Skocz do zawartości

Knight_in_Fire

Użytkownicy
  • Zawartość

    82
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O Knight_in_Fire

  • Tytuł
    Ranga: Technik

Poprzednie pola

  • Specjalizacja
    Czasy nowożytne
  1. Zamiast Smudy i Fornalika - Adam Nawałka.

    Akurat to z Neuerem poszło tak, że dwa razy ją wpuścił i za ciekawie to nie wypadł. Lepiej to raczej Szczęsny, bo miał co wyciągać. Tą samą pasję widziałem podczas meczy Polski z Portugalią. Pamięta ktoś gol Krzynówka na 2:2?
  2. Zamiast Smudy i Fornalika - Adam Nawałka.

    To jest historia alternatywna, ale najnowsza. Wygrał z Niemcami 2:0, co przyczyniło się do ustabilizowania morale kadry i spokojną grę. Więc, gdyby zastosowałby tą taktykę już w 2011 roku i dalej, idąc aż do MŚ 2014, to może zmieniłaby się nieco pozycja nasza w FIFA i Polska zakwalifikowałaby się na mundial.
  3. Czy Adam Nawałka mógłby osiągnąć podobne rezultaty z reprezentantami Polski już po okresie rządów "don Leo", z jakimi mamy obecnie do czynienia, patrząc na zwycięstwo z Niemcami? Czy zdołałby ustawić skład w taki sposób, by można było zwyciężyć z Grecją, Czechami, Niemcami i Rosją na Euro 2012?
  4. http://nowyobywatel.pl/2013/02/09/bronmy-sie-przed-drenazem/ - gazeta łódzkiego stowarzyszenia "Nowy Obywatel": "Specjalne strefy ekonomiczne to ciekawy eksperyment. Powstały w ok. 300 gminach, co stanowi 11 proc. ogółu gmin. Ale na przykład na Dolnym Śląsku ponad dwa razy więcej, bo 25 proc. gmin udostępniło tereny dla stref. Od 1995 r. na prowadzenie działalności gospodarczej w tych strefach wydano 1200 zezwoleń, zainwestowano w nich 60 mld zł, zatrudnienie znalazło 200 tys. osób. Ale trzeba powiedzieć, że po części były tworzone na gruzach wcześniej istniejącego przemysłu. W niektórych strefach najpierw polikwidowano zakłady przemysłowe, a później stworzono obszar uprzywilejowany, żeby powstały miejsca pracy dla bezrobotnych. To trochę bez sensu – lepiej byłoby nie likwidować, lecz starać się tak przekształcić te przedsiębiorstwa, żeby przetrwały. Ale tego nawet nie próbowano zrobić. W ogóle nie było żadnej polityki przemysłowej. Jednak główny problem ze specjalnymi strefami ekonomicznymi jest taki, że kluczowym bodźcem do prowadzenia tam działalności są ulgi podatkowe. Strefy to obszary uprzywilejowane podatkowo. Ale państwo nie może funkcjonować na takiej zasadzie, że zbyt wielu będzie miało ulgi podatkowe. Strefa nie może być sposobem na ucieczkę przed zobowiązaniami wobec państwa. Państwo potrzebuje przecież określonej puli środków na sfinansowanie swoich wydatków – zawsze podkreślam, że kryzys finansów publicznych polega nie na tym, że jest deficyt, lecz na niedofinansowaniu obszarów, za które państwo jest odpowiedzialne. Oczywiście samo stworzenie miejsc pracy już poprawia sytuację o tyle, że pracownicy płacą podatki, ale to za mało, bo płacą podatki od bardzo niskich wynagrodzeń, a ich pracodawcy są z wielu podatków zwolnieni. System podatkowy musi korzystać z różnych źródeł dochodów, musi być zasilany podatkami od osób fizycznych, osób prawnych i podatkami pośrednimi. Trzeba pamiętać, że podatki płacimy na rzecz państwa – swojego przecież, nie obcego! – więc powinni to zobowiązanie wypełniać i pracownicy, i przedsiębiorcy. Jak sprawić, aby te zyski pozostawały w Polsce? J. Ż.: Opodatkować je. Albo tworzyć specjalne strefy ekonomiczne tylko dla polskich przedsiębiorców. Bo ci zachodni traktują Polskę jak poletko, które mogą wyeksploatować do cna i zostawić jałową glebę, tzn. zostawić społeczeństwo, które ma niezaspokojone podstawowe potrzeby, rodziny żyjące w nędzy, bo tzw. umowy śmieciowe nie dają im zabezpieczenia, i tak dalej. To jest, mówiąc metaforycznie, finansowe wyjałowienie tej gleby ekonomicznej. (...) Jeśli przedsiębiorcy z SSE nie płacą podatków, to ktoś inny musi to robić w większym stopniu, żeby wyrównać braki w budżecie. Proszę zwrócić uwagę choćby na to, co dzieje się w ochronie zdrowia. Składka zdrowotna wynosi 9%. W krajach porównywalnych z Polską kształtuje się ona na poziomie od 13 do 15%, normą jest 14%. Kilka dni temu przeczytałem w prasie, że gdzieś na południu Polski szpital zakupił drogie, wyrafinowane urządzenie do regeneracji stawów kolanowych, którego jednak nie można w pełni wykorzystywać, bo NFZ dał pieniądze tylko na bodajże 100 zabiegów i więcej nie będzie. A dlaczego NFZ nie ma na to pieniędzy? Bo składka jest za niska. Powinna wynosić około 14-15%, ale dzielona między pracownika i pracodawcę, bo pracownika już nie można obciążać jeszcze wyższym podatkiem. Trzeba by zatem podwyższyć koszty pracy. Oczywiście pracodawcy będą oponować, choć są one niskie, jedne z najniższych na kontynencie. I w tym kontekście – zbyt niskich podatków i składek, żeby sfinansować usługi publiczne – specjalne strefy ekonomiczne funkcjonują kosztem nas wszystkich, kosztem całego kraju. A państwo kompletnie ten problem lekceważy. Państwo, które w założeniu jest systemem organizacyjnym, mającym zapewnić lepsze życie społeczeństwu, w ogóle się tymi sprawami nie interesuje. Wręcz przeciwnie, państwo działa na rzecz tych właśnie szemranych biznesmenów, którzy chcą nas tylko „wydoić”. To co to za państwo? Nie ma się czemu dziwić, że obywatele się od tego państwa odwracają, że np. Polki wolą jechać do Anglii i tam rodzić dzieci, a nie w Polsce. Jak sprawić, aby te zyski pozostawały w Polsce? J. Ż.: Opodatkować je. Albo tworzyć specjalne strefy ekonomiczne tylko dla polskich przedsiębiorców. Bo ci zachodni traktują Polskę jak poletko, które mogą wyeksploatować do cna i zostawić jałową glebę, tzn. zostawić społeczeństwo, które ma niezaspokojone podstawowe potrzeby, rodziny żyjące w nędzy, bo tzw. umowy śmieciowe nie dają im zabezpieczenia, i tak dalej. To jest, mówiąc metaforycznie, finansowe wyjałowienie tej gleby ekonomicznej. " http://wgospodarce.pl/informacje/9045-prof-witold-kiezun-dla-gazety-bankowej-polska-jako-przestrzen-neokolonialna "Niesamowitym skandalem, o którym dziś już niewiele się mówi, była prywatyzacja Banku Śląskiego. Był to nowoczesny, jak na tamte czasy doskonale zinformatyzowany, szybko rozwijający się bank o kapitale akcyjnym w wysokości 926 mld zł i portfelu złych kredytów nie przekraczającym średnio 8 proc. Pierwsza wycena wartości akcji wynosiła ok. 230 tys. zł (starych), a potem Marek Borowski, ówczesny minister finansów, podniósł ją do 500 tysięcy. W pierwszym notowaniu akcje uzyskały cenę 13,5 razy wyższą od ceny nominalnej, wzrastając do 6,75 mln złotych. Na tej prywatyzacji zarobili nie przeciętni obywatele, ale przede wszystkim ci, którzy to organizowali. Okazało się także, że przed prywatyzacją bardzo poważnie zaniżono kapitał akcyjny banku oraz zyski banku za 9 miesięcy 1993 roku. Podjęto więc dochodzenie, NIK sprawdzał tę prywatyzację, złożono sprawozdanie w Sejmie. Oprócz dymisji ministra Marka Borowskiego nikomu jednak nie spadł włos z głowy. Drugą wielką i skandaliczną prywatyzacją była prywatyzacja Wielkopolskiego Banku Kredytowego w Poznaniu. Doradzał brytyjski Schroders. Powszechną praktyką było angażowanie niezwykle wysoko opłacanych zagranicznych doradców do wyceny i przeprowadzania emisji akcji. Sprzedawano akcje WBK za 140 tys. zł (starych), a pierwsze notowanie na giełdzie wyniosło 350 tys. złotych. Najwięcej ich nabył Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, który po roku sprzedał cały pakiet Allied Irish Bankowi… sześć razy drożej! Pokazuje to skalę spekulacji, jaka została zaaranżowana przez państwowego właściciela. Potem były następne prywatyzacje, odbywały się przez giełdę, ale inwestorzy zagraniczni szybko skupywali akcje i przejmowali kontrolę nad bankami. Taki los spotkał np. BRE czy BPH. Pekao SA, po skonsolidowaniu z innymi bankami, sprzedano Włochom za ok. 5 mld zł; dziś aktywa tego banku wynoszą 110-115 mld zł. W przybliżeniu sprzedaliśmy nasze banki za ok. 25-30 mld zł, co stanowiło nie więcej niż 15 proc. ich realnej wartości. W ten sposób na ponad 60 banków istniejących w Polsce mamy jedynie cztery z polskim, większym czy mniejszym, kapitałem. Powszechną praktyką było i jest zaniżanie przez Skarb Państwa ceny emisyjnej akcji przy ofertach giełdowych. Chyba jednak największym skandalem było sprzedanie Citibankowi najstarszego i o zasięgu międzynarodowym Banku Handlowego w Warszawie SA, założonego jeszcze w XIX wieku przez finansistę Leopolda Kronenberga. Dlaczego kraj powinien kontrolować swój sektor bankowy, tak jak to jest np. w Niemczech? Argumentem tych, którzy twierdzą, że należało oddać kontrolę zagranicznym konglomeratom finansowym, jest to, że w Polsce nie było odpowiedniego kapitału, a banki w latach 90. potrzebowały pilnie wzmocnienia, bo miały wysokie portfele złych długów. Zwolennicy tej prywatyzacji argumentują, że inaczej się nie dało, nie było wówczas w kraju pieniędzy. To żaden argument. Na prywatnych rachunkach w Narodowym Banku Polskim w tamtych latach było zdeponowane ok. 8 mld dolarów, a co najmniej drugie tyle stanowiły dewizowe oszczędności Polaków. Również pula rezerwy dewizowej na zabezpieczenie wartości złotego została źle skalkulowana, nie było potrzeby stworzenia aż tak dużych rezerw. Część z nich można było włączyć do procesu prywatyzacji banków. Można było też zaciągnąć pożyczki zagraniczne, ewentualnie sprzedać mniejszościowe zestawy akcji. Obecnie zyski banków w Polsce są wysokie, rzędu circa 15 mld zł rocznie. Po prostu nie było woli politycznej – banki miały zostać tanio wysprzedane tzw. inwestorom zagranicznym. Sprzyjała im także inflacja, w Polsce depozyty i papiery skarbowe były o niebo wyżej oprocentowane niż kredyty na Zachodzie – taki mechanizm utrzymywał się dłuższy czas. Proszę spojrzeć na przykład transformacji banków chińskich. Gdy brakowało im kapitału, zaprosiły zagranicznych inwestorów, udostępniły im pulę akcji nie wyższą niż 30 proc., robiąc przy tym prawdziwy przetarg na międzynarodowych rynkach. Cała prywatyzacja polskiego sektora bankowego odbyła się w sposób chaotyczny i doraźny. Przepłacono zagranicznym konsultantom. Banki sprzedano za tzw. cenę rynkową, ale przez nich wycenianą. Podobnie zresztą, jak i wiele rentownych przedsiębiorstw. Ci, którzy to zrobili, ulegając marketingowi różnej maści zagranicznych „doradców”, doprowadzili nie tylko do ogromnych strat budżetu, ale także zaszkodzili całej polskiej gospodarce. Oceniam, że budżet stracił na operacji prywatyzacji banków ok. 150-200 mld złotych. Po tych prywatyzacjach polską kadrę zarządzającą stopniowo zastępowali cudzoziemcy." Opinię wyróbcie sobie sami. Mam tego więcej, na przykład skany z prywatyzacji między 1989 a 1998 rokiem, ale to na później.
  5. Jaka przyszłość polskiej lewicy?

    Tyberiuszu, masz rację. Pomysły na podatek liniowy spieniężyłyby zyski tych, co są już bogatsi. Proponował to niegdyś Nigel Farage w UKIP. Sam Smith zaś. popierał progresywną skalę podatkową. Pomysł ten forsowała niegdyś liberalna PO. Jeszcze długa droga przed moczarowcami - muszą przejąć SLD, by nie stała się kompletnie liberalną, ale była prospołeczną partią, promującą interwencjonizm gospodarczy.
  6. Nie powstałaby anarchiczny, ale narodowy syndykalizm, bo z rządem, forsującym antyimperialistyczną politykę i po części Chavez. Taką koncepcję forsowała Nacjonalistyczna Partia Francuzów (PNF). Nikt w Polsce by nie dopuścił do braku rządów po uwłaszczeniu robotników i wsparciu dla nich. Żywność była - wystarczy zauważyć, że mieliśmy sporo PGR - ów, mogących produkować żywność na szeroką skalę. Po coraz bardziej widocznym uwalnianiu się od moskiewskich wpływów nie było przeszkód ku temu. Kolejna rzecz - to właśnie Michnik, Geremek i Kuroń mieli decydujący wpływ w KOR, który zdobyli przez terror w nim. Pyjasa tam traktowano jak nie przymierzając Kirowa. Służył im do umacniania władzy nad krajem. Oni nawet prawicowości nie widzieli - zauważ, co Michnik w 1987 roku mówił do red. Tekielego z Brulionu, że niby demony faszyzmu i antysemityzmu się odradzają. Soros i Sachs podrzucili im tę koncepcję, oni się spotkali z Larrym Lindenbergiem i Jaruzelskim i mu uwierzyli, NIE MAJĄC ŻADNYCH KWALIFIKACJI EKONOMICZNYCH DO SKONFRONTOWANIA TYCH PROPOZYCJI Z POTRZEBĄ POLSKIEGO ROBOTNIKA! Od Geremka, po Michnika wszyscy trze byli historykami. Jakoś nie sądzę, że Polakom pod liberalnymi rządami i rezygnacją z planistyki gospodarczej żyje się lepiej, bo sporo wyjeżdża (ok. 200 tys.), nie to, co za komuny (ok 49 tys. na rok) no i mamy niż demograficzny, uwarunkowany brakiem polityki mieszkaniowej i przemysłowej (kto zna te słynne powiedzenie pewnego ministra, że najlepiej polityki przemysłowej nie mieć?). W 2014 roku mieliśmy rekord samobójstw (6188 ludzi), co oznacza, że nic po tej transformacji, także i za czasów Buzka, nie trzymało się kupy. Ani coraz bardziej indywidualistyczne i bezrobotne przez likwidację i optymalizację zakładów przemysłowych społeczeństwo, ani elity, także medialne, ani rząd, dopuszczający coraz więcej zagranicznego kapitału, nie zauważając wyprowadzania pieniędzy z kraju w ten sposób. Jest, kuźwa, tak, jak za liberała Grabskiego. Zresztą, nawet centralne planowanie można było unowocześnić. Kto pamięta projekt Salvadora Allende o nazwie CyberSyn? http://ciborowski.host247.pl/prl.htm - bardzo proszę, dobry tekst na ten temat. "Polska Rzeczpospolita Ludowa na tle II i III Rzeczypospolitej." Łączny drenaż przez zagraniczne spółki wyniósł ok. 82 mld złotych w 2014 roku, a przed przystąpieniem do UE - 10 mld zł. Nie mamy już kontroli nad swoją polityką handlową, bo jest prowadzona w ramach tzw. wspólnego rynku. Jak Thatcher zaczęła likwidować kopalnie i wyprzedawać fabryki Leylanda, to społeczeństwo ją znienawidziło. Dopiero po jej śmierci ludzie z północnej Irlandii i Walii powiedzieli, że dobrze, że już jej nie ma. Podobnie będzie z Balcerowiczem i Buzkiem, zobaczycie. "W publikacjach pogrobowców „Polski Ludowej” i różnej maści endokomuny, okres tzw. transformacji jest często przedstawiany jako skok międzynarodowego kapitału i jego lokalnych reprezentantów na majątek narodowy. Po części jest to opinia uzasadniona, ale clou jest stwierdzenie „po części”. Dziwnym trafem przemilcza się decydujący wpływ czerwonych „patriotów” i niedawnych budowniczych „realnego socjalizmu” na kształt rzeczywistości po 1989 roku. Jak pisze prof. Jacek Tittenbrun w swoim monumentalnym dziele „Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji”, spośród członków dawnej nomenklatury 1/4 założyła własne firmy lub zajęła wysokie stanowiska w prywatnych i „sprywatyzowanych” przedsiębiorstwach. Bardzo często zapominali wtedy o trosce o „lud pracujący miast i wsi”. Około 17% dawnych championów marksizmu-leninizmu, których polityka doprowadziła de facto do bankructwa kraju, zachowało lub uzyskało stanowiska kierownicze w przedsiębiorstwach państwowych. Warto też wspomnieć o 15%, którzy przeszli na emerytury i renty, w większości przyznane i wyliczone w oparciu o specjalne przywileje, co zagwarantowało im utrzymanie wysokiego stanu materialnego. O tym nie mogli pomarzyć pracownicy likwidowanych PGR-ów i przedsiębiorstw." - Jacek Titenbrunn, Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji.
  7. Był ogłoszony w Lublinie w grudniu 1987 r. właśnie przez Janusza Beksiaka, Wiktora Osiatyńskiego i kilku innych ekonomistów na prośbę Lecha Wałęsy. Kieżun i Bałtowski o nim wspominają. Miał polegać na poszanowaniu własności prywatnej i uwłaszczeniu mienia na bazie akcjonariatu pracowniczego. Nie zakładał on likwidacji planistyki gospodarczej jako "narzędzia przydatnego do dalszego wyrównywania poziomu rozwoju poszczególnych województw", a co za tym idzie, postulował on wprowadzenie tzw. sektora ochronnego (strategicznego?) gospodarki. Nie było tam mowy o terapii szokowej, do której Trzeciakowski i Beksiak przekonani nie byli - potwierdził to późniejszy 9 - letni spadek inflacji. Mówił też o otwarciu granic, ale miało to przebiegać stopniowo. Szkoda, że nie wszedł w życie.
  8. Sztab Piłsudskiego

    Przynajmniej nie bylibyśmy uzależnieni od światowych giełd aż tak bardzo dzięki inwestycjom państwa w gospodarkę.
  9. Polska B , C czy Z?

    Czy sytuacja ta poprawiła się podczas rządów Kwiatkowskiego nad polską ekonomią?
  10. Sztab Piłsudskiego

    Ja bym wstawił od razu Kwiatkowskiego w miejsce liberalnej polityki gospodarczej Grabskiego. Budowa COP i ujednolicanie obrazu gospodarczego Polski zaczyna się już w 1927 roku i trwa mimo Wielkiego Kryzysu (nie ma takiego spadku poziomu życia) aż do 1939 roku, co oznacza, że mamy całą zbrojeniówkę i produkcję dóbr użytkowych. Armię wycofałbym na linię Wisły i tam zbudował umocnienia. Poziom gospodarki polskiej z 1913 roku jest prześcignięty w 1933 roku.
  11. Założenia: 1) Jaruzelski i KC PZPR decydują się odrzucić w 1988 roku pomysł Balcerowicza i Sorosa trójki KOR, dotyczący wprowadzenia liberalnych zasad Konsensusu Waszyngtońskiego w polskiej gospodarce, wyrażone w polskim kodeksie handlowym z 1934 roku po naradach z Beksiakiem i Trzeciakowskim. Nie powstają spółki nomenklaturowe i utrzymywany jest Wydział Przestępstw Gospodarczych Milicji Obywatelskiej.; 2) Podczas spotkań w Magdalence Rakowski, Jaruzelski i Trzeciakowski bronią tych decyzji wobec Kuronia, Michnika i Geremka. W zamian, po przejrzeniu programu Solidarności z 1987 roku, decydują się go wprowadzić i wesprzeć uwłaszczenie się załóg, ale bez otwierania handlu zagranicznego. 5 stycznia 1989 roku Trzeciakowski zostaje ministrem gospodarki, a PZPR 21 marca przedkłada do uchwalenia projekt Ustawy o narodowej liście przedsiębiorstw strategicznych, obowiązując KOR do przyjęcia tych zmian. Ustawa ta przewidywała stworzenie listy przedsiębiorstw strategicznych przez ministra gospodarki, kontrasygnowanej przez Centralnego Planistę i wpisywanie na nią zakładów gospodarczych przez niego o domniemanej konieczności utrzymania, rozwoju i dofinansowania. Zaliczono do nich do nich całą Unitrę, Predom, FSO, FSC FSM, FSR, Romet, kopalnie węgla, miedzi, (z wyszczególnieniem), BPH, PKO, BGK, Hutę Katowice i czasowo Górażdże oraz papiernię w Kwidzynie. 3) Trzeciakowski ogłasza 11 maja wprowadzenie indeksacji płac na poziomie 1,1 - 1,2 (zamiast 0,3 - 0,4). Nie ma mowy o wprowadzaniu popiwku. Co dalej?
  12. Może nie uzyskałyby. Masz rację, ale wciąż widzę, że do tej drużyny powinno dołączyć parę silniejszych krajów, jako, że byłyby one (po Polsce i Węgrzech) mecenasem Europy Środkowej. A co do sojuszu Wyszehradu z Grecją i państwami skandynawskimi oraz - kiedyś faworyzowałem taką koncepcję bałtycko - czarnomorską, która ograniczałaby tarcia w relacjach Ameryka - Rosja i pozwalałaby dać szansę zaistnieć polskiej, czeskiej, rumuńskiej, węgierskiej czy innej polityce zagranicznej, handlowej i gospodarczej, bo nie wygląda zdrowo utrzymywanie presji politycznej na wschodniego sąsiada, nienależącego do UE, byle miałby się zdemokratyzować. Ale co to da? O Balcerowiczu w Ukrainie nie wspomnę, bo mi zwyczajnie wstyd widzieć marksistowskiego ekonomistę, zindoktrynowanego przez szkołę austriacko - chicagowską, której opierał się Kwiatkowski, Kieżun, czy wzmiankowany prof. Andrzej Karpiński. Chodziłoby tutaj o emancypację Europy Środkowej względem Zachodniej. W nowej Grupie państwa nie byłyby zasypywane tonami dyrektyw. Jedynie kładłoby się nacisk na samodzielny protekcjonizm, dystrybucjonizm i interwencjonizm gospodarczy państw środkowoeuropejskich no i na systematycznie ograniczanie zjawiska drenażu kapitału spółek zagranicznych z Polski i pozostałych państw Wyszehradu. Co do PKB, to ono jest niskie, Węgrzy mieli też w 2012 r. spadek PKB, więc może dam 4%. Pieniądze te byłyby zbierane do Funduszu i co jakiś czas, nie często, dajmy na to, że co 5 - 10 lat państwa Grupy dostawałyby dotacje, na początku na nacjonalizację części majątku przemysłowego i (opcjonalnie) prywatyzację w ramach akcjonariatu obywatelskiego, później na infrastrukturę gospodarczą i dalej na drogową i kolejową.
  13. Lepper występuje tam jako inicjator zmian w Europie Środkowej. Nie. Po prostu część partii dążyłaby tam do reorientacji polityki zagranicznej na alternatywną wobec NATO, w większości byłyby to partie narodowe, tj. NPD, która od ok. 2007 nie stosuje już retoryki granicznej wobec Polski. Z pewnością też Partia Szwedów patrzyłaby na osiągnięcie Samoobrony i LPR dobrze. Masz rację, skoryguję ten błąd. Bezpośrednie działania tych państw w celu przyłączenia się do bloku środkowoeuropejskiego są raczej ograniczone. Może co najwyżej uaktywniłyby się bardziej obrady Trójkąta Weimarskiego. Fundusz byłby finansowany ze wspólnych składek państw Grupy Wyszehradzkiej, które przeznaczałyby na niego 0,5% PKB rocznie. Pożyczałby pieniądze na 3,2% tylko klientom indywidualnym i państwom spoza Grupy, 6,4% bankom inwestycyjnym i 5% dla banków z większościowym kapitałem, pochodzącym z Grupy, ale państwa z Grupy miałyby z niego pewne dotacje, ale byłyby one uczciwiej prezentowane, niż fundusze europejskie - jako Fundusze Państw Członkowskich z dającą się przeprowadzić kwerendą procentową, ile procent części funduszy danego państwa zostało wykorzystane na dany projekt w danym kraju. Dane te trafiałyby do opinii publicznej w postaci diagramu kołowego na tablicy z danym projektem.
  14. Zgoda, ale to jest miecz obosieczny. Samoobrona by nie była za bardzo chętna do rządów z PO, raczej PSL. Nawet podczas faworyzowanej przez "Wyborczą" koncepcję "rządu odpowiedzialności narodowej" Lepper się do niej za bardzo nie kwapił. A czy Tusk by w takim bądź razie utrzymywał wakat na stanowisku przewodniczącego klubu PO, jeśli w takim bądź razie Rokita okazywałby się na nowo mu potrzebny w dalszych negocjacjach z PiS? Z drugiej strony takie "obserwowanie" by Samoobronie i LPR pozwoliło zachować swoje postulaty polityczne i kapitalizować na nich poparcie, to nie to samo, co dostępem do stanowisk politycznych płacić podstawowymi punktami swoich programów. Kaczyński musiałby dać dość dużo peowcom, a dzielenie tego tortu politycznego było, jak wiemy trudne, choć ministrowie byli przygotowani z obu stron. Zakładając więc, że PO i PiS tworzą koalicję, powstaje układ dwubiegunowy. Zaczyna się realizacja programu wyborczego PO i PiS, a LPR z Samoobroną zbliżają się do siebie.
  15. Jaka przyszłość polskiej lewicy?

    No, racja.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.