Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Hej Zawsze można spojrzeć na to z drugiej strony: w broni zasilanej z 20-nabojowego magazynka, o szybkostrzelności praktycznej rzędu 60-80/min, lufa nie byłaby chyba narażona na takie nagrzewanie żeby aż trzeba było robić szybkowymienną. Moim zdaniem zagadnienie szybkostrzelności BARa zasługuje na szersze omówienie w kontekście jego użycia (sorry, będą dygresje wykraczające poza obszar I wojny ale nie sposób ich tu uniknąć). Większość ludzi zestawia mechanicznie porównanie: polska np. drużyna piechoty - 1 BAR wz.1928, 80/min; niemiecka drużyna - 1 km MG34, szybka zasilana z taśmy broń o szybkostrz. praktycznej rzędu 200/min; wniosek => BAR jest słaby. Otóż to nie tyle BAR jest słaby co ta 18-osobowa drużyna z 1 BAR-em jest słaba. Nasycenie bronią maszynową US Army było większe i w 9-osobowej drużynie były 2 BAR-y (a u Marines nawet 3 w 12-osobowej). W tym momencie różnica szybkostrzelności praktycznej nie daje się już tak mocno we znaki... Jasne że nie eliminuje to potrzeby posiadania prawdziwego karabinu maszynowego. Ale też nie do pogardzenia są korzyści wynikające z posiadania kilku lekkich automatycznych karabinów, o wiele bardziej mobilnych niż obsługiwany przez dwie osoby i ciężki "prawdziwy" rkm. A do historii BARa chciałbym dodać jeszcze wzmiankę o jego cywilnym zastosowaniu. Wojny gangów w USA okresu prohibicji kojarzą się nam przede wszystkim z pm-ami Thompsona, jednak automatyczne karabiny także były powszechnie używane w tym okresie. Był wśród nich i BAR, produkowany na rynek cywilny w samopowtarzalnej odmianie R75 i samoczynnej R80, zwany potocznie Colt Monitor (tak naprawdę nosił tę nazwę konkretnie R80). Od 1931 był on standardowym karabinem w FBI, wybranym z uwagi na to, że lepiej sprawdzał się przy strzelaniu do ówczesnych samochodów niż pistolety maszynowe, nawet kalibru 0,45. Monitorów używały także inne formacje policyjne, straże więzienne, konwojenci pieniędzy itp. Dotyczyło to również tej drugiej strony prawa. Gangi Clyda Barrowa (to ci od Bonnie i Clyde) czy Johna Dillingera także korzystały z BAR-ów. Barrow, domorosły rusznikarz-amator sam nawet przerobił (poskracał) kilka ze swoich; skonstruował także powiększony magazynek do BARa (57 naboi) łącząc korpusy 3 standardowych magazynków w jeden długi i lekko zakrzywiony. R80 zasługuje na uwagę z jednego jeszcze względu. Otóż powstał mniej więcej w tym samym okresie co polski wz.1928, w końcówce lat 20., i pomijając znacznie skróconą lufę (457 mm) z hamulcem wylotowym i brak dwójnogu, dosyć mocno przypomina go zewnętrznie. Ma chwyt pistoletowy i krótką drewnianą nakładkę na lufę i rurę gazową; podobny jest również obrys kolby (jak we wczesnych wz.28, taki "prosty"). Ciekawe czy jest to po prostu zbieg okoliczności czy któryś z konstruktorów zainspirował innego...
-
Hej Uważam że to jeden z najfajniejszych kb powtarzalnych jakie zbudowano. A czemu nie był taki sławny... chyba pojawił się trochę za późno by konkurować z Mauserem na światowych rynkach. A popularność Mosina wynika jedynie z faktu że był na uzbrojeniu Rosji, wielkiego kraju z wielką armią i stąd go tyle wprodukowano; ale poza Rosją/ZSRR i krajami bezpośrednio z nią związanymi to Mosin wcale taki rozpowszechniony nie był. Lee Enfield uchodzi za broń bardzo celną i w tej właśnie roli, kb wyborowego, przetrwał w brytjskiej armii właśnie tak długo. I ma fajny układ zasilania, wymienny magazynek na 10 naboi (a większość kb miała niewymienny na 5) co oznaczało wyraźne podniesienie szybkostrzelności.
-
Automat Fiodorowa wz. 1916 - pierwszy karabin automatyczny
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Amunicja. Fiodorow stworzył broń na nietypową amunicję. Ito jest jedyny problem Myślę że nie jest to jedyny problem. Tej amunicji i karabinów Arisaka Rosjanie zakupili jakąś ogromną liczbę, jeszcze w czasie II wojny Arisaki zdobyte przez Niemców były na uzbrojeniu jakichś tam tych ich "rosyjskich" narodowych oddziałów (Kozaków czy Azerów czy RONA czy czegoś takiego). Tak że tak bardzo jej nie brakowało. Myślę że przede wszystkim AF był za skomplikowany w produkcji jak na możliwości rosyjskiego przemysłu i w obsłudze jak na możliwości przeciętnego użytkownika. Mógł być też dosyć wrażliwy na zanieczyszczenie (nie ma o tym za wiele informacji, nie była to broń zbyt rozpowszechniona). Dla snajperów takie coś nie bardzo się nadaje. AF strzelał nabojem o mniejszej mocy niż standardowe karabiny. Nie miał dłuższej od nich lufy, choć jak na dzisiejsze standardy nie można nazwać jej krótką (52 cm) to powtarzalne karabiny I wojny miały z reguły lufy o długości 60-70 cm. Więc do celnego pojedynczego ognia na dużą odległość nadawał się umiarkowanie w porównaniu z inną bronią z tego okresu. -
Hej Jedna uwaga: No.82 (Gammon bomb) to granat brytyjski, nie amerykański. I nie był to granat kumulacyjny, tylko taki ppanc. o działaniu burzącym. Faktycznie bardzo ciekawa i oryginalna konstrukcja.
-
Hej No dobra, może "przeszacowałem " trochę Brytyjczyków faktycznie nie mieli dużych jednostek typu dywizji panc., tylko pułki i brygady i bataliony czołgów w pułkach piechoty zmotoryzowane i kawalerii... niemniej było tego sporo i cały czas nad tym pracowali i produkowali w miarę sensowne czołgi w sporych ilościach. Nie można moim zdaniem powiedzieć że sobie całkiem czołgi odpuścili i olali.
-
Hej To nie tak, jedno drugiego wszak nie wyklucza. Oryginalny Mauser C96 miał niewymienny (stały) magazynek na 10 naboi, ładowany z łódki. Taki miały chyba wszystkie odmiany kal. 7,63 i 9 mm. Wyprodukowano niewielkie partie pistoletów z niewymiennym magazynkiem na 6 i 20 naboi. Przynajmniej ten pierwszy musiał być ładowany pojedynczymi nabojami bo standardowa łódka mieściła ich 10 (a może wymyślono dla niego krótszą?). 6 naboi miał także chiński Mauser kal. 0,45ACP, nie wiem jak było z łódkami i w tym przypadku. Wymienny magazynek na 10 naboi pokazał się już w którymś z tych hiszpańskich klonów z lat 20-tych. Zachowano jednak także możliwość ładowania go z łódek. W pełni profesjonalnie zrobili to samo nieco później Niemcy w modelach 711 i 712 z 1932 r. (ten drugi to właśnie ten maszynowy). Pistolety te miały wymienne magazynki na 10 i 20 naboi i przekonstruowany ten mechanizm zatrzymujący zamek w tylnym położeniu po ostatnim strzale, bo i to pożyteczne urządzenie w Mauserze było. W klasycznym Mauserze po ostatnim strzale zamek zatrzymywał się w tylnym położeniu (kurek odwiedziony) i przytrzymywany był bodajże przez podajnik naboi w magazynku; następnie należało wsunąć łódkę z nabojami w takie wycięcie i wepchnąć jednym ruchem naboje do magazynka; usunięcie pustej łódki powodowało zwolnienie i powrót zamka w przednie położenie i tym samym załadowanie pistoletu - i już można było walić. W hiszpańskich pistoletach z wymiennym magazynkiem nic z tym nie zrobiono, wyjęcie pustego magazynka powodowało zwolnienie zamka i powrót jego w przednie położenie, tak że po włożeniu pełnego magazynka należało jeszcze przeładować broń (oczywiście to nic wielkiego tak naprawdę, ogromna część broni automatycznej w ogóle nie ma tego mechanizmu z zatrzymywaniem zamka po ostatnim strzale i też jest dobrze). A Niemcy zrobili to w bardziej skomplikowany sposób, całkowicie przekonstruuowali ów mechanizm zatrzymujący zamek, który teraz nie zaczepiał się już na podajniku tylko na czymś tam związanym z kurkiem. Teraz po wyjęciu wystrzelanego magazynka zamek nadal pozostawał w tylnym położeniu, a po założeniu pełnego mag. należało lekko odciągnąć kurek jeszcze trochę (poza normalne skrajne tylne położenie) co powodowało zwolnienie zamka i załadowanie pistoletu. I jeszcze dodam że niezwykle fascynująca mnie broń, mauserowy karabinek do walki z bliska (kolejny "wymiatacz okopów") konkurent MP-18 miał magazynek na 40 naboi. Nie jest jasne czy wymienny czy nie (chyba nie) i w ogóle chyba tylko 1 zdjęcie istnieje (ja widziałem je przed laty w takiej "cegle" pt. "World Submachineguns"). Broń wygląda elegancko, to jest karabinek a więc nie z dostawną kolbo-kaburą ale taką zrobioną na stałe, zamiast tego chwytu pistoletowego a la szczotka do zamiatania, i z dłuższą lufą z drewnianą nakładką. I z tym dłuuugim magazynkiem. A po co było robić peem... cóż, w niektórych sytuacjach możliwość strzelania seriami może się wszak przydać. Mieć taki miniaturowy peem do schowania pod kurtką, to może być czasem przydatna opcja. Od początków broni automatycznej próbowano przerabiać pistolety na ogień ciągły, co technicznie nie jest zwykle trudne, tylko taktycznie mało sensowne. Zwykle wychodzi im ogromna szybkostrzelność rzędu 1500-2000/min a są lekkie i nie ma ich jak dobrze złapać oburącz. Więc przy strzelaniu ogniem ciągłym odrzut i podrzut jest bardzo silny i drgania broni takoż i trudno jest taki ogień kontrolować. A taki Mauser, cóż, przynajmniej nie był lekki i od biedy dawało się przytrzymać go "przednią ręką" za gniazdo mag. czy sam magazynek (szczególnie 20-nabojowy). Na Youtube można znaleźć liczne filmiki przedstawiające strzelanie z Mausera ogniem ciągłym, np. tu http://www.youtube.com/watch?v=0arGVi2pwz4 jak widać podrzut jest i drgania ale nie takie znowu tragiczne.
-
Hej Wydaje mi się że tu zanadto upraszczasz: Taka opinia chyba raczej do Francuzów pasuje (liczne czołgi ale niezbyt dobre i brak koncepcji ich samodzielnych działań, tylko wsparcie piechoty jak w Iws). W USA w okresie międzywojennym przeważały tendencje izolacjonistyczne i w ogóle rozwój całej armii lądowej zaniedbano, nie tylko czołgów, koncentrując się na flocie i lotnictwie. Więc to chyba nie jest do końca dobry przykład. Co do Brytyjczyków zaś to chyba powyższe stwierdzenie nie jest prawdziwe. Nie zaniechali przecież po wojnie rozwoju czołgów, a wręcz przeciwnie, zbudowali liczne ich udane modele. 6-tonowy Vickers był jednym z najbardziej rozpowszechnionych na świecie czołgów przełomu lat 20/30. To właśnie Brytyjczyk J.Fuller był jednym z teoretyków wojny błyskawicznej. W końcówce lat 30. brytyjska armia była zmotoryzowana w największym chyba stopniu w Europie a liczbą czołgów tylko nieznacznie ustępowała niemieckiej.
-
MP-18- broń, która zmieniła świat
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej To jest taka dyskusyjna kwestia. Trochę racji ma widiowy7 a trochę i ty. Jeśli już tak wnikać w tę amunicję, to oryginalny nabój zaprojektowany przez Fiodorowa był o ile pamiętam dosyć mocny, o typowo "karabinowej" energii pocz. pocisku ok. 3kJ. Jednak gdy okazało się że nie będzie możliwości produkowania go w warunkach wojennych przez przeciążony przemysł rosyjski, Fiodorow przerobił broń na ten japoński nabój, także bez kryzy, geometrycznie zbliżony i w przypadku karabinu trochę tylko słabszy (jeśli dobrze pamiętam 2,6 czy 2,7 kJ). Jednak w przypadku znacznie krótszej lufy AF prędkość początkowa trochę spadła a energia wynosiła nieco poniżej 2 kJ - a więc wartość typowa dla naboi pośrednich... Niemniej jako taki nabój Arisaka 6,5x50SR w zasadzie jest nabojem karabinowym, nie pośrednim. Tu bym się nie zgodził - może jeszcze co do Ermy (chodzi o ten przedwojenny karabinek z lat 30-tych?) i kbk M1/M2 ale już nie tych dużych karabinów SWT czy G43. A przede wszystkim dorzuciłbym do listy MKb42/MP43/StG44 jako taki sztandarowy przykład automatycznego karabinka piechoty. To tej właśnie klasy bronią był AF, samoczynną, z dużym magazynkiem, strzelającą nabojami podobnymi do karabinowych, ale o wyraźnie zmniejszonej energii. A SWT to sampopowt. karabin na nabój "pełnej mocy" czyli karabinowy o energii rzędu 3,5 kJ. -
Hej Postulowałbym zachowanie oryginalnej nazwy Mauser C96 - to jest ten podstawowy model z 1896 r. z którego wyrastały wszystkie te inne, także wspomniany C12. Jako ot taki pistolet był ok. Prawda to co piszesz że ciężki, źle wyważony itd. ale też był to pierwszy pistolet samopowtarzalny który naprawdę działał, nie jako tako, ale naprawdę dobrze. Jako pistolet wojskowy, który trzeba by produkować w wielkich ilościach Mauser C96 był trochę za drogi i skomplikowany. I jako broń oficerska też taki dosyć kontrowersyjny. Pistolet to broń osobista, do samoobrony i wymuszania posłuszeństwa ("Stać! Ani kroku w tył bo kula w łeb!!") i do tego nie jest potrzebna ani taka długa lufa ani tak mocny nabój, zapewniające możliwość celnogo strzału na odległość co najmniej 100 m. A do codziennego noszenia pistolet o masie rzędu 1,4 kg i dlugości 30 cm czy więcej jest niezbyt wygodny. I dlaczego "nie udało się jej przerobic na pistolet maszynowy"?? Oczywiście że się udało i to wielokrotnie, od pierwszych prób w okolicach 1907-1908 r., poprzez hiszpańskie Royale i Astry z lat 20. po Mauser Schnellfeuer z 1932 roku. Nawet współcześnie produkowany jest w Chinach (lub przynajmniej był jeszcze w latach 90.) pistolet maszynowy Typ 81 będący właśnie rozwinięciem Mausera C96. Taki Mauser nie jest oczywiście wielką rewelacją, podobnie jak większość pistoletów przerobionych na ogień ciągły. Nie jest zbyt stabilny i nie ma jak wygodnie złapać go drugą ręką. Ale nie odstaje tym specjalnie od innych takich konstrukcji. Karabinek... cóż, większość pistoletów samopowt. z tego okresu miała możliwość dołączenia kolby; niektóre miały też dedykowane odmiany karabinkowe z taką "kolbą na stałe". W efekcie dostawało się lekki karabinek na pistoletowe naboje, jako broń do walki z bliska z pewnością efektywniejszy od zwykłego pistoletu, może nie o wiele większej donośności ale celniejszy na pewno. Zauważ że i dzisiaj w USA i wielu innych krajach karabinki na nabój pistoletowy są dosyć rozpowszechnione, jako broń sportowa, do samoobrony, a także dla policji i różnych służb ochrony. Współcześnie są to co prawda najczęściej przeróbki pistoletów maszynowyc, ale i takie "wydłużone pistolety" też się czasem spotyka.
-
Mark A - ojciec wszystkich czołgów
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Chyba go trafnie określiłeś jednym słówkiem Niewątpliwie układ jezdny z normalnymi gąsienicami był pewnym krokiem naprzód w porównaniu z serią Mark I i następne, z gąsienicami na obwodzie całego kadłuba. Uzbrojenie może nie do końca przemyślane, można było zrobić obrotową wieżyczkę z km-em, no ale to powiedzmy jeszcze niewielka skucha. Wielka skucha natomiast to ów układ napędowy, z 1 silnikiem na każdą gąsienicę. To jest po prostu proszenie się o natychmiastową awarię przekładni, gdy tylko oba silniki nie będą pracowały idealnie równo. Jeszcze żeby to były elektryczne, to można by pokusić się o jakiś mechanizm typu rezystorowego, samoczynnie i szybko ustalający moc na każdym z silników tak by pracowaŁy równo. Ale na spalinowych tak się nie da, no i faktycznie wyszedł kibel jakich mało. Charakterystyczne że nie wszyscy umieją się uczyć na błędach, w ćwierć wieku później Rosjanie przerobili ten sam schemat, w przypadku lekkiego czołgu T-70 i działa samobieżnego SU-76 na jego podwoziu. One też miały odrębny silnik na każdą gąsienicę i też się ciągle układ napędowy sypał, jak się tylko silniki "rozjechały" (palenie sprzęgieł, zrywanie zębów w przekładniach...) no i przyszło potem z tego zrezygnować, T-70M miał już normalnie sprzężone 2 silniki, napędzające obie gąsienice przez specjalną przekładnię zbierającą. -
MP-18- broń, która zmieniła świat
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Można powiedzieć, że z różnych względów. Trzeba wziąć pod uwagę, że aby walczyć w okopach przeciwnika, to trzeba najpierw do nich dotrzeć. A do walki na otwartym terenie pm nadawał się gorzej, z uwagi na małą donośność skuteczną rzędu 100-200 m. Ludzie uzbrojeni w pm-y osłabialiby więc grupę szturmową na początkowym etapie działań. Alianci też kombinowali nad tym zagadnieniem, jakkolwiek skupili się na czymś innym - indywidualnej broni automatycznej w rodzaju lekkiego ręcznego km-u, ewentualnie samopowtarzalnego/samoczynnego karabinu czy karabinka. Brytyjczycy faktycznie niczego chyba w tej dziedzinie nie dokonali, w walce z bliska woleli polegać na karabinach z bagnetem i granatach ręcznych. Zapewne wynikało to po części z ich konserwatyzmu, po części zaś z używanego przez nich modelu powtarzalnego karabinu Enfield o stosunkowo dużej szybkostrzelności. Francuzi wdrożyli po pierwsze w ogromnej liczbie lekką broń maszynową, lekki (6,5 kg) km Chauchat, niezbyt może udany konstrukcyjnie ale bardzo szeroko stosowany (nawet 2 w drużynie piechoty bywały w pewnym momencie). Wykorzystywali też bardzo eleganckie i lekkie samopowtarzalne karabinki Winchester M1907, zakupione w USA jako broń lotnicza, ale po wprowadzeniu samolotów uzbrojonych w km-y przekazane wojskom lądowym. Zamówili też kilka tys. tych M1907 w wersji samoczynnej i bodajże jeszcze z powiększonym magazynkiem. No i , po wielu podejściach, skonstruowali też sobie samopowtarzalny karabin RSC Mle 1917 (i skrócony Mle 1918), znowuż niebyt może udany (ponad 5,5 kg dla 5-strzałowej broni to raczej powiedzmy sobie kaszana jest) ale stosowany dosyć szeroko (ponad 80 tys. wyprodukowano). Amerykanie wzorem Francuzów też postawili na lekki rkm, wprowadzając sobie najpierw Chauchaty a potem własny model Browning M1918. Do walki z bliska zaś skonstruowali dwa oryginalne wynalazki. Pierwszym była śrutowa strzelba kal.12, przerobiona z Winchestera M1897, klasyczna pompka ale z bardzo ładną i efektowną osłoną termiczną na lufie i z nasadą do bagnetu. A drugim dziwniejsza jeszcze rzecz, tzw. Pedersen Device - urządzenie Pedersena, przyrząd Pedersena, coś takiego. Mocowało się je (po wyjęciu oryginalnego zamka) wewnątrz komory zamkowej standardowego kb Springfield. W ten sposób powtarzalny karabin zamieniał się w samopowtarzalną broń na nabój .30 Pedersen (można powiedzieć, mocny nabój pistoletowego typu) z wielkim, 40-nabojowym magazynkiem. PD nie zdążył już wziąć udziału w walkach ale pozostał jedną z najoryginalniejszych broni strzeleckich w historii. Rosjanie zaś zrobili najfajniejszą i najnowocześniejszą broń tej klasy, choć i wyprodukowaną w najmniejszej liczbie (tylko ok. 100-200 szt.) - tzw. Awtomat Fiodorowa, samoczynny karabin na arisakowe naboje 6,5x50SR (japońskie naboje jak i same kb Arisaka były wówczas w Rosji dosyć rozpowszechnione). Na dobrą sprawę był to praprzodek współczesnych karabinków automatycznych. -
Hej Idiotyczny zarzut szczerze mówiąc. Żaden czołg w owym okresie nie pełnił innej roli, niż ruchomego stanowiska km czy działa - de facto były tym, co późniejsze działa szturmowe, pojazdy bezpośredniego wsparcia piechoty. Ani osiągi ani sprawność napędu nie pozwalały na jakieś ambitne samodzielne operacje. A jeszcze a propos tej broni maszynowej, trafiłem ostatnio na ciekawostkę, pierwszą broń klasy FPW (firing port weapon) czyli specjalną broń do prowadzenia ognia przez otwory strzelnicze wozów bojowych. Wynalazek był amerykańsko-francuski, a wymyślono go właśnie dla Renaulta FT17. Jest o nim artykuł na www.securityarms.com, szukac pod FPW, FPW 1918, niestety w pracy mam te strony zablokowane. Prototypy FPW były dwa, jeden na bazie km Chauchat, drugi nie pamiętam w każdym razie w czołgach z działkiem zwiększać miały możliwości ogniowe służąc za pomocniczy km, ale i w czołgach z km-em mogły się przydać w razie konieczności opuszczenia czołgu na polu walki (km Hotchkissa był dosyć ciężki, raczej za ciężki by sobie go wymontować i używać jako przenośnego).
-
Hej No jednak bez przesady. One są całkiem inaczej zbudowane. Najkrócej mówiąc, amerykański Shuttle jest rakietą nośną (wielokrotnego użytku). Buran był ładunkiem rakiety nośnej Energia (jednorazowej). Jedno i drugie rozwiązanie ma swoje zalety i wady. Z dzisiejszego punktu widzenia (relatywnie niskie ceny rakiet jednorazowych) wyżej należałoby ocenić koncepcję rosyjską; z drugiej strony te 20-kilka lat temu sytuacja była jednak inna.
-
Hejka Szczerze mówiąc nie wydaje mi się. Z wykazu jaki podałeś, nie wynika żeby coś z tych rzeczy mogło zdetonować od torpedy - a na ile się zorientowałem wtórny wybuch nastąpił bezpośrednio po jej uderzeniu. I naboje karabinowe kb i szrapnele zawierają tylko miotający m.w. A 3 tys. zapalników owszem, zdetonować by mogło, tylko że to jest raptem kilka kg m.w. co przy 120 kg głowicy torpedy byłoby raczej niezauważalne. Być może jeszcze ów pył aluminiowy - nie był wszak w metalowych "pojemnikach" (jak łuski czy skorupy szrapneli) tylko pewnie w jakichś drewnianych skrzyniach czy workach i w odpowiednich warunkach niewykluczone że wybuch torpedy zdołałby go rozpylić w powietrzu - a rozpylony mógłby zapalić się a nawet rozpędzić do detonacji, bez dwóch zdań, ale to jest dosyć spektakularny efekt, z pewnością wszyscy opisaliby oślepiający błysk i jaskrawy biały płomień, tak gorący że wszystko i wszyscy natychmiast stawali w ogniu. A tymczasem nie tylko nikt nic takiego nie stwierdził, ale nawet nie wszyscy potwierdzają ten wtórny wybuch. Choć ja osobiście uważam że był, mówią o nim Niemcy a oni właśnie uważnie śledzili cel do którego strzelali; a na pokładzie L. ludzie byli zaskoczeni i w szoku i mogło im to umknąć. To w ogóle moim zdaniem bez znaczenia. Statek zbudowany w erze Titanica, nawet taki duży (ponad 30 tys.t) mógł bardzo swobodnie zatonąć od 1 torpedy. Znacznie większy od L. Britannic (ponad 45 tys.t) zatonął po wejściu na 1 minę (w obu przypadkach ładunek m.w. tego samego rzędu wielkości).
-
Hej Nooo nie do końca się tu zgodzę. W porównaniu z IS-em-2 przedni pancerz był lepiej ukształtowany (silnie nachylony) i radykalnie grubszy, niemal 2x. Armata zaś, D-25T, była taka sama jak w większości IS-2 (poza wczesnymi seriami). Warto zdać sobie sprawę, że IS-3 mimo bardzo wysokich "papierowych" parametrów nie był taką rewelacją. Zaprojektowany został przez przyfabryczne biuro konstrukcyjne, żeby pokazać że ludzie pracy więcej wiedzą o robieniu czołgów niż wyspecjalizowani konstruktorzy. W efekcie powstał pojazd robiący wrażenie osiągami, pancerzem i uzbrojeniem, natomiast o miernych własnościach użytkowych. W IS-2 załogi narzekały na ciasnotę wnętrza, IS-3 był jeszcze mniejszy. Zapas amunicji armatniej w IS-2 uważany za zbyt mały (28 naboi) zmniejszył się w IS-3 do do 25 (jakkolwiek potem trochę zreorganizowali jej rozkład i z powrotem zmieściło się 28). Pojazd był źle wyważony (przeciążony przód), utrudniało to nieco prowadzenie, ale co gorsza wywołane tym naprężenia w konstrukcji już po przejechaniu kilkudziesięciu km prowadziły do pękania bocznych płyt kadłuba w ich przedniej części. Poprawiano to już po wojnie i udało się to pękanie w pewnym stopniu ograniczyć - niemniej można przypuszczać że słaby punkt w przedniej części burty pozostał, w walce trafienie w to miejsce lub wybuch miny mogłyby wywołać niewspółmierne zniszczenia.
-
Hej Takie małe 3 grosze: Ciekawe byłoby zbadanie nie samej produkcji, ale np. dostaw sprzętu do jednostek, o ile istnieją takie dane. Skądinąd wiadomo, że np. odrzutowych myśliwców Me 262 wyprodukowano blisko 1500; do jednostek bojowych trafiło jednak mniej niż 300 maszyn, pozostałe czekały na składowiskach na dostawę paliwa, opon czy innych podzespołów.
-
Hej Gwoli ścisłości: raczej zamierzali niż transportowali. I raczej w szybowcu Me-321 (szybowce wbrew pozorom mają większy udźwig niż samoloty, nie muszą dźwigać silników, układu paliwowego itp. itd. wszystko to załatwia za nie holownik). Me 321 miał udźwig max. 22 tony a ponoć z przeciążeniem nawet... 27 ton!! Pz IV zmieściłby się więc nawet z pewnym zapasem. Choć nie jestem pewien czy kiedykolwiek robiono takie próby, pewnie nie z uwagi na problem z samolotami holującymi. Me 323 miał udźwig 9 ton, nieco cięższy Pz II pewnie dałby się jednak jakoś zapakować. I Niemcy eksperymentowali z lekkimi czołgami pow.-des. Wyprodukowali nawet niewielką partię 40 czołgów Pz I C (VK 601) - wbrew nazwie nie było to rozwinięcie linii Pz I ale całkowicie nowa konstrukcja. Był to 2-osobowy pojazd o masie 8 t, uzbrojony w przedziwną machinę EW 141 (zamienioną później na działko 20 mm KwK 38) oraz sprzężony z nią km MG 34 7,9 mm. Używano ich na froncie wschodnim, jednak z tego co wiem nigdy nie były desantowane. EW 141 zaczęła swą karierę jako MG 141, czołgowy i lotniczy karabin maszynowy na naboje od rusznicy ppanc PzB 38 (7,9x94 mm). Karabin jednak nie bardzo chciał działać, zacinał się i przegrzewał szczególnie przy ogniu ciągłym; przerobiono go więc na broń samopowtarzalną EW 141 właśnie - tak powstała jedyna chyba w dziejach czołgowa samopowt. rusznica ppanc. zasilana z taśmy :wink: - a zaraz potem cały program zlikwidowano, gdyż wobec pojawiania się coraz mocniej opancerzonych czołgów dalsze rozwijanie tego rodzaju małokalibrowej broni ppanc. uznano za bezsens.
-
Hej Temat ten powraca jak czkawka co roku w styczniu to ja tak krótko: -W.G. był jednostką pomocniczą Kriegsmarine i w rzeczonym rejsie przewoził zarówno cywilnych uchodźców jak i personel wojskowy (m.in. szkołę załóg okrętów podwodnych). - nawet wg absurdalnie restrykcyjnych zasad wojny na morzu wprowadzonych przez konwencję haską z 1907, statki uzbrojone lub eskortowane wolno atakować bez ostrzeżenia. W. G. był uzbrojony i miał eskortę. Tak że trudno mówić o błędzie ze strony Rosjan - raczej akcja przeprowadzona zgodnie z planem.
-
Hej Owszem, to wszystko prawda, a skoro rozmawiamy o czasach zimnej wojny to jest jeszczej jeden aspekt, nazwijmy to "technologiczny" oprócz tego co powyżej wymieniłeś, powiedzmy "balistycznego". Otóż Rosjanie mniej więcej do połowy lat 80. mieli trudności z opanowaniem technologii produkcji takich długich rdzeni z ciężkiego metalu do pocisków APFSDS, jak również z ich osadzaniem w stalowej konstrukcji pocisku - pociski miały tendencje do pękania wskutek napężeń w momencie wystrzału. Dlatego w swoich wczesnych pociskach APFSDS zmuszeni byli do stosowania rdzeni stalowych, ewentualnie z niewielkim wolframowym elementem w przedniej części. W efekcie pod względem zdolności przebijania pociski te często tylko nieznacznie przewyższały starszej generacji amunicję APDS albo nawet i ustępowały jej. Ciekawym przykładem tego jest rosyjski pocisk APDS BM-8 do armaty 100 mm D-10. Skonstruowano go około 1968, a więc już po powstaniu pierwszych pocisków APFSDS do armat 115 i 125 mm. Ale mimo o wiele mniejszej energii, zdolności przebijania miał na tym samym poziomie: 125 mm BM9 (rdzeń stalowy, 1800 m/s) - 350 mm z 1000 m; 115 mm BM6 (rdzeń stalowy, 1680 m/s) - 300 mm z 1000 m 100 mm BM8 (rdzeń wolframowy, 1415 m/s) - 300 mm z 1680 m.
-
Hej Znowu o uzbrojeniu lotniczym to się muszę powymądrzać, no niestety : Dokładniej rzecz biorąc, to zależy od wersji, których wspomniany Harrier dorobił się bardzo bardzo wielu. To co można orientacyjnie powiedzieć o ich możliwościach powietrze-powietrze (dla uproszczenia będę pisał w czasie teraźniejszym, chociaż część tych wersji już dawno wyszła z użycia): GR Mk.1, GR Mk.3 i pochodne - najprostsze "lądowe" Harriery, bez radaru i bez możliwości przenoszenia pocisków kierowanych - słabiutko, może mogłyby prowadzić walkę z bliska za pomocą działek z podobnymi sobie kalekami ale prawdziwy myśliwiec nie dałby im za wielu szans. GR Mk.5, AV-8A, AV-8B, AV-8C oraz GR Mk.7 i GR.Mk.9 w konfiguracji bez radaru (i ich pochodne wersje eksportowe) - no właśnie, dalej bez radaru, ale już z możliwością przenoszenia pocisków p-p Sidewinder. Roszerza to nieco ich możliwości w walce powietrznej ale też tylko w warunkach widzialności wzrokowej i raczej z bliska. FRS Mk.1 - pierwszy morski Harrier, coś w rodzaju GR.3 ale z radarem Ferranti Blue Fox i pociskami Sidewinder. To już prawdziwy myśliwiec... no prawie, bo jednak pociski Sidewinder mają relatywnie nieduży zasięg i nie we wszystkich warunkach atmosferycznych znajdują cel. Ale na Falklandach jakoś sobie radził nieźle całkiem. FRS Mk.2, AV-8B II+ oraz GR Mk.7 i GR Mk.9 w konfiguracji z radarem (i pochodne) - radar Blue Vixen to to samo co amerykański AN/APG-65 z samolotu F-18 Hornet. Takie Harriery mają możliwość przenoszenia pocisków p-p AIM-120 AMRAAM (GR Mk.7 i GR Mk.9 nie wszystkie). To oznacza zdolność zwalczania celów powietrznych w dowolnych warunkach z odległości poza zasięgiem wzrokowym (BVR). To już myśliwce pełną gębą... może tylko ta prędkość trochę za mała; ona nie jest potrzebna do walki generalnie ale do tego by myśliwiec mógł szybko interweniować w odległym rejonie no i tu niestety poddźwiękowe Harriery wyczerpują swoje możliwości. Ja bym tu złośliwie dodał, że założenia Harriera jakiego znamy czyli wywodzącego się z P.1127 to samolot do prób zespołu napędowego i konfiguracji aerodynamicznej maszyn pionowego startu i lądowania. Bo tak naprawdę projekt 1127 był samolotem doświadczalnym do powyzszych testów. Zaś "prawdziwy Harrier" miał to być P.1154, znacznie większy i ambitniejszy samolot o masie około 18 ton, naddźwiękowy i zdolny do działania w dowolnych warunkach atmosferycznych, wspólny projekt RAF i Royal Navy a może jeszcze i inni by się znaleźli odbiorcy. Bardzo szybko jednak wymagania im się rozjechały. Marynarka chciała samolotu o prędkości 2,2 Ma (a więc z regulowanymi wlotami powietrza, co przy i tak bardzo skomplikowanym zespole napędowym byłoby kolejną potężną komplikacją), 2-miejscowego, z bardzo bogatym wyposażeniem i uzbrojeniem m.in. kierowanymi pociskami powietrze-ziemia Martel. I najlepiej jeszcze napędzanego 2 silnikami R-R. Spey co w przypadku samolotu tak ściśle powiązanego konstrukcyjnie z zespołem napędowym w ogóle wydaje się kompletnie nierealne. RAF-owi wystarczyłby zaś samolot 1-miejscowy o prędkości 1,7 Ma (stałe wloty) oczywiście z 1 silnikiem (P.100 z rodziny Bristol Orpheus)i trochę prostszym wyposażeniem. Po dłuższym okresie kłótni, z początkowych 80% zgodności między wersjami zrobiło się 80% niezgodności no i w końcu marynarka w ogóle odpuściła P.1154 i zamówiła sobie F-4 Phantomy, 2-miejscowe i z silnikami Spey (tyle że - taki drobiazg - nie był to samolot pionowego startu... ) a RAF zaczął opracowywać sobie wymagania takie jak chciał. Ale długo się nie nacieszył bo po dojściu do władzy Partii Pracy nastąpiły w 1965 radykalne cięcia w budżecie wojskowym Wlk.Brytanii i projekt 1154 Harrier powędrował- myk! - do kosza (w doborowym towarzystwie wielu zasłużonych kolegów, np. bombowca TSR.2, różnych pocisków kierowanych i takich tam). Ale to nie był jednak koniec całej historii. Jeszcze przed tym wszystkim w 1962 zapadła decyzja o sformowaniu międzynarodowej a raczej trójnarodowej eskadry doświadczalnej TES (Tripartite Evaluation Squadron). Wlk.Brytania, USA i RFN miały sfinansować dla niej po 3 samoloty, oddelegować pilotów i personel naziemny. Zadaniem TES było opracowanie metod i procedur działania samolotów VTOL z lotnisk polowych i przygodnych lądowisk, wykonywania różnego rodzaju misji, pracy obsługi naziemnej itp. itd. Samolot dla TES nosił już "bojowe" oznaczenie FGA Mk.1 Kestrel i był to lekko powiększony P.1127 z mocniejszym silnikiem, wyposażony w węzły podwieszenia uzbrojenia/zbiorników paliwa oraz prosty celownik w kabinie (nigdy zresztą żadnego uzbrojenia nie używał ani nawet najprawdopodobniej z nim nie latał). W okresie 1964-65 eskadra TES wykonała ponad 1000 lotów, faktycznie zbierając cenne doświadczenia eksploatacyjne oraz zdaje się szczątki 1 Kestrela który się niestety rozwalił (pozostałe trafiły do różnych muzeów a 6 do USA na dalsze próby - oznaczono je tam XV-6A). Niemniej dobre wyniki tych prób skłoniły RAF do rozważań żeby może zamówić sobie prócz P.1154 Harriera także pewną liczbę prostszych i tańszych Kestreli (chyba faktycznie ten budżet wojskowy mieli za wysoki...) No i gdy P.1154 poszedł się *****, RAF wpadł z rozpaczy na kolejny pomysł i zamówił samolot o niezwykle oryginalnym oznaczeniu P.1127(RAF). Był to nadal taki właśnie Kestrel, jeszcze ciutkę powiększony i z jeszcze mocniejszym silnikiem, ale przede wszystkim z założoną większością awioniki z P.1154, która była naprawdę bajerancka jak na owe pradawne czasy (radaru się wsadzić nie udało ale np. bardzo zaawansowany bezwładnościowy system nawigacyjno-celowniczy Ferranti INAS, wyświetlacz HUD, projektor mapy i takie tam). Prócz awioniki z P.1154 przeszczepiono też nazwę Harrier. Przeszczepy się przyjęły, rząd zamówienie klepnął, najwyraźniej z jednej strony przestraszył się że za dużo wyciął a z drugiej strony, konkretnie z drugiej strony oceanu docierały już odgłosy radości Amerykanów którym XV-6A coraz bardziej się podobał, a szczególnie Marines. No i projekt ruszył, pierwsze z 6 prototypowych P.1127(RAF) wzbiły się w powietrze pod koniec 1966, pierwszy seryjny GR Mk.1 oblatano w grudniu 1967 a pierwsze dostawy do jednostek bojowych nastąpiły w kwietniu 1969. I tak niechcący samolot doświadczalny zamienił się w bojowy... (Uff ale się rozpędziłem, sorry, jak wypiję to tak mam czasem . Informacje jakie wykorzystałem pochodzą po części ze stronki http://www.harrier.org.uk oraz artykułu J.B.Żurka "Harrier" w gazecie Aero nr 4/91 a w większości z głowy czyli różnych książek i artykułów jakie w życiu przeczytałem a które trudno byłoby mi teraz precyzyjnie sobie przypomnieć).
-
Plakaty reklamowe z II RP i ogólnie o ówczesnej reklamie
Speedy odpowiedział Asienka → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Hej Przedwojenne reklamy to w ogóle bardzo ciekawy temat. Pokazują niekiedy bardzo dobrze jak zmienił się nasz świat. Przeglądając kiedyś takie zszywki gazet (chyba był to jakiś warszawski tygodnik? Kurier Jakiśtam?) z 1930 trafiłem na mnóstwo reklam rzeczy zabawnych z dzisiejszego punktu widzenia: - nie było mowy o żadnym odchudzaniu przeciwnie, całe mnóstwo preparatów na przytycie, gwarantujących jakiś tam przyrost wagi ciała już w ciągu 6 tygodni. Potem się dowiedziałem że w powszechnej opinii osoby otyłe były uważane za mniej narażone na gruźlicę co oczywiście raczej nie jest prawdą. - zabawny stosunek do promieniotwórczości: radioaktywna pasta do zębów, radioaktywny krem do twarzy i mydełko a nawet woda mineralna z jakiegośtam źródła o najwyższym w Polsce poziomie radioaktywności No cóż, istnieje hipoteza tzw. hormezy radiacyjnej - sporo danych zdaje się wskazywać że niewielkie dawki promieniowania (ale wyraźnie przekraczające naturalne tło!) mogą mieć korzysty wpływ na zdrowie i samopoczucie. Może dlatego to przedwojenne pokolenie takie krzepkie ? - państwowy monopol na wszystko: jakoś nie raził nas za bardzo państwowy monopol na napoje spirytusowe ale już na inne rzeczy? Np. reklama akcesoriów papierosowo-tytoniowych, popielniczki, fajki itd.itp. a zero zapalniczek - czemu? ano właśnie tak sobie państwo interpretowało swój monopol zapałczany, był zakaz produkcji, sprzedaży a nie wiem czy i nie posiadania zapalniczek Monopol cukrowy powodował że cukier był droższy od np. miodu co z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się absurdalne. Wg reklam cukier uchodził za bardziej ekskluzywny wyrób, zabawne jest podkreślanie w reklamach ciastek czy słodyczy że wyrób jest słodzony w 100% cukrem i ne zawiera dodatku miodu... A nawet w tych tutaj podlinkowanych plakatach mamy Polski Monopol Solny reklamujący sól do kąpieli. - A na zakończenie papierosy super-hiper-mega-extra-mocne dla ultra-twardzieli. Zauważyliście ten plakat mówiący że tytoń w papierosach zawiera 3/4 % nikotyny? Na ile udało mi się ustalić na szybko, w papierosie jest ok. 1 grama tytoniu (jeśli ma ktoś ścisłe dane to proszę o korektę!) co oznaczałoby zgodnie z powyższym zawartość 7,5 mg nikotyny. Dla porównania we współczesnych papierosach zgodnie z prawem unijnym nie może być więcej niż 1 mg nikotyny... -
Hej Ogólnie rzecz biorąc, zgadzam się z przedmówcą, ale jednak potrzeba paru małych komentarzy: Powiedziałbym nawet że lepiej wyszkolone armie od rosyjskich/UW. Te ostatnie z różnych względów, i technicznych i finansowych i ogólnej socjalistycznej niemożności, ćwiczyły o wiele mniej i w mniej realistycznych warunkach niż wojska NATO. Np. (dane za S.J.Zaloga "Wojna pancerna NATO kontra Układ warszawski" wyd.Osprey 1989) amerykańskie załogi czołgów oddawały w l.80-tych na ćwiczeniach przeciętnie 100-200 "ostrych" strzałów rocznie; w rosyjskich dywizjach pierszorzutowych wskaźnik ten wynosił ok. 50 strzałów, w pozostałych ok. 20; tyle Zaloga, w praktyce zaś z relacji ludzi którzy służyli w polskich wojskach pancernych w tym okresie można się nierzadko dowiedzieć że w ciągu 2-letniej służby wojskowej oddawali nie więcej niż kilka strzałów, a byli i tacy którym się to w ogóle nie przytrafiło. To znowuż skomplikowane zagadnienie. Jeśli chodzi o pociski amerykańskie, M900 zgoda, ale trzeba pamiętać że pierwszy 105 mm pocisk APFSDS M735 pojawił się w 1978, a pocisk M774 z uranowym rdzeniem w 1983. Także co do tego przewyższania, to nie takie proste. Wymienione armaty rosyjskie górowały zapewne energią pocz. pocisku (nie chce mi się liczyć ale to wygląda prawdopodobnie), ale z uwagi na niezbyt udaną konstrukcję owych rosyjskich pocisków ich zdolność przebijania była generalnie gorsza.
-
Hej He he, zawsze możesz spojrzeć na to z drugiej strony. Żeby zniszczyć czołg potrzebujesz np. tego Javelina za 100 000 $. Żeby zabić tych dwóch kolesi w krzakach wystarczy seria z km-u kosztująca może 10$.
-
Hej No coż. Chyba trafnie przypuszczasz że istotnym terenem walk byłyby obszary Polski. Równinne obszary Polski centralnej od stuleci były dla wszystkich dość wygodnym polem bitwy Natomiast co do konkretnych ważnych punktów o które toczonoby walki to już trochę trudniej wymyślić; może trzeba by uwzględnić, w jakich rejonach Polski w l.40. znajdowały się największe zgrupowania wojsk radzieckich. Orientacyjnie, po pierwszej bitwie o Niemcy która jak sądzę zakończyłaby się szybką klęską Rosjan, nastąpiłby ich odwrót za Odrę. Zapewne staraliby się umocnić jakąś obronę na tej linii by powstrzymać pościg Aliantów i zyskać czas na podciągnięcie własnych odwodów. A alianci zapewne staraliby się do tego ich umocnienia nie dopuścić. Być może podjęliby próbę sforsowania Odry (czyli mielibyśmy sytuację jak wiosną 1945 tylko w przeciwną stronę :wink: ). A być może spróbowaliby czegoś innego - np. korzystając z miażdżącej przewagi swej floty zaryzykowaliby silny desant gdzieś na Pomorzu i atak na prawe skrzydło Rosjan. Albo/i atak przez tereny Austrii i Czechosłowacji na ich lewe skrzydło...? (to taka czysta gdybologia, nie wiem jakie były realne plany Aliantów na wypadek wojny z ZSRR choć z pewnością jakieś były)
-
Spitfire MkI czy Hurricane MkI w bitwie o Anglię był lepszy?
Speedy odpowiedział Tomek91 → temat → Lotnictwo
Hej ?? Jeśli chodzi o modele użytkowane w 1939/1940 to Spitfire i Hurricane uzbrojone były tak samo - 8 km 7,7 mm. Spotyka się niekiedy pogląd,że karabiny w Hurricane były lepiej rozmieszczone, nieco bliżej osi samolotu i bliżej siebie, dawały bardziej skoncentrowany ogień, jednak jak sądzę nie ma to praktycznego znaczenia w przypadku takiej broni. Co do cięższej broni, istniała niewielka liczba Hurricane Mk.IC z 4 działkami 20 mm (a raczej z 2 działkami, 4 okazały się za ciężkie nieco) ale o ile wiem nie brały udziału w żadnych walkach. To samo dotyczy Mk.IIB z 12 km 7,7 mm, co prawda pierwsze samoloty wyprodukowano w październiku 1940 ale do jednostek trafiły dopiero w początkach 1941. Seryjnym Hurricane z działkami został dopiero model IIC z czerwca 1941 (4x20 mm). Także silniej uzbrojone wersje Spitfire (Mk.VC z 2 dziaŁkami 20 mm i 4 km) to początek 1941 i także były testy już w 1940, ale samolotów takich nie używano wówczas bojowo o ile wiem.