Skocz do zawartości

Inga

Użytkownicy
  • Zawartość

    550
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Inga

  1. Artykuł z ubiegłego roku wprawdzie, ale... Wczoraj sensacją dnia była zapowiedź nowego szefa SLD, że gdy zdobędzie władzę, wypowie umowę z Watykanem. Pięknie ładnie - ale kto w ogóle wie, co właściwie jest w konkordacie? Z ratyfikacją zawartego w roku 1993 konkordatu były tak duże problemy, że doszło do niej dopiero po pięciu latach. Społeczeństwu powiedziano, że w umowie z Watykanem chodzi wyłącznie o "uporządkowanie stosunków", a przede wszystkim o "śluby konkordatowe". Prawda jest nieco inna - z punktu widzenia prawa ("FiM" 15/2008) szereg zapisów konkordatu wydatnie ogranicza suwerenność Polski na rzecz Watykanu. W Artykule 5. państwo zapewnia Kościołowi prawo do administrowania swymi sprawami na podstawie prawa kanonicznego. Oznacza to, że wewnętrzne prawo Kościoła staje się jednym ze źródeł porządku prawnego obowiązującego w państwie. Zakładane na mocy kościelnego kodeksu podmioty zyskują więc wszelkie prawa podmiotów świeckich. A zatem, bez zgłaszania się do rejestrów sądowych mogą prowadzić działalność gospodarczą. Państwo nie ma nad tym żadnej kontroli. Na mocy Artykułu 9., o rozszerzeniu wykazu dni wolnych od pracy decydują Strony, czyli de facto Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Sejm nie ma na tę kwestię żadnego wpływu. Na mocy Artykułu 10. biskupi mają prawo wglądu w akta sądów cywilnych. Bez żadnego nakazu i bez kontroli. Artykuły 12., 14. i 15., mówiące o religijnym szkolnictwie, nakładają na państwo obowiązek finansowania go - jednak bez jakiegokolwiek wpływu na jego kształt. A zatem kompetencje osób nauczających, wykładane treści czy podręczniki znajdują się całkowicie poza kontrolą. W praktyce oznacza to, iż rząd nie ma żadnego wpływu na dużą część systemu szkolnictwa. Nie wie, czego uczy się w szkole na religii, ani czym zajmują się finansowane przezeń wydziały teologiczne. Państwo ma tylko płacić. Nie jest w stanie nawet wyciągać konsekwencji wobec tych, którym płaci. Artykuł 16. wyjmuje kapelanów wojskowych spod władzy Zwierzchnika Sił Zbrojnych. A zatem, prezydentowi podlega całe wojsko - poza księżmi w mundurach. Ci podlegają wyłącznie biskupowi polowemu, podlegającemu z kolei głowie obcego państwa. Watykanu. Słowem, część polskiej armii znajduje się pod rozkazami obcego państwa. Co więcej - kapelani w żadnym miejscu nie są zobowiązani do posłuszeństwa władzom wojskowym. Jest więc w wojsku polskim cząstka, nad którą państwo polskie nie ma żadnej kontroli. Na mocy Artykułu 22. państwo musi dotować kościelne instytucje opiekuńcze, nie mając prawa sprawdzania, czy przestrzegają one jakichkolwiek norm, na przykład sanitarnych. To już drugi przypadek, gdy państwo ma tylko płacić - nie wiedząc nawet, za co. Zaś na mocy Artykułu 27. wszelkie ustalenia między rządem a Kościołem nie wymagają zatwierdzenia przez parlament, a zatem dzieją się poza kontrolą społeczeństwa. Jakby tego było mało, prawnicy od dawna wskazują, że Kościół... złamał konkordat, co jest podstawą do natychmiastowego wypowiedzenia go. Chodzi o Artykuł 6., którego dwa paragrafy stanowią tak: 2. Żadna część terytorium polskiego nie będzie włączona do diecezji lub prowincji kościelnej, mającej swą stolicę poza granicami Rzeczpospolitej Polskiej. 4. Biskup należący do Konferencji Episkopatu Polski nie będzie należał do Krajowej Konferencji Episkopatu w innym państwie. Tymczasem polscy biskupi grekokatoliccy są podporządkowani Metropolicie Większemu z siedzibą we Lwowie i wchodzą w skład ukraińskiego episkopatu. Zasiadając równocześnie w episkopacie Polski. Choć jawnie łamie to ustalenia konkordatu, nikomu to nie przeszkadza. Problem w tym, że tak naprawdę nikt nie wie, co w konkordacie jest. Gdyby ludziom to powiedziano, Grzegorz Napieralski nie musiałby chyba czekać z jego zerwaniem do objęcia władzy. Całkiem możliwe, że niezbędne do złożenia w Sejmie obywatelskiego projektu referendum 500 tys. podpisów zebrałby w wakacje. źródło: Pardon.
  2. Na początek, tytułem wprowadzenia dla osób które słabo bądź wcale nie orientują się w temacie, chciałabym przedstawić wywiad jakiego udzielił Michael Cremo, autor bestselleru "Zakazana archeologia" Laurze Lee. (…) Liczne dowody wskazują, że ludzkość istnieje na Ziemi znacznie dłużej, niż głosi to oficjalna nauka. Co więcej, wiele z nich ukazuje, że nasi starożytni przodkowie byli kimś więcej niż tylko prymitywnymi jaskiniowcami, jak zwykliśmy o nich sądzić. LAURA LEE: Pozwól, że zacznę od kilku najbardziej zadziwiających znalezisk archeologicznych. Mam tu na myśli znalezioną w Afryce Południowej metalową kulę z wyżłobionymi wzdłuż jej obwodu rowkami pochodzącą, jak się przypuszcza, z okresu prekambryjskiego. Odcisk buta znaleziony w Antelope Springs w stanie Utah, którego powstanie datuje się na okres kambryjski. Metalową wazę znalezioną w Dorchester w stanie Massachusetts pochodzącą prawdopodobnie z okresu prekambryjskiego. Kamień znaleziony w Szkocji, w którym znajdował się żelazny gwóźdź. Pochodzenie tego znaleziska datuje się na okres dewoński. Kamień znaleziony w Tweed w Anglii, w którym umieszczona była złota nić. Żelazny dzban znaleziony w Wilburton w stanie Oklahoma. Oba te znaleziska datuje się na okres Karbonu. Co takiego na temat naszej historii mogą przekazać nam te wszystkie zadziwiająco stare znaleziska? Chyba to, że nasza wiedza na temat prehistorii bazująca na pewnych teoretycznych założeniach nie pozwala, aby tego rodzaju znaleziska oglądały światło dzienne, i odrzuca tego rodzaju anomalie. Tego rodzaju znaleziska podważają wyznawane teorie i dlatego nie są brane pod uwagę. Zamiast wprowadzić poprawki do obecnie obowiązującej teorii lub zbadać dokładnie te znaleziska, idzie się po najmniejszej linii oporu i odrzuca je. O tym wszystkim, o tak zwanej “zakazanej archeologii”, opowie nam zaraz nasz gość, Michael Cremo, współautor książki pod tym samym tytułem. Michael, dziękuję, że znalazłeś czas dla nas. MICHAEL CREMO: To dla mnie zaszczyt być tutaj, Lauro. LEE: Proszę, opowiedz nam o zakazanej archeologii. Co skłoniło cię, że zająłeś się tym zagadnieniem? Jakie były tego początki? CREMO: Tak zwaną zakazaną archeologią zainteresowałem się w roku 1984. W tamtym czasie dyskutowałem razem z drem Richardem Thompsonem, który jest współautorem mojej książki, sprawę pochodzenia człowieka. Słyszeliśmy wcześniej o pewnych raportach opisujących dziwne, nieprawdopodobne wręcz znaleziska. I postanowiliśmy zbadać tę sprawę. To, co znaleźliśmy, bardzo nas zadziwiło. LEE: Co tak was zadziwiło? Proponuję, abyś wyjaśnił nam najpierw ogólnie cały problem, a potem przeszedł do szczegółów. CREMO: W porządku. Kiedy przegląda się współczesne książki, można się z nich dowiedzieć, że ludzie tacy jak my, homo sapiens, wyewoluowali na przestrzeni ostatnich około stu tysięcy lat z istot przypominających małpy. Wszystkie przytaczane w tych książkach dowody potwierdzają tę tezę nadając jej wiarygodność. Kiedy jednak przyjrzałem się temu z bliska, zorientowałem się, że na przestrzeni ostatnich stu pięćdziesięciu lat antropolodzy tak naprawdę pogrzebali niemal tyle samo dowodów, ile wygrzebali. Mówiąc: pogrzebali - mam tu oczywiście na myśli ich ukrywanie lub ignorowanie. Dowody te świadczą przeciwko obowiązującej do dzisiaj w nauce teorii dotyczącej pochodzenia człowieka. Świadczą również o tym, że człowiek taki jak my istnieje na Ziemi nie od setek tysięcy, ale od setek milionów lat. Na początku naszej rozmowy wymieniłaś kilka osobliwych dowodów takich jak na przykład piękna metalowa waza, którą znaleziono w Dorchester w stanie Massachusetts. Natrafiono na nią w skale, która pochodzi z okresu prekambryjskiego, a to oznacza, że wykonano ją ponad sześćset milionów lat temu. LEE: Właśnie, czy to nie jest zdumiewające? Metalowa waza, która ma ponad sześćset milionów lat? Powiedz mi, co by się stało, gdyby nagle ktoś wyłożył te wszystkie dowody na stół i nie wdając się w żadne teorie oraz unikając uprzedzeń, powiedział: Przyjrzyjmy się tym wszystkim dowodom i zastanówmy się nad dziejami ludzkiej rasy na Ziemi. Jak sądzisz, do czego by to doprowadziło? CREMO: Pierwszą rzeczą, jaką musisz wiedzieć, jest to, że jeśli zapragniesz poznać wszystkie zgromadzone do tej pory dowody, będziesz potrzebowała do tego celu kilku stołów. Kiedy weźmiesz pod uwagę wszystkie dowody, a nie tylko te, które bada się obecnie, to stwierdzisz, że ludzie tacy jak my koegzystują na tej planecie z innymi istotami od bardzo dawna - dosłownie od setek milionów lat. LEE: Teoria koegzystencji z innymi istotami nikogo dzisiaj już nie dziwi, ponieważ obecnie uważa się, że człowiek neandertalski koegzystował przez sto tysięcy lat z człowiekiem z Cro-Magnon. Czy to współczesna teoria? Czy jest słuszna? CREMO: Tak, masz całkowitą rację. Nawet teraz są uczeni, jak choćby brytyjska antropolog Myra Shackley, którzy twierdzą, że w obecnych czasach nadal koegzystujemy z takimi istotami jak choćby człowiek neandertalski. Tę teorię potwierdzają liczne relacje pochodzące z wielu części świata. Mówią one o obserwacjach dziwnych istot, takich jak na przykład Yeti lub Człowiek Śniegu, jak je się nazywa w Himalajach, zaś w Ameryce Północnej Wielka Stopa lub Sasquatch, a także innych podobnych do nich istot. Zatem teoria koegzystencji z tego typu istotami ma całkiem solidne podstawy. LEE: Przyjrzyjmy się temu dokładniej, przyjrzyjmy się dowodom, jakie mamy. Zacznijmy od początku posuwając się w górę strzałki czasu. Zauważyłam, że w miarę cofania się w czasie znajdujemy coraz bardziej znaczące znaleziska, zaś kierując się ku współczesności są one coraz mniej wyszukane. Pojawienie się pierwszych ludzi na Ziemi umiejscawiasz w swojej książce w znacznie dawniejszym okresie niż inni. Michael, opowiedz nam o kilku tych niezwykłych znaleziskach, których wiek szacuje się na wiele milionów lat, co jak wiadomo, stoi w sprzeczności z obecnie obowiązującą teorią. Czy mógłbyś wymienić kilka przykładów? Interesują mnie okoliczności, w jakich je odkryto, czy są dobrze udokumentowane i gdzie się w chwili obecnej znajdują? CREMO: W porządku, oto jeden bardzo dobry przykład. Pochodzi z ostatnich lat. Pragnę zaznaczyć, że to jeden z moich ulubionych. W roku 1979 w Laetoli w Tanzanii Mary Leakey, żona jednego z najsłynniejszych antropologów dwudziestego wieku, Louisa Leakeya, znalazła w wyschniętym wulkanicznym pyle liczącym sobie 3,6 miliona lat odciśnięte ślady stóp należące do trzech osobników. Analizowało je wielu specjalistów zajmujących się badaniem śladów stóp, tacy jak na przykład antropolodzy fizyczni. Całe to odkrycie zostało szczegółowo udokumentowane w magazynie National Geographic i innych podobnych mu periodykach, które wymieniliśmy w naszej książce. Możesz je tam obejrzeć uwiecznione na fotografii. Wyglądają identycznie jak odciski stóp współczesnego człowieka. Jeden z badaczy powiedział, że gdyby przejść się teraz po plaży i spojrzeć na odciski ludzkich stóp, jakie możemy tam znaleźć, to nie stwierdzilibyśmy między nimi i tymi odnalezionymi na zaschniętym wulkanicznym pyle żadnej różnicy. Najdziwniejsze w całej tej sprawie jest to, że żaden z uczonych, którzy badali te ślady, nie doszedł do oczywistego wręcz wniosku, że istota, która je pozostawiła, musiała być bardzo podobna do nas, współczesnych ludzi Po lewej: Ślad przypominający odcisk buta znaleziony przez Williama Meistera w kambryjskim łupku w pobliżu Antelope Spring w stanie Utah w USA. Jego wiek szacuje się na 505 milionów lat. Po prawej: Ten sam odcisk z naniesieniem zarysu w celu jego lepszego uwidocznienia. LEE: Tak więc z jednej strony mamy dowody, które wykorzystuje się do poparcia odpowiedniej teorii, o ile oczywiście do niej pasują, z drugiej zaś nie mniej cenne dowody, które się odrzuca, jeśli do niej nie pasują. Nie uważasz, że to pewien rodzaj hipokryzji? CREMO: Oczywiście, że tak. To zjawisko nazwaliśmy “filtrowaniem wiedzy” i w pewnym sensie nie jest to wcale diabelski spisek naukowców w celu oszukiwania ludzi. Jest to raczej pewien rodzaj samooszukiwania się naukowców, którzy są w to zaangażowani. Na przykład kiedy znaleziono wspomniane odciski stóp, antropolodzy stwierdzili, że “musiały one należeć do australopiteka”, mimo iż w swoich zbiorach mieli kości stóp tego człekopodobnego stworzenia przypominającego małpę, które żyło prawdopodobnie trzy miliony lat temu w Afryce. Posiadane przez nich kości stóp nie pasowały do śladów znalezionych przez Mary Leakey. LEE: W jakim stopniu te dwa znaleziska nie zgadzały się ze sobą? CREMO: W dużym, dlatego że palce stóp australopiteka są bardzo długie i zaokrąglone. Duży palec ich stóp pełni u nich rolę podobną do naszego kciuka. Przyjrzyj się szympansom, spójrz na ich stopy. Wielki palec w stopach szympansów może poruszać się na wszystkie strony. Pełni podobne funkcje jak kciuk u ludzi. Jest na przykład bardzo pomocny podczas wspinania się po drzewach - do chwytania gałęzi. Tak więc znalezione w Afryce ślady stóp, które datowane są na 3,6 miliona lat w żadnym wypadku nie mogą być śladami pozostawionymi przez australopiteka. LEE: Dlaczego w takim razie wybrano właśnie jego do wyjaśnienia pochodzenia tych śladów? CREMO: Ponieważ była to, jak wówczas sądzono, jedyna w owym czasie istota, która chodziła na dwóch nogach, a także dlatego, że ignorują oni wszystkie inne dowody, które wskazują, że ludzie podobni do współczesnego człowieka żyli w tamtym czasie. Coś takiego nie mieści się w ich głowach mimo ewidentnych dowodów. Jeśli to są ślady ludzkich stóp, to mógł je odcisnąć nie kto inny jak ludzie. LEE: A co na to Leakeyowie? W jaki sposób oni interpretowali te ślady? CREMO: Mary Leakey twierdziła, że te ślady pochodzą od człekokształtnej małpy z ludzkimi stopami. Gdyby to był jedyny dowód, jaki mamy, na istnienie człowieka w zamierzchłej przeszłości, to można by było przyznać jej rację. W naszej książce Zakazana archeologia przedstawiliśmy jednak wiele innych udokumentowanych dowodów na istnienie człowieka w tamtym okresie, na przykład kamienne narzędzia, różnego rodzaju wyroby rzemieślnicze, inne ludzkie kości oraz kompletny szkielet człowieka pochodzący z tego samego okresu co ślady stóp znalezione przez Mary Leakey. Wyżej wymienione znaleziska każą nam przypuszczać, że ślady stóp widniejące w wyschniętym wulkanicznym pyle zostały odciśnięte przez człowieka. LEE: Dlatego że potwierdzają to inne dowody CREMO: Dokładnie tak. Tłuczek i moździerz odkryte przez J. H. Neale’a w korytarzu kopalni przechodzącym przez złoża trzeciorzędne liczące 33-55 milionów lat leżące pod Table Mountain w okręgu Tuolumne w Kalifornii. LEE: Sugerujesz zatem, że historia rodzaju ludzkiego zawiera jakieś bardzo interesujące rozdziały, które są najzwyczajniej w świecie ignorowane, tylko dlatego że obowiązuje nas jakaś niewłaściwa teoria. Może podasz nam jakieś inne przykłady. To, co mówisz, jest bardzo interesujące. CREMO: Innym przykładem może być szkielet znaleziony w Afryce w roku 1913 przez dra Hansa Recka, pracownika Uniwersytetu Berlińskiego. Szkielet spoczywał na obszarze znanym obecnie jako Olduval Gorge LEE: Bardzo popularne miejsce do dokonywania odkryć, nieprawdaż? CREMO: Zgadza się. To właśnie tam Leakeyowie prowadzili większość swoich poszukiwań archeologicznych. W roku 1913 dr Hans Reck znalazł tam kompletny szkielet współczesnego człowieka, który spoczywał w skamieniałej warstwie geologicznej liczącej sobie od jednego do prawie dwóch milionów lat. Było to bardzo doniosłe odkrycie, ponieważ zgodnie ze współczesnymi teoriami naukowymi ludzie tacy jak my istnieją na Ziemi od niespełna stu tysięcy lat, co oznacza, że ten szkielet nie powinien istnieć LEE: W jaki sposób to wyjaśniono? Czy w roku 1913 człowiek nie był w centrum zainteresowania archeologii? Dlaczego tego typu znaleziska nie były analizowane? CREMO: W tamtym czasie, po odkryciu w roku 1894 Człowieka Jawajskiego, podstawy współczesnej archeologii dopiero się kształtowały. Kiedy patrzy się teraz na to z perspektywy czasu, jest to bardzo interesująca historia przypominająca powieść detektywistyczną. Swoje epokowe dzieło O powstawaniu gatunków Karol Darwin napisał w roku 1859. Książka ta wywołała fale intelektualnego szoku, które obiegły cały świat. Najbardziej intrygujące w tamtym czasie pytanie brzmiało: “Skąd pochodzi człowiek?” LEE: Zgodzisz się chyba ze mną, że jesteśmy raczej samolubnymi istotami, prawda? CREMO: Tak, to prawda. Nie interesujemy się zbytnio, skąd się wzięły na przykład motyle czy kraby. Interesuje nas, skąd pochodzimy my sami - ludzie. Pokusiłem się więc o przejrzenie współczesnych opracowań i zauważyłem w nich brak jakichkolwiek wzmianek o raportach z okresu między rokiem 1859, kiedy to Darwin napisał O powstawaniu gatunków, a 1894, kiedy odkryto Człowieka Jawajskiego, które mówiłyby o tego typu znaleziskach. Pomyślałem, że to bardzo dziwne, zwłaszcza że w tamtym czasie niezliczone rzesze naukowców poszukiwały na całym świecie brakującego ogniwa niezbędnego do wyjaśnienia zagadki pochodzenia człowieka. Poprosiłem zatem jednego z moich asystentów, aby udał się do biblioteki i przyniósł mi jakieś książki antropologiczne z lat 1880-1885. Chciałem je dokładnie przejrzeć. To, co w nich znalazłem, wręcz mnie zaszokowało. Były one napisane przez naukowców a nie zwykłych ludzi. Uczeni ci byli geniuszami swojej epoki. Opisywali w naukowych czasopismach różnego rodzaju dowody wskazujące, że ludzie tacy jak my - żadne tam małpoludy ani brakujące ogniwa - żyli 10, 20, 30, 40, 50, a nawet więcej milionów lat temu. I nie mówię tu o jakimś jednym czy dwóch odkryciach, ale o setkach tego typu odkryć. Wszystkie je opisałem w swojej liczącej niemal tysiąc stron książce Zakazana archeologia. LEE: To niesamowite. Gdzie są te wszystkie znaleziska? Gdzie się teraz znajdują? Co się z nimi stało? Co się obecnie dzieje z tymi setkami ludzkich szkieletów, z których wiele pochodzi sprzed setek milionów lat, i co z wcześniejszymi znaleziskami, które udokumentowaliście w swojej książce? CREMO: Najstarsze znaleziska, jakie opisaliśmy, to oczywiście nie mówimy tu teraz o szkieletach, ale różnego rodzaju przedmiotach, które nie mogły powstać w sposób naturalny LEE: Rozumiem. CREMO: Przedmioty, które opisaliśmy, zostały najwyraźniej wykonane ludzką ręką. Najstarszy z nich to metalowa kula z wyżłobieniami znaleziona w Południowej Afryce. Znaleziono ich bardzo wiele. Są to doskonale okrągłe metalowe kule, z których część ma po trzy wyżłobienia biegnące wokół ich obwodu. Ich wiek szacuje się na około 2,8 miliarda lat LEE: Przepraszam, czy dobrze zrozumiałam? Mówisz, że te kule mają 2,8 miliarda lat? CREMO: Tak. Jak zapewne wiesz, zgodnie z obowiązującą teorią naukową, Ziemia ma około 5,3 miliarda lat. Tak więc te metalowe kule są dosyć stare, prawda? Najstarszym śladem pozostawionym przez człowieka jest odcisk stopy odnaleziony w Antelope Springs w stanie Utah w roku 1968. Szacuje się, że pochodzi on z okresu kambryjskiego, to znaczy, że ma mniej więcej sześćset milionów lat. CREMO: Jak wiesz, w Internecie istnieją grupy dyskusyjne. W niektórych z nich dyskutuje się na temat wad obecnego systemu i są ludzie, którzy właśnie ten temat wybrali sobie jako obiekt swoich zainteresowań. LEE: Jakiego typu są to grupy? Czy to grupy artystyczne? Biblioteczne? Chodzi mi o to, skąd czerpiesz tego rodzaju informacje? Wśród naszych słuchaczy mamy przecież wielu użytkowników Internetu. CREMO: Spotkałem się z jedną, ale nie pamiętam dokładnie jej nazwy, pamiętam tylko, że była naprawdę dziwna. Grupa ta prowadziła dyskusję na temat możliwości zatrudnienia się na stanowiska uniwersyteckie. Dyskutowano o tym, co trzeba zrobić, aby taką posadę otrzymać, oraz o systemie ich przydzielania, w ogóle o tym, jak działa ten system. LEE: Zatem nie ma sensu starać się o jakiekolwiek stanowisko, dopóki nie pozna się, jak się należy o nie ubiegać. CREMO: Dokładnie tak. Na każde stanowisko uniwersyteckie, które się zwalnia, jest zazwyczaj bardzo wielu, czasami setki, kandydatów. LEE: Jak rozumiem, tak wielka konkurencja zachęca, aby być w zgodzie z obowiązującą doktryną, prawda? Jeżeli myśli się poważnie o posadzie, to robi się wszystko, aby ją otrzymać. CREMO: To prawda. W kręgach uniwersyteckich i naukowych istnieją bardzo wpływowi ludzie, którzy decydują, kto obejmie dane stanowisko, kontrolują możliwość publikowania wyników badań oraz otrzymania na nie pieniędzy. Jeśli chce się mieć dobrą posadę, publikować swoje prace oraz mieć pieniądze na prowadzanie badań, to musi się grać tak, jak oni tego chcą. Właśnie tak działa ten system. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy stali się jego ofiarami. Ludziom tym odmówiono prawa do publikacji ich własnych prac, odmówiono im możliwości wykonywania pracy i pozbawiono pieniędzy na prowadzenie badań. LEE: Może ci ludzie chcieli głosić jakieś herezje? CREMO: Nie. Przyczyną były ich poglądy. Jeden z takich przypadków przedstawiamy w naszej książce. Dotyczy on Virginii Steen-McIntyre, geolog pracującej dla US Geological Survey. W 1970 roku oznaczała wraz z innymi geologami wiek pewnego miejsca w Hueyatlaco w Meksyku, w którym znaleziono bardzo precyzyjnie wykonane kamienne narzędzia. Mógł je wykonać nie kto inny, jak tylko człowiek. Do określenia wieku miejsca, w którym znaleziono te narzędzia, oprócz metody uranowej wykorzystano również inne techniki. Dzięki temu ustalono, że wynosi on około trzystu tysięcy lat. Obowiązująca jednak doktryna mówi, że człowiek pojawił się w Ameryce Północnej nie więcej niż dwanaście tysięcy lat temu. Mimo iż niektórzy uczeni wydłużają już ten okres nawet do dwudziestu pięciu a nawet trzydziestu tysięcy lat, nadal obowiązuje dwanaście tysięcy lat. Tak więc mamy tu bardzo precyzyjnie wykonane narzędzia znalezione w miejscu datowanym na trzysta tysięcy lat, co jest w tym przypadku wręcz ekstremalną anomalią. Nie było wtedy przecież na Ziemi tak rozwiniętej istoty, która mogłaby wykonać takie narzędzia. Przecież człowiek istnieje od stu tysięcy lat. W rzeczy samej tego rodzaju narzędzia znaleziono w Europie, ale ich wiek datuje się na czterdzieści tysięcy lat. Tak więc fakt, że w Meksyku, gdzie w tym czasie w ogóle nie powinno być jeszcze człowieka, znaleziono narzędzia, których wiek datuje się na trzysta tysięcy lat, to znaczy ponad dwieście pięćdziesiąt tysięcy lat więcej niż jakiekolwiek inne znalezisko tego typu, jest nie do przyjęcia! LEE: I to rodzi problem, prawda? CREMO: Tak. Badacze, którzy to odkryli, sporządzili raport, ale nigdy nie udało im się go opublikować. Nikt nie chce się tego podjąć. LEE: Powiedz mi, co się stało z tymi narzędziami? Gdzie się one dzisiaj znajdują? CREMO: Narzędzia te są przechowywane w jakimś muzeum - odnalazły się stosunkowo niedawno i jeśli się pośpieszycie, to może jeszcze zdążycie je zobaczyć. Staraliśmy się o pozwolenie na zrobienie im zdjęć i umieszczenie ich w naszej książce. Powiedziano nam jednak, że możemy dostać na to zgodę, pod warunkiem że pod zdjęciami umieścimy napis, że mają one dwadzieścia pięć tysięcy lat. Jeśli jednak będziemy upierali się przy tym, że mają one trzysta tysięcy lat, to nie otrzymamy zgody na ich wykonanie. LEE: Opowiedz nam jeszcze o innych tego typu znaleziskach, a potem o tym, kto decyduje o losach tej światowej spuścizny? Podaj niektóre z narzucanych ograniczeń. W jaki sposób datuje się znaleziska? Skąd wiemy, jak są one stare? Wiem, że datowanie wielu znalezisk związane jest z wiekiem warstw geologicznych, w których je znaleziono. Opowiedz nam coś więcej o tych znaleziskach, a potem przejdźmy do omówienia związanych z nimi spraw. CREMO: Zgoda. Innym ciekawym znaleziskiem jest rzeźbiona muszla odkryta w formacji skalnej Red Crag w Anglii. Muszlę tę znalazł Henry Stopes, członek Angielskiego Towarzystwa Geologicznego. Wiek formacji skalnej w Red Crag szacuje się na około dwa miliony lat. Na znalezionej przez niego muszli widnieje wyrzeźbiona ludzka twarz. Zgodnie z obowiązującą doktryną tego rodzaju przedmioty sztuki wykonane przez człowieka i znalezione w Europie nie mogą być starsze niż czterdzieści tysięcy lat. Tak więc muszla, której wiek szacowany jest na dwa do trzech milionów lat, jest niezwykłą anomalią. Pragnę w tym miejscu dodać, że znaleziono ją w dziewiętnastym wieku. LEE: Rozumiem. A co z innymi niezwykłymi znaleziskami? CREMO: Teraz przykład pochodzący z Ameryki Północnej. Jesteśmy w posiadaniu świetnej dokumentacji pokazującej, w jaki sposób ukrywa się niektóre znaleziska. W miejscu zwanym Sheguiandah, na terenie Wielkich Jezior w Kanadzie, a dokładnie na wyspie Manitoulin, dr Lee znalazł w formacji glacjalnej kamienne narzędzia, których wiek oszacował na siedemdziesiąt tysięcy lat. Jak już wcześniej wspominałem, zgodnie z obowiązującą teorią człowiek pojawił się w Ameryce Północnej dopiero dwanaście tysięcy lat temu. Kiedy dr Lee dokonał swojego odkrycia, współpracował z Muzeum Narodowym Kanady. Poprosił innego geologa, aby przyjechał i zbadał te narzędzia, ponieważ chciał się upewnić, czy otrzymane przez niego wyniki są prawdziwe. I w tym momencie stracił pracę. Nie dopuszczono do publikacji jego raportu na temat tego odkrycia. Co więcej, przez lata nie mógł dostać nigdzie pracy w swoim zawodzie. Czuł się z tego powodu bardzo pokrzywdzony. Kamienne narzędzia, które znalazł, zostały zabrane i gdzieś ukryte. LEE: Zatem całą tę sprawę jakby pogrzebano? CREMO: Tak, pogrzebano ją. LEE: W swojej książce umieściliście opisy przede wszystkim tych przedmiotów, których pochodzenie da się udokumentować i które wymagały od was przeczytania fachowej literatury naukowej. Wspominacie też o znaleziskach, wprawdzie niezbyt często, których pochodzenie nie jest tak dobrze udokumentowane. Mam tu na myśli przedmioty znalezione przez górników kopiących w bardzo głębokich, starych warstwach węgla. Na przykład słyszłam od ludzi, którzy rozdrabniają grudy węgla na mniejsze kawałki po to, aby móc włożyć je później do swoich pieców, o znajdujących się w nich złotych łańcuchach, metalowych wazach oraz innych niezwykłych znaleziskach. Czy rzeczywiście coś takiego miało miejsce i czy może sami górnicy, którzy pracują w kopalniach, również coś znaleźli. CREMO: Opowiem ci o jednym tego typu przypadku, który opisaliśmy w naszej książce. W roku 1987 na łamach gazety Daily News, która wychodzi w Omaha w stanie Nebraska ukazał się artykuł zatytułowany “Rzeźbiony kamień wygrzebany w kopalni”. Opowiadał on o odłamku skalnym o wymiarach 0,6 na 0,3 metra. Na jego górnej powierzchni były wyrzeźbione geometryczne figury w kształcie diamentu, a wewnątrz każdego z tych diamentów ludzka twarz przedstawiająca osobę w starszym wieku. Jak ten kamień dostał się do warstwy, z której wydobywa się węgiel? Miejsce, z którym go znaleziono, położone było na głębokości około stu trzydziestu stóp [39 m] pod powierzchnią ziemi. Górnicy mówili, że warstwy węgla w tym miejscu były nienaruszone. Trzeba wiedzieć, że ci ludzie wiedzą, co mówią, bowiem od tego, czy węgiel był naruszony, czy nie, często zależy ich życie. Gdyby wydobywali węgiel w miejscu, gdzie został on naruszony, groziłoby to osunięciem się warstw węgla i w rezultacie mogliby zostać uwięzieni pod ziemią. Węgiel wydobywany nie opodal Omaha w stanie Nebraska ma około trzystu milionów lat, co czyni to znalezisko niezwykłym odkryciem. Gdzie w chwili obecnej znajduje się ten dziwny kamień? Nie wiem. Próbowaliśmy go odszukać, ale niestety nie udało się nam. Co ciekawe, kamień ten był opisywany w gazetach. Znaleźliśmy wiele wzmianek na jego temat. Widocznie tak bardzo odbiega on od obowiązującej obecnie teorii, że prawdopodobnie nigdy nie zostanie zaakceptowany przez współczesną naukę i nigdy nie zostanie umieszczony w żadnym z muzeów. Przypuszczamy, że to któryś z górników zatrzymał sobie ten kamień, a kiedy umarł, przeszedł on w posiadanie jego rodziny, albo on sam gdzieś go zapodział LEE: Albo spoczywa on sobie gdzieś u kogoś w domu na strychu i ten ktoś nawet nie zna jego prawdziwego pochodzenia. CREMO: Może tak być. Jeśli ktoś wie, co się dzieje z tym kamieniem, niech skontaktuje się z nami. LEE: Michael, słyszałam o odkryciu znajdujących się sto pięćdziesiąt stóp [45 m] pod ziemią kamiennych ścian. O ile mi wiadomo, odkryć takich dokonano w Teksasie i Kalifornii. Czy to prawda? Czy kiedykolwiek spotkałeś się z czymś tak ogromnym, jak te kamienne ściany? CREMO: Tak słyszeliśmy o tego rodzaju znaleziskach. O jednym z nich wspomnieliśmy w naszej książce. Mamy relację górnika, który pracował w roku 1928 w kopalni w Heavener w stanie Oklahoma. Miejsce, w którym dokonano odkrycia, położone było na głębokości dwóch mil [3,2 km] i składało się z różnych komór. Pewnego ranka odstrzeliwszy ścianę węgla górnicy ujrzeli na końcu powstałej komory betonowe, jak je określili, bloki niewiadomego pochodzenia. Miały one bardzo gładką, jakby wypolerowaną powierzchnię i tworzyły coś, co wyglądało jak ściana, którą ktoś tam na dole musiał wybudować. O swoim odkryciu powiadomili przełożonego, który usłyszawszy o tym kazał im opuścić ten korytarz i skierował ich w inne miejsce. Część korytarza, w którym znajdowały się te bloki, po prostu zasypano. LEE: Wygląda to na typowe postępowanie w tego rodzaju przypadkach. CREMO: Tak, to typowe postępowanie. Pamiętajmy jednak, że w przypadku tego rodzaju znalezisk można ponownie rozpocząć ich badanie, tylko że do tego potrzeba ludzi o bardziej otwartych umysłach. LEE: Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, co by się stało, gdyby pewnego dnia nasza Ziemia stała się nagle przeźroczysta i moglibyśmy ujrzeć na przykład wszystkie kości dinozaurów, niezwykłe przedmioty wykonane przez człowieka, wszystkie ludzkie szczątki, odciski stóp - to wszystko, co znajduje się zagrzebane w Ziemi i spoczywa w niej od niepamiętnych czasów. Jak sądzisz, co byśmy wtedy ujrzeli? Czy byłoby tego dużo? CREMO: No, gdybyśmy mieli taką możliwość, to sądzę, że poznalibyśmy pełny obraz wszystkich stworzeń i ludzi. Jednak w chwili obecnej mamy do czynienia z problemem innego rodzaju niż tylko z możliwością ujrzenia wszystkich szczątków i artefaktów. Otóż wszystkie rzeczy, które odnajdujemy, są traktowane w dwojaki sposób. Jeśli jakieś znalezisko pasuje do obecnie obowiązującej teorii to LEE: Nie ma z nim żadnego problemu, czy tak? CREMO: Tak. Ale jeśli coś się nie zgadza z obowiązującą doktryną, to takie znalezisko jest tuszowane. Zawsze przecież można znaleźć coś, czego pochodzenia nie da się wyjaśnić. Ostatecznie można powiedzieć, że dane znalezisko jest po prostu zręczną mistyfikacją LEE: Właśnie, może ktoś to zaplanował albo CREMO: Masz rację. Problem jednak w tym, że gdyby przyjąć tę samą miarę do znalezisk, które znajdują się obecnie w muzeach, to również i je spotkałby ten sam los. Na przykład, jeśli ktoś odnajduje szkielet współczesnego człowieka w warstwie węgla położonej blisko powierzchni, której wiek szacuje się na dwieście milionów lat, to mamy podstawy, aby uważać, że i on ma tyle lat. Ktoś inny może jednak tego nie uznać i stwierdzić, że szkielet ten znaleziono zbyt blisko powierzchni ziemi, w związku z czym Także najbardziej znane znalezisko archeologiczne, jakim jest Lucy - najsłynniejsza przedstawicielka gatunku australopithecus znaleziona w Etiopii w roku 1970 przez Donalda Johansona - odkryto blisko powierzchni ziemi. Co więcej, większość szczątków Człowieka Jawajskiego również znaleziono blisko powierzchni ziemi. Jak dotąd nie znaleziono ich na większej głębokości. LEE: Rozumiem. Słyszałam o złotych łańcuchach, które wypadały z brył węgla. Opisy tego rodzaju znalezisk spotkałam w kilku książkach. Czy wiadomo ci coś na ten temat? CREMO: Tak, również o tym czytałem. Także w naszej książce wspominamy o tego rodzaju znaleziskach. W roku 1891 miał miejsce jeden ze szczególnie interesujących przypadków odnalezienia złotego łańcuszka. Przypadek ten opisano w wychodzącej w stanie Illinois gazecie The Morrisonville Times. Pani Culp, żona wydawcy tej gazety, rozdrabniała właśnie węgiel, aby móc włożyć go do pieca, kiedy w pewnym momencie zauważyła wystający z bryły mały złoty łańcuszek o dość skomplikowanej budowie. Łańcuszek był bardzo mocny - do tego stopnia, że był w stanie utrzymać zwisające z obu jego końców bryły węgla. Dopiero ich rozłupanie pozwoliło go wydobyć. Poprosiliśmy obecnego wydawcę gazety, aby przysłał nam kopię artykułu, w którym opisano to znalezisko. Wydawca spełnił naszą prośbę i przysłał nam jego kopię. Zwróciliśmy się także z prośbą do Urzędu Geologicznego stanu Illinois o podanie nam wieku węgla, w którym znajdował się ten łańcuszek. LEE: I co się z nim stało? W jaki sposób udało się wam to udokumentować? Przecież to tylko historia z gazety o tym, że ktoś coś znalazł w bryle węgla. Wprawdzie trochę różniąca się od innych publikowanych w tym czasie. Może ktoś nosi teraz ten łańcuszek na swojej szyi, sądząc, że to zwykły wyrób jubilerski? CREMO: Staraliśmy się go odnaleźć, ostatecznie miał około trzystu milionów lat. Ustaliliśmy, że jego właścicielka zmarła w roku 1959, zaś po jej śmierci przeszedł on w posiadanie jej krewnych. W tym miejscu nasze poszukiwania utknęły w martwym punkcie. Właśnie dlatego, że nie udało nam się dobrze udokumentować tego znaleziska, umieściliśmy je w dodatku do książki. Nasza książka składa się głównie z opisów znalezisk, które nie są tak spektakularne jak ta historia ze złotym łańcuszkiem, niemniej ich zaletą jest to, że są one przez nas lepiej zbadane i udokumentowane. Niektóre z opisanych przez nas rzeczy można podziwiać w muzeach. LEE: Właśnie połączył się z nami Tom z San Luis Obispo. Dziękujemy ci za telefon. TOM: Dzięki. Mam kilka pytań na temat metalowych kul z rowkami. Po pierwsze chciałbym się dowiedzieć, ile kul znaleziono, z czego są wykonane, w jaki sposób je datowano i czy kiedykolwiek powtarzano ten pomiar? Metaliczna kula z trzema bruzdami biegnącymi wzdłuż jej “równika” pochodząca z Republiki Południowej Afryki znaleziona w prekambryjskim osadzie mineralnym datowanym na 2,8 miliarda lat. CREMO: Zgoda. Wiele pytań, ale postaram się odpowiedzieć na wszystkie. Metalowe kule z rowkami znaleziono w miejscowości Ottosdal w Afryce Południowej. Znajdowano je przez dłuższy czas. Znaleziono ich setki. Nie wszystkie z nich mają równoległe rowki biegnące wokół ich obwodu. Nigdy nie opisano tych metalowych kul w żadnym naukowym czasopiśmie i właśnie między innymi dlatego opis tego szczególnego znaleziska zamieściliśmy w dodatku do naszej książki. W chwili obecnej kule te znajdują się w muzeum w Klerksdorpie w Republice Południowej Afryki. W sprawie tych kul korespondowaliśmy z Roelfem Marxem, kustoszem tego muzeum. Roelf Marx powiedział nam, że według niego kule te wyglądają na sztucznego pochodzenia. Co więcej, powstały w czasie, kiedy na Ziemi nie istniały podobno żadne inteligentne formy życia. Tak przynajmniej uważa. Roelf Marx powiedział nam, że mimo iż kule te wyglądają, jakby były wykonane przez człowieka, to jednak nie mogą być jego dziełem, ponieważ, jak sam stwierdził, “wiem, że w tamtym czasie nie istniał człowiek ani żadna forma życia”. Kule te zostały znalezione w warstwie pirofilitu - minerału, którego wiek szacuje się na 2,8 miliarda lat. Informację tę otrzymał on od profesora geologii Bisschoffa z Uniwersytetu w Potchefstroom. Kule zostały wykonane z limonitu. Limonit jest jedną z wielu rud żelaza, jednak w przypadku tych kul jest on niezwykły, ponieważ jest wyjątkowo twardy. Nie można ich zarysować nawet stalowym punktakiem, co w skali twardości minerałów oznacza, że jest on wyjątkowo twardy. Normalnie limonit jest miękkim minerałem, jednak w przypadku tych kul jest bardzo twardy, co wydaje się bardzo tajemnicze. Opisu tych kul nie znajdzie się w żadnym naukowym czasopiśmie i nie sądzę, aby znalazł się choć jeden uczony, który odważyłby się przyznać, że są one dziełem człowieka, mimo iż ich wygląd tego dowodzi. LEE: A teraz ostatnie pytanie. W skale pochodzącej z okresu Triasu znaleziono odcisk podeszwy buta. Wiek tej skały szacuje się na dwieście pięćdziesiąt milionów lat. Podeszwa buta była przytwierdzona do pozostałej jego części przy pomocy grubej nici, co wyraźnie pokazuje ów odcisk w skale. Czyż to nie jest niezwykłe! Jak można przeoczyć coś takiego? Tak przy okazji, gdzie znajduje się teraz ta skała? CREMO: Dobrze, że o tym wspomniałaś. Mamy tu następny przykład znaleziska, które jest skrzętnie ukrywane, niezwykły kawałek skały, który przedstawiono naukowcom. Osoba, która go znalazła, zabrała go do Nowego Jorku na Uniwersytet Columbia. Pokazała go tam kilku wpływowym osobom z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej, a następnie im go przekazała. Napisaliśmy do tego Muzeum z prośbą o informacje o tej skale, lecz w odpowiedzi odpisano nam, że nic im o niej nie wiadomo. Oświadczyli, że w ich rejestrach nie ma żadnej wzmianki na jej temat. LEE: Tak więc nie wierzcie we wszystko, co słyszycie. Bierzcie pod uwagę inne możliwości. Sądzę, że ta rozmowa była bardzo interesująca i zachęci wielu z nas do innego spojrzenia na tego rodzaju sprawy, a co za tym idzie, poszerzenia swojego światopoglądu. Dziękuję za uwagę. Mówiła Laura Lee. źródła: Nexus nr 1 (3) 1999
  3. Logo no Forum

    No cze. Ja tu wchodzę, i normalnie nie poznaję niczego. Myślałam, ze pomyliłam portale. ;P Ale... zapowiada się ciekawie.
  4. Quiz Średniowiecze

    Proporcje wielkości trzech ciał niebieskich: Słońca, Ziemi i Księżyca?
  5. Nie wiem czy taki temat istnieje, jeżeli tak, to sorki. Nie wiem czy to odpowiedni dział, jeżeli nie, to.... Obiło mi się o oczy stwierdzenie, ze w 1939 roku Polska przygotowywała oddziały do służby w przyszłym państwie Izrael. Pytanie brzmi: Czy ktoś z Was posiada na ten temat informacje? Jakiekolwiek, bo bardzo mnie to zaintrygowało mimo, że bardzo nie lubię historii z tego okresu (i może dlatego nic o tym nie wiem).
  6. O Jezusicku! Ale sie probiło. Rozpętałem prawdziwą polemikę samemu nie mając czasu na pisanie...
  7. Teorie Spiskowe

    Nie używaj epitetu 'śmieszność' w jednym zdaniu z nazwą Fundacji Nautilus, bo to poważne, niewybaczalne nadużycie. Chociaż jestem fanką teorii spiskowych, nawet mnie rozprzestrzeniły niektóre tezy przewijające sie w powyższym tekście (laserowe działa tudzież wątek Syberii). Taaaa, bez trzymanki i bez myślności można by rzec.Nie wiem jak Berni mógł maczać w tym wszystkim palce i spać potem spokojnie, bez poczucia kompletnej porażki i nonsensu. Ale..., chyba mnie to nie interesuje w aż takim stopniu. Jako prezes FN ma pewnie obowiązek brania na klatę komentarzy jakie się rozpętują po takich publikacjach. Nie można powiedzieć, żeby nie miał w tym niejakiej praktyki.
  8. Teorie Spiskowe

    Zabili ich. Pod Smoleńskiem. Był 10 kwietnia 2010 roku. Samolot TU-154 z 96 osobami na pokładzie rozbił się doszczętnie w lesie pod Smoleńskiem. I wtedy zdarzyło się coś ciekawego także w Polsce. Historię tę opowiadał Piotr Jaskulski z FN. Było kilka minut po 10.00, kiedy dostał SMS od swojego znajomego, zaciekłego wyznawcy teorii spiskowych. SMS był krótkiej i dobitnej treści: ?Zabili ich. Pod Smoleńskiem.? Piotr Jaskulski był poruszony nie tylko tą tragedią, ale także prostą reakcją mózgowo-rdzeniową, która zaszła w głowie jego dobrego znajomego, o czym później opowiadał przy okazji kolacji w Bazie FN. Zabili ich - to jasne. Ale kto? Oni. Kim są oni?! To sprawa bardziej złożona, ale dla tego owładniętego teoriami spiskowymi człowieka praktycznie w kilka minut po tym, jak dowiedział się o katastrofie prezydenckiego samolotu stało się jasne, że to nie był ?żaden błąd pilota?, to nie było ?lądowanie na siłę z przyczyn politycznych i głupoty ludzi?, ale ?robota wiadomych sił?. Znajomy naszego oficera FN ma czerep naładowany informacjami dotyczącycmi teorii spiskowych jak ?chińska ciężarówka robotnikami ze wsi powiatu Makong?. Są tam przemyślenia Davida Icke demaskującego aż miło zamach 11 września jako robotę ?wiadomych sił?, taki człowiek dobrze wie, że ?dziura w Pentagonie była za mała?, tysiąc razy czytał, że ?znaleziono paszporty terrorystów? i pod tym się podpisuje rękami i nogami, a WTC po prostu wysadzili amerykańscy agenci w ramach zwykłych, obowiązków służbowych. Kto to wszystko robi? Oni. Źli, podli ludzie. Najgorsi z najgorszych. Przede wszystkim tajne służby. Agenci. Bush, Donald Tusk, premier Blair. Może Papież, może główny Rabin. Także trzeba wziąć pod uwagę istoty gadowate z dalekich układów gwiezdnych, którzy weszli w konszachty z Bushem i podobnymi ?mordercami spod znaku Republikanów?. Ale nie zapomnijmy o Iluminatach i Broń Boże nie pomińmy sukinkotów spod znaku Rządu Światowego. Całe to towarzystwo ?dla kasy i władzy? nic nie robi, tylko knuje, zatruwa (żywność i wprost siejąc trucizny z samolotów), morduje i zagrabia. Dzielni ludzie, co to ?nie kupują oficjalnej papki? znają prawdę. Punktują tych bandziorów, patrzą im na ręce i wykrywają paskudztwa. Oczywiście, są ?naiwniaki?, którzy wierzą w ?oficjalne wersje?. Klapki na oczach i ?jak te barany na rzeź?. Ale na szczęście są bystrzaki, którzy widzą, co jest, jak jest i kto za tym stoi. Kiedy rozbił się samolot z prezydentem Kaczyńskim stało się jasne, że nie może być to ?zwykła katastrofa?. Musi to być ?egzekucja?, zamach, robota ?określonych sił?. I stąd dwie godziny po tragedii ten sms ?zabili ich?. Kto? Oni. Kim są oni? O tym za chwilę. Zanim wymienimy tych szubrawców i łajdaków spod ciemnej gwiazdy powiedzmy o dwóch wersjach tego, co się stało pod Smoleńskiem. Jedna jest ?soft?, druga jest ?hard?. Od której mamy zacząć? Od ?soft?? Proszę bardzo. Wersja soft zakłada oczywiście, że to był zamach, ale był to taki operacyjny majstersztyk. A to ?celowo? nie zamontowano lampki na lotnisku pod Smoleńskiem, aby ?samolot Kaczyńskiego się rozbił?. Niby nic, a jednak! Pojedyńczo każda z tych rzeczy znaczy niewiele, ale w masie oznaczały ?wyrok na samolot?. Setki drozbiazgów, wszystko skrupulatnie zaplanowano. A to, że nie było tłumacza w kokpicie, albo to, że jakiś tam komunikat z wieży był ?nieprecyzyjny?. Wszystko to miało doprowadzić na samym końcu do dymiących zgliszczy samolotu. I doprowadziło. Czy ludzie pracujący na lotnisku wiedzieli, że ich zadaniem jest ?śmierć 96 osób?? Taki rosyjski Sasza czy Wania? Oczywiście, że tak. I nie ważne, że byli to młodzi rosyjscy żołnierze z ?łapanki? po sąsiednich lotniskach, bo normalnie to zacofane i przestarzałe lotnisko ma za mało obsługi, aby mogły lądować ?duże, poważne samoloty cywilne?. Ci żołnierze wiedzieli i śpią spokojnie odebrawszy za udane zabicie 96 osób premie i nagrody. Wersja ?soft? zakłada oczywiście, że Putin to wszystko kontrolował, a także prezydent Rosji, choć czy na pewno... Tusk, Schetyna i Komorowski? Tego wersja ?soft? nie wskazuje jednoznacznie, choć tego nie wyklucza. A więc małe drobiazgi, które zwolennicy teorii spiskowej potrafią wyliczać godzina cedząc każdy z nich z osobna, powoli i bez cienia wątpliwości, niczym odczytywanie ?aktu oskarżenia?. Ten ?zamach? w wersji soft jest majstersztykiem, mistrzostwem świata, prawdziwym ?king og the kings? zamachów, bo złożyło się na niego tysiąc ? podkreślmy to ? celowych zaniedbań i drobnych rzeczy, które miały oczywiście doprowadzić do tego, że zginął prezydent i pozostałych 95-ciu. Każda z osób uczestniczących w operacji ?Zabić Kaczyńskiego i jego ludzi? ma krew na rękach, zasypia we własnym łóżku mając pełnie świadomości, że do końca życia będą nosić brzemię odpowiedzialności za śmierć 96 ludzi. Ale czego to się nie robi dla ?kasy i władzy?? A więc ?oni? zasypiają spokojnie i bezstresowo. ?Oni? czyli żołnierze pracujący na lotnisku, operatorzy radarów, stacji naprowadzania, ten ?Wania i Sasza? pracujący w wieży, ale także Putin i Miedwiediew. Tysiące osób pracujących w służbach rozpoznania i przygotowania także nie są głupcami i wiedzą, że ich wielomiesięczna, a ? kto wie ? może i wieloletnia praca doprowadziła do morderstwa razy 96. Cała ta rzesza ludzi uczestniczących w wersji ?soft? śmiało może zostać oskarżona o udział w morderstwie. Ile to ludzi? Bóg raczy wiedzieć! Putin i jego ludzie z rządu, współpracownicy i asystenci ? spokojnie tysiąc. Dodajmy do tego służby specjalne, a jeszcze wojsko, a jeszcze ci wszyscy pracownicy warsztatu, w którym przechodził przegląd TU-154 i którzy szykowali ?kilka wiadomych drobiazgów?. Czy pominiemy przekupionych dziennikarzy, którzy przybyli na miejsce wypadku dosłownie kilkanaście minut po tragedii? Oczywiście, że nie wolno nam tego zrobić! Mamy więc armię ludzi, z rodzinami spokojnie wypełnili by nowo budowany stadion narodowy w Warszawie. Ta cała armia ludzi z uśmiechem i satysfakcją z ?dobrze wykonanego zadania? przyglądała się spazmom rodzin i trumnom przewożonym do Polski. Ot, robota jak każda inna. Dziś ?udajemy terrorystyczne zamachy w Moskwie zabijając swoich?, a innego dnia wycinamy w pień ?prezydenta Polski i jego świtę?. Ktoś pracuje w fabryce produkującej traktory i z tego żyje, a oni żyją z ?przygotowywania i przeprowadzania zamachów?. Ale to tylko wersja soft. Łagodna, wręcz przyjazna człowiekowi. Słodka jak petersburskie cukierki ? cicha, bezszmerowa, spokojna. Prawdziwa jatka zaczyna się wtedy, kiedy sięgniemy po wersję ?hard?. A tu już jest jazda bez trzymanki. Zacznijmy od tego, że samolot TU-154 z polskim prezydentem został ostrzelany działem laserowym, taką nową ?rosyjską bronią?. Działo było ustawione w lesie, podobnie jak ogromne ?wytwarzarki mgły?. Pracowały na pełnych obrotach już od 7.00 rano, aż im się chłodnice zagrzały. Potrzeba było wiele mgły, aby spokojnie ?ukryć zbrodnię?. Ale to jest dopiero początek. Wersja ?hard? w sposób jednoznaczny mówi, że katastrofę przeżyła większość, w tym prezydent. I tu mamy dwie wersje, syberyjską i ?naganową?. Zacznijmy od tej ostatniej. Zakłada ona, że w lesie smoleńskim czekały oddziały żołnierzy ze służb. Zanim pojawił się samolot, chłopaki grali w karty, palili papierosy, do swoich dziewczyn wysyłali pikantne sms-y. No tak, ale kiedy rozbił się samolot, to wtedy wzięli się do roboty. Jakiej? Zwykła robota agenta, w sumie nie ma o czym mówić. Chodzili z naganami (dla młodszych czytelników ? rodzaj pistoletu) i dobijali rannych. Na zasadzie: - Jurij, zobacz ten tu jeszcze dycha... pod tą blachą! I Jurij podchodził i ?trach!? takiego w głowę. Zwolennicy wersji ?hard? tysiące razy oglądali film z ?youtube?, na którym widać tę operację, a raczej nie tyle widać, co słychać strzały i po każdym celnym strzale w potylicę polskiego patrioty rozlegają się śmiechy tych młodych chłopaków ?wykonujących po prostu swoją robotę?. Wszystko przewidzieli, każdy szczegół, nawet sprowadzili więcej smaru na wszelki wypadek do wytwarzarek dymu, ale... nie wpadli na to, że będzie chodził jakiś, nagra film i ?ciabas!? do internetu. Drobiazg. Oczywiście zwolennicy teorii ?hard? kupują wersję z naganami bez zmrużenia oka i nawet nie chcą słyszeć ?oficjalnej bajeczki? o tym, że strzelały naboje polskich borowców, które po katastrofie samolotu razem ze szczątkami ofiar były pogrążone w płomieniach. Takie ?bajeczki? są dobre dla naiwnych! Zwolennicy wersji ?hard? zupełnie poważnie traktują także informacje, że większość tych ?żołnierzy dobijających? to przeważnie potomkowie tych samych enkawudzistów, którzy mordowali Polaków w Katyniu w 1940. Ba, na pokład Nautilusa trafił materiał, że nawet nagany mieli te same co w czasie katyńskiej stalinowskiej kaźni! No tak, ale przecież jest też druga wersja, która nazywa się podobnie jak taryfa w Plus GSM ? ?syberyjska?. Ta wersja zakłada, że zarówno Lech Kaczyński, jak i kilka osób z jego kancelarii zostali przewiezieni na Syberię, gdzie rosyjscy oprawcy pastwią się nad nimi i próbują torturami wyciągnąć od nich ?najważniejsze informacje?. O Polsce, Polakach, naszej gospodarce, a także armii. O wszystkim. Czy wie o tym Tusk? Zwolennicy wersji ?hard? nie mają wątpliwości ? nie tylko wie, ale także codziennie dostaje raporty o tym, co wyciągnięto z ?ludzi prezydenta?. To stały punkt dnia naszego premiera. Raporty przegląda rano, przegryzając wszystko poranną bułką i popijając kawą. Wersja ?hard? zawiera o wiele więcej szczegółów z operacji ?Kaczyński musi być dead?. Jest tam o próbnym rozpoznawczym locie wojskowego Iła, jest także sporo o ostrzelaniu polskiego samolotu z dział magnetycznych, ozonowych (?), a także zwykłej baterii przeciwlotniczej, która zamieniła polski samolot w sito. Zapytacie, co w takim razie kryje się za tymi szczątkami, które znamy z telewizyjnych przekazów? Prawdziwy, rasowy zwolennik teorii ?hard? wyśmieje was za naiwność i tak głupie pytanie! To oczywiste, że to mistyfikacja, oszustwo, papka dla naiwniaków kupując ?oficjalną wersję?. Ta prawdziwa jest skrupulatnie schowana przed okiem ciekawskich. Owszem, to i owo wyciekło do ?jutjuba?, ale poza tym jest cicho sza. A prezydent Lech Kaczyński znowu dzisiaj jest po kolejnej dawce tortur na Syberii... DALSZA CZĘŚĆ TEKSTU TUTAJ źródło: Fundacja Naulitus
  9. Szkolono ich od 1937, w 1936 przywódca syjonistów Żabotyński, nawiązał kontakt z polskim rządem. Wyszkolono ich ok. 10.000, byli to właściwie żydowscy faszyści. II RP wsparła ich też finansowo. Ale po co?
  10. Dopiero na to "dziwo"natrafiłam i jestem w szoku. Jeżeli podobny temat na forum istnieje to sorki. Tekst z: Fakt.pl, 16.04.2010. Jak podaje historyk Marek Minakowski, autor Wielkiej Genealogii Polaków: "Na Wawelu leży już co najmniej jedna osoba, którą prestiżowe media nazywały “świnią”, twierdząc że hańbi swoje stanowisko i przynosi wstyd państwu. Lech Kaczyński i Bronisław Komorowski to jej potomkowie w linii prostej". Mowa o Elżbiecie Granowskiej, królowej Polski, trzeciej żonie Władysława Jagiełły. Postać Granowskiej była bardzo kontrowersyjna, dwór zarzucał jej m.in. brak polskich korzeni. Jak wyjaśnia historyk Marek Minakowski, był krewnym królowej w linii prostej - Syn Elżbiety Jan Pilecki, był kasztelanem krakowskim i również miał syna - Otta Pileckiego, który zmarł w r. 1504. Otto był ojcem Mikołaja "Ocica" Pileckiego (zm. 1550), którego prawnukiem był Andrzej z Kurozwęk Męciński. I to właśnie Andrzej Męciński jest przodkiem w linii prostej zarówno Lecha Kaczyńskiego, jak i Bronisława Komorowskiego. To właśnie obok Elżbiety Granowskiej w niedzielę spocznie Lecha Kaczyński z żoną. źródło: KLIK
  11. Krewna prezydenta była królową Polski!

    Ciekawe czy panowie wiedzieli o tym. Jednak z rodziną, nie zawsze najlepiej wychodzi się nawet na zdjęciu.
  12. Konkursy na facebooku

    I ja się podłączyłam.
  13. Sposoby na stres

    No popatrz, popatrz, a jeszcze niedawno mówili, że stres zabija. Piep*ą w tych mediach jak potłuczeni. Powinni im jakieś ograniczniki nałożyć na ilość dopuszczonych dla ludzi njusów. Albo prezenterów, czy coś.
  14. Problem jąkania

    Jąkanie można skutecznie leczyć u logopedy, np u mnie. A ludzie którzy nabijają się z kogoś tylko dlatego, że się jąka, sam i już są przez Bozię pokarani - głupotą.
  15. O granicach ingerencji państwa w sferę prywatną

    Francja sama już nie wie jaką ma mieć twarz. Ta pierwsza córa KK sama nie wie już kim jest, pamięta za to kim była jeszcze całkiem niedawno, czyli okupantką, a specyficzne 'wartości moralne prawdziwego Francuza' jakie usiłuje wdrażać w życie, są dla mnie chore i nie do przyjęcia. Jak widać, zarówno zbyt gorliwe modły na kolanach, jak i zbyt daleko posunięta laicyzacja jest bardzo szkodliwa dla mózgu. A kiedy dotyka polityków [co widać i na rodzimym podwórku] jest bardzo niebezpieczna.
  16. Sport a Wy?

    Tak, ja uprawiam wyczynowo leżakowanie na kanapie na czas zwłaszcza w łikendy. Jak dotąd mam niezłe wyniki.
  17. Barbara Radziwiłłówna czym zyskała sobie miłość króla?

    To jej szczątki: A to portret: Chyba dość wiarygodnie oddaje jej urodę. Była piękna. Inne, to portrety pośmiertne. Barbara pozowała podobno do obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej (nawiasem mówiąc, to jeden z najpiękniejszych wizerunków Madonny). Myślę, że ona i król naprawdę szaleńczo byli w sobie zakochani, a jej braci skwapliwie to wykorzystali do zdobycia większych zaszczytów i bogactw. Co do jej prowadzenia się, chyba nie było aż tak tragicznie jakby chcieli niektórzy. To bracia w listach jakie między sobą wymieniali, zasugerowali zarażenie siostry francuska chorobą. Okazało się to jednak być nieprawdą.
  18. District 9

    Miłego oglądania.
  19. Humor

    Dobre Tomuś, dobre A ciekawego dowcip słyszałam, młodem pacholęciem będąc. Czas najwyższy zrobić wręcz przeciwnie.
  20. Humor

    Poszedł ksiądz na targ kupić coś do jedzenia, bo miał mieć w parafii wizytację biskupa i biskup miał zostać na kolację. Podszedł do gościa z rybami i mówi: - Oj, jaka piękna, duża ryba! Sprzedawca na to: - Pięknego skurwiela złapałem, co? Ksiądz się obruszył: - Panie, ja wszystko rozumiem - piękna duża ryba, ale żeby zaraz przy księdzu takie epitety wstyd! Sprzedawca wyjaśnia: - Ale proszę księdza - skurwiel to jest nazwa tej ryby, tak samo jak płotka, okoń czy pstrąg. - Aaa no to w porządku. Poproszę tego skurwiela. Przygotuję go na kolację z biskupem. Przychodzi ksiądz na parafię pokazuje rybę siostrze zakonnej. Zakonnica: - O jaka piękna duża ryba. A ksiądz na to: - Ładnego skurwiela kupiłem, co? Zakonnica: - Ale co ksiądz - takie słownictwo? A ksiądz wyjaśnia, że to ta ryba się nazywa skurwiel - tak jak inne, płoć czy szczupak. - Aaaa. to rozumiem. Ksiądz polecił zakonnicy żeby ta przygotowała skurwiela na kolację z biskupem. Stoi zakonnica w kuchni, skrobie rybę a tu wchodzi kucharka. - O jaka piękna duża ryba - mówi kucharka. Siostra na to: - Piękny skurwiel, prawda? - Ależ co siostra? Nie poznaję! - obrusza się kucharka. A siostra, że ta ryba się nazywa skurwiel - tak jak inne się nazywają, karp czy lin. Siostra kazała przygotować skurwiela na kolację z biskupem. Wieczorem przyjeżdża biskup, siada przy stole z księdzem i zakonnicą. Kucharka wnosi główne danie - rybę. Ksiądz biskup: - Jaka piękna, duża ryba! Na to proboszcz: To ja tego skurwiela znalazłem i kupiłem. Odzywa się zakonnica: - A ja tego skurwiela skrobałam. Na to włącza się kucharka: - A ja tego skurwiela usmażyłam i przyrządziłam. Ksiądz biskup uśmiechnął się, wyjął z torby litr wódki i mówi: - Kurwa, widzę, że tu sami swoi! Tak naprawdę, to wcale mnie ten dowcip nie smieszy.
  21. Humor

    Hmmm.. a mówiłeś, ze lubisz blondynki. Potforze.
  22. "Polacy milczą o swoich zbrodniach; Niemcy też są odpowiedzialni za Katyń" Profesor Natalia Narocznicka z utworzonej przez rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii na szkodę Rosji obarczyła Niemcy współodpowiedzialnością za mord radzieckiego NKWD na polskich oficerach w Katyniu w 1940 roku. Zarzuciła też Polakom, że nie chcą rozmawiać o zbrodniach, jakich dokonali w 1920 r. na czerwonoarmistach. Narocznicka zakwestionowała datę 1 września jako początek II wojny światowej i zarzuciła Polsce, że ta od początku marca do końca sierpnia 1939 roku prowadziła rozmowy z Adolfem Hitlerem, aby zostać jego sojusznikiem. Polska robi z siebie niewinną ofiarę Wywiad z rosyjską historyk ukazał się w tygodniowym dodatku do wielkonakładowej "Komsomolskiej Prawdy". - Jest absolutnie niesprawiedliwe, że oni (Polacy) cały czas wytykają nam Katyń, za który - nawiasem mówiąc - przeprosił Jelcyn. Zresztą sprawa Katynia nie została wyjaśniona do końca - powiedziała Narocznicka. - Niewątpliwie były tam zbrodnie NKWD, jednak nazistowskie przestępstwa też zostawiły swój ślad - wyjaśniła. Narocznicka oskarżyła Polskę o "zamorzenie głodem" 100 tys. czerwonoarmistów wziętych do niewoli w 1920 roku "na ziemiach okupowanych przez Piłsudskiego". - Świadomie ich nie karmiono, przyglądano się jak umierają - podkreśliła. Dlaczego rozbioru Ukrainy i Białorusi dokonanego przez Piłsudskiego nie uważa się za przestępstwo? prof. Natalia Narocznicka Kremlowska historyk zgodziła się z oceną, że "był to pierwowzór faszystowskiego obozu koncentracyjnego". - Tak, tak. Polacy o tym nie chcą mówić, a od nas stale żądają przeprosin - zauważyła, dodając, że Polska powinna przeprosić Rosję także za 1612 rok. Narocznicka oświadczyła również, że zachodnia Ukraina, na którą 17 września 1939 roku wkroczyła Armia Czerwona, a "którą Warszawa nazywa Polską Wschodnią", "była terytorium imperium rosyjskiego okupowanym przez Polskę Józefa Piłsudskiego w czasie wojny domowej". - Dlaczego rozbioru Ukrainy i Białorusi dokonanego przez Piłsudskiego nie uważa się za przestępstwo? A ponowne włączenie tych ziem do historycznych granic rosyjskiego państwa - to nic, że rządzonego przez komunistów - potępiane jest jako przestępstwo? - zapytała. Zdaniem historyk, nadszedł czas, aby publicznie postawić pytanie o początek II wojny światowej. - Czy do tego czasu (1 września 1939 roku) wojna w świecie już nie szalała? Czy w Europie nie trwał już na pełną skalę nowy podział granic za pomocą ultimatów i siły? - zapytała. - To już była wojna. Po prostu Anglia i USA w niej nie uczestniczyły. Wychodzi na to, że wszystkie aneksje, przeciwko którym "wielcy" nie protestują, się nie liczą - zauważyła. - Dlaczego nikt nie wspomina o haniebnej zmowie monachijskiej w 1938 roku, która pozwoliła Hitlerowi podzielić i podbić Czechosłowację? - dodała. W ocenie Narocznickiej, "Polska robi z siebie absolutnie niewinną ofiarę; (twierdzi) że gdyby nie było paktu Mołotow-Ribbentrop, Hitler nie ruszyłby na Polskę". - Jednak istnieją dokumenty dowodzące, że 1 marca 1939 roku określona została data ataku na Polskę. I wiecie, czym Polacy zajmowali się przez te sześć miesięcy? Minister spraw zagranicznych Polski Józef Beck, rusofob, prowadził negocjacje z Hitlerem, aby zostać jego sojusznikiem, proponując swoje usługi w podboju Ukrainy, aby Polska rozciągała się od morza do morza - powiedziała. - Do jakiego stopnia trzeba być otumanionym, żeby myśleć, iż Hitler rozpętał wojnę tylko po to, aby Danzig został Gdańskiem. Nawiasem mówiąc, Gdańskiem został dzięki naszej armii i Zwycięstwu. Podobnie jak Śląsk został częścią Polski dzięki Związkowi Radzieckiemu i wbrew woli USA - podkreśliła rosyjska historyk. Gdyby nie my, nie mieliby Śląska, ani Gdańska Narocznicka zwróciła uwagę, że w wyniku II wojny światowej ZSRR przekazał Polsce jedną trzecią jej obecnych ziem. - Mogliby więc (Polacy) być bardziej powściągliwi i nie ubliżać nam - oświadczyła. W jej opinii, Polska nie powinna mieć pretensji do ZSRR o narzucenie jej komunizmu. - Ilu Polaków uczestniczyło w naszej rewolucji i nawet w wojnie domowej na stronie bolszewików - całe dywizje - wskazała. Narocznicka jest redaktorem zbioru artykułów rosyjskich naukowców, zatytułowanego "Partytura drugiej światowej. Kto i kiedy zaczął wojnę?". Jego prezentacja odbędzie się podczas rozpoczynających się 2 września XXII Międzynarodowych Targów Książki w Moskwie. Wśród autorów znaleźli się m.in. były kierownik Wydziału Zagranicznego KC KPZR Walentin Falin i były ambasador ZSRR w RFN Julij Kwiciński. Narocznicka zapowiedziała, że w książce tej "polityka krajów zachodnich będzie widoczna jak na dłoni". "Zostaną opublikowane dokumenty z archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz to i owo z archiwum wywiadu zagranicznego (SWR)" - zapowiedziała. (po, ap) źródło: wp.pl
  23. Humor

    Na zboczeńca.
  24. Secesjonisto, Twoje pytanie było bezczelną prowokacją. Avatar i ban wyprowadziły mię w pole. Zwłaszcza ban.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.