Skocz do zawartości

Gronostaj

Użytkownicy
  • Zawartość

    170
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Gronostaj

  1. Mój ulubiony film to...

    Trochę trudne pytanie. Na pewno do moich ulubionych należą wszystkie produkcje z lat 20.-70. poświęcone różnym potworom i dinozaurom, zwłaszcza Godzilli. To jeszcze echo lat dzieciństwa. Z odcinkowych zagranicznych to zapewne przygody młodego Indiany Jonesa, po prostu idealnie wstrzeliwały się w moje zainteresowania. Z superprodukcji obecnego tysiąclecia za swoją ulubioną uznaję ekranizację trylogii Tolkiena (oczywiście Drużyna). Z poważniejszych rzeczy wskazałbym Kurosawy Dersu Uzała i Straż przyboczna. Poza tym na pewno Chartum, Colonel Chabert, Kula dla generała, Kawaleria, Major Dunde, O jeden most za daleko, Moby Dick (ten z 1956), Orzeł wylądował, Kopalnie króla Salomona (starsza wersja), Duch i Mrok, Cichy Don (z 1957), Spartakus (z Douglasem), Lawrence z Arabii, Bravehard, Waterloo, Zmierzch tytanów, Asy przestworzy (francuski przedwojenny o pilotach w I wojnie światowej) i jeszcze mnóstwo innych, których tytułów nie pomnę. Z polskich (wybór niewielki) Hubal, Karczma na bagnach, Potop, Szwadron, Ptaki ptakom, Mistrz Twardowski (przedwojenny). Zasadnicza recepta na dobre dzieło powinno brzmieć: ciekawy film musi być osadzony w ciekawych czasach. Pozdrawiam!
  2. A co? Wy skądś indziej tu przybyliście? Na Historykach mnie zabanowali.
  3. Lech Wałęsa

    A jak zakończyła się sprawa projektu ogólnonarodowej ściepy na nowe serce dla pana eksprezydenta? W UE właśnie za tę działalność go szanują. Możliwe przecież, że za starych czasów znali się np. z tow. Barroso (mogli się spotkać gdzieś w Moskwie albo Leningradzie- tak podejrzewam). Co do USA, to akurat niezawodna Polonia pięknie go przywitała, gdy jako prezydent pojechał spotykać się z Żydami w Chicago. A ostatnio widziałem wywiad z Bolkiem dotyczący Smoleńska. Wg niego jedynym "osiągnięciem" nieodżałowanego Lecha Kaczyńskiego było to, że tam właśnie zginął. Pozdrawiam!
  4. Zapomniałem. To był jeden z nielicznych sukcesów III RP. Zdecydowanie jedyna porządna współczesna instytucja państwowa w tym kraju. Rozumiem, że komsomolców może ona bardzo boleć, ale jest to nasz narodowy skarb i należy go pielęgnować. Pozdrawiam!
  5. Chcesz się trzymać, to się trzymaj. Ja za "oficjalną wersją historii" nie przepadam. ZSRS przekształcił się w UE. Co do tego nie mam wątpliwości, także, że to stanowi wielkie zwycięstwo KGB w zimnej wojnie. Niemniej to rzecz na inną dyskusję. Głosów na "nie" było dostatecznie dużo, żeby pozwolić sobie na brak matactw. Zresztą te przegrane głosy nigdy nie miały żadnej mocy wiążącej. więc jednak mogli powiedzieć nie. To, że nie powiedzieli "nie" w niesfałszowanym głosowaniu wcale nie musi oznaczać, że mogliby powiedzieć, gdyby byli w przewadze. Poza tym w kościołach była kampania anty-UE i jakoś nie wysłano tam policji w celu jej usunięcia. Ależ nie we wszystkich (część kleru, pewnie większa była za aneksją). Zresztą, miało to na tyle małe znaczenie, że ewentualne bezpośrednie kontrakcje obozu prounijnego mogłyby mu jedynie zaszkodzić. Oczywiście, nie zmienia to faktu, że medialno-parlamentarno-społeczno-prezydencka nagonka na przeciwników była skrajnie bezczelna, wręcz podła. W polskojęzycznych mediach propaganda była jeszcze nachalniejsza niż za Goebbelsa. Politykom i partiom nie ufam, ale ufam PKW, a PKW nie doszukała się żadnych nieprawidłowości w tym referendum. Wprawdzie osobiście średnio ufam PKW, ale przecież nigdzie nie twierdziłem, że same wyniki referendum sfałszowano. Podkreślam tylko, że gdyby zaszła taka potrzeba, to zapewne tak by się stało. Co najwyżej możesz powiedzieć, że zmanipulowano społeczeństwo. Bardzo łagodnie powiedziane. Gdyby w referendum ludzie powiedzieliby nie (przy odpowiedniej frekwencji), to parlament nie zagłosowałby wbrew tym wynikom. O właśnie! Frekwencja. i bylibyśmy outsiderami tak, jak Norwegowie Norwegia jest jednak mimo wszystko od 1945 r. suwerennym państwem. Polska od 1939 r. nie. Więc zaciągnęliby nas za szmaty (przepraszam za kolokwializm), tak jak zaciągnęli Irlandię przed dokument z Lizbony i zmusili do podpisania. a powinno być referendum No w Irlandii były nawet dwa referenda. Pierwsze nie wyszło, to zrobiono kolejne. Typowo radzieckie metody. Pozdrawiam!
  6. Owszem, ale te podmioty wcale nie wyparowały w 1991 r. ZSRS to nie jest jakieś konkretne państwo z rodowodem historycznym. Jednego dnia mogą być w Rosji, a gdy zmieni się koniunktura, przenieść się w inne, bardziej sprzyjające środowisko. Tak samo jak to, o czym ty piszesz, dotyczyło drzewiej Rosji i narodów ją zamieszkujących. Można i w ten sposób. 1. Polacy nie mogli powiedzieć "nie!". Zbyt dużo pieniędzy wpompowano, aby nas w te wnyka zaciągnąć bez zbędnych ekscesów. 2. Nawet gdyby jakimś cudem Polacy okazaliby się mądrzejsi, a wyników nie sfałszowano, to wówczas odpowiedzialność za tę decyzję wziąłby na siebie parlament (gdzie układ sił definitywnie rozstrzygał tę sprawę już na samym wstępie). Zresztą ZSRE udowodnił, że zdolny jest do wszystkiego- nawet gdyby gdyby gdyby coś tam coś tam, to kazaliby nam głosować do skutku, aż by nas w końcu złamali uporem (tak było np. z referendum dotyczącym przyjęcia przez Irlandię traktatu z Lizbony). Pozdrawiam!
  7. Lech Wałęsa

    Wrogi, zresztą tak jak do wszystkich agentów bolszewii oraz zakłamanych prostaczków z salonu. Pozdrawiam!
  8. Roszczenia Niemców

    No proszę. A ja przez całe życie myślałem, że żyję w Ubekistanie. A tu się okazuje, że mieszkam w "Euroregionie Nysa". Pozdrawiam!
  9. Twoja orientacja polityczna

    Myślałem, że temat jest poświęcony ideologiom, a nie bezideowym, partiom parlamentarnym. Większość wypowiadających się w niniejszym wątku jest produktami swoich czasów. Teraz prawie wszyscy uważają się za różnej maści liberałów. Drugą część stanowi tzw. socjaldemokracja. A ja jestem natomiast faszystą- narodowym syndykalistą (z tym, że ograniczyłbym klerykalizm- z racji ateistycznych przekonań religijnych i z ogólnych zapatrywań na tę kwestię oraz jej rolę). Oględnie mówiąc, biję tak samo komunistów, jak i kapitalistów. Pozdrawiam!
  10. Z parlamentarnej bandy czworga? Oczywiście jedyną względnie sensowną propozycją może być tylko PiS. PO - wiadomo co to za ziółka. SLD - chyba każdy Polak, który zna chociaż troszeczkę historii najnowszej, gdyby miał zagłosować na tych towarzyszy, to prędzej strzeliłby sobie w łeb (ja bym tak postąpił). Taka ladacznica jak PSL nawet części rolników od lat już nie jest w stanie zadowolić (dzięki temu powstała np. Samoobrona). Co do mnie, wybór uważam za bardzo trudny. Wszelka logika i jakichś tam zmysł polityczny narzucają wolę głosowania na partię Kaczyńskiego. Idealizm i pamięć lat 2005-2007 mimo wszystko mi na to nie pozwalają. Z sił, które mogłyby ewentualnie cudem powalczyć o przejście progu wyborczego najbliższy ideologicznie wydaje się mi być NOP. Patrząc z jeszcze innej strony, najchętniej wcale bym nie poszedł wrzucać karteczkę do urny, zważywszy, iż i tak karty są dawno rozdane a sama procedura wyborów, to w większości demokracji zwykła farsa dla ciemnego ludu, który ma wrażenie, że może o czymś decydować. Bojkotując ten teatrzyk przynajmniej miałbym malutką satysfakcję, że narzekaliby na "niepokojąco niską frekwencję" Ostatecznie wychodzę z założenia, że może nie jest aż tak źle, że to mi się tylko tak zdaje z tym znaczeniem głosów gawiedzi, więc, będąc idealistą, zagłosuję na NOP (jeśli ów w ogóle wystartuje, bo nie śledzę tematu). Pozdrawiam!
  11. Roszczenia Niemców

    Otóż to właśnie. Naszym zachodnim przyjaciołom i partnerom zwyczajnie nie potrzeba już żadnej kampanii wrześniowej do trzymania Marchii Wiślańskiej w ryzach. Wystarczą odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach. Gorzej, jakby w końcu Polacy przejrzeli na oczy i sami ustanowili własny rząd (mniejsza już o jego poglądy na sprawy polityki wewnętrznej), który by był suwerenny i z tym zerwał. Wtedy mogłoby być u nas podobnie, jak aktualnie dzieje się w Trypolitanii. Berlin mógłby nagle stanąć w obronie, dajmy na to, prześladowanej mniejszości narodowej Ślązaków i w ramach jej ochrony podjąć się misji stabilizacyjnej, skupiając się na pokojowym bombardowaniu nalotami dywanowymi Warszawy, Krakowa i innych miast. Póki co, żadne bombardowania nam jednak nie grożą. Rządy PO gwarantują ład i porządek (jak to było w Wielkim Księstwie Poznańskim, skoro już przy Prusakach jesteśmy). Pozdrawiam!
  12. Przecież anektowano nas już siedem lat temu. Rok wcześniej przeprowadzono nawet śmieszne "referendum", w którym Polacy mogli sobie "zadecydować" czy chcą wstąpić do bratniej rodziny narodów radzieckich z własnej woli czy też może ma to za nich uczynić parlament (w wypadku braku kworum albo na ewentualność, gdyby sprawy jednak mimo wszystko wymknęły się spod kontroli i ten ciemnogród śmiałby się przeciwstawiać). Pozdrawiam!
  13. Popełniono dwa gigantyczne błędy/zdrady, różnie można by to interpretować: 1. Okrągły Stół; 2 Wstąpienie do Związku Sowieckiego. Z dwoma powyższymi łączy się cała reszta katastrof: Balcerowicz, wszystkie gabinety poza dwoma wyjątkami, wszyscy prezydenci poza jednym wyjątkiem, likwidacja sił zbrojnych, udział w agresjach na Afganistan i Irak, ruina gospodarcza, bezrobocie, bieda, degrengolada moralna i zgnilizna społeczeństwa, wyuczenie egoistycznych postaw poszczególnych jednostek, korupcja, nepotyzm, afery, możliwe że także Smoleńsk et cetera et cetera. Najgorsze, iż nie ma szans, aby to zmienić. No ale tak to jest, jak się jest małym, całkowicie bezbronnym obwodem autonomicznym rządzonym przez agenturę dwóch największych mocarstw na kontynencie. Żeby obraz nie był tak całkiem czarny, to powiem jeszcze, że odnotowano w ostatnich 20 latach jeden operacyjny sukces. Udało się ostatecznie zlikwidować WSI. Oczywiście w skali strategicznej wiele to zmienić nie mogło, ale to jednak zasługuje na wyróżnienie.
  14. Nie. To ty masz najwyraźniej nielogiczną konstrukcję myślową. Oba zdania są prawdziwe i sobie w żaden sposób nie przeczą. To, że komunistyczny aparat represji torturował i mordował jest powszechnie znanym faktem historycznym. Niemniej Autorowi tematu nie o taką "rozprawę" chodziło, ale o zrobienie czegoś na kształt działań Al Asada w Syrii w tym samym czasie, czyli, mówiąc skrótowo, fizyczne unicestwienie wroga. SB była taka skala zwyczajnie zbędna, a mogła się okazać tylko szkodliwa. Całą opozycję mieli w garści dzięki dużo bardziej subtelnym metodom. Uderzali w pojedyncze punkty, łamiąc je zyskiwali informacje i swoich donosicieli. To wystarczało do kontrolowania całości działań opozycji. Również większość rozruchów była inspirowana przez władze. Pozdrawiam!
  15. A poco? Skoro wróg jest całkowicie rozpracowany, to jaki sens wszystko psuć wykonaniem stu tysięcy wyroków śmierci? To spowodowałoby przetasowania, a co za tym idzie, przeciwnik mógłby się już wówczas okazać naprawdę groźny. A tak, wszystko odbyło się zgodnie z planem. Dzięki sprawnej pracy SB obyło się bez konieczności otwartej walki (właściwie masakry). Powiedz to tym, których ta władza mordowała i torturowała. Czy zawsze przeciwnik mojego wroga musi oznaczać mojego sojusznika? SA też było prześladowane przez SS. Pozdrawiam!
  16. W którymś chyba z zeszłorocznych numerów Mówią Wieki był ciekawy artykuł o różnych formach i perypetiach związanych z płaceniem jarłyku na Rusi. Pozdrawiam!
  17. Nie uznanie rozbiorów Polski

    Należy dodać, że bynajmniej Porta nie zrobiła tego z powodu darzenia nas jakimś szczególnym szacunkiem z racji pamięci o dzielnej postawie w siedemnastowiecznych wojnach (jak to się nad Wisłą pięknie podkolorowuje), ale jak zwykle, ze zwyczajnego politycznego oportunizmu. Imperium Osmańskie było już w tym czasie słabe, ostro i notorycznie konfliktowane ze zdecydowanie silniejszą Rosją, a od pewnego momentu wręcz samo zagrożone podobnym rozbiorem, co Rzeczpospolita. Gdyby nie wojna krymska, to tak by się zresztą pewnie stało. W każdym razie dla Turcji całkowita likwidacja graniczącego z nią, dużego państwa chrześcijańskiego stanowiła od początku niebezpieczny precedens. Łudzono się też nad Bosforem co do zapału i możliwości Polaków do walki z caratem. Wojny wschodnia i ta z lat 1877-1878 wyraźnie pokazały jak bardzo mylne to były założenia. Liczyć na Polaków było niepodobna. Z tego co pamiętam, istniały jakoweś plany współdziałania Tatarów z naszymi Barzanami. Pozdrawiam!
  18. Prof.Antoni Ferdynand Ossendowski

    Dodałbym jeszcze opis życia codziennego przedrewolucyjnej Urgi. Tak w ogóle to ta książka jest po prostu o niczym. Kamil Giżycki (nota bene za komuny mieszkaniec Wrocławia) to wprawdzie nie ten "kaliber", co Ossendowski, ale jego relacja, choć mniej barwna, jest bardziej zgodna z faktami. Swoją drogą to on też był myśliwym. Polował jeszcze przed wojną m.in. w Afryce. Nawet nie wiem czy jakieś udane granaty z gazem zdołał wyprodukować? Chociaż podobno Mongołom gazy bojowe miały być znane już w XIII wieku. Azjatycka DKaw mogła natomiast zdobyć na bolszewikach jakieś pociski zawierające iperyt albo fosgen. Niemniej to tylko takie moje luźne przypuszczenia. Tak, te przedwojenne książki czyta się całkiem inaczej niż współczesne (dużo lepiej). Kwiecisty język, lżejsze pióro, dużo ciekawostek, a jednocześnie odczuwalny większy profesjonalizm. Współczesne pozycje są wszakże do siebie tak podobne, że prawie nie do rozróżnienia (generalizując). W większości treść i ikonografia powielają się notorycznie. Właśnie mimochodem przypomniałeś mi, że też mam "sanacyjną", bardzo konkretną monografię naszej rodzimej fauny, tylko że teraz zauważam, iż nie mam jej w swoim gabinecie... czyżby jakichś głupiec dał ją pod mą nieobecność do piwnicy?! To i tak nieźle. U nas nie ma ani przepiórek, ani prawie w ogóle kuropatw, zające już praktycznie wyginęły (pomimo podjęcia nieudolnych prób reintrodukcji). Królików szczęśliwie w stanie dzikim nie występują. Za to lisów nie brak (choć i tak sytuacja w ostatnich latach uległa poprawie, bo było tego od cholery- co spacer psy znajdywały się w norze). Generalnie, da się zauważyć, że największym problemem fauny są w Polsce koty, norki amerykańskie oraz nieuchwytne jenoty. Pozdrawiam!
  19. Wiadomo, wojna nie była do wygrania od samego jej początku, a tym bardziej już 17 września. Niemniej będę powtarzał za Porwitem, że obrona kraju winna być z naszej strony tak poprowadzona, aby "zdążyć wystrzelać całą posiadaną amunicje". Zresztą, przed Niemcami dałoby się jeszcze, gdyby nie cios w plecy, skutecznie bronić przez kilka tygodni w oparciu o Przedmoście (także sowietom można było, i bezwzględnie należało, postawić na tym obszarze zdecydowany opór, a nie panikować i uciekać od razu- można by było ewentualnie taką postawę zrozumieć u niższych stopniem, ale nie u generałów, tym bardziej, że od paru dni były wyraźne sygnały od wywiadu KOP, że bolszewicy szykują coś grubszego). Można je było reorganizować, uzupełniać etc. Aż tak źle nie było, należało liczyć w następnych dniach na odtworzenie stałej linii frontu na południowym wschodzie. Ostatecznego rezultatu rzecz jasna to by nie mogło zmienić, ale opór byłby dłuższy, straty npla dużo większe, a zakończenie działań miałoby w rezultacie skupienia wojsk dużo bardziej zorganizowany charakter. A dlaczego nie podajesz naszych sił w pasie działań Frontu Ukraińskiego? Nie. NW, wydając rozkaz, dokładnie znał zachowanie i intencje bolszewików, przynajmniej od kilku godzin. Nie poznamy, ale nie trudno się domyślić, że były fatalne. 1. Wobec sowieckiego uderzenia, wydawanie rozkazu wycofania się zagranicę wszystkim oddziałom nie będącym de facto w okrążeniu przez Niemców, także tym, które do jakiejkolwiek granicy w nowych warunkach nie miały najmniejszych szans dotrzeć (SGO "Polesie" najlepszym przykładem) jest błędne. 2. Były możliwości (i potrzeba) stawiania zdecydowanego, dłuższego oporu wobec bolszewickiego agresora. 3. Podjęcia otwartej walki wymagały racja polityczna i żołnierski honor. Jak pokazała sama historia, wcale niekoniecznie. Wystarczy zobaczyć na taką Grupę KOP. Wbrew obiegowym opiniom, większość spośród stoczonych we wrześniu walk z RKKA zakończyła się większym lub mniejszym zwycięstwem taktycznym strony polskiej (odparcie ataku, wyrąbanie sobie drogi odwrotu, opóźnianie z późniejszym oderwaniem się od npla). Stosunkowo mało jest przypadków poddania się w bezpośrednim efekcie stoczonego boju, zwykle kapitulacja następowała z innych powodów. Aby jednak mieć możność uniknięcia niewoli, należało wykazywać się zdecydowaniem. W przypadku obu agresorów nie było to regułą. W przypadku sowietów, oficerowie niestety nie mogli liczyć na podobne traktowanie, co szeregowi. Pozdrawiam! P.S. Mamy 15 sierpnia-rocznicę wiktorii z 1920 r., a my tu o końcowym etapie kampanii wrześniowej deliberujemy.
  20. Moje zdecydowane podejrzenia wobec Andersa nie są akurat czymś odosobnionym. Takie samo zdanie miał choćby nieodżałowany profesor Wieczorkiewicz. Trudno mi powiedzieć, od którego konkretnie momentu przyszły dowódca II Korpusu Polskiego stał się człowiekiem Moskwy, ale z pewnością był nim już w początkowym okresie niewoli. Zresztą już w samej kampanii, że tak powiem, dziwnie się zachowywał. Fatalnie dowodził i od początku, jakby przemyślnie, uparcie kierował się na południowy wschód. Po szarży pod Morańcami, nawet Niemcy zgodzili się go przepuścić dalej. Wprawdzie jego grupa kawalerii stoczyła później dużą bitwę z sowietami, ale dziwnym trafem Anders został ranny już po niej, bynajmniej nie w walce z bolszewikami, jak utrzymuje większość, ale w przypadkowej strzelaninie z bandą Ukraińców. Pomimo ciężkich obrażeń, nie został dobity, a przekazany NKWD. Pod troskliwą opieką jakoś wylizał się z groźnej rany. Dalszą historię możesz już sobie dopowiedzieć. Sprawa była szyta grubymi nićmi. Co się tyczy Langnera, musiał on być sowieckim agentem jeszcze przed wojną. Nie ma się w sumie czemu dziwić. Zdrady dowódców są stare jak same wojny. Niestety i w naszej historii ich nie brakowało. Tylko spróbuj to przetłumaczyć tym, co to uważają, że Polacy nigdy nikogo nie zdradzili, nie knuli za plecami, a kanalie też ten naród cudownie omijały. Też bardzo słaby. Swoją postawę próbował tłumaczyć śmiercią córki, no ale to w końcu zawodowy żołnierz, a nie jakichś cywil. Przewaga przewagą. Sam pisałem wcześniej, jakie miał trudne zadanie. Ale można było dłużej stawiać nplowi opór na tym głównym kierunku, poprzez aktywne współdziałanie z Armią "Poznań". Możliwe, iż wówczas wykonalna byłaby nawet krótka kontrofensywa nad Wartą. Wówczas pewnie wrogowi nie poszłoby później tak łatwo z Armią "Prusy", co właśnie w dużej mierze zadecydowało o szybkiej przegranej strony polskiej w wymiarze strategicznym. Całkowita racja. Nieszczęsna Dyrektywa Ogólna NW z 17 września miała także i ten fatalny skutek, że dostarczyła tym wyższym oficerom, którzy znajdowali się wówczas na Kresach, a okazali się w toku wypadków zwyczajnymi tchórzami, dość solidnie wyglądających przy ówczesnym stanie systemu łączności i przepływu informacji, pretekstów do robienia wszystkiego, aby tylko nie przeciwdziałać wschodniemu agresorowi. Najlepszym przykładem jest tu Wołyń, gdzie, mimo pobytu kilku generałów służby czynnej, praktycznie nie doszło do poważniejszych walk. Swoistym paradoksem jest, że właśnie przede wszystkim tych tchórzy dosięgły sowieckie kule w Katyniu. Ci generałowie, którzy zachowali się jak prawdziwi żołnierze, swą niezłomną postawą uratowali w większości życie swoje i swoich podkomendnych. Oficerowie mający pecha pełnienia służby pod bezpośrednim zwierzchnictwem tej pierwszej grupy nie mieli w większości żadnych szans na wyjście z tej wojny jako żywi. Pozdrawiam!
  21. Prof.Antoni Ferdynand Ossendowski

    Witaj! A taki współczesny odpowiednik nawet nie wiem kogo... Elizy Orzeszkowej? Niedawno przypadkiem dowiedziałem się o istnieniu takowej persony przy okazji rozmowy z takimi typowymi salonowcami. Podniecali się tą Grocholą, jakby to był jakowychś Sienkiewicz. Wierz lub nie, ale wyłączając się wówczas z tej rozmowy, myślami całkowicie odbiegłem właśnie do Ossendowskiego. Profesora dawno niestety nie miałem, jak to się mówi, w ręku. Oględnie mogę teraz powiedzieć, że są one nader wciągające. Gdy odświeżę jego lektury, pewnie sypnę większą ilością moich skromnych przemyśliwań. Wiadomo, jenerał Grąbczewski czy Benedykt Dybowski to nie jest, ale i tak opisy polowań ma plastyczne i wciągające. A moim zdaniem, drogi Mariuszu, jest zwyczajnie beznadziejna. Mógłbym tu dać cały elaborat uzasadniający dlaczego tak uważam. Skoro jednak obaj doszliśmy do podobnych wniosków, może ograniczę się tylko do stwierdzenia, że argumentowanie rzekomej anachroniczności kawalerii carskiej w 1914 r. poprzez powoływanie się na ekranizację Tolkiena (bitwa w Helmowym Jarze bodajże), może i byłoby godne uwagi w kiepskiej powieści fantastycznej, a nie w książce pretendującej do miana biografii Ungerna. Reasumując, publikacja ta winna być zatytułowana Sekty religijne w carskiej Rosji 1850-1917, rys historyczny buddyzmu, rys historyczny Mongolii, Rosji i Chin w XIX i pierwszej połowie XX wieku czy jakoś inaczej. O samym Baronie znajdziemy tam mało faktów (w zasadzie to same wodolejstwo i rozważania nad tym... czy może jednak był pedałem...). Jeśli ktoś natomiast liczy na opis kampanii wojennych czy armii von Sternberga, to rozczaruje się jeszcze bardziej. Jeśli ktoś szuka tła do postaci, to będzie się mógł dowiedzieć, że Estończycy są... Bałtami i sto tym podobnych bzdur. Słowem, szkoda pieniędzy, które wydałem. Lepiej sobie poczytać w sieci. Wątek polowań na tygrysy pojawia się w co drugiej dziewiętnastowiecznej książce podróżniczej czy przygodowej traktującej o tej części świata, więc tego nie wiem. Rozumiem. Musisz się czuć bardzo zażenowany strzelaniem do jakichś gryzoni. Osobiście żal by mi było tracić ładunek na takiego zwierzaczka. Mięsko wprawdzie smaczne, ale nie wiem jakie mogą być doznania płynące z pozyskania królika. Kup sobie lepiej jakiegoś charta i niech on sam poluje. Zaoszczędzisz amunicję, a i przyjemność z takich łowów milion razy większa. W mojej rodzinie właściwie od zawsze z grubego zwierza poluje się praktycznie tylko na dziki (wprawdzie dziadek ma na "koncie" kilka jeleni, a ojciec nawet dwa łosie, no ale kiedy to było?). Też jestem czasem sfrustrowany ciągłym polowaniem tylko na te świnie, niemniej od teraz, zawsze, gdy będę zamierzał na to narzekać, będę miał na uwadze, że parę tysięcy kilometrów dalej mój Przyjaciel zadowala się królikami. Pozdrawiam! P.S. W Hiszpanii są wyspowo jeszcze jakowyś wilcy, więc może spróbujesz jakiegoś skłusować.
  22. Prof.Antoni Ferdynand Ossendowski

    Zamówienia zamówieniami, bajki Ossendowskiego pozostają tylko fascynującymi bajkami, ale tak przecież było w istocie. W Rosji roiło się wtedy od szpiegów kaisera. Można by chyba nawet zaryzykować twierdzenie, że było ich wówczas w państwie carów więcej niż obecnie jest nad Wisłą. Sama postać niezmiernie ciekawa. Bodaj tylko Sienkiewicz był w świecie popularniejszym polskim pisarzem. Pozdrawiam! P.S. Kiedyś to mieliśmy tyle wybitnych piór... a teraz... jakaś Grochola...
  23. "Przyczółek Czerniakowski 1944"

    Wiem, znam. Niemniej tego jest zwyczajnie zbyt mało. Oczywiście, nie neguję tego. Po prostu wyraziłem swe niezadowolenie ciągłym omijaniem przez większość historyków zajmujących się II wojną światową, bogatej tematyki działalności i struktury Narodowych Sił Zbrojnych. Należałoby im się takie "dziejowe zadośćuczynienie" zważywszy na to, co wypisywało się o nich przez prawie pół wieku (wprawdzie jest Leszek Żebrowski i kilku innych, którzy próbują to jakoś zmienić, ale to kropla w morzu; dominują Grossopodobni). Pozdrawiam!
  24. Paryż i Londyn nie wypowiedziały 17 września sowietom wojny, bo tego nie przewidywały zawarte z RP umowy i gwarancje obronne (od tej cezury zachodnie mocarstwa miały formalnie prawo nic nie robienia w naszej sprawie- po prostu układ przy takim rozdaniu kart automatycznie wygasał). Alians był nakierowany tylko na Rzeszę. Francusko-angielskie plany prewencyjnego uderzenia na ZSRS, to natomiast dopiero doba wojny zimowej i kilku późniejszych miesięcy. Zasadniczym błędami politycznymi (rangi strategicznej) naszego kierownictwa państwowego były w '39: - niewypowiedzenie wschodniemu najeźdźcy wojny; - całkowite zwolnienie Rumunii ze zobowiązań sojuszniczych wobec RP; - dyrektywa NW dotycząca stosunku WP wobec RKKA - wreszcie, uporczywie niedopuszczanie do siebie myśli o możliwości otrzymania ciosu w plecy; gdyby sanacyjna ekipa była bardziej dojrzała, to uwzględniałaby raporty znad granicy i w ogóle sytuację geopolityczną zarysowującą się bardzo wyraźnie od 23 sierpnia- wówczas kampania orężna miałaby od pierwszych godzin diametralnie inny przebieg niż w rzeczywistości. Pozdrawiam!
  25. Z dowódców szczebla operacyjnego? Łatwo teraz szafować wyrokami, ale nie zapominajmy, że w '39 niezmiernie trudno było tak prowadzić wojska, aby zostać później osądzonym przynajmniej jako "średniak". Rómmel to zapewne najbardziej kontrowersyjny z wrześniowych jenerałów. Różne są o nim opinie, acz w Za honor i ojczyznę naginał dostatecznie wiele faktów, aby wzbudzić doń nieufność. Również z kart Obrony Warszawy Porwita przeziera, wprawdzie niewypowiedziany wprost, negatywny stosunek do działań Rómmla w stolicy. Podobne zdanie miał o nim choćby nieodżałowany profesor Wieczorkiewicz. W moim skromnym osądzie Rómmel: - nie zachwycał w pierwszych pięciu dniach wojny; - cokolwiek by nie mówić, naprawdę porzucił swą armię, bez żadnej potrzeby, narażając ją na katastrofę; - przeszkadzał generałowi Czumie w obronie Warszawy, w niedopuszczalny sposób ingerując w szczegóły taktyczne; - zamiast wspierać będące w ogromnych opałach armie Kutrzeby, przez kilka kluczowych dni montował fantastyczną już w drugiej dekadzie września, ofensywę na Węgrów (spotkałem się z opinią, że była to pośrednio wina także NW); - jego reakcja wobec sowieckiej agresji była żenująca; - przedwcześnie poddał stolicę. Zasadniczo, za komuny uważano go za tego "dobrego", gdyż pozostał w kraju i stąd mogą pośrednio wynikać niektóre pozytywne opinie o jego działalności. Dąb-Biernacki był jednym z wybitniejszych oficerów wojny 1919-1920, ale jego dowodzenia w '39 inaczej niż katastrofą nazwać nie można. Odpowiedzialny za szybkie i łatwe unicestwienie Armii Odwodowej, w haniebny sposób zdezerterował w kluczowym momencie II bitwy tomaszowskiej, za co powinien zostać natychmiastowo rozstrzelany. Jeszcze jakie sobie bezczelne usprawiedliwienie znalazł "W obecnych warunkach nie zamierzam narażać swej żołnierskiej sławy". Wg mnie zdecydowanie najsłabszy wódz kampanii. Nie zgodzę się z Twoim promotorem, że dobrze by sobie poradził jako dowódca baonu. Skoro okazał się zdrajcą jako szef frontu, to co dopiero mówić o hipotetycznej postawie w roli dowódcy oddziału. Symptomatyczne, iż NW nominował wyraźnie nie sprawdzających się jenerałów, tracących kluczowe związki w pierwszych dniach działań, na kolejne odpowiedzialne stanowiska, a takich, którzy mogliby się tu wydać pomocni, zwyczajnie ignorował (Sikorski, początkowo Sosnkowski etc). Do grona najsłabszych (jeśli nie agentów nieprzyjaciela) dodałbym też Andersa, a przede wszystkim Langnera. Ten drugi słabo przygotowywał Lwów do obrony (12 września niewiele brakło, a niemiecki zagon zająłby miasto z marszu), a od 17 września postępował skandalicznie, niczym marszałek Bazaine 69 lat wcześniej, gdy poddał Hunom armię w twierdzy Metz. Jednym z generałów, których ogarnęła w drugiej połowie kampanii całkowita apatia był szef GO "Grodno", odpowiedzialny za oddanie Wilna, a następnie niczym się nie wykazujący w Grodnie. A był to przecież jeden z dzielniejszych żołnierzy Legionów... . Podobne mam zdanie o wszystkich wyższych oficerach przebywających w dniu sowieckiej agresji na Wołyniu, a także o wielu dowódcach WJ. Niektórzy z nich potrafili jednak zmazać częściowo plamę osobistym bohaterstwem. Niektórzy nie mieli i tego... Ogólnie, to nie mieliśmy nigdy szczególnego szczęścia do wodzów (poza XVI i XVII wiekiem). Lecz i tak w 1939 r. polska generalicja spisała się lepiej niż np. w 1831. Pozdrawiam!
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.