyć. Wystosowali pismo do dowódców statków, by załadowali ich towar i nie opuszczali Bosforu. Wenecjanie próbowali skontaktować się ze swoimi zwierzchnikami, ale nie dali rady. Stawili się więc przed obliczem cesarza, żądając wypuszczenia ich. Cesarz stwierdził, że jeżeli pozwoli im na załadunek towaru, to wypłyną oni na morze nie informując go o tym, a wtedy nic już nie powstrzyma Turków przed atakiem na Konstantynopol. Zażyczył sobie, żeby kapitan przyrzekł, że nie opuści portu bez cesarskiej zgody. Tak się stało. Na galery wenecki załadowano towar kupców i stały one w porcie aż do upadku Polis, a ich załoga obserwowała wydarzenia. Wróciły do Wenecji dopiero po upadku miasta.

    Uprzedzam, że nie wiem jaką jednostką miary są "wory", ale owych 5 galer miało na pokładach:

    82 wory jedwabiu

    614 worów miedzi

    4 wory indygo

    11 worów imbiru

    3 wory złotych wyrobów jubilerskich

    438 worów wosku

    31 worów karminu

    6 worów laki

    1 wór drobnych pereł

    7 worów mastyksu

    Przyznaję więc raz jeszcze - secesjonisto, euklidesie macie, kurczę, rację -_- To jest interesujące i można z tego wysnuć mnóstwo wniosków!!!

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.