Skocz do zawartości

FSO

Użytkownicy
  • Zawartość

    9,065
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez FSO

  1. Obóz zagłady Zgoda

    Witam; nic nowego. O zachowaniu ludności śląskiej [czyli mieszkańców Śląska na terenach włączonych do Rzeszy] w czasie i po wojnie, jej samej i wobec niej, pisało już wielu, od K. Popiołka zaczynając. Dość bogatą literaturę w tym zakresie wydał U. Śląski, i [chyba] Opolski. Do tego kilka innych instytucji. O samych obozach na terenie PRL-u, tuż po wojnie, także powstało kilka pozycji, jest gdzieś nawet ich monografia [Kapka?], z dość dokładnym opisem co się działo, gdzie i jak sytuacja wyglądała. pozdr
  2. Witam; marksizm, leninizm i kilka innych izmów mają się nijak do komunizmu. Są pewnymi punktami wiodącymi [nie wnikam przez co - gregski] na drodze do idealnego systemu zwącego się komunizm. Leninizm, stalinizm to naprawdę dwa różne prądy, podobnie jak i trockizm. Są to wariacje w jednym temacie ale różne. To że tow. Stalin wypracowywał własną myśl posługując się hasłami że są one jedynie rozwinięciem myśli Iljicza a te z kolei Marksa czy Engelsa miało na celu uświadomienie ludziom, że co etap to jesteśmy wyżej, lepiej czy dalej, niż byliśmy za poprzedniego wodza. W ten sposób Lenin stawał się następcą Marksa [czy Engelsa], które to twórcze idee przekuł w zwycięstwo nad kapitalizmem wódz Lenin, zaś w ostateczne zwycięstwo przekuje wódz Stalin... I tyle. pozdr PS. To dokładnie takie same przekuwanie w zwycięstwo tych kilku prostych słów które powiedział Jezus przez kolejnych papieży i cały kościół katolicki.
  3. Historia prześladowań homoseksualistów

    Witam; secesjonista: o ile mnie pamięć nie myli, to na ów słynny przepis z okresu III Rzeszy, powoływano się jeszcze w wielu wypadkach w latach 60-tych i dopiero stosunkowo niedawno [l. 80-te?] zaczęto tą sytuację zmieniać, lub zachowywać się tolerancyjnie. pozdr
  4. Handel w okupowanej Warszawie

    Witam; secesjonista: pytanie z czego był pieczony chleb sprzedawany po 8 zł z groszami. Bo nie podejrzewam, że z pełnowartościowego ziarna, bez "zbędnych" dodatków. Biorąc przykład z tego co dzieje się dziś na mięsnym - to polędwica może kosztować od niecałych 15 zł /kg do nawet 30 kilku... a wszystko to polędwica. Oznacza to, że chleb za 8 i chleb za 12 nie są sobie równe... Działania zaś władz niemieckich albo zmniejszały popyt albo koszt "szmuglu". Wzrost przydziałów to spadek popytu, zniesienie ograniczeń [przepustek] koszt szmuglu... Czyli prawo popytu i podaży działa. Wydarzenia z marca - wpływ na pewno miały, pytanie jak długi i jak duży... Wzrost cen cukru, mimo takich działań władz niemieckich, musi oznaczać naprawdę duży wzrost zapotrzebowania, pewnie z min 20 procent... albo i więcej. pozdr
  5. Przebicie do Śródmieścia

    Witam; zawiodło, jak w chyba niewielu wypadkach, wykonanie, nie planowanie. Owe cztery punkty - to miejsca ataku: prawe skrzydło, lewe skrzydło [zwykle najlepiej opisane], środek [bank] i czwarty [desant na pl. Bankowy]. Plan był, według mnie dobry a założenia bardzo sensowne. Z prostego powodu: ówczesna sytuacja była taka, że powstańcy mieli trzy wyjścia: poddać się [co w ówczesnej sytuacji odpadało], ucieczka czyli przebicie z okrążenia i ucieczka innymi kanałami. Z niemieckiego punktu widzenia - najbardziej prawdopodobną sytuacją była wersja ostatnia. Ucieczka innymi kanałami - po prostu oceniali, że jeżeli wróg cofa się cały czas, a jeśli atakuje to po to by odzyskać pojedynczy obiekt, a nie przełamać całość pierścienia obrony oznacza, że nie ma na to siły, że tego nie zrobi. Oznacza to także, że jakikolwiek atak całością sił był dla nich czymś nieprawdopodobnym. Dodając do tego czas ataku, czyli środek nocy, oznaczało to warunki w których i zaskoczenie i ciemność ogranicza przewagę niemiecką. Oryginalny, nie zrealizowany plan wyglądał mniej więcej tak: o godzinie 1.00 atak od frontu, do ok 10 minut później - atak od strony pl. Bankowego, plac jest czysty. W założeniu, i w praktyce w takiej sytuacji powstałoby zamieszanie bo coś dzieje się i z przodu i z tyłu, atak z dwóch stron i konieczność przeciwdziałania nie znając dwóch podstawowych informacji: kto i skąd atakuje. Do powodzenia jest to aż za dość. W związku z tym są problemy: jakie posiłki i skąd ściągać, gdzie atakować by odciążyć broniących się. Jest to czas który powinien dać powodzenie. Wbrew temu co można by podejrzewać, stacjonowanie przypadkowej, nie związanej z P.W jednostki niemieckiej na terenie pl. Bankowego, w wypadku realnych działań o godz. 1.00 daje jeszcze większe zamieszanie. Bo dochodzą sprzeczne sygnały, spotęgowanie nieznajomością terenu walki. Powstaje kolejny problem - podległości w dowodzeniu. Paradoksalnie jeszcze większe zamieszanie. To czy należało atakować czy próbować ewakuować się inną drogą [kanały] powinna przesądzać potencjalna liczba osób ewakuowanych. Nawet gdyby przejście otwarte było tylko kilka godzin, to szansę miało znacznie więcej osób. Przy okazji - w taki właśnie sposób Niemcy pomagali swym jednostkom w czasie walk w '45 r. kiedy jednostki dążyły do tego by poddać się zachodnim aliantom. Przebijano się choćby na kilkanaście godzin i przeprowadzano wąskimi korytarzami ewakuację tylu żołnierzy ilu się da. Zawiodło wykonanie gdyż: - nie poinformowano wszystkich jednostek jakimś uniwersalnym sygnałem mówiącym, że jest opóźnienie, lub że to jest opóźniony atak - atak o 1.00 w nocy i po 3.00 [ok. 3.30] przy poranku następującym ok 5.30 [koniec sierpnia] to nie jest jedno i to samo, czym innym jest ok. 5 godzin ciemności, a czym innym 2 z groszami. - nie potrafiono poradzić sobie z komunikacją między jednostkami - po pierwszej próbie ataku o godz 1.00, nie powinno być "głównego" ok 2 godziny później. Jeżeli ktokolwiek z dowódców jest winny, to nie ci co czynili plany, lecz ci co dawali odpowiedzi. Przecież powinno paść pytanie: ile czasu potrzeba wam, kolego by wasz oddział był na pozycjach wyjściowych: tu i tu? Ile czasu potrzeba na to by wiadomość owa dotarła do wszystkich zainteresowanych? Są to odpowiedzi których udzielają dowódcy oddziałów, nie zaś dowódca całej Grupy Północ. Na koniec: podjęcie decyzji o tym w jaki sposób ewakuować oddziały ze Starego Miasta było decyzją bez odwołania. Inaczej należałoby to organizować kanałami, a inaczej jeśli jest przebicie. W momencie kiedy nastąpiła decyzja przebijamy się - jasnym było, że pozostałe pozycje obronne są markowane i nie wytrzymają wielu godzin działań. pozdr
  6. Witam; ech... Tomasz N: patrząc na ówczesne działania z dzisiejszego punktu widzenia, nie zrozumiemy ani terminologii, ani tego co pisano w ówczesnych gazetach. Patrząc historycznie wyglądało to tak, że po wprowadzeniu NEP-u ZSRR stał się potęgą, jeśli chodzi o produkcję rolną. Powstała silna klasa chłopska, która produkowała i dużo i wydajnie. W '29 roku wprowadzono przymus kołchozów i sowchozów [inaczej: nacjonalizacji ziemi], zostawiając chłopom li tylko małe działki. Słowo komuniści, dyrektorzy kołchozów oznaczają ludzi, którzy nie radzili sobie w wystarczająco dobrym stopniu z nacjonalizacją. Wystarczyło, że nie mieli wszystkich krów w oborze zostawiając je realnie pod opieką byłych właścicieli. Sabotażyści, kułacy - to chłopi, to ci którzy zagwarantowali sukces NEP-owi. W radzieckim systemie prawnym winne były dwie strony - wrogowie ludu, z jednej strony, z drugiej zaś ci którzy nie pracowali na ich wykryciem dość dobrze, lub ci co mieli zbyt słabe wyniki, niezależnie od tego, co było tego przyczyną. To, że jakiś kraj uznał lub nie Wielki Głód za ludobójstwo, jest w znacznej mierze czynnikiem politycznym, sprawą będącą funkcją polityki w jakimś tam momencie. To że Ukraina chce uznać Wielki Głód za ludobójstwo ma mniej więcej takie same przyczyny jak nasza chęć uznania Katynia za ludobójstwo. Jest to prostu funkcja relacji politycznych na linii dany kraj - Rosja [jako następca ZSRR]. Liczba ofiar Wielkiego Głodu sięgająca kilku milionów, może kilkunastu, może być realna, ale na wszystkich terenach jakie on obejmował czyli łącznie USRR, RFSRR i kilku innych [m.in. Syberii]. Fakt, że ZSRR eksportował zboże w czasie głodu nie jest niczym dziwnym pod słońcem - po prostu z różnych powodów potrzebne były dolary. Przypomnienie: w latach 80-tych z różnych powodów nasz kraj kupował ziarna kakao, po czym przerabiał je na pełnowartościową czekoladę lub kakao w proszku i eksportował. W kraju istniało coś ala wyroby czekoladopodobne... Musieliśmy szukać dolarów. pozdr
  7. Gwardia Ludowa "walczy" 1942-1944

    Witam; secesjonista: jest to tak zwana matematyka. Katyń to rok '40. Powiedzmy, że młody NKWD-zista miał średnio 20 - 20 kilka lat. Oznacza to, ze w roku 2000, miałby on 80, a w chwili obecnej 90. Minimum. Poza tym wszystkim była jeszcze wojna, co oznacza, że tak naprawdę ileś z nich wylądowało chcąc nie chcąc na froncie. Do tego, aby taki człowiek mógł być skazany konieczne jest uznanie Katynia za ludobójstwo, a jak na razie do tej pory nic takiego się nie stało. W ZSRR czas przedawnienia mordu na pewno nie wynosił 80 lat, tylko nieco mniej. Czyli wracamy do początku - umiera człowiek, którego zbrodnia przedawniła. W świetle prawa jest niewinny. pozdr
  8. Przebicie do Śródmieścia

    Witam; może myślę źle, ale... 1. Zgranie akcji powstańczej było tutaj o wiele łatwiejsze niż w wypadku ataku na Dworzec Gdański. W zasadzie wszystkie, grupy, nawet przyjmując nieco na wyrost, grupa z "desantu kanałowego", były pod jednym dowództwem, objęte jednym planem. Poza tym - istniała możliwość takiego ustalenia sygnału wywoławczego by dotarł do wszystkich. Tak naprawdę - najważniejszy był atak od strony Starego Miasta. Znaczy to, że desant kanałowy powinien iść po [!] ruszeniu tamtych oddziałów. Niestety opóźnienie "na górze" oznaczało dłuższe oczekiwanie, lecz atak powinien być dobrze słyszalny "na dole" dla dowódców powstańczych. 2. Artykuł - relacja, jest pisany przez osobę która tam była i to nie patrzyła na teren z góry, ale z dołu. Pisze, że sami kilka razy byli "wystawieni" na cel. Nic się nie działo. Żadnego ciężkiego sprzętu nie widzieli. Pozawala to przypuszczać, że w dzień przed nocnym atakiem "na miejscu" były stare jednostki. Poza tym dziwne nieco wydaje mi się, że jakiś oddział "nocował" tak sobie na placu, bez jakiegoś schronienia się, na jakimś miejscu "pod dachem". Oznacza to tyle, że w przypadku zgrania się wszystkich oddziałów, zamieszanie byłoby dużo większe - gdyż, jak można czytać w relacjach owi Niemcy na placu Bankowym nie do końca wiedzieli, kto, ile i gdzie atakuje. Większe zamieszanie byłoby spowodowane w teorii sprzecznymi relacjami o ataku: jedne od rontu - drugie od tyłu, co równie dobrze mogło oznaczać, przebicie się oddziałów ze Śródmieścia. 3. Szansa według mnie była, nawet po przejściu grup szturmowych i wejściu do akcji "zwykłych" oddziałów. Noc, zamieszanie, utracone pozycje, straty - przy czym dokładnie nie wiadomo co jest i gdzie. Im większe zamieszanie tym większa szansa, przy czym utrata jednego ważnego budynku, potrafi nieraz załamać obronę w danym miejscu. 4. Sam desant nie miał szans. Tak naprawdę jak pisał autor wspomnień solo desant i solo Bank oznaczały dla średnio domyślnego oficera zaprawionego w trakcie walk miejskich, że coś się dzieje. Chłopaki będzie czujni. Przecież te dwie informacje musiały dojść do odpowiedzialnych za ten teren. Uważam, że wszystkie cztery elementy razem łącznie miały szansę. Należało tylko nieco inaczej ustalić czas wejścia do akcji. Tak naprawdę opóźnienie desantu ok 10 minut w stosunku do początku akcji nie było tragiczne, podobnie jak ruszenie chłopców z Banku, a dawała dość solidną jedność działań. pozdr
  9. Witam; Tomasz N: najbiedniejsi nie mając zbyt wiele do stracenia przyłączali się do kołchozów czy sowchozów. Te gospodarstwa [odpowiednio państwowe / spółdzielcze] były właśnie dyktaturą biednych, którzy byli wyrobnikami u innych. Nie mieli własnej krowy, nie mieli własnego kawałka pola, nie mieli stałej pracy. W swoich władza nie uderzała w ten sposób. pozdr
  10. Przebicie do Śródmieścia

    Witam; Albinos: przeglądałem, może coś pominąłem - zdarza się. Moja uwaga była jedna - ta o nazwie placu Dzierżyńskiego, reszta - od autora. Cały tekst umieściłem także dlatego, że jak pisałem, nie spotkałem się z takim ujęciem tematu, a wiedziałem, że w wyjaśnianiu wszelkich wątpliwości można na Ciebie liczyć. Czytając ów zamieszczony opis / artykuł, mimo wszystko, może nieco błędnie dochodzę do wniosku, że ów plan miał pewną szansę na powodzenie, pod jednym warunkiem - wszystkie jego elementy wypalają jednocześnie. Skoro sama tylko grupa rezydująca w Banku dotarła do pierwszych wypalonych kamienic, bez jakiegokolwiek wsparcia [mówię o pierwszym ataku, tym o 1.00 w nocy] to całość miała szansę powodzenia, tym bardziej, że byłoby to naprawdę duże zaskoczenie dla Niemców - raz, że atak całością sił, dwa że "zamieszanie" byłoby w czterech miejscach. Tym bardziej, że jedna grupa mimo tego, że Niemcy się "spodziewali" ataku, przebiła się do swoich. W kwestii łączności - sprawa jest dosyć prosta, lub wydaje się - atak ustalony na godzinę Y, przygotowani na pozycjach, ale za sygnałem do ataku jest ruszenie któregoś ze skrzydeł. Dla mnie ciekawa jest informacja o zwiadzie w okolice pl. Bankowego i braku jakiejkolwiek reakcji ze strony niemieckiej, głownie snajperów. Być może to potwierdzać fakt, że za dnia nie było tam jeszcze dużo jednostek, lub więcej niż zwykle. Sam pisałeś że Niemcy byli początkowo bardzo mocno zaskoczeni samym desantem, chwilę zajęło im zorientowanie się, co to jest i skąd. Gdyby w tym momencie ruszyły pozostaje jednostki to szansa na przedarcia się do Śródmieścia rosła mimo obecności wojsk niemieckich na pl. Bankowym. pozdr
  11. Feudalizm - informacje

    Witam; zadania nie rozwiążemy za Ciebie, c'est la vie, ale spróbuj zacząć od wiki http://pl.wikipedia.org/wiki/Feudalizm - potem zagłębiaj się w odnośniki i linki. A tu kilka stron : http://www.google.pl/url?sa=t&source=w...1L8N5OMLDhDiTSA Nie zapomnij tylko podać źródeł. pozdr
  12. Witam; Tomasz N: Wielki Głód jest związany nierozerwalnie z rozkułaczeniem i dotknął bezpośrednio te okolice które tym działaniom podlegały. Wielki Głód szalał nie tylko na Ukrainie ale i w innych "rolniczych" częściach ZSRR. O Ukrainie wiemy najwięcej by znajdowały się tam konsulaty m.in. i polski, bo był to teren położony na tyle blisko kapitalizmu, że można było tam przeniknąć. O tym, że Wielki Głód miał na celu konkretną klasę [grupę zawodową!] ludności był fakt, że aby zapobiec ucieczce chłopów do miast [zawsze można pracować na budowie], przywiązano chłopa do ziemi. Istniały spec sklepy z żywnością, ale wobec wcześniejszych działań ludność chłopska nie należała do najbogatszych, poza tym sklepy istniały w miastach a nie na wsi. Bez rozkułaczenia nie byłoby głodu... pozdr
  13. Funkabwehr

    Witaj; 1. Proszę się nie denerwować - temat poprawiony - zgodnie z życzeniem przez podwójne "b" 2. Napisałeś powyżej ile służb zajmowało się wywiadem radiowym, oznaczało to jedną bardzo ważną rzecz - wzajemną konkurencję w uzyskiwaniu informacji. Osobno WH, osobno służby na terenie GG, osobno SS. Sensowny zwierzchnik żądałby w razie wątpliwości sprawdzenia u innych [co istniało], lub rozszyfrowania oryginalnej wiadomości przez innych zespól ekspertów - a taka możliwość - istniała. Konkurencja czyni cuda. Przy okazji patrz na to pod względem fachowości służb. Najzdolniejsze osoby mówiące od dawna o konieczności wprowadzenia szyfru maszynowego były "poza polityką" [nazwijmy to tak] w czasie wojny, a przed wojną nie miały zbyt wielkiego wpływu na to co się działo. Szyfr polski bodajże LCD [Lacida] był pierwszą próbą [!] szyfru maszynowego, w czasie kiedy Niemcy ćwiczyli się w nim dobre dwie dziesiątki lat, lub niemal tyle. Dla Anglików sam fakt możliwości czytania wiadomości niemieckich był zbyt cenny by próbować poświęcić go w imię ostrzeżenia w jakikolwiek sposób, że nasz szyfr używany w AK nie jest bezpieczny. Zawsze istniała szansa że dostanie się taka informacja różnymi kanałami w ręce Niemców i wówczas będzie klops. Skoro Churchill poświęcił był Coventry... to czemu nie polski szyfr? pozdr
  14. Witam; małe pytanie: jak dużej części? W kwestiach innych. Wielki Głód był spowodowany wieloma czynnikami, z których żaden nie był przyczyny narodowej. Patrząc na jego przyczyny i porównując grupy których dotknął można stwierdzić, że był on skierowany przeciw średniozamożnej i zamożnej grupie chłopów - prywatnych właścicieli ziemskich. Dotknął on głównych obszarów rolnych ZSRR - a nie tylko Ukrainy. To jedna sprawa. Druga jest taka, że sam mechanizm jaki doprowadził do zmarnowania żywności i w efekcie klęski głodu był dość prosty i diablo skuteczny, bo obracający się przeciw właśnie bogatym chłopom i tym którzy byli przeciw kolektywizacji wsi. W momencie nakazu włączenia gospodarstw do kołchozów lub sowchozów, rolnicy chowali, zabijali, ukrywali - słowem - niszczyli to co posiadali. Na państwowym zaś wydajność była o wiele mniejsza niż "na swoim". W sensie formalnym była to po prostu nacjonalizacja własności ziemskiej powyżej jakiejś tam granicy. Same założenia tego mechanizmu nigdzie nie przewidują czegoś jak "Wielki Głód". Kryterium nie było etniczne, było klasowe. Miało dotyczyć i dotyczyło - chłopstwa, niezależnie od tego kim było. Uznanie przez ZSRR tych działań jako ludobójstwo, oznaczałoby że kilka innych podobnych "akcji" także chcąc nie chcąc uznano by za ludobójstwo, a większość historii tego kraju za jeden wielki mord. Pacyfikacje przeprowadzane przez odpowiednie oddziały wojska czy milicji, miały w mniemaniu władz zapewnić spokój i zapobiegać przestępstwo,. łamaniu prawa. Poza tym sam fakt, że pacyfikowane jakąś tam grupę nie oznacza, że jest to od razu ludobójstwo. pozdr
  15. Witam; w kwestii złośliwości: takie metryczki byłyby pewnie w zasobach dowolnego archiwum które przejęłoby zasoby milicji czy odnośnych departamentów WUSW [sUSW]. Z opisu coś mi się widzi, że ów formularz do złudzenia chyba przypominał metryczkę wypełnianą przez milicjanta dla zatrzymanego lub podejrzanego o dokonanie jakiegoś przestępstwa. pozdr
  16. Gwardia Ludowa "walczy" 1942-1944

    Witam; secesjonista: tylko jest mała różnica - owe spec tajne dokumenty nie ujawniały się nagle po iluś latach, nie były wykorzystywane do walki między jakimiś tam frakcjami partyjnymi, lub do udowodnienia winy wrogów ludu. Sprawcy owych czynów dawno nie żyli. W kwestii zaś pytań zadanych przez secesjonistę - przykład A.K. i części działań, oraz samego P.W. wskazuje, że motywację dowództwa należy rozdzielać od osobistej odwagi pojedynczego oddziału. Patrząc zaś na pomysły i plany dowództwa to w warunkach II w.ś. o wiele więcej przyniosło nam polityczne zaangażowanie AL niż AK. pozdr
  17. Przebicie do Śródmieścia

    Witam; Albinos: po prostu nie spotkałem się z opinią, że brak koordynacji działań [dokładnie chodzi mi i pierwszą próbę ataku ze strony ruin Banku] mogło ściągnąć wzmocnienia po stronie niemieckiej i jeszcze bardziej przygotować ich do ewentualnego ataku, tym bardziej, że było to połączone z desantem kanałowym [różnica w czasie niewielka, można przyjąć że "niemal jednoczesna"]. To jedno. Druga sprawa - to zastanawia swobodne potraktowanie łączności z innymi grupami [pomijam nawet desantowców], które w zasadzie w wypadku najmniejszych opóźnień sprawiało, że plany brały w łeb. O ile w wypadku ataku ok 1.00 nad ranem wszystkimi siłami Niemcy byliby zaskoczeni i siłą i czasem, o tyle powtórny atak to w zasadzie kaplica i pewna śmierć. W wypadku ataku ostatniej szansy jakikolwiek brak koordynacji [-> tu określone jako: rozpoznanie walką] to koniec marzeń o przebiciu się. pozdr
  18. Przebicie do Śródmieścia

    Witam; Albinos: zostałem na chwilę obecną "prawie" benedyktynem. Stolica rocznik 1988 nr 40, strona ostatnia [chyba 24] Autor: Tadeusz Świątkowski Tytuł: W razie czego dobij "Jedną z najśmielszych a zarazem najlepiej zaplanowanych operacji bojowych w czasie Powstania Warszawskiego była podjęta na wielką skalę, bo siłami wszystkich żołnierzy powstańczych Starego Miasta [Grupa Północ] akcja przebijania się do Śródmieścia. Dla zrealizowania tego celu wybrano najkrótszą drogę. Należało przełamać pierścień niemiecki okalający Bank Polski na Bielańskiej i dobić się do rejonu Hal Mirowskich, gdzie miało dojść do połączenia się z oddziałami śródmiejskimi uderzającymi z rejonu placu Grzybowskiego i zachodniej części ulicy Królewskiej. Oddziały szturmowe Starówki miały w rezultacie wyrąbać korytarz o szerokości ok. 150 metrów poprzez który zamierzano ewakuować kolejno: sztab Grupy Północ z jego dowódcą płk. dypl. "Wachnowskim" [Jan Karol Ziemski], dowództwa poszczególnych odcinków, żołnierzy bez broni, rannych, jeńców, a następnie ludność cywilną. Za nią straż tylną. Na barykadach - niemal pojedynczy żołnierze. Początek operacji wyznaczono początkowo na godzinę 0,30 w nocy z 30 na 31 sierpnia, przesunięty jednak został na godz. 1.00 ale w wyniku różnych istotnych okoliczności całość natarcia ruszyła dopiero ok. 3.30. Jeszcze przed północą poczęły koncentrować się dobrze uzbrojone doborowe oddziały na następujących pozycjach wypadowych. Lewe skrzydło - wylot ul. Daniłowiczowskiej na Bielańską -grupy szturmowe ze zgrupowania "Radosław" [z "Zośki", "Brody", "Wigier"] pod dowództwem kpt. "Trzaski" [Eugeniusz Konopacki], kpt. "Jerzego" [Ryszard Białous], ppor "Morro" [Andrzej Ramocki] i innych znakomitych oficerów powstańczych pod bezpośrednim dowództwem mjr "Jana" [Jan Andrzejewski]. Prawe skrzydło - Pasaż Simonsa i Długa 29 z redutą Matki Boskiej - grupy szturmowe z baonów "Chrobry I" i "Parasol", Dywizjonu Motorowego por. "Bartkowskiego" [Witold Grzymała Busse] i oddział z komp. "Wkra" Baonu "Łukasiński", całość pod ogólnym dowództwem mjr "Sosny" [Gustaw Bilewicz]. Desant kanałowy - plac Bankowy [obecnie pl. Dzierzyńskiego [nazewnictwo aktualne na r. '88 - F.]] z zadaniem destrukcji niemieckich tyłów [najważniejszy moim zdaniem, punkt całej akcji - czołówka pod dowództwem ppor "Cedry" [Andrzej Cedrowski] grupy szturmowej kpt "Piotra" [stanisław Zołociński] złożonej głównie z baonu "Czata 49". W historiografii powstaniowej nie zauważono jednak, że był jeszcze środek uderzenia, którego "zadziałanie", wraz z desantem kanałowym na osi całej operacji, miało poprzez zdezorientowanie nieprzyjaciela ułatwić potężne zresztą uderzenia naszych skrzydeł. Środkiem tym była "szpica" złożona z części grup szturmowych I Kompanii Wypadowej i [i? - F.] Legii Akademickiej z baonu im. Stefana Czarnieckiego kpt. "Gozdawy" [Lucjan Giżycki] oraz stała załoga reduty Banku Polskiego składająca się z różnych oddziałów, w tym oddziału z komp. "Wkra" Baonu im Waleriana Łukasińskiego dowodzonego przez pchor "Borsuka" [niżej podpisany]. Całość pod bezpośrednim dowództwem kpt. "Prusa" [Tadeusz Dąbrowski]. Pozycją wypadową była środkowa część gmachu Banku. Przed południem 30 sierpnia kpt. "Prus" zabrał pchor "Borsuka" i jego brata "Leonidasa" - jako znających doskonale wszystkie zakamarki reduty Banku Polskiego i całego jego przedpola - na patrol. Miał on na celu zbadanie sposobu dojścia nocą do olbrzymiego zwałowiska gruzów, wylewającego się na ulicę Bielańską tuż przy głównym wejściu do gmachu. Przeskakiwali więc gruzy piętra, by dojść do celu dużym półkolem, wśród zgorzeliska do pół metra grubości. Najkrótszą drogą nie można było dojść gdyż wybuch naszej miny w podziemiach w dniu 21 sierpnia [w celu zniszczenia oddziału niemieckiego który wdarł się do północnej części Banku i utrzymywał się na pierwszym piętrze] spowodował pożar i taką plątaninę żelastwa i betonowych bloków, że pokonanie jej wymagało nie byle jakiej ekwilibrystyki w dzień, której jednak nie mógłby przy zachowaniu ciszy, powtórzyć oddział wojska, objuczony dodatkowo wszelkim dobrem wojskowym. Cała trojka, przyczajona już na wspomnianym zwałowisku, miała także możność [której nie miał płk. "Wachnowski"] dokładniej obserwacji przedpola i ukrytych w nim Niemców. A więc porosłe chwastem gruzy z 39 roku, przypominające nieco zburzone getto, okolone amfiteatralnie wypalonymi kamienicami, od narożnika Bielańskiej i Senatorskiej - z lewej, poprzez te opierające się o plan Bankowy na wprost , aż do zbiegu ulic Tłomackiej i Bielańskiej - z prawej. Stożek tego trójkąta to słynny "Rygiel", do upadłego broniony przez kpt. [mjra] "Zdana" [Tadeusz Majcherczyk] z baonu "Łukasiński", ciężko rannego byłego dowódcy banku. Najgroźniejsze to pierwsze "budynki" z lewej i prawej oraz plac Radziwiłłów - paskudna zadra w całej naszej obronie. Całość najczęściej w ścisłym zwarciu, na rzut granatem. Wszystko skąpane w słońcu i ciszy. I choć z pewnością patrol widoczny jak na dłoni, nie padł w jego kierunku ani jeden snajperski strzał. W wyniku patrolu kpt. "Prus" polecił użyć natychmiast saperów do zbudowania na pogorzelisku ścieżki dobiegowej. Zapowiadała się ciężka walka. Generał Jerzy Kirchmayer pisze w swoim "Powstaniu Warszawskim": "Gdy o godzinie 4.00 [ok.3.30 - T.Ś] uderzyły obok siebie grupy szturmowe kpt. "trzaski" i por. [kpt.] "Jerzego" Niemcy odpowiedzieli natychmiast ogniem moździerzy i zaporą ogniową karabinów maszynowych na ul. Bielańskiej. Zaskoczenie nie udało się. Niemcy bądź oczekiwali próby przebicia się w tym miejscu, bądź zostali zaalarmowani wypadem "Czaty" na pobliski plac Bankowy". Moim zdaniem Niemcy byli już całkowicie przekonani, że zakrojone na wielka skalę polskie natarcie wyjdzie z reduty Banku Polskiego i jego okolic. Dlaczego? Otóż przesłankami owego przekonania było około godzinne natarcie ze środkowej części Banku grupy szturmowej kpt. "Prusa", które według obowiązującego rozkazu ruszyło punktualnie o godz. 1.00 a także oczywiście uderzenie desantu kanałowego ok. godz. 1.10 i znane Niemcom beznadziejne położenie Grupy Północ. Przypuszczam, że precyzyjnie myślący Niemcy a nie znający przyczyn naszego opóźnienia potraktowali w końcu oba wypady jako rozpoznanie walką przez generalnym szturmem. Aż dziw bierze, że nie spotkałem się dotąd z taką interpretacją utraty momentu zaskoczenia, a sądzę że samo zadziałanie desantu kanałowego Niemców by szczególnie zaniepokoiło. Toteż gdy właściwa operacja nastąpiła dopiero ok. 3.30 spotkała się już z doskonale przygotowanym przeciwnikiem, trzymającym palce na spustach broni maszynowej oraz z właściwie najeżonymi moździerzami i granatnikami. Tymczasem już w kilkanaście minut po północy grupa szturmowa kpt. "Prusa" ruszyła w drogę. Wśród plątaniny betonowego zbrojenia żar pogorzeliska był nie do zniesienia. Toteż nie obyło się bez wypadku. Pewien powstaniec stracił nagle równowagę i runął w pogorzelisko ciągnąc za sobą "Leonidasa". Wyciągnięto obu natychmiast, choćby w obawie przed wybuchem niesionego zapasu amunicji. Ciężko poparzonego żołnierza z trudem wycofano. "Leonidas" jakoś gramolił się dalej. O godzinie 1.00 kpt. "Prus" dał sygnał do natarcia. Pierwsza grupa przeskoczyła ulicę Bielańską i zaatakowała umocnione kamienice u zbiegu ulic Tłomackiej i Bielańskiej. Uderzyła samotnie gdyż nie dotarł już rozkaz płk "Wachnowskiego" o czasowym wstrzymaniu akcji z uwagi na brak gotowości bojowej mjr. "Sosny" I nie mógł dotrzeć, gdyż nikt nie mógłby przedrzeć się przez masę przeważnie rannych żołnierzy i cywilów na zapleczu Banku. Rozkaz ten nie mógł również dotrzeć do czołówki desantu kanałowego, który stoczył swoją ostatnią, heroiczną walkę. Nie mogła już tego słyszeć grupa kpt. "Prusa" uwikłana w ciężkim boju, i która w końcu w świetle rakiet została przygwożdżona ogniem do zgruzowanej przestrzeni na wysokości pierwszych wypalonych kamienic ulicy Tłomackiej. W końcu kpt. "Prus" schroniwszy się z grupą żołnierzy w olbrzymim leju po bombie i osłonięty dodatkowo spalonym czołgiem kompletnie zdezorientowany brakiem natarcia z naszych skrzydeł, nakazał odwrót. Oczywiście wykonalny dla tych którzy mimo ran mogli dobyć ostatek sił by doczołgać się do Banku. Bardzo istotnym tu był fragment rozkazu dla szturmujących oddziałów. Mówił o pozostawianiu rannych na polu bitwy koncentrując się wyłącznie na przełamywaniu oporu nieprzyjaciela. Rannych miały zabierać specjalne oddziały, ale i tak nikt w to nie wierzył. Zresztą przebieg tego boju podobnie jak i innych sprawił to, że lezący na przedpolu ciężko ranny pozbawiony był najczęściej amnestii nawet u samego Pana Boga. Nic więc dziwnego, że jeszcze przed akcją proszono się nawzajem [" w razie czego"] o łaskę dobicia. Taka szczegółowa instrukcja obrażała powstańczego żołnierza, który lepiej od sztabowców wiedział co ma w boju robić. Tego w rozkazie nie powinno było być, bo osłabiało odporność psychiczną posuniętą już przecież do granic wytrzymałości. Około 3.30 nad ranem załoga Banku znalazła się z ponownie na szczycie zwałowiska. Tym razem kpt. "Prus" pozornie oczekiwał głównych uderzeń, tj. ze skrzydeł. Toteż sygnałem ataku jest gwałtowne przeciągłe hurra żołnierzy mjra. "Sosny". Z lewej oddziały mjra "Jana" szturmowały w milczeniu. Rakiety rozświetliły przedpole, a wszystkie grupy uderzeniowe zostały przywitane lawiną ognia. Oddziały kpt. "trzaski", ppor "Morro" i kpt. "Jerzego" a w niej kilku strzelców z komp. "Wkra" jako prowadzących bo znających doskonale teren [wszyscy polegli] przeskoczyła ulicę Bielańską wpadając w ruiny "rygla", gdzie wybito część Niemców a resztę rozproszono, przedzierając się w kierunku kościoła św. Antoniego. Grupy te w sile 61 powstańców w tym 5 kobiet - w większości rannych - przebiły się w końcu przez Ogród Saski do ulicy Królewskiej w niezwykle dramatycznych okolicznościach. Następne oddziału szturmowe z tego skrzydła zostały w znacznym stopniu zniszczone, a dowódcy z mjr. "Janem" na czele "rozstrzelani" z bliskiej odległości. [Między poległymi leżała ranna sanitariuszka i łączniczka mjr "Jana" - "Basia" - Barbara Zakrzewska - którą Niemcy zabrali do niewoli, a właściwie na rozstrzelanie, ocalała dzięki urodzie i wrażliwemu sercu jakiegoś Niemca]. Grupa dowodzona przez mjr. "Sosnę" zdołała jedynie opanować narożnik Bielańska - Długa. Pod silny ogień dostała się grupa kpt. "Prusa", który zresztą z miejsca został ranny w szyję i jakoś przez sanitariuszkę wycofany. Tu już powtórzył się przebieg pierwszego i sceneria natarcia, zwielokrotniona jednak siłą ognia i rozbłyskami licznych rakiet. Szarzało. Przed pełną masakrą w ostatnim odskoku do bazy pozostawał już tylko zbawczy lej na Bielańskiej. Podczas wdzierania się "Borsuka" i "Leonidasa" na zwałowisko seria z ckmu dosięgła Leonidasa, a jednoczesny wybuch granatnika rozdzielił obu braci przerzucając "Borsuka" na dno rozbebeszonego Banku. W leju przez cały dzień kryło się jeszcze trzech powstańców od "Gozdawy", którzy dopiero w nocy doczołgali się do bazy. Jeden z nich plut. "Surowy" powiedział "borsukowi" rano, tak po prostu, że dotrzymał słowa i dobił "Leonidasa", nie mogąc patrzeć na jego męki na rozpalonym słońcu. Leżał na stoku zwałowiska, głową w dół z wnętrznościami w rękach. Cała akcja zakończyła się o świcie i okupiona została poważnymi stratami. Padło również wiele sanitariuszek - chluba powstańczych oddziałów. Dowództwo Grupy Północ podjęło decyzję całkowitej ewakuacji oddziałów i części ludności kanałami do Śródmieścia, do którego ewakuacja lżej rannych trwała już od dwóch dni. Oto przyczyna ciężkiej porażki desantu i środkowej grupy szturmowej." Uwaga od F.: Kursywa, pogrubienie etc - od autora. pozdr
  19. Wspomnienia - mój pierwszy rok drugiej wojny światowej

    Witam; atrix: faktyczna była prawdopodobnie jedna: bo przybył do ZSRR ze "zgniłego" zachodu, bo był kimś kto dysponował fachową wiedzą. Wiesław: czemu "nie kochano"? To nie tak... Zwróć uwagę na Kuusinnena, tego który zakładał rząd fiński, który Stalin uznał jako jedyny legalny rząd, zaraz po ataku. Kuusinnen był najpierw komunistą, dokładniej stalinistą, potem daleko potem, Finem. W ZSRR było z półtorej setki różnych narodów. Czym innym jest ich pacyfikacja i oficjalna propaganda i przekonanie wpajane wszystkim mówiące, że nie ważne Polak, Ukrainiec, Rosjanin i tak dalej, ważne żeby był komunistą, a czym innym jest niechęć do kogoś jako kapitalisty który jest Polakiem , Ukraińcem, i tak dalej... Ludwik Kowalski: http://pl.wikipedia.org/wiki/Sturmpanzer_I [sturmpanzer] , http://pl.wikipedia.org/wiki/Panzerj%C3%A4ger_I [panzerjager]. W kwestii zaś tego jakby się potoczyło życie? Pewnie podobnie jak innych osób: gierkowska dekada, "S" ze wszystkimi wątpliwościami, potem Stan Wojenny z podobnymi zastrzeżeniami, euforia roku '89 i na koniec rozmyślania nad tym jak budować kapitalizm. Gdzieś w tle dzieci rocznik ok '70 byłyby pokoleniem budującym III RP [czyli nasz kraj po Okrągłym Stole...] pozdr
  20. Witam ujmę tak - katastrofę typu "Wielki Głód", "Wielki Kryzys" zwykle można wytłumaczyć w dość rozsądny sposób [nie mówię czy owo tłumaczenie jest prawdziwe]. Wystarczy poczytać wspomnienia dotyczące tego co działo się w USA w okresie tego załamania. W teorii każdemu krajowi wolno wprowadzić nowy system gospodarowania, co zawsze przynosi jakieś utrudnienia, i zawirowania. Potem jest już prosto: zimne lato, mokra wiosna i tak dalej, a przecież musimy rekwirować zboże, bo w całym kraju go mało. Z politycznego punktu widzenia, klęska głodu nie spowodowała faktu, że naród ukraiński stanął na krawędzi zagłady. Po prostu bogate chłopstwo ukraińskie zostało spacyfikowane. Można mówić o mordach, o bestialstwie, o ofiarach ale nie o ludobójstwie. Określenie typu : "próba osłabienia narodu" , "pacyfikacja", i im podobne mają rację bytu, ale nie ludobójstwo. Ktoś chciał ugrać zbyt dużo. Ot polityka. pozdr
  21. Gwardia Ludowa "walczy" 1942-1944

    Witam; secesjonista: czym innym są dokumenty oficjalnie wydane przez władze, a czym innym są dokumenty "odkrywane" przez spec służby, w okresie który znany jest z tego, że wiele osób wylądowało bardzo niesłusznie w więzieniach, nie poparte oświadczeniami mówiącymi o znajomości / zgodzie treści tego dokumentu z wiedzą potwierdzającego. Wiedza o tym, że sam dokument powstał, bez znajomości treści nie mówi niczego. Przywoływany przez kolegę pakt R-M, posiadał część tajną, ale sama wiedza że ona była nie wnosi nic, zaś weryfikacja treści została potwierdzona półmetrowym podpisem Stalina i kilkoma innymi relacjami mówiącymi "tak ja ją znam i brzmi tak", "jej sens jest następujący". Oficjalne dokumenty powstające w różnym okresie nawet PRL-u także stanowią niezłe źródło służące poznaniu tego co się działo. To, że przez jakiś okres czasu pisano mało o AK, a dużo o AL czy GL, nie oznacza, że wszystko co napisano, o AL / GL należy wyrzucić do kosza. Bo to napisali ci wredni komuniści. Dalej - nie każdy dokument znaleziony bez znajomości sprawy w tajnych archiwach spec służb jest wiarygodny. Spec służby są od tego by różne cuda tworzyć. I taki dokument będzie wiarygodny - tak on powstał, dotyczy sprawy, ma gryf i co jeszcze trzeba. Ale może koncepcja się zmieniła? Może wybrano inną drogę oskarżenia? Lecz po to by poznać jak było, trzeba podchodzić do osób tam pracujących z pełnym uznaniem dla ich wiedzy fachowej i zrozumieniem sposobu myślenia. Niestety IPN jako żywo jest o wiele bardziej historyczną policją polityczną niż regularnym instytutem zadającym rzetelne pytania i rzetelnie badającym co się działo lat temu ileś. pozdr
  22. Handel w okupowanej Warszawie

    Witam; secesjonista: aby przechować jarzyny jak trzeba wystarczy trochę chłodu i tyle. Jak dziś pamiętam, że na działce w tzw. "głębokiej" piwnicy spokojnie można było przechowywać warzywa, ziemniaki itd - do dość przyzwoitej wiosny i nadawały się do spożycia. To jedno. Przechowywanie ziarna na mąkę - też jest dość łatwe: wystarczy suche pomieszczenie. Tyle. Poza tym ceny i relacje cen na bazarach najpewniej były takie, że zysk ze sprzedaży jarzyn, czy "lewego" chleba był w porównaniu z ryzykiem złapania na szmuglu znacznie mniejszy niż na cukrze czy mięsie. Niemcy "przestają łapać" [czyli obniżają łapówki, nie widzą, cokolwiek] osób przewożących chleb i jarzyny - co owocuje znacznym zwiększeniem ilości sprzedających, i to takich typowo "dorabiających". Przy okazji: piec chlebowy na wsiach, terenach podmiejskich miała duża część chałup, tym bardziej, że znacznie taniej było kupić mąkę i utensylia i wypiec chleb dający się spożyć i dziesięć dni, niż wydawać cenne złotówki na chleb w piekarni. pozdr
  23. Witam; secesjonista: nie pisałem jako o "fakcie" ale podejrzeniu. Bo nie wiem czy nasze kochane służby wpadłyby na pomysł by inwigilować niemal całe środowisko greckie jako przybyło "do lepszego świata". Stad moje podejrzenie... Nie wiem czy "S" była inwigilowana [wszyscy związkowcy] aż w takim stopniu. Najważniejsze osoby - zgoda, ale nie szeregowi członkowie! Być może taka stygmatyzacja brała się z niemożliwości "rozgryzienia" środowiska od wewnątrz, a także konieczności zwrócenia bardzo szczególnej uwagi: po co, dlaczego, czemu... Proste rozwiązanie jeżeli nie można kogoś inwigilować - trzeba izolować, lub dowiadywać się znacznie więcej przy okazji oficjalnych podań, zmian, próśb o coś tam. Podejrzewam, że owe arkusze zwierały znacznie więcej informacji niż późniejsze. pozdr
  24. Zbrodnie Armii Czerwonej dokonane na Niemcach

    Witam; secesjonista: wysyłał, ale to byli w pewnym sensie ludzie zamieszkujący tereny ZSRR, tereny przezeń zajęte czyli po jakimś tam czasie uzyskujący dla Moskwy obywatelstwo ZSRR, czyli podlegający jej prawom i obowiązkom, ludzie z krajów startych z powierzchni ziemi, do tego komuniści lgnący do Moskwy i ZSRR jak do idealnego kraju, czyli tak czy inaczej pozostający pod wpływem Wodza... Tutaj zaś mielibyśmy żołnierzy niemieckich schwytanych na polu bitwy. Naraz by się okazało, że największy morderca wszech czasów i w ogóle jakiego można sobie wyobrazić, jest niczym w porównaniu do największego człowieka najbardziej miłującego pokój i praworządność... pozdr
  25. Wspomnienia - mój pierwszy rok drugiej wojny światowej

    Witam; ciekawy: na marginesie. My po prostu tylko słusznie odzyskaliśmy zajęte drzewiej tereny. Mówię o Zaolziu oraz Spiszu czy Orawie. Detal. Po prostu chciałem pokazać jak ładnie zapominamy o tym, że wkroczyliśmy na tereny jako armia zwycięska. Fetowano to potem na wiele różnych sposobów. O wojnie mówimy kiedy dostaliśmy w tyłek. Rosjanie podobnie... Wiesław: taka ciekawa sprawa. Czytałem dawno temu "Dzieci Arbatu". Tam jest podobna sprawa - pewna akceptacja tego co się dzieje. Poza tym umysłami "wczesnych" nastolatków jest znacznie łatwiej kierować niż, ludzi dorosłych mających ok. 20 lat. Tym bardziej im mocniej są przekonani, że wszystko co dzieje się na świecie jest dziełem jednego człowieka... pozdr
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.