Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Hej Taki ranking nie ma jednak dużego sensu z uwagi na to, że wojna trwała przecież 6 lat a postęp techniczny był w tym czasie bardzo szybki. Jeśli stosujemy kategorię "open" :arrow: czyli samoloty które były w służbie w okresie pomiędzy 1.09.1939 a 2.09.1945 w dowolnym z walczących krajów to bezsprzecznym zwycięzcą rankingu jest Boeing B-29 Superfortress. Nie ujmując nic europejskim bombowcom, Lancasterom, Halifaxom, He-177 itp. to jest zupełnie inna kategoria wagowa :arrow: samolot o całą epokę mądrzej i nowocześniej zbudowany. Z Lancastera wychodzą jeszcze lata 30-te, kanciasty, niezbyt wysokie osiągi, zwłaszcza taki "eurostrategiczny" zasięg, Superforteca ma ze 3 x taki promień działania.
-
Hej Hmm skoro mowa o latach 40. to warto jednak przypomnieć że pierwsza radziecka próba jądrowa miała miejsce 29 sierpnia 1949. Można przypuszczać, że podobnie jak w przypadku Amerykanów pierwsze egzemplarze realnych bomb lotniczych gotowe były mniej więcej w tym samym okresie a więc samej końcówce lat 40. Oczywiście dało się jak sądzę bezproblemowo dostosować Tu-4 do przenoszenia broni jądrowej. Skoro dało się wcześniej B-29 no to jego klona też nie byłoby trudno. Problem leży raczej w jego małym zasięgu. Amerykanie dysponowali licznymi bazami w Europie i Azji, z których w razie wojny B-29 mogłyby zaatakować terytorium ZSRR. Ale Rosjanie nie za bardzo mieli bazy umożliwiające atak na kontynent amerykański, co najwyżej na wspomniane wcześniej kraje Europy i Azji w których były amerykańskie bazy. W przypadku zasięgu Tu-4 (ok. 6200 km) nawet misją "w jedną stronę" (bez możliwości powrotu) chyba nie udałoby się dosięgnąć USA, poza obszarami dalekiej północy. Szczerze mówiąc nie słyszałem żeby się ich jakoś szczególnie obawiali. Można się w zasadzie zastanawiać czy tego rodzaju samolot (wyspecjalizowany szturmowiec 1-silnikowy) ma w ogóle sens. I RAF i USAAF używały do tego myśliwców z bombami, i to zwykle zabierających więcej uzbrojenia niż Ił-10. Luftwaffe w zasadzie postępowała podobnie (FW-190 z bombami), jednak zafundowała sobie też niewielką liczbę szturmowców w rosyjskim stylu, co prawda dwusilnikowych (Hs-129) ale zbudowanych wg podobnych założeń (opancerzony samolot nastawiony na ataki głównie z użyciem broni strzeleckiej a bombowe w drugiej kolejności). Z kolei USNavy uznała że taki samolot jest jej potrzebny i zbudowała sobie Skyraidera, jednak wg całkowicie odmiennych założeń niż Rosjanie swoje Ił-y - to był samolot o wiele większy i potężniejszy, o wielkim udźwigu i wielokrotnie większym zasięgu. Doświadczenia z wojny w Korei (1950) też nie wykazały jakiejść szczególnej przewagi Ił-ów, parę razy na początku zaatakowały wojska ONZ i dostały od razu w czapkę i się skończyło. Takoż tłokowe myśliwce Jak-9. Po pierwszym miesiącu mniej więcej działań działań aktywność lotnictwa pn-kor. spadła niemal do zera. Dopiero pojawienie się Rosjan w listopadzie 1950 zmieniło sytuację, jednakże głównie wskutek wprowadzenia do walki nowoczesnych myśliwców odrzutowych MiG-15, ani szturmowce ani Jaki niczego specjalnego nie dokonały. Można przypuszczać że w latach 40. w starciu z USAAF w Europie Zach. też by się to tak skończyło.
-
Hej Ja tu z drobnymi uzupełnieniami: Jak na broń tego kalibru, to 3,5 kg nie jest wg mnie specjalnie mało. Przypuszczam że Sten Mk.II ważyłby mniej więcej tyle samo, jeśli nie mniej. I nie strzelał on takim nabojem jak podałeś, ale francuskim nabojem 7,65 Long, o wiele mocniejszym, coś na poziomie 7,65 mm Parabellum mniej więcej. W dodatku z niejasnych przyczyn goście nadali broni taki dziwny "złamany" kształt, z pewnością potęgujący podrzut broni przy wystrzale. Ale fakt, że ładnie i oryginalnie wygląda, no i na dziwny nabój, więc ja też go lubię jakoś tam. Fajnie że przytoczyłeś ten przykład, bo to chyba pierwszy taki, można powiedzieć mały, czy miniaturowy pistolet masz. (machine pistol - w odróżnieniu od submachine gun). Dodam więc jeszcze od siebie parę szczegółów. Pierwsze próby z pistoletami Mauser i Parabellum przerobionymi na ogień ciągły przeprowadzili Niemcy jeszcze w 1908. Pistolety działały w miarę OK, tylko nie bardzo było wiadomo do czego mają służyć i cały pomysł jakby się odsunął. Mauser miał standardowy niewymienny magazynek na 10 naboi, ładowany z łódek, Parabellum chyba już ten bębnowy na 32 naboje. Parę lat później, w 1916 w konkursie na broń do walki z bliska i "wymiatania" okopów (wygrał jak wiadomo MP-18 Hugo Schmeissera) wystartował także karabinek na bazie Mausera C96, niestety niemal nic o nim nie wiadomo, np. czy strzelał ogniem ciągłym czy pojedynczym tylko, ani czy miał wymienny magazynek (40 naboi) czy stały. Po wojnie Mausery, tak jak piszesz produkowane były w Hiszpanii przez firmy Astra i Royal i chyba pierwszy maszynowy był właśnie Royal w 1920 r., z niewymiennym (stałym) magazynkiem na 20 naboi. Niemcy zrobili swój maszynowy na początku lat 30., wprowadzając od razu ważną zmianę - wymienny magazynek na 10 i 20 naboi (ale nadal z możliwością ładowania z łódki). I tu mała skucha, bo piszę z pracy a dokładnie nie pamiętam tych oznaczeń. Ale zdaje mi się że równolegle wytwarzany był model Schnellfeuer - maszynowy, oraz M712 - samopowtarzalny, taki sam model, z wymiennym magazynkiem, ale bez przełącznika ognia. Choć być może zawodzi mnie pamięc i M712 to właśnie Schnellfeuer, a tamten samopowtarzalny miał inne oznaczenie. A jeszcze w ramach ciekawostki dodam, że maszynowy Mauser produkowany jest poniekąd do dzisiaj. Chiński pistolet maszynowy Typ 81 to właśnie taki Mauser, z pewnymi zmianami w konstrukcji, no ale widać jednak dokładnie o co chodzi. Zewnętrznie ma bardziej taki "kanciasty" wygląd, chwyt pistoletowy o normalnym prostokątnym zakończeniu zamiast półokrągłego jak w oryginale, oraz zamiast dostawnej kolby-kabury bardzo elegancką metalowo-plastykową kolbę w kształcie litery L. Przypomnę `ze na początku XX w. Mauser C96 był dosyć masowo kupowany przez Chiny (i chyba też produkowany na miejscu, ciekawostka, także w kalibrze .45ACP), więc może stąd jakiś tam sentyment do niego. Generalnie podoba mi się w Mauserze to co w innych takich pistoletach z ogniem ciągłym, "kieszonkowa siła ognia", niewielka broń o dużej szybkostrzelności. Ale ma on te same wady co inne takie pistolety. Tak lekka broń maszynowa generuje bardzo silne drgania i podrzut a takiego pistoletu nie ma jak dobrze złapać druga ręką. Więc i trochę trudno kontrolować ten szybki ogień i wymaga to dużej wprawy.
-
Hej Gwoli ścisłości: Nie tylko plany mieli ale i wyprodukowali serię 40 szt. No i z tym dorównywaniem Tigrowi tobym nie przesadzał. Masą, to na pewno (57,4 t). No i powiedzmy że pancerz podobny, do 100 mm (ale odlewany, więc słabszy jednak). Ale poza tym czołg w dość dziwnym układzie, z 2-działową wieżą (76 mm L/53 i sprzężona z nią 37 mm L/57 - za to brak sprzężonego km-u :shock: ) i mnóstwem karabinów maszynowych 7,62 i 12,7 wystających z różnych stron. Niezbyt udany był układ napędowy, cierpiący na częste awarie. Generalnie Amerykanie sami sobie zdawali sprawę że to nie to. I być może właśnie liczne problemy z rozwojem czołgu ciężkiego wpłynęły na tę decyzję "trzymania się" Shermana. M6 nigdy nie zostały wykorzystane bojowo, jedynie służyły do różnych badań i testów. M. in. testowano na nich armatę czołgową 90 mm M7 (zmieściła się w tej samej wieży) a także bardzo mocną armatę 105 mm T5E1, w nowej dosyć wysokiej wieży z dużą tylną niszą. W połowie 1944 rozważany był plan przebudowania na szybko 15 egz. na tę wersję 105 mm, z pancerzem pogrubionym do max.190 mm, i wysłania ich do Europy, ale ostatecznie z tego zrezygnowano (przebudowany czołg ważył ok. 77 t co bardzo odbiło się na jego ruchliwości, a jakieś ewentualne modyfikacje układu napędowego uznano że zajmą za dużo czasu).
-
Hej Zaczynając od końca, chyba mogły. Wg Wikipedii minimalny kąt podniesienia dla niemieckich ciężkich FLAK-ów wynosił -3 st. Sięgnąłem w związku z tym do szkolnej wiedzy z trygonometrii i oto co mi wyszło. Dla działa posadowionego na wysokości 40 m oznacza to martwą strefę długości 763 m, na wys. 50 m - 955 m. (W praktyce byłoby jeszcze nieznacznie mniej, pocisk leci wszak po krzywej balistycznej, ale na takich odległościach ona bardzo nieznacznie odbiega od prostej więc myślę że możemy śmiało używać takiego przybliżenia). BTW pewnie wiesz takie rzeczy - jaka była najkrótsza nastawa zapalnika czasowego? Z tego co wiem popularną techniką przy strzelaniu z ciężkich FLAK-ów do celów naziemnych było strzelanie pociskami ustawionymi na wybuch 10-20 m nad ziemią, dla optymalizacji strefy rażenia odłamkami. Gdyby możliwe były ustawienia na takie krótkie czasy, odpowiadające odległości kilkuset m, jeszcze bardziej skróciłoby to nam naszą martwą strefę...
-
Hej Na niektóre z tych pytań nie znam odpowiedzi, no ale zawsze można sobie pogdybać.. Mógłbyś coś więcej na ten temat napisać? Przyznam' date=' że zaciekawiłeś mnie tym, dlaczego atakowano je z takim uporem? Czy stanowiły aż taki problem dla radzieckiego lotnictwa?[/quote'] Sądzę że kolega miał na myśli ostatnią fazę bitwy o Berlin, walki uliczne w samym mieście. Żelbetowy obiekt, odporny na każdą w zasadzie broń wojsk lądowych, z baterią ciężkich dział (plot. ale wszak nadających się także do niszczenia celów naziemnych) stanowił naturalny punkt oporu i ważny węzeł obrony całego swego sąsiedztwa. O ile atakujący mogli go ominąć to jednak ostrzał z takiego bunkra na pewno dawał się we znaki. Radzieckie lotnictwo operowało na mniejszych z reguły wysokościach więc działa 88 czy 128 mm pewnie ich bardzo nie ruszały. Ale te mniejsze, 20, 37 mm to już i owszem. A taki obiekt dla lotnictwa radzieckiego był w zasadzie nieosiągalny, nie za bardzo mieli czym się do tego dobrać...
-
Hej No zlituj się, dlaczego jedyny?? ISU-152 miał przedni pancerz o max. grubości 90 mm. To oczywiście nie jest mało, no ale bez przesady. Każdy pojazd z bronią mocniejszą od 75 mm L/48 z odległości powiedzmy 1000 m poradziłby sobie jak sądzę z tym problemem. Można by się zastanowić nad czym innym - czy Jagdtiger nie był przypadkiem jedynym seryjnym pojazdem odpornym na pociski 152 mm z ISU-152. Przebijały one nie tak dużo (125 mm z 1000 m) ale niosły sporą energię kinetyczną. Bardzo często trafienie nawet bez przebicia kończyło się sporą demolką i unieruchomieniem pojazdu. W przypadku trafienia w wieżę czołgu zdarzało się jej zrzucenie. Ale 250 mm pancerz Jagdtigera daje pewne podstawy do przypuszczeń że przetrzymałby nawet pocisk 152 mm.
-
Hej Wyluzujcie, Towarzyszu Trocki, to zapewne miał być żart. Oczywiście nie oszalałby i nikt by nie oszalał, działa 280 mm i większe były powszechnie stosowane i wśród ich obsługi jakoś nie było przypadków masowego szaleństwa. A skoro już weszliśmy na ten temat, to chcę jeszcze dodać, że nie ma takiego całkiem bezpośredniego przełożenia między kalibrem działa a generowanym hałasem. To nie tylko od kalibru zależy ale i od ciśnienia na przykład, rodzaju prochu i pocisku (czyli powiedzmy takiego "czasu trwania" wystrzału), widma akustycznego (czyli ile z tej energii pójdzie w paśmie słyszalnym, a ile poza nim) ... nie pokusiłbym się o takie szacowanie na oko (czy na ucho raczej ), najlepiej byłoby znaleźć wyniki pomiarów i tyle. Można sobie z grubsza przyjąć, że dla podobnych dział większy kaliber to większy hałas. Ale to nie jest regułą. Np. współczesne działa czołgowe są generalnie głośniejsze od ciężkiej artylerii. Karabinki 5,56 mm są generalnie głośniejsze od tych 7,62 mm... itd. Tu dalej natomiast muszę zabrać głos merytoryczny: Nie było takich dział plot.! Największy kaliber seryjnie produkowanych dział plot. przez Niemców w czasie II ws to 128 mm (takie właśnie zamontowano w Berlinie). Były dość zaawansowane prace nad działami 150 mm (kilka funkcjonujących prototypów). Istniał projekt armaty plot. 240 mm (pułap ponad 30000 m!) porzucony jednak na rzecz bardziej sensownej broni, kierowanych rakiet plot., na bardzo wczesnym etapie prac (prawdopodobnie jeszcze "papierowym" - choć być może powstała tzw. lufa balistyczna do testów, podobno w którejś z niemieckich "kolonii" w Ameryce Pd. eksponowane są scalone naboje 240 mm jako dekoracja miejskiego ratusza czy czegoś takiego).
-
Hej Dodam od siebie, że w swej długiej i bogatej historii Thompson dwa razy otarł się o możliwość zostania takim karabinkiem. Pierwszy raz na początku lat 20., pojawił się w ofercie firmy Thompson M1923 Military Model, z opcjonalnie montowanym dwójnogiem, mocowaniami do bagnetu itp. Model ten strzelał specjalnym nabojem .45 Thompson, podobnym do .45 ACP ale z dłuższą łuską i mocniejszym ładunkiem (energia pocz. ponad 1600 J - czyli taki poniekąd pośredni, można powiedzieć). Zasilany był z magazynka pudełkowego na 18 naboi oraz z bębnowych na 50 i 100 jak normalny Thompson. Był też oferowany w kalibrze .351 Remington (podobny nabój "niby - pośredni" z Eo koło 1800 J). Ale nikt sobie go jakoś nie kupił i po paru latach zniknął z oferty. Drugi raz na początku lat 40., gdy USArmy ogłosiło konkurs na karabinek na nabój pośredni 7,62x33 (wygrany jak wiadomo przez karabinek firmy Winchester, znany potem jako M1 Carbine). Obok innych broni w konkursie wystartował także pm Thompson dostosowany do tego naboju. Okazał się jednak zbyt ciężki i bardziej skomplikowany od M1.
-
Po co broń eksportowaliśmy?
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej To co sprzedano to albo sprzęt ewidentnie przestarzały i /lub nietypowy (rkm Chauchat, Lewis, ckm Schwarzlose, czołgi Renault FT17, w tym egzemplarze testowe ze zwykłej nie-pancernej stali) albo bardzo tani i prosty (granaty ręczne, amunicja karabinowa). Zapewne zresztą tak właśnie się stało - handlująca polską bronią spółka SEPEWE miała ścisłe powiązania z wywiadem wojskowym. -
Co by było gdyby Hitler podbił Amerykę
Speedy odpowiedział marcnow92 → temat → Historia alternatywna
Hej O rany, ludzie, puście się wreszcie tych mostów! KAŻDY most kolejowy ma nośność liczoną w tysiącach ton, a trochę ich w Europie było, nie? Czołgi bardzo spokojnie mogą korzystać z mostów kolejowych, dla pojazdów kołowych lepiej jest ułożyć "nawierzchię" z bali drewnianych odpowiednio przyciętych i ułożonych między torami i obok, bez tego muszą jechać bardzo ostrożnie i zawieszenie soię im szybko niszczy. Dla czołgu, powtarzam, przejazd przez most kolejowy to nie żaden problem. Słynny most na Renie w Remagen, którego zdobycie umożliwiło Amerykanom szybszy marsz w głąb Niemiec, był właśnie mostem kolejowym. -
Hej No to żeby nie było że same takie mega-masakry były spektakularne: oto historyjka niemieckiego ataku na Eben-Emael. Był to belgijski fort położony w pobliżu Liege, broniący przepraw przez Mozę w newralgicznym punkcie u jej zbiegu z Kanałem Alberta. Nowoczesny obiekt, zbudowany w latach 1931-31 miał charakter tzw. grupy warownej (fort o elementach rozproszonych) - dla osób mnej obeznanych z fortyfikacją, grupa warowna składa się z szeregu tzw. bloków bojowych, potężnych żelbetowych "bunkrów" odpowiednio rozmieszczonych w terenie i połączonych siecią podziemnych tuneli, nierzadko z kolejką wąskotorową do transportu amunicji. Są wśród nich bloki artylerii, z działami w kazamatach (tradytory art.) lub z obrotowymi wieżami działowymi, bloki piechoty z bronią maszynową i działkami ppanc., bloki obserwacyjne, wentylacyjne, blok wejściowy strzegący wejścia do całego kompleksu itp. W podziemnych komorach znajdują się też magazyny amunicji, żywności, koszary dla żołnierzy, stanowisko dowodzenia, elektrownia i w ogóle cała infrastruktura. Eben Emael składał się łacznie z 17 bloków, uzbrojonych w 2 działa 120 mm (wieża 1x2), 16 dział 75 mm (z tego 4 w wieżach 2x2), 12 dział ppanc. 60 mm i 46 karabinów maszynowych. Załoga liczyła ok. 1200 osób. Dobrać się do czegoś takiego jest niesłychanie trudno, zasadniczo wymaga to długotrwałego oblężenia i w ogóle mnóstwa zachodu. Niemcy jednak analizując układ obiektu doszli do wniosku że nie jest on przystosowany do walki z bliska, poszczególne bloki słabo pokrywają się ogniem, nie ma dogodnych wyjść do wyprowadzania kontrataków (tylko niewielkie wyjścia dla wypuszczania patroli) i w ogóle. Zdecydowali się więc na akcję naprawdę nowofalową. Nad ranem 10.V.1940 w dniu rozpoczęcie niemieckiej ofensywy na zachód, na terenie grupy warownej wylądowała Grupa Szturmowa Granit - 55 żołnierzy z 1 kompanii 1 pułku spadochronowego w 7 szybowcach desantowych DFS230 (miało być ich trochę więcej, ale jeden szybowiec został zestrzelony po drodze a jeden - z dowódcą grupy - zerwał się z holu jeszcze nad Niemcami i lądował koło Kolonii; ponownie wyholowany dotarł do celu z 4-godz. opóźnieniem). Żołnierze uzbrojeni byli w rusznice ppanc. (w tym ponoć polskie karabiny wz.35 "Ur") miotacze ognia, środki dymotwórcze no i przede wszystkim w stanowiące podówczas pewną nowość saperskie ładunki kumulacyjne. Były ich dwa rodzaje, "mały" 10 kg i "duży" 50 kg (składany z 2 części), uzbrojone w zapalnik czasowy (45 s). Korzystając z martwych pól ostrzału i zasłon dymnych Niemcy docierali do kolejnych bloków i wysadzali je w powietrze, zakładając ładunki na wieżach i kopułach pancernych, w strzelnicach dział i otworach wejściowych. W kilku miejscach zdołali wykonać wyłomy umożliwiające wtargnięcie do wnętrza obiektów jednak dalej powstrzymały ich kolejne zapory przegradzające tunele, stalowe drzwi i zapory z szyn i worków z piaskiem. W jednym przypadku Niemcy zeszli 20 m szybem w podziemiach tradytora artyleryjskiego; gdy drogę przegrodziły im pancerne drzwi, wysadzili je ładunkiem 50 kg, co jednak spowodowało zerwanie całej klatki schodowej wraz z szybem windy i totalne zawalenie przejścia. Główne bloki bojowe fortu zostały obezwładnione w zaledwie 20 minut. Belgowie wezwali na pomoc artylerię z sąsiednich fortów oraz wojsk polowych (Niemcy przeczekiwali nawały ogniowe kryjąc się wewnątrz wysadzonych wcześniej obiektów). W godzinach popołudniowych przy wsparciu wojsk polowych zdołali w końcu wyprowadzić skuteczny kontratak i odeprzeć Niemców; ci jednak powrócili następnego dnia 11.V wsparci przez dodatkowe oddziały piechoty i saperów które sforsowały wcześniej Mozę na gumowych pontonach, i kontynuowali dokonywanie zniszczeń (a tymczasem w wyniku załamania frontu belgijskie wojska polowe musiały się wycofać). Ostatecznie Eben Emael skapitulował około godz. 17 (spotyka się też inne . Straty grupy szturmowej wyniosły 6 zabitych i 15-20 rannych, straty Belgów 23 zabitych i 59 rannych (spotyka się też większą liczbę, 58 zabitych i 300 rannych, zapewne obejmującą prócz załogi twierdzy także owe wojska polowe). A na koniec dwie można powiedzieć zabawne ciekawostki. Wspomniany wcześniej wybuch w podziemiach tradytora zniszczył znajdującą się tam ubikację. Doszlo przy tym do rozpylenia zmagazynowanego w niej środka dezynfekcyjnego zawierającego chlor. Zapach chloru zaalarmował Belgów przeszkolonych w końcu i w obronie przeciwchemicznej i uznali oni że Niemcy właśnie broni chemicznej użyli. Ponoć był to jeden z czynników skłaniających ich do kapitulacji. Eben Emael jako taki nowoczesny fort - grupa warowna, obejmował też kilka obiektów pozornych - fałszywych "bunkrów", wież art. itp. Miały one na celu rozproszenie ognia artylerii oblegających, dla obserwatorów art. z daleka takie rzeczy są w końcu praktycznie nie do odróżnienia. Zabawne jest jednak, że Niemcy atakujący z bezpośredniej bliskości, ręcznie podkładanymi ładunkami wyb., także dali się nabrać i skrupulatnie wysadzili także i te obiekty - atrapy.
-
Hej W nawiązaniu tego co napisał ciekawy, o przewadze w powietrzu i na morzu, jakiej Niemcom nie udało się uzyskać chciałem dodać jeszcze o przewadze na lądzie: Niewiele tam oni mieli, ale jednak więcej niż nic. Nie samą Home Guard przecież. O ile dobrze pamiętam latem 1940 armia brytyjska miała na Wyspach 16 dywizji w tym 1 pancerną. To niewiele w porównaniu z całą potęgą Wehrmachtu, ale na jakieś oddziały desantowe, bez ciężkiego sprzętu i wykrwawione już po drodze, przy lądowaniu itd. to wg mnie mogłoby wystarczyć aż nadto.
-
Hej No to taki sztandarowy przykład, operacja Chariot - brytyjski rajd na St.Nazaire 28.III.1942. W tej francuskiej miejscowości znajdował się największy w Europie suchy dok, który mógł posłużyć Niemcom do remontowania/budowy dużych okrętów. Brytyjczycy opracowali skomplikowany plan zakładający zniszczenie doku przez staranowanie jego wrót przez jakiś stary okręt wyładowany materiałami wybuchowymi, z jednoczesnym wysadzeniem w porcie oddziałów komandosów które miały dokonać zniszczeń instalacji portowych a następnie ewakuować się z powrotem na łodzie i ścigacze. Do roli żywej torpedy wybrano stary niszczyciel HMS Campbeltown, który przebudowano nieco, tak by nadać mu wygląd zbliżony do niemieckich torpedowców Moewe. Z okrętu usunięto całe zbędne wyposażenie i uzbrojenie, pozostawiając tylko 1 działo 76 mm i kilka 20 mm działek plot. Na dnie okrętu, kawałek za dziobem umieszczono ładunek wybuchowy z zapalnikiem czasowym (zabetonowane bomby głębinowe o łącznej masie 3,2 t amatolu). Prócz niszczyciela do akcji wyruszyło 16 szybkich łodzi motorowych z komandosami, ścigacz artyleryjski MGB 314 i ścigacz torpedowy MTB 74 - ten ostatni miał za pomocą specjalnych torped z zapalnikami czasowymi zaminować tzw. starą śluzę, nieużywane pomocnicze wrota doku. Na morzu operację ubezpieczały dodatkowo 2 niszczyciele typu Hunt. Brytyjczykom szło na początku całkiem nieźle, niewykryci weszli do portu 28.III krótko po 1 w nocy. Niemcy zorientowali się dopiero w ostatnim momencie gdy niszczyciel był już w porcie i ruszył do szarży na wrota doku. Staranował je o 1:34 z takim impetem że wbił się i wręcz zawiesił na nich. Po uruchomieniu zapalników oddziały komandosów zeszły na ląd i przystąpiły do niszczenia instalacji doku. Łodziom nie poszło już tak dobrze, wpadły pod ostrzał artylerii plot., w dodatku część z nich nie znalazła za pierwszym razem wejścia do portu i zmuszone były manewrować pod ostrzałem ponosząc bardzo ciężkie straty. Ścigacz MTB 74 wystrzelił swoje torpedy, jednak w późniejszej fazie akcji także został zatopiony. Oddziały komandosów które zdołały wylądować zostały dość szybko wyparte z portu przez Niemców i w większości zniszczone lub zmuszone do kapitulacji. Tylko nieliczni zdołali się ewakuować. Łącznie z 611 brytyjskich marynarzy i komandosów biorących udział w akcji, aż 169 zginęło a 215 dostało się do niewoli. Zapalniki na Campbeltown-ie nastawione były na 9:00, wybuch nastąpił nieco później 10:35(chemiczne zapalniki dają spory rozrzut zwykle). W tym momencie na pokładzie i w sąsiedztwie przebywała niemiecka komisja mająca ocenić zniszczenia; ponoć byli wśród nich także brytyjscy jeńcy, którzy jednak, poświęcając własne życie, nie poinformowali o ładunkach wybuchowych, zaś bomby zabetonowane w jakichś tam zbiornikach głęboko w kadłubie były nie do wykrycia przy rutynowym przeszukaniu). Eksplozja zabiła około 300 niemieckich żołnierzy oraz pracowników cywilnych. Dodatkowe zniszczenia spowodowała fala wpadająca przez wysadzone wrota, która uniosła remontowany tam jakiś statek i rzuciła nim o przeciwległą ścianę. W dwa dni później 30.III eksplodowały torpedy pod "starą śluzą" powodując kolejne zniszczenia. Nerwowe napięcie wśród Niemców po poprzednim ataku widzących wszędzie komandosów i dywersantów doprowadziło do chaotycznej strzelaniny pomiędzy broniącymi portu oddziałami, w której zginęło lub zostało rannych kilkudziesięciu Niemców i francuskich pracowników portu. W późniejszych dniach Niemcy aresztowali i internowali tysiące mieszkańców St.Nazaire, w tym wielu pracowników portowych co już kompletnie sparaliżowało prace naprawcze na dłuższy okres. Mimo ogromnych strat przekraczających połowę personelu RN uznała generalnie rajd za sukces - dok został uszkodzony zgodnie z planem na tyle poważnie, że nie mógł być juz używany przez Niemców, jego funkcjonowanie przywrócono dopiero po długotrwałym remoncie który zakończył się już po wojnie, w 1947 czy 48 roku.
-
Najlepszy współczesny czołg
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Praktycznie zawsze w rosyjskich czołgach przebicie pancerza kończy się zapaleniem/eksplozją amunicji. W przypadku amunicji bezłuskowej (ze spalającą się łuską) jest to poniekąd nieuniknione. Po przebiciu pancerza wewnątrz pojazdu rozpryskują się bardzo gorące cząstki pancerza i fragmenty rdzenia pocisku lub krople metalu ze strumienia kumulacyjnego. Jeśli natrafią na naboje to ich zapalenie jest nieomal nieuniknione - a wystarczy że zapali się jeden, pożar natychmiast ogarnie pozostałe. Nie ma tu jakby dobrej metody na to. W nowoczesnych czołgach zachodnich (M1, Leopard 2...) magazyn mieszczący większą część amunicji jest z tyłu wieży, oddzielony od przedziału załogi pancerną przegrodą, z drzwiczkami otwieranymi przez ładowniczego tylko na kilka sekund by wyjąć nabój przy ładowaniu działa. Strop wieży nad magazynem ma specjalne, "osłabione" sekcje, płyty pancerne celowo słabo przymocowane, tak że w razie pożaru/wybuchu amunicji płyty te zostają odrzucone, umożliwiając swobodny wypływ gazów prochowych. W walkach w Iraku ten system się jako tako sprawdza, kilka przynajmniej czołgów eksplodowało po trafieniu w magazyn bez większych szkód dla załogi (jednak osoby siedzące w otwartych włazach odniosły obrażenia). W czołgach rosyjskich większa część amunicji jest w automacie ładującym, pod wieżą. Niestety nie ma możliwości odizolowania jej w jakikolwiek sposób od załogi. Przebicie kadłuba niemal zawsze powoduje pożar amunicji, śmierć całej załogi i kompletne wypalenie wozu, często połączone ze spektakularnym wyrzuceniem wieży wysoko w powietrze i efektownym słupem ognia buchającym na wysokość kilku pięter. -
Hej Dzięki za szczegóły, czyli wyglądałoby w USArmy używali i takich i takich? Ciekawe które im się więcej zacinały... A wydawałoby się że na .30-06 powinien działać lepiej, pomijając już kwestię kryzy to jest dość fajny i mocny nabój, podobny do 7,92x57 pod względem energii. Może przy przerabianiu skopsali jakieś wymiary czy jakiś inny błąd strzelili... Bren jakoś działał dobrze. No wiesz, każda reguła ma swój wyjątek... Znalazłoby się zresztą parę innych (SWD na przykład), generalnie jednak z tą kryzą zwykle był problem, mniejszy czy większy.
-
Hej Nooo nie, zdecydowanie nie tylko. Na korzyść Pantery w takim pojedynku przemawiają też inne czynniki: - większa ruchliwość: przy zbliżonej masie około 45 t Pantera ma silnik o mocy 700 KM, IS ma 520 KM. Pantera jest w związku z tym szybsza ( np. Vmax 55 km/h po drodze vs. 37 w IS). IS ma za to co prawda nieco mniejszy nacisk jednostkowy na grunt ale to nie jest duża różnica (0,82 kg/cm2 vs.0,88 w Panterze) - armata typowo przeciwpancerna, nie za duża ale potężna: zdolność przebijania pancerza tego samego rzędu co 122-ka w ISie; wielka prędkość początkowa pocisku co oznacza płaski tor jego lotu i krótki czas lotu do celu a więc większa łatwość trafienia w ruchomy cel; niezbyt ciężki scalony nabój co pozwala na większą szybkostrzelność, np. szybkie załadowanie i wystrzelenie jeśli nie udało się przeciwnika zniszczyć 1 strzałem. Na korzyść ISa natomiast: - mniejsza i niższa sylwetka: szerokość 3,07 m, wys. 2,73 m. Pantera jest nieco większa (odpowiednio 3,27 i 2,99 m) - grubszy pancerz - przód kadłuba i wieży 110-120 mm (Pantera przód kadłuba 80, wieży 100 mm). Co prawda Pantera jest spawana z płyt walcowanych a IS z odlewów (generalnie odlewany pancerz jest słabszy niż walcowany) ale sądzę że nie równoważy to w pełni różnicy grubości.
-
Hej Piszę teraz z pracy i nie bardzo mam jak sprawdzić, ale: ...jesteś pewien tego przerobienia? Wydaje mi się że Amerykanie używali normalnych Chauchatów 8x50R. W Polsce też używano oryginalnych, chociaż opracowano projekt przeróbki na standardowy 7,9x57 i nawet podobno prototyp działał o wiele lepiej niż oryginalny. Każda broń na naboje z kryzą zasilana z magazynka pudełkowego będzie miała tendencję do zacięć. Bardzo ciężko jest coś sensownego z tym zrobić, np. ludzie konstruujący strzelby bojowe do dzisiaj się z tym bujają. A jeszcze ten przedziwny chauchatowy mechanizm. Długi odrzut lufy przy naboju wcale nie takim mocnym nie jest dobrym pomysłem (po co przede wszystkim??), aż się prosi o to żeby się zepsuć... Ja też się zgadzam że nie był taki zły. Np. był naprawdę lekki co dawało mu mobilność a po to w końcu taka broń powstała. Ale jednak trochę za bardzo skomplikowany i zawodny. No i szybkostrzelność, 240/min, to jednak jest przegięcie.Wiem że są zwolennicy broni szybkiej i powolnej, jedna i druga ma swe wady i zalety, ale 240 to nawet na powolną jest za mało.
-
Hej Nie wiem :wink: ale chyba wypadałoby porównywać broń o podobnym przeznaczeniu. I V-1 i V-3 to taka dalekonośna broń o zasięgu "operacyjnym", miały posłużyć do ostrzału Londynu z odległości 150-250 km, trudno tu jakby wyciągać czysto taktycznego Panzerfausta o zasięgu 30 m. Ale np. tona amunicji karabinowej to około 40 tys. naboi. Tyle mniej więcej potrzeba było w czasie II ws na 1-nego postrzelonego (spotyka się liczby 30-50 tys.)
-
Hej Na początek mała korekta szybkostrzelności. "Stonogi" w bunkrze w Mii..coś tam.. ques :wink: miały oddawać 1 strzał/5 min co dla 25-lufowej baterii dawało 300 pocisków na godzinę, o łącznej masie ok. 30 ton (przyjmując ten 100 kg pocisk). W bunkrze zapewne był jakiś system dostarczania pocisków i ładunków miotających do każdego działa, pewnie także mechanizm wspomagający ładowanie. Działa w Lampaden strzelały znacznie wolniej, około 1 strz./15 min i tylko przez kilka godzin dziennie, bowiem pociski i ładunki musiały być transportowane ręcznie. A teraz mała korekta statystyki: Trzeba jednak pamiętać, że spośród ok. 9,5 tys. pocisków V-1 wystrzelonych przeciwko Wielkiej Brytanii tylko ok. 2,5 tys. spadło na obszarze Wysp Brytyjskich. Z pozostałych ponad 1,8 tys. zestrzeliły alianckie myśliwce, mniej więcej tyle samo - artyleria plot., 0,3 tys. wychwyciły zapory balonowe zaś reszta spadła po drodze lub zeszła z kursu wskutek rozmaitych awarii i usterek. Przyjmując że głowica V-1 ważyła około 1000 kg, mamy około 9,5 ofiar na każdą tonę amunicji. 183 pociski (po ok. 100 kg) spowodowały 45 ofiar. Mamy więc ok. 2,5 ofiar na tonę amunicji. Czyli licząc same upadki V-1 wypada około 4x lepiej. Jednak aby owe 2,5 tys. dotarło do Anglii trzeba było wystrzelić ich prawie 4x tyle, co poniekąd zrównuje ich skuteczność. Pocisk artyleryjski nie bardzo mógł zepsuć się po drodze, nie mógł też być zestrzelony ani wychwycony przez balony zaporowe. 2500 ton amunicji sama bateria w M. wystrzeliłaby w około 83 h. Biorąc pod uwagę że strzelaliby powiedzmy 8 godzin dziennie, zajęłoby to z 10 dni, nie pół roku. Ciężko powiedzieć jak byłoby z celnością ale przypuszczalnie lepiej niż w przypadku V-1 (bo gorzej to chyba już się nie da za bardzo... :wink: )
-
Hej Racja! Mea culpa. Jak widzę napisane słowo Johnson i US Marines to mi się automatycznie włącza skojarzenie z tym cięższym karabinem - rkm M1941. A faktycznie trochę tych "zwykłych" M1941 także mieli przecież. [ciach reszta bo to rozwinięcie tego samego zagadnienia] Z żalem muszę przyznać że tu też możesz mieć rację :wink:. Muszę się dokształcić z Johnsona najwyraźniej. W każdym razie jednak jest jakaś przyczyna dla której prawie nie ma karabinów z krótkim odrzutem lufy - najwyraźniej w długiej broni ręcznej się to niezbyt sprawdza. Może niewygodnie mieć tak dużą ruchomą masę "w garści", może oparcie o coś lufy przy strzelaniu, o co wszak nietrudno, powoduje zacięcie... coś tam w każdym razie jest nie halo. Popraw mnie jeśli się mylę, ale z wojskowych karabinów taki mechanizm miał prócz Johnsona chyba tylko Awtomat Fiodorowa z 1916?
-
Hej No właśnie - moim zdaniem bardzo słuszne spostrzeżenie. Nie można sensownie porównać w jednej ankiecie karabinów powtarzalnych i automatycznych. Wypadałoby raczej rozbić je na osobne kategorie. I co tu robi M1 Carbine - skoro pytamy o "Najlepszy karabin..." to powinniśmy się zająć karabinami czyli bronią na naboje karabinowe - a nie pośrednie (karabinkami wg dzisiejszego systemu nazewnictwa, chociaż skoro mowa o II wojnie no to można trochę liberalniej to potraktować). Bo jak tu sensownie porównać karabiny, o donośności skutecznej rzędu 1000 m z bronią na nabój pośredni której donośność skut. z założenia jest <500 m czy tego rzędu... No dobra, to po tym przydługim wstępie... Kb powtarzalny - tu nie będę oryginalny, Lee Enfield. Poza niewątpliwymi zaletami (poręczny i trwały) miał jeszcze fajny system zasilania, wymienny magazynek na 10 naboi z możliwością doładowywania z łódek.I był bronią bardzo celną, w wersji wyborowej był używany w armii brytyjskiej jeszcze w latach 1980-tych. Kb samopowtarzalny - tu ciężko mi się zdecydować, może postawił bym ex aequo na czechosłowacki ZH-29 i niemiecki G43. Oba są niezbyt długie i nie za ciężkie i zasilane z wymiennych magazynków. Co do wspomnianego tu przez kogoś kb Johnsona, to to co było w użyciu w USMC to taki "karabin automatyczny" w ówczesnym tego słowa rozumieniu czyli coś raczej w stylu lekkiego rkm-u. Analogiczną bronią był np. BAR w USArmy (i u Marines zresztą też). Johnson nie podoba mi się za bardzo uwagi na strasznie zakombinowany mechanizm, dziwny i niepotrzebnie skomplikowany (krótki odrzut lufy, dwie drogi zasilania, z magazynka wymiennego i wbudowanego stałego na 5 naboi) - aczkolwiek jest lekki i ma magazynek z boku co jak zwykle fajnie wygląda. I podobają mi się jeszcze rosyjskie karabiny, AWS-36 i SWT-38/40/AWT-40 o co tam jeszcze - aczkolwiek wskutek tego nieszczęśliwego naboju z kryzą nie działały niestety najlepiej, Rosjanie w połowie wojny przestali praktycznie robić SWT bo uważali że jest zbyt zawodny. Zwłaszcza AWS-36, z dużym magazynkiem (15) i przełącznikiem ognia, wiem że trudno jest sensownie strzelać seriami z takiego karabinu, ale uważam że są takie chwile w życiu że może się to bardzo przydać. A jeśli dołączymy do konkurencji broń na naboje pośrednie to oczywiście wygrywa bezapelacyjnie niemiecki MP-43 - pierwszy automatyczny karabinek z prawdziwego zdarzenia. Nikt inny nic podobnego wtedy nie zrobił a już na pewno nie z sensem :wink: a dzisiaj automatyczny karabinek na naboje pośrednie jest podstawową bronią piechoty.
-
Hej Tzn. to bardziej skomplikowane. Teoretycznie gdyby to zadziałało tak jak sobie autorzy zamyślili to byłaby dosyć mordercza broń. Pojedyncza "stonoga mogła wystrzelić mniej więcej co 15 min, czyli 4 pociski na godzinę. Bateria budowana w Mimoyecques (czy jak się to tam pisze) miała składać się z 25-50 luf, a więc wystrzeliwać 100-200 pocisków na godzinę. Pociski testowano rozmaite, o masie 100-200 kg. Ale nawet zakładając te najlżejsze to w ciągu godziny na cel spadałoby 10 ton amunicji, czyli w ciągu doby na np. Londyn spadłoby 2400 pocisków o łącznej masie 240 ton. I tak dzień w dzień... prawda że kusząca wizja? Tyle że to nie działało i nawet za bardzo nie mogło, z takich dosyć fundamentalnych przyczyn. Gościu co to wymyślił (bodajże niejaki Coenders) najwyraźniej nie bardzo pewnie się czuł w balistyce wewnętrznej (i chyba też zewnętrznej, pociski do Stonogi też mu nie bardzo wychodziły, choć wcześniej miał pewne dokonania na tym polu). Ogólnie pocisk napędzają tylko pierwsze 2-3 pary komór. Z dalszymi jest coraz większy problem. Bardzo trudno jest ustalić prawidłowy moment zapłonu. Komory leżące przed pociskiem mają tendencje do zapalania się od fali ciśnienia generowanej przez pocisk oraz od gazów przerywających się przed pocisk między jego ściankami a lufą. Oczywiście ich zapalenie generuje gazy hamujące pocisk a nie napędzające go. Jeśli zapali się komora którą pocisk właśnie mija (czyli jest "zatkana") może to doprowadzić do jej rozerwania. Idealny moment jest pod koniec tego mijania, żeby gaz zdążył się wygenerować i jeszcze dogonić pocisk. Bo jeśli zapłon nastąpi za późni, za daleko za pociskiem, to wygenerowana fala ciśnienia może mieć trudności z dogonieniem pocisku i po prostu się zmarnuje. W praktyce pierwsze próby przyniosły kompletną kichę, po długotrwałym dłubaniu udało się uzyskać prędkości początkowe rzędu 1000 m/s, zamiast planowanych 1600. To oczywiście też jest całkiem nieźle, tyle że można taką prędkość uzyskać z normalnego mocnego działa o całkiem klasycznej konstrukcji, nie potrzeba lufy o dł. kilkuset metrów, osadzonej na zboczu góry, tych wszystkich komór z idealnie zsynchronizowanym odpalaniem itd. itp.
-
Hej ISU-152 nie ma po pierwsze w powyższej ankiecie a tylko SU-152 (podobny tylko nieznacznie słabiej opancerzony). Nie był to po drugie żaden niszczyciel czołgów ale pojazd skonstruowany pod kątem niszczenia fortyfikacji, umocnionych punktów oporu, "bunkrów", ufortyfikowanych budynków, tego typu celów. Do zwalczania czołgów nadawał się słabo (mała prędkość pocz. pocisku a więc mała odl. strzału bezwzględnego, mała szybkostrzelność, mały zapas amunicji). Choć oczywiście jak się mu udało trafić w czołg to jak najbardziej był w stanie go zniszczyć. A po trzecie jak mam rozumieć ostatnie zdanie "miał potężny pancerz który mógł zniszczyć za jednym strzałem jagdtiger z 128mm działem."?? Że ISU mógł swoim pancerzem Jagdtigra zniszczyć? :wink:
-
Hej Jedno zdanie i dwa błędy :wink: - to na obrazku to jest Hecht, nie Seehund. Podobny okręcik ale mniejszy i prostszy (np. napęd tylko elektryczny). Skonstruowany mniej więcej na początku 1944. - Seehund skonstruowany został we wrześniu 1944. Nie mogę zgodzić się też ze stwierdzeniem "Jedna z najlepszych konstrukcji okrętów podwodnych " - chyba wypadło ci słówko "miniaturowych" Przecież to tak jakbyś napisał że Smart jest jednym z najlepszych samochodów .