-
Zawartość
2,902 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez bavarsky
-
Przedłużając mój wywód w stosunku do bitwy pod Białołęką. Bitwa owa, była jedną z większych i najbardziej zaciętych w ciągu kampanii 1831 roku, o dużym znaczeniu operacyjnym. Stanowiła ona przede wszystkim ciężką próbę dla oręża polskiego, a konkretniej dla piechoty polskiej. Po stronie rosyjskiej walczyły takie elity jak grenadierski pułk im. Suworowa, który zrazu po ukazaniu na polu bitwy, domagał się od Szachowa by zamiast "pluć salwami" z karabinów, iść od razu na bagnety, jako że "suworowcy nie strzelają!". Pozdr.
-
To był twór sięgający jeszcze reform wojskowych z lat 1810-1812 Barclaya de Tolly, Michale Pułki morskie rekrutowały się z marynarzy, skasowanych okrętów wojennych, bądź tworzono je specjalnie do osłony baz marynarki wojennej. 22 września 1829 roku, pułki morskie według nowej organizacji Rosyjskiej Cesarskiej Armii, wysłano w "pole" i traktowane jako pułki piechoty liniowej, włączono do 1 DP, I Korpusu. W roku 1831, podobnie jak w 1812, istniały cztery takowe regimenty, numerowane kolejno: 1.,2.,3.,4. Poniżej przedstawiam zdjęcie piechura 1. pułku morskiego za kampanię 1812 roku: Mam nadzieję że takim skrótowym opisem zaspokoiłem twoją ciekawość Pozdr.
-
O wiele ciekawsze starcie, a często słabo wspominane, a równolegle do Grochowa toczone miało miejsce na lewym skrzydle Wojsk Polskich, pod wsią Białołęka w dniach 24-25. II. 1831 r. W krótkim zarysie: Feldmarszałek Dybicz, doszedł do wniosku, że uderzeniem frontalnym na Warszawę nie uda się odnieść decydującego zwycięstwa. By wyjść ze swoistego impasu jaki wtenczas powstał, postanowił zastosować manewr na lewe skrzydło Polaków, wiążąc jednocześnie od czoła wojska wroga [bitwa pod Grochowem]. Wymagało to jednak działania dwoma grupami rozwleczonymi w przestrzeni i czasie. Do ataku na lewe skrzydło wyznaczył on dwa korpusy, jeden konny a drugi grenadierów. Korpus grenadierów Kolonii Wojskowych [bowiem tak brzmiała pełna jego nazwa] dowodzony był przez kniaźa Iwana Leontkiewicza Szachowskiego. Stałym miejscem koncertowania owej formacji podczas pokoju były gubernie: nowogrodzka, pskowska i twerska, 1 dywizja stała w Nowogrodzie, 2 w Starej Russie, 3 w Pskowie, natomiast jedna dywizja ułanów w guberni twerskiej. Stanowiło to razem 36 baonów, 24 szwadrony, czyli etatowo 39738 ludzi i 72 działa. Do tego doliczyć trzeba 3. Rezerwowy Korpus Kawalerii hr. Witta, liczący w dniu 25 stycznia; 48 szwadronów, czyli 6651 koni, 628 artylerzystów i 32 działa. Łącznie dawało to liczbę przeszło 47000 ludzi i z górą 100 dział, lecz tylko w teorii, jak się zaraz przekonamy. Uszczuplenie korpusu Szachowa poprzez odłączenia jego głównych jednostek i przydzielania ich pod osobną jurysdykcję dowódczą nękały ową formację od początku kampanii przeciw Polsce. I tak, 2 dywizja grenadierów z korpusu Szachowskiego, została detaszowana i przyłączona do głównych sił Dybicza, podobnie postąpiono z dywizją Ułanów. Potem prawić jeszcze mogę że, pułk Arkaczajewa i batalion pułku króla pruskiego, obsadziły Augustów. 1 brygada 3 dywizji pozostała w Wilnie, a 1 batalion 6 pułku karabinierów i 10 dział w Białymstoku... 23 lutego siły Szachowskiego w liczbie 13 baonów, 6 szwadr. huzarów, 2 pułków kozaków i 56 dział stanęły w Nieporęcie, w liczbie tej dołączona grupa gen. Mandersterna, w której to znajdowały się: 1 pułk morski, 2 baony, 1790 ludzi, oraz 2 pułk morski, 2 baony, 1707 ludzi Pozdr.
-
Ciekawy szkic sytuacyjny. Niezwykle ciekawe starcie nie uważasz Viss? Poniżej zamieszczam mapę, którą mam w swoich zbiorach: Pozdr.
-
19 października kozacy Dorochowa znajdowali się pod Chotowem. Tegoż dnia na drodze prowadzącej z Fominskoje a która to przechodziła przez Małojarosławiec, Rosyjscy partyzanci zauważyli ruch znacznej masy wojska. Była do 14 DP, Broussiera z IV Korpusu Eugeniusza. 20, 21 Dorochow odbył z tą dywizją utarczki po czym cofał się na Baszkino i Korjakowo. Tymczasem w sztabie Rosyjskiej armii, Kutuzow zaalarmowany, o toczących przez Dorochowa potyczkach z awangardą Francuskiej Wielkiej Armii, 22 października wysłał VI Korpus Dochturowa wraz z 1 Korpusem Konnym Uwarowa. Do sztabu Dochturowa w ramach czynnych obserwatorów włączyli się Jermołow i Wilson. Już następnego dnia Dochturow przymierzał się do ataku Chotowa, w celu przecięcia drogi biegnącej z Fominskoje. W tym momencie do sztabu Dochturowa biegiem na koniu wpadł partyzant Sesławin, który dokonując zwiadu pozycji Francuskich, zwłaszcza tych znajdujących się na północ od Fominskoje, zauważył żołnierzy gwardii oraz III Korpusu Neya, z marszem obranym na Borowsk. Na tą wiadomość Dochturow, zareagował z zadowoleniem; zaniechał momentalnie ofensywy na Chotów i prał ze swoimi Korpusami na południe! Planował się przeprawić w miejscu gdzie ma ujście rzeka Łuża wpadająca do Protwy, by następnie śpiesznym marszem po prawym brzegu Łuży dojść do Małojarosławca i zakorkować tenże punkt przed wojskami WA. Tak też wygląda wstęp do owej bitwy. Pozdr.
-
Wypadek pod Kottbus, 17 lipca 1814 r.
bavarsky odpowiedział bavarsky → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Dlaczego nie wierzysz? Wczoraj sam nad tym się zastanawiałem, jako że spotyka mnie ta sama „bolączka” dat odnośnie kampanii 1812 roku… kalendarz juliański vs gregoriański Błąd u Gembarzewskiego najpewniej w tym względzie występuje Harry. Bowiem inaczej powyższe tłumaczyć, tzn. tkwić dalej w owym błędzie i nie wiedząc skąd on jest, mścić się Na nas będzie, a co za tym idzie i spać po nocach będzie nam trudno Sądzę Harry, że poważnie zbliżyłeś się do rozwiązania owej zagadki. Pozdr. bavarsky -
Wypadek pod Kottbus, 17 lipca 1814 r.
bavarsky odpowiedział bavarsky → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Już nie pamiętam Harry [a teraz nie mam dostępu do swojej biblioteczki], ale z tego co pamiętam to do "wspomnień" Zauskiego, podchodziłbym ostrożnie bowiem były one spisane dawno po zakończeniu działań wojennych. Według "szkoły Tokarza" , takie źródła mają niską wartość historyczną. Choć oczywiście powyżej to co cytujesz raczej potwierdza to co już wiemy z innych źródeł, dotychczas poznanych. Pozdr. -
Zdobycie Gibraltaru - realne czy marzenia "ściętej glowy"
bavarsky odpowiedział FSO → temat → Front Zachodni
Panowie wspominacie cały czas o trudnym terenie jaki jest na Gibraltarze, a chciałbym przypomnieć że Amerykańskim spadochroniarzom udało się zająć „Skałę” mianowicie Corregidor… Do zdobycia wyspy Amerykanie wyznaczyli siły, które zwane były Rock Force: - 503. Pułk Piechoty Spadochronowej - 3. batalion 34 Pułku Piechoty - 462. bateria Polowa Artylerii Spadochronowej - kompania 161. batalionu Saperów Spadochronowych Dowódcą został pułkownik George M. Jones, dowódca 503. PPS Pod względem stopnia skomplikowania, desant ten miał się okazać najtrudniejszym w historii II Wojny, jak i jednym z najtrudniejszych w historii tego typu operacji. Jedynym miejscem , które nadawało się do lądowania spadochroniarzy było lotnisko Kindley Field, na ogonie „kijanki” czyli wyspy Corregidor. Lecz z razu generał Krueger dowódca 6.Armii US, zakazał lądowania w tamtym miejscu bowiem był to teren najniżej położony i jak możemy sobie dobrze uzmysłowić najlepiej pokryty ogniem nieprzyjaciela. A nawet jak by dokonano tam desantu to spadochroniarze mieli by do pokonania odcinek około 2 mil do Top Side czyli szczytu wyspy, a to oznaczało by klęskę całego zadania. . . Więc... po wypiciu kolejnej kawy, i powiedzeniu sobie więcej kurw@.. kurw@ doszli, że desant odbędzie się na samym... Top Side To znaczy można powiedzieć że z deszczu weszli pod rynnę Po przeanalizowaniu fotografii lotniczych wyszukali dwa prostokąty „godne” lądujących. A więc pierwszy obejmował Plac Apelowy liczący 297m długości na 228 metrów szerokości, natomiast na drugim było pole golfowe długie na 320 m a szerokie na 169 metrów. Oba tereny na których mieli lądować spadochroniarze ze 503. PPS były przeorane lejami po bombach i pociskach artyleryjskich. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Gorszy był od tych wszystkich przeszkód wiatr który tam wiał. Z zasady wiejący ze wschodu, czyli wzdłuż dłuższych boków, naszych Stref Lądowania. Teoretycznie lepiej ale prędkość wiatru wahała się od 24km/godz. do 40 km/godz. Z możliwością silniejszych podmuchów. Każdy samolot przelatujący nad swoją Strefą Zrzutu, przebywał nad nią ledwo 6 sekund. Skalkulowano że spadochroniarz zostanie zniesiony około 76 metrów na zachód co da margines bezpieczeństwa około 90 metrów przed spadnięciem ze skały do morza, a spadochroniarze skakać będą z wysokości 182 metrów (600 stóp). . . Wystarczył błąd lub silniejszy podmuch wiatru i jak to mawiają By By Blue Sky. . . Czas trwania desantu lotniczego wyznaczono na godzinę, by zrzucić 1000 żołnierzy. Było to długo ale zarazem jedyne sensowne rozwiązanie bo samoloty mogły podchodzić do swoich Stref Zrzutu tylko w dwóch kolumnach, a skakać pozwalano w tym czasie tylko jednej z nich. To tyle w temacie, ja znikam… -
Wypadek pod Kottbus, 17 lipca 1814 r.
bavarsky odpowiedział bavarsky → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Tak cytuję, ale bałem się że gdzieś przekręciłem literkę, więc wolałem dosłownie z książki spisać Dla Ciebie Harry A co do tego czarta nie mogę dojść od jakiegoś czasu Pozdr. -
Wypadek pod Kottbus, 17 lipca 1814 r.
bavarsky odpowiedział bavarsky → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Tak, ten fragment u Brandysa też znalazłem. Co do Gembarzewskiego to na stronicy 6 [Wojsko Polskie, Królestwo Polskie 1815-130], tak prawi: „Dnia 17 lipca korpus przybył do Kottbus, miasteczka w Saksonii, gdzie generał Krasiński, stanął ze sztabem i jedną kompanią woltyżerów…[…], Landwera Pruska pod dowództwem ślązaka Błędowskiego, znajdująca się w miasteczku oraz mieszkańcy, widząc szczupłą liczbę Polaków zaczęli szukać zaczepki…” Natomiast dalej Gembarzewski wyraźnie zaznacza, że raport gen. Kraśińskiego zdany w. ks. Konstantemu został dnia 3 sierpnia 1814 roku o godz. 10 wieczór Pozdrawiam klasyka! -
Harry Jedna uwaga, w temacie robi się powoli duży OFF TOP. Mój obraz armii Rosyjskiej oparty jest w głównej mierze na dziele generała Aleksandra Puzyrewskiego. Rosyjskiego sztabowca i wykładowcy. Odnośnie sformułowanego przez ciebie pytania, to Konstanty, okrutnik, człowiek o dwóch twarzach, a jednocześnie wielki znawca żołnierki, WP traktował jak swoją najcenniejszą perłę. Poza paradami przed wielkim księciem, w których to jak dobrze wiesz wojsko nasze było niedoścignionym wzorem dla wszystkich Rosyjskich regimentów, od gwardii po regimenty liniowe. [polecam zwłaszcza pamiętnik Józefa Święcickiego], żołnierzy naszych nie ograniczano tak jak Rosyjskich. Choćby podać przykład pływania… w polskim wojsku miało ono charakter obowiązkowy, a gdzie wręcz bito rekordy, bowiem na egzaminach żołnierze wyćwiczeni winni Wisłę przepłynąć sześć razy bez odpoczynku!, a nie rzadko i całe oddziały pod bronią w pełnym rynsztunku, z oficerami na czele ową rzekę dwa razy przepływały. Polowe ćwiczenia i manewry, w których polscy dowódcy okazywali się biegłymi, prowadzone były jednak w sposób schematyczny, co niejako z Ruskiej armii wziętym zostało. Na tym polu niejako, Wojsko Polskie podobnie jak Rosyjskie miało pewne cechy wspólne. Skrzynecki i Ostrołęka są tego najlepszym dowodem. Indolencja wodza polskiego a jednocześnie niesłychany heroizm polskich żołnierzy; choćby wspomnieć tutaj czwarty pułk w owej bitwie, gdzie to pułk ginął ale nie cofał się, podobnie w rosyjskiej armii można takich przykładów na pęczki znaleźć. Być może gdyby Prądzyński najzdolniejszy z Polskich wodzów, umysł wybitny, od początku dowodził sprawy przybrałyby inny obrót. Podsumowując, głównym powodem klęski Polaków był brak przewodnika powstania, na miarę Kościuszki, człowieka z konkretną wizją i planami. Konstanty na pewno w jakimś procencie jest również przyczyną klęski WP, lecz nie sądzę by miało to decydujące znaczenie w ostatecznym wyniku. Pamiętać też należy o niezwykłym duchu jaki wtedy wszystkim żołnierzom towarzyszył. Bitwa pod Skoczkiem przegrana Rosjan, a która to jak Adam słusznie zaznaczył, choć nie miała i nie mogła mieć żadnego znaczenia w skali strategicznej, to stała się jednak pierwszym poważnym bodźcem że Rosjan da się pokonać. Pozdr.
-
Tak, zapomniałem zapodać, że poza Krasuckim. :> Dziękuję za odpowiedź. Dla łowców OdB, są to zacne informacje! Z niecierpliwością czekam na dalsze wyniki twoich poszukiwań. Pozdr.
-
Witaj, Będę śledził zatem wątek. Bardzo ciekawa sprawa. Czy mogę się uniżenie zapytać, z jakich źródeł tudzież opracowań korzystasz? Pozdr.
-
Witaj! Widiowy, a czy mógłbyś szerzej o owym pułku napisać? Szlak bojowy, ciekawsze bitwy bądź potyczki z jego udziałem? Pozdr
-
Każdy kawalerzysta wiedział doskonale jak ma dbać o swojego czworonożnego przyjaciela. Lecz jeżeli, zieloną trawą były one żywione, jako że kwatermistrzostwo armii przez złe posunięcia taborów doprowadziło do takiego stanu rzeczy, a konie od kolek padały to już kwestia niezależna od żołnierza. Przykład padania na wielką skalę można choćby zaobserwować we wzorowych pułkach francuskich kirasjerów w kampanii 1812, czyżby oni też nie potrafili się obchodzić z końmi? Przede wszystkim zacznijmy Adamie od opinii samego Dwernickiego wyrażonej o strzelcach Rosyjskich: „[…] bili się walecznie, ale tędzy ci ludzie, na ciężkich grubych koniach, nie byli w stanie zręcznie odpierać ataków lekkich ułanów polskich na zwinnych koniach.” Do tego miejsce walki, i miejscowa przewaga Polska, przechyliły momentalnie szalę zwycięstwa na stronę powstańców. W kampanii polskiej, bili się na dobrych koniach, lecz złe dowodzenie doprowadziło do ich klęski. Pozdr.
-
Adamie, po pierwsze zważ, że cieszyli się estymą w okresie panowania Aleksandra I co podkreśliłem, już za Mikołaja I, to znaczenie się znacznie zmieniło tzn. wypadli z "łask". Prestiż malał, lecz duch pozostał. Żołnierze byli świetnymi jeźdźcami, lecz nierozsądne ich używanie w kampaniach; najpierw w wojnie z Turcją, gdzie padli ofiarą złych rozporządzeń sztabu głównego, a potem z Polską gdzie również źle komenderujący nimi doprowadzili do porażki. Wracając do meritum, Bitwa owa zakończyła się dla Rosjan klęską z kilku zasadniczych powodów: a) Gejsmar popełnia błąd rozdzielając swoje siły, do tego nie potrafi już podczas marszu na pole bitwy skoordynować działań lewej i prawej kolumny, użył przeto tylko 1/4 sił własnych, przeciw skoncentrowanym Polakom Dwernickiego, b) brak należytego rozpoznania pozycji wroga, c) punkt zborny kolumn wyznaczono w miejscu pokrytym przez ogień nieprzyjaciela, d) brak sprawności u dowódców, e) problem owych strzelców konnych, których przezbrojenie siłą na "ułanów", doprowadza w początkowej fazie bitwy, że porzucając lance, wprowadzili w swoich szykach zamieszanie jak i powstrzymali w ten sposób swój własny atak. Pozdr.
-
Krótka ciekawostka odnośnie rosyjskich strzelców konnych w owej bitwie. Pułki strzelców konnych, zaraz przed wybuchem wojny, zostały uposażone w lance, na wzór ułanów [sic!]. Podczas walki, gdy dochodziło do zwarcia z wrogiem, nie ufając owej "nowości" trzymanej w dłoni, porzucali owi strzelcy lance, a zamiast nich pałasze z pochew dobywając rąbali wszystko przed swoim frontem. Koniec wojny z Polską, przyniósł również koniec pułkom strzelców konnych w armii rosyjskiej, które po 1831 uległy rozformowaniu. Oczywiście nie znaczy to, że regimenty owe były złej jakości tudzież źle wyćwiczone. Kolega Amilkar w dość pogardliwy sposób wyraził się o nich, przyrównując je do pułków polskich, jakoby te ostatnie wedle jego słów miały lepsze wyszkolenie. Z tą opinią zgodzić się nie mogę, bowiem za czasów cesarza Aleksandra I, pułki strzelców konnych cieszyły się niesłychaną estymą w armii rosyjskiej, choćby przez fakt, że były najbardziej faworyzowane przez Cesarza, który darzył je uwielbieniem, większym nawet od pułków kirasjerskich czy dragońskich [sic!], a przecież wielce zasłużonych dla armii, choćby przez wspomnienie o ich udziale w szarżach pod Możajskiem. Pułki strzelców konnych były doskonale wyszkolone, posiadały wyborny dobór oficerów, często wręcz podwójny ich komplet, bo wielu dowódców będąc na służbie od 8-10 lat, pozostawało z własnej woli ze swoim starym stopniem nie starając się o awans, który takowi z miejsca mieliby zapewniony gdyby tylko zrzekli się dowodzenia. Po śmierci Aleksandra I i wybraniu Mikołaja I na następcę, poniekąd przypieczętowały został los owych pułków w armii rosyjskiej. Problemy zaczęły się już podczas wojny z Turcją, gdzie 1-sza dywizja strzelców konnych, straciła w czasie kampanii prawie wszystkie konie, nie w skutek bitew, ale dzięki błędnej metodzie pielęgnowania ich podczas pokoju; konie bowiem wydelikacone [efekt częstych parad i pełnienia funkcji reprezentacyjnych] i osłabione w skutek braku ruchu, nie były w stanie znieść trudów owej ciężkiej wojny i padały rzec można jak muchy. Kolejnym ciosem zadanym tej formacji była właśnie owa bitwa pod Stoczkiem, po której Cesarz Mikołaj I przekonał się że są one bezużyteczne. Pozdr.
-
Pod Stoczkiem doszło do bitwy z prawą kolumną, 5 korpusu rezerwowego kawalerii [krk] rosyjskiej, pod dowództwem jenerała bar. Gejsmara. Mianowicie były to odpowiednio; 2. dywizja strzelców konnych, dwa pułki kozaków z artylerią, co łącznie dawało; 34 szwadrony i 24 działa. 5. krk pod wodzą jenerała bar. Kreutza przeszedł granicę 5 lutego, w dwóch punktach, kolumna prawa bar. Gejsmara, przeszła pod Włodawą, z marszrutą na Grabówkę (do której dociera 5 lutego), Radzyń i Łuków (8-go). Kolumna lewa pod wodzą dowódcy 5.krk jenerała bar. Kreutza, przeszła granicę w Uściługu, a złożona była z, 2. dywizji dragonów i pułku kozaków z artylerią, łącznie było to; 29 szwadronów i 24 działa. Marszruta owej grupy była następująca; Hrubieszów (5-go), Wojsławice, Krasnystaw, Piaski (8-go). Siły całego 5. krk, wynosiły łącznie 48 szwadronów, 48 dział, co dawało nam to 9167 szabel. Bar. Gejsmar, stosownie do otrzymanego rozkazu posuwał się ku Seroczynowi, 13-go lutego raporty rozpoznawcze wysłanych naprzód sotni kozackich dały mu pierwsze ostrzeżenia o zbliżających się doń oddziałach polskich, których marszruta obrana była przez Gawrolin. Armia Polska, po wybuchu powstania listopadowego, była postawiona na stopie pokojowej. Oznaczało to że zarówno w jeździe, piechocie jak i w artylerii nie było wystarczającej ilości żołnierzy. Pułk jazdy na stopie pokojowej składał się z dwóch dywizjonów, a każdy dywizjon z kolei dzielił się na dwa szwadrony, razem dawało to cztery szwadrony w czasach pokoju. Podczas wojny dokładano trzeci dywizjon, czyniąc przeto sześć szwadronów na pułk. Piechota na stopie wojennej składać się miała z trzech baonów [a nie dwóch jak podczas pokoju], każdy baon dzielił się na osiem kompanii; sześć fizylierskich, jednej grenadierskiej i jednej woltyżerskiej. Grenadierzy w pułkach strzeleckich [lekkich] nazywani byli karabinierami. [ ad. podczas powstania 3-cich formowano i czwarte baony] I w tym miejscu warto zaznaczyć, że właśnie w bitwie pod Stoczkiem, doszło do walki owych 3-ch baonów, 3-ch dywizjonów jazdy i 6 dział, pod wodzą organizatora owych jenerała Dwernickiego, któremu to jenerał Kilcki, dowódca kombinowanej grupy złożonej z 3-ch, 4-ch baonów i 3-ch dywizjonów, a liczącej około 10 tysięcy ludzi, wyznaczył pogoń za prawą kolumną Gejsmara. Zadanie, jakie otrzymał Klicki, polegało na pobiciu wojsk rosyjskiego 5. krk jenerała Kreutza, który jak już wiemy poruszał się w dwóch kolumnach, prawej pod dowództwem Gejsmara i lewej pod osobistą komendą dowódcy korpusu. Klicki chcąc zadanie wykonać w sposób porządny, wydzielił grupę pod wodzą Dwernickiego, tak jak już wyżej wspomniałem, a która to następnie przeszła Wisłę pod Mniszewem 11 lutego i po dokonaniu nakazanych zwiadów, Dwernicki uzyskawszy informację, że Gejsmar znajduje się pod Łukowem, tam oto też skierował swoje główne siły. Reszta wojska polskiego 12-go skoncentrowała się w Żelechowiu. Począwszy od tamtego momentu raczył nas czas bardzo szybkim mijaniem, jako że już 14 lutego doszło do owej bitwy, gdzie Polacy pod wodzą Dwernickiego utarli nosa, zadufanemu w sobie Gejsmarowi, który to w zwyczaju swej odwagi niepohamowanej i dumy z nabytych sław wojennych (chodzi o wojnę rosyjsko-turecką z roku 1828-1829, gdzie wsławił się on zwycięstwem pod Bojelszti), traktował armię polską z pogardą jako iż uważał ją za pospolite ruszenie. Było to głównym powodem niewydania przez niego żadnych stosownych rozkazów ani nawet nie postarania się o dokładne zbadanie pozycji, na której przyjdzie stroczyć jemu i jego wojskom bitwę. Jedynie o co się troszczył, to o to by Polacy nie uszli mu z pola bitwy. Rozstawienie obu stron do bitwy: Wojsko Polskie: Dwernicki uszykował swoje oddziały pod Stoczkiem w sposób następujący: 6 dział na wyżynie przed miasteczkiem, przeznaczone były do ostrzału obu dróg, jednej z Seroczyna a drugiej z Toczyska prowadzącej, a przez które to przedzierali się Rosjanie. Trzy baony piechoty i dywizjon (dwa szwadrony) 3.pułku strzelców konnych, stały w asekuracji owych 6 dział. Dywizjony 1-go i 3-go oraz jeden szwadron 2-go pułku ułanów wysunęły się naprzeciwko kolumny która nadchodziła z Seroczyna Kolejno dywizjon z 1-go i 2-go pułku strzelców konnych i 4 pułku ułanów wysunęły się naprzeciw kolumny idącej z Toczyska. Dywizjon Krakusów im. Kościuszki pozostawał przy Dwernickim Wojsko Rosyjskie: Gejsmar, zamierzał atakować Polaków w sposób następujący: Oddział swój rozdzielił na dwie kolumny: Prawa pod wodzą jenerała Paszkowa; -Perejasławski pułk strzelców konnych, -4 działa lekkie, Miała iść prostą drogą z Seroczyna do Stoczka prowadzącą, przez las i atakować nieprzyjaciela z frontu. Lewa kolumna pod osobistym dowództwem Gejsmara, postępowała drogą otoczoną przez Toczysko, dla obejścia prawego skrzydła Polaków. Były to siły; -Wirtemberski pułk strzelców konnych, -6 dział lekkich. Jak widzimy powyżej, Rosjanie użyli jedynie jednej brygady jazdy, którą to jeszcze Gejsmar podzielił na połowę do ataku. Było to nonszalanckie zagranie niepoparte logicznym rozumowaniem w boju. Drugiej brygady swojej dywizji wódz rosyjski nie użył, jako że uznał z góry za niepotrzebną zostawiając w Seroczynie. Ciąg dalszy nastąpi. Zapraszam do dyskusji. Pozdr.
-
Witaj i dziękuję za odpowiedź! Zapewne, ukaz reform wojskowych, dokonanych w zachodnich państwach jest ciekawie opisany przez owego autora, lecz skoro o Rosji jest mało, nie mi w niej szukać informacji. Pozdr. b.
-
"B.J." Blazkowicz :> Pamiętam jak na moim PC, 486 33Mhz, 4MB RAM, 250 MB HDD, z kuzynem zagrywaliśmy się w Wolfensteina 3D :> To było coś! Trzeba było modyfikować ładowanie pamięci przez autoexec.bat, uruchomić komputer ponownie w trybie tekstowym, bez ładowania Norton Commandera, wejść do folderu, uruchomić i dopiero mieć gwarantowaną radochę :> Dzisiaj to jest Fast food :> w gry poza planszowymi HPS’u [a to i raczej żadziej] od lat w sumie nie pogrywam. Pozdr.
-
Michale! Czy jest coś w tym studium o reformach Rosyjskich z początku XVIII wieku? Pozdr.
-
Jarku, Bardzo ciekawie opisane jest starcie pod Winkowem, w w/w pozycji Mariana Kukiela. Książka jest świetna, a do tego jeszcze oryginał! Na pewno lekturę będziesz z wielką radością czytał. Jeżeli interesujesz się sztuką wojenną końca XVIII i początku XIX wieku, polecam Wojny Napoleońskie, tegoż autora, chyba że już czytałeś Do zrozumienia zasad taktyki i sztuki operacyjnej owego okresu również w ramach literatury uzupełniającej, polecam pracę G.F. Nafziger - Imperial Bayonets [mogę podesłać na maila] Na pewno kampania 1812 roku, najbardziej zainteresuje kogoś z Twoimi zainteresowaniami Jarku, jako że była ona kwintesencją działań na wielką skalę olbrzymich mas wojska. Dla przykładu pojęcie Grupy Armii, weszło do kanonu zjawisk w dziedzinie strategii właśnie od owego roku 1812 [jak to już gdzieś na tym forum pisałem]. Pozdr. b.
-
Michale, Pozycja Pana Nawrota tyczy niezwykłego tematu, zapomnianego, poruszanego tylko na uboczu, chciałoby się napisać marginesie. W trzech częściach opisał Pan Dariusz istotę wojny toczonej w 1812 roku na Litwie. Rozdziały takie jak: Litwa - między Aleksandrem i Napoleonem, Władze Litwy w 1812 roku, Wysiłek wojenny Litwy w 1812 roku; wyłuszczają zagadnienia w szczegółach dotychczas niepoznanych. Mamy np. doskonale opisane znaczenie Litwy dla Francuzów i Rosjan w przygotowaniach do wojny, koncentracje, miejsce stacjonowania poszczególnych formacji, czy później choćby opisy wysiłku aprowizacyjnego pod ciężarem którego zabiedzona Litwa chcąc czy nie chcąc musiała podołać. Poczynania polityczne "wyzwolicieli" zostały dość obszernie zobrazowane, przemarsze wojsk Wielkiej Armii przez departamenty litewskie miały często charakter zbrodniczy, gwałcący podstawowe zasady obyczajowości w Państwie sojuszniczym, bratnim Księstwa Warszawskiego. Choćby zapodać parę przykładów mogę na lewym skrzydle WA, "[...]problemów przysparzali żołnierze 33. Holenderskiego pułku lekkiej piechoty, który poszedł w rozsypkę i rabował napotkane dwory oraz wsie.[...]", op.cit., s. 220. Przez ten choćby wgląd na sytuację nie może zatem nikogo dziwić obwieszczenie marszałka Davouta dla poczynań rozjuszonych w grabieżach żołnierzy, a które to wygłosił przed szeregami z 5. DP Compansa w Mińsku (a tyczyło ono nie tyle samej 5. DP, co wszystkich formacji podlegających mu bezpośrednio w łańcuchu dowodzenia), "[...]przysięgam, że zastosuję wszystkie środki dla ukarania winnych, bez względu na osobę przestępcy." op.cit. s. 221. Pod to obwieszczenie "podpięto" zatem 13 kirasjerów przyłapanych na tym nikczemnym procederze, a będących z miejsca rozstrzelanym. Takich dorywczych sądów polowych było wiele, lecz z racji ogromu procederu można powiedzieć, że miały one charakter raczej symboliczny aniżeli charakter o realnej sile sprawczej, ukrócający ten proceder. Marszałeka Neya i jego III Korpus nękały podobne zdarzenia. Późniejszy książę Moskwy uskarżał się zwłaszcza na 129. pułk piechoty [hamburski] oraz iliryjski. Rozboje i dezercje były w tych regimentach codziennością, a otwarta niechęć do nich obwieszczana przez Neya, zaszła tak daleko, że aż dotknęła samego majora generalnego WA, Berthiera, którego to marszałek prosił by owe pułki z jego Korpusu usunąć. Podobnie postępowali Prusacy, z X Korpusu, a wedle konsula francuskiego w Królewcu, który doniósł Maretowi o tym procederze, sprawiało im to szczególną przyjemność w maltretowaniu mieszkańców. Na prawym skrzydle WA, procedery były podobne, lecz co warte podkreślenia V Korpus Poniatowskiego mimo "srogiej nędzy", zachowywał wzorową karność, a i tu głównie chodzi o piechotę, bowiem jazda mając większe możliwości ruchu jak piechota "zbita" w krabach ks. Józefa, poczynała sobie bardziej frywolnie, już to uszczknęła trochę wiktuałów z tegoż dworka, a po przejściu paru wiorst z następnego... Bez mała można powiedzieć, że rabunków dopuszczały się wszystkie Korpusy WA, zwłaszcza prym wiedli Westfalczycy z VIII Korpusu. Do całości powyższych zdarzeń, Autor, raczył nas niezwykle dokładnym opisem formowania wojska Litewskiego na tle wojny 1812 roku. Opis został poczyniony we wzorowy sposób. Rozpisy podane w tabelach; skład pułku litewskiej piechoty, kawalerii, pobory kantonistów, to wszystko w sposób niezwykle składny ukazuje nam jaki ciężar powzięła na swoje barki Litwa, będąc spustoszoną najpierw przez swoich wrogów [?] Rosjan, a następnie sojuszników [?] z Wielkiej Armii. W obszernym epilogu, Pan Nawrot opisał poczynania ?Korpusu? Kosseckiego, głównie przez pryzmat wojsk litewskich. Polecam każdemu! Pozdr. b.
-
Ja właśnie otrzymałem dwie przesyłki: 1) Nawrot, D., Litwa i Napoleon w 1812 roku, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2008, ss. 792 2) Puzyrewski, A., Wojna polsko-ruska 1831 r., Nakład Maurycego Orgelbranda, Warszawa 1899, rep. KAW Kraków 1988, ss. 480 W sumie koszt obydwu, wraz z przesyłką, zamknął się do 350 zł. Zwłaszcza okazem jest Puzyrewski, jako że reprint z 1988 był w nakładzie 1250 egz., a po rozeznaniu wydawniczym, szanse na ponowną reedycję w najbliższych paru latach są mniejsze niż 5%. Oficyna wydawnicza Volumen, nie tak dawno obwieściła mi, że planowane na ten rok wznowienie pozycji Wacława Tokarza, Wojna polsko-rosyjska 1830-1831, się nie ziści, jako że książka nie zostanie dofinansowana z kasy Ministerstwa Edukacji cytując: "nie warto w nią inwestować". Praca dr hab. Dariusza Nawrota, Litwa i Napoleon w 1812 roku, wygrała nagrodę "Złotej Pszczoły" serwisu napoleon.grey.pl, jako najlepszej książki za rok 2008, a tyczącej się oczywiście epoki napoleońskiej. Po przejrzeniu paru stron, z nieskrywanym szczęściem muszę przyznać, że będę miał niezmierną radość czytając owe dzieło, jak i rad wielce będę móc ją gościć w swojej biblioteczce. Pozdr.
-
Poniżej zamieszczam opis jenerała Aleksandra Puzyrewskiego, z jego wielkiego dzieła: Wojna polsko-ruska: Bitwa pod Iganiami. Tymczasem pod Iganiami, niedaleko Siedlec, wrzał już bój zacięty. Miasto Siedlce leży na otwartej równinie, a od strony Warszawy osłonione jest rzeczką Muchawcem, płynącym o 3 wiorsty od miasta. Brzeg jej przeciwległy, zwrócony ku Warszawie, zarosły jest lasem. Na brzegu tym ku miastu zwrócona, o wiorstę prawie na południe od szosy leży wieś Iganie, a dalej jeszcze, o dwie wiorsty, wieś Żelków, przez którą idzie droga do Seroczyna. Oprócz szosy i drogi Seroczyńskiej, na których istnieją groble i mosty, innych przepraw w blizkości niema, brzegi bowiem rzeczki grzęzkie i bagniste. Pozycya więc pod Iganiami, osłaniająca Siedlce, odznaczała się znaczną siłą odporną, jako broniona przez bagnistą rzeczkę z jedyną dogodną przeprawą tylko na szosie, gdzie istniał most i długa grobla. Utrzymanie tej pozycyi ważne miało dla Gejsmara znaczenie, koniecznem bowiem było zyskanie czasu dla przejścia przez rzeczkę straży przedniej pod dowództwem gener. Fezi, pozostawionej przez Rosena przy jego odwrocie pod Jagodnem nad Kostrzyniem, o 19 wiorst od Siedlec, a składającej się z 25-tej dywizyi pieszej z dwoma pułkami strzelców 24-tej dywizyi i Litewskiego pułku ułanów, razem około 6.000 ludzi. Gejsmar wojsko swoje rozstawił na pozycyi w sposób następujący: przybyła w przeddzień, czyli 9 kwietnia brygada strzelców (4 batal.) 7-ej dywizyi pieszej stanowiła prawe skrzydło i broniła mostu na szosie; na lewo, na wzniesionym brzegu rzeki stanęło 28 dział na pozycyi; trzy słabe pułki 24-tej dywizyi pieszej, Wileński, Brzeski i Białostocki, stały jeszcze więcej na lewo, w górę rzeki, przyczem ostatni osłaniał przeprawę na drodze Seroczyńskiej. Po nadejściu Rosena 1-sza brygada 3-ciej dywizyi grenadyerów, 2 szwadr. huzarów i 4 szwadr. strzelców konnych utworzyły drugą linię, a 6-ty pułk strzelców zajął Siedlce, – razem około 11 tys. ludzi. Parki, zbyteczne działa (25) chorzy i szpitale wysłani zostali drogą Brzeską z rozkazem wysadzenia parków w powietrze w razie zajęcia Siedlec przez nieprzyjaciela. Straży przedniej Feziego dano rozkaz przyśpieszenia marszu, o ile można. Ledwie rozporządzenia te wykonano, kiedy ukazał się Siewers, silnie party przez Prądzyńskiego. Dla poparcia jazdy naszej wysłano 2 działa konne, dla ubezpieczenia zaś odwrotu straży przedniej Feziego, który się dotąd jeszcze nie ukazywał, Rosen kazał batalionowi 14-go pułku strzelców z 2 działami zająć wieś Iganie, Siewersowi zaś, opierając się na ten punkt, powstrzymywać pochód Prądzyńskiego. Siewers stanął między Iganiami a pagórkiem, zajętym przez wiatrak. Prądzyński nie mając pojęcia o stanowisku Rosyan i obawiając się o swoje tyły i skrzydła, pozostawił trzy bataliony 4-go pułku z dwoma działami i jednym szwadronem pod Gołąbkiem, na połowie drogi do Domanic, jeden zaś batalion ze szwadronem wysunął na prawo ku Muchawcowi dla strzeżenia brodu, którego obawiał się, aby nie zostać otoczonym. Osłabiwszy niepotrzebnie w ten sposób przed samą bitwą siły swoje (do czego sam się przyznaje), Prądzyński stanął pod Zelkowem z 9-ma batal., 4-ma szwadronami i 14 działami, – ogółem z 7.000 około ludzi. Zatrzymawszy wojska swoje w zaroślach, uszykował je i dał im wypoczynek, sam zaś z Kickim i innymi wyjechał naprzód na rekonesans. Po pewnych wahaniach, przyczem Kicki radził odwrót, Prądzyński, zauważywszy przed frontem Rosyan długi szereg cofających się furgonów, dział i oddziałów wojska, zdecydował się nakoniec przypuścić atak. Pozostawiony z tyłu 4-ty pułk piechoty otrzymał rozkaz przyłączenia się do oddziału i stania w odwodzie. Obawiając się, żeby lewe jego skrzydło nie zostało otoczone przez liczną jazdę ruską, i pragnąc wysunięciem swego prawego skrzydła odciąć jej jedyną drogę odwrotu przez groblę, Prądzyński postanowił atakować prawem skrzydłem, a lewe trzymać nieco w tył cofniętem; przysunął więc je do niewielkiego pagórka, wznoszącego się z zarośli, piechotę uszykował w czworoboki z odstępami, na pagórek zaś zatoczył cztery działa piesze. Bem z 10 działami konnemi pod osłoną jazdy Kickiego wysunął się naprzód i o 3-ciej po południu rozpoczął się ruch zaczepny i kanonada. Stojący w środku 5-ty pułk piechoty szedł w czworobokach z odstępami, 8-my zaś pułk, stanowiący prawe skrzydło, w kolumnach batalionowych z tyralierami na przedzie, kierując się wprost na Iganie; 4-ty pułk za nadejściem miał stanowić rezerwę prawego skrzydła. Nie zważając na silny skrzydłowy ogień artylerii ruskiej z przeciwległego brzegu Muchawca, Polacy mężnie doszli do Igań, zdobyli część domów w ich części wschodniej i dwa działa ugrzęzłe w błocie. Kilka szarż Elizawetgradzkiego pułku huzarów odparło ułanów polskich i wstrzymało polskie czworoboki lewego skrzydła, ale ponieważ oddział Feziego nie ukazywał się jeszcze, a koniecznością było utrzymanie się przy grobli, to pozostałe trzy bataliony 13-go i 14-go pułku strzelców odebrały rozkaz przejścia rzeczki po moście i odebrania Igań nieprzyjacielowi. Odważni strzelcy („lwy warneńskie”) dumni ze swej świetnej sławy, zdobytej przez nich w niedawno ukończonej wojnie tureckiej, przeszli wązkim frontem przez ciasną groblę, zwrócili się na lewo i z bronią w ręku rzucili się na Iganie; wtargnąwszy do wsi, uderzyli dzielnie na 8-my pułk polski, wyparli go w nieładzie z płonącej wioski i odebrali dwa zabrane działa; ale zamiast poprzestać na obronie, uniesieni szałem ataku, rzucili się w pogoń za nieprzyjacielem i do tego w takiej samej głębokiej marszowej kolumnie, jaką przechodzili przez groblę. Jednakże prawe skrzydło Polaków znalazło się w zupełnym nieładzie, Bem zaś oświadczył, że wystrzelał ładunki swoje. Prądzyński ocenił wysoko stan rzeczy i postanowił skorzystać natychmiast z błędu zapamiętałych śmiałków. Kickiemu więc rozkazał cofnąć skrzydło prawe w możliwym porządku, sam zaś pośpieszył na lewe, z czworoboków przestawił je w kolumny batalionowe, a stanąwszy na ich czele, powiódł je naprzód przeciw prawemu naszemu skrzydłu. Tymczasem będące na czele straży przedniej Feziego pułki Wołyński i Miński (razem w liczbie około 1.000 ludzi) nadeszły do Igań i otrzymały rozkaz zajęcia wzgórz na prawo od niej; jazda Siewersa zaczęła się cofać, ażeby zdążyć przejść jeszcze przez wązką drogę. W tej właśnie chwili natarł Prądzyński. Romarino z 1-szym pułkiem piechoty miał zająć uparcie broniony folwark na zachodnim krańcu Igań; Prądzyński zaś szybkiem biegiem przeprowadził przez wieś 5-ty pułk piechoty wprost ku grobli. Strzelcy 13-go i 14-go pułku, spostrzegłszy grożące im niebezpieczeństwo, wstrzymali pościg i zawrócili nazad; ale Prądzyński zdążył ich wyprzedzić i zajął groblę. Tu tedy rozpoczęła się zawzięta i krwawa walka na bagnety i kolby; karabinowy i działowy ogień ustał całkowicie. Waleczni strzelcy, jakkolwiek z wielkimi stratami, przebili się jednakże, przyczem dowódca 13-go pułku pułkownik Bezsonow padł pod bagnetami polskimi. Fezi z pułkami Wołyńskim i Mińskim również przebić się próbował, co wszakże udało się tylko niewielkiej części, – reszta albo rozproszoną została, albo wziętą do niewoli. Z innych pułków straży przedniej, – Żytomierski i Podolski zdążyły przejść przez most jeszcze z jazdą Siewersa, 47-my zaś i 48-my strzelców, oraz Litewski ułanów, nadszedłszy później i znalazłszy groblę w rękach nieprzyjaciela, zwróciły na lewo i przeprawiły się przez Muchawiec częścią przez most pod Chodowem, częścią przez bród. Polacy zdobyli na nas sztandar (pułku Wołyńskiego) i jedno działo, pod którem oś się złamała. Usiłowanie zdobycia mostu przez nieprzyjaciela odpartem zostało, a bitwa skończyła się o 7-mej wieczorem. Całkowite straty nasze wynosiły przeszło 3.000 ludzi; straty Polaków były mniejsze, nie wzięto bowiem jeńców. Dopiero późnym wieczorem zjawił się od strony Suchej Stryjeński z brygadą jazdy, a nazajutrz rano 10-go kwietnia i sam Skrzynecki. To opóźnienie wynikło stąd, że Skrzynecki, wyjechawszy z Latowicza nie w nocy, ale dopiero rano 10-go kwietnia, przybył do korpusu Łubieńskiego czekającego na niego z bronią u nogi; nie wychodząc z karety, zaczął uskarżać się na znużenie i natychmiast udał się do sąsiedniej z tyłu wioski, gdzie zjadł śniadanie i spać się położył. Huk wystrzałów pod Iganiami dobrze słychać było u Łubieńskiego, który nakoniec posłał dać znać o tem Skrzyneckiemu. I dopiero wtedy naczelny wódz się ukazał i polecił most naprawiać; jazda wszakże nie była jeszcze zebrana u brodu Suchej, następnie dopiero Skrzynecki kazał Stryjeńskiemu śpiesznie ruszyć tamże, lecz żadnej nie dał mu istrukcyi, więc Stryjeński, przeprawiwszy się przez bród i spotkawszy jazdę ruską, nie wiedział co ma robić, i posłał po rozkazy. Na tej bezczynności i czas upłynął. Tymczasem wojska ruskie zajęły pozycyę za Muchawcem i gotowe były do odparcia ataku. Skrzynecki nie śmiał zmęczonem wojskiem atakować Siedlec wieczorem, a nazajutrz zrana mógł nadejść feldmarszałek. Tym sposobem nie udało się Polakom odcięcie straży przedniej Feziego i cały plan, tak zręcznie obmyślany, nie przyniósł im dotykalnych korzyści. Skrzynecki nazajutrz rano odprowadził wojska do Kałuszyna, a następnie do Cegłowa, poczem znowu część ich wysłał ku Kostrzyniowi, dokąd 12-go kwietnia nadciągnęła i ruska straż przednia. Chrzanowski i Skarzyński cofnęli się z Róży ku Kuflewowi. Po tych operacyach zjawiła się w armii polskiej cholera, która wszakże tak straszliwych nie sprawiała spustoszeń, jak w armii naszej. Zwracając do oceny bitwy pod Iganiami, zaprzeczyć nie można, że Prądzyński, pomimo wahań początkowych, działał następnie z wielką śmiałością i zręcznością; odgadł on przebieg bitwy z przenikliwością niepospolitą, a ze wszystkich sprzyjających Polakom okoliczności umiał skorzystać szybko i energicznie, zmieniając pierwotnie ułożony plan ataku stosownie do przebiegu walki. Jeżeli bitwa ta nie wydała rezultatów widocznych i jeśli pod względem strategicznym nie miała żadnego znaczenia, to odpowiedzialność za to spada na Skrzyneckiego, którego działalność w tym dniu stoi niżej wszelkiej krytyki. Przy badaniu operacyi wojsk naszych nasuwa się pytanie, dlaczego Gejsmar, a następnie Rosen nie zajęli wsi Iganie i przyległych jej wzgórzy dostateczną ilością wojska, dlaczego straż przednia Feziego nie była zwrócona przeciw lewemu skrzydłu nieprzyjacielskiemu i czemu wreszcie część tylko oddziału brała udział w boju, kiedy reszta pozostawała bezczynną w rezerwie? Gorący Gejsmar zamierzał działać bardziej stanowczo, ale bar. Rosen sprzeciwił się temu z powodów następujących: a) Wiadomem było, że pod dowództwem Prądzyńskiego walczyła część wojska tylko, siły zaś główne nadejść ze Skrzyneckim miały. W podobnych warunkach działać zaczepnie z siłami słabszemi, mając w tyle wązkie przejście, byłoby nierozsądkiem; b) Całe zadanie bitwy pod Iganiami należało w zabezpieczeniu drogi odwrotu dla straży przedniej Feziego; głównym zaś celem działań Rosena była bierna obrona pozycyi nad rz. Muchawcem przeciw armii nieprzyjacielskiej w celu utrzymania Siedlec, dokąd dążył feldmarszałek z głównemi siłami; zadania te spełnione też zostały przy pomocy przedsięwziętych środków; c) Polacy mogli dnia następnego wznowić swoje usiłowania przy użyciu całych sił swoich, Rosen zaś miał tylko w odwodzie brygadę grenadyerów z częścią jazdy, których nie mógł ryzykować dla podrzędnych celów. Dybicz w dniu bitwy pod Iganiami 10-go kwietnia z głównemi siłami przybył do Łukowa. Huk wystrzałów działowych dręczył go niewypowiedzianie, grożąc możliwością utraty Siedlec, mających tak ważne dla armii ruskiej znaczenie. W każdym razie miał on zamiar atakowania Polaków, choćby nawet zajęli Siedlce, i odebrania napowrót miasta. Dnia 11-go kwietnia o godzinie 4-tej z północy armia nasza wyruszyła z Łukowa, za strażą przednią szedł cały korpus 1-szy, następnie grenadyerzy, a dalej jeszcze oddział gwardyi z bojową rezerwą artyleryi. Hr. Witt z jazdą rezerwową zamykał pochód i miał wyprzedzić w marszu artyleryę rezerwową. Nie dochodząc do Siedlec, Dybicz zatrzymał armię na wysokości Wiśniewa dla wypoczynku i wywiedzenia się o stanie rzeczy. Ku wielkiej radości swojej otrzymał wiadomość, że Siedlce są w ręku Rosena, a nieprzyjaciel cofa się na wszystkich punktach, – wysłał więc za nim natychmiast z sił głównych ks. Gorczakowa po drodze Seroczyńskiej na Skórzec, a z korpusu Rosena Gejsmara po szosie; Polacy wszakże, cofając się za Kostrzyń, poniszczyli za sobą wszystkie mosty, ściganie więc ich wstrzymanem zostało. Uspokojony pod względem ogólnego położenia sprawy Dybicz zatrzymał się na noc w Białce, o 4 wiorsty od Siedlec, a do miasta wszedł dopiero zrana 12-go kwietnia. Tymczasem ruch armii od Łukowa ku Siedlcom oddalił ją ostatecznie od Wisły, – feldmarszałek więc wydał nakoniec (w Łukowie) rozkaz gener. Gerstenzwejgowi zniszczenia mostu i zatopienia statków przygotowywanych przy ujściu Wieprza, z wojskiem zaś cofnięcia się do Kocka. Hr. Timana ze strzelcami konnymi posłano z Zelechowa do Łukowa, przyczem miał on osłaniać ruch Gerstenzwejga. Tak spełzła na niczem operacya obmyślona przez feldmarszałka. Główniejszymi powodami niepowodzenia przedsięwzięcia było: a) pozostawienie korpusu Rosena przed Pragą, i b) przedwczesne wznowienie działań. Rosen był zbyt słaby, nie mógł powstrzymać naporu armii nieprzyjacielskiej, a więc ani osłaniać tyłów sił głównych, ani obronić Siedlec, – tymczasem oddzielenie jego, osłabiając armię, narażało korpus ten na niebezpieczeństwo pojedynczej porażki, co i zdarzyło się w rzeczy samej. Zapewne, gdyby bar. Rosen, jak przypuszczał Dybicz, cofnął się 30 marca do Mińska i Kałuszyna, a przednią straż swoją wysłał do Dębego Wielkiego i skupił swe siły, to położenie jego byłoby daleko mniej niebezpiecznem, niż na obranem przez niego stanowisku, – tem niemniej wszelako nie pozostawałoby mu prawdopodobnie nic innego, jak odwrót ku Siedlcom. Miasto odległe jest na trzy przemarsze od Pragi, Polacy więc, bez wszelkiej obawy o tyły swoje i skrzydła, mogli je opanować, bo ani główne siły armii naszej, rozrzucone między Tyrzynem, Puławami i Kockiem, ani korpus gwardyi, zajmujący obszar między Bugiem a Narwią, nie mogłyby przeszkodzić w tem Skrzyneckiemu, gdyby działał bardziej stanowczo. Feldmarszałek przypuszczał, że Rosen, cofając się na Siedlce, spotkałby tam znaczne posiłki, przy pomocy których mógłby utrzymać miasto; tymczasem posiłki te się spóźniły, a następnie wszystkie szanse walki były po stronie Polaków, posiadających daleko znaczniejsze siły. Tak niekorzystne strategiczne warunki urządzenia przeprawy były w części naturalnem następstwem ograniczenia Dybicza co do użycia korpusu gwardyi. Zbyt wczesne wznowienie działań wojennych podczas wiosennej odwilży posłużyło również na korzyść Polaków. Niezmiernie zły stan dróg opóźnił wszystkie dalsze działania nasze, utrudnił ruch pociągów i transportów, które nie zdołały w porę dostawić armii niezbędnych zapasów. Sam rozstrój 6-go korpusu mógłby być mniejszym, gdyby artylerya i pociągi jego nie grzęzły w błocie, wywołując konieczność upartego trzymania się przy Dębem Wielkiem, zamiast cofania się swobodnego z mniejszemi stosunkowo stratami na Mińsk, Kałuszyn i dalej. Wznowienie działań wojennych o dwa tygodnie później bardzo znaczne przedstawiało korzyści. Na 13-go kwietnia stanęły w Siedlcach trzy pułki 2-giej dywizyi huzarów, brygada 1-szej dywizyi ułanów, 6 batalionów grenadyerów, dwie brygady 7-mej dywizyi pieszej, a zbliżała się i pozostała jej trzecia brygada; łącznie tedy ze znajdującym się tam 6-tym pułkiem strzelców i Tatarskim ułanów wojsko to utworzyłoby korpus złożony z 20 batal., 34 szwadr. i przeszło 50 dział, czyli z 20.000 blizko bagnetów i szabel. Około połowy kwietnia i transporty idące do Kocka nadchodzić tam zaczęły. Co do strony nieprzyjacielskiej, to bezczynności Polaków tłomaczy się osobistemi właściwościami naczelnego ich wodza. Skrzynecki, szybko z dowódcy pułku wyszedłszy na generała dywizyi, nagle ujrzał się następnie na czele armii; nie posiadając wrodzonych zdolności strategicznych, nie miał również żadnego doświadczenia w dowodzeniu wielkimi masami wojska, – otrzymawszy więc dowództwo armii, nie wiedział, jak sobie z nią począć. Jeśli i był w stanie oceniać i przyjmować w gabinecie rady i plany Prądzyńskiego, to wykonanie ich przechodziło już siły jego: komplikacye kierownictwa działaniami armii i konieczność stosowania się do szybko zmieniających się warunków akcyi, które podczas wojny wypada przewidzieć nieraz, splątały go zaraz z początku. Łatwość nawet odniesionego pierwszego powodzenia mogła się przyczynić do tego. Zabrawszy się do sprawy zupełnie dla siebie nowej, a której ważność pojmował oczywiście, Skrzynecki wszystkie zdolności swoje wytężył na początek przedsięwzięcia, ale następnie nie był już w stanie objąć całej rozmaitości wynikających niezbędnie następstw, aby bezzwłocznie stosować do nich dalsze działania swoje. Stąd pochodziła niesłychana jego chwiejność.