Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
II WŚ, a nowa broń
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej owszem Hs 293D. Ale jeśli chodzi o TV to bezkonkurencyjni byli Amerykanie. Eksperymentowali z tym bardzo szeroko od początku lat 40, opracowując liczne bomby i pociski kierowane TV. Bojowego zastosowania doczekały się spośród nich bomba szybująca GB-4, samolot-pocisk TDR-1 (taki mały dwusilnikowiec z 900 kg głowicą) i BQ-7 (przeróbka bombowca B-17). Jakkolwiek telewizja lat 40. okazała się umiarkowanie przydatna do takich zabaw, bardzo zawodna zwłaszcza w drgającym i targanym wstrząsami samolocie, a poza tym nie za wiele było widać z takich kamerek o niskiej rozdzielczości jakie mieli wtedy do dyspozycji. -
Hej Jeśli cię to pocieszy, to prawdopodobnie nie jest prawda. Bomby "walizkowe" prawdopodobnie nie wyszły poza stadium projektu. Jeśli jednak istniały faktycznie to trzeba jeszcze pamiętać że powoli mija im już data ważności. Miniaturowa bomba miała zapewne nowoczesny zapalnik z mieszaniną deutrowo-trytową, generujący neutrony wskutek takiej można powiedzieć "mikrosyntezy jądrowej". Okres półrozpadu trytu wynosi około 12 lat, a od upadku ZSRR minęło już więcej czasu. Można się zastanawiać czy zapalnik w którym została już tylko połowa trytu będzie w stanie wygenerować dość neutronów by zapoczątkować reakcję - może i tak ... ale jeszcze parę lat i będzie po sprawie. Tryt (w ilości i jakości "bombowej") jest praktycznie nie do zdobycia dla osoby prywatnej.
-
Hej Jeszcze moje 3 grosze. Nie pamiętam niestety gdzie to wyczytałem, ale... ... ponoć P1000 czy 1500 nie miał być czołgiem w normalnym tego słowa znaczeniu, ale takim mobilnym elementem systemu fortyfikacji stałych czy umocnień nadbrzeżnych (np. Wału Atlantyckiego), czymś w rodzaju "ruchomego fortu" czy samobieżnej baterii, kierowanej w razie potrzeby na newralgiczny odcinek obrony. Zasadniczo miał poruszać się po ułożonych wzdłuż brzegu pasach betonu, ale oczywiście z możliwością jazdy w terenie w razie potrzeby. A do Jarpena Zigrina: projekt P1000/P1500 przewidywał także instalację pokładowej baterii działek plot., o ile mnie pamięć nie myli początkowo miało to być 8 działek 20 mm w pojedynczych wieżyczkach, potem 6 x MG151 w podwójnych czy potrójnych zestawach. Zapewne i tak by mu to nic nie pomogło, ale gwoli ścisłości warto o tym wspomnieć.
-
Samolot nurkujący czy torpedowy najlepszy na statek?
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Lotnictwo
Hej Japoński bombowiec nurkujący z tego okresu, Aichi D3 (Val) zabierał stosunkowo małą bombę, 1x250 kg (no i 2x60 do tego ale pomińmy). Trochę to mało żeby dobrać się do dużych okrętów, oczywiście różnie z tym bywało ale no jednak nie jest to wagomiar coby rzucał na kolana (amerykański odpowiednik, Douglas Dauntless zabierał 1x227, 1x454 lub nawet 1x726 kg). A Nagumo nastawiał się na konfrontację z silnym zespołem floty amerykańskiej którego spodziewał się pod Midway i w którym na pewno byłyby duże okręty, lotniskowce, może pancerniki - dlatego bardziej polegał na samolotach torpedowych. Torpedy Japończycy mieli bardzo dobre i dosyć w nie wierzyli, do tego momentu lotniczymi atalami torpedowymi zdołali zniszczyć wiele dużych okrętów. Gdy więc Nagumo zaatakował Midway, zostawił sobie na pokładach sporo samolotów torpedowych gotowych do akcji gdy tylko wykryty zostanie zespół USNavy. A tymczasem to Amerykanie pierwsi go wykryli i zaczęli szykować atak, kiedy on jeszcze zastanawiał się co robić. Wiadomości jakie miał od dowódców atakujących Midway świadczyły o tym że nie udało się osiągnąć planowanej skali zniszczeń i wypadałoby ponowić nalot. Wcześniej, po Pearl Harbor Nagumo bywał niekiedy krytykowany że nie wyprowadził kolejnego ataku w celu zniszczenia składów paliwa, doków i innej infrastruktury bazy. Teraz sytuacja była podobna. Jedncześnie jnformacje jakie napływały z samolotów rozpoznawczych (z wyjątkiem jednego który wystartował później i w ogóle miał różne problemy) świadczyły że Amerykanów nie ma w pobliżu. Nagumo zdecydował się więc w końcu na ponowny atak na Midway i w związku z tym zarządził przezbrojenie samolotów torpedowo-bombowych w bomby. I jak już cała operacja trwała w najlepsze, to nadszedł meldunek od tego spóźnionego pechowca, o wykryciu wielkiego zespołu amerykańskiego. Nagumo nakazał więc wstrzymanie przezbrajania i ponowne podwieszenie torped. Zrobiło się zamieszanie, obsługa pokładowa musiała sprężać się na maxa a tu jeszcze zaczęły wracać pierwsze samoloty z napotu na Midway, trzeba było je przyjąć na pokład, przejrzeć chociaż tak na szybko, ponownie zatankować i uzbroić. No i tak zeszło Japończykom do 9:30 gdy uderzyły na nich pierwsze amerykańskie samoloty torpedowe... -
Hej W kwestii technicznej: To oczywiście jest nieprawda. Powrót z misji samobójczej zdarzał się poniekąd rutynowo, we wspomnieniach "Byłem kamikaze" Ryuji Nagatsuka pisze, że odbył bodajże 2 czy 3 misje które wobec nieodnalezienia celu zostały przerwane i formacja powróciła do bazy. I było to raczej regułą niż wyjątkiem. Bomba rakietowa Ohka natomiast nie posiadała w ogóle podwozia ale też wypuszczano ją z nosiciela mając juz cel w polu widzenia, więc konieczność powrotu jakby już nie zachodziła Tzn. to nie tak, samolikwidator ustawiony był na dosyć długi czas, nie pamiętam w tej chwili ile, ale było znacznie powyżej zapasów energii w torpedzie, która przy mocy ekonomicznej bodajże 15 czy 20 min mogła się poruszać. ChodziŁo o to by torpeda która chybi nie wpadła w ręce Amerykanów, w końcu tajna broń, no nie? Sternik mógł też sam wysadzić się w powietrze, jeśli uznał że będzie to bardziej humanitarne niż utopienie się. Na uwagę zasługuje faktycznie bardzo mała skuteczność Kaitenów, na około 50 ataków bodajże 1 zatopienie przy może 2-3 trafieniach albo i to nie, o wiele gorzej niż w przypadku klasycznych niekierowanych torped. Coś tam było nie halo, może jakiś przeciek tlenku węgla z silnika który w samobójczej jednorazówce trudno wszak byloby wykryć, a który zabijał przedwcześnie sternika, a może jakiś inny podobnie trudny do stwierdzenia efekt.
-
Hej Chociaż w marynarce nie czuję się za pewnie to jednak w tym wątku nagromadziło się tyle nieścisłości, przeinaczeń i zwyczjnych bzdur że jednak nawet mnie to poraziło sorry czeslaw, bo się głównie na tobie skrupi chociaż jeszcze parę innych osób też zasłużyło Nie warto oczywiście - nie dlatego Niemcy zbudowali takie dziwolągi że wyszło im to jako optimum z jakichś rozważań taktycznych, tylko dlatego że w tym momencie obowiązywały ich ograniczenia Traktatu Wersalskiego. Nie mogli posiadać okrętów o wyporności powyżej 10000 t. Zbudowali sobie więc takie trochę niezwykłe okręty, na dobrą sprawę można je sklasyfikować jako krążowniki ciężkie, tyle że z taką nieco za dużą artylerią, 280 mm (gorszą jednak niż na pancernikach! to za mały o wiele kaliber do tej konkurencji). Ich celem miało być polowanie na francuskich liniach komunikacyjnych, były na tyle szybkie (28-29 w) by zwiać prawdziwym pancernikom i na tyle silnie uzbrojone by dowalić normalnym lekkim i ciężkim krążownikom (z działami 150-203 mm) które byłyby w stanie je dogonić. Jakkolwiek pierwsze załozenie się sprawdziło, to drugie już nie bardzo, gdy u ujścia Rio De La Plata KRC Admiral Graf Spee starł się z zespołem 3 brytyjskich krążowników (2 lekkie a trzeci taki lekki ciężki) to obie strony włomotały sobie nawzajem i jakkolwiek brytyjskie okręty oberwały bardziej to AGS też zebrał niezłe bęcki. Jak jak kocham taki sposób myślenia. Chłopaki, uświadomcie sobie że wojna to nie jest olimpiada w Saporro żeby wszyscy mieli równe szanse - chodzi właśnie o to żeby przeciwnik nie miał żadnych szans. Jeśli chce się wygrać to trzeba pogrywać w ten sposób by wypracować sobie możliwie największą przewagę - to się nazywa prawidłowa taktyka/strategia (zależnie od skali). Robienie z tego komuś zarzutu to kompletny idiotyzm. Tak właśnie należy postępować. A poza tym powyższe stwierdzenie nie jest też prawdziwe pod względem merytorycznym. Proponuję zapoznać się z historią bitew koło wyspy Savo (Guadalcanal) czy w cieśninie Surigao. To także nie jest prawda. Hood miał radar i to raczej nawet lepszy niż Bismarck, co najmniej porównywalny w każdym razie.
-
Samolot nurkujący czy torpedowy najlepszy na statek?
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Lotnictwo
Hej Myślę że pytanie brzmi raczej: bomby czy torpedy, bo pod koniec wojny zwykle już coraz częściej te same samoloty służyły jako torpedowe i nurkujące a także do wspierania wojsk na lądzie. Torpedy były generalnie bardziej niebezpieczne bo uderzając poniżej linii wodnej stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla pływalności jednostki. Bomby uderzają zwykle w pokład i chociaż są w stanie wyrządzić ogromne zniszczenia to najczęściej zagrażają pływalności dopiero wtedy jak wywołają taką mega-eksplozję że jednostka się przełamie. A jak się nie przełamie to nawet kompletnie wypalony wrak często utrzymuje się na wodzie i zależnie od sytuacji można się pokusić nawet o jego odholowanie i remont. Torpedy były też jednak o wiele bardziej niebezpieczne dla zrzucającego. Samolot torpedowy musiał nadlecieć na małej wysokości (to jeszcze nie tak źle), z małą niestety też szybkością (dopiero pod sam koniec wojny coś drgnęło, ale tak to poniżej 250-300 km/h) no i leciał prosto w kierunku okrętu i wszyscy do niego strzelali... dlatego bardzo często ataki torpedowe kończyły się spektakularną masakrą (jak np. pod Midway, gdzie z 6 dywizjonów, 41 atakujących maszyn, ocalało bodajże 6). Bombowiec nurkujący nie miał aż tak źle, mógł lecieć do celu dowolnie szybko, nurkował co prawda na hamulcach ale zawsze to jednak jakieś 500-600 km/h było a nie 250. Tyle że jak już mówiłem uderzająca w pokład bomba nie była aż tak skuteczna. Bombowce nurkujące zrzucały się zwykle z relatywnie małej wysokości, kilkuset - 1000 m, co sprawiało że bomba nie bardzo miała czas się rozpędzić. Nie miała więc też za dużej siły przebicia. W przypadku statków handlowych nie miało to znaczenia bo i tak bomba mogła przebić na wylot ich lekką konstrukcję, ale w przypadku dużych okrętów z opancerzonym pokładem no to już tak dobrze nie było (stąd rozmaite bomby z pomocniczym napędem stosowane zwłaszcza przez Niemców, w rodzaju PC1000RS). Stąd jeszcze jedna technika jaka się pojawiła, atak topowy (bo należało nadlecieć na wysokości topów czyli wierzchołków masztów) przeprowadzany z lotu poziomego z małej wysokości. Bomby należało przy tym zrzucić z takim wyliczeniem by uderzyły w burtę celu tuż nad linią wodną albo przynajmniej wybuchły w wodzie tuż przy burcie. To jednak też nie było takie proste, a i bomby nie zawsze współpracowały i wpadając do wody odbijały się lub przeciwnie, natychmiast tonęły, zmieniając kierunek w nieobliczalny sposób. Próbowano wykorzystać to, konstruując specjalne bomby skaczące po wodzie aż do celu (brytyjskie Upkeep i Highball, niemiecki Kurt bodajże) czy coś takiego jak niemieckie torpedo-bomby (BT), bomby o kształcie wydłużonego stożka, które wchodząc w wodę poruszały się niczym torpeda, przebywając rozpędem nawet 100-200 m, i uderzając w podwodną część kadłuba. Takie ataki też stwarzały szansę naruszenia pływalności okrętu a nie wymagały ograniczania prędkości atakującego samolotu. USNavy spróbowała innej jeszcze sztuczki, skonstruowała ogromną rakietę niekierowaną Tiny Tim (580 kg) z głowicą ze starej bomby półpancernej 270 kg, z myślą o użyciu jej w roli takiej "powietrznej torpedy", w atakach na okręty z lotu koszącego czy nurkowego. Okazało się jednak że z różnych względów nie tak łatwo tym w coś trafić (o ile wiem nigdy nie użyto Tiny Tima przeciw okrętom, tylko przeciwko rozmaitym fortyfikacjom na lądzie). -
Hej Może nawet nie tylko wsparcie operacji desantowych, ale bardziej ogólnie atakowanie celów nadbrzeżnych, w strefie blisko brzegu ogniem z dział, w dalszej strefie pociskami Tomahawk. Marines bardzo cenili pancerniki z wielu względów. Chodziło nie tylko o celny i szybko dostępny ogien artyleryjski ale też i inne cechy. Np. duża liczba pomieszczeń pozwalała na rozlokowanie sztabu kierującego operacją wraz z całą niezbędną infrtastrukturą, aparaturą łączności itp. To samo dotyczyło np. okrętowego szpitala. Trzeba pamiętać że pancerniki miały kiedyś o wiele liczniejszą załogę, którą po modernizacji lat 80. zredukowano chyba o 30-40%, więc zrobiło się sporo miejsca. Co do zagrożenia atakiem lotniczym czy rakietowym to pancerniki są tak samo nań narażone jak i wszystkie inne okręty i tak samo muszą działać w zespołach floty, z osłoną krążowników rakietowych i lotnictwa z lotniskowców. Tyle że jak już dojdzie do trafienia to mocna konstrukcja i pancerz zapewniają minimalizację jego skutków. Dlatego Marines są trochę źli że marynarka wycofała im te okręty, bo faktycznie trochę kiepsko teraz mają. Gdy pancerniki wycofano w końcówce lat 50. marynarka właśnie na naciski z USMC ale i z własnych powodów zaczęła prace nad jakąś bronią rakietową o podobnych parametrach, z głowicą o masie kilkaset kg z przeznaczeniem do atakowania celów lądowych na głębokość kilkudziesięciu km od brzegu. Pocisk taki (RGM-59 Taurus) ostatecznie nie został zbudowany a zresztą wkrótce (pod koniec lat 60.) pancerniki reaktywowano, ale teraz nie ma widoków na taki pocisk a i na reaktywację BB są słabe i w zasadzie USMC zostali poniekąd "w gaciach". Mówiło się np. o okrętowej wersji pocisku MGM-140 albo wersji przeciwlotniczego Standarda (LASM) do atakowania celów lądowych ale programy te są zawieszone i żadnych prac w tej chwili nie ma. I zostaje im wsparcie lotnicze które przy złej pogodzie jest wyraźnie mniej efektywne oraz artyleria okrętowa kalibru 127 mm. No i ich własna artyleria polowa, o ile tylko zdąży jakaś wylądować...
-
Hej Ja obstawiam jednak karabiny maszynowe. To one wprowadziły największe zmiany do taktyki i to one wymusiły mnóstwo modyfikacji w działaniach piechoty. Artyleria także była morderczą bronią ale psychologicznie chyba nie była ona tak straszna. Po prostu spadają pociski to tu to tam, każdy może mieć nadzieję że jego akurat ominie - a za karabinem maszynowym stoi żywy człowiek, którego widać i który ewidentnie chce wszystkich pozabijać i właśnie to robi... Broń chemiczna, przynajmniej taka jaka wtedy była dostępna, miała charakter bardziej nękający i utrudniający działania, nie była natomiast specjalnie zabójcza. Poza najwcześniejszym okresem, gdy brakowało masek p.gaz. i służby medyczne nie były przygotowane do leczenia porażonych, co skutkowało wielką liczbą ofiar, to wkrótce "gazy bojowe" zeszły do właśnie takiej nękającej roli. Wg statystyk brytyjskich średnio 95% porażonych gazem trującym odzyskiwało pełną sprawność po kilku tygodniach leczenia, a więc tylko 5% ginęło lub odnosiło trwałe kalectwo. Dla porównania ten sam wskaźnik (zgonów i trwałych uszkodzeń ciała) dla postrzałów i zranień odłamkami wynosił koło 20%
-
Hej Witam wszystkich. Tu mnie jeszcze nie było. A więc jestem. I jak zwykle będę się upierdliwie wymądrzał na tematy militarne. A oto pierwszy z nich (chociaż w marynarce woj. nie czuję się aż taki mocny). Co do pancerników: 50 lat przerwy w ich użytkowaniu spowodowało znaczny zanik środków do ich zwalczania. W efekcie te cztery ostatnie amerykańskie były poza zasięgiem większości środków rażenia, wyłączając jedynie Rosję i jej mega-pociski przeciwokrętowe. Bardzo dobry przykład mieliśmy ostatnio w czasie izraelskiego ataku na Liban. Izraelski okręt patrolowy został trafiony pociskiem przeciwokrętowym wystrzelonym przez Hezbollach i odniósł poważne uszkodzenia. Pancernik typu Iowa nawet by nie zauważył uderzenia takiej rakiety żartuję oczywiście, ale w każdym razie przebicie przez nią burty nie byłoby możliwe. Z kolei ciężkie działa są bardzo skutecznym środkiem wsparcia operacji desantowych. Wsparcie artyleryjskie w porównaniu z lotniczym jest szybciej dostępne i niezależne od pogody. Główną przyczyną wycofania amerykańskich pancerników są wysokie koszty eksploatacji: remonty starzejących się okrętów (brak typowych części) oraz płace bardzo licznej załogi. Niemniej 2 okręty są wciąż utrzymywane w takim stanie że jest możliwość przywrócenia ich do służby.