Skocz do zawartości

Vissegerd

Przyjaciel
  • Zawartość

    4,205
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Vissegerd

  1. Samotni bohaterowie

    Ooooopsss... To prawie tak, jak nie wiedzieć kto walczył pod Grunwaldem Czepiasz się dziongi Oczywiście, użycie określenia "rząd" jest w tym wypadku błędem. Ale błędem jest również stwierdzenie, że nie było rozkazów, których Hubal nie wykonał. 13 marca 1940 roku mjr Hubal otrzymał rozkaz Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej nakazujący mu rozwiązanie oddziału. I tego rozkazu major nie wykonał, sądzę, że to miała dzionga na myśli. Rozkaz ten został wydany w związku ze zmianą na stanowisku komendanta głównego ZWZ (Rowecki w miejsce Tokarzewskiego, ten pierwszy nie popierał walki partyzanckiej). Wracając do tematu. Jak dla mnie takimi samotnymi bohaterami są błędni rycerze, bohaterem Don Quichot Pozdrawiam.
  2. Sanacja - ocena

    Palatyn, akurat kolega Salach ad din ma nieco racji, może nieco nieszczęśliwie to ujął. Piłsudski uwielbiał zajmować się sprawami wojskowości, brak mu jednak było wojskowego wykształcenia, czyli tzw. "warsztatu". Stąd też niedocenienie roli sztabu generalnego i planowania. Wystarczy przeanalizować przygotowania i wykonanie ofensywy kijowskiej w 1920 roku. Niestety, to dość bolesny przykład wojskowego dyletanctwa Piłsudskiego. Polecam "Kijów 1920" Wyszczelskiego. Zresztą z operacją niemeńską było podobnie, tyle, że dzięki skali operacji udało się ją zakończyć sukcesem. Co do autora planów ofensywy znad Wieprza, to zdania wśród badaczy po dziś dzień są podzielone. Jedni przypisują autorstwo Rozwadowskiemu, inni Piłsudskiemu, jeszcze inni oficerom misji francuskiej. A może był to ktoś zupełnie inny? Autorstwo Piłsudskiego jest o tyle mało prawdopodobne, że chłop po prostu fizycznie nie miałby kiedy planu przygotować. Strajk w Wlk. Brytanii w bardzo znaczący sposób wpłynął na polską gospodarkę po 1926. Inni tak nie mieli. Konkretem natomiast jest węgiel. Polska miała problemy ze zbytem swojego węgla, strajk angielski pozwolił na pozyskanie nowych rynków zbytu, co zwiększyło wpływy do budżetu, ograniczyło bezrobocie, spowodowało wzrost produkcji. Przy okazji zmalały napięcia społeczne (stare powiedzenie - byt kształtuje świadomość). Literatury na ten temat jest akurat sporo, wystarczy wziąć pierwszą lepszą książkę opisującą zamach majowy i jego konsekwencje. W którymś numerze "Mówią wieki" też jest to zdaje się analizowane. Można sięgnąć chociażby po "Historię Polski 1914-1998" Roszkowskiego, czy "Zamach stanu Józefa Piłsudskiego 1926 roku" Siomy. Na długo to wprawdzie nie pomogło, bo za 3 lata mieliśmy wielki kryzys, ale zawsze. Pomogło to też "ukorzenić" się dobrze rządom sanacji, koniunkturę gospodarczą wykorzystano propagandowo. Pozdrawiam.
  3. Józef Beck - ocena

    No tak, oczywiście, ale o tym, w momencie zajmowania Zaolzia jeszcze nikt nie wiedział. Często oceniamy ówczesne decyzje z punktu widzenia późniejszego rozwoju sytuacji, a należałoby w konkretnym momencie, wstawiając się w sytuacji decydentów. Według wojskowych, Zaolzie miało znaczenie, więc jego zajęcie również. Przecież nie przewidywali miesięcznej zaledwie kampanii. Trudno nam też ocenić, jaki wpływ u Niemców miały utrudnienia komunikacyjne w związku z zajęciem Zaolzia (dłuższa droga przerzutu wojsk i materiału wojennego na teren Słowacji ze Śląska). Logicznie rzecz analizując, tak właśnie jest. Ale znów musimy się wczuć w tamte czasy, to po pierwsze. Jest i druga kwestia. Niestety, nie jestem w stanie podać źródła (bo czytałem bardzo dawno temu i nie pamiętam gdzie, bodaj u Szubańskiego), ale swego czasu wyczytałem, że właśnie dodatkowe wpływy do budżetu za okres XI.1938-VII.1939 były spore (ze Śląska Zaolziańskiego oczywiście), przewyższyły znacznie koszt integracji obszaru z resztą kraju. Koszt operacji zajęcia Zaolzia też nie był wcale taki ogromny. Kadra czeska również nie była problemem, duża część kadry to ludność pochodzenia polskiego. Czesi są spokojni, więc pokornie przyjęli nową rzeczywistość. Nie chcę strzelać z pamięci, ale coś mi się kołacze kwota 9-cyfrowa (w złotych polskich) jeśli chodzi o dodatkowe wpływy do budżetu (mogę się totalnie mylić). Trzeba by to zweryfikować, jestem jednak pewien, że wymierne korzyści finansowe akurat zyskaliśmy. Dodajmy tylko, opinii międzynarodowej, bo już wewnętrzna opinia publiczna jest różna, zależnie od poglądów osobnika. Tak Woj, masz rację, gdzieś tam oddźwięk tamtych czasów mamy. Na szczęście czas mija i leczy rany Pozdrawiam.
  4. Wysiedlenia Polaków na Zamojszczyźnie

    Inna i nie inna bajka. Owszem, masz rację (i moje niedopatrzenie), że był dowódcą SS i Policji (przede wszystkim), ale też szefem NSDAP. Rywalizował z niejakim Zörnerem, sam chciał zostać szefem NSDAP na całą GG, a także Warthegau. Za: Joseph Poprzeczny, "Odilo Globocnik, Hitler's Man in the East", London 2004, str. 92-93. Przecież wyraźnie sam napisałem: "od grudnia 1942", a Ty piszesz o ruchu spontanicznym i rozkazie Grota z 24 grudnia. To samo przecież Ten spontaniczny jak to ująłeś ruch trwał więc zaledwie jeden miesiąc, choć nie do końca, bo komendant główny Batalionów Chłopskich wydał podległym jednostkom rozkazy już w połowie grudnia. Tak więc nie bardzo kiedy miał się ten ruch spontaniczny rozwinąć. W dwa tygodnie? Bo przypomnę, że akcja niemiecka rozpoczęła się dopiero 22 listopada. Pierwsze słyszę, że polskie podziemie prowadziło akcje przeciwko cywilnej ludności ukraińskiej na przełomie 1942/43. I to na Zamojszczyźnie. Cóż, być może jeszcze wiele nie wiem, więc poproszę o jakieś źródła tych informacji, bo ja w swoich (czy tych, do których mam dostęp) nic takiego nie znalazłem. Nie. To wszystko kupy się nie trzyma. Polskie podziemie nie prowadziło przeciwko Ukraińcom żadnych działań do mniej więcej połowy 1943 roku. Z drugiej strony, do wiosny 1943 również Ukraińcy nie prowadzili masowych akcji przeciwko Polakom. Zdarzały się sporadyczne mordy obywateli polskich i pojedyncze wyroki na ukraińskich kolaborantach. Działania UPA przeciwko Polakom to dopiero marzec 1943, a zorganizowana reakcja polska to lipiec. I to na Wołyniu. Poza tym, polskie podziemie nie mogło czynnie działać "w lesie" w 1942, bo nie miało odpowiednich, wystarczających struktur. Mowa o ZWZ-AK. Więc jeśli mowa tu o jakimś "polskim podziemiu", to być może inne organizacje, bo na pewno nie ZWZ-AK, i nie BCh. Nie ma znaczenia, czy mówimy o Wołyniu, czy Zamojszczyźnie, działania ukraińskie dotyczyły również Galicji Wschodniej. I tak na Zamojszczyźnie główne natężenie działalności UPA miało miejsce w pierwszej połowie 1944 roku. Walki z polskim podziemiem trwały do czerwca 1944. A akcja Globocnika skończyła się rok wcześniej. Wracając do tezy, że akcja ukraińska na Wołyniu była reakcją na działania polskie na Zamojszczyźnie. Owszem, jest część ukraińskich, skrajnie nacjonalistycznych historyków, którzy ferują takową teorią (np. Łew Sankowśkyj, zamieszkały w Kanadzie). Jest to oczywista manipulacja tych historyków, wystarczy przeanalizować dane dot. liczb, dat i miejsc, nawet według źródeł ukraińskich. Po pierwsze, liczba zabitych na Zamojszczyźnie Ukraińców za okres 1942-1943 to 394 osoby. Dalej, okazuje się, że większość zabitych to druga połowa 1943 roku, w reakcji na Rzeź Wołyńską (nasilenie akcji przeciwko Ukraińcom na Zamojszczyźnie to głównie sierpień 1943). W tym czasie na Wołyniu ginie kilkadziesiąt tysięcy Polaków (początek marzec, nasilenie - lipiec 1943). Niby ta sama informacja, ale uzupełniona w szczegóły wygląda zupełnie inaczej. Masz rację Kolego, temat mało znany. Źródła: 1. Grzegorz Motyka, "Ukraińska partyzantka 1942-1960", Warszawa 2006, rozdz. III, V i VI. 2. Taras Bulba-Borowieć, "АРМІЯ БЕЗ ДЕРЖАВИ", Winnipeg 1981, str. 244-248. 3. Damian Markowski, "Płonące kresy", Warszawa 2008, str. 24-27. Tylko jest zasadnicze pytanie - kiedy? I jaka skala? Co oznacza "na początku", co oznacza "w niedługim czasie"? Akurat ramy czasowe omawianego zagadnienia są niezwykle istotne (jak wykazałem powyżej), tak samo jak i miejsce, bo sprawa nie dość, że delikatna, to jeszcze nieco skomplikowana. Prosiłbym może o doprecyzowanie i podanie źródeł informacji. Prawda jest też taka, że początkiem sierpnia 1943, OUN-B wydał zalecenia dla ludności ukraińskiej na Zamojszczyźnie o przeniesieniu się na wschód. Dokładnie tak. Tylko, że jedna strona miała ręce mniej brudne (albo bardziej czyste, jak kto woli) - wystarczy porównać przybliżoną (bo dokładnej pewnie już nikt i nigdy nie ustali) liczbę ofiar obu stron za okres 1943-1944. Nawet biorąc pod uwagę nacjonalistyczne źródła ukraińskie, które podają kilkanaście tysięcy ofiar ukraińskich i ok. 40 tys. polskich, to i tak jest nieźle. Najprawdopodobniej Ukraińców zginęło między 8 a 14 tys., Polaków między 60 a 80 tys. Najbardziej skrajne oceny to 3-5 tys. zabitych Ukraińców i 100 tys. zabitych Polaków. Źródła dot. liczby ofiar: 1. Torzecki Ryszard, "Polacy i Ukraińcy. Sprawa ukraińska w czasie II wojny światowej na terenie II Rzeczpospolitej", Warszawa 1993, str. 267 2. Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa, "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945", Warszawa 2000, str. 1038, 1040, 1045, 1056 3. Grzegorz Hryciuk, "Przemiany narodowościowe i ludnościowe w Galicji Wschodniej i na Wołyniu w latach 1931-1948", Toruń 2005, str. 279 4. Grzegorz Motyka, "Ukraińska partyzantka 1942-1960", Warszawa 2006, str. 410 5. Damian Markowski, "Płonące kresy", Warszawa 2008, str. 55 Pozdrawiam.
  5. Była drobna dyskusja o swobodzie prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. W PRL nie można było prowadzić suwerennej polityki, ani zagranicznej, ani wewnętrznej. Sprecyzujmy, w pełni suwerennej. Mogliśmy sobie sami w większości decydować, ale nie we wszystkim. Zmiana ustroju - niemożliwa, pluralizm polityczny - niemożliwy, zmiana sojuszu - niemożliwa, itd. To jest właśnie częściowe zniewolenie. Chciałbym też zauważyć, że przyrównywanie patronatu ZSRR do patronatu Unii Europejskiej czy NATO jest nadużyciem. I to nie ze względów emocjonalnych, czyli - kogoś lubię lub nie, ale chociażby prawnych. Możemy sobie na przykład wystąpić z NATO i nikt nam za to czołgami w celu doprowadzenia do porządku nie wjedzie. Przypomnę też, że do Układu Warszawskiego i RWPG wejść "musieliśmy", a do NATO i UE weszliśmy, bo sami chcieliśmy. Taki niuans Pozdrawiam.
  6. Józef Beck - ocena

    Ja pisałem, na poprzedniej stronie, post nr 52 Generalnie ciekawy ma rację, ale akurat w 1938 sytuacja wyglądała diametralnie inaczej, powstała szansa na porozumienie, był "drugi do tanga", tylko sprawę rozłożył Beck pospołu z Mościckim. ciekawy, Polska mogła być przez Adolfa postrzegana jako pożądany sojusznik, lecz pod warunkiem ustępstw terytorialnych najprawdopodobniej. Partnerski sojusz był więc nie bardzo możliwy. Jaki interes Niemiec we wspólnym pochodzie na CCCP? Tereny? Gdzie, na jeszcze dalszych kresach wschodnich? Jaki w tym sens? Przede wszystkim podporządkowanie lub podbicie Polski leżało w interesie Niemiec. Woj, z tym błędem w sprawie Zaolzia to nie do końca tak. Oczywiście, popełniliśmy błąd polityczny nie próbując nawet porozumieć się z Beneszem, szczególnie po jego propozycji. W zamian za to, Beck (w sumie, chronologicznie wcześniej) zażądał Zaolzia. I to był błąd wręcz tragiczny, całkowita zgoda. Ale skoro mleko się rozlało i rozbiór Czechosłowacji się dokonał, to znowuż nie zajęcie Zaolzia byłoby błędem militarnym. Trzeba więc było konsekwentnie Zaolzie zająć. W skrócie ująłbym to tak. Żądanie Zaolzia było błędem (karygodnym), natomiast samo zajęcie, jako akt dokonany (w konsekwencji wcześniejszego błędu) już nie. I tak było politycznie przerąbane, więc trzeba było chociaż ratować się militarnie. Przypomnę, że wpływy do budżetu po zajęciu Zaolzia wzrosły ze względu na istniejącą tam infrastrukturę gospodarczą. O strategicznej linii kolejowej nie wspomnę, bo już o tym wielokrotnie pisałem. Pozdrawiam.
  7. Quiz Polska Piastów

    Nie wiem do końca jak Chełm, bo przywilej lokacyjny (drugi, z 1251 roku) znajduje się w archiwum berlińskim, w Polsce mamy tylko przywilej dot. Torunia. Ponoć są identyczne, więc wychodzi, że 110 łanów, czyli 330 mórg. 1 łan chełmiński to 17,995 ha, czyli mamy łącznie 1979,45 ha. Chociaż dokument określa łan według "zwyczaju flamandzkiego", czyli 1 łan = 14 ha, ale to chyba błędnie. Są też źródła podające 18 ha za łan i nawet 20 ha. Pozdrawiam.
  8. A czy pułk posiada jakąś stronę w necie? Miło by było podać link Pozdrawiam.
  9. Jerzy Hoffman

    To, że Sienkiewicz mija się z historią w "Ogniem i mieczem" byłem gotów wybaczyć, ale tego, że Hoffman zrobił z tego totalnego knota - już nie. Podobnież jak Pancernego, husaria w błocie mnie rozłożyła. Dalej, husaria atakująca watahą (to akurat we wszystkich filmach Hoffmana), no rzecz, która mnie wręcz dobija - trzy, albo i więcej salw (celnych!) oddanych do tejże husarii. O siodłach końskich i ogłowiach nawet nie wspomnę - porażka. Poza tym sceny batalistyczne najsłabsze z całej Trylogii. Podobnie jak Bruno, na pierwszym miejscu stawiałbym Potop. Pozdrawiam.
  10. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    Andrea$, wydaje mi się, że jeśli chodzi o techniczną stronę możliwości produkcyjnych, to śmiało mogliśmy taką dywizję wystawić, może i więcej niż jedną. Popatrz, że tak na siłę to mogliśmy wzmocnić posiadanymi czołgami obie nasze brygady zmotoryzowane (10 BKZ i Warszawska BPM), dodać nieco artylerii, jakieś dodatkowe pododdziały i od biedy dwie, słabe dywizje panc. mamy. Więc teoretycznie realne, tym bardziej, że pierwszą z naszych brygad utworzono już w 1937 na bazie 10 Brygady Kawalerii. W tym samym czasie powstawały (wzgl. rozwijały się) jednostki pancerne w Niemczech. Podstawowym problemem był jednak pieniądz i niewystarczająca liczba samochodów. Stworzenie np. 4 dywizji pancernych ogołociłoby niemal resztę wojska ze środków transportu, wyczerpałby się też budżet, a losów wojny i tak by to nie zmieniło. Można się zastanowić, czy mogliśmy (i ile) otrzymać więcej czołgów i samochodów od Francji. W kwestii pojazdów pancernych, to jestem przekonany, że tak, mniejsza o jakość (w grę wchodziły R35, H35, D1, D2). Odpowiednio wcześniej zawierając z Francją umowy (bądź wykorzystując w pełni materiałową część pożyczki z Rambouillet) z pewnością mielibyśmy ok. 275 czołgów D1/D2, spokojnie ze 200 R35/H35, czyli łącznie ok. 500 czołgów dodatkowo. Nie były idealne, można było mieć do nich zastrzeżenia, ale... Dałyby sobie radę z niemieckimi PzKpfw I i II. Tak to jest, kiedy "średnie" jest wrogiem "dobrego", wyszło praktycznie na zero. Trudno tu czynić zarzuty decydentom, akurat chcieli dobrze, Polski nie stać było na zakup sprzętu, który za chwilę będzie całkowicie nieadekwatny do potrzeb nowoczesnego pola walki. Gdyby wiedzieli, że wojna wybuchnie we wrześniu 1939, zapewne zdecydowali by inaczej, ale cóż, jasnowidzami nie byli. Nie wiem natomiast jak wyglądała kwestia ewentualnych zakupów samochodów, myślę, że coś tam można było chyba zdziałać. Pozdrawiam.
  11. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    Andrea$, czy samochód Praha RV był taki świetny to nie wiem, był dość mocno paliwożerny, to pewne Oczywiście, na ówczesne warunki był niezły, miał nowoczesną konstrukcję i dużą dzielność terenową. Co do ilości. Z tego co wiem, to przed wojną Niemcy przekazali nam w ramach odpłatności za tranzyt bodajże 200 ciężarówek Praha RV. Duża część z nich trafiła do 10 BKZ. Polskie konstrukcje (PzInż., Ursus, Fiat - wiem, wiem, na licencji) były na swoje czasy całkiem niezłe. Wchodziły też nowe modele, nie uruchomiliśmy jednak przed wojną produkcji. Pozdrawiam.
  12. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    Stać nie było, to prawda, ale ilości niekoniecznie muszą być takie. Patrzymy na etaty niemieckie z 1939 roku, a każde państwo (Niemcy też później zmienili) miało własny schemat organizacyjny. Ludzi wystarczyłoby i 10 tys., a czołgów 150, też można mieć dywizję pancerną. Istotne są również samochody, tych potrzeba ok. 2 tys., i tu był podstawowy problem. Z czołgami byśmy wyrobili jako tako (np. wszystkie 7TP, plus jakiś import np. D2), z ludźmi też, gorzej z samochodami. Generalnie problem finansowy jak zwykle, plus sporo niechęci wśród części generalicji, wszak dopiero rodził się ten rodzaj broni jako samodzielnej. Niemcy również nie mieli do końca skonkretyzowanej koncepcji, stąd w 1939 dywizje pancerne i lekkie, potem reformy przed Fall Gelb - przekształcenie dywizji lekkich w pancerne z jednoczesnym zwiększeniem liczby czołgów w nich i zmniejszeniem w dotychczasowych dywizjach pancernych. Oczywiście, że tak. Stalinowi tak samo zależało na unicestwieniu Polski jak i Hitlerowi, kampania wrześniowa była dla niego po prostu doskonałą okazją. Prędzej czy później, zaatakowanie Polski by nastąpiło. Tu daliśmy trochę ciała. Część dział Boforsa sprzedano za granicę, nie wykorzystano też w pełni mocy produkcyjnych, w sumie z powodów finansowych. Co do samolotów, to trochę inaczej. Tu możliwości produkcyjne mieliśmy spore i przy odpowiedniej polityce można było w kilka miesięcy wyprodukować całkiem sporo sprzętu. Nie mam w tej chwili danych pod ręką, ale z tego co pamiętam i obliczałem, to w samym tylko 1939 mogliśmy wyprodukować paręset sztuk samolotów (teoretycznie oczywiście, biorąc pod uwagę techniczne moce produkcyjne). Istnieje też druga strona medalu. Przecenia się nieco skuteczność Luftwaffe w 1939 roku. Vide armia gen. Kutrzeby, nie wytropiona i nie zidentyfikowana mimo, że dziarsko maszerowała z Wielkopolski w kierunku Warszawy. Straty militarne spowodowane przez Luftwaffe też są wyolbrzymione. Spowodowały niejednokrotnie zamęt, ale ze zniszczeniem polskich jednostek to już gorzej. Chyba lepiej niemieckim lotnikom szło ostrzeliwanie kolumn uchodźców i bombardowanie obiektów cywilnych. Pozdrawiam.
  13. Wysiedlenia Polaków na Zamojszczyźnie

    Oczywiście, że nie musi i nie jest. Warto by tylko było, żeby któryś z historyków wreszcie się pokusił o sprostowanie tego oczywistego błędu. Zresztą napisałem w tej sprawie do Twojego kolegi z Instytutu, Damiana Markowskiego (jego publikacja "Płonące kresy" jest bodajże jedną z ostatnich, która powiela tenże błąd), że warto by było to sprostować. Skoro chłop studiował już temat, to może pokusiłby się o głębsze zbadanie. Ma lepsze dotarcie do źródeł niż ja Pozdrawiam.
  14. Wysiedlenia Polaków na Zamojszczyźnie

    Słyszałem tylko o Kodeksie moralności obywatelskiej z 1941 i również o Kodeksie Sądów Kapturowych z maja 1940 roku. Jednakże on przestał obowiązywać w listopadzie 1941 roku, kiedy wszedł w życie "Statut Wojskowych Sądów Specjalnych". Mniejsza z tym, treści żadnego z wymienionych nie znam. Nie zmienia to faktu, że najprawdopodobniej sformułowanie pochodzi z któregoś z tych aktów, a nie z KK Makarewicza. Ktoś pewnie, gdzieś kiedyś w literaturze napisał jak podałem i w owczym pędzie wszyscy powtarzają bez sprawdzenia. Chodzi mi tylko o poprawność merytoryczną. Pozdrawiam.
  15. Zakaz fotografii zabytków a prawo

    Nie tylko u nas tak jest. W muzeach węgierskich na przykład, za zgodę na fotografowanie trzeba zapłacić. Taka zachęta dla turystów zagranicznych do propagowania madziarskiej kultury (czytaj: wyciąganie pieniędzy skąd się da) Pozdrawiam.
  16. Święta w PRL

    Kolega izzydor podał link do ciekawego artykułu ze szczecińskiego portalu o przedświątecznym szaleństwie za PRL. Proponuję poczytać, można się pośmiać Pozdrawiam.
  17. Wysiedlenia Polaków na Zamojszczyźnie

    Pomysłodawcą akcji wysiedleńczej i germanizacji/zasiedlania Zamojszczyzny (w dalszym planie miały być również kresy wschodnie miały być obiektem takiej akcji, jednak do niej nie doszło) był Odilo Globocnik, szef NSDAP w dystrykcie Lublin (Chef der NSDAP im Distrikt Lublin), współautor Holocaustu. W połowie lipca 1941 roku zaprosił Himmlera i roztoczył przed nim wizję zniemczenia Zamojszczyzny. Himmler zaakceptował plan i do początków 1942 roku przygotowano założenia. Było to oczywiście częścią większej operacji, Generalplan Ost. Polaków podzielono na 4 grupy, które w zależności od kategorii miały być germanizowane bądź przesiedlane, wysyłane do pracy lub obozów koncentracyjnych, itd. Przez cały sierpień i wrzesień 1942 sztab Globocnika z wytężeniem pracował nad ostatecznym i pełnym kształtem planu. Rozkazy dot. operacji wydał z tego co wiem (może się mylę) nie Himmler, a Globocnik w dniu 22 listopada 1942. Niemcy datują rozpoczęcie akcji na godzinę pierwszą w nocy, 28 listopada 1942 roku. Na pierwszy ogień poszły wsie Skierbieszów, Zawoda, Lipina Nowa i Sady, w kolejnym dniu trzy miejscowości w pobliżu. Za: Joseph Poprzeczny, "Odilo Globocnik, Hitler's Man in the East", London 2004, str. 161-180. Wpływ na rozdźwięk mogła też mieć wzmożona właśnie akcja AK-BCh. Już od grudnia 1942 na tereny Zamojszczyzny ściągają oddziały AK i BCh, rozbijając akcje pacyfikacyjne, odbijając więźniów oraz dzieci. Wiele niemieckich zbrodni spotkało się z odwetowym atakiem na niemieckich kolonistów. Nic więc dziwnego, że nie było "chętnych". Dalszy napływ sił zbrojnego podziemia sprawił, że już zimą 1943 Niemcy zostali zmuszeni do używania regularnych jednostek Wehrmachtu. Z drugiej strony zbliżał się front, Niemcy dostawali baty od Rosjan i tracili jednocześnie kontrolę w Zamojskiem. Wydaje mi się więc, że to raczej odgórne naciski zdecydowały o przerwaniu akcji. Za: Damian Markowski, "Płonące Kresy", Warszawa 2008, str.25-26. Do tego oczywiście dochodził rozdźwięk prawdopodobnie osobisty pomiędzy Globocnikiem a Hansem Frankiem, mający podłoże prawdopodobnie w dążeniu do kariery obu panów, jeszcze z okresu wcześniejszego. Za: Joseph Poprzeczny, "Odilo Globocnik, Hitler's Man in the East", London 2004, str. 158. Dokładnie tak. Warto wspomnieć, że właśnie żołnierzom z AK i BCh zawdzięczamy taki rozwój sytuacji. To był w sumie pierwszy, bojowy sprawdzian podziemia. Niemcy nie mieli dotychczas do czynienia z partyzantką na terenie GG, i to ich zaskoczyło. Tu warto wspomnieć o pomyśle jednego z działaczy ukraińskich, lojalnego wobec Niemców, Wołodymyra Kubijowycza (szef UCK). Na spotkaniu z Frankiem w sierpniu 1941 roku proponował utworzenie obszarów etnicznie czysto polskich i oddzielnie, czysto ukraińskich poprzez odpowiednie przesiedlenia. Gubernator Frank nie zgodził się na takie rozwiązanie, w tamtym momencie przystał na plan Globocnika jeśli się nie mylę. Za: Joseph Poprzeczny, "Odilo Globocnik, Hitler's Man in the East", London 2004, str. 191. Tu chyba mówimy o dwóch, różnych sprawach. Przesiedlenia Ukraińców dokonywane przez Niemców to jedno, a akcje odwetowe polskiego podziemia w stosunku do Ukraińców to coś zupełnie innego. Oczywistym jest, że nacjonalistyczne podziemie ukraińskie realizowało plan usunięcia Polaków z terenów uznawanych za ukraińskie. Początkowo nie zamierzano z Polakami walczyć, szukano nawet porozumienia (vide II konferencja OUN z kwietnia 1942 roku), pod warunkiem jednak uznania przyszłego państwa ukraińskiego w granicach zaproponowanych przez stronę ukraińską. Z oczywistych względów, nie zostało to przez stronę polską przyjęte. Za: Grzegorz Motyka, "Ukraińska partyzantka 1942-1960", Warszawa 2006, str. 303. Sposób widzenia problemu przez stronę ukraińską najlepiej zobrazują słowa Mykoły Lebiedzia, jednego z szefów OUN: "Ukraińska Powstańcza Armia próbowała wciągnąć Polaków do wspólnej walki przeciwko Niemcom i bolszewikom. Kiedy nie odniosło to żadnego skutku, UPA wydała polskiej ludności rozkaz opuszczenia Wołynia i Polesia". Za: Mykoła Lebiedź, "Ukraińska Powstańcza Armia", Drohobycz 1993, str. 53. I wszystko w temacie. Choć sam Lebiedź mówi o sobie, że był przeciwnikiem rozwiązania siłowego, to jednak w swej masie nacjonaliści ukraińscy zaczęli się dopuszczać najzwyklejszych przestępstw wobec ludności polskiej. Odpowiedzią na to były działania polskiego podziemia, zgodne z dyrektywą BIP AK z 7 maja 1942 dot. tzw. "walki cywilnej". Zgodnie zresztą z kodeksem karnym z 1932 roku (art. 93, 100, 101, 102, 225) podziemie wykonywało więc wyroki, nie tylko na Ukraińcach, ale też Niemcach i Polakach. Przy okazji taka ciekawostka. Autorów wielu publikacji czy tekstów dotyczących sprawy polsko-ukraińskiej podczas wojny, tłumacząc postępowanie polskich sądów podziemnych podobnież jak ja opiera się na przedwojennym Kodeksie Karnym z 1932 roku. Tyle tylko, że najczęściej cytuje poniższy fragment (bez podania artykułu): "(...) kto dopuszcza się zbrodni zdrady, szpiegostwa, prowokacji lub nieludzkiego prześladowania i krzywdzenia ludności polskiej - podlega karze śmierci". Brzmi nieźle, prawda? Tylko, że ja albo ślepy jestem, albo mam nie ten egzemplarz kodeksu, bo nigdzie takowego ustępu jak powyższy znaleźć nie mogę... Pozdrawiam.
  18. Mniejszości narodowe

    Mówimy sporo o Ukraińcach. Ja chciałbym wspomnieć o Poleszukach, bodaj najspokojniejszej i najbardziej spolegliwej mniejszości jaka w RP była. Tam, na północnym Polesiu moja rodzina spędziła wojnę. Z opowieści rodzinnych i tamtejszych mieszkańców (3-krotnie odwiedzałem tamte tereny w latach '90) obraz okupacji jawi się dość sielankowo. O partyzantce za bardzo się nie wspomina, o jakichkolwiek ekscesach etnicznych w ogóle. Polacy i Poleszucy żyli w pełnej zgodzie i błogim spokoju. Całe represje okupanta w okolicy Klecka sprowadzały się do przysłowiowego "darcia gęby" przez niemieckich oficerów (miejscowych zarządców) na sołtysów czy wójtów za opieszałe kontyngenty czy lenistwo przy robotach publicznych (np. poprawianie stanu drogi, co i za Sanacji wcześniej czyniono). Polacy i Poleszucy żyli w pełnej zgodzie, obok siebie, nawet nie oddzielnie, sporo było małżeństw mieszanych. Większość ludności, to po prostu byli "tutejsi", życzliwi wobec sąsiadów i przybyszów. Pozdrawiam.
  19. Polacy u boku Napoleona i kwestia Polski

    No właśnie Adamie. Dlatego trudno było oczekiwać po Polakach, żeby się od Napoleona odwrócili, chociaż Prusy wykazały się jak widać w lutym trafnym przewidywaniem i zmieniły obóz. Ale to Prusy, XW to co innego. Król Saksonii jak widać też wierzył w Napoleona, albo chciał wierzyć. Nie za bardzo miał chyba inne wyjście, podobnież jak my... Pozdrawiam.
  20. Szkoda tematu żeby się marnował w Pomocowym. Przenoszę do Instytutu Nauk Historycznych. Pozdrawiam, Vissegerd
  21. Książka Historyczna Roku - nominacje

    Na każdym zebraniu jest tak, że ktoś musi być pierwszy Chciałbym zgłosić pozycję prof. Grzelaka: "Kresy w czerwieni 1939" Czesław K. Grzelak Oficyna Wydawnicza RYTM Warszawa 2008 To już wprawdzie trzecie (poprzednie w 1998 i 2001), ale uzupełnione (min. przez dokumenty archiwów rosyjskich jak i relacje autora na ten temat) wydanie pod tym tytułem, doskonałe opracowanie, wysoka wartość merytoryczna, świetne i pełne wprowadzenie do zagadnienia, duża ilość przytaczanych dokumentów, tabele, mapy oddzielnie, szkice, zestawienia, bogata bibliografia, dokumentacja zdjęciowa, informacja o stanie wojsk przed wojną i we wrześniu, charakterystyka sojuszników i przeciwników, polityki międzynarodowej, opisy walk, podsumowania. Jednym słowem zwięzłe, a jednocześnie na ile pozwalają zasoby archiwów, szczegółowe i bezstronne opracowanie zagadnienia, po prostu rewelacja Pozdrawiam.
  22. Przetrwanie Flensburga...

    Panowie, bez żartów. Historia alternatywna to taka, która wskutek pewnych decyzji, innych niż historyczne, mogła się zdarzyć. Tu w ogóle nie ma takiej możliwości Pozdrawiam.
  23. Józef Beck - ocena

    Dokładnie tak FSO, nic dodać, nic ująć. Ja w sumie współczuję Beckowi, był w pewnym sensie postacią tragiczną, sytuację miał nielekką, delikatnie rzecz ujmując. Po pierwsze, miedzy młotem, a kowadłem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że każdy z dwóch naszych, największych sąsiadów, życzy nam jak najgorzej (eufemizm). Konflikt jest więc kwestią czasu. Pozostawała tylko i wyłącznie polityka równowagi, którą Beck realizował do 1938 roku nad wyraz poprawnie (moim zdaniem oczywiście). Sytuacja jak bicie głową w mur... Po drugie, faktycznie, realnie dobrym rozwiązaniem jest sojusz z Czechosłowacją. Tu trudno mówić o błędach Becka do września 1938, bo niechęć i rozdźwięk pomiędzy obydwoma krajami był wzajemny, porozumienie było niezwykle trudne. W obu krajach, w mniejszym czy większym stopniu musiano liczyć się z opinią publiczną. Błędem natomiast było zachowanie opisane przeze mnie w poście nr 57. IMHO zaprzepaszczono pierwszą, dobrą i jedyną szansę na porozumienie obu krajów. Jeśli Benesz sam proponował rozmowy nt. granic, to czegóż chcieć więcej? Bardzo wątpię w to, czy Hitler zdecydowałby się na napaść obu krajów w 1938 roku. Nie wydaje mi się też, żeby nadwyrężyło to na dłuższą metę stosunki na linii Polska-Czechosłowacja a Francja-Wielka Brytania. Pytanie tylko, jaką decyzyjność miał tu Beck i na ile działał samodzielnie? Ciekawi mnie po prostu, kto podejmował wtedy i jakie decyzje. Może ktoś z kolegów wie coś na ten temat? Po trzecie, dalsza działalność Becka, po Monachium, była już tylko konsekwencją wcześniejszych zdarzeń (w tym, własnych błędów), reżyserowanych jednak przez wielkich tego świata, nie przez Polskę. Chyba byliśmy bardziej "przedmiotem" polityki międzynarodowej, niż "podmiotem". Na dodatek, znowu można postawić pytanie, na ile samodzielną politykę realizował Beck (w sensie, niezależnie od reszty rządu czy prezydenta, NW)? Pozdrawiam.
  24. Polacy u boku Napoleona i kwestia Polski

    Miano daje wojskom, ale nie krajowi, nie formalnie. De facto może i tak, ale de iure już nie. Równowaga sił? Może i zgoda, ale wydawało mi się, że nie o tym mówimy Tak myślałem, że o to Ci chodzi, dlatego napisałem: "zależy jak na to spojrzeć". W tym momencie wszystko byłoby przede wszystkim w ręku Fryderyka Augusta. Biorąc pod uwagę powiedzenie, że "koszula bliższa ciału", to możesz mieć rację. Niestety, ja nie znam tak dobrze postaci króla Saksonii, żeby chociaż próbować wyrokować jego ewentualne poczynania. Trzeba jeszcze, jak wspominałem, umiejscowić działanie w czasie. Początek i koniec 1813 roku to dwie, różne sytuacje polityczne w Europie. Pozdrawiam.
  25. Tadeusz Kościuszko - ocena

    Co do Maciejowic to racja. Kościuszko świetnie się sprawdzał jako dowódca dywizji, jako głównodowodzący natomiast już nie bardzo, nie ten format. Zabrakło mu polotu... Pozdrawiam.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.