Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,103 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Hej No właśnie a to nie jest bezpieczne, i to z dwóch względów. Po pierwsze czołgi zawsze działają w grupach i pod osłoną piechoty, nawet jeśli atakujący znajdzie się w martwym polu obserwacji czołgu, to inny czołg może mu zrobić kuku ratując kolegę (o piechocie już nie mówiąc). A po drugie, żeby zniszczyć czołg nawet taki z II wojny potrzeba ładunku co najmniej 0,5-1 kg silnego m.w. Oznacza to że masa całego granatu będzie co najmniej rzędu 1 kg. Jak daleko można tym rzucić, w optymalnych warunkach pewnie z kilkanaście albo i 20 m, ale skradając się do nieprzyjacielskiego czołgu, rzucając z pozycji leżącej albo z ukrycia jakiegoś... pewnie nie będzie to zwykle więcej niż kilka m, a z tej odległości taki wybuch to nic przyjemnego, bardzo spokojnie można się zranić albo nawet i zabić własnym granatem a nawet jeśli nie to jakaś kontuzja słuchu czy coś to w zasadzie murowana. A tu mały bonusik, No.74 Sticky Bomb w całej swej krasie http://en.wikipedia.org/wiki/Sticky_bomb BTW ciekawe skąd ta miłość Brytyjczyków do nitrogliceryny, w czasie I wojny też używali jej szeroko (konkretnie w różnych pociskach wybuchowych do kb). Ładunek to akurat najmniejszy ze wszystkich problemów: http://tewton.narod.ru/mines-3/sobaka.html Jak widać ważył ponad 12 kg, to o wiele więcej niż typowe miny ppanc. tego okresu. Bardzo swobodnie wystarczało żeby unieruchomić każdy czołg, a taki z 1941 to w ogóle posłać w kosmos Problemem był pies oczywiście. Po pierwsze psy się generalnie boją huku. Można to do pewnego stopnia ograniczyć odpowiednią tresurą ale właśnie tylko do pewnego stopnia. A hałas pola bitwy jest po prostu nieprawdopodobny. I nie chodzi tylko o hałas silników, ale o ciągłą strzelaninę i eksplozje pocisków, bomb itd. W efekcie psy bardzo często głupiały, wpadały w panikę, zamiast atakować czołgi biegały zdezorientowane w kółko albo co gorsza zawracały do własnych linii. A tu był drugi problem, psy szkolono z wykorzystaniem rosyjskich czołgów i pojazdów, które z pewnością pachniały inaczej niż niemieckie (inne paliwo, smary itd.). Więc jeśli na polu bitwy znalazły się czołgi zarówno własne jak i wrogie no to wiadomo co psy wybierały Wikipedia podaje (bez szczegółów) że gdzieś pod Rostowem kilkaset psów które wpadły w panikę, zastopowały natarcie rosyjskiej dywizji panc. No i po trzecie, psa nie było wbrew pozorom tak trudno odstrzelić, a poza tym wcale nie zawsze było to potrzebne we wspomnieniach jakiegoś Niemca znalazłem taki fragment, że kiedyś takiego błąkającego się psa kolesie przywabili kiełbasą, a zauważywszy że ma na sobie minę, rozbroili go i został maskotką ich oddziału. W programie Poligon to nie takie rzeczy pokazywali ale pomysł z płachtą wydaje się jednym z głupszych. Jeśli warunki pozwalają na takie zbliżenie się do czołgu żeby zarzucić płachtę itd. to jednak o wiele lepiej zarzucić jakiś ładunek wybuchowy... Czołg nie jest ślepy, faktycznie jest z bliska martwe pole obserwacji ale żeby dostać się do tego "z bliska" to najpierw trzeba podejść "z daleka" - a z daleka widać zadziwiająco dobrze. No i cóż, nawet w tym martwym polu przy odrobinie szczęścia można dostać w czapkę. Niemieckie czołgi często były wyposażone w tzw Nahkampfgerate, wyrzutnię małych min odłamkowych, które wystrzeliwane pionowo w górę eksplodowały metr czy kilka metrów nad czołgiem, wymiatając odłamkami wszystko w sąsiedztwie. Współcześnie też istnieje coś podobnego, te wyrzutnie granatów dymnych które widać często na wszelkich wozach bojowych, także mogą wystrzeliwać granaty odłamkowe właśnie w tym samym celu. Program Poligon pokazywał jeszcze często inną taką taktykę - koleś z granatem rzucał się pod czołg (ale nie pod gąsienice tylko pomiędzy oczywiście) a gdy czołg przejechał nad nim, koleś rzucał granat ppanc. z tyłu na pokrywę silnika z wiadomym skutkiem. Ale to też nie jest tak dobry pomysł jakby się mogło wydawać. Pomijając już całe to ryzyko, to pamiętać trzeba że czołg może jechać całkiem szybko. Przedmiot rzucony ręką ma prędkość rzędu kilku m/s, jeśli czołg jedzie szybciej to nie da się do niego od tyłu dorzucić. Pamiętam że pomyślałem sobie wtedy że gdyby koleś zamiast ręcznego granatu miał ze sobą jakąś wyrzutnie w rodzaju Panzerfausta to tego problemu by nie było, a strzał w tylny, najsłabszy z reguły pancerz byłby dość morderczy. Z drugiej zaś strony gość mógłby też dostać lepszą jeszcze wyrzutnię i strzelić od razu w przedni pancerz lub boczny, całkowicie eliminując ten niewątpliwie widowiskowy etap kładzenia się pod czołgiem... Kampfpistole był próbą zbudowania broni wsparcia piechoty w oparciu o konstrukcję pistoletu sygnałowego ("rakietnicy"). Można było wystrzeliwać z tego, prócz wszystkich tych flar oświetlających, sygnałowych itd. także granaty odłamkowe, dymne a nawet ppanc. kumulacyjne kilku typów (najlepsze przebijające chyba 80 mm). W kolejnej wersji dodali jeszcze możliwość przyczepienia kolby i taki bardzo rozbudowany celownik. Ale genaralnie pomysł był taki sobie, rakietnica jest z założenia bronią o niewielkim ciśnieniu i w związku z tym niezbyt mocnej konstrukcji i za bardzo ciężkich i ambitnych pocisków nie można z niej wystrzeliwać lub tylko na bardzo bliską odległość. Pomysł zresztą może tak całkiem nie zdechł i współcześnie - istnieje jakiś niemiecki pistolet sygnałowy, firmy Erma chyba, do którego można założyć nasadkę do wystrzeliwania granatów z gazem łzawiącym (czyli taka broń policyjna powiedzmy).
-
Automat Fiodorowa wz. 1916 - pierwszy karabin automatyczny
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej No właśnie mówię że nie bardzo Dla snajpera najważniejsza jest możliwość oddania celnego strzału na jak największą odległość. Idealna broń ma więc możliwie długą lufę i strzela możliwie mocną amunicją. AF z założenia strzela słabszą amunicją niż ówczesne karabiny i ma krótszą od nich lufę. A więc nie jest idealny. Mało tego. Pewnie ekstremiści strzelectwa wyborowego (ja się do nich nie zaliczam) są zdania, że kb wyborowy musi być bronią powtarzalną. Uważają oni, że we wszelkich automatach praca mechanizmu wywołuje pewne drgania broni, odbijające się na celności. Być może chodzi ci o coś innego. Jakkolwiek w języku polskim słowa "snajper" i "strzelec wyborowy" używane są zamiennie, to jednak takich strzelców są powiedzmy dwa rodzaje. I pojawiają się u nas próby żeby to jakoś odzwierciedlić i jeden nazywać snajperem a drugi strzelcem wyb. Jeden rodzaj snajpera to koleś który walczy w składzie plutonu piechoty wspierając go na polu bitwy - likwiduje strzelców k.masz., oficerów, łącznościowców itd. - no i oczywiście strzelców wyb. przeciwnika. Bronią takiego kolesia swobodnie może być standardowy kb piechoty, co najwyżej tylko taki trochę lepsiejszy, z celownikiem optycznym, cięższą lufą itd. I w tym punkcie się z tobą zgodzę. Gdyby ZSRR wprowadził do masowego użytku Awtomat Fiodorowa albo i cały ten system broni to logicznym krokiem byłoby zrobienie AF z lunetą do takich właśnie celów. Drugi rodzaj snajpera to gość który wykonuje samodzielne zadania na linii frontu albo i nawet na tyłach wroga. Działa sam lub z pomocnikiem co najwyżej. Prowadzi obserwację, nakierowuje niekiedy ogień art., likwiduje wyższych dowódców wroga albo w ogóle kogo podleci :wink:. Jego sposób działania to pojedynczy strzał z możliwie dużej odległości z doskonale zamaskowanego stanowiska. Automat na nabój pośredni do takich działań się niezbyt nadaje, lepiej już powtarzalny karabin na amunicje dużej mocy. A propos tej dużej mocy coś mi przyszło na myśl ale to wieczorem z domu napiszę, muszę poszperać w tzw. źródłach. -
Czy Stalin planował atak na Hitlera w '41 r. ?
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Wschodni
Hej Sorry. Faktycznie jest pewnie lepsze miejsce na to, przedmówca tak po prostu nawywijał z tymi czołgami itp. że czułem się w obowiązku to sprostować. Oczywiście NIE. Takim argumentem nie jest stan liczebny rosyjskich wojsk ale ich ugrupowanie - koncentracja olbrzymich sił na samej granicy, zgromadzenie gigantycznych zapasów tuż za pierwszą linią, usytuowanie szpitali polowych na samym przedzie zgrupowania, brak jakichkolwiek przygotowań obronnych, zero zapór, zero pól minowych. Wszystko to świadczy o przygotowaniach do ofensywy a nie obrony. Oczywiście jak wiadomo najlepszą obroną jest wyprzedzający atak i w tym sensie dyskusja wraca do "przedsuworowego" punktu wyjścia: Niemcy od zawsze twierdzą że przygotowali wyprzedzający atak na ZSRR w odpowiedzi na rosyjską koncentrację, a teraz i Rosjanie mogą twierdzić że przygotowywali wyprzedający atak na Niemcy w odpowiedzi na koncentrację ich wojsk. -
Czy Stalin planował atak na Hitlera w '41 r. ?
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Wschodni
Hej Jakkolwiek podzielam twój pogląd że Stalin planował inwazję na Zachód, to w podawanych przez ciebie szczegółach jest tyle rażących błędów że mi płetwy opadły :arrow: Najwyraźniej T-37 pomylił ci się z czołgiem kołowo-gąsienicowym BT. T-37 to lekki czołg pływający, jeden z pierwszych zresztą seryjnie produkowanych na świecie, może i pierwszy w ogóle. Niemniej to maluteńki pojazd o masie 3 ton, z "potężnym" silnikiem doprawdy, 40KM, uzbrojony w 1 km. Podana przez ciebie liczba czołgów pływających w ZSRR nie dotyczy T-37 ale wszystkich seryjnych lekkich czołgów pływających, T-37. T-38 i T-40. Doświadczenia walk w 1939 z Polską i Finlandią wykazały że te czołgi poza możliwością pływania niewiele sobą reprezentują, mają słaby pancerz i uzbrojenie a ich właściwości terenowe są poniżej wszelkiej krytyki. Nie mówiąc już o niezawodności; w czasie inwazji na Polskę ani razu się nie zdarzyło by czołgi te - mając wszak pełnić rolę rozpoznawczą, w szpicy nacierających wojsk, nie zostały w tyle nie tylko za czołgami podstawowymi (BT, T-26) ale nawet za piechotą, wskutek powtarzających się awarii różnych podzespołów lub zwyczajnej niemożności poruszania się po kiepskich drogach z sensowną prędkością (maksymalna wynosiła 35 km/h). Kołowo-gąsienicowe czołgi BT stanowiły jeden z podstawowych typów w Armii Czerwonej, jednak nie był to czołg pływający. A praktyka ich użytkowania pokazała że nie warto zdejmować gąsienic bo na kołach one się średnio sprawują. A proszęc cię bardzo :arrow: http://pl.wikipedia.org/wiki/Jer-2 Super ale co robią w tym zestawieniu SMK i T-100, prototypowe czołgi ciężkie wyprodukowane w ilości kilku sztuk? W dodatku pojazdy w archaicznym wielowieżowym układzie raczej nie świadczą dobrze o swoich konstruktorach. To samo się tyczy T-35, choć tych wyprodukowano faktycznie pewną serię (61 czy coś koło tego) to też nie był to nazbyt udany wyrób... Obawiam się że znów ci się pomyliło z czymś. Ł-10 to armata czołgowa, wyposażenie czołgów T-28 i chyba też T-35. Niemcy użytkowali dosłownie kilka T-28 i ani jednego T-35. Faktycznie natomiast dosyć szeroko wykorzystywali Niemcy zdobyczne działa rosyjskie (i nie tylko, ze wszystkich podbitych krajów). -
Hej Jako ciekawostkę dodam, że karabin Naganta strzelał nabojem kal. 3,5 linii czyli 8,89 mm. Zastanawiałem się kiedyś jakie byłyby długofalowe skutki, gdyby Rosjanie zdecydowali się wówczas na taki właśnie duży kaliber. Z jednej strony do broni piechoty byłby to zapewnie nabój ewidentnie za mocny - karabiny byłyby ciężkie i mimo tego i tak pewnie miałyby duży odrzut. Z drugiej z punktu widzenia wszelakich snajperów większa donośność skuteczna byłaby nie do pogardzenia. To samo się tyczy broni maszynowej ze szczególnym uwzględnieniem karabinów pokładowych w samolotach czy wozach bojowych. W pocisku zapalającym większego kalibru zmieściłby się znacznie większy ładunek, a w pocisku ppanc. większy rdzeń. Potem po zebraniu doświadczeń z użytkowania nowej broni gdzieś tak np. w początkach XX wieku Rosjanie zapewne uznaliby że do broni indywidualnej potrzeba słabszego naboju niż taki dziewięciomilimetrowy potwór. I zaczęliby produkować albo nabój Fiodorowa albo np. japoński 6,5x50SR którego zakupili znacze ilości w czasie woijny, albo jeszcze jakiś inny by wymyślili. I mieliby szanse zostać pierwszym krajem używającym naboju pośredniego :arrow: Ponadto być może zdecydowaliby się na inny kaliber amunicji pistoletowej. Jedną z przesłanek przyjęcia kalibru 7,62 mm w broni krótkiej w Rosji była ponoć chęć unifikacji z kalibrem karabinowym, żeby móc wytwarzać półfabrykaty do produkcji luf na tych samych maszynach. Dla niezbyt rozwiniętego przemysłu rosyjskiego miało to jak widać jakieś znaczenie. W przypadku gdyby Rosjanie użytkowali 9 mm karabin, pewnie też od razu tak jak reszta świata zdecydowaliby się na 9 mm nabój pistoletowy... Od Mausera, ja wiem... raczej nie. Niezbyt wygodna kolba (widiowy7 skarży się tu na ergonomię ale nie on jeden, spotkałem się już z takimi wypowiedziami). Magazynek na 4 naboje nie 5 jak w większości kb. (ściślej 4+1, ale tamte można by w zasadzie załadować 5+1). Awtomat Fiodorowa był nieporównanie droższy i bardziej skomplikowany. Raczej trudno sobie wyobrazić żeby rosyjski przemysł był w stanie produkować go w ilościach rzędu kilku setek tysięcy czy kilku milionów. Jeśli dobrze pamiętam w 1914 Rosjanie mieli "na składzie" 4,6 mln karabinów powtarzalnych wszystkich typów czyli tego rzędu wielkości produkcja byłaby potrzebna. O tym kształcie naboi nie bardzo rozumiem. Inny od czego? Czy masz na myśli wystającą kryzę wokół dna łuski? To było rozwiązanie popularne w XIX wieku, kiedy to uważano że jest to niezbędne w przypadku broni powtarzalnej. Wydawało się ludziom że pazur wyciągu musi mieć o co zaczepić przy ekstrakcji łuski, o kryzę właśnie konkretnie, a w przypadku naboju bez kryzy (z rowkiem wokół dna łuski) to nie będzie takie "pewne zaczepienie" szczególnie w przypadku zanieczyszczonej broni czy naboju i ryzyko problemu z ekstrakcją będzie zwiększone. Okazało się to później nieprawdą, a ponadto kryza jest zmorą w konstrukcji wszelkiej broni automatycznej, przy naboju z kryzą trzeba się dziesięć razy tyle nakombinować co przy naboju bez kryzy żeby zapewnić niezawodne działanie mechanizmu. Ale w XIX wieku nie było to wszystko jeszcze takie oczywiste i jeszcze w latach 1890-tych naboje z kryzą projektowano dosyć powszechnie.
-
Hej He he nie ma czegoś takiego jak "za szybki myśliwiec" a już na pewno nie w latach 40. To co piszesz dotyczyło przede wszystkim ataku z przedniej półsfery ale z tym i śmigłowe myśliwce miewały problemy. Przy klasycznym natomiast ataku od tyłu z góry różnica prędkości była jeszcze całkiem znośna, rzędu 400 km/h, co niespecjalnie przeszkadzało w efektywnym ataku. Wielka prędkość zaś pozwalała uniknąć wdawania się w pojedynki z eskortą bombowców, po prostu znurkować przez nią, ostrzelać cel i zwiać. Sekunda ostrzału to wbrew pozorom nie tak mało w tym przypadku, działka Me 262 wystrzeliwały w ciągu sekundy pociski o łącznej masie prawie 14 kg - ogromna większość myśliwców II wojny miała ten wskaźnik poniżej 4 kg lub w tych okolicach. Co do Nattera zaś, ktoś tu już wyżej zrobił taką uwagę z którą i ja się zgadzam - to był nie tyle samolot myśliwski co raczej kierowana rakieta plot. o tyle nietypowa że na ostatnim etapie kierowana przez pilota. I nie wynika to tylko z osiągów i ponowego startu z wyrzutni ale i sposobu działania. Tak naprawdę Natter był (czy też miał być) w dużym stopniu kierowany automatycznie. W fazie wzlotu prowadził go autopilot gdyż liczono się z tym że człowiek może mieć problemy z kontrolowaniem maszyny (i siebie samego też )wynikające z dużego przeciążenia w tej fazie. W fazie pościgu człowiek również mógłby mieć problemy choć innego już rodzaju: Natter jako typowy rakietoplan miał paliwo tylko na parę minut lotu i w tym czasie należało wykryć cel, wypracować i wykonać manewr przechwycenia i atak. Sam pilot mógłby się po prostu nie wyrobić z tym, więc w tej fazie Natter kierowany był zdalnie z ziemi w oparciu o dane ze stacji radiolokacyjnej śledzącej jego i jego cel. Dopiero w ostatniej fazie przechwycenia pilot zajmował pozycję do ataku i wystrzeliwał salwę rakiet czy co tam miał (bo prócz wyrzutni niekierowanych rakiet eksperymentowano także z inną bronią dla Żmija ). No i w zasadzie tak się zastanawiam jak pobiegłaby dalsza ewolucja Nattera, czy np. w kolejnym etapie nie zastąpionoby pilota jakimś systemem samonaprowadzania końcowego, a zamiast wyrzutni rakietowej wstawionoby normalną głowicę bojową, burzącą, czy odłamkową czy ulubioną przez Niemców w tym okresie BS albo MS.
-
Hej Zawsze można spojrzeć na to z drugiej strony: w broni zasilanej z 20-nabojowego magazynka, o szybkostrzelności praktycznej rzędu 60-80/min, lufa nie byłaby chyba narażona na takie nagrzewanie żeby aż trzeba było robić szybkowymienną. Moim zdaniem zagadnienie szybkostrzelności BARa zasługuje na szersze omówienie w kontekście jego użycia (sorry, będą dygresje wykraczające poza obszar I wojny ale nie sposób ich tu uniknąć). Większość ludzi zestawia mechanicznie porównanie: polska np. drużyna piechoty - 1 BAR wz.1928, 80/min; niemiecka drużyna - 1 km MG34, szybka zasilana z taśmy broń o szybkostrz. praktycznej rzędu 200/min; wniosek => BAR jest słaby. Otóż to nie tyle BAR jest słaby co ta 18-osobowa drużyna z 1 BAR-em jest słaba. Nasycenie bronią maszynową US Army było większe i w 9-osobowej drużynie były 2 BAR-y (a u Marines nawet 3 w 12-osobowej). W tym momencie różnica szybkostrzelności praktycznej nie daje się już tak mocno we znaki... Jasne że nie eliminuje to potrzeby posiadania prawdziwego karabinu maszynowego. Ale też nie do pogardzenia są korzyści wynikające z posiadania kilku lekkich automatycznych karabinów, o wiele bardziej mobilnych niż obsługiwany przez dwie osoby i ciężki "prawdziwy" rkm. A do historii BARa chciałbym dodać jeszcze wzmiankę o jego cywilnym zastosowaniu. Wojny gangów w USA okresu prohibicji kojarzą się nam przede wszystkim z pm-ami Thompsona, jednak automatyczne karabiny także były powszechnie używane w tym okresie. Był wśród nich i BAR, produkowany na rynek cywilny w samopowtarzalnej odmianie R75 i samoczynnej R80, zwany potocznie Colt Monitor (tak naprawdę nosił tę nazwę konkretnie R80). Od 1931 był on standardowym karabinem w FBI, wybranym z uwagi na to, że lepiej sprawdzał się przy strzelaniu do ówczesnych samochodów niż pistolety maszynowe, nawet kalibru 0,45. Monitorów używały także inne formacje policyjne, straże więzienne, konwojenci pieniędzy itp. Dotyczyło to również tej drugiej strony prawa. Gangi Clyda Barrowa (to ci od Bonnie i Clyde) czy Johna Dillingera także korzystały z BAR-ów. Barrow, domorosły rusznikarz-amator sam nawet przerobił (poskracał) kilka ze swoich; skonstruował także powiększony magazynek do BARa (57 naboi) łącząc korpusy 3 standardowych magazynków w jeden długi i lekko zakrzywiony. R80 zasługuje na uwagę z jednego jeszcze względu. Otóż powstał mniej więcej w tym samym okresie co polski wz.1928, w końcówce lat 20., i pomijając znacznie skróconą lufę (457 mm) z hamulcem wylotowym i brak dwójnogu, dosyć mocno przypomina go zewnętrznie. Ma chwyt pistoletowy i krótką drewnianą nakładkę na lufę i rurę gazową; podobny jest również obrys kolby (jak we wczesnych wz.28, taki "prosty"). Ciekawe czy jest to po prostu zbieg okoliczności czy któryś z konstruktorów zainspirował innego...
-
Hej Uważam że to jeden z najfajniejszych kb powtarzalnych jakie zbudowano. A czemu nie był taki sławny... chyba pojawił się trochę za późno by konkurować z Mauserem na światowych rynkach. A popularność Mosina wynika jedynie z faktu że był na uzbrojeniu Rosji, wielkiego kraju z wielką armią i stąd go tyle wprodukowano; ale poza Rosją/ZSRR i krajami bezpośrednio z nią związanymi to Mosin wcale taki rozpowszechniony nie był. Lee Enfield uchodzi za broń bardzo celną i w tej właśnie roli, kb wyborowego, przetrwał w brytjskiej armii właśnie tak długo. I ma fajny układ zasilania, wymienny magazynek na 10 naboi (a większość kb miała niewymienny na 5) co oznaczało wyraźne podniesienie szybkostrzelności.
-
Automat Fiodorowa wz. 1916 - pierwszy karabin automatyczny
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Amunicja. Fiodorow stworzył broń na nietypową amunicję. Ito jest jedyny problem Myślę że nie jest to jedyny problem. Tej amunicji i karabinów Arisaka Rosjanie zakupili jakąś ogromną liczbę, jeszcze w czasie II wojny Arisaki zdobyte przez Niemców były na uzbrojeniu jakichś tam tych ich "rosyjskich" narodowych oddziałów (Kozaków czy Azerów czy RONA czy czegoś takiego). Tak że tak bardzo jej nie brakowało. Myślę że przede wszystkim AF był za skomplikowany w produkcji jak na możliwości rosyjskiego przemysłu i w obsłudze jak na możliwości przeciętnego użytkownika. Mógł być też dosyć wrażliwy na zanieczyszczenie (nie ma o tym za wiele informacji, nie była to broń zbyt rozpowszechniona). Dla snajperów takie coś nie bardzo się nadaje. AF strzelał nabojem o mniejszej mocy niż standardowe karabiny. Nie miał dłuższej od nich lufy, choć jak na dzisiejsze standardy nie można nazwać jej krótką (52 cm) to powtarzalne karabiny I wojny miały z reguły lufy o długości 60-70 cm. Więc do celnego pojedynczego ognia na dużą odległość nadawał się umiarkowanie w porównaniu z inną bronią z tego okresu. -
Hej Jedna uwaga: No.82 (Gammon bomb) to granat brytyjski, nie amerykański. I nie był to granat kumulacyjny, tylko taki ppanc. o działaniu burzącym. Faktycznie bardzo ciekawa i oryginalna konstrukcja.
-
Hej No dobra, może "przeszacowałem " trochę Brytyjczyków faktycznie nie mieli dużych jednostek typu dywizji panc., tylko pułki i brygady i bataliony czołgów w pułkach piechoty zmotoryzowane i kawalerii... niemniej było tego sporo i cały czas nad tym pracowali i produkowali w miarę sensowne czołgi w sporych ilościach. Nie można moim zdaniem powiedzieć że sobie całkiem czołgi odpuścili i olali.
-
Hej To nie tak, jedno drugiego wszak nie wyklucza. Oryginalny Mauser C96 miał niewymienny (stały) magazynek na 10 naboi, ładowany z łódki. Taki miały chyba wszystkie odmiany kal. 7,63 i 9 mm. Wyprodukowano niewielkie partie pistoletów z niewymiennym magazynkiem na 6 i 20 naboi. Przynajmniej ten pierwszy musiał być ładowany pojedynczymi nabojami bo standardowa łódka mieściła ich 10 (a może wymyślono dla niego krótszą?). 6 naboi miał także chiński Mauser kal. 0,45ACP, nie wiem jak było z łódkami i w tym przypadku. Wymienny magazynek na 10 naboi pokazał się już w którymś z tych hiszpańskich klonów z lat 20-tych. Zachowano jednak także możliwość ładowania go z łódek. W pełni profesjonalnie zrobili to samo nieco później Niemcy w modelach 711 i 712 z 1932 r. (ten drugi to właśnie ten maszynowy). Pistolety te miały wymienne magazynki na 10 i 20 naboi i przekonstruowany ten mechanizm zatrzymujący zamek w tylnym położeniu po ostatnim strzale, bo i to pożyteczne urządzenie w Mauserze było. W klasycznym Mauserze po ostatnim strzale zamek zatrzymywał się w tylnym położeniu (kurek odwiedziony) i przytrzymywany był bodajże przez podajnik naboi w magazynku; następnie należało wsunąć łódkę z nabojami w takie wycięcie i wepchnąć jednym ruchem naboje do magazynka; usunięcie pustej łódki powodowało zwolnienie i powrót zamka w przednie położenie i tym samym załadowanie pistoletu - i już można było walić. W hiszpańskich pistoletach z wymiennym magazynkiem nic z tym nie zrobiono, wyjęcie pustego magazynka powodowało zwolnienie zamka i powrót jego w przednie położenie, tak że po włożeniu pełnego magazynka należało jeszcze przeładować broń (oczywiście to nic wielkiego tak naprawdę, ogromna część broni automatycznej w ogóle nie ma tego mechanizmu z zatrzymywaniem zamka po ostatnim strzale i też jest dobrze). A Niemcy zrobili to w bardziej skomplikowany sposób, całkowicie przekonstruuowali ów mechanizm zatrzymujący zamek, który teraz nie zaczepiał się już na podajniku tylko na czymś tam związanym z kurkiem. Teraz po wyjęciu wystrzelanego magazynka zamek nadal pozostawał w tylnym położeniu, a po założeniu pełnego mag. należało lekko odciągnąć kurek jeszcze trochę (poza normalne skrajne tylne położenie) co powodowało zwolnienie zamka i załadowanie pistoletu. I jeszcze dodam że niezwykle fascynująca mnie broń, mauserowy karabinek do walki z bliska (kolejny "wymiatacz okopów") konkurent MP-18 miał magazynek na 40 naboi. Nie jest jasne czy wymienny czy nie (chyba nie) i w ogóle chyba tylko 1 zdjęcie istnieje (ja widziałem je przed laty w takiej "cegle" pt. "World Submachineguns"). Broń wygląda elegancko, to jest karabinek a więc nie z dostawną kolbo-kaburą ale taką zrobioną na stałe, zamiast tego chwytu pistoletowego a la szczotka do zamiatania, i z dłuższą lufą z drewnianą nakładką. I z tym dłuuugim magazynkiem. A po co było robić peem... cóż, w niektórych sytuacjach możliwość strzelania seriami może się wszak przydać. Mieć taki miniaturowy peem do schowania pod kurtką, to może być czasem przydatna opcja. Od początków broni automatycznej próbowano przerabiać pistolety na ogień ciągły, co technicznie nie jest zwykle trudne, tylko taktycznie mało sensowne. Zwykle wychodzi im ogromna szybkostrzelność rzędu 1500-2000/min a są lekkie i nie ma ich jak dobrze złapać oburącz. Więc przy strzelaniu ogniem ciągłym odrzut i podrzut jest bardzo silny i drgania broni takoż i trudno jest taki ogień kontrolować. A taki Mauser, cóż, przynajmniej nie był lekki i od biedy dawało się przytrzymać go "przednią ręką" za gniazdo mag. czy sam magazynek (szczególnie 20-nabojowy). Na Youtube można znaleźć liczne filmiki przedstawiające strzelanie z Mausera ogniem ciągłym, np. tu http://www.youtube.com/watch?v=0arGVi2pwz4 jak widać podrzut jest i drgania ale nie takie znowu tragiczne.
-
Hej Wydaje mi się że tu zanadto upraszczasz: Taka opinia chyba raczej do Francuzów pasuje (liczne czołgi ale niezbyt dobre i brak koncepcji ich samodzielnych działań, tylko wsparcie piechoty jak w Iws). W USA w okresie międzywojennym przeważały tendencje izolacjonistyczne i w ogóle rozwój całej armii lądowej zaniedbano, nie tylko czołgów, koncentrując się na flocie i lotnictwie. Więc to chyba nie jest do końca dobry przykład. Co do Brytyjczyków zaś to chyba powyższe stwierdzenie nie jest prawdziwe. Nie zaniechali przecież po wojnie rozwoju czołgów, a wręcz przeciwnie, zbudowali liczne ich udane modele. 6-tonowy Vickers był jednym z najbardziej rozpowszechnionych na świecie czołgów przełomu lat 20/30. To właśnie Brytyjczyk J.Fuller był jednym z teoretyków wojny błyskawicznej. W końcówce lat 30. brytyjska armia była zmotoryzowana w największym chyba stopniu w Europie a liczbą czołgów tylko nieznacznie ustępowała niemieckiej.
-
MP-18- broń, która zmieniła świat
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej To jest taka dyskusyjna kwestia. Trochę racji ma widiowy7 a trochę i ty. Jeśli już tak wnikać w tę amunicję, to oryginalny nabój zaprojektowany przez Fiodorowa był o ile pamiętam dosyć mocny, o typowo "karabinowej" energii pocz. pocisku ok. 3kJ. Jednak gdy okazało się że nie będzie możliwości produkowania go w warunkach wojennych przez przeciążony przemysł rosyjski, Fiodorow przerobił broń na ten japoński nabój, także bez kryzy, geometrycznie zbliżony i w przypadku karabinu trochę tylko słabszy (jeśli dobrze pamiętam 2,6 czy 2,7 kJ). Jednak w przypadku znacznie krótszej lufy AF prędkość początkowa trochę spadła a energia wynosiła nieco poniżej 2 kJ - a więc wartość typowa dla naboi pośrednich... Niemniej jako taki nabój Arisaka 6,5x50SR w zasadzie jest nabojem karabinowym, nie pośrednim. Tu bym się nie zgodził - może jeszcze co do Ermy (chodzi o ten przedwojenny karabinek z lat 30-tych?) i kbk M1/M2 ale już nie tych dużych karabinów SWT czy G43. A przede wszystkim dorzuciłbym do listy MKb42/MP43/StG44 jako taki sztandarowy przykład automatycznego karabinka piechoty. To tej właśnie klasy bronią był AF, samoczynną, z dużym magazynkiem, strzelającą nabojami podobnymi do karabinowych, ale o wyraźnie zmniejszonej energii. A SWT to sampopowt. karabin na nabój "pełnej mocy" czyli karabinowy o energii rzędu 3,5 kJ. -
Hej Postulowałbym zachowanie oryginalnej nazwy Mauser C96 - to jest ten podstawowy model z 1896 r. z którego wyrastały wszystkie te inne, także wspomniany C12. Jako ot taki pistolet był ok. Prawda to co piszesz że ciężki, źle wyważony itd. ale też był to pierwszy pistolet samopowtarzalny który naprawdę działał, nie jako tako, ale naprawdę dobrze. Jako pistolet wojskowy, który trzeba by produkować w wielkich ilościach Mauser C96 był trochę za drogi i skomplikowany. I jako broń oficerska też taki dosyć kontrowersyjny. Pistolet to broń osobista, do samoobrony i wymuszania posłuszeństwa ("Stać! Ani kroku w tył bo kula w łeb!!") i do tego nie jest potrzebna ani taka długa lufa ani tak mocny nabój, zapewniające możliwość celnogo strzału na odległość co najmniej 100 m. A do codziennego noszenia pistolet o masie rzędu 1,4 kg i dlugości 30 cm czy więcej jest niezbyt wygodny. I dlaczego "nie udało się jej przerobic na pistolet maszynowy"?? Oczywiście że się udało i to wielokrotnie, od pierwszych prób w okolicach 1907-1908 r., poprzez hiszpańskie Royale i Astry z lat 20. po Mauser Schnellfeuer z 1932 roku. Nawet współcześnie produkowany jest w Chinach (lub przynajmniej był jeszcze w latach 90.) pistolet maszynowy Typ 81 będący właśnie rozwinięciem Mausera C96. Taki Mauser nie jest oczywiście wielką rewelacją, podobnie jak większość pistoletów przerobionych na ogień ciągły. Nie jest zbyt stabilny i nie ma jak wygodnie złapać go drugą ręką. Ale nie odstaje tym specjalnie od innych takich konstrukcji. Karabinek... cóż, większość pistoletów samopowt. z tego okresu miała możliwość dołączenia kolby; niektóre miały też dedykowane odmiany karabinkowe z taką "kolbą na stałe". W efekcie dostawało się lekki karabinek na pistoletowe naboje, jako broń do walki z bliska z pewnością efektywniejszy od zwykłego pistoletu, może nie o wiele większej donośności ale celniejszy na pewno. Zauważ że i dzisiaj w USA i wielu innych krajach karabinki na nabój pistoletowy są dosyć rozpowszechnione, jako broń sportowa, do samoobrony, a także dla policji i różnych służb ochrony. Współcześnie są to co prawda najczęściej przeróbki pistoletów maszynowyc, ale i takie "wydłużone pistolety" też się czasem spotyka.
-
Mark A - ojciec wszystkich czołgów
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Chyba go trafnie określiłeś jednym słówkiem Niewątpliwie układ jezdny z normalnymi gąsienicami był pewnym krokiem naprzód w porównaniu z serią Mark I i następne, z gąsienicami na obwodzie całego kadłuba. Uzbrojenie może nie do końca przemyślane, można było zrobić obrotową wieżyczkę z km-em, no ale to powiedzmy jeszcze niewielka skucha. Wielka skucha natomiast to ów układ napędowy, z 1 silnikiem na każdą gąsienicę. To jest po prostu proszenie się o natychmiastową awarię przekładni, gdy tylko oba silniki nie będą pracowały idealnie równo. Jeszcze żeby to były elektryczne, to można by pokusić się o jakiś mechanizm typu rezystorowego, samoczynnie i szybko ustalający moc na każdym z silników tak by pracowaŁy równo. Ale na spalinowych tak się nie da, no i faktycznie wyszedł kibel jakich mało. Charakterystyczne że nie wszyscy umieją się uczyć na błędach, w ćwierć wieku później Rosjanie przerobili ten sam schemat, w przypadku lekkiego czołgu T-70 i działa samobieżnego SU-76 na jego podwoziu. One też miały odrębny silnik na każdą gąsienicę i też się ciągle układ napędowy sypał, jak się tylko silniki "rozjechały" (palenie sprzęgieł, zrywanie zębów w przekładniach...) no i przyszło potem z tego zrezygnować, T-70M miał już normalnie sprzężone 2 silniki, napędzające obie gąsienice przez specjalną przekładnię zbierającą. -
MP-18- broń, która zmieniła świat
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Można powiedzieć, że z różnych względów. Trzeba wziąć pod uwagę, że aby walczyć w okopach przeciwnika, to trzeba najpierw do nich dotrzeć. A do walki na otwartym terenie pm nadawał się gorzej, z uwagi na małą donośność skuteczną rzędu 100-200 m. Ludzie uzbrojeni w pm-y osłabialiby więc grupę szturmową na początkowym etapie działań. Alianci też kombinowali nad tym zagadnieniem, jakkolwiek skupili się na czymś innym - indywidualnej broni automatycznej w rodzaju lekkiego ręcznego km-u, ewentualnie samopowtarzalnego/samoczynnego karabinu czy karabinka. Brytyjczycy faktycznie niczego chyba w tej dziedzinie nie dokonali, w walce z bliska woleli polegać na karabinach z bagnetem i granatach ręcznych. Zapewne wynikało to po części z ich konserwatyzmu, po części zaś z używanego przez nich modelu powtarzalnego karabinu Enfield o stosunkowo dużej szybkostrzelności. Francuzi wdrożyli po pierwsze w ogromnej liczbie lekką broń maszynową, lekki (6,5 kg) km Chauchat, niezbyt może udany konstrukcyjnie ale bardzo szeroko stosowany (nawet 2 w drużynie piechoty bywały w pewnym momencie). Wykorzystywali też bardzo eleganckie i lekkie samopowtarzalne karabinki Winchester M1907, zakupione w USA jako broń lotnicza, ale po wprowadzeniu samolotów uzbrojonych w km-y przekazane wojskom lądowym. Zamówili też kilka tys. tych M1907 w wersji samoczynnej i bodajże jeszcze z powiększonym magazynkiem. No i , po wielu podejściach, skonstruowali też sobie samopowtarzalny karabin RSC Mle 1917 (i skrócony Mle 1918), znowuż niebyt może udany (ponad 5,5 kg dla 5-strzałowej broni to raczej powiedzmy sobie kaszana jest) ale stosowany dosyć szeroko (ponad 80 tys. wyprodukowano). Amerykanie wzorem Francuzów też postawili na lekki rkm, wprowadzając sobie najpierw Chauchaty a potem własny model Browning M1918. Do walki z bliska zaś skonstruowali dwa oryginalne wynalazki. Pierwszym była śrutowa strzelba kal.12, przerobiona z Winchestera M1897, klasyczna pompka ale z bardzo ładną i efektowną osłoną termiczną na lufie i z nasadą do bagnetu. A drugim dziwniejsza jeszcze rzecz, tzw. Pedersen Device - urządzenie Pedersena, przyrząd Pedersena, coś takiego. Mocowało się je (po wyjęciu oryginalnego zamka) wewnątrz komory zamkowej standardowego kb Springfield. W ten sposób powtarzalny karabin zamieniał się w samopowtarzalną broń na nabój .30 Pedersen (można powiedzieć, mocny nabój pistoletowego typu) z wielkim, 40-nabojowym magazynkiem. PD nie zdążył już wziąć udziału w walkach ale pozostał jedną z najoryginalniejszych broni strzeleckich w historii. Rosjanie zaś zrobili najfajniejszą i najnowocześniejszą broń tej klasy, choć i wyprodukowaną w najmniejszej liczbie (tylko ok. 100-200 szt.) - tzw. Awtomat Fiodorowa, samoczynny karabin na arisakowe naboje 6,5x50SR (japońskie naboje jak i same kb Arisaka były wówczas w Rosji dosyć rozpowszechnione). Na dobrą sprawę był to praprzodek współczesnych karabinków automatycznych. -
Hej Idiotyczny zarzut szczerze mówiąc. Żaden czołg w owym okresie nie pełnił innej roli, niż ruchomego stanowiska km czy działa - de facto były tym, co późniejsze działa szturmowe, pojazdy bezpośredniego wsparcia piechoty. Ani osiągi ani sprawność napędu nie pozwalały na jakieś ambitne samodzielne operacje. A jeszcze a propos tej broni maszynowej, trafiłem ostatnio na ciekawostkę, pierwszą broń klasy FPW (firing port weapon) czyli specjalną broń do prowadzenia ognia przez otwory strzelnicze wozów bojowych. Wynalazek był amerykańsko-francuski, a wymyślono go właśnie dla Renaulta FT17. Jest o nim artykuł na www.securityarms.com, szukac pod FPW, FPW 1918, niestety w pracy mam te strony zablokowane. Prototypy FPW były dwa, jeden na bazie km Chauchat, drugi nie pamiętam w każdym razie w czołgach z działkiem zwiększać miały możliwości ogniowe służąc za pomocniczy km, ale i w czołgach z km-em mogły się przydać w razie konieczności opuszczenia czołgu na polu walki (km Hotchkissa był dosyć ciężki, raczej za ciężki by sobie go wymontować i używać jako przenośnego).
-
Hej No jednak bez przesady. One są całkiem inaczej zbudowane. Najkrócej mówiąc, amerykański Shuttle jest rakietą nośną (wielokrotnego użytku). Buran był ładunkiem rakiety nośnej Energia (jednorazowej). Jedno i drugie rozwiązanie ma swoje zalety i wady. Z dzisiejszego punktu widzenia (relatywnie niskie ceny rakiet jednorazowych) wyżej należałoby ocenić koncepcję rosyjską; z drugiej strony te 20-kilka lat temu sytuacja była jednak inna.
-
Hejka Szczerze mówiąc nie wydaje mi się. Z wykazu jaki podałeś, nie wynika żeby coś z tych rzeczy mogło zdetonować od torpedy - a na ile się zorientowałem wtórny wybuch nastąpił bezpośrednio po jej uderzeniu. I naboje karabinowe kb i szrapnele zawierają tylko miotający m.w. A 3 tys. zapalników owszem, zdetonować by mogło, tylko że to jest raptem kilka kg m.w. co przy 120 kg głowicy torpedy byłoby raczej niezauważalne. Być może jeszcze ów pył aluminiowy - nie był wszak w metalowych "pojemnikach" (jak łuski czy skorupy szrapneli) tylko pewnie w jakichś drewnianych skrzyniach czy workach i w odpowiednich warunkach niewykluczone że wybuch torpedy zdołałby go rozpylić w powietrzu - a rozpylony mógłby zapalić się a nawet rozpędzić do detonacji, bez dwóch zdań, ale to jest dosyć spektakularny efekt, z pewnością wszyscy opisaliby oślepiający błysk i jaskrawy biały płomień, tak gorący że wszystko i wszyscy natychmiast stawali w ogniu. A tymczasem nie tylko nikt nic takiego nie stwierdził, ale nawet nie wszyscy potwierdzają ten wtórny wybuch. Choć ja osobiście uważam że był, mówią o nim Niemcy a oni właśnie uważnie śledzili cel do którego strzelali; a na pokładzie L. ludzie byli zaskoczeni i w szoku i mogło im to umknąć. To w ogóle moim zdaniem bez znaczenia. Statek zbudowany w erze Titanica, nawet taki duży (ponad 30 tys.t) mógł bardzo swobodnie zatonąć od 1 torpedy. Znacznie większy od L. Britannic (ponad 45 tys.t) zatonął po wejściu na 1 minę (w obu przypadkach ładunek m.w. tego samego rzędu wielkości).
-
Hej Nooo nie do końca się tu zgodzę. W porównaniu z IS-em-2 przedni pancerz był lepiej ukształtowany (silnie nachylony) i radykalnie grubszy, niemal 2x. Armata zaś, D-25T, była taka sama jak w większości IS-2 (poza wczesnymi seriami). Warto zdać sobie sprawę, że IS-3 mimo bardzo wysokich "papierowych" parametrów nie był taką rewelacją. Zaprojektowany został przez przyfabryczne biuro konstrukcyjne, żeby pokazać że ludzie pracy więcej wiedzą o robieniu czołgów niż wyspecjalizowani konstruktorzy. W efekcie powstał pojazd robiący wrażenie osiągami, pancerzem i uzbrojeniem, natomiast o miernych własnościach użytkowych. W IS-2 załogi narzekały na ciasnotę wnętrza, IS-3 był jeszcze mniejszy. Zapas amunicji armatniej w IS-2 uważany za zbyt mały (28 naboi) zmniejszył się w IS-3 do do 25 (jakkolwiek potem trochę zreorganizowali jej rozkład i z powrotem zmieściło się 28). Pojazd był źle wyważony (przeciążony przód), utrudniało to nieco prowadzenie, ale co gorsza wywołane tym naprężenia w konstrukcji już po przejechaniu kilkudziesięciu km prowadziły do pękania bocznych płyt kadłuba w ich przedniej części. Poprawiano to już po wojnie i udało się to pękanie w pewnym stopniu ograniczyć - niemniej można przypuszczać że słaby punkt w przedniej części burty pozostał, w walce trafienie w to miejsce lub wybuch miny mogłyby wywołać niewspółmierne zniszczenia.
-
Hej Takie małe 3 grosze: Ciekawe byłoby zbadanie nie samej produkcji, ale np. dostaw sprzętu do jednostek, o ile istnieją takie dane. Skądinąd wiadomo, że np. odrzutowych myśliwców Me 262 wyprodukowano blisko 1500; do jednostek bojowych trafiło jednak mniej niż 300 maszyn, pozostałe czekały na składowiskach na dostawę paliwa, opon czy innych podzespołów.
-
Hej Gwoli ścisłości: raczej zamierzali niż transportowali. I raczej w szybowcu Me-321 (szybowce wbrew pozorom mają większy udźwig niż samoloty, nie muszą dźwigać silników, układu paliwowego itp. itd. wszystko to załatwia za nie holownik). Me 321 miał udźwig max. 22 tony a ponoć z przeciążeniem nawet... 27 ton!! Pz IV zmieściłby się więc nawet z pewnym zapasem. Choć nie jestem pewien czy kiedykolwiek robiono takie próby, pewnie nie z uwagi na problem z samolotami holującymi. Me 323 miał udźwig 9 ton, nieco cięższy Pz II pewnie dałby się jednak jakoś zapakować. I Niemcy eksperymentowali z lekkimi czołgami pow.-des. Wyprodukowali nawet niewielką partię 40 czołgów Pz I C (VK 601) - wbrew nazwie nie było to rozwinięcie linii Pz I ale całkowicie nowa konstrukcja. Był to 2-osobowy pojazd o masie 8 t, uzbrojony w przedziwną machinę EW 141 (zamienioną później na działko 20 mm KwK 38) oraz sprzężony z nią km MG 34 7,9 mm. Używano ich na froncie wschodnim, jednak z tego co wiem nigdy nie były desantowane. EW 141 zaczęła swą karierę jako MG 141, czołgowy i lotniczy karabin maszynowy na naboje od rusznicy ppanc PzB 38 (7,9x94 mm). Karabin jednak nie bardzo chciał działać, zacinał się i przegrzewał szczególnie przy ogniu ciągłym; przerobiono go więc na broń samopowtarzalną EW 141 właśnie - tak powstała jedyna chyba w dziejach czołgowa samopowt. rusznica ppanc. zasilana z taśmy :wink: - a zaraz potem cały program zlikwidowano, gdyż wobec pojawiania się coraz mocniej opancerzonych czołgów dalsze rozwijanie tego rodzaju małokalibrowej broni ppanc. uznano za bezsens.
-
Hej Temat ten powraca jak czkawka co roku w styczniu to ja tak krótko: -W.G. był jednostką pomocniczą Kriegsmarine i w rzeczonym rejsie przewoził zarówno cywilnych uchodźców jak i personel wojskowy (m.in. szkołę załóg okrętów podwodnych). - nawet wg absurdalnie restrykcyjnych zasad wojny na morzu wprowadzonych przez konwencję haską z 1907, statki uzbrojone lub eskortowane wolno atakować bez ostrzeżenia. W. G. był uzbrojony i miał eskortę. Tak że trudno mówić o błędzie ze strony Rosjan - raczej akcja przeprowadzona zgodnie z planem.
-
Hej Owszem, to wszystko prawda, a skoro rozmawiamy o czasach zimnej wojny to jest jeszczej jeden aspekt, nazwijmy to "technologiczny" oprócz tego co powyżej wymieniłeś, powiedzmy "balistycznego". Otóż Rosjanie mniej więcej do połowy lat 80. mieli trudności z opanowaniem technologii produkcji takich długich rdzeni z ciężkiego metalu do pocisków APFSDS, jak również z ich osadzaniem w stalowej konstrukcji pocisku - pociski miały tendencje do pękania wskutek napężeń w momencie wystrzału. Dlatego w swoich wczesnych pociskach APFSDS zmuszeni byli do stosowania rdzeni stalowych, ewentualnie z niewielkim wolframowym elementem w przedniej części. W efekcie pod względem zdolności przebijania pociski te często tylko nieznacznie przewyższały starszej generacji amunicję APDS albo nawet i ustępowały jej. Ciekawym przykładem tego jest rosyjski pocisk APDS BM-8 do armaty 100 mm D-10. Skonstruowano go około 1968, a więc już po powstaniu pierwszych pocisków APFSDS do armat 115 i 125 mm. Ale mimo o wiele mniejszej energii, zdolności przebijania miał na tym samym poziomie: 125 mm BM9 (rdzeń stalowy, 1800 m/s) - 350 mm z 1000 m; 115 mm BM6 (rdzeń stalowy, 1680 m/s) - 300 mm z 1000 m 100 mm BM8 (rdzeń wolframowy, 1415 m/s) - 300 mm z 1680 m.
