Skocz do zawartości

fodele

Użytkownicy
  • Zawartość

    577
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez fodele


  1. Jeśli posąg pewnej kobiety odkopano po, powiedzmy półtora tysiącach lat, to skąd wiedziano o jaką osobę chodzi?

    A jeśli był nawet podpisany, to jakie zachowane źródła o niej pisały?

    Wracam jeszcze raz do pytania widiowego, gdyż obiecałam, że postaram się dowiedzieć czegoś więcej.

    Zgdonie z tym, co usłyszałam od p. archeolog pracującej w Muzeum Archeologicznym w Salonikach, pomnik Irakliotissy niestety znaleziony został bez bazy. Dlatego też pozostaje ona bezimienna. Wiadomo, że posąg przedstawia rzeczywistą postać, gdyż rysy twarzy noszą naturalne cechy, a nie wyidealizowane przysługujące bóstwom, czy innym postaciom mitologicznym. Ponadto samo ułożenie rzeźby też charakterystyczne jest dla przedstawień postaci autentycznych.

    O tym, że kobieta mogła być jedną ze sponsorek Odeonu w Salonikach świadczy lokalizacja, w której ją znaleziono.

    Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że dwa miesiące temu w M.A. w Salonikach zjawił się człowiek (Amerykanin), który powiedział pracownikom, że w dzieciństwie często oglądał wśród domowych fotografii zdjęcie Irakliotissy. Jego ojciec był jednym z żołnierzy niemieckich, którzy odkopali pomnik! Był bardzo wzruszony widząc go na żywo.

    I jeszcze jeden "smaczek" (choć nie wiem na ile wiarygodny, gdyż pani archeolog nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie znalazła tę informację): do kopania okopów w Salonikach Niemcy wykorzystywali rzekomo polskich jeńców. Mówi się, że tak naprawdę to oni wydobyli Irakliotissę na światło dzienne.


  2. Rzeczywiście, trzeba to określenie sprecyzować. Chodzi o potomstwo nazistów, czy o dzieci zbrodniarzy wojennych? Chodzi o tych, którzy ideologicznie poszli w ślady rodziców, czy tych, którzy się od nich odcinają?

    Nie wiem co robili w trakcie II wojny światowej rodzice Kariny Raeck. Ale tę niemiecką artystkę urodzoną w 1938 roku można spokojnie zakwalifikować do pokolenia "dzieci nazistów".

    Pani Raeck jest autorką dzieła pt. "Partyzant pokoju". Przedstawia ono symboliczną uskrzydloną sylwetkę partyzanta ułożoną na terenie doliny Nida z 5 tys. kamieni, które w czasie wojny mieszkańcy okolicznych kreteńskich wiosek rozrzucali po płaskowyżu, żeby uniemożliwić lądowanie niemieckim samolotom.

    W ten sposób przedstawicielka wojennego pokolenia Niemców, złożyła hołd obrońcom wyspy, która okrutnie ze strony nazistów ucierpiała.

    Też rodzaj artystycznej biografii.


  3. Wybacz fodele, ale ten fragment Twojej wypowiedz mnie nie przekonuje.

    Bo jeśli odkryto fundamenty, to skąd wiadomo co kiedyś było wyżej?

    1. Wystarczy, że istniały np. schody. Musiały przecież gdzieś prowadzić. Na ogół na wyższą kondygnację.

    2. Archeolodzy doskonale potrafią odróżnić, jakie artefakty spadły wraz ze stropem z wyższych pięter na parter.

    3. Na podstawie "solidności" fundamentów (jak również podpory, filary, etc.) archeolodzy określają ilość ewentualnych pięter.

    To tylko podstawowe sprawy, na które zwraca się uwagę przy określaniu wysokości budynków z okresu prehistorycznego. Podejrzewam, że w sytuacji kiedy mamy do czynienia ze stosunkowo młodym obiektem (bo pochodzącym z okresu rzymskiego) takich danych jest dużo więcej.

    Są też pewnie inne "kruczki", o których nie mam pojęcia ;) Musiałbyś zapytać specjalistów, np. Martinusa :)


  4. praxo.jpg

    Mały marmurek z wielką historią

    W sali pełnej przepięknych epigrafów Muzeum Archeologicznego w Delfach zapewne mało kto zwróci uwagę na kawałek marmuru z mocno już zatartym, niemal nieczytelnym, napisem. Gdy jednak jakiś bardziej zainteresowany turysta zatrzyma na nim spojrzenie, przeczyta jedynie typowy hołd dla boga Apolla złożony przez niejaką Prakso. Kazała ona wyryć do bóstwa delfickiego bardzo proste słowa: "Prakso z Delf, córka Emmenidesa, żona Praksiasa i matka Thrasyklesa z Delf. Modli się do Apollona Pytyjskiego”.

    Przy bliższym zapoznaniu się z historią kawałka marmuru, okazuje się jednak, że Prakso była znaną postacią. Kobietą, którą w swoich zapiskach uwiecznił rzymski historyk Tytus Liwiusz. A to dlatego, że zdecydowanie różniła się ona od innych współczesnych jej niewiast. Na tyle aktywnie brała udział w procesach politycznych, że udało jej się zostawić swój ślad w historii. Ślad dla jednych niecny, dla innych bohaterski...

    Żona znakomitego obywatela Delf nie interesowała się w ogóle zajęciami przeznaczonymi w starożytności dla kobiet. Miała władczy charakter i skłonności do intryg, co też wykorzystała, kiedy tylko nadarzyła się sposobność.

    Wszystko zaczęło się, gdy Eumenes II, król Pergamonu, odwiedził stolicę Imperium realizując swoją prorzymską politykę, dającą jego królestwu możliwość błyskawicznego rozwoju.

    Tam przed Senatem oskarżał on Perseusza, ostatniego króla Macedonii broniącego Grecji przed zakusami Imperium Romanum, starając się przekonać Rzymian do walki z nim. Kiedy Perseusz dowiedział się co zaszło, postanowił wynająć najemników w celu zgładzenia Eumenesa.

    Plan przewidywał zastawienie pułapki w świątyni w Delfach, gdzie Eumenes miał zatrzymać się w drodze powrotnej do kraju, aby złożyć ofiarę Apollonowi. Oprócz honorariów płatni mordercy otrzymali od Perseusza list instruujący, że w Delfach mają udać się po pomoc do kobiety o imieniu Prakso, gdyż utrzymywała ona przyjazne stosunki z królem Macedonii.

    Prakso zgodnie ze swoją naturą chętnie zgodziła się na udział w sprawie. Ukrywała najemników pod swoim dachem. Ponieważ doskonale znała teren, pomagała im zaplanować atak. Postanowiono uderzyć na Eumenesa gdy ten będzie się zbliżał do Delf. Na szlaku, gdzie droga zwęża się znacznie konwój musiał maszerować gęsiego pomiędzy skałą a urwiskiem, pozostawiając króla bez osłony. Tu właśnie najemnicy zaczęli zrzucać na ścieżkę wielkie kamienie, z których jeden celnie trafił władcę Pergamonu w głowę. Zaskoczeni żołnierze Eumenesa rozproszyli się pozostawiając go samego. Nie opuścił go jedynie Pantaleon z Etolii. Straż króla Pergamonu opamiętała się na szczęście i zawróciła goniąc zbrodniarzy aż pod szczyty Parnasu.

    Pierwsze pogłoski, jakie dotarły do Rzymu mówiły, że król Pergamonu nie żyje. Ostatecznie okazało się jednak, że cios nie był śmiertelny. Eumenes odzyskał przytomność i został przewieziony początkowo do Koryntu, a stamtąd na Eginę.

    Dalsze losy naszej Prakso nie są dokładnie znane. Można tylko przypuszczać, że poniosła konsekwencje swojego czynu, gdyż wysłannik Senatu - Gajusz Waleriusz – otrzymał zadanie dostarczenia jej do stolicy Imperium…

    (Mały kawałek marmuru, datowany na 172 r.p.n.e., opowiadający tę długą i skomplikowaną historię wystawiony jest w galerii epigrafiki Muzeum Archeologicznego w Delfach.)


  5. skarbiec.jpg

    Założona w 369 r.p.n.e. przez Epaminondasa Messini - największe i najlepiej zachowane hellenistyczne miasto w Grecji, przetrzymywało w swoim skarbcu nie tylko kosztowności, ale też wstydliwe tajemnice.

    Okryty na Agorze miejskiej skarbiec miejski zrobił na archeologach wielkie wrażenie. Jest to podziemna szczelnie zamknięta i bardzo dobrze zabezpieczona konstrukcja. Przechowywano w niej sztaby złota i srebra, wszelkie kosztowności, monety z cennych kruszców, wojenne trofea i nadwyżki wynikające ze zbioru podatków. Nie ma wątpliwości, że ciemne pomieszczenie było skarbcem miejskim i nie przynależało do żadnej z miejskich świątyń.

    By absolutnie zabezpieczyć zawartość skarbca, kwadratowy otwór wejściowy szczelnie zamknięto za pomocą ogromnej kamiennej pokrywy ważącej 1,5 tony. W celu otworzenia miejskiego sejfu trzeba było użyć rodzaju dźwigu chwytającego żelazne ogniwo znajdujące się na wierzchu płyty zabezpieczającej.

    Ta unikalna konstrukcja oprócz wartości archeologicznej ma też znaczną wartość historyczną, Odnosi się bowiem bezpośrednio do dramatycznego końca wielkiego przywódcy Związku Achajskiego - Filopojmena z Megalopolis, który przeszedł do historii jako "ostatni z Greków", gdyż mówi się, iż po jego śmierci nikt godny na terenie Hellady już się nie narodził.

    Filopojmen był charyzmatycznym liderem achajskim, któremu udało się zjednoczyć niemal cały Peloponez. Jednakże dowodzący miastem Messini Deinokratos i jego zwolennicy zbuntowali się przeciwko Filopojmenowi mającemu wówczas już 70 lat. Mimo wieku starzec postanowił rozprawić się z rebeliantami. W trakcie bitwy Deinokratosowi udało się jednak schwytać Filopojmena, którego kazał uwięzić w najbezpieczniejszym miejscu polis – w skarbcu. Mocno schorowanego przywódcę Symmachii Achajskiej zmuszono do wypicia trucizny (183/2 p.n.e.). Przerost ambicji Deinokratosa zakończony nieuzasadnionym i barbarzyńskim aktem oznaczał koniec autonomii i siły politycznej Messini. Rozwścieczeni wiadomością o śmierci swojego przywódcy Achajowie zmusili miasto do bezwarunkowego poddania się. Deinokratos popełnił samobójstwo, natomiast jego współpracownicy zostali aresztowani i skazani na żałosną śmierć przez ukamienowanie. Wyrok na nich wykonał tłum ludzi, którzy przyszli na uroczystości pogrzebowe swego ukochanego przywódcy Filopojmena w Megalopolis. Dodajmy, iż honor sprowadzenia do ojczyzny zwłok „ostatniego z Greków” przypadł młodemu wówczas historykowi Polibiuszowi.

    Sami Messińczycy nie byli w stanie zaakceptować tragicznej śmierci jaka dokonała się w skarbcu ich miasta. Piękna konstrukcja znajdująca się w samym sercu polis straciła swoje pierwotne znaczenie i została opuszczona. Od tej pory zamiast kosztowności i łupów mieszkańcy Messinii do wnętrza „skarbca” wrzucali wyryte na ołowianych tabliczkach „katares” (przekleństwa), żeby zrzucić z siebie zły urok i poczucie winy, które wciąż ich prześladowało. Wybrali też inny przedziwny sposób, dzięki któremu zamierzali odpokutować wielki grzech i przywrócić miastu utracony honor – swoim dzieciom nadawali imię niesprawiedliwie zamordowanego przywódcy Symmachii Achajskiej! Świadczy o tym spis efebów z 70 r.n.e. znaleziony na stadionie miejskim Messini, w którym imię "Filopojmen" występuje nader często.


  6. sexyo.jpg

    Bezwstydny kubeczek

    Na pierwszy rzut oka to tylko niepozorny eksponat. Niby nic, a jak się dokładnie przyjrzeć - dostrzeżemy pokryte płaskimi reliefami naczynie (coś jak kubeczek do picia wina) zaopatrzone w szczególną wylewkę w kształcie… fallusa. Znaleziono je latem 1995 roku w obrębie starożytnej Agory w Salonikach. Wprawdzie, kiedy początkowo dokopano się do pomieszczeń łaziennych sądzono, że odkryto zwykłe termy rzymskie, jednak opisane znalezisko jednoznacznie wskazywało na odmienne przeznaczenie budynku. Datowany na I w.n.e. kubeczek przynależał do domu publicznego. Dodajmy – pierwszego, jaki odkryto w tym mieście.

    Dom schadzek był dwupiętrowym budynkiem na planie prostokąta. Na jego pierwszym piętrze znajdowała się sala, w której spożywano posiłki. Dalsze pomieszczenia, zaopatrzone w wszelkie udogodnienia, przeznaczone były na sale uciech, z których korzystali klienci.

    Jeżeli ktoś początkowo sądził, że samo znalezienie „zbereźnego” kubeczka nie wystarczy do ustalenia przeznaczenia budynku, to odkryte tu inne artefakty rozwiewają wszelkie wątpliwości. Odkopano ponad 500 innych podobnych naczyń ceramicznych i szklanych, figurki fallusów, nawet fragmenty w czegoś w rodzaju starożytnego wibratora (o ruchomych częściach!).

    Z naszego punktu widzenia kubeczek dekorowany jest niewinnymi motywami. Dla starożytnych jednak wyciśnięte na naczyniu ozdoby przedstawiające Merkurego, Wenus, liście winorośli, winogrona, ptaki i owady, to symbole nawiązujące do płodności i seksualności. O szczególnym wykorzystaniu naczynia świadczy jednak głównie wylewka-fallus oraz wyeksponowane poniżej jądra.

    Naczyń w kształcie fallusów, bądź przyozdobionych płciowymi organami męskimi chętnie używano w trakcie sympozjonów już od VI w.p.n.e. Przetrwały jak się okazuje do czasów hellenistycznych i rzymskich. Hetery piły wino z fallusokształtnych wylewek wprawiając w podniecenie uczestników biesiady.

    Najprawdopodobniej dom publiczny w Salonikach działał od I w.p.n.e. aż po I w.n.e., kiedy to został zniszczony w wyniku trzęsienia ziemi.

    Większość wymienionych znalezisk nadal przechowywanych jest w przepastnych podziemnych magazynach. Tylko wymieniony kubeczek stał się już oficjalnym eksponatem Muzeum Archeologicznego w Salonikach. Przewiduje się, że pozostałe "obsceniczne” rekwizyty o ściśle użytkowym charakterze, zostaną udostępnione w specjalnie do tego przeznaczonej sali muzealnej w podziemiach muzeum Starożytnej Agory. Z możliwością wstępu tylko dla osób pełnoletnich!!!


  7. Nasza Mila Fodele ,

    wspominała o złodziejach starożytności ( z dwa do trzech postów wstecz ) , czy to zjawisko często się zdarza w Helladzie wszak piszesz ze "...Strach o to, że już pierwsze wbicie łopaty w ziemię spowoduje, iż wynurzą się „utrapione” starożytności. Do takich terenów należy chociażby Hersonissos na Krecie czy Saloniki. ..."

    Wrócę jeszcze raz do tematu, gdyż szukając imienia "Irakliotissy" (w temacie Eksponaty snują opowieści) natknęłam się na informację, iż została ona wystawiona w Muzeum Archeologicznym w Salonikach w ramach bardzo szczególnej ekspozycji.

    Była to letnia wystawa czasowa, której tytuł brzmiał "Stop kradzieżom starożytności". W trakcie jej trwania można było ogladać jeszcze 170 innych eksponatów pochodzących z nielegalnych wykopalisk. A to zaledwie kropla w morzu :(


  8. Jeśli posąg pewnej kobiety odkopano po, powiedzmy półtora tysiącach lat, to skąd wiedziano o jaką osobę chodzi?

    A jeśli był nawet podpisany, to jakie zachowane źródła o niej pisały?

    Bardzo chciałam Ci odpowiedzieć konkretnie. Naszukałam się i niestety nic nie znalazłam... Żadnego imienia, zero informacji... Spróbuję jeszcze jutro.

    Na pewno była to osoba wybitna, skoro postawiono jej pomnik. Sądzę, iż wniosek o sponsorowaniu Odeonu wysnuto na podstawie miejsca, gdzie posąg znaleziono. Ponieważ Rzymianie zostawili po sobie mnóstwo źródeł pisanych, na pewno gdzieś o tej kobiecie wspomnieli.

    (Na razie nie zastałam nikogo kompetentnego, kto mógłby odpowiedzieć na dręczące nas pytanie ;) Liczę, że sprawa rozwiąże się początkiem przyszłego tygodnia, kiedy to pojawi się dyżurny archeolog.)


  9. Dziękuję Wam za to, że dbacie bym nie poczuła się "autorką nieczytywanych postów"! To bardzo miłe z Waszej strony. Uskrzydla i... dowartościowuje :lol:

    A poważnie: rzeczywiście ciekawa sprawa z tymi obiektami ulegającymi katastrofom w filmach. To na ogół zawsze te same budynki/konstrukcje. Chodzi chyba o to, żeby pokazać, iż natura zniszczy każde dzieło człowieka, wszelkie przejawy jego pychy i dumy, wszystkie symbole wielkości cywilizacyjnej.

    Ciekawe dlaczego nie ma wśród nich zabytków starożytnych (z wyjątkiem Colosseum)? Widok walącego się Akropolu czy Wielkiego Muru Chińskiego jest zbyt mało atrakcyjny?


  10. Fort Amherst - pozostałość fortyfikacji obronnych doby napoleońskiej miał zaszczyt "zagrać" w filmie "Misja" z Robertem de Niro,

    miał też; zapewne; przyjemność zagrać w filmie porno "Tight Rider" ze słowacką gwiazdką Natali D'Angelo.

    :o

    Był więc wielki zaszczyt ("Misja") i mały uszczerbek na honorze (porno) :rolleyes: W sumie wyszło więc na zero. Fort nie doznał pewnie z tego tytułu żadnej inwazji w jego strukturę architektoniczną.

    Akropolowi i Knossos też trochę filmowej reklamy wyjdzie na dobre.

    Spinalonga została pięknie i bezbólowo rozreklamowana przez Victorię Hislop w książce "Wyspa". Czy mury twierdzy musiały jednak być dziurawione, tudzież - w innych momentach - zamurowywane, by zainstalować dzieła sztuki? Czy to jest w porządku i czy jest to jeszcze gdzieś stosowane? Podejrzewam, że w Knossos, czy na Akropolu nikt nie pozwoliłby na to. Dlaczego więc zgodzono się na Spinalondze? Bo "młodszym" zabytkiem jest?

    Znacie inne przypadki, gdzie uszkadza się zabytek w imię tzw. wyższego dobra?


  11. filmakropol.jpgfilmknossos.jpg

    Kadry z planu filmowego na Akropolu i w Knossos

    W piśmie (Uważam Rze?, Polityka?, Wprost? nie pamiętam…), które ostatnio wpadło mi w ręce był mały kąśliwy artykulik o tym jak to Grecy w kryzysie wyprzedają swoje dziedzictwo narodowe. Jako przykład podano, że tej jesieni po raz pierwszy święte wzgórze Akropolu służyć będzie jako plan filmowy. Mowa tu o filmie na podstawie książki „The Two Faces of January” Patrici Highsmith (30 jej dzieł doczekało się ekranizacji), który za tło będzie miał nie tylko Partenon, ale również Knossos. Rolę główną w thrillerze powierzono Kirsten Dunst, u jej boku zagra Viggo Mortensten i Oscar Isaac.

    Autor artykułu pomylił się. Nie jest to pierwszy zagraniczny film, jaki powstał na Akropolu. Nakręcono tam przecież także marne dziełko „Moja wielka grecka wycieczka” , że nie wspomnę o całej masie starszych i nowszych produkcji greckich.

    Osobiście nie widzę nic złego w tym, że jakiś film powstanie na tle autentycznych zabytków. Nie wiem jak wyglądała sprawa na Akropolu, ale miałam okazję przypatrywać się ekscytacji pracowników Knossos (od sprzątaczek, przez strażników, bileterów i przewodników) i ich rozmów o tym ile korzyści taka reklama przyniesie wymienionym miejscom. Dzień zdjęciowy w Knossos sprytnie wykorzystano w momencie, kiedy odbywał się strajk pracowników placówek muzealnych i archeologicznych. Teren archeologiczny był nieczynny dla zwiedzających, więc strat finansowych też nie odnotowano. Wręcz przeciwnie. Szkód fizycznych miało nie być i nie było. Stojaki pod sprzęt oświetleniowy niczego nie uszkodziły, ekipa filmowa zachowywała odpowiedni szacunek dla wielowiekowego obiektu. W role bohaterów filmu wcielili się znani aktorzy, więc rzeczywiście można liczyć na sukces, lub chociaż sukcesik, który przy okazji rozreklamuje greckie starożytności. Brawo!

    Niepokoi mnie natomiast coś zupełnie innego. Tego lata kreteńską wysepkę Spinalonga (powszechnie znaną jako wyspa trędowatych) zdobiły dzieła Kostisa Tsoklisa, współczesnego artysty greckiego. Jego instalacje były tam wszechobecne: wielki lustrzany krzyż przytwierdzony w okolicach bramy wejściowej do skał wyspy, metalowe konstrukcje, plastikowe elementy, monitory… W wielu przypadkach montaż dzieł sztuki powodował bezpośrednią ingerencję w elementy architektoniczne Spinalongi (forteca z okresu weneckiego, zabudowania mieszkalne z okresu zaboru tureckiego, budynki leprozorium z czasów państwa kreteńskiego). Abstrahuję od tego czy komuś twórczość p. Tsoklisa podoba się czy nie. Nie interesuje mnie również ile ów artysta wziął za to pieniędzy (różne plotki krążą).

    Zastanawia mnie tylko do jakiego stopnia uzasadnione jest wykorzystywanie zabytków i nieodwracalne ingerowanie w ich strukturę. Nawet jeśli robi się to dla „dobra dzieła sztuki”…?

    Jako argument „za” usłyszałam, że przecież dzięki wystawie Tsoklisa Spinalonga otrzymała WC, których wcześniej nie było.

    Zachodzi pytanie: co straciła?

    spinalonga3.jpgspinalonga4.jpg

    Wystawa K. Tsoklisa na Spinalondze


  12. Nasza Mila Fodele ,

    wspominała o złodziejach starożytności ( z dwa do trzech postów wstecz ) , czy to zjawisko często się zdarza w Helladzie wszak piszesz ze "...Strach o to, że już pierwsze wbicie łopaty w ziemię spowoduje, iż wynurzą się „utrapione” starożytności. Do takich terenów należy chociażby Hersonissos na Krecie czy Saloniki. ..."

    Niestety, kilka razy w miesiącu media greckie donoszą o nielegalnych wykopaliskach i pozyskanych na własną rękę artefaktach pochodzących nie wiadomo skąd. Ostatnio głośno było o człowieku, który na podwórku zrobił sobie prywatną wystawę ze starożytnych elementów architektonicznych (okolice Patras) i o innym przypadku, gdzie osoba nielegalnie handlująca antykami usiłowała upłynnić starożytne monety (rzecz działa się w Kilkis). Zdarzają się pokazowe akcje policji, w efekcie których starożytności są przechwytywane. Można się jednak domyślać jak wielka ilość artefaktów już nigdy nie trafi do muzeów, ale będzie zdobiła prywatne kolekcje w odległych krajach.

    Zdarzają się oczywiście zaplanowane kradzieże (typu ostatnia w Olimpii), które bardzo często robione są na zamówienie. Ale przeważają drobni "miłośnicy starożytności" sprzedający na czarnym rynku antyczną ceramikę lub monety. Dziwi mnie to, gdyż dużo za to nie dostaną, a wartość archeologiczna przedmiotów, które nie zostały znalezione przez naukowców in situ jest znacznie pomniejszona.

    Jak się domyślam lancasterze zaniepokoiło Cię użyte przeze mnie słowo "utrapione" :) Zastosowałam je celowo. To co z punktu widzenia archeologów jest wytęsknione i upragnione, to dla zwykłych obywateli Grecji jest właśnie “utrapieniem”, a bywa i przekleństwem. Właściciel działki, który w trakcie kopania fundamentów bądź innych działań natknie się na jakiekolwiek starożytności, ma obowiązek zgłosić ten fakt policji lub służbom archeologicznym. I wtedy dla archeologów zaczyna się raj (lub przynajmniej jego przedsmak), a dla właściciela działki piekiełko. Archeolodzy się cieszą, gdyż teoretycznie będą mieli zajęcie. Praktyka jest taka, że prac wykopaliskowych często nie ma kto fundować, więc i archeolodzy nie są opłacani. A właściciel działki może pożegnać się z możliwością kontynuowania prac budowlanych na kilka sezonów... No, chyba, że sam wykopaliska zasponsoruje ;)

    Jak więc wygląda rzeczywistość? Zdarza się, że fundamenty kopane są nocą, żeby “jakby co” udawać, że niczego w ziemi nie było. Ogromna strata dla historii!!! Ale jaka ulga dla inwestora. Nie tylko zresztą dla niego, państwo z racji innych (ważniejszych) wydatków również opieszale podchodzi do swego zadania. A osób prywatnych, które wezmą na siebie ciężar finansowy wykopalisk archeologicznych w zamian za wyróżnienie typu tabliczka z własnym nazwiskiem przy eksponacie w muzeum – jak na lekarstwo.

    Zupełnie inny temat, to wielkie sieci hotelowe, które sieją spustoszenie na terenach nadmorskich, stawiając bunglowy i budując baseny wprost na ważnych lokalizacjach archeologicznych. Ale dlaczego tak się dzieje, chyba nikomu tłumaczyć nie muszę.

    Można do tych wywodów dorzucić jeszcze fakt, że Grecy mają luźne podejście do zabytków (choć przez prawo oczywiście termin ten jest ściśle określony!). Zapytano mnie kiedyś dlaczego piękne stare tureckie pomniki nagrobne walają się porozrzucane w okolicach Muzeum Archeologicznego w Heraklionie... A rzeczywiście tak jest! Cóż, oprócz wciąż żywej niechęci do wszystkiego co osmańskie zaważyło tu chyba powszechne wśród Hellenów odczucie, iż przedmiot mający 100-200 lat wcale nie jest taki stary :P


  13. Są takie miejsca w Grecji, gdzie właścicieli działek ziemskich ogarnia lęk na samą myśl o rozpoczęciu jakichkolwiek prac budowlanych. Strach o to, że już pierwsze wbicie łopaty w ziemię spowoduje, iż wynurzą się „utrapione” starożytności. Do takich terenów należy chociażby Hersonissos na Krecie czy Saloniki.

    Są jednak i takie regiony, gdzie odkrycie zabytków starożytnych sprawia archeologom miłą niespodziankę. Chociażby Rimokastro na Chios! Miejsce, któremu nikt nigdy się nie przyglądał i odpowiednio nie zajmował. Bo… wydawało się, że nie ma ku temu powodu… Założono błędnie, że sławetna niepłodna ziemia tej części wyspy nie mogła przecież sprzyjać osadnictwu i przyciągać ludzi.

    A jednak tu również coś się działo!

    W późnej starożytności (IV w.p.n.e. – okres rzymski) okolice Rimokastro znajdowały się w obszarze zainteresowania człowieka. Znaleziono tu sporo zabudowań świadczących niezbicie o sposobie życia i zawodzie, jakim parali się mieszkańcy, a byli oni głównie rolnikami i hodowcami zwierząt.

    Zaskoczeni mieszkańcy współczesnego Rimokastro twierdzą, iż co najmniej od początku XX wieku udają się tam tylko figi i gruszki tudzież winogrona, które - jak wiadomo - nie potrzebują żyznej gleby. Ponieważ w dniu dzisiejszym ziemie te są wyjątkowo nieurodzajne, nikt się nie spodziewał, iż kiedykolwiek zajmowano się tu rolnictwem na szeroka skalę. Ilość odkrytych zabudowań i artefaktów o przeznaczeniu rolniczym nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości. W starożytności także musiało tu być bardzo dużo ogrodów, ale uprawiano również inne płody rolne.

    Ponieważ prace rolnicze prowadzone były na bardzo rozległym obszarze, archeolodzy sądzą, że posługiwano się w dużej mierze niewolnikami. Na podstawie sposobu stawiania budowli stwierdzono, iż najprawdopodobniej byli oni Karyjczykami.


  14. aresa.jpg

    W Narodowym Muzeum Historycznym w Atenach, znanym również jako Muzeum Parlamentarne, zobaczyć można piękne popiersie boga wojny Aresa. Jako że wykonane jest w marmurze bardziej pasuje ono do sali rzeźb antycznych, a wystawione jest pomiędzy chorągwiami, bronią, a tradycyjnymi strojami z XIX wieku!

    Ten konkretny Ares nie jest bowiem zwykłą rzeźbą. Jest ozdobą dziobową statku, który brał udział w większości bitew Wielkiego Powstania Greków przeciw Turkom. Statku, który bohatersko przeciwstawiał się wrogowi, pomimo faktu, że stracił kapitana. Statek ten nosił nazwę „Ares”….

    Żeby zrozumieć znaczenie galionu trzeba zapoznać się z historią statku, który zdobił i którego strzegł.

    W 1818 roku obywatel wyspy Hydra, kapitan Atanasios Tsamados, odebrał z weneckiej stoczni nowiutki statek. Wykonany był z drewna dębowego, miał pojemność ładunkową 350 ton i wyposażony był w 16 działek dla ochrony przed piratami. Jego załoga liczyła 82 osoby.

    To właśnie na dziobie tego nowego pięknego statku umieszczono aflaston boga wojny. Jego głównym zadaniem było strzec załogę jednostki przed zagrożeniami, gdyby zaś statek został przejęty przez wroga – stawał się trofeum.

    "Ares”, jak większość greckich statków handlowych tego okresu, brał udział w walkach narodowowyzwoleńczych. Najwznioślejsze strony jego historii zapisały się w połowie marca 1825 roku, kiedy to załadowany po brzegi amunicją przeznaczoną dla powstańców w Patras pojawił się mimo wszystko w porcie w Pylos, aby pomóc bronić miasto oblegane przez 10-tysięczną armię Egipcjan. Po wysadzeniu na brzeg nielicznych żołnierzy mających pomóc oblężonemu miastu „Ares” zdecydował się pozostać „na stanowisku”.

    W dniu 26 kwietnia, dowodzący Egipcjanami Ibrahim Pasza postanowił wzmóc działania w porcie Pylos. W trakcie starć jakie się wtedy wywiązały dowodzący „Aresem” Anastasios Tsamados poniósł śmierć. Ale dzielny statek nie wycofał się z bitwy - jego stery zdążył przejąć kapitan innej jednostki.

    Dopiero po czasie podjęto decyzję o przedarciu się „Aresa” i dwóch innych łodzi poza linię wroga i ostateczne wycofanie ich z portu w Pylos. Podczas tej akcji najbardziej ucierpiał „Ares”, to na nim skoncentrował się atak okrętów egipskich. Przez trzy godziny „Ares” był celem zawziętego ostrzału wroga. Załoga zadecydowała, że gdyby statek miał dostać się w ręce żołnierzy Ibrahima, zostanie wysadzony. Przygotowano w tym celu beczki z prochem. Jednakże „Ares” uszedł cało z tarapatów dzięki wybuchowi niespodziewanego pożaru na wrogim okręcie, co spowodowało zamieszanie w szeregach Egipcjan.

    Bohaterskie czyny „Artesa” zostały docenione. Młode państwo greckie zakupiło legendarną łódź w 1829 roku. Wyremontowano ją, przemianowano na „Atenę” (również bogini wojny, ale jakby bardziej przez Greków lubiana ;) ) i wykorzystywano jako okręt szkoleniowy Akademii Marynarki Wojennej. Jednak dwadzieścia lat później, "Ares" powrócił do swojej historycznej nazwy i po długiej ciężkiej pracy okrętu szkoleniowego w 1900 został na stałe zakotwiczony w porcie Poros, gdzie tym razem funkcjonował jako szkoła kadetów marynarki.

    „Ares” nie przegrał żadnej bitwy oprócz tej ostatniej - walki o przetrwanie. Mimo wielu protestów nikt nie zdołał utrzymać go przy życiu, kiedy okazało się, że z powodów ekonomicznych staruszka nie można dłużej finansować.

    W 1921 roku zatopiono go z wszelkimi honorami w okolicach Salaminy. Pozostał po nim jedynie marmurowy galion z dumą opowiadający o wielkości statku, któremu ongiś patronował.


  15. No i niestety niczego ciekawego nie znalazłam... Wymienione wyżej maksymy delfickie raczej do sportu się nie odnoszą.

    Idąc za sugestią W. Osterloffa mogę tylko napisać, iż powiedzonko "W zdrowym ciele zdrowy duch" bliskie jest greckiej idei "kalos k'agathos" (czyli piękny fizycznie i dobry duchowo).

    Wprawdzie w "Państwie" Platon wspomina o tym, że ludzie nie umiejący pływać są jak barbarzyńcy i nie należy im powierzać stanowisk państwowych podobnie jak nieumiejącym czytać. Ale nie zostało to ujęte w formie sentencji.

    Ezop natomiast był dokładnie przeciwnego zdania. Twierdził iż "Duchowa doskonałość jest lepsza od fizycznej".

    Pamiętać jednak należy, że Platon parał się sportem (był zapaśnikiem, pięściarzem, gimnastykiem), natomiast Ezop był człowiekiem ułomnym fizycznie, na dodatek niewolnikiem, któremu z racji stanu uczestniczyć w igrzyskach sporotwych nie było wolno...

    Jak widać nawet w starożytności dużo zależało od subiektywnego punktu widzenia.


  16. Po głowie chodzi mi jedno greckie powiedzenie.

    Nie pamiętam jak to szło w oryginale i nie pamiętam kto jest autorem.

    Po polsku brzmi to "Niczego w nadmiarze" lub "Nic ponad miarę"

    Komuś się może o uszy obiło?

    To sentencja z sanktuarium delfickiego.

    Brzmi ona: ΜΗΔΕΝ ΑΓΑΝ (Miden agan),co słusznie przetłumaczyłeś jako "Nic ponad miarę"

    Inne bardzo znane "powiedzonko" delfickie to: ΓΝΩΘΙ ΣΕΑΥΤΟΝ (Gnothi seavton), czyli "Poznaj samego siebie"

    Obie dotyczą Delf, więc jeśli można je odnieść do jakichś igrzysk, to tylko do tych poświęconych Apollinowi. A były to igrzyska pytyjskie, w których skład wchodziły konkursy śpiewu i wszelkie inne agony muzyczne. Więc tak naprawdę mało miały wspólnego ze sportem sensu stricto.

    Ale popchnęło mnie to do przewertowania książek o sporcie w starożytnej Helladzie ;) Efekty postaram się przedłożyć jutro. Mam nadzieję, że coś wyszukam... :unsure:


  17. sarkofagrzymski.jpg

    Podczas prac przy nowej autostradzie na trasie Korynt-Patra odkryto nienaruszony grób rzymski ozdobiony wspaniałymi freskami o bardzo dobrze zachowanych kolorach.

    Datowany jest na III wiek naszej ery i ma wymiary 2,40 x 2,30 m. Jest to podziemny grób komorowy o zadaszeniu łukowym, które jednak zapadło się. Wewnątrz komory grobowej znajdują się dwa sarkofagi, z których jeden zawiera pochówek żeński, co potwierdza portret młodej kobiety.

    Kobieta ma jasne oczy, kasztanowe wysoko zaczesane włosy i wydatne usta. Jej ozdobą są malowane złotym kolorem kolczyki. Przedstawiona jest w pozycji leżącej, przykrywa ją czerwona narzuta ozdobioną żółtymi, niebieskimi i białymi pasami. Malowidło wykonane jest w stylu do złudzenia przypominającym portrety z Fajum. Nie jest to jednak cała dekoracja grobu, bowiem dół sarkofagu przyozdabiają girlandy z bogatymi wstęgami i kokardami, a na jednej ze ścian dumnie prezentuje się przepiękny paw.

    W grobowcu znaleziono także kości, najwyraźniej przeniesione tu z innego grobu.

    Samego larnaksu jeszcze nie otworzono. Podczas pierwszych wstępnych badań przeprowadzonych przy użyciu kamery termowizyjnej wprowadzonej do wnętrza przez pęknięcia w ściance, dostrzeżono fragmenty ceramiki i gleby.

    Drugi sarkofag znaleziony w tym samym grobie nie zachował się niestety w dobrym stanie. Jednakże on również dekorowany jest zieloną girlandą i fioletowymi kwiatami.

    Grób ma być w całości przeniesiony na teren archeologiczny starożytnego Koryntu. Jednak zanim możliwe będzie jego oglądanie wymaga żmudnych zabiegów konserwacyjnych.


  18. Wiem, wiem! Ciekawostka nie do końca starożytna... Ale nie wiedziałam gdzie to umieścić :( A zakładanie kolejnego tematu byłoby przesadą!

    delfy.jpg

    Kto choć raz odwiedził starożytne Delfy na pewno często wraca tam wspomnieniami. Przywołuje niesamowite widoki i atmosferę miejsca, które powróciło z niebytu za sprawą… SUŁTANEK!

    Starożytna historia Delf do momentu ich zamknięcia w 394 roku (na rozkaz Teodozjusza Wielkiego) była bardzo skomplikowana, ale ich dzieje współczesne wcale nie są mniej złożone. Już w 1436 r. Delfy zwróciły uwagę europejskiego podróżnika Ciriaco de 'Pizzicolli (znanego też jako Kyriakos z Ancony), którego bystre oko wyłowiło pod osadą wiejską zniszczony upływem czasu antyczny teatr. Nikt się tym jednak wówczas specjalnie nie zainteresował, toteż jeszcze początkiem XIX wieku jedno z największych greckich sanktuariów starożytnych dosłownie zakopane było pod tonami ziemi. A na dodatek dokładnie nad ruinami całego kompleksu świątynnego stało kilkadziesiąt zamieszkałych wiejskich domów.

    Sanktuarium delfickie położone było bowiem pięknie, ale nieszczęśliwie. Przez tysiąclecia narażone było na lawiny skalne, ulewy i inne zjawiska pogodowe. Wart wspomnieć, że tylko w ciągu ostatnich stu lat doszło tu do co najmniej czterech wielkich katastrof naturalnych: wielkie trzęsienie ziemi w 1870, lawina skalna w 1905, lawina błotna w 1935 i ponownie duża lawina skalna w 1980.

    W czasach nowożytnych po raz pierwszy zwrócił uwagę na Delfy pierwszy prezydent niepodległej Grecji – Joannis Kapodistrias, który wysłał pod wzgórze Parnasu niemieckiego architekta E. Laurenta w celu przebadania ruin. W 1841 roku Aleksander Rizos Ragavis ponownie dojrzał w Delfach teatr, chociaż skała, na której się znajdował „cała pokryta była domami", a dziesięć lat później potwierdziły to notatki G. Flauberta.

    Od tej chwili o Delfach zrobiło się głośno. O prowadzenie wykopalisk archeologicznych w tak ważnym miejscu dopominali się u Greków przede wszystkim Niemcy i Francuzi. Oczywiście Grecy chcieli samodzielnie wydobyć na światło dzienne święty przybytek Apollina, ale najpierw trzeba było usunąć wioskę! Jej ludność wprawdzie i tak zamierzała wyprowadzić się po trzęsieniu ziemi z 1870 roku, jednak na tak szeroko zakrojoną akcję młodego greckiego państwa jeszcze stać nie było.

    I tu właśnie główną rolę zaczęła odgrywać polityka zagraniczna i dyplomacja. Kartą przetargową w tych subtelnych posunięciach stały się peloponeskie rodzynki! Prowadzono wiele rozmów. Ostatecznie na mocy umowy podpisanej w 1891 r., francuski parlament zobowiązał się do importu greckich rodzynek w zamian za przyznanie Francuskiej Szkole Archeologicznej prawa do prowadzenia wykopalisk w Delfach. Zatwierdził też wypłatę ogromnej na tamte czasy sumy 500.000 złotych franków na poczet wywłaszczenia wsi i przyszłych prac archeologicznych. Był to dobry interes: Grecy zyskali chętnie odwiedzane miejsce archeologiczne, a i sułtanki pięknie się sprzedawały.

    Warto o tym pamiętać podczas zwiedzania Delf czy w trakcie pieczenia świątecznych keksów ;)


  19. Nie o linię mi chodzi, a o te przedziały widoczne na fotografii z lewej strony. W takich właśnie nierównych poletkach umieszczone są ideogramy dysku z Fajstos. Toteż skojarzyło mi się, że ktoś przygotował sobie spiralę, w którą miał zamiar coś wpisać... Ot, takie tam dywagacje ;)

    A czym się różnią spirale z wysp od tych z innych obszarów Grecji?

    Przyznam, iż tych z Filippi i z Larisy nie znam. Natomiast te z Asfendou na Krecie wygladają tak:

    asfendou1.jpg

    asfendou2.jpg

    Są jakby "płytsze"... Inna rzecz, że też starsze. Jednak generalnie minojskie spirale pozostały mniej skomplikowane. Pozostały np. w takiej formie:

    spiraladoumasa.jpg

    A tu podsyłam caly artykuł o spiralkach z Irakleia, w którym jest bardzo dużo fotek:

    http://openarchive.icomos.org/1236/1/9523.pdf


  20. spira1.jpgspira2.jpg

    Przechadzając się po maleńkiej wysepce Irakleia (tzw. Małe Cyklady) można natknąć się na tajemnicze znaki wyryte w skałach lub kamieniach. Znaki te przedstawiają nierówne spirale.

    Dawno dawno temu mieszkańcy wyspy byli przekonani, że spirale były tajemnymi symbolami wskazującymi miejsca, w których piraci zakopali swoje skarby. Później panowało przekonanie, że to starożytni mieszkańcy wyspy w ten sposób zapisywali swoją wiedzę astronomiczną. Miały to także być symbole znakujące miejsca szczególne, takie jak cmentarze lub źródła wody. Uznawano je również za węże-talizmany mające zapobiec złu.

    Prawda jest niestety taka, że mimo upływu czasu nadal nie potrafimy wiarygodnie zinterpretować tych znaków sztuki naskalnej. Nie wiadomo również dlaczego na stosunkowo małej wysepce takich naliczono ich do tej pory aż 25, a być może wiele czeka jeszcze na swoje odkrycie, gdyż usytuowane są w niedostępnych miejscach…

    Pewne jest to, że pochodzą one z epoki brązu, z III tysiąclecia pne. Sposób wykonania spiral był prosty: ostrymi narzędziami (np. wykonanymi ze szmergla obecnego w dużych ilościach w wielu miejscach wyspy) uderzano systematycznie w płaską powierzchnię miękkiej skały (głównie marmur lub wapień) Powierzchnie, na których wyryto tajemnicze spirale to na ogół skały, ale bywają też „przenośne” płyty i płytki przyozdobione tym motywem.

    Kilka spirali zostało już niestety trwale zniszczonych. Powodem były poszukiwania domniemanych skarbów korsarskich, które spodziewano się znaleźć bezpośrednio pod znakami. Inne zostały zatarte, gdyż znajdowały się na drogach gruntowych co sprawiało, iż były szczególnie narażone, mimo że Irakleę zamieszkuje niewiele ponad 150 osób.

    Do tej pory żadne naukowe badania w tym temacie nie zostały wykonane, nie ma więc również żadnych publikacji. Spirale z Iraklei nadal czekają na swoje 5 minut.

    Podobne (ale nie takie same!) spirale znaleziono również w innych częściach Grecji: w okolicach Larisy, Filippi, Sfakia na Krecie, a ostatnio także na wysepce Astipalea.

    P.S. Ze względu na wygląd (coś jak ślimaki, których muszla podzielona jest na poletka) spirale kojarzą mi się z dyskiem z Fajstos... Czy tylko mi?


  21. Po przybyciu Hannibala na Kretę rozeszła się pogłoska o jego bogactwie jakie wziął ze sobą, aby uspokoić nastroje Hannibal w świątyni Diany, na oczach ludzi złożył w ofierze kilka dzbanów wypełnionych po brzegi złotymi monetami. O nie! nie był taki głupi, żeby tyle złota oddać za darmo, poprostu na wierzchu były złote monety, a pod spodem ołów. Gdy zagroziła mu zdarada i wydanie Rzymowi zażył truciznę, którą nosił zawsze ze sobą.

    Hannibal podczas pobytu na Krecie miał przebywać w rzymskiej stolicy wyspy - Gortynie. Gdzieś czytałam inną wersję... A mianowicie przywiózł rzekomo ze sobą całą masę skarbów. Zdając sobie sprawę, że wszyscy o tym wiedzą i że naraża się na rabunek umieścił ponoć owe skarby we wnętrzu brązowych rzeźb, które to beztrosko kazał złożyć przed zamieszkiwanym domem. W porozrzucanych w ten sposób rzeźbach nikt się złota nie spodziewał, toteż i nikt go nie znalazł.

    Nie wiem ile w tym prawdy. Nie wiem kiedy dokładnie Hannibal przyjechał na Kretę i kiedy ją opuścił. Nie wiem skąd miał to złoto i co się z nim ostatecznie stało. A CHCIAŁABYM WIEDZIEĆ !


  22. volos.jpg

    Awans z funkcji służebnej do roli ważnego eksponatu!

    Szczególnym eksponatem Muzeum Archelogicznego w Volos już niedługo będzie wyciągnięta z przepastnej piwnicy muzealnej Księga Gości! Pokryta kurzem czasu i zapomnienia przez dziesiątki lat strzegła swojej bogatej historii. A było czego strzec! Na jej stronach zawarte są porzekadła, dedykacje i podpisy znanych i anonimowy ludzi, którzy jako jedni z pierwszych odwiedzili muzeum w latach 1910-1916. Podpisów umieszczonych w księdze jest łącznie 4500. A wśród nich takie nazwiska jak Nikos Kazantzakis, Angelos Sikelianos, Sophia Schliemann, poeta Angelos Tanagras, archeolog Charles Piccard, hrabina Eugenia Kapnisis z Monachium. Widnieją w niej również autografy ówczesnych polityków, jak chociażby Nikolaos Plastiras.

    Ta szczególna księga (jak wszystkie będące w posiadaniu każdej tego typu placówki) daje informacje o historii muzeum i lokalnej społeczności.

    Zanim księga zostanie przeniesiona z piwnicy i wystawiona w gablocie zajmą się nią eksperci z dziedziny historii i paleografii, gdyż niektóre podpisy trzeba najpierw „rozszyfrować”. Uzyska też swoje drugie życie, jako że zostanie wydana jej nowa wersja wzbogacona o adnotacje do co ważniejszych wpisów. Istotne jest przykładowo, że Nikos Kazantzakis i Angelos Sykelianos odwiedzili muzeum w Volos wspólnie w Wigilię 1914 i w ramach wrażeń z wizyty, oprócz podpisów, umieścili łacińską maksymę. Natomiast Sophia Schliemann, żona niemieckiego pioniera w dziedzinie archeologii Heinricha Schliemanna, oglądała eksponaty zgromadzone w Volos 11 września 1912, ale ograniczyła się tylko do złożenia podpisu w księdze.

    Wiek temu Muzeum Archeologiczne w Volos odwiedzali też „zwykli turyści”. Najwięcej z nich pochodziło z Grecji i Cypru. Znakomitą większość stanowiły wizyty studentów i szkolnych wycieczek edukacyjnych. Nie brakuje jednak i zwiedzających z zagranicy! Łatwo jest odróżnić adnotacje pozostawione przez Żydów, którzy zawsze posługiwali się tylko językiem hebrajskim. Są też podpisy osób pochodzących z krajów arabskich, Turków, Amerykanów, a nawet obywateli odleglej Afryki Południowej. Zdaniem dzisiejszego kustosza muzeum wskazuje to na dobrą reputację nowej wówczas placówki, która powstała przecież dopiero w 1909 roku.


  23. Tak zwane epavles (επαυλές), czyli niewielkie wille minojskie (np. w Nirou Chani, Tylissos, czy Vathipetro) posiadały własne magazyny. Też całkiem spore.

    Magazyny widoczne są także w budowli o charakterze pałacowym w minojskim miasteczku Gournia. Jednak na terenie tej miejskiej osady pozostało przede wszystkim sporo dobrze zachowanych domów miejskich. Powierzchnia ich fundamentów jest stosunkowo niewielka, gdyż domy były kilkupiętrowe (mogły mieć nawet 2 piętra). Parter wszystkich domków zajmowały magazyny ze zgromadzonymi tutaj pitosami, a także licznymi półkami i wnękami w ścianach na składowanie produktów spożywczych. Na ceramicznych tabliczkach znalezionych w Gournia (dziś w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie) pięknie przedstawione są fasady miejskich domów minojskich. Okna istniały dopiero na piętrach, ponieważ parter, jak wspomniałam, wykorzystywany był pod magazyny, do których światło słoneczne nie powinno wpadać. Taki sam sposób budowy do dnia dzisiejszego spotkać można w starych wioskach kreteńskich (dół domu = składziki i spiżarnie, piętra = pomieszczenia mieszkalne). Wprawdzie jako takie wioski minojskie nie zachowały się do naszych czasów, bo domki rolników najprawdopodobniej budowane były z materiału łatwo ulegającemu rozkładowi, ale można sobie wyobrazić, iż mogły być stawiane według tej samej zasady.

    Z tekstów knossyjskich z XV w.p.n.e. wynika, że istniały przymusowe świadczenia rzemieślników i rolników na rzecz pałacu. Nie wiadomo jednak w jakim zakresie, ani według jakich zasad to się odbywało :(

    P.S. Coś mi się kojarzyło, że już o zawartości magazynów osad wiejskich pisałam... To było w poście nr 30 tego tematu :)

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.