Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Wojna o Falklandy - Malwiny

    Jeśli byłby dostatecznie daleko, mogli fizycznie nie mieć możliwości by coś mu zrobić. Brytyjczycy dysponowali wówczas tylko myśliwcami typu Harrier, o relatywnie niewielkim zasięgu i niezbyt długim czasie patrolowania. Nie mieli też pokładowych samolotów tankujących. A możesz powiedzieć, skąd w ogóle pochodzi ta teza? Brytyjski raport z potyczki, opublikowany już dawno, wyraźnie mówi o jednym trafieniu oraz o tym, że zaobserwowano upadek drugiego pocisku do morza w odległości kilku mil czy jakiejś tam od brytyjskich okrętów. W tej chwili nie, na ile mi wiadomo. Dawno temu, za czasów pancerników robiono takie rzeczy (niektóre niemieckie bomby szybujące z II wojny, np. Hs 294 , powojenny rosyjski pocisk KSzCz, amerykański Petrel). Ogólnie funkcjonowało to tak, że głowica pocisku miała postać torpedy (z napędem lub bez) i oddzielała się na kilkadziesiąt czy kilkaset metrów przed celem, tak by wpaść do wody i porazić podwodną część kadłuba. Potem uznano to za zbyt skomplikowane i niepotrzebne - w seryjnych KSzCz nie montowano tego mechanizmu oddzielania głowicy, Petrel szybko wycofano i przekwalifikowano na cel latający.
  2. Czołgi

    Myślę, że to już wymagałoby chyba bardziej szczegółowych badań i przeanalizowania, w ilu przypadkach czołg został faktycznie zniszczony/unieruchomiony przez ogień artyleryjski, a w ilu czołg unieruchomiony z innych przyczyn (np. awarii napędu, ugrzęźnięcia w trudnym terenie...) został następnie zniszczony ogniem art. F.K.96 to było podstawowe działo polowe, więc co właściwie miałoby szanse się wykazać... W 1916 wprowadzono jego nową wersję, Nahkampfkanone. Dla poprawienia manewrowości i przetaczania po stanowisku ogniowym (kąt ostrzału w poziomie pozostał minimalny, bodajże 4°) obniżono masę, zakładając mniejsze koła i zmniejszając tarczę ochronną (chyba też jeszcze jakieś elementy wyleciały). Chyba też i wtedy wprowadzono dwa nowe pociski: lepszy granat z 0,9 kg m.w. (w starym było 0,19) i taki powiedzmy z pewną nieśmiałością "pepanc" - Tankgranate się to bodajże zwało. T.Gr. zrobiony był ze skorupy granatu z zapalnikiem czołowym, nie wiem nowego czy starego (mam nadzieję że starego chociaż. W gniazdo zapalnika wstawiono grubościenną stożkową wkrętkę z utwardzonej stali, która miała ułatwić wnikanie w przeszkodę. W tylnej części wkrętki znajdował się zapalnik uderzeniowy bezwładnościowy z krótką zwłoką.
  3. Wojna o Falklandy - Malwiny

    Na ile wiem to szło trochę inaczej. Goście lecieli tuż nad powierzchnią morza by uniknąć wykrycia przez brytyjskie radary. Dane o położeniu celu (takie powiedzmy przybliżone) dostawali od samolotu rozpoznawczego operującego na dużej wysokości poza zadeklarowaną przez Brytyjczyków strefą działań wojennych. W odległości tych kilkudziesięciu km od celu wykonali manewr typu górka: wyskoczyli na wysokość tych 150-200 m, dokładnie namierzyli cele swymi pokładowymi radarami, zaprogramowali pociski i wystrzelili je. Trudno mi sobie wyobrazić, że nie wiedzieli czy pociski ruszyły, zapłon wielkiego silnika na paliwo stałe to spora kula ognia i dymu. Chyba że jednocześnie z wystrzelaniem Exocetów zawrócili i rozpoczęli odwrót, nie patrząc na nic. Oczywiście nie mogli wiedzieć w co trafili. No raczej nie mieli. Zasięg AGM-39 z małej wys. to jakieś 50 km, pewnie nie strzelali z maksymalnej odległości, ale i tak były to dziesiątki km, wątpię żeby się dało dostrzec wzrokowo okręt z takiego dystansu Noo to jest raczej dosyć dobrze opisane w raportach - 4 maja trafił jeden pocisk, drugi spadł do morza. Kontrowersje tyczyły tego, czy eksplodował, w oficjalnym raporcie orzeczono ostatecznie że chyba nie, nowe badania opublikowane w 2015 bodajże na jakiejś konferencji mówią że chyba tak. Co do 25 maja i trafienia w Atlantic Conveyor wszystko się zgadza. Ponadto 12 czerwca pociskiem wystrzelonym z zaimprowizowanej wyrzutni lądowej oberwał niszczyciel HMS Glamorgan. Tym razem jednak okręt nie utracił zdolności bojowej i kontynuował działania w rejonie Falklandów do końca konfliktu. Czyli trafiły 4 z 5 (jest jeszcze niepotwierdzony atak 30 maja na HMS Invicible, jeśli faktycznie miał miejsce to 4 z 6). No nie nie, nie aż tak. Faktycznie brytyjski wywiad starał się udaremniać lub podkupywać transakcje, do do których miał podejrzenia że są realizowane dla Argentyny przez łańcuch pośredników. Np. pod brytyjskim naciskiem Francja wstrzymała sprzedaż tych pocisków do Peru, uważając, że mają one właśnie być przekazane Argentynie. Ale np. Irak cały czas kupował pociski Exocet i wykorzystywał je w prowadzonej wówczas wojnie z Iranem. Edit: sorry teraz dopiero przeczytałem uwagę Bruno Wątpliwego. No to faktycznie, może lepiej przenieść te ostatnie wpisy do tamtego tematu o Falklandach? Powyższe pięć wpisów przeniosłem z tematu: "Najstarsze okręty wojenne na świecie". secesjonista
  4. Wojna o Falklandy - Malwiny

    No nie nie, nie aż tak. AM-39 aż taki mądry nie był, nawet nie wiem czy współczesne wersje są. Na kilkadziesiąt km przed celem pilot (a w zasadzie piloci, bo atakowały 2 samoloty) wykonał manewr typu górka, żeby wyjrzeć nad horyzont i namierzyć cel pokładowym radarem. Na tej podstawie zaprogramował pocisk, żeby mógł dolecieć w określone miejsce i tam dopiero, w pobliżu celu włączyć własny radar i tego celu szukać. Potem wystrzelił pocisk (a w zasadzie wystrzelono 2 pociski jak mówiłem) i zawrócił tak jak piszesz. Jeden pocisk trafił HMS Sheffield, drugi został zakłócony przez systemy walki radioelektronicznej i spadł do morza. Ależ nie, jak mówię AM-39 nie był aż taki skomplikowany, nawet nie wiem czy ten najnowszy wariant jest. Ogólnie Exocet ma silnik rakietowy na paliwo stałe, o relatywnie krótkim czasie pracy, gdzie mu tam do jakiegoś zawracania i skomplikowanych manewrów. Nie, ale statystyka i tak była niezła (4 z 6 wystrzelonych).
  5. Najstarsze okręty wojenne na świecie

    Trudno mi powiedzieć. Jeśli chodzi o te wielkie rosyjskie rakiety, to jest na stanie floty pewna liczba bombowców Tu-22M3. Prawdopodobnie więc jakieś zapasy przeciwokrętowych Ch-22 również są do dyspozycji. Mówiąc ściślej, najnowsza rakieta z tej rodziny, oznaczona Ch-32 jest nawet obecnie produkowana (wprowadzona w 2016), z tym że na ile wiem wyłącznie w konfiguracji pocisku strategicznego, z kierowaniem programowym (z radarową korektą wg rzeźby terenu) i głowicą nuklearną, wersji przeciwokrętowej o ile wiem brak. I - tu pozwolę sobie pospekulować - nie wiadomo czy będzie. Głównym przedmiotem tej modyfikacji było bowiem zastosowanie nowoczesnej głowicy nuklearnej o bardzo małej masie i wymiarach. Dzięki temu można było zrobić trochę lżejszy kadłub, wygospodarowano miejsce na powiększone zbiorniki paliwa i mocniejszy silnik i przez to wszystko zasięg wzrósł do około 1000 km. Gdyby powrócić do takiej ogromnej głowicy konwencjonalnej jak była we wcześniejszych przeciwokrętowych Ch-22, to trzeba by "poodkręcać" część tych zmian z powrotem, co z różnych powodów mogłoby nie być łatwe. Amerykanie wprowadzają właśnie na uzbrojenie pocisk przeciwokrętowy dalekiego zasięgu AGM-158C LRASM. Nie jest on aż takim kolosem jak te rosyjskie (głowica 450 kg) i zbudowany jest wg innej filozofii. Rozwija prędkość poddźwiękową, natomiast ma cechy obniżonej wykrywalności ("stealth") i dostosowany jest do działania w warunkach silnych zakłóceń radioelektronicznych. Mówi się też od pewnego czasu o dodaniu opcji przeciwokrętowej do istniejących uniwersalnych pocisków Tomahawk (w zasadzie to już teraz można je wykorzystywać przeciw okrętom, ale wymaga to interwencji operatora, nowy LRASM jest w pełni autonomiczny). W każdym razie wszystkie te pociski mają głowicę typu penetrator i mogą być zaprogramowane do ataku "pop-up" : z wykonaniem manewru typu górka i uderzeniem w cel w stromym locie nurkowym. Mogłyby więc też być potencjalną bronią przeciw rozważanym tu pancernikom.
  6. Czołgi

    I jeszcze straszliwy hałas: silnik nie był niczym oddzielony od załogi, ot po prostu był sobie pośrodku przedziału bojowego. Dopiero w wersji Mark VIII wydzielono przedział silnikowy. Za to potężna część zagrożeń pola bitwy została oddalona. Masakrujący piechotę ogień karabinów masz. był tu w zasadzie nieskuteczny (przy dobrym kącie przeciwpancerny pocisk mógł przebić boczny pancerz ale od Mk.IV go pogrubiono). Odłamki pocisków art. również. Bezpośrednie trafienie z działa było oczywiście dość zabójcze, ale też prawdopodobieństwo takiego czegoś relatywnie niewielkie. A wyspecjalizowanej broni przeciwpancernej do końca wojny było stosunkowo niewiele.
  7. Najstarsze okręty wojenne na świecie

    Owszem. Jeśliby jednak zanegować przydatność pancerza (z czym się zresztą sam nie zgadzam, żeby była jasność ) bo system obrony powietrznej wystarczy itd. tak jak tam pisałem, to można sobie wyobrazić taką kombinację, jak np. zrobienie morskiej wersji systemu artylerii rakietowej MLRS i zamontowanie go na okręcie typu LCS. Przypuszczam, że koszt wyszedłby porównywalny z kosztem reanimacji tych muzealnych pancerników. Droższym już chyba pomysłem - albo może i nie, trudno mi na szybko powiedzieć - byłoby zrobienie pocisku woda-ziemia kompatybilnego z pociskami przeciwlotniczymi Standard, w które w olbrzymiej ilości uzbrojone są wszystkie krążowniki i niszczyciele. Ten pomysł powraca czkawką od ponad 50 lat. Już w 1958 czy 59, po pierwszym wycofaniu pancerników do rezerwy, USNavy podjęła projekt pocisku RGM-59 Taurus (z rodziny Terrier/Tartar) przeznaczonego do bliskiego wsparcia desantu i ogólnie ostrzeliwania celów naziemnych. Taurus miał wykorzystywać booster i "płatowiec" tego lepszego Terriera (ze skrzydłami o małej rozpiętości i dużej cięciwie, takimi jak teraz mają Standardy, stroke się niekiedy na to mówi). Miał być "motoszybowcem", pociskiem aerobalistycznym bez silnika marszowego (tylko ów booster). Miał przenosić głowicę bojową o wadze 450 kg. Miał mieć dość ciekawe kierowanie, programowe bezwładnościowe z korektą radionawigacyjną w oparciu o naziemne nadajniki rozmieszczone np. przez tych desantowanych Marines w punktach o dobrze określonych współrzędnych. Przewidywana dokładność trafienia (CEP) wynosiła 190 m przy samym kierowaniu bezwładnościowym i 27 m z wykorzystaniem owej radiolatarni. Zakładany zasięg miał wynosić 30-90 km. Projekt skreślono w 1965, uznając że to niepotrzebne (samoloty wystarczą, a w razie czego wyciągnie się pancerniki z rezerwy). Pomysł powrócił tylnymi drzwiami w 1965. Opracowano wówczas antyradarową wersję ciężkiego pocisku przeciwlotniczego Talos - RGM-8H (o zasięgu ze 200 km) a krótko potem antyradarową wersję Standarda MR - RGM-66H. Przeznaczone były one do zwalczania radarów okrętowych i nadbrzeżnych. Pewną liczbę RGM-8 wykorzystano w czasie wojny wietnamskiej przeciw radarom wietnamskiej obrony plot. (być może RGM-66 też, program zamknięto w 1975). Na przełomie wieków znów koncepcja powróciła. RGM-165 LASM (Land-Attack Standard Missile) bazował na konstrukcji przeciwlotniczego Standarda SM-2MR (RIM-66K). Zmieniono system kierowania na programowe bezwładnościowe z korektą GPS, zastosowano część dziobową o bardziej aerodynamicznym kształcie i to w zasadzie wszystko. Głowica bojowa pozistała ta sama (odłamkowa z zapalnikiem zbliżeniowym, coby detonować pocisk tuż nad ziemią dla poprawy efektu odłamkowego). W 1997 wykonano 3 próbne odpalenia (z sukcesem). Zasięg pocisku wynosił 280 km. Ostatecznie jednak w 2002 program został skreślony: marynarka doszła do wniosku, że zastosowany system kierowania nie pozwala na atakowanie celów ruchomych (np. kolumny wojsk w marszu) a zastosowana głowica - celów "twardych" ("bunkrów", obiektów podziemnych itp.). Ooo o to bym się raczej nie obawiał. Już te pepance z II wojny były w stanie przebić pancernik na wylot, a one miały gorsze proporcje niż te współczesne. Fritz-X o którym tu pisał gregski wcześniej miał wydłużenie około 3,6 i współczynnik wypełnienia ok. 23%. Wspomniana BLU-109 ma współczynnik 27% czyli powiedzmy podobnie, zważywszy że dzisiejsza technologia metalurgiczna nawet tej nieco lżejszej skorupie zapewni co najmniej taką samą a raczej większą wytrzymałość. Zaś wydłużenie BLU-109 to aż 6,5. W dodatku teraz są bardziej niezawodne zapalniki, a jeszcze ten penetratorowy HTSF można programować na wybuch na wybranym "piętrze" wielowarstwowej przeszkody.
  8. Najstarsze okręty wojenne na świecie

    Nosicielami były naddźwiękowe bombowce Tu-22 i Tu-22M (Tu-26) przenoszące pojedynczy pocisk pod kadłubem, oraz poddźwiękowe Tu-95 (Tu-20) przenoszące do 3 pocisków. Szybki to on akurat był, około 3,5 Ma (do 4000 km/h). Ale oczywiście to wszystkiego nie załatwia. Generalnie jednak poruszyłeś teraz inną kwestię - sforsowania wielowarstwowego systemu obrony powietrznej zespołu floty, złożonego z myśliwców i rakiet dalekiego, średniego i bliskiego zasięgu. Z pewnością nie byłoby to proste, nawet dla takiej machiny. Ale z drugiej strony, skoro ten system był taki efektywny, to jaka tu korzyść z pancernika? Skoro atakujące pociski zostaną zniszczone z dala od celu (a może nawet jeszcze ich nosiciele przed odpaleniem) to gruby pancerz na nic się nikomu nie przyda. No czy ja wiem... ładunek kumulacyjny przebija pancerz stalowy grubości kilku średnic wkładki. We współczesnych ładunkach to może być nawet 6-7, w takim starociu mniej, w dodatku takie wielkie ładunki mają generalnie gorszy ten wskaźnik. Niemniej średnica kadłuba Ch-22 to 94 cm; ładunek oczywiście ma tych kilka cm mniej, ale zapewne z 80-90 cm będzie. Przyjmując że byłby w stanie przebić ze 4 kalibry, oznaczałoby to ponad 3,2 m monolitycznego pancerza stalowego. Na drodze od burty do komór amunicyjnych pewnie by się tyle nie uzbierało. Z drugiej strony strumień przechodząc przez taką warstwową przeszkodę (stal - powietrze) musiały na każdej stalowej ścianie wykonać tzw. pracę wnikania i kto wie czy nie zużyłby szybko całej energii nie docierając zbyt głęboko. Takich bomb jest teraz multum .Co prawda obliczonych bardziej na przebijanie betonu, ale i z takim pancernym pokładem pewnie by się wyrobiły. BLU-109 - taki dosyć popularny ładunek typu penetrator, o wagomiarze 2000 lb (900 kg), stosowany jako głowica w bardzo licznych bombach kierowanych. A tu rosyjska bomba kierowana KAB-1500 w różnych odmianach.
  9. Najstarsze okręty wojenne na świecie

    No ja bym nie był taki kategoryczny. Nie tak wiele było starć między dużymi okrętami, żeby z tego sensowną statystykę budować. Lotnicze rakiety bywały i większe; w czasach kiedy jeszcze pływały pancerniki, Rosjanie projektowali ogromne pociski z głowicami kumulacyjnymi po kilkaset kilo. Przy dobrych układach mogłoby się przytrafić fartowne trafienie w jakieś magazyny amunicji i bum. Popatrz np. na takiego stwora: Raduga Ch-22 z 1968 r. (w kodzie NATO: AS-4 Kitchen). Ważył 5,6 - 5,8 t (miał mnóstwo wersji, o różnym przeznaczeniu, z ładunkiem konwencjonalnym i nuklearnym). Jako pocisk przeciwokrętowy przenosił głowicę kumulacyjną o masie 930 kg. Wg Rosjan niszczył konstrukcję okrętu na głębokość 12 m i przy trafieniu w burtę wyrywał otwór o powierzchni 22 m2. W jednej z wersji głowica kumulacyjna ustawiona była nieosiowo - nachylona w dół pod kątem 30°. Ponieważ pocisk atakował z płytkiego lotu nurkowego również pod kątem 30°, sumaryczny kąt przy uderzeniu w pokład był już całkiem przyzwoity (w burtę oczywiście trochę gorzej). W każdym razie przebicie się do owych komór amunicyjnych nie wydaje mi się niemożliwe.
  10. A mógłbyś napisać coś o tym systemie lub dać linka? Wpisywanie w wyszukiwarce "Sumerian numeral system" czy czegoś w tym guście daje w rezultacie opis babilońskiego 60-tkowego systemu pozycyjnego, zapisywanego klinami pionowymi i poziomymi, z adnotacją że jest on oparty na tym sumeryjskim. O żadnych kulach i stożkach nic nie znalazłem. Przyjmując że ten klin pionowy (oznaczający 1 lub 60 itd.) to będzie Y, a klin poziomy (10) to będzie <, liczba 666 po babilońsku chyba wyglądałaby tak: <Y YYY YYY (11 w kolumnie 60-tek czyli 660 i 6 w kolumnie jedynek; na podstawie tego: Babylonian Numbers )
  11. Uzbrojenie strzeleckie C.K armii

    Jasne, zdaję sobie z tego sprawę. Po prostu brakuje mi takiego filmu, żeby ktoś strzelał z Lee Navy z ładownikiem. Bo na ile zorientowałem się z opisu to jakoś tak działało dziwnie, że opróżniony ładownik wyrzucany był nie po ostatnim strzale, ale po pierwszym, albo nawet załadowaniu pierwszego naboju. I to chciałem zobaczyć, ale niestety nie znalazłem takiego filmiku na yt.
  12. Uzbrojenie strzeleckie C.K armii

    Cóż... pozostaje nadzieja, że może kiedyś wpadnie ci w ręce Znalazłem na YT parę filmów z nimi, jeden czy dwa nawet ze strzelaniem, ale co ciekawe bez łódek/ładowników, goście ładują pojedynczymi nabojami. https://www.youtube.com/watch?v=KDkiB49LSF8 (tu chyba cywilny karabin sportowy Lee, bo i taki był, ale z tym samym mechanizmem) https://www.youtube.com/watch?v=3hOEJtfhPz8 (tu bez strzelania ale z rozbieraniem) https://www.youtube.com/watch?v=CN8M3dZZCZY (tu głównie gadka, ale wrzucam bo kot jest w tle a koty rządzą jak wiadomo) No właśnie, to także ważny aspekt. Spotkałem się gdzieś ze stwierdzeniem, że dzięki temu samemu czynnikowi japońskie karabiny Arisaka kal. 6,5 mm były takie właśnie, no, przyjazne dla żołnierza i dosyć dobrze oceniane przez użytkowników.
  13. Uzbrojenie strzeleckie C.K armii

    Dlatego przytoczyłem tego 6 mm Lee. Chociaż jak mówię nie wiem o nim za wiele, tyle co sobie w necie znalazłem. W każdym razie on nie miał zamka obrotowego, lecz ryglowany można powiedzieć przez przekoszenie w płaszczyźnie pionowej. I był to po trosze, na ile się zorientowałem, taki "czterotaktowy dwutakt". Rączka zamkowa była wygięta na kształt jakby korbki i pociągnięcie jej prosto do tyłu powodowało, że najpierw przekręcała się o niewielki kąt, odryglowując zamek, potem zaś cofała już normalnie wraz z nim (analogicznie oczywiście było przy zamykaniu). Trudno mi się wypowiadać na temat niezawodności, odporności na zanieczyszczenia itp. Niemniej chyba na szybkostrzelność miało to istotny wpływ. W bitwie pod Cuzco Wells na Kubie, gdzie 1. Batalion Marines pokonał Hiszpanów, zmuszając ich do odwrotu, ci ostatni raportowali, że zaatakowało ich 10.000 Amerykanów. Oczywiście strach ma zawsze wielkie oczy, niemniej chyba ten zmasowany ostrzał miał jednak znaczenie.
  14. Uzbrojenie strzeleckie C.K armii

    Noo to zależy jakie 2-takty Takie mannlicherowate to faktycznie niespecjalnie; ale wszelakie "winchestery" są nadal bardzo popularne (choć nie w wojsku); jak również strzelby typu "pompka".
  15. Uzbrojenie strzeleckie C.K armii

    Na ile się orientuję, dość dobrą opinią cieszył się jeszcze jeden "dwutakt", amerykański karabin Lee Navy M1895, uzbrojenie marynarki i piechoty morskiej. Choć przyznam, że nie wiem o nim wiele więcej niż z wikipedii. W każdym razie wyróżniał się małym kalibrem - 6 mm (6x60SR, pierwszy ichni nabój na proch bezdymny) i stosunkowo niewielką masą w związku z tym. Ładowany był trochę podobnie jak Mannlichery, 5-nabojową łódką wkładaną do magazynka wraz z nabojami. Co prawda wyprodukowano go stosunkowo mało (15 tys. szt.) i nie pozostał w służbie długo: już w 1898 czy 99 Departament Wojny zadecydował o unifikacji naboju karabinowego we wszystkich rodzajach sił zbrojnych, wybierając przy tym nabój kalibru .30. Lee Navy wycofano gdzieś do 1903 r., zdążyły jednak wziąć udział w kilku konfliktach zbrojnych: wojnie z Hiszpanią (kampanie na Kubie i Filipinach), tłumieniu powstania na Filipinach i w czasie obrony dzielnicy ambasad w Pekinie podczas Powstania Bokserów. No i właśnie ponoć karabin działał w miarę OK; ponadto dzięki mniejszej masie broni i samej amunicji żołnierze mogli zabrać większy jej zapas, co też było zaletą taktyczną.
  16. Strv-103 co to za czołg?

    Tym trudniej więc chyba będzie miał w takiej sytuacji czołg S-103, którego armata zamontowana jest nieruchomo w kadłubie, a zmiana kąta podniesienia odbywa się przez zmianę ciśnienia w hydropneumatycznych układach zawieszenia, powodującą np. obniżenie przedniej części kadłuba a podwyższenie tylnej lub na odwrót.
  17. Samochody pancerne

    Gregski chyba ma rację, BA-27: trzyosiowy, kanciasta wieża z charakterystycznym kołpakiem "grzybem". Wykraczałoby to co prawda trochę poza zakres niniejszego działu o I wojnie światowej - wóz ten skonstruowano w 1928.
  18. Będzie dygresja. Przypomina mi się taka zabawa z kalkulatorem sprzed lat... kilkudziesięciu już. Nie pamiętam już jej szczegółowo, dałoby się to z pewnością odtworzyć tylko mi się nie chce :). Ile lat potrzeba na ukończenie szkoły podstawowej (8), potem liceum (4), potem studia (4) potem średnio ileś lat doktoratu, po iluś tam latach średnio dostaje się profesora (za każdym razem dopisywało się, dodawało lub mnożyło przez odpowiednią liczbę); a co wychodzi z człowieka na końcu? A na końcu wszystkich tych operacji wychodziła liczba 71830, która zapisana kanciastymi cyframi na wyświetlaczu kalkulatora i przeczytana "do góry nogami" wyglądała jak słowo DEBIL.
  19. Lądowanie na Bałkanach

    Mówiąc ściśle, jak najbardziej Sycylii broniły wojska niemieckie (40 tys.; do tego ponad 200 tys. Włochów). Walki o nie tak wielką znów wyspę (niecałe 26 tys. km2, mniej więcej tyle co woj. lubelskie) toczyły się ponad miesiąc. Tu też masz trochę racji. Z dzisiejszego punktu widzenia gen. Lucas dowodzący desantem działał za mało agresywnie i nie wykorzystał uzyskanego zaskoczenia. W obawie przed niemieckim kontratakiem i zepchnięciem do morza starał się najpierw maksymalnie umocnić przyczółek, co w efekcie dało Niemcom czas na zorganizowanie silnej obrony. Niemniej moim zdaniem cała włoska kampania to był dobry pomysł. Nie całkiem wyszedł tak do końca, jak być miało, ale przynajmniej "wyjęto" Niemcom silnego sojusznika, dysponującego znaczących rozmiarów flotą, lotnictwem i bazami nad M.Śródziemnym. Z baz we Włoszech alianckie lotnictwo strategiczne mogło podjąć ataki na cele położone w takich regionach Niemiec i okupowanych przez nie krajów, które były zbyt daleko od baz w Anglii. To samo dotyczyło lotów z zaopatrzeniem dla ruchu oporu w okupowanych krajach. Związanie sił na froncie włoskim dotyczyło obu stron i wg mnie bardziej dokuczliwe było dla słabszych Niemców, niż dla silnych aliantów. Słuszne jest moim zdaniem dość powszechne przekonanie, że inwazja na Sycylię (10 lipca 1943) była istotnym czynnikiem wpływającym na decyzję Hitlera z 13 lipca o przerwaniu ofensywy pod Kurskiem. Führer zaczął się wówczas liczyć z koniecznością przyszłego wzmocnienia sił stacjonujących we Włoszech wojskami przerzuconymi z frontu wschodniego.
  20. Lądowanie na Bałkanach

    Paradoksalnie, to co pisze jancet, wcale nie nie jest bez sensu. Moim zdaniem, głównym "motorem" przewrotu we Włoszech i ich późniejszej kapitulacji byli wojskowi. Gdy Amerykanie wylądowali na Sycylii, dowódcy armii zdali sobie sprawę, że stoją w obliczu konfrontacji z całą potęgą alianckich sił zbrojnych na własnej ziemi, konfrontacji, w której włoskie wojska obiektywnie rzecz biorąc nie miały wielkich szans wygrać. Przyspieszyło to działania różnych grup wojskowych i cywilnych spiskujących wraz z królem w celu odsunięcia Mussoliniego od władzy. Lądowanie na odległych Bałkanach nie byłoby takim dramatycznym bodźcem. I nawet jakby stacjonujące tam wojska włoskie też szybko skapitulowały, to i tak Włosi mogliby nadal efektywnie walczyć z aliantami za pomocą sił powietrznych i morskich z baz na obszarze macierzystego terytorium.
  21. Lotniskowce - jaki był najlepszy podczas II wś?

    Mniejszy kaliber ale czy mniej skuteczną... na pewno przez brak zapalników zbliżeniowych. Ale w sumie na lotniskowcu ona służy głównie jako przeciwlotnicza jednak. Armaty o mniejszym (ale nadal dużym) kalibrze, za to o większej szybkostrzelności i większej prędkości początkowej moim zdaniem są w pełni porównywalne. Powiedziałbym, że na Taiho nie sprawdziła się koncepcja zamkniętego pokładu hangarowego. Pomijam tu już kwestie nieco kuriozalnych okoliczności utraty okrętu (a może zresztą napiszę o nich szerzej za moment, nie każdy z forumowiczów musi znać takie niuanse, nie każdy interesuje się zagadnieniami marynarki wojennej, Japonią, wojną na Pacyfiku itd.). Ale nawet w normalnych warunkach to jest przestrzeń, gdzie prowadzi się różne prace, gdzie operuje się lotnym lotniczym paliwem czy np. gazami spawalniczymi itp. I jeszcze w gorącym klimacie. Wentylacja ma tu moim zdaniem bardzo istotne znaczenie i najwyraźniej nie udało się Japończykom w pełni tej kwestii rozwiązać. A w warunkach wojennych doszły jeszcze dodatkowe czynniki no i skończyło się tak jak się skończyło... A jak się skończyło: 19.VI.1944 Taiho brał udział w bitwie na Morzu Filipińskim. Krótko po wypuszczeniu swojej grupy lotniczej około godz. 8:10 został ugodzony torpedą z amerykańskiego okrętu podwodnego USS Albacore. Torpeda uderzyła przed nadbudówką, uszkadzając burtę i przedni podnośnik (windę) dla samolotów. Doszło także do przecieków zbiorników paliwowych okrętu, jak i zbiorników paliwa lotniczego. Dla dużego i nowoczesnego okrętu, ze starannie zaprojektowanym systemem ochrony podwodnej pojedyncza torpeda to zazwyczaj nie był wielki ból. Taiho tylko nieznacznie zmniejszył prędkość, a ekipy ratunkowe skoncentrowały się na przywróceniu możliwości operacji lotniczych czyli zakryciu "dziury" w pokładzie - luku przedniego podnośnika, który pozostał w dolnym położeniu. Udało się tego dokonać za pomocą prowizorycznej konstrukcji m.in. z blatów stołowych pozbieranych po całym okręcie i o 9:20 latanie znów było możliwe, Tymczasem jednak na pokładzie hangarowym zrobił się inny problem. Na dnie szybu podnośnika zgromadziła się znaczna ilość wody, paliwa i benzyny lotniczej. Na domiar złego, z powodu wojennej nędzy okręty japońskie zamiast typowego paliwa (olej opałowy, mazut - tego typu substancje, o relatywnie niewielkiej lotności) zatankowały na Borneo surową ropę z procesu technologicznego (zapewne jednak chociaż odwodnioną), bogatą w lekkie, lotne frakcje. W gorącym klimacie opary paliwa zaczęły wypełniać hangar i atmosfera zrobiła się tam nie do wytrzymania, nie mówiąc już o zagrożeniu pożarowym. Ekipy ratownicze pracowały w tym miejscu jakoś wybitnie nieudolnie i niekompetentnie, czy to ze względu na brak doświadczenia, czy wyszkolenia, a ja zastanawiam się też czy nie ogłupiały ich te opary - wiadomo że niektóre węglowodory działają narkotycznie, np. butan, a jest on obecny w ropie jak najbardziej. Próby odpompowania wody z szybu podnośnika szły im bardzo niemrawo. Nikt jakoś nie wpadł, by np. pokryć jej lustro pianą z systemu gaśniczego, co ograniczyłoby parowanie. Wentylację w hangarze włączono na pełne obroty, otwarto też luk tylnego podnośnika, żeby zrobić większy przeciąg, niemniej nie za wiele to wszystko pomagało, ponadto trwały działania lotnicze i co jakiś czas trzeba było podnieść tę tylną windę - a wtedy robiło się już nieznośnie. W desperacji załogi w pomieszczeniach mających okna czy świetliki wybijały je młotkami, żeby uzyskać dopływ powietrza. W końcu gdzieś po 14:00 dowódca grup ratunkowych zarządził pełne wietrzenie okrętu - uruchomienie całej wentylacji na pełną moc przy otwarciu wszystkich możliwych drzwi, włazów i luków. W efekcie opary paliwa wypełniły cały okręt i doskonale wymieszały się z powietrzem. Teraz wystarczyła już tylko jedna przypadkowa iskra lub otwarty płomień. Jak łatwo zgadnąć, na wielkim okręcie pełnym instalacji elektrycznych i palących tytoń marynarzy nie trzeba było na to długo czekać. Około 14:30 Taiho wstrząsnął potężny wybuch paliwowo-powietrzny, który rozerwał i podwinął w górę pokład startowy, wybił dziury w burtach na pokładzie hangarowym, prawdopodobnie także w dnie okrętu. Lotniskowiec momentalnie stanął w płomieniach, zaczął odpadać z szyku i zwalniać aż zastopował. Pożar był tak gwałtowny i intensywny, że jednostki ratownicze miały trudności z podejściem do okrętu. O 16:28 po kolejnej potężnej eksplozji Taiho zatonął. Z liczącej 2150 ludzi załogi zginęło 1650. (większość info z angielskiej wiki)
  22. Noszenie granatów

    Dodam, że niemieckie granaty trzonkowe z I ws miały z boku głowicy blaszaną "skuwkę" do zatknięcia za pas. (granat M1915, fotka z serwisu Lexpev) Z jakichś powodów nie było to ponoć za wygodne, użytkownicy częściej podobno zatykali za pas po prostu ten długi trzonek. Może w pozycji leżącej łatwiej było wtedy wyplątać granat zzatego pasa. W zmodernizowanej wersji M1924 Niemcy zlikwidowali skuwkę, w zamian za to wydłużyli nieco trzonek.
  23. Najlepszy pancernik II wś

    Nie nie, jak mówiłem tak nie jest. Jak najbardziej stosuje się zapalniki zbliżeniowe. Owszem samoloty są odporniejsze, ale i pociski bardzo daleko poszły naprzód. Tutaj taki sztandarowy zapalnik 3P firmy Bofors z lat 80. chyba, zwany z którego autorzy są bardzo dumni bo faktycznie jest bardzo wykręcony i fajny. zasadniczo skonstruowano go do pocisków 40 mm armaty Boforsa w najnowszej odmianie Trinity ale potem zrobiono i pocisk odpowiedni do starszych Boforsów i do ich większej armaty 57 mm powstała wersja. Jest to zapalnik wielofunkcyjny, jego podstawowy sposób działania to właśnie działanie zbliżeniowe. Przy czym odległość detonacji od celu jest różnicowana zależnie od jego rozmiarów (większy cel odłamki mogą porazić z większej odległości). Wprowadzono też system "bramki", dzięki któremu zapalnik aktywuje się w określonym przedziale odległości (np. przy strzelaniu na małych kątach podniesienia, aby uniknąć detonacji na skutek sygnału odbitego od ziemi czy wody). Można też odłączyć w ogóle funkcję zbliżeniową i pozostawić samo działanie uderzeniowe, natychmiastowe lub ze zwłoką (0,3 s - wybuch po wniknięciu w przeszkodę). Przy okazji sam pocisk systemu Trinity znacznie odbiega od tych z II wojny. Ówczesny pocisk brytyjski ważył 0,9 kg i zawierał 68 g m.w. (trotyl). Ten nowy - odpowiednio 1,1 kg i 140 g m.w. (oktol - mieszanina oktogenu i trotylu, znacznie silniejsza od czystego TNT). Ponadto prócz odłamków wytwarzanych tradycyjnie przez fragmentację skorupy pocisk Trinity zawiera dodatkowo 1100 gotowych odłamków w postaci 3 mm kulek wolframowych. Powiedziałbym, że nie do końca podobna sprawa. W przypadku ciężkiej artylerii plot. zapalniki zbliżeniowe miały skompensować małe prawdopodobieństwo trafienia bezpośredniego. Dzięki nim nawet pociski które minęły cel (byle odpowiednio blisko) także eksplodowały rażąc go przynajmniej odłamkami. Wcześniej stosowano w tym samym celu zapalniki czasowe, starannie ustawiane według danych z dalmierza i kalkulatora balistycznego, tak by moment wybuchu wypadał w momencie trafienia w cel, tak by pociski które nie trafią wybuchły przynajmniej gdzieś w pobliżu. Tyle że nieuniknione niedokładności w określaniu dystansu, prędkości i kursu celu, rozrzut prędkości początkowej i czasu zwłoki samego zapalnika powodowały, że duża część pocisków wybuchała przedwcześnie lub za późno by efektywnie razić cel. Zapalnik zbliżeniowy wyeliminował ten przynajmniej problem. W przypadku torped zaś chodziło o co innego: nie o prawdopodobieństwo trafienia, które przecież dla torped z zapalnikiem magnetycznym i uderzeniowym się nie różniło, ale właśnie tak jak napisałeś, o bardziej efektywne rażenie celu. Już w czasie jakichś wczesnych testów nad działaniem podwodnych eksplozji na okręty, chyba w Royal Navy i chyba w czasie I wojny (ale nie jestem pewien) stwierdzono, że kontaktowy wybuch torpedy czy miny powoduje zniszczenia sięgające daleko w głąb okrętu, natomiast wyrwa w burcie ma ograniczone rozmiary. Oznaczało to, że w przypadku okrętu z nowoczesnym systemem podwodnej ochrony, z licznymi przedziałami wodoszczelnymi, grodziami itp. zalaniu ulegnie prawdopodobnie tylko jeden przedział, w każdym razie niewielka ich liczba. Natomiast przy wybuchu niekontaktowym, w pewnej optymalnej odległości wyrwa nie jest aż tak głęboka, natomiast bez porównania rozleglejsza. Prawdopodobne jest więc zatopienie licznych wodoszczelnych przedziałów, a co za tym idzie znacznie większe zagrożenie dla pływalności. Stąd późniejszy wynalazek zapalnika magnetycznego. Zresztą tutaj właściwie zaszedł efekt podobny do tego, jaki błędnie przewidywałeś przy samolotach. Chodzi o to, że w latach 50. ub.w. skonstruowano małe torpedy przeciw okrętom podwodnym (najczęstszym dziś standardem jest kaliber 324 mm ale inne też bywały), bardzo lekkie i wygodne. Mogły być przenoszone nawet przez niewielkie samoloty i śmigłowce albo jako głowice rozmaitych pocisków (rakietotorpedy), nie mówiąc już o okrętach i stały się do dzisiaj bardzo rozpowszechnione i popularne. Ale od tego czasu okręty podwodne znacznie urosły - największy rosyjski proj.941 ma wyporność podwodną 48.000 t (!) ale większych od 10.000 t boomerów jest całkiem sporo - i pojawiły się wątpliwości czy taki mały ładunek rzędu 50 kg jest w stanie poważnie je uszkodzić. Dlatego w nowych (i starych modernizowanych) torpedach tego typu zwykle stosuje się zapalnik uderzeniowy i głowicę kumulacyjną nawet.
  24. Najlepszy pancernik II wś

    Nie chodziło o za dużą zwłokę - wtedy mielibyśmy liczne przypadki przebicia kadłuba okrętu i późniejszej eksplozji bomby w wodzie. A czegoś takiego z Falklandów raczej nie kojarzę. Chodziło o to, że zapalniki te nie były dostosowane do ataków z małej wysokości - potrzebowały określonego czasu od zrzucenia bomby, aby uzbroić się prawidłowo, a w danej sytuacji tego czasu nie było. Stąd bardzo wiele brytyjskich okrętów (7-8 chyba?) zostało trafionych bombami, które utkwiły w kadłubie lecz nie eksplodowały. Gdyby tak się stało to cóż, były to bomby 227 i 454 kg, niemal z pewnością taki wybuch skutkowałby zatopieniem okrętu wielkości niszczyciela czy fregaty, a co najmniej bardzo poważnymi uszkodzeniami, totalnym pożarem itd.
  25. Najlepszy pancernik II wś

    ???? Nie bardzo rozumiem co masz na myśli. Kiedy i z czego zrezygnowano? Do dzisiaj w amunicji przeciwlotniczej powszechnie stosuje się zapalniki zbliżeniowe.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.