Tylko, to było po wojnie. Poza tym jeśli zrobiła to bezpieka (a nawet J.T.Gross przyznaje, że rządowe formacje brały w tym także udział) to chyba dzieci i wnuki tych bezpieczniaków powinny się wstydzić. Mało kto wie, że pierwszy zabity Żyd zginął od strzału oficera bezpieki.
2 cytaty z książki "Strach" Jana Tomasza Grossa:
"Podobnie jak w Rzeszowie i później w Kielcach, w gronie napastników w Krakowie byli żołnierze i milicjanci. Pośród dwudziestu pięciu osób oskarżonych następnie o udział w zajściach znalazło się pięciu żołnierzy i sześciu milicjantów. Przedstawiciel NKWD w Polsce Nikołaj Sieliwanowski w raporcie do swego przełożonego Ławrientija Berii donosił o zatrzymaniu w czasie zajść ulicznych „czterdziestu milicjantów"4. Jednak tym razem większość personelu wojska i milicji posłanych celem przywrócenia porządku zachowała dyscyplinę i nie doszło do tak dramatycznego rozwoju wydarzeń jak w Kielcach"
"[Kiedy] na placu zjawiło się wojsko, odetchnęliśmy, przekonani, że to ocalenie - wspomina Chil Alpert, który był wówczas wewnątrz budynku. -I zaczęła się strzelanina, ale nie do napastników, lecz do nas! Żołnierze zaczęli strzelać w nasze okna [...]. Podkreślam to, co widziałem na własne oczy. W samym domu [przy ulicy] Planty 7 w Kielcach Żydów mordowało wojsko. Do kibucu żołnierze najpierw strzelali przez drzwi, a potem wdarli się, strzelali do ludzi i rzucali ofiary w tłum, który je dobijał36.
Pośród przeszło stu osób aresztowanych jeszcze tego samego dnia za udział w pogromie znalazło się trzydziestu czterech żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego oraz sześciu żołnierzy i oficerów KBW, zbrojnego ramienia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego37. Kiedy około szóstej po południu wojsko wywiozło wreszcie z budynku przy Plantach ostatnich Żydów do koszar KBW na tak zwanym Stadionie, „słyszałam, jak jeden z wojskowych, wskazując na nas, wyraził się - cytuję zeznanie świadka Ewy Szuchman złożone na rozprawie w sądzie 10 lipca - »Po coście tu ich przywieźli, trzeba było ich wy-bić«. Na wzmiankę drugiego wojskowego, że tam znajdują się dzieci, wojskowy mu odpowiedział: »Nie wiecie, co z dziećmi robić, wziąć za nogi, pociągnąć w przeciwne strony i rozerwać«"38. Pośród zabitych w pogromie jedenaście, a może aż siedemnaście osób zginęło od kul -nie znamy dokładnej liczby, ponieważ, jak pisze Bożena Szaynok, wyniki autopsji były fałszowane, a akta procesów wojskowych, które odbyły się później, zostały w 1989 roku zniszczone.
Baruch Dorfman został tego dnia ciężko pobity, stracił oko, przez dziesięć miesięcy leżał w szpitalu w Łodzi na rekonwalescencji:
Około godziny dziesiątej-jedenastej myśmy byli na drugim piętrze w kibucu, widzieliśmy już przez okno, co się dzieje, więc około dwudziestu osób schroniliśmy się do małego pokoiku. Ale zaczęli strzelać do nas przez drzwi, jeden został ranny, potem umarł od ran. Wdarli się, to byli żołnierze w mundurach oraz kilku cywilów. Ja wtedy byłem ranny. Kazali nam wyjść, utworzyli szpaler. Na schodach już byli cywile i kobiety też. Żołnierze bili nas kolbami. Cywile, mężczyźni i kobiety, też nas bili. Ja miałem na sobie kurtkę mundurową, może dlatego mnie wtedy nie uderzyli. Zeszliśmy na plac. Tam innych, wyprowadzonych ze mną, kłuli bagnetami, strzelali do nich, walili w nas kamieniami. Również wtedy nic mi się nie stało. Przedostałem się przez ten plac do wyjścia, musiałem jednak mieć taki wyraz twarzy, że poznali, iż jestem Żydem wyprowadzonym z tego domu, bo jeden cywil krzyknął „Żyd". I wtedy dopiero rzucili się na mnie.
Poleciały kamienie, dostałem kolbami. Upadłem, straciłem przytomność. Chwilami ją odzyskiwałem, to mi dokładali razów kamieniami i kolbami. Jeden chciał do mnie strzelić, kiedy leżałem na ziemi, ale usłyszałem głos innego: „Nie strzelaj i tak zdechnie!". Znów straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, ktoś mnie ciągnął za nogi i rzucił na jakiś samochód.
Widziałam, jak milicjanci wyrzucili dwie dziewczyny żydowskie przez balkon drugiego piętra na podwórze, a znajdujący się na dole tłum dobił je - znowu cytuję zeznania Ewy Szuchman, tym razem złożone w śledztwie 6 lipca. - Między godziną pierwszą a drugą, gdy uspokoiło się, wyszłam z ukrycia i chciałam nieść pomoc rannym, weszłam na drugie piętro i zobaczyłam ciężko rannego Szymona Sokołowskiego, którego zapytałam, gdzie są inni mężczyźni i kobiety. Sokołowski odpowiedział mi, że wszystkich
innych wywieziono na samochodzie i powiedział mi, ażebym zeszła, bo i mnie zabiją. Do mnie doszły dwie kobiety, które pomagały mi w opatrywaniu zranionego Sokołowskiego. W tym czasie przyszło dwóch wojskowych [...]. Ten wysoki powiedział do nas: „my was wszystkich wymordujemy, bo Hitler was nie wymordował", zaś ten niski przystąpił do jednej z owych kobiet, odebrał od niej ręczny zegarek podłużny, kopnął ją nogą i rzucił nią do ściany. Pola, nazwiska nie znam, zaczęła prosić go, aby ją nie zabijał, że wszystko mu odda, on się odwrócił, a ona uciekła"
Pamiętam kilka lat temu w TVN24 świadek wydarzeń, wtedy 13-14 chłopiec mówił, że wśród uczestników pogromu widział także ludzi ubranych w battle dress-y z naszywkami Poland, ciekawe, prawda?