Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Hejka Ale żeś się rozpędził :wink: No i co z tego? Rzecz w tym że nie musi ona zatrzymywać całego Wehrmachtu - a tylko nieliczne oddziały desantowe, pozbawione ciężkiego sprzętu i wstępnie zmasakrowane przez lotnictwo i flotę, z niedostatecznymi ilościami zaopatrzenia. Że powtórzę - no i co z tego? "Tylko 1200 czołgów" - a ile by Niemcy swoich zdołali przerzucić z desantem? Dwucyfrową liczbę? Wg mnie w najlepszym razie (ale pewnie 0). Jak się okazało, wystarczyło to w tzw "realu" do wygrania bitwy o Anglię - a wszak Luftwaffe nie zajmowała się podczas jej trwania osłoną sił inwazyjnych, atakowaniem ciężkich okrętów, wsparciem desantu... Czy gdyby rozproszyła swe wysiłki na te dodatkowe zadania, łatwiej zdobyłaby panowanie w powietrzu? Toć jest to jeden z głównych, najczęściej stawianych Niemcom zarzutów: że zamiast skoncentrować się na wyeliminowaniu RAF-u i atakach na lotniska, rozproszyli swe wysiłki na bombardowanie zakładów przemysłowych a później i miast i przez to nie udało im się wywalczyć panowania w powietrzu i w efekcie przegrali BoB. A ty sugerujesz że jakby jeszcze bardziej rozproszyli swe działania toby było im lepiej od tego? I od razu na początek: czy uważasz że jest to założenie racjonalne? Że Brytyjczycy mogliby przeoczyć ową armadę inwazyjną i te setki samolotów od których zacząłeś swego posta? Jak dla mnie takie wydarzenie nie wydaje się prawdopodobne. I już to jest nieco więcej niż cała Kriegsmarine miała do dyspozycji. No wiesz... to założenie wydaje mi się racjonalne. W sytuacji zagrożenia samych Wysp Brytyjskich konwoje bardzo tracą na znaczeniu... przecież jeśli UK upadnie to żadne konwoje nie będą więcej potrzebne. Jak wyżej - samo sformowanie floty inwazyjnej zajęłoby Niemcom daleko więcej niż 2 tygodnie. Hmm ja bym się tu przyczepił do tych cyferek. Pojemność zbiornika w Bf 109E to jest 400 litrów czyli załóżmy w zaokrągleniu 300 kg. Czyli jednorazowe zatankowanie 150-160 myśliwców to jest 45-48 ton. Idźmy dalej: zasięg Bf 109E-3 wynosił 800 km. Czyli zakładasz, że dziennie wylatałyby nie więcej niż około 1/3 tego czyli ok. 270 km? Czyli nie więcej niż około 0,5 godz.? Czy jesteś pewien że odpowiada to sytuacji walk powietrznych o dużym natężeniu, jakich można by się spodziewać w strefie desantu? I nie zapominaj że same Ju 52 też potrzebują paliwa... A poza tym na początku swego postu zaproponowałeś użycie wszystkich Ju 52 do masowego przerzutu spadochroniarzy i zaopatrzenia - a teraz chcesz nimi wozić wielkie ilości paliwa?
-
Hej Podstawowy problem przy tych technikach strzelania o których tu mówimy dotyczy nieco nietypowej sytuacji w życiu kutra torpedowego: strzelania z miejsca czy też w ruchu z małą prędkością. Może nie zdarza się to często, ale trzeba być przecież gotowym na każdą ewentualność. Tak jak napisałeś, potrzeba dobrej chwili zanim "torpedy się rozkręcą", a jeśli wyrzucono je z małą prędkością (albo nawet do tyłu! czyli z "ujemną" prędkością!), to w tych pierwszych momentach rozpędzania nie będą się dobrze stabilizować. Wpłynie to zauważalnie na pogorszenie ich celności. Torpeda wystrzelona z klasycznej wyrzutni rurowej do przodu (robi się to za pomocą naboju miotającego lub sprężonego powietrza) uzyskuje prędkość początkową rzędu 10 m/s a więc około połowy prędkości max. lub niewiele mniej. Pozwala to jej na lepszą stabilizację i szybsze rozpędzenie się. Minusem takiej klasycznej wyrzutni jest jej spora masa, którą w dodatku należy umieścić w miarę bliżej dziobowej części okrętu. Kutry torpedowe to z reguły ślizgacze i przy maksymalnej prędkości unoszą one dziób - a więc jego dociążanie ponad miarę nie jest korzystne. Stąd te techniki które tu omawiamy: zrzutnie burtowe są ekstremalnie lekkie a wyrzutnie rufowe dociążają rufę okrętu, a więc dziób pozostaje lekki. I jeszcze jedno: zagrożenie kolizją z własną torpedą nie jest dla takiego strzelającego do tyłu kutra nazbyt istotne. Torpedy po starcie dają bowiem głębokiego "nura" zanim się rozpędzą. Zwykle bowiem torpeda ma ujemną pływalność (jest "cięższa od wody", tonie). Na ustalonej głębokości utrzymuje ją praca silnika i działanie sterów a więc zanim się rozpędzi, to najpierw nurkuje a dopiero potem wychodzi na zaprogramowaną głębokość. Zwykle nastawia się ją na przebieg na głębokości co najmniej 2-3 m, a raczej nawet głębiej. Kutry torpedowe zaś to najczęściej stosunkowo niewielkie jednostki, o zanurzeniu co najwyżej rzędu 1 metra lub niewiele więcej. Tak, że jedynie w razie jakiejś awarii torpedy, która nie trzymając głębokości wyskoczy na powierzchnie, mogłoby dojść do kolizji. Ale to nie jest tak bardzo prawdopodobne. Poza tym tak się składa, że sztandarowe "strzelacze do tyłu", rosyjski kuter G-5 i kutry budowane w NRD, były generalnie szybsze od swoich torped, mogły więc w miarę bezpiecznie zejść im z drogi.
-
Hej Chyba nie do końca. O ile się orientuję, zrzucanie za burtę było dosyć popularne na tych pierwszych torpedowcach z XIX wieku. Nie wiem kto pierwszy zastosował to na kutrach torpedowych ale to musiałoby być jakoś w tamtym okresie. Strzelanie w tył do przodu wymyślili chyba Brytyjczycy. W czasie wojny interwencyjnej przeciw komunistom w 1919 użyli z powidzeniem na Bałtyku takich małych kutrów 5-tonowych chyba, motorówek na dobrą sprawę, uzbrojonych w 1 wt 450 mm właśnie taką do tyłu. Kilka tych kutrów utracono w takich okolicznościach, że Rosjanie mogli je wydobyć i przeanalizować ich konstrukcję.
-
Hej To nie jest do końca prawda. Na początku lipca 1940 Brytyjczycy mieli na wyspach 14 dywizji w tym 1 pancerną. Nie jest to dużo wobec całej potęgi Wehrmachtu ale wobec tych oddziałów desantowych które zdołałyby wylądować, zapewne z niewielkimi zapasami i bez ciężkiego sprzętu (lub z niewielką ilością) stanowiłoby to poważną siłę.
-
Jutlandia - nawiększa bitwa morska
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Działania na morzach i w koloniach
Hej Zgadza się, z tym że ten typ nazywał się "Bayern". Bayern i Baden weszły do służby faktycznie już po bitwie jutlandzkiej (odpowiednio w czerwcu 1916 i w lutym 1917), Sachsen i Wurttemberg zwodowane w 1917 nie zostały nigdy ukończone. Co do samej bitwy powiedziałbym, że można ją uznać za remis, czyli nierozstrzygniętą - żadna ze stron nie zrealizowała postawionych przed sobą celów. Niemcy, których gospodarka dławiona była przez blokadę morską, zamierzały zadać ciężkie straty flocie brytyjskiej, straty tak poważne, by wymusiły rezygnacjąe z blokady lub przynajmniej jej istotne rozluźnienie. Brytyjczycy zamierzali wciągnąć Niemców w walkę z przeważającymi siłami i zniszczyć ich flotę w walnej bitwie zgodnie ze swoją koncepcją strategiczną. Ani jedno ani drugie nie wyszło. W tej walnej bitwie to sami Brytyjczycy ponieśli większe straty od Niemców. A z kolei nie były to straty na tyle poważne by wpłynąć na stan blokady morskiej, której Brytyjczycy wcale nie znieśli ani nie zredukowali. -
Hej Racja, chyba faktycznie z Klemmem coś pomyliłem. W każdym razie chodziło mi o lekkie samoloty szkolne w rodzaju Arado Ar 66 czy Gotha Go 145. W NSG.10 wymioeniony jest też w składzie Bucker Bu 131 (przez u z kropkami, świadomie piszę to błędnie bo tak łatwiej znaleźć w internecie niż Buecker Bue 131 ) http://www.ww2.dk/air/attack/nsgr10.htm czyli samolot wielkości tego Klemma kl.35 mniej więcej (tyle że dwupłat). Ciekawa sprawa to co zacytował Grzesio, z tymi RS-ami. Czy gości nie oślepiało po nocy jak strzelali rakietami? I ciekawe że uważali to za celną broń, może i faktycznie łatwiej była trafić tym niż bombami... ale z drugiej strony trzeba było zejść dużo niżej pewnie, to znowuż mniej bezpiecznie... Przypomniało mi się teraz, że w roli podobnej do "pociaków" Rosjanie wykorzystywali też samolot treningowy UT-1 i/lub UT-2 i któryś z nich też zabierał rakiety? Zgadza się czy znowu coś pomyliłem?
-
Hej No właśnie nie - mówimy o zadaniach tego samego typu. W odpowiedzi na działania rosyjskich lekkich bombowców nocnych Niemcy też zafundowali sobie takie oddziały - Nachtschlachtgruppen, coś jakby "nocne eskadry szturmowe". Początkowo wykorzystywali w nich podobne do pociaków dwupłaty Klemm (nie pamiętam niestety modelu) i rozmaite inne "zastępcze" samoloty. Potem jednak zaczęło im to ewoluować w stronę maszyn bardziej wartościowych jak wspomniany Hs 123 a w 1944 w NSG pojawiły się właśnie Ju 87 w nocnych wersjach D-7 i D-8. Czyli de facto wykonywały one podobne misje tylko na trochę większą głębokość.
-
Hej Zgadza się. A tu podam linka (wikipedia) http://pl.wikipedia.org/wiki/Nab%C3%B3j_7,92_x_57_mm_Mauser wykaz podstawowych naboi 7,9x57. BTW jest tam drobny błąd (ktoś źle zera policzył? ) w czasie wojny wyprodukowano oczywiście nie 10,5 mln naboi karabinowych tylko 10,5 mld.
-
Hej No a o czym ja mówię? Chyba zdajesz sobie sprawę że pocisków karabinowych do naboju 7,92x57 było więcej niż jeden rodzaj? Zwykłe, lżejsze i cięższe, smugowe, zapalające, i wiele innych, także i przeciwpancerne a wśród nich ten wolframowy o którym pisałem.
-
Hej Myślę, że należałoby zacząć od sprecyzowania: jakiego czołgu? Ogromna większość czołgów aż do przełomu lat 30/40-tych miała pancerz o grubości rzędu kilkunastu mm; najmocniejszy pocisk ppanc. 7,9x57, SmK(H), z wolframowym rdzeniem, o energii pocz >5kJ, przebijał pancerz 19 mm ze 100 m (a spotyka się też 20 mm z 500 m pod kątem prostym; rozbieżność zapewne wynika z różnic jakości pancerza i kąta uderzenia). Ńie był to nabój bardzo szeroko rozpowszechniony (koszt wolframu) ale też nie był bardzo rzadki. Wiele czołgów tamtych czasów można by więc nie tylko zastopować ale i poważnie uszkodzić czy zniszczyć takimi pociskami.
-
Hej Zgadza się, tak z grubsza działa szkło pancerne, pęka pochłaniając energię uderzenia i robi się matowe. Oczywiście nie zawsze zatrzyma pocisk, zależy to od grubości, rodzaju pocisku itd. W niemieckich czołgach owe otwory obserwacyjne przysłonięte były szkłem o grubości od 12 do 50 mm. O ile dobrze kojarzę, było to tak zrobione, że oszklenie miało charakter warstwowy, składało się z wielu płytek pancernych włożonych jedna za drugą i dociśniętych jakąś sprężynką czy czymś. Dzięki temu w razie trafienia zniszczeniu ulegała tylko pierwsza (zewnętrzna) płytka czy kilka płytek, reszta pozostawała w całości. Do całego tego ustrojstwa był dostęp z wnętrza wozu, tak że można było łatwo usunąć rozbite płytki i włożyć nowe, których przewożono pewien zapas. Nie wiem niestety jak w innych krajach, trzeba by poszperać po jakichś monografiach.
-
Automat Fiodorowa wz. 1916 - pierwszy karabin automatyczny
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej A ładny jest, nie? Jakoś tak elegancko wygląda... http://leasurestreasures.com/store/item/2o..._Rifle_351.html Pm Thompson dwa razy otarł się że tak powiem o nabój pośredni. Zapewne masz na myśli ten pierwszy, M1923 Military Model, z opcjonalnym dwójnogiem i bagnetem. Strzelał on nabojem .45 Thompson, wyglądającym trochę tak jakby wydłużony .45ACP, o energii początkowej >1600 J. Oferowany był też w kalibrze .351SL czyli takim jak ten Winchester M1907. Ale tak jak piszesz, jakoś nikt go sobie nie zamówił w większej ilości. Być może wśród Thompsonów kupowanych na próbę przez różne polskie służby w okresie międzywojennym były też M1923. A jeszcze drugi raz, około roku 1940, gdy powstawał karabinek kal. 7,62x33 (.30 US Carbine), jedną z konkurencyjnych broni był pm Thompson przerobiony właśnie na te naboje. Ale wygrał jednak karabinek firmy Winchester i to on wszedł na uzbrojenie jako M1 Carbine. -
Hej No to w sumie nie wybierali się za daleko chłopaki (i dziewczyny)... Przyjmując prędkość przelotową koło 100 km/h przez 45 min można przelecieć około 75 km czyli oddalić się od lotniska na około 37 km, a ponieważ lotnisko pewnie było jednak odrobinę za linią frontu, to wjechać na terytorium przeciwnika na jakieś 30 km. Hmm... czy dalekonośna artyleria nie byłaby bardziej efektywna zamiast tego...?
-
Najlepszy karabin samopowtarzalny II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej jak już wnikamy w takie szczegółowe szczegóły: O 20-nabojowym magazynku do do karabinka M1 to przyznam że nie słyszałem. Standardowy, od początku miał 15 naboi. W 1944 po wprowadzeniu odmiany samoczynnej, karabinka M2, wraz z nim wprowadzono magazynek na 30 naboi, który pasował też do "starego" karabinka M1. Wg samych Rosjan rezygnacja z produkowania wyborowej odmiany SWT podyktowana była przede wszystkim jej gorszą celnością, znacznie ustępującą wyborowej wersji powtarzalnego Mosina. -
Automat Fiodorowa wz. 1916 - pierwszy karabin automatyczny
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Trzeba jednak dodać że nie jest to fakt który można jednoznacznie zinterpretować. Co do pośredniego naboju: arisakowy nabój 6,5x50SR był nabojem karabinowym, w tym sensie że Japończycy nie zrobili sobie wcześniej jakiegoś mocnego naboju karabinowego + jako uzupełniający ten słabszy 6,5 mm; to był ich standardowy nabój karabinowy tyle że był taki nie za mocny, o energii rzędu 2700 J. Ale tyle miał z 80 cm lufy kb Arisaka; a z 52 cm lufy AF prędkość pocz. była niższa i energia spadła poniżej 2000 J a więc dla wartości typowej dla naboi pośrednich. Tak że można dyskutować, czy był to nabój pośredni czy nie (choć ja skłaniałbym się do tego że może i był... ) Co do pierwszeństwa: jakiś czas temu na forum Oblicza Historii http://www.ioh.pl/forum/viewtopic.php?t=7535 w tym wątku pojawiła się informacja, że także w roku 1916 Francuzi uzbroili swoje oddziały szturmowe w kilka tysięcy amerykańskich karabinków samopowtarzalnych (a część z nich w wersji samoczynnej) Winchester M1907 przejętych z lotnictwa. Był to bardzo elegancki karabinek automatyczny (ciekawostka: układ z zamkiem swobodnym) strzelający takim 9 mm nabojem .351SL o energii koło 1900 J a więc również w tym "pośrednim" zakresie. -
Zakazana archeologia
Speedy odpowiedział Inga → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Hej Przepraszam nie chciałem cię urazić a najwyraźniej tak się stało. Przepraszam jeszcze raz. Najwyraźniej nie zdajesz sobie kompletnie sprawy, jak dokładnie supermocarstwa kontrolują się nawzajem, jak mają te wszystkie rakiety i głowice i bombowce policzone co do sztuki i poddane obserwacji, po to są te wszystkie traktaty i SALT-y i NPT-y i masa innych i nadzór i wzajemne inspekcje. Dlatego sugestia że ot tak ktoś tam sobie wystrzelił rakietę z głowicą nuklearną zabrzmiała dla mnie podobnie jak sugestia w rodzaju że np. Hanna Gronkiewicz Waltz pod pozorem Mostu Północnego w Warszawie nakazała skrycie budowę łodzi podwodnej, którą zamierza spłynąć z biegiem Wisły i uciec do Wenezueli ze zdefraudowanymi pieniędzmi. Wiesz, coś na tym poziomi. Dlatego nie zdzierżyłem, za co przepraszam jeszcze raz. Faktycznie nie każdy musi się znać na zbrojeniach i rozbrojeniu i mogłem napisać to wszystko grzeczniej. A nawet powinenem był. -
Zakazana archeologia
Speedy odpowiedział Inga → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Hej Nie czuję się kompetentny w zakresie zmutowanych żółwi z Meksyku i innych tajemniczych zjawisk w tym kraju. Mogę natomiast opowiedzieć o wypadku z rakietą Athena gdyż bez obrazy Inga nawywijałaś tam wręcz straszliwie: Zlituj się. Nie wiem ile masz lat, ale chyba orientujesz się że w 1970 roku nie toczyła się na Ziemi żadna wojna nuklearna? Czy może uważasz że ot tak od czasu do czasu strzelano sobie rakietami jądrowymi na wiwat? Bo jeśli chodzi o testy jądrowe to już 1962 uzgodniono zakaz takowych w atmosferze a i wcześniej bardzo rzadko robiono takie testy żeby wystrzelić rakietę z prawdziwą bojową głowicą nuklearną. Amerykanie robili takie rzeczy na wyspach Pacyfiku ale nie na kontynencie przecież...! Athena firmy Atlantic Research (nie mylić ze współczesną rakietą nośną Lockheeda o tej samej nazwie) skonstruowana została w 1964. Nie miała głowicy nuklearnej i w ogóle nie była rakietą bojową, ale doświadczalną. Służyła do badania zjawisk związanych z wchodzeniem w atmosferę. Jej ładunek użyteczny stanowiła makieta badanego elementu (głowicy rakiety balistycznej, statku kosmicznego itp.) i oczywiście odpowiednia aparatura badawcza. Pod względem "rakietowym" Athena była składakiem z 3-5 stopni, wszystkich z silnikami na paliwo stałe, miała długość 15,24 m i masę startową 7,3 t. W latach 1964-1977 wykonano 160 startów (w tym 23 nieudane). Była jeszcze potem Athena H, 3-4 stopniowa i nieco większa, o masie startowej 13,6 t (18 startów w latach 1971-74). Jak działała taka machina: po starcie dwa pierwsze stopnie wynosiły ją na trajektorię balistyczną z apogeum 200-300 km. Następnie, już na opadającej gałęzi toru, po ustawieniu rakiety pod odpowiednim kątem uruchamiany był kolejny stopień lub stopnie, nadając rakiecie dodatkową prędkość z jaką wchodziła w gęste warstwy atmosfery. Dzięki temu za pomocą niewielkiej rakiety o zasięgu rzędu 750 km można było symulować proces wejścia w atmosferę rakiety międzykontynentalnej o zasięgu rzędu 8000 km, czy statku kosmicznego na przykład. Rakiety wystrzeliwano z miejscowości Green River w stanie Utah, spadały na poligon White Sands w Nowym Meksyku. Co się zdarzyło 11 lipca 1970: Rakieta wystartowała planowo i wzbiła się na przewidzianą wysokość ponad 200 km. Następnie wskutek usterki systemu kierowania kolejny stopień uruchomiony został z opóźnieniem i przy niewłaściwym kącie spadania rakiety (zbyt płaskim). Zamiast skierować ją w atmosferę pod dużym kątem, rozpędził ją niejako "bardziej poziomo". W efekcie zamiast spaść w White Sands rakieta poleciała około 800 km dalej, przekraczając granicę z Meksykiem. Athena nie zniknęła w jakiś niezwykły sposób. Z obiektami wchodzącymi w atmosferę zwykle traci się na pewien czas łączność z uwagi na otoczkę zjonizowanych gazów z rozgrzanego powietrza. Tak było i w tym przypadku. Eksperymentatorzy radzili sobie w ten sposób, że starali się do ostatniej chwili możliwie dokładnie śledzić tor lotu, ekstrapolując trajektorię wyznaczyć punkt w którym owa zjonizowana otoczka ustąpi i podjąć śledzenie radarem od tego miejsca. W okresie że tak powiem "zjonizowanym" rakieta była śledzona wzrokowo (testy robiono w nocy) i zresztą kolesie od razu się zorientowali w problemie. Z ich stanowiska obserwacyjnego Athena zazwyczaj zaczynała być widziana 45 st. nad północnym horyzontem a tym razem pokazała się prawie w zenicie nad ich głowami. Była śledzona zgodnie z procedurą, aż do Meksyku, tyle że goście nie byli przygotowani na dokładną lokalizację miejsca upadku w tak odległym rejonie. A znalezienie kilkumetrowego krateru na obszarze kilkuset czy kilku tys. km2 zajęło trochę czasu (rakietę odnaleziono 4 sierpnia). Było zresztą trochę szumu potem, procesy o odszkodowania itd. bo meksykański rząd się burzył że nie poinformowano o substancjach radioaktywnych w rakiecie (była tam kapsuła z niewielką ilością kobaltu-57, rzędu gramów czy ułamków grama, stanowiąca część przyrządu pomiarowego). -
Zakazana archeologia
Speedy odpowiedział Inga → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Hej Z wikipedii http://en.wikipedia.org/wiki/Iron_pillar_of_Delhi W skrócie dla nieanglojęzycznych: w dziale Scientific Analyses cytowany jest raport, jaki sporządził pan o skomplikowanym nazwisku, z politechniki w Kanpur. Nie wnikając w całą złożoną chemię zagadnienia, dawni hinduscy kowale, dobierając odpowiednio parametry procesu (m.in. stosując drewno z drzew gatunku bogatego w fosfor) uzyskali żelazo o niskiej zawartości węgla ale wysokiej zawartości fosforu. Dzięki temu pod wpływem tlenu i wilgoci atmosferycznej na powierzchni żelaza wytworzyła się ochronna warstewka fosforanowa zabezpieczająca kolumnę przed dalszą korozją. Doceniam oczywiście kunszt i mistrzostwo starożytnych hinduskich metalurgów, nie ma w tym jednak niczego cudownego ani niezwykłego, nie musieli w tym pomagać kosmici, nie były potrzebne siły nadnaturalne itd. itp. BTW zabezpieczanie metali powłoką fosforanową stosuje się współcześnie dosyć szeroko, chociaż do innych metali (np. normalne stale węglowe i stopowe) i w inny sposób się nakłada powłokę (np. elektrolitycznie). A owi pradawni Hindusi wykombinowali coś takiego, że ta powłoka niejako sama wyrosła w toku procesów powierzchniowej korozji owego żelaza. -
Hej Tzn. takie były założenia konstruktorów. Przy ustawianiu na stanowisku granatnik "poziomowało się" na owe 45 st. (poziomnica była wbudowana w celownik). A następnie donośność regulowało się pokrętłem regulatora gazowego, otwierając w odpowiednim stopniu zawór gazowy między lufą a komorą gazową na lufie i upuszczając większą lub mniejszą część gazów prochowych. Jeżeli masz na myśli jakieś takie akcje typu podłożenie cegły pod dwójnóg dla uzyskania większego kąta to byłoby pewnie możliwe w teorii, natomiast nie bardzo dałoby się wtedy celować - przyrządy nie były do tego przystosowane. Można sobie wyobrazić przeróbkę granatnika, likwidację tego całego układu gazowego i zastosowanie podstawy w postaci dwójnogu o regulowanej wysokości (albo jednonogu elegancko by wtedy wyglądał...).
-
Hej Skoro ktoś już wskrzesił ten wątek z martwych to ja też coś od siebie dodam. Nie podzielam mianowicie tutejszych zachwytów nad granatnikiem wz.36. Za to dochodzi skomplikowany regulator gazowy, który zdecydowanie może się zepsuć. Za sporą niedogodność uważam owo strzelanie przy stałym kącie podniesienia 45 st. W pewnych warunkach może to poważnie utrudnić zajęcie stanowiska ogniowego (np. za murem, wałem, w wąskim okopie itd. - trzeba by się wtedy cofnąć kawałek za ów wał żeby strzelać nad nim a wtedy to on już może tak dobrze nie zasłaniać...) No i mój koronny argument - "ludzie głosują nogami" - takie mini-moździerze powstawały przez cały okres powojenny i współcześnie także i nie przypominam sobie żeby ktokolwiek kiedykolwiek sięgnął po to właśnie rozwiązanie - broń o stałym kącie podniesienia i z donośnością regulowaną ciśnieniem gazów. Najwyraźniej w ocenie większości konstruktorów związane z tym problemy przewyższają spodziewane korzyści.
-
Kaliber Mosina wz.1891
Speedy odpowiedział 4313_1481369817 → temat → Historia sztuki wojennej i broni
Hej Popraw mnie jeśli się mylę, ale czy i Polska nie używała w okresie międzywojennym takich Mosinów, przekonstruowanych na standardowy nabój 7,9x57? -
II WŚ, a nowa broń
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Owszem był!! Napiszę jeszcze raz to samo co w moim wcześniejszym poscie powyżej: oczywiście sam fakt jako taki zainstalowania samolotu na OP to nic niezwykłego, pierwsze takie próby robili Amerykanie i Japończycy już na początku lat 20.; i potem też kilka takich było. Ale wszystko to były lekkie samoloty rozpoznawcze! Miały one za zadanie jedynie rozszerzyć strefę obserwacji OP i ułatwić mu wykrywanie celów. Nie zmieniało to natomiast nic w funkcji samego okrętu podwodnego. Natomiast Sen-Toku to coś całkiem nowego: specjalnie zaprojektowany podwodny okręt lotniczy, uzbrojony w 3 samoloty pokładowe - bombowce torpedowe z prawdziwego zdarzenia - od początku przeznaczony do przeprowadzania ataków powietrznych na odległe cele na dalekim zapleczu wroga. W tym sensie można go uznać za przodka współczesnych okrętów podwodnych - nosicieli broni strategicznej (pocisków manewrujących czy rakiet balistycznych). -
Hej Wydaje mi się, że współcześnie tę rolę spełniają samoloty bezzałogowe, takie jak np. amerykański MQ-1 Predator. Służy on zasadniczo do obserwacji dziennej i nocnej, może też przenosić lekkie uzbrojenie przeciwko celom naziemnym (2 pociski kierowane Hellfire).
-
II WŚ, a nowa broń
Speedy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Nic nie będę poprawiał, niezależnie jakie były zamysły konstruktorów to wyszło mniej więcej na to co napisałeś Natomiast wydaje mi się że tym "przełomem" za jaki uważa się T-34 był w rzeczywistości inny rosyjski czołg tego okresu - KW. - odporność na pociski dział ppanc. 37 mm i polowych 75 mm - niby miał ją i T-34 ale nie w takim stopniu jednak; miał 45 mm pancerz, co prawda mocno pochylony ale za to osłabiony wielkim włazem kierowcy w przedniej płycie. KW miał pancerz 75 mm i nie miał tego wielkiego włazu, jedynie taką klapkę-wizjer o relatywnie małych rozmiarach; - lekki silnik Diesla o dużej mocy - KW miał ten sam silnik, lekko podkręcony. Moc jednostkowa była o wiele mniejsza niż w T-34 z uwagi na większą masę wozu (12,6 vs.19 KM/t) niemniej nadal była to wartość przyzwoita; np. późniejsze IS-y miały jeszcze mniejszą a nikt specjalnie nie narzeka na ich małą moc. - mały nacisk jednostkowy - jak wyżej, większy niż w T-34 (0,77 vs. 0,65 kg/cm2) - uzbrojenie w armatę 76 mm o sensownej balistyce - oba miały taką samą armatę; cięższy i większy KW stwarzał lepsze perspektywy zastosowania w przyszłości mocniejszego uzbrojenia. No i najważniejszy plus KW, 3-osobowa wieża, niezbyt jeszcze dobrze poukładana, z jednym niewielkim włazem i bez wieżyczki obserwacyjnej dowódcy; jednak w kolejnych wersjach uzupełniono te mankamenty. Oczywiście każdy może powiedzieć że i w T-34 zmieniono w końcu armatę na 85-kę i zrobiono 3-osobową wieżę. Jednakże wszystkich problemów to przecież nie usunęło, bo kadłub dalej pozostał stosunkowo cienki i z tym wielkim włazem z przodu. Dokładniej na 3 samoloty - bombowce torpedowe typu Seiran o udźwigu 800 kg. Niemniej faktycznie można tu moim zdaniem mówić o przełomie. Były już wcześniej OP wyposażone w samolot rozpoznawczy, który miał wspomóc je w wykrywaniu celów. Ale w tym przypadku po raz pierwszy zbudowano OP którego przeznaczeniem od początku miało być atakowanie celów na dalekim zapleczu przeciwnika za pomocą pokładowych samolotów bombowych. W tym sensie był on przodkiem współczesnych okrętów podwodnych uzbrojonych w pociski manewrujące - też samoloty tyle że mniejsze i bezzałogowe. -
Kaliber Mosina wz.1891
Speedy odpowiedział 4313_1481369817 → temat → Historia sztuki wojennej i broni
Hej Jako ciekawostkę dodam, że konkurencyjny karabin Leona Naganta miał kaliber 3,5 linii czyli 8,89 mm. Gdyby Rosjanie wybrali ten właśnie nabój, byłby to największy z nowoczesnych naboi małokalibrowych tego okresu. W czasach późniejszych mogłby to mieć interesujące implikacje. Prawdopodobie np. szybko okazało się że nabój jest za mocny do broni indywidualnej i stałoby się to bodźcem do wprowadzenia w broni indywidualnej naboju mniejszej mocy (który dziś nazwalibyśmy pośrednim) z pozostawieniam tego dużego w karabinach maszynowych. W przypadku tych ostatnich duży kaliber umożliwiłby też później wprowadzenie bardziej efektywnych pocisków zapalających czy ppanc.