-
Zawartość
577 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez fodele
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 22
-
Dodam swoje trzy grosze Mam ogromny szacunek dla klasy robotniczej. Mój ojciec przez całe życie zawodowe pracował jako robotnik. Był elektrykiem-brygadzistą w odlewni żeliwa. Nigdy się tego nie wstydziłam. Czasami tata zabierał mnie do swojej pracy (głownie wtedy, kiedy wczesnym rankiem miałam wyjechać na kolonie zakładowe, a autobus odjeżdżał z miejscowości, w której tata pracował). Nie zapomnę swoich wrażeń z odlewni. Mimo że zakład był duży, a odlewanie żeliwa raczej nie kojarzy się z czyściutkim procesem – zawsze panował tam ład. Warsztaty sąsiadujące z tymi, w którym pracował tata też były zadbane. Koledzy i koleżanki taty w stosunku do mnie bardzo życzliwi (bo byłam dzieckiem? Bo tata cieszył się ogólnym szacunkiem? nie wiem…). Nie miałam za co nimi gardzić, wręcz przeciwnie. Podobnie jak jancet podziwiałam ich za to, że każdego ranka wstawali o 5.00 rano żeby zdążyć na autobus zakładowy, który wiózł ich do pracy kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania. Zdarzało się, że tata zaspał. Wtedy autobus zakładowy trąbił głośno pod blokiem (też zresztą zakładowym) i tata w popłochu zbiegał po klatce schodowej łapiąc w ostatniej chwili skarpetki do kieszeni. Okna mojego pokoju wychodziły na chodnik. Słyszałam ludzi idących rano do pracy i nigdy nie przyszło mi do głowy, że to „gorsza” warstwa społeczeństwa. W szkole średniej miałam przyjaciółkę, której rodzice byli „prywaciarzami”, mieli własną piekarnię. Finansowo wiodło im się bardzo dobrze. Byłam przekonana, że musieli być bardzo wykształceni, żeby dobrze prowadzić taki biznes. Okazało się, że wręcz przeciwnie. To byli bardzo prości ludzie, którzy nie ukończyli nawet podstawówki, ale za to piekli doskonały chleb! Sprawami urzędowymi i załatwianiem papierków w „cechu” zajmowały się ich dzieci. Żal mi było przyjaciółki wtedy, kiedy z początkiem roku musiała deklarować swoją przynależność społeczną. Nie zazdrościłam jej tego. Większość uczniów wypowiadała wtedy magiczny zwrot „ pochodzenie robotnicze” i było po wszystkim. Ona musiała tłumaczyć się za swoich rodziców „prywaciarzy” . Bezpośrednio po szkole średniej (zanim zdecydowałam, że warto się jednak jeszcze trochę pouczyć) zatrudniłam się w swoim miasteczku w zakładzie fiolek i ampułek. Nie było innych wolnych etatów i zaproponowano mi pracę na taśmie produkcyjnej – zgodziłam się. I tam zderzyłam się z trochę inną rzeczywistością, niż ta, która do tej pory określała moje pojęcie o robotnikach. Kobiety przy taśmie posługiwały się tak niewybrednym językiem, że – trudno w to uwierzyć – ale czasami nie wiedziałam o czym tak naprawdę mówią. W moim domu nikt nigdy nie przeklinał, toteż czułam się tam źle i nieswojo. Wkrótce wyjaśniło się, że ze względu zdrowie nie mogłam pracować przy produkcji szklanych buteleczek. Toteż odeszłam z powodów niezależnych Mój pogląd na klasę robotniczą nie zmienił się. Po prostu źle trafiłam. Wszędzie, w każdym środowisku są ludzie i ludziska. O czym przekonuję się do dnia dzisiejszego i wiem, że nie odkrywam Ameryki. Dodam jeszcze, że zawsze byłam i jestem dumna z mojego taty (jego pracy, stanowiska, osiągnięć zawodowych), a on jest dumny z tego, że ja "osiągnęłam coś więcej". Ciekawe A szacunek… komu i za co się należy, to już zupełnie inna sprawa. I podejrzewam, że bardzo indywidualna.
-
Nekropolia Eleftherny, znaczącego kreteńskiego miasta z okresu geometrycznego i archaicznego, wciąż nie przestaje zaskakiwać archeologów. Nie tak dawno ogromną radość wzbudziło odkopanie grobu rodzinnego z VIII-VII w.p.n.e., należącego do starszego mężczyzny w wieku około 70 lat i trzech kobiet (najstarsza z nich miała około 35 lat, najmłodsza zmarła w wieku 18-20 lat). Osoby te było członkami tej samej bardzo zamożnej rodziny, zmarły w różnych okresach i pochowane zostały w wielkim wspólnym pitosie. Towarzyszyły im niezwykle cenne przedmioty osobiste pochowane wraz z nimi w formie darów grobowych. Mężczyzna zaopatrzony został w pełny rynsztunek przysługujący wojownikowi czasów homeryckich. Jeszcze kosztowniejsze przedmioty towarzyszyły pochowanym w pitosie kobietom: złota biżuteria, szklane i fajansowe pojemniki na wonności, buteleczki, biżuteria koraliki, skarabeusze... Najbogaciej zaopatrzona została w pośmiertną drogę najmłodsza z kobiet. Niezamężna dziewczyna przyodziana została w wyjątkowo zdobne w złote naszywki (ponad 3 tys.!). szaty panny młodej To właśnie przy „oblubienicy Hadesa” odkryto ostatnie znalezisko, które zaparło archeologom dech w piersi. W grudce błota znaleziono naturalnej wielkości złote oko z charakterystyczną egipską niebieską otoczką. Do tej pory na Krecie (konkretnie w Knossos) odkryto tylko jeden podobny egzemplarz, ale dużo mniejszy i skromniej wykonany. Odpowiedzialny za wykopaliska w Eleftherna prof. Nikos Stampolidis twierdzi, iż nie ma żadnych wątpliwości, że oko-wisiorek pochodzi z Egiptu. Sposób noszenia, w formie zawieszki, ma jego zdaniem świadczyć o mocnym zadomowieniu się egipskich wierzeń i religii w społeczeństwie Eleftherny przełomu VIII-VII w.p.n.e. Z kraju faraonów pochodzi też inny przedmiot: duży paciorek z kryształu górskiego z wyrytym nań statkiem o kawdratowych żaglach, dokładnie takim jak te, które pływały w tym okresie po Nilu.
-
Słowo „sarkofag” w wolnym tłumaczeniu oznacza tyle co „pożeracz ciała”, żeby jednak nie było tak drastycznie można bardziej przyjaźnie określić go „domem zmarłego” W późnym okresie starożytnym istniały trzy główne ośrodki produkcji sarkofagów: w Rzymie, frygijskim Dokimion i w Atenach. Warsztaty te wytwarzały kamienne trumny nie tylko na użytek własnych miast , ale również dla innych regionów Imperium. Było to głównie luksusowe produkty marmurowe o bogatej dekoracji reliefowej. Tego typu produkty ze zdobieniami przedstawiającymi sceny mitologiczne rozprowadzane były w całym basenie Morza Śródziemnego w II i III w.n.e. Ukierunkowane były na bogata klientelę wywodzącą się głównie z lokalnych elit lub z kręgu wyższych urzędników administracji rzymskiej. Oczywiście oprócz tych renomowanych były też lokalne warsztaty wytwarzające nieco skromniejsze sarkofagi. Przykładem prowincjonalnego wyrobu może być sarkofag z Gomfoi (okolice Trikala). Ma on wiele cech wspólnych z sarkofagami wytwarzanymi w Atenach, które charakteryzowały się chociażby tym, że wszystkie boki trumny były zdobione (podczas gdy kamieniarze rzymscy oszczędzali sobie pracy nad bokiem przylegającym do ściany grobowca). Został znaleziony bez charakterystycznej dwuspadowej pokrywy, którą zapewne pierwotnie posiadał. Jedna ściana sarkofagu zdobiona jest sceną przedstawiająca „Porwanie Prozerpiny”, a na drugiej głównym motywem jest orzeł. Występuje też girlanda zakończona głowami byka, co jest standardowym motywem dekoracyjnym sarkofagów tego okresu. W Atenach produkcja tego typu sarkofagów rozpoczęła się w 130 r.n.e., a zatrzymała się wkrótce po 250 r.n.e. Cieszyły się dużym powodzeniem, nie tylko w Grecji. W Rzymie motyw Prozerpiny popularny był około 140 r.n.e. Poza Gomfoi sarkofag z bardzo podobnym zdobieniem znaleziono na Kefalonii. W tym konkretnym sarkofagu (rozmiary 1,55 x 0,73 x 0,74), według znawców tematu, pochowana była nastolatka bądź młoda kobieta (wniosek wysnuty na podstawie tematyki dekoracji zewnętrznej i rozmiarów trumny). Jest to pierwszy tego typu zabytek odkryty na obszarze zachodniej Tesalii, choć w okolicach odkryto kilka skromniejszych glinianych sarkofagów. Istnieje możliwość, że sarkofag jest dziełem lokalnych rzemieślników, jako że od IV w.p.n.e. w Gomfoi wytwarzano nagrobki, stele nagrobne i ogólnie rzecz ujmując - rzeźby w kamieniu. Znamy nawet imiona pracujących tu starożytnych rzeźbiarzy: Kleogenadis Ksenokleous i Eftihides Athinodorou oraz Eurychides z Sykionu. Prawdopodobnie tradycja kamieniarska utrzymała się w Gomfoi do końca okresu starożytnego, a miejscowi twórcy konsekwentnie wytwarzali swoje dzieła na potrzeby tutejszych mniej zasobnych odbiorców. Choć jak mówią specjaliści – bez takiego polotu jak „markowe” sarkofagi ateńskie czy rzymskie. Jednym słowem nawet dzisiaj da się zauważyć, że było to naśladownictwo, tzw. „styl prowincjonalny”.
-
Może wtedy, gdy mowa o psiej ślinie...Lecznicza rola śliny mogła wystarczać? W przypadku mitu o dzieciństwie Asklepiosa psa postrzega się jako istotę szanowaną, a studnia na Agorze to typowy przykład wpisanego w żywot tych zwierzaków paskudnego "psiego losu"... No chyba, że przyjąć to za zaszczyt...
-
Rzeczywiście, może Furiusz znajdzie w tym coś interesującego Mnie natomiast zastanawia o co mogło chodzić z tym "zapobieganiem zakażeniom" ... Co sprawiało, że starożytni wierzyli w niezwykły dar nieszczęsnych czworonogów do tego stopnia, że pozbawiali je życia?
-
Ciężko tu mówić o nowince z "wykopalisk", ale... Przepięknie zachowana starożytna wieża od 2400 lat góruje nad miejscowością Agia Marina na wyspie Keos. Wieża nie była budowlą wchodzącą w skład murów obronnych, była niezależnym wolnostojącym budynkiem o charakterze strategicznym. Powstała w IV w.p.n.e. , ale nie tylko na wiekowości polega jej niezwykłość. Wieża z Agia Marina jest jednym jedynym tego typu zabytkiem, w którym przetrwała górna część z zewnętrznym balkonem na obwodzie. Wyjątkowo dobry stan budowli, źródła pisane i liczne XIX–wieczne ilustracje ukazujące wieżę w niemal nienaruszonym stanie pozwalają z dużym prawdopodobieństwem określić jej wygląd zewnętrzny i wewnętrzny. Pewnym jest, że wieża była pięciopiętrową konstrukcją stworzoną z kamienia na planie kwadratu o wymiarach 10 x 10 m. W najwyższym miejscu wieża sięga dziś 19,6 m. Pierwotnie pokrywał ją dwuspadowy dach. Szczególną cechą budynku jest biegnący po obwodzie balkon znajdujący się na najwyższym piętrze i wspierający się na kamiennych belkach. Przegroda wewnętrzna dzieliła wieżę, dając po dwa pomieszczenia na każdej kondygnacji. Schody wewnętrzne zapewniały połączenie między piętrami. Szacuje się, że całkowita powierzchnia użytkowa budynku wynosiła 276 metrów kwadratowych. Cudeńko!!! Wątek o psach przeniosłem do tematu Pies w religijności starożytnych Greków - Furiusz
-
Obawiam się, że mogłyby wyglądać tak jak np. te na terenie Grecji... Nieczynne dla zwiedzających, ogrodzone przewracającą się metalową siatką, zaniedbane, zarośnięte chwastami, źle chronione, niszczone z premedytacją bądź przez brak świadomości ich wartości... Podsyłam świeżutki przykład. Kilka dni temu bezmyślnie zniszczono jeden z najważniejszych neoklasycystycznych budynków w Atenach - gmach Politechniki (dzieło Lizandra Kaftantzoglou) Trzeba przyznać, że ktoś włożył w to mnóstwo pracy! Ale pomniejsze przykłady wandalizmu można zobaczyć też w innych dużo starszych miejscach. Nie potrafię logicznie tego wytłumaczyć. Może wynika to z tego, że Grecy mają zabytków "zbyt wiele"..?
-
Kołatało mi się, że kiedyś pisałam o butach starożytnych... I faktycznie - post nr 29 ! Buty (i to w dużej ilości i wielkim wyborze!) pojawiły się w twórczości niejakiego Herondasa specjalizującego się w mimach. Poniżej fragment mimu VII o tytule "Szewc" (Herondas, Mimy, tłum. J. Ławińska-Tyszkowska, Wrocław 1988): Przynieś wszystkie, Pistosie, pudła z sandałami. Trzeba, Byście wróciły z zakupem do domu. Pistos przynosi kilka pudeł. Popatrzcie, proszę, oto cały zestaw: Sykiońskie, chijskie, ambrakidy, „kurki", „Papużki", płaskie, sznurkowe, baukidy, Jońskie z guziczkiem i nocne pantofle, Z rzemyczkiem, „raczki", sandały argejskie, Chłopki, szkarłatki, na koturnie Nocne pantofle mogę sobie wyobrazić, ale wiele bym dała, żeby dowiedzieć się jak w III w.p.n.e. wyglądały "jońskie z guziczkiem"
-
W Grecji czas płynie inaczej. Wyraźnie nie przekłada się na pieniądz, więc i mieszkańcy kraju mają doń inne podejście. Czas Hellenów ma jakby inną wartość, punktualność nie jest tu w cenie, a zwrot “avrio” (jutro) może być bardzo różnie interpretowany. Ciężko powiedzieć, czy taki sam pogląd na kwestię czasu mieli mieszkańcy starożytnych Aten. Być może nie liczyli każdej upływającej sekundy, a minuta też mijała niespostrzeżenie, jednak przynajmniej z grubsza chcieli wiedzieć która jest godzina. Polis posiadało zegar publiczny. Był to duży zegar słoneczny o stożkowym kształcie wykonany z marmuru. Zegar ten nadal stoi w pierwotnym miejscu – po południowej stronie Akropolu, poniżej Partenonu, a ponad teatrem Dionizosa. Niestety nikt się nim nie interesował, nikt o nim nie pisał, toteż tak naprawdę nikt nie wie z jakich konkretnie lat pochodzi. Każdy obywatel Aten mógł zerknąć na zegar, gdyż tamtędy właśnie wiodła brukowana droga “spacerowa” wokół Akropolu. Wprawdzie zegar nie zachował się w całości, ale miał około 1 m szerokości i prawdopodobnie taką samą wysokość. Dwa tysiące lat temu zegar pełnił ważną rolę dla mieszkańców polis, był istotnym punktem Aten, nic więc dziwnego, że był największy ze wszystkich, które do tej pory znaleziono w Attyce. Archeolodzy odkryli też wiele pomniejszych ocalałych zabytków określających czas. Z teatru Dionizosa pochodzi inny znacznie mniejszy (0,50 x 0,40 m) marmurowy zegar słoneczny. W dniu dzisiejszym można go podziwiać w niewielkim ogródeczku Narodowego Muzeum Archeologicznego w Atenach. Ma kształt siedziska o dwóch lwich nogach. W jego wklęsłej powierzchni wyryto dwanaście linii odpowiadających godzinom. W środku znajduje się otwór do zamocowania metalowej wskazówki rzucającej cień, za pomocą której odczytywano godzinę. Jednakże najważniejszym zegarem starożytnych Aten była "Wieża Wiatrów" na Agorze rzymskiej w dzielnicy Plaka. Ośmiokątny marmurowy budynek postawiono tu w I w.p.n.e. Był dziełem greckiego astronoma Andronikosa z Kyrros. Budynek zdobią metopy, na których wyrzeźbiono osiem głównych wiatrów (stąd nazwa wieży). Poniżej personalizacji każdego z wiatrów wyryte są promienie służące jako zegary słoneczne. W dni pochmurne czas odliczał zegar hydrauliczny umieszczony w środku i również stworzony przez uczonego macedońskiego. W okresie bizantyjskim czas odgrywał wyraźnie mniejszą rolę w życiu publicznym Ateńczyków. Przynajmniej taki można wysnuć wniosek zważywszy jak mało zegarów funkcjonowało wtedy w mieście i w całej pozostałej Grecji. W pracy, "Zegary słoneczne w bizantyjskiej Grecji: podpora, czy przekleństwo?" M. L. Coulson pisze, że w Anglii doliczono się 285 średniowiecznych zegarów słonecznych mimo, iż kraj ten nie należy do zalanych słońcem regionów Europy. A w nasłonecznionej Grecji początkiem XX wieku takich zegarów było zaledwie siedem i tylko jeden z nich odkryto w Atenach. Przed wielkim powstaniem narodowowyzwoleńczym (1821) i w trakcie panowania króla Ottona, Ateńczycy zapoznawali się z porą dnia dzięki zegarowi, który podarował miastu Lord Elgin. Jak się mówi, był to dar w zamian za rzeźby zabrane Grekom z Partenonu. Zegar ten został umieszczony na wieży w okolicach Biblioteki Hadriana na Agorze. W roku 1821 czasomierz uległ zniszczeniu w wyniku działań powstańczych. Kiedy nastał pokój i Grecja odzyskała niepodległość król Ludwik Bawarski zafundował Ateńczykom (poddanym swojego syna) nowy zegar i kazał go umieścić w dokładnie tym samym miejscu. W 1916 roku Ateńczycy informowani byli o nadejściu południa w bardzo ciekawy sposób: kula przypominająca balon wznosiła się ku niebu z okolicy obserwatorium astronomicznego! Dowiadujemy się o tym dzięki spisanym skargom tych Ateńczyków, którzy nie mogli zobaczyć obserwatorium (a tym samym i “zegara”) z okien swojego domu, gdyż przeszkadzało im w tym... wzgórze Akropolu!!! Prosili oni władze miejskie, by z nadejściem południa wywieszać na świętej skale flagę o kolorze BIAŁYM i CZERWONYM. W Pireusie zaś do 28 października 1940 r. mieszkańcy dowiadywali się o nadejściu południa dzięki wystrzałowi z armaty z budynku zwanego Palataki . Sporo zegarów słonecznych, zwłaszcza z okresu panowania weneckiego (1204-1669) zachowało się na Krecie. Zainspirowane tradycją władze miasta Rethymno ustawiły też kilka współczesnych tego typu zegarów. Na drodze nadmorskiej stworzono jeden, niestety ma wyłamaną wskazówkę… Drugi od ubiegłego roku zdobi Plac Nieznanego Żołnierza. Jednak mieszkańcy miasta mijają go obojętnie, być może dlatego, że dziś mało kto potrafi odczytać godzinę na tak „skomplikowanym” urządzeniu… Wieża Wiatrów - stan dzisiejszy Wieża Wiatrów - rycina z XIX wieku P.S. Temat sięga poza starożytność, ale nie wiedziałam gdzie go umieścić. Uprzejmie proszę Moderatorów o znalezienie odpowiedniego miejsca
-
Przytoczony przez Ciebie secesjonisto tekst jakby odpowiada (?) poniższemu, który opisuje hellenistyczno-rzymski zegar słoneczny odkryty w 2011: Zegar z Polychrono (półwysep Chalcydycki) jest tak skonstruowany, że może wskazać właściwy czas każdego dnia, zarówno w miejscu jego znalezienia jak i w Rzymie, we Francji czy w Chinach. Zegar z okresu późnego antyku składa się z półkulistej powierzchni, na której wyrytych jest jedenaście linii dzielących ją na dwanaście części, odpowiadających godzinom w ciągu dnia. Posiada też trzy linie prostopadłe do pozostałych odpowiadające przesileniu zimowemu, równonocy i przesileniu letniemu. W środku powierzchni półkuli zamontowany jest gnomon z brązu, który rzuca cień pokazujący godzinę.Cień zegarka ma taką samą długość o każdej porze dnia, jego długość zmienia się w zależności od pory roku. Najkrótszy cień obserwuje się przy przesileniu zimowym i stopniowo zwiększa się dochodząc do najdłuższego podczas letniego przesilenia.
-
Prehistoryczny pochówek w Diros
fodele dodał temat w Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
W Diros, na południu Peloponezu, odkryto wyjątkowo wzruszający pochówek. Sam fakt, że w jednym grobie pochowano jednocześnie dwie osoby stanowi o jego niezwykłości. Ale bezsprzecznie najważniejsze jest to, że ciała zmarłych zostały ułożone w nieczęsto spotykanej pozycji: tulą się czule w pośmiertnym uścisku! Prawdopodobnie szczątki należą do młodego mężczyzny i młodej kobiety, jednakże żeby potwierdzić ich płeć i wiek przeprowadzone zostaną jeszcze badania DNA. Badania te mają ustalić również ewentualne pokrewieństwo osób pochowanych przed prawie 6 tys. lat. Właśnie to odległe datowanie (ok. 3800 p.n.e.) sprawia, że odkrycie z Diros może się okazać jednym z najstarszych tego typu pochówków na świecie. -
Prehistoryczny pochówek w Diros
fodele odpowiedział fodele → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Furiusz na pewno będzie wiedział!!! -
Nikogo nie trzeba przekonywać, że badania antropologiczne w służbie archeologii pozwalają dostrzec szczegóły życia codziennego i poznać zwyczaje naszych przodków. Nie tylko za pomocom źródeł pisanych, ale coraz częściej dzięki antropologom dowiadujemy się czym żywili się starożytni, na jakie cierpieli choroby, jak ciężko pracowali i z jakich przyczyn umierali. Nie zawsze informacje te zgodne są z naszym wyobrażeniem o danym społeczeństwie i o jego funkcjonowaniu. Taką "ciemną stronę" z życia Ateńczyków skrywała jedna z miejskich studni. Na terenie starożytnej Agory, w czeluściach studziennego szybu odkryto szkielety około 450 noworodków. Wszystkie datuje się na pierwszą połowę II w.n.e. Odkryto je wprawdzie dawno, bo przed ok. 80 laty, ale dopiero teraz, dzięki działającemu przy Amerykańskiej Szkole Archeologicznej w Atenach Laboratorium Wiener podjęto się prac nad zbadaniem dziecięcych szczątków. Wcześniej archeolodzy zakładali, że dzieci były ofiarami wojny, bądź zarazy. Była to jednak nieoparta na dowodach teoria dotycząca pochodzenia makabrycznego „grobu”. Dziś, po przeprowadzeniu badań, naukowcy mówią, że około 1/3 z 450 niemowląt przyszła na świat przedwcześnie (w niektórych przypadkach mógł to być efekt poronienia, albo przerwania ciąży) i w tamtych czasach nie miała szans na przeżycie. Choroby, takie jak zapalenie opon mózgowych, będące dziś przyczyną śmierci noworodków w krajach Trzeciego Świata, były powodem zgonu około 150 ateńskich dzieci. Reszta noworodków prawdopodobnie została pozbawiona życia lub pozostawiona na niechybną śmierć, gdyż urodziły się z różnymi deformacjami (rozszczep wargi czy wodogłowie). Grzebanie zmarłych w granicach polis było zabronione. Jednakże o istnieniu studni musiało wiedzieć co najmniej kilka osób. Najprawdopodobniej były to położne, które w tamtych czasach pomagały zamożnym kobietom w trakcie porodu. Jeżeli noworodek zmarł przed upływem 7-12 dni, tzn. zanim nadano mu imię, nie był jeszcze członkiem społeczeństwa i władze polis nie domagały się informacji o stanie jego zdrowia. Być może w takiej sytuacji zwłok pozbywała się zaufana położna… W tej samej studni, wraz ze szczątkami niemowląt, znaleziono szkielety około 150 psów! Początkowo archeolodzy nie potrafili znaleźć uzasadnienia dla tego faktu, a nie mogło być mowy o przypadku, zwłaszcza że czworonogi straciły życie dokładnie w tym samym okresie historycznym. Z czasem nasunął się następujący wniosek: starożytni uważali, że psy zapobiegają infekcji, mogły więc być celowo - z powodów czysto profilaktycznych - wrzucane do studni, aby oczyścić ją przed zakażeniem. Ale być może chodziło także o swego rodzaju „oczyszczenie się” z grzechu zabójstwa... Nadal zbierane są próbki DNA z kości znalezionych w studni Agory. Być może ich badanie jeszcze bardziej przybliży nas do prawdy w tym przykrym temacie. Posty przeniosłem z tematu Nowinki z wykopalisk - Furiusz
-
Rzekomo kamienna kula miała pomagać jej właścicielowi wygrać walkę (nie tylko z dziedziny sportu czy wojny) nawet jeśli był on na zupełnie straconej pozycji np. przeciwnik był zdecydowanie silniejszy. Ciężko dokładnie powiedzieć jak kula miała działać, ale na pewno pomocne były opisane przez Ciebie magiczne symbole. W okresie, z jakiego pochodzi kamienne cacko Grecy kierowali się przesądami w niemal każdej dziedzinie życia. Wróżby, czary, amulety przeżywały rozkwit! Nie tłumaczy to przeznaczenia przywołanego eksponatu z Muzeum Akropolu, ale pierwsza kryształowa kula pojawiła się w mitologii greckiej, kiedy kreteńska księżniczka Ida dała do zabawy tego rodzaju "piłkę" maleńkiemu Zeusowi gdyż podrzucana do góry błyszczała pięknie, co sprawiało radość małemu bóstwu.
-
Irakliotissa, czyli podróżniczka mimo woli Kiedy żyła była bogatą arystokratką zamieszkującą Saloniki II wieku n.e., fundatorką Odeonu, którego ruiny wciąż można oglądać na agorze rzymskiej. Kobietę tę uhonorowano nawet marmurowym posągiem ponadnaturalnej wielkości (211 cm), posągiem, który z czasem runął i poszedł w zapomnienie. Macedońska ziemia długo i skrzętnie chowała cenny zabytek, aż do marca 1944 roku, kiedy to niemieccy żołnierze zaczęli prace przy budowaniu okopów w okolicach ulicy św. Demetriusza. Wtedy posąg ponownie ujrzał światło dzienne. A że nie był to dobry okres - stał się obiektem powszechnego pożądania. Wprawdzie 6 kwietnia grecki kurator starożytności - Stylianos Pelekanidis – przejął opiekę nad rzeźbą i z honorami umieścił ją wśród zbiorów zgromadzonych w Rotundzie. Jednak niecałe dwa miesiące później (31 maja 1944), żołnierzy niemieccy, pod pretekstem zabezpieczenia zbiorów przed atakami lotniczymi, siłą weszli do Rotundy. Ofiarą „ochrony” padła dumna arystokratka, którą przetransportowano koleją do Niemiec wzbogacając tym samym obfitą kolekcję Hitlera. Kilka miesięcy później kanclerz Rzeszy podarował marmurową damę swojemu ulubionemu ministrowi - Josephowi Goebbelsowi i tym razem posąg ozdobił willę szefa propagandy. Gdy wojna się skończyła dama z Salonik ponownie została przesiedlona. Z malowniczo położonej rezydencji Goebbelsa w Bad Badaussee w Austrii przeniesiono ją do pobliskiej kopalni soli. Tam, choć na wygnaniu, znów przebywała w szacownym otoczeniu, towarzyszyły jej bowiem setki innych dzieł sztuki skradzionych przez nazistów na terenie całej Europy. W pewnym momencie greckie gazety zaczęły alarmować, iż uprowadzona przez Niemców rzeźba zagrożona jest wywozem poza ocean. Rzeczywiście, amerykańskie wojska przygotowywały się do realizacji planu wywozu salonickiej damy wraz z innymi zabytkami do Stanów Zjednoczonych. Miało się to odbyć nawet pod eskortą odpowiedniej komisji naukowej… Na szczęście państwo greckie zdążyło na czas wysłać swoich przedstawicieli po odbiór maleńkiego ułamka dziedzictwa narodowego. Półtora roku później (1947) marmurowa pani ostatecznie powróciła do domu! Posąg był pierwszym skradzionym antykiem, jaki pojawił się w Helladzie na długo przed rokiem 1954, kiedy to podpisano Konwencję haską (dotyczy postępowania wobec dóbr kultury w czasie konfliktu zbrojnego). Rzeźba ponownie zamieszkała w Rotundzie. W 1962 powstało Muzeum Archeologiczne w Salonikach, które chętnie przyjęło podróżującą nie z własnej woli marmurową panią. Dziś „Irakliotissa” (bo tak zwana jest z racji cech rzeźbiarskiej szkoły heraklejskiej) podziwiana jest w jednej z sal muzealnych poświęconych starożytnemu odeonowi miasta. Stoi tam dumnie w towarzystwie Muz i opowiada swoją historię…
-
Eksponaty snują opowieści...
fodele odpowiedział fodele → temat → Katalog archiwów i muzeów oraz wydarzeń przez nie organizowanych
Starożytni Rzymianie pozostawili dzisiejszym archeologom i miłośnikom starożytności swoistą zagadkę. Jest nią tzw. "Rzymski dwunastościan". Jest to przedmiot o złożonej strukturze, wykonany ręcznie (i precyzyjnie!) z mosiądzu lub kamienia. Jego wielkość waha się od 5 do 10 cm. Swoją nazwę wziął od dwunastu pięciokątnych ścian, z których jest zbudowany. Wewnętrzne pole pięciokątów są puste, a charakterystyczne wypustki w kształcie kulek dopełniają całości. Mimo, że minęło już ponad 200 latach od odkrycia tajemniczych przedmiotów ich przeznaczenie nadal owiane jest tajemnicą. Pierwsze znane nam dwunastościany pochodzą z III w.p.n.e. Do tej pory znaleziono ich nie więcej niż sto. Odkryto je w takich krajach jak Wielka Brytania, Belgia, Niemcy, Francja, Luksemburg, Holandia, Austria, Szwajcaria i Węgry... Niestety żadnemu odkryciu nie towarzyszyły źródła pisane mogące wyjaśnić ich rolę. Bardzo wiele jest w tym temacie domysłów! Sądzi się, że mógł to być świecznik (wewnątrz jednego z dwunastościanów natknięto się na pozostałości wosku), istnieje wersja, iż jest to przyrząd regulujący ciśnienie wody w rurach. W grę wchodzi także część berła królewskiego lub po prostu ładnie wykonana figura geometryczna. Sugerowano też narzędzie tortur czy obiekt o właściwościach magicznych. Kiedy naukowcom zabrakło inwencji pozostawili zgadywanie pospolitym “zjadaczom historii”. Ci proponowali, żeby spojrzeć na dwunastościan jak na ewentualny prototyp granatu, inni widzieli w nim wymyślny dzwonek czy przycisk do papieru, ciężarek sieci rybackich. Ktoś powiedział, że dwunastościan używany był w celach leczniczych: wystarczyło go podgrzać, a następnie przyłożyć do obolałego miejsca lub je masować. Ci, których wyobraźnia zawiodła podejrzewali Rzymian o zwykłą złośliwość twierdząc, że celowo pozostawili po sobie bezsensowny przedmiot, żeby kolejne pokolenia musiały się nad nimi głowić. Istnieją też poważniejsze pomysły. Wysoce prawdopodobne jest, że Rzymianie używali dwunastościanów jako przyrządów pomiarowych, żeby określić trajektorię lotu broni używanej podczas walk. Interpretuje się je również jako rodzaj poziomnicy określającej nachylenie podłoża. Innym możliwym rozwiązaniem jest wykorzystywanie obiektu jako instrumentu astronomicznego, który określał najlepszy dla rolnictwa czas na zasiew i zbiór zbóż (w jakiś sposób mierzono nim kąt padania światła słonecznego). Ciekawym wytłumaczeniem wydaje się być to mówiące, że była to prosta rozrywka legionistów rzymskich. Zwolennicy tej wersji twierdzą, że celem gry było trafienie kamykami w otwory dwunastościanu. Długo sądzono, że dwanaście ścian figury ma tu szczególne znaczenie (jak liczba 12 w starożytnym świecie), jednak oprócz dwunastościanów odkryto również jeden dwudziestościan! Zachodzi więc pytanie, czy Rzymianie używali także innych podobnych wielościanów? Zagadką pozostaje do czego służyły “kanciaste kulki”, wiadomym jest natomiast, że były to przedmioty cenne dla ich właścicieli, nawet rodzaj skarbu – zawsze znajdowane są wśród przedmiotów bardzo wartościowych czy monet. Macie jakiś pomysł? A może w międzyczasie dylemat został rozwiązany? -
Dawno, dawno temu zanim wymyślono monety posługiwano się handlem wymiennym. Następnie w niektórych terenach starożytnej Hellady wymierną wartość uzyskała broń. A zwłaszcza groty! Na przełomie VII i VI w.p.n.e. groty-monety o zaokrąglonych krawędziach używane były w handlu. Owa gładkość świadczyła o tym, iż przedmioty te zatraciły charakter wojenny. Groty-monety powszechne były na terenie czarnomorskich kolonii Hellenów takich jak Olbia, Kerkinityda, Berezań. Trochę później w tychże rejonach kształt ostrza zastąpiony został wizerunkiem ryby albo nawet wdzięcznym delfinem. Dało to wyraz pozycji jaką w tamtejszym społeczeństwie i jego gospodarce odgrywało morze i pochodzące z niego produkty.
-
Stanowisko archeologiczne Revenia (w Macedonii Środkowej, gmina Katerini) przyniosło bogate informacje czerpane z odkrytych tam pochówków ludzkich sprzed ok. 8500 lat. Przebadano łącznie 11 grobów, w których szczątki złożone zostały zgodnie z ówczesnym rytuałem oraz kilka miejsc, gdzie kości ludzkie rozrzucone były w nieładzie. Rozpoznano jeden szkielet należący do mężczyzny i cztery szkielety kobiece. W pozostałych przypadkach ustalenie płci okazało się niemożliwe. Jeśli chodzi o wiek zmarłych: pięć na jedenaście szkieletów należało do nieletnich, natomiast dorośli w chwili śmierci mieli ponad 30 lat. Stan szczątków pozwolił też n ustalenie chorób, na jakie cierpieli ludzie tej okolicy w okresie neolitu. Choroby dotyczyły układu mięśniowo-szkieletowego (zapalenie kości i stawów oraz częste zapalenie stawów kręgosłupa). Widoczne było bardzo wysokie wyczerpanie organizmu mające swoje źródła w codziennej intensywnej pracy fizycznej. Generalnie poziom zdrowia ludzi był zły: odnotowano wysoki wskaźnik anemii i niedorozwój szkliwa, będące prawdopodobnie wynikiem złego odżywiania czy wręcz niedożywienia w okresie dzieciństwa. Natomiast u jedynego rozpoznanego dorosłego mężczyzny stwierdzono wyleczenie urazu czaszki. Jak łatwo sobie wyobrazić również stan zębów pozostawiał sporo do życzenia – były one bardzo starte, niemal wszyscy zmarli za życia cierpieli z racji daleko posuniętej próchnicy, natomiast obecność kamienia nazębnego była umiarkowana.
-
Mocno polecam godzinny film (w języku angielskim) szczególnie tym, którzy interesują się archeologią podwodną!!! Miasto portowe Pavlopetri tysiące lat czekało na odkrycie raptem kilka metrów pod falami morza http://www.diaforetiko.gr/h-elliniki-poli-kato-apo-ti-thalassa-tis-elafonisou-mia-ipovrichia-politia-pou-diatirithike-se-aristi-katastasi/
-
Jak wiele informacji z życia starożytnych przynoszą odkrycia cmentarne cały czas przekonują się greccy archeolodzy pracujący na stanowiskach w Ajgaj (Wergina). Badają oni splądrowane - ale zdarza się, że i zachowane w stanie nienaruszonym - groby nekropolii pochodzące z IV w.p.n.e. Ostatniego lata odsłonięto ich dwadzieścia, pięć z nich przetrwało w stanie nienaruszonym. W jednym z grobów (niestety obrabowanym) znaleziono szczątki mężczyzny w wieku około 50 lat. Pochówek bezsprzecznie pochodzi z czasów Aleksandra Wielkiego. Nie odkryto napisu udowodniającego tożsamość zmarłego, jednakże wszystko wskazuje na to, że wewnątrz mógł być pochowany kapłan Dionizosa. Omawiany grób usytuowany jest w niemal centralnym punkcie nekropolii. Jak zwykle w przypadku grobów macedońskich zmarły spoczywał na drewnianym kline (łożu grobowym) twarzą skierowany na zachód, jego czoło zdobił bogaty wieniec ze złoconego brązu kształtem naśladujący liście bluszczu. Razem ze zmarłym na łożu umieszczono wazę czerwonofigurową ze scenami przedstawiającymi sympozjon. Był też mały drewniany stolik na naczynia używane w trakcie uczt. Zmarłemu towarzyszyła również brązowa misa doskonałej jakości, służąca do mieszania wina z wodą. Szczególnie interesujące są liczne pozostałości materiałów organicznych jakże rzadko zachowanych w grobach starożytnych! W tym konkretnym przypadku mowa o tkaninach, którymi zasłane było kline, jak również odzieniu zmarłego, na którym zachowały się ślady purpury. Przetrwały także resztki skór, a zwłaszcza pozostałości drewna, z którego zbudowane było łoże. Przednia strona kline dekorowana była pozłacanymi motywami, co przynosi na myśl bardzo podobne bogate ozdoby z chryzoelefantyny z grobu Filipa II. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się jak nazywał się zmarły pochowany pośrodku cmentarzyska, jako że archeolodzy nie odkryli napisu grobowego pozwalającego poznać jego tożsamość. Nie sądzi się, żeby należał do rodziny królewskiej. Sugestia, że zmarły mógł być kapłanem wynika z faktu, iż bez wątpienia był to człowiek zamożny (szaty barwione porfirą sugerują wysoki status społeczny). Rzadkością jest by dorosły mężczyzna nie otrzymał w ramach daru grobowego żadnego rodzaju broni – brak tu znajdowanego na ogół w pochówkach męskich oszczepu czy chociażby noża! Wszystko to w połączeniu ze znalezionym wieńcem bluszczu, pozwala domniemywać, że zmarły mógł być kapłanem Dionizosa (bluszcz był atrybutem tego właśnie bóstwa) lub wybitnym członkiem czcicieli szanowanej w Ajgaj tzw. Matki Bogów. Wszystko to uzasadniałoby użycie przy budowie grobu elementów architektonicznych pochodzących z budynku o charakterze religijnym. Odkryte latem 2014 roku pochówki należą do członków dwóch pokoleń tej samej sporej rodziny. Najbogatszy z odsłoniętych grobów zawierał drewniane łoże zdobione terakotowymi płytkami ukazującymi postać bogini Ateny przyglądającej się walkom Greków z barbarzyńcami (zdobywanie Wschodu?). Rzadkie znaleziska krył także grób młodej dziewczyny. W drogę w zaświaty wyposażono ją w złote ozdoby, kolczyki i koraliki. W jej grobie odkryto jedyne jak do tej pory lustro z brązu (wyjątkowo piękne!) Pokrywę zwierciadełka zdobi przedstawienie bożka miłości w postaci ślicznego uskrzydlonego chłopca lgnącego do Dionizosa siedzącego w towarzystwie pantery. /wieczko lusterka z grobu dziewczyny/
-
Z racji tego, że kult nacieków jaskiniowych doczekał się odrębnego wątku przyozdóbmy go ilustracją: Betyl wraz z otaczającym go murkiem w jaskini Ejlejtyi w Amnisos.
-
Kult kamieni i jego ewentualny związek z druidyzmem
fodele odpowiedział secesjonista → temat → Nauka, kultura i sztuka
Na Krecie jest mnóstwo jaskiń, a bardzo wiele z nich używanych było w różnych celach - służyły za schronienie ludziom i ich zwierzętom hodowlanym, ale miały też znaczenie kultowe. Odniosę się do wspomnianej wcześniej jaskini Ejlejtyi położonej na północnym wybrzeżu wyspy w okolicach miejscowości Amnisos, Jaskinia ta (stosunkowo niewielka) słuzyła jako miejsce, w którym czczono boginię porodów i połogów. Wyniki badań wskazują, że jaskinia Ejlejtyi była ważnym ośrodkiem kultu od neolitu aż po wczesny okres bizantyjski. Co więcej - ciężarne kobiety jeszcze początkiem XX wieku odwiedzały jej ciemne wnętrza, żeby zagwarantować sobie spokojny poród dotykając świetego kamienia brzuchem. Prawdopodobnie o istnieniu bogini już nawet nie słyszały, ale zwyczaj pozostał. We wnętrzu jaskini nie było żadnej rzeźby czy posągu. W jej centrum znajduje się za to betyl otoczony prostokątnym ołtarzem w postaci murka stworzonego z kamieni. Sam betyl to w zasadzie dwa cylindryczne stalagmity przypominające figury ludzkie (matkę i dziecko). Pierwszy zwrócił uwagę na to miejsce Joseph Chatzidakis (1885), a w latach 1929-38 systematyczne badania prowadził tu Spyridon Marinatos. Nie wiemy jak dokładnie wyglądały rytuały obrzędowe, natomiast w głównej sali znaleziono sporo posążków postaci kobiecych wykonanych z metalu lub ceramiki, jak również małe figurki przedstawiające zwierzęta z tych samych materiałów (z powodzeniem zastępujące żywe ofiary składane z prośbą lub w podzięce bóstwu). Rozwijał się oczywiście Jak wspomniałam początkowo czczono kamienie znajdujące się w okręgach kultowych (przykładowo na wzgórzach) i te podziemne, w postaci nacieków jaskiniowych. Z czasem kamienie zastąpiono filarami będącymi najważniejszym miejscem kapliczek w małych i większych budowlach minojskich. Przykładowo filar ze świątyni pałacowej w Knossos oznaczony był symbolem labrysa co dawało mu charakter święty. Sporo później pojawiły się tzw. ksoana , czyli proste posągi kultowe wykonane z drewna. Bóstwa zawarte w kamieniu zostały "spersonifikowane" -
Kult kamieni i jego ewentualny związek z druidyzmem
fodele odpowiedział secesjonista → temat → Nauka, kultura i sztuka
Nie wiem czy to ważne, ale kult kamienia istniał też w kulturze minojskiej. Niektóre pierścienie tejże epoki wyraźnie przedstawiają boginię (a czasami przy niej młodego mężczyznę) stojącą w sąsiedztwie drzewa i kamienia. Prawdopodobnie kult kamienia wziął się na Krecie z oddawania czci jaskiniowym stalaktytom i stalagmitom (jaskinia Zeusa Dikteo Andro, czy jaskinia Ejlejtyi). Istniały też kamienie okręgów czy wzgórz kultowych, których znaczenie z czasem przeniesiono bezpośrednio do osad ludzkich. W minojskim miasteczku Gournia na dziedzińcu centralnym znajduje się pozostałość kamienia, który interpretowany jest jako betyl. W kompleksie pałacowym Knossos również mamy pomieszczenie uważane za przypałacową zaciemnioną kapliczkę, której najważniejszym elementem jest tzw. święty filar (odzwierciedlenie naturalnego kamienia) mający uosabiać siły chtoniczne. -
Nie zamierzałam podnosić rękawicy Kontynuujcie, proszę, o Trakach, pierścieniu i Słowianach, chętnie poczytam
-
Myślę, że Twoja uszczypliwość jest nie na miejscu, albo że przynajmniej sobie na nią nie zasłużyłam - JA nigdzie nie powiedziałam, że czegoś nie jesteś wart, a i Ty chyba tak o sobie nie myślisz Zauważyłam jedynie, iż zarzuciłeś, że Owens nie ma żadnych "wariantów" w temacie Dysku z Fajstos, mimo iż nie znasz jego prac. W skrócie wielkim: Owens (i nie tylko on) uważa, że Dysk z Fajstos może zawierać hymn do minojskiej Bogini Matki. Ale to nie dotyczy tematu, prawda?
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 22