Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Hej Nie żebym się czepiał, ale w takim razie jak twoim zdaniem pocisk wciskał się w gwint lufy?
-
Hej Tak na szybko, artykuł z Al Jazeera o ucieczkach z NRD (spokojnie, jest po angielsku, nie arabsku) http://english.aljazeera.net/focus/2009/10/200910793416112389.html Zwłaszcza niezwykła jest historia ucieczek braci Bethke, opisana tam pokrótce
-
Człowiek i dinozaur obok siebie?
Speedy odpowiedział Narya → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Hej Ze swej strony pragnę dodać, że R.Thompson i M.Cremo są wyznawcami takiej wedyjskiej religii Gaudija wisznuizm (czy powiedzmy byli, bo Thompson zdaje się zmarł jakoś niedawno). Stworzenie wszystkich gatunków wraz z człowiekiem jednocześnie i na początku świata przez boga-Krisznę jest jednym z dogmatów tej religii. -
Hej Ja wiem, coś w rodzaju B-17, taki rówieśnik powiedzmy. Ale jednak nie taki udany. Po części to nie jego wina, tylko silników, no ale tak to możemy wszelką nieudolność usprawiedliwiać. Ciekawa konstrukcja ale w żadnym razie do kategorii najlepszych się wg mnie nie łapie: - duże siły na sterach, co w połączeniu z powszechnym brakiem autopilota sprawiało potężne trudności w lotach długodystansowych - bardzo proste systemy nawigacyjne i celownicze, niezbyt adekwatne dla samolotu dalekiego zasięgu; znowuż, to nie "wina" TB-7 że w ZSRR nie zrobiono takich systemów radionawigacji jakie mieni Niemcy, UK czy USA, no ale jednak nie było ich - niezbyt mocna konstrukcja; Uszakow ("Lotnicy dalekiego zasięgu") opisuje przypadek rozpadnięcia się samolotu w czasie burzy, to się oczywiście każdemu może zdarzyć, ale skądinąd jest też np. informacja, że po kilkunastu misjach z bombami 5-tonowymi stwierdzono pękanie dźwigarów płata i zaprzestano używania tej bomby - źle zaprojektowana kabina załogi: miejsca pilotów w tandemie (w ciężkim bombowcu powinny być obok siebie), część podzespołów obsługiwana przez technika pokładowego (i to kluczowo ważnych - ustawianie skoku śmigła! ręcznie!!!) nieosiągalna z miejsca radiotelegrafisty będącego w tym samym przedziale - troszkę dziwnie rozwiązane uzbrojenie obronne: dosyć oryginalne stanowiska w gondolach silnikowych, niezbyt chyba jednak wygodne dla zasiadających w nich kolesi (ciekawe czy wielu ogłuchło ) brak dolnego stanowiska chociaż w nocnym bombowcu niespecjalnie jest ono potrzebne powiedzmy (w prototypie zresztą była dolna wieżyczka, tylko nie działała za dobrze i ją potem wywalono). - komora bombowa nie mieściła pełnego udźwigu (4000 kg), a tylko połowę (max 2400 kg w postaci 24 FAB-100). A wspomniany Uszakow pisze zwykle o zabieraniu ładunku 3000-4000 kg. To też trochę łyso z uwagi na pogorszenie osiągów przez podwieszone na zewnątrz bomby. - fatalne i zawodne silniki Diesla (Uszakow wspomina misję na Berlin czy Szczecin, w której pierwszy silnik posypał się jeszcze w drodze do celu - ale że było już blisko a pogodna bardzo dobra, to goście zdecydowali się kontynuować akcję na trzech - w drodze powrotnej zepsuł się kolejny, a już w pobliżu bazy jeszcze jeden. Na jednym silniku TB-7 za bardzo już nie mógł utrzymać wysokości, mimo że już był lekki po wylataniu paliwa, a i chyba też goście wyrzucili wszystko co mogli za burtę, ostatecznie skończyło się przymusowym lądowaniem w polu). Fakt że produkowany był i z innymi silnikami, ale z dieslami całkiem sporo powstało. Brak sensownych turbosprężarek próbowali Rosjanie zrekompensować specjalną instalacją ACN - sprężarką napędzaną przez dodatkowy, 5-ty silnik (850 KM) umieszczony w kadłubie, dostarczającą powietrza do pozostałych 4 silników. Nie jest to za dobre rozwiązanie, i skomplikowane i zawodne (a co będzie jak na dużej wysokości padnie ten silnik od ACN?) i ciężkie (wożenie ze sobą cały czas silnika który potrzebny jest tylko w niektórych fazach lotu) i pożera paliwo. W takiej konfiguracji zbudowali tylko prototypy i 4 czy 5 samolotów seryjnych albo może w ogóle tylko 5 wszystkich, nie pamiętam już, mam jakąś rosyjską monografię Pe-8 ale w domu. A zaraz, pisałem o nim ostatnio na jakimś forum, jak znajdę chwilę czasu to poszukam. W każdym razie samoloty z tym systemem przebudowano potem do klasycznej konfiguracji (bez ACN).
-
Hej Koledze zapewne chodziło o największe działa morskie - lądowych o większym kalibrze niż 460 mm było całkiem sporo. A morskich tylko rozmaite projekty i prototypy. Niemniej zgodzę się z tym, co tu chyba Maciej2 wcześniej gdzieś pisał: japońskie 46-centymetrówki Typ 94 poza ogromnym kalibrem właściwie nie tak wiele sobą reprezentowały. Nie za dużo jest podobnych ciężkich dział do porównania, niemniej nawet w oparciu o zwykłe działa 406 mm można pewne wnioski wyciągnąć. Prędkość początkowa była umiarkowana, 780 m/s (pocisk ppanc. o masie 1461 kg). To nie jest mało, wręcz całkiem przyzwoicie, no i nie ma się co spinać przy takim kalibrze, lepiej zachować dłuższą żywotność lufy. Niemniej ciśnienie Pmax jakie do tego potrzebowali to 3000-3200 atm, raczej sporo jak na taką ogromną potworę, i ta żywotność wcale im wielka nie wyszła taka znowu, 150-250. Dla porównania sztandarowe amerykańskie rajfle, 406 mm Mk.7 (z okrętów t.Iowa) miały zbliżoną prędkość pocz. 762 m/s przy Pmax=2900 atm no i żywotność była rzędu 300 strzałów. Oczywiście mógłby ktoś powiedzieć że lepszym materiałem do porównania byłaby amerykańska eksperymentalna armata 18-calowa L/47 testowana w różnych konfiguracjach od lat 20. do 40. W rówieśniczej że tak powiem konfiguracji z 1941 broń ta wystrzeliwała ulubiony przez USNavy pocisk superciężki o masie 1746 kg z prędkością wyraźnie mniejszą, 732 m/s. Mimo umiarkowanego ciśnienia max. 2720 atm żywotność lufy była tu jeszcze słabsza od "japończyka" bo 125 strzałów - ale też była to armata eksperymentalna i zapewne nikomu specjalnie nie zależało, jakby była produkowana seryjnie toby pewnie się wysilili, zmodyfikowali ładunki, może pochromowali lufę grubiej czy coś tam. Do porównania jest jeszcze brytyjska 18-calówka z czasów I ws, stosowana na tych ciężkich lekkich krążownikach typu Furious a potem na monitorach, eksperymantalna brytyjska 18-calowa armata z okresu międzywojennego i powojenna 18-calówka projektowana w ZSRR. Ale tu już się nie będę wysilał, niech przemówią liczby. Kolejno: broń, masa pocisku ppanc., prędkość początkowa, donośność, przebijalność pancerza, w miarę porównywalne zakresy postaram się dobrać. 460 mm Typ 94 (Japonia) - 1461 kg, 780 m/s, 42030 m (45 st.), 494 mm pancerza burtowego z 20000 m. 457 mm Mk.A (USA) - 1746 kg, 732 m/s, 39730 m (40 st.), 406 mm burty z 27900 m (wcześniej na wzór brytyjski zrobiono lekkiego pepanca o masie 1315 kg i prędkości 823 m/s) 457 mm 18" Mk.I (UK) - 1506 kg, 738 m/s, 37030 m (45 st.), 457 mm z 13720 m (1506 kg ważyły standardowe pociski i te wziąłem do porównania, dla monitorów opracowano cięższy przeciwbetonowy 1633 kg i wspomina się o burzącym o masie 1814 kg, co już się wydaje nieco niewiarygodne, jaki on by musiał być długi??). 457 mm 18" Mk.II (UK) - 1506 kg, 762 m/s, 38405 m (40 st.) (jak wyżej, ponadto w okresie międzywoj. w wyniku pewnych błędów w interpretacji wyników eksperymantów Brytyjczycy sądzili mylnie przez pewien czas, że lepiej wystrzeliwać lżejsze i szybsze pociski bo lepiej przebijają pancerz przy mniejszych kątach uderzenia, wtedy zrobiono i lżejsze pepance, 1287 kg i 823 m/s oraz 1323 kg i 808 m/s) 457 mm proj.(ZSRR) - 1720 kg, ?, 52000 m (?) (to się już wydaje podejrzane, przy takiej donośności prędkość pocz. musiałaby być rzędu 900 m/s, jaka też byłaby żywotność lufy?? choc oczywiście zdolność przebijania byłaby potworna, bez dwóch zdań)
-
Najlepszy granat II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Z nędzy oczywiście. Sól sypali Niemcy pod koniec wojny, jak się im przemysł zawalił. Sztuczka z solą opiera się na tym, że nie szkodzi ona tak bardzo na zdolność nitrozwiązków do detonacji i można z punktu widzenia wrażliwości sypać ją prawie bezkarnie. Może w przypadku TNT który jest mało wrażliwy ma to swoje granice, ale np. w przypadku nitrogliceryny jest taki dynamit co zawiera jej 10% czy mniej, a reszta to sól kuchenna (czy może chlorek potasu, nie pamiętam, ale to praktycznie to samo w danej sytuacji). Należy przy tym pamiętać, że przy fragmentacji naturalnej typowej dla amunicji z II ws liczba, masa i prędkość odłamków to parametry wzajemnie ze sobą konkurujące. Jeśli w jakimś odłamkowym pocisku, granacie itp. zastosujemy materiał wyb. o wielkiej prędkości detonacji, to dostaniemy wielką liczbę bardzo drobnych odłamków (a nawet wręcz może nastąpić sproszkowanie skorupy). Odłamki te będą miały wielką prędkość, tylko co z tego, jak będą tak drobne że ją zaraz wytracą. A jeśli zastosujemy materiał o mniejszej prędkości detonacji, to powstaną większe odłamki, co prawda będzie ich mniej i będą miały mniejszą prędkość ale i wolniej ją wytracą w locie. Więc jak mówię możemy używać zastępczego materiału wyb. o małej prędkości detonacji prawie bezkarnie, bo odłamki wciąż jeszcze będą jako tako skuteczne. Prawie robi tu jednak wielką różnicę. Odłamki owszem jak wyżej, natomiast podmuch eksplozji zostanie osłabiony bardzo poważnie. No i efekt zapalający, przy TNT i tak dosyć znikomy, po takiej ilości soli spadnie praktycznie do zera (albo i poniżej zera granat będzie gasił pożary żartuje oczywiście trochę, ale wiecie o co mi chodzi) -
Hej Warto jednak pamiętać że takie czołgi, o ile w ogóle powstały, to w jednocyfrowej liczbie. I można się od razu zastanowić, jak to dodatkowe obciążenie wpłynęło na właściwości 7TP. To nie jest prawda!! Pz.III we wrześniu 1939 było tylko 98 szt., na ponad 3000 wszystkich czołgów niemieckich. Główny sprzęt wojsk pancernych stanowiły Pz.I (ponad 1400) i Pz.II (ponad 1200).
-
Hej Nie jestem pewien czy takie uogólnianie pojęcia "środka przeciwpancernego" jest uzasadnione. Niemniej oczywiście masz rację, tak jak dawniej tak i dzisiaj, wymienione prze ciebie środki mogą powstrzymać czołg (tylko te rowy itp. muszą być odpowiednio większe ). Zauważ jednak, że w ostateczności możesz zaimprowizować pozycję obronną złożoną tylko z samych dział ppanc. (np. w sytuacji kontrataku jakiegoś, wyjeżdżają jakieś tam niszczyciele czołgów i walą). Natomiast sam rów czy przeszkody betonowe same pozycją obronną nie są; jeśli nie obsadza ich wojsko z bronią ppanc. to właściwie nie są w ogóle istotną przeszkodą. Saperzy są w stanie błyskawicznie utorować przez nie drogę czołgom, wysadzając co trzeba, używając samobieżnych mostów itp. itd. Miałem do tego dopisać jeszcze miny, ale ich rola dzisiaj mocno się zmieniła, dzięki minowaniu narzutowemu mogą być wręcz bronią ofensywną, to już w ogóle szersze zagadnienie. Sorry za offtopa, bo już wybiegłem daleko poza temat czołgów niem./radz. z 1941
-
Hej KAPITANA Jacka Sparrowa
-
Hej Skoro już ktoś wskrzesił ten stary temat, to ja się jeszcze wymądrzę w kwestii balistycznej: Jeśli masz na myśli test przeprowadzony w programie "Pogromcy Mitów" (sprawdzający historię, jak to słynny snajper z USMC C. Hathcock w czasie wojny w Wietnamie także zabił przeciwnika strzałem w lunetę), to przyjęty model eksperymentu obarczony był poważnymi wadami: 1) goście użyli karabinu kal.308 Win. (odpowiednik wojskowej amunicji 7,62x51 czyli 7,62 mm NATO; w dodatku cywilne naboje są z reguły nieco słabsze). Hathcock używał broni kal.30-06 (7,62x63 - to jest mocniejszy nabój niż 7,62 NATO - no i oczywiście używał amunicji wojskowej). 2) jako cel wykorzystane zostały współczesne lunety myśliwskie i sportowe, bardzo długie i zawierające zwykle w środku bardzo skomplikowany układ optyczny z dużą liczbą (nawet do kilkanastu) soczewek. Ofiara Hathcocka, wietnamski snajper z lat 60. uzbrojony był natomiast w rosyjski kb Mosin wz.1891/30 z celownikiem PU - znacznie krótszym i mającym w środku tylko 3 soczewki. Po wprowadzeniu odpowiednich korekt Pogromcy powrócili do tego tematu i wówczas udało im się przestrzelić lunetę i żelatynową głowę "strzelca". A jak to się ma do rozważanej tu sytuacji z II wojny? W użyciu były wówczas karabiny kal. 30-06. Ponadto snajperzy piechoty morskiej używali niekiedy amunicji przeciwpancernej AP M2 uważając że ma lepsze właściwości balistyczne od zwykłej Ball M1 (co prawda w filmie występują żołnierze wojsk lądowych, no ale umówmy się, że powiedzmy nasz bohater też o tym usłyszał i też używał ppanc.-ów). Niemcy mieli na wyposażeniu różne celowniki optyczne, w tym też taki dosyć krótki (bodajże Zf.42?); szeroko wykorzystywali też broń zdobyczną a więc i wspomniany rosyjski Mosin z PU mógł się trafić...
-
Hej Chyba za bardzo naprędce liczyłeś coś ci się pomieszało: 1470 km/h to jest 408 m/s. Przelot 4 km trwałby więc około 10 s, a 6 km około 15 s. W rzeczywistości pewnie te czasy będą nieco dłuższe, pocisk rakietowy rozpędza się na pewnym odcinku, a po wyczerpaniu paliwa wytraca prędkość; a wątpię by miał średnią naddźwiękową jednak.
-
Hej No wiesz, jako taki specjalny argument na specjalne okazje. Na tej samej zasadzie Amerykanie zamierzali zrobić małą partię dział pancernych T28 (T95)- do przełamywania szczególnie umocnionych linii oporu, zwalczania najcięższych czołgów wroga itp. itd. Pomysły na takiego specjalnego dinozaura do wsparcia w specjalnie ciężkich sytuacjach to chyba wszyscy mieli, tylko nie wszyscy doszli do etapu produkcji seryjnej.
-
Hej Wracając zaś do tytułowego AT-15 można się zastanowić, czy takiej klasy PPK: ciężki, o zasięgu 6 km, beam-rider, wystrzeliwany z wyrzutni lądowej - w ogóle ma sens. Amerykanie użytkują z tego co wiem LOSAT w niewielkiej liczbie (około 100 szt.) i dalszą produkcję wstrzymali. I nikt inny już się nawet na tyle nie wysilił. Nie tak wiele jest miejsc, gdzie można do kogoś wystrzelić z 6 km otwartego terenu. A w przypadku takiego systemu kierowania o jakim mowa (wiązką laserową) wyrzutnia i cel muszą się znaleźć na jednej linii. Pół biedy jest z pociskami z półaktywnym samonaprowadzanem laserowym, jak w przypadku Hellfire, tam przynajmniej teoretycznie można sobie wyobrazić, że kto inny podświetla cel a wyrzutnia strzela zza przeszkody terenowej (chociaż to niezbyt praktyczne i naziemny Hellfire wielkiej kariery nie zrobił - o ile wiem używa go tylko Norwegia i to w roli "lekkiej artylerii nadbrzeżnej" a więc w sytuacji gdy cel nie może schować się za żadną przeszkodą i w zasadzie i tak aparatura laserowa jest w sąsiedztwie wyrzutni).
-
Hej Bez przesady nie takie znów słabe - balistycznie odpowiednik mniej więcej tego co w Pz.IV, też wszak budowanym do końca wojny. Niewątpliwie Hetzer był ciekawą konstrukcją. Wcześniej budowano w Niemczech jakby "dwie linie" samobieżnych dział ppanc.: - Lekko opancerzone pojazdy (np. Marder) - na różnych przestarzałych, nietypowych, zdobycznych i zastępczych podwoziach a więc tanie i nie obciążające zbytnio mocy produkcyjnych w zakresie czołgów, ale też z symbolicznym właśnie opancerzeniem chroniącym tylko przed bronią strzelecką i odłamkami, z reguły z armatą w otwartym przedziale - dobrze opancerzone pojazdy na podwoziach czołgowych (np. Jagdpanzer IV) - potężniejsze, z całkowicie opancerzonym przedziałem bojowym i z pancerzem odpornym na pociski art., ale właśnie budowane kosztem czołgów średnich czy ciężkich. No a tu się udało pogodzić jedno z drugim. Hetzer budowany był na podwoziu starego czeskiego czołgu i nie obciążał zbytnio niemieckiego przemysłu, można było go masowo budować tanim kosztem. Ale miał całkowicie opancerzony przedział bojowy a przy tym czołowy pancerz przyzwoitej grubości (60 mm i do tego nieźle pochylony) a więc zapewniający jaką taką odporność na typowe zagrożenia (armaty 76 mm czołgów T-34, 75 mm czołgów Sherman, 76 mm armaty polowe ZiS-3...) z odleglości 1000 m, z której Hetzer sam mógł spokojnie zagrażającego podpalić.
-
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Speedy odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hejka O części "zarzutów" już tu inni pisali, więc nie będę się powtarzał. Tylko jak zwykle dorzucę swoje 3 grosze: W teorii; a jak się okazało w praktyce to rosyjskie czołgi w 1941 nie miały żadnych szans. I już tłumaczę dlaczego: - wszystkie niemieckie czołgi miały radiostacje dobrej jakości. Wiele rosyjskich czołgów zwłaszcza z początku wojny nie miało w ogóle radiostacji, a w tych co miały, były te radia dosyć kiepskie - niemieckie Pz.III i Pz.IV miały 3-osobową załogę wieży, z dowódcą który mógł się skoncentrować na swej głównej pracy czyli dowodzeniu. Rosyjskie T-34 miały wieże 2-osobową, w której dowódca zajmował się rownież obsługą armaty. Był przez to bardziej obciążony obowiązkami. - niemieckie czołgi miały wieżczkę obserwacyjną dowódcy, zapewniającą bardzo szerokie pole widzenia. W pierwszej wersji T-34 nie było takiej wieżyczki, a tylko peryskop odwracalny, przyrząd o znacznie mniejszym polu widzenia i mniej wygodny w użyciu. I to są poważne problemy; bo nawet najfajniejsza armata nic ci nie pomoże jeśli nie dostrzeżesz w porę przeciwnika a on pierwszy cię zobaczy i ostrzela. A bez radia nawet się nie dowiesz skąd ten przeciwnik nadciąga i najpewniej zaskoczy cię od tyłu albo skoordynowanym atakiem z kilku strona naraz. Suworow, jako rosyjski czołgista opiera się na rosyjskiej klasyfikacji wagowej, wg której czołgi o masie do 5 ton to tankietki, od 5 do 20 t - czoŁgi lekkie, od 20 do 40 t - cz. średnie, 40-60 t cz. ciężkie a powyżej 60 t - superciężkie. Wszystko jasne i proste i łatwo nauczyć się tego na pamięć. Tylko sensu to za wielkiego nie ma. Czołgi nie służą do tego, żeby je ważyć. Dużo mądrzejsza jest wg mnie klasyfikacja oparta na przeznaczeniu czołgu. Wg niej czołg średni to ten podstawowy sprzęt jednostek pancernych - jak T-34 na przykład. Czołg ciężki to wóz lepiej opancerzony i uzbrojony od tego średniego, kosztem mniejszej ruchliwości, mający za zadanie wsparcie czołgów średnich na szczególnie ważnych odcinkach frontu. A czołg lekki to przeciwnie, maszyna słabiej opancerzona i uzbrojona od średniego, ale za to o większej ruchliwości, mająca służyć do działań rozpoznawczych, pościgowych, desantowych itp. W tym sensie Pantera była czołgiem średnim, ponieważ nie budowano ją do wspierania jakichś innych czołgów średnich. Przeciwnie, to właśnie ona miała być podstawowym sprzętem jednostek pancernych (to że się tak nie stało wynika z niewydolności niemieckiego przemysłu, a nie z koncepcji taktycznych) i to ją miały wspierać czołgi ciężkie. Z tak kategorycznym sądem bym się nie zgodził. Owszem 7,5cm KwK 42 ustępuje rosyjskiej armacie 85 mm pod względem pocisku odłamkowo-burzącego, który z uwagi na mniejszy kaliber jest znacznie lżejszy (5,7 kg v. 9,5 kg). Pod względem ładunku wybuchowego różnica nie jest już taka duża (0,65 kg vs.0,78 kg m.w.) ale nadal na korzyść amunicji rosyjskiej. Pod względem natomiast zdolności przebijania pancerza 85-ka wypada blado z uwagi na pociski o dosyć prostej konstrukcji. Zdolność przebijania 7,5 cm KwK 42 jest gdzieś na poziomie rosyjskiej armaty 100 mm D-10 w przybliżeniu. EDIT mały, w związku z tym pociskiem odłamkowym 85 mm; właśnie się doczytałem że pocisk O-365 z czasów II wojny zawierał 0,66 kg m.w. czyli właściwie tyle samo co niemiecki 75 mm od KwK 42. Te 0,78 kg to dane dla amunicji z okresu powojennego. Natomiast trudniej byłą ją przebić. Przednia płyta kadłuba miała grubość 80 mm i nachylona była pod znacznym kątem. Przód T-34-85 także był mocno nachylony, miał jednak grubość zaledwie 45 mm co jak na rok 1944 było wartością bardzo bardzo słabą. W dodatku osłabiał go wycięty w nim wielki właz kierowcy. To nie jest do końca prawda. Właśnie w T-34 pancerz z reguły zahartowany był do bardzo dużej twardości, co z jednej strony czyniło go odporniejszym, z drugiej jednak wprowadzało skłonność do rozległego spękania i generowania licznych niebezpiecznych odłamków przy trafieniu. Pancerze niemieckie zaczęły się "psuć" pod koniec wojny, gdy brak pewnych komponentów do stali stopowych spowodował to co napisałeś, skłonność do pękania. Wcześniej jednak nie było z nimi tak źle. Pod omawianym względem najlepszy był ponoć pancerz w amerykańskich Shermanach, nie dający niemal odprysków i o małej skłonności do pękania. -
Hej Bardzo ciekawe zestawienie! Ale są w nim tylko okręty wojenne. Czy radzieckie ścigacze torpedowe nie zatopiły żadnych transportowców? Bo tak jak wcześniej wspomniałeś o tym się najczęściej informacje spotyka. A jeszcze mam drobną uwagę: Nie wchodząc już w szczegóły, "Flotten Torpedoboot" to po prostu niszczyciel. Niemcy mieli takie zboczenie, te małe niszczyciele typu Moewe i podobnych określali jako torpedowce właśnie, a tylko duże były "Zerstoerer". Zresztą nie tylko Niemcy, u Rosjan w ogóle wszystkie niszczyciele nazywały się "torpedowce eskadrowe" (eskadrionnyje minonoscy). No i "mały" to właściwie pojęcie względne. Rosyjskie Nowiki czy brytyjskie Hunty mniej więcej podobnej wielkości co te Moewe, powszechnie uważa się za niszczyciele, nie żadne torpedowce, floty czy czego innego. I moim zdaniem lepiej podawać do porównania wyporność standardową (w przypadku tego typu, do którego należał T 31 były to 1294 t), a nie pełną. Standardowa to okręt w pełni wyposażony i uzbrojony lecz bez paliwa i bez tzw. rezerwy wody kotłowej; pełna to okręt z tym wszystkim, bez czego była standardowa. Lepiej dlatego, że standardowa to czysto umowny parametr, wymyślony właśnie do porównywania, a pełna to konkretna wielkość, która w rzeczywistości może być zupełnie inna (bo np. okręt był długo w misji i zużył większość paliwa). Przyznać trzeba, że miał gość szczęście. Niszczyciele najczęściej tonęły po zaliczeniu torpedy, zwłaszcza takiej pełnowymiarowej. Z 34 został odholowany do Świnoujścia, a później bodajże do Kilonii (po drodze był jeszcze atakowany przez samoloty Floty Bałtyckiej, lecz bez skutku) gdzie po wojnie wpadł w ręce Amerykanów. Z uwagi na uszkodzenia nie nadawał się jednak do żadnych testów i wkrótce został samozatopiony u wybrzeży Jutlandii. Zainteresowanie Amerykanów wynikało z tego, że Z 34 należał do typu 1936A(Mob) potocznie określanego jako "Narvik". Narviki były dosyć duże jak na niszczyciele tamtych czasów (2660 t std.) i z nietypowo ciężką jak na niszczyciel artylerią w postaci 4-5 dział 150 mm. W praktyce pomysł nie sprawdził się zbytnio z uwagi na zbyt małą szybkostrzelność tak ciężkich armat; no ale w każdym razie był ciekawy i stąd zainteresowanie aliantów, których floty testowały sobie po wojnie Narviki przez kilka lat (także Rosjanie, a konkretnie Flota Bałtycka - Z 33 jako Prowornyj)
-
Hej No widzisz. Ja nie "siedzę" w zagadnieniach strategii I ws, to nie jest jakiś główny temat moich zainteresowań. Jeśli było tak jak mówisz, tzn. jeśli operacja nie miała na celu definitywnego zatrzymania Niemców lecz tylko działania opóźniające, jeśli Brytyjczycy celowo zaangażowali "za małe" siły bo chodziło tylko o zyskanie na czasie by się inni wycofali w porządku,jeśli głównym celem Niemców było rozbicie zgrupowania brytyjskiego a nie tylko zyskanie paru kolejnych km terenu, co w praktyce niewiele znaczyło - to można by mówić o wygranej Brytyjczyków, bo to oni zrealizowali swój plan.
-
Hej To prawda. Dlatego ja lansuję tutaj takie podejście, że wygrywa ten, kto osiągnął swój cel, jaki wyznaczył sobie przed bitwą. Kto nie zrealizował swego celu- przegrywa. Celem Brytyjczyków było powstrzymanie natarcia niemieciej 1.Armii na linii opartej o kanał Mons-Conde. Cel Niemców, jak to często bywa na wojnie, był symetryczny do brytyjskiego, tzn: nie dopuścić do realizacji celu przeciwnika, czyli w tym wypadku przekroczyć linie obronne wroga i odepchnąć jego wojska. Brytyjczycy swego celu nie osiągnęli bo musieli się wycofać, a Niemcy - tak, bo zepchnęli brytyjskie wojska znad owego kanału. Wniosek: Niemcy wygrali.
-
Hejka To akurat jest skutkiem tego, że Ameryka jest państwem prawa i każdy może każdego pozwać o odszkodowanie, często wielomilionowe. Aby uniknąć kosztów procesu, choćby i wygranego, lepiej zawczasu dawać na wszystkim absurdalne ostrzeżenia jako tzw. "dupochron". Nie zgadzam się też kompletnie z tym, co piszesz dalej o instrukcjach obsługi dla debili. Owszem moim zdaniem dobra instrukcja do każdego urządzenia to właśnie instrukcja napisana tak, by ją kompletny debil był w stanie zrozumieć. Bo jak człowiek przeciętnie mądry przeczyta taką instrukcję dla debili to się co najwyżej uśmiechnie z politowaniem. Ale gdyby kompletny debil przeczytał instrukcję napisaną dla przeciętnie mądrego człowieka toby z niej nic nie zrozumiał i w efekcie uruchamiając dane urządzenie mógłby wyrządzić krzywdę sobie lub innym. A co do zaniku umiejętności czytania, to moim zdaniem nam nie grozi. Najważniejsze dziś medium, jakim jest internet, wręcz wymaga od użytkownika umiejętności czytania, by swobodnie poruszać się po stronach www.
-
Hej Tym się zajmuje balistyka zewnętrzna Jeśli interesują cię konkretne metody obliczeniowe, wzory itp. to lepiej będzie jak poszukasz sobie jakiegoś podręcznika np. J.Szapiro "Balistyka zewnętrzna" wyd.MON 1956. Tak najogólniej, do każdego modelu działa są policzone już zawczasu tablice balistyczne, pokazujące jaka będzie donośność przy danym rodzaju amunicji, ładunku miotającym, kącie podniesienia. Znając współrzędne punktu gdzie są nasze działa i współrzędne celu możemy sobie więc policzyć, jak mamy te działa poustawiać, żeby było dobrze. Są metody pozwalające na wprowadzenie poprawek stosownie do temperatury powietrza, siły i kierunku wiatru i innych jeszcze zmiennych. Więc jak to sobie starannie wszystko wyliczymy to możemy się pokusić o ostrzelanie celu bez jego widoczności. Jeśli cel jest duży i strzelamy z wielu dział to może nawet uda nam się trafić. Nie będzie to jednak ostrzał tak dokładny, jak byłby, gdybyśmy prócz tych wszystkich obliczeń mieli jeszcze obserwatora widzącego cel.
-
Hej Nie bardzo cię rozumiem. Skoro wiesz, że cel się pojawił, to znaczy że ktoś go zaobserwował i cię o tym poinformował, może więc też pokierować ogniem artylerii. Jeśli masz na myśli taką sytuację, że strzelamy bez obserwacji, do punktu o określonych współrzędnych na mapie, to oczywiście takie rzeczy też robiono. Dotyczyło to oczywiście raczej celów powierzchniowych i raczej o znacznych rozmiarach, np. przy oblężeniach miast czy ostrzale jakichś rozbudowanych pozycji obronnych. Ale nie tylko. Ogień kontrbateryjny o którym dalej piszesz też czasem wykonywano w taki sposób. Tak. Wówczas dostępne było tylko namierzanie akustyczne. Wystrzał z działa jest dość głośny i łatwo słyszalny z kilku kilometrów. Możemy sobie więc wyobrazić urządzenie obejmujące układ kilku oddalonych od siebie mikrofonów o znanym położeniu i rejestrator z jakimś zegarem. Z różnicy czasu pomiędzy zarajestrowaniem przez każdy z nich wystrzału, znając oczywiście prędkość dźwięku, można wyliczyć położnemie punktu, gdzie ów strzał miał miejsce. Sztuczkę tę wymyślono podczas I wojny światowej i dość szeroko stosowano we wszystkich późniejszych konfliktach. Chociaż obecnie wyparły ją radary artyleryjskie, to jako pomocniczy system znajduje zastosowanie nawet dziś (jest to poza tym system całkowicie pasywny, a radar można wszak namierzyć i zaatakować czy zakłócić). Namierzanie akustyczne też oczywiście mialo swoje wady. Najlepiej działało w otwartym równinnym terenie; jeśli występowały w okolicy jakieś wzgórza, lasy, zbiorniki wodne, zabudowa miejska, to dźwięk odbijał się czasem w sposób trudny do określenia i namiary były mało dokładne. Także gdy strzelało naraz wiele dział z oddalonych od siebie pozycji, namierzanie akustyczne niezbyt się sprawdzało. Czasem celowo stosowano zagłuszanie; np. gdy w 1918 niemiecka Lange Bertha ostrzeliwała Paryż, to zwykle jednocześnie z nią strzelało kilka rozmieszczonych w pobliżu baterii haubic polowych, ostrzeliwując jakieś pobliskie cele taktyczne na linii frontu. Miało to właśnie na celu utrudnić jej lokalizację akustyczną. Coś podobnego do tego co napisałeś o Żukrowskim znalazłem kiedyś we wspomnieniach jakiegoś Rosjanina, który w czase oblężenia Leningradu obsługiwał taki namiernik akustyczny. Pewnego razu kolesie namierzyli ciężką baterię niemiecką w punkcie na środku jakiegoś bagna czy jeziorka, w bezdrożnym podmokłym terenie. Zakładając, że jest to błędny namiar, wywołany odbijaniem się dźwięku od ściany lasu, probowali ostrzelać brzeg jeziorka czy inne punkty, gdzie ich zdaniem mogły być te niemieckie stanowiska. Nie przynosiło to jednak skutku. Dopiero po wycofaniu się Niemców z tego rejonu odkryli, że namiary były prawidłowe: na owym bagnistym półwyspie wybudowany został system dróg i pomostów z drewnianych bali, umożliwiających ustawienie ciężkich dział.
-
Nie wiem jak bardzo szczegółowej odpowiedzi oczekujesz. Generalnie korzystano z usług obserwatora artyleryjskiego, kolesia z telefonem lub radiostacją ulokowanego w miejscu skąd mógł obserwować cel i punkt upadku pocisków (mógł to być też np. samolot obserwacyjny) i informować artylerzystów czy ich pociski padają np. zbyt blisko, czy zbyt daleko czy za bardzo w lewo itd. Na podstawie tych informacji korygowali sobie oni odpowiednio ustawienia dział.
-
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Speedy odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej A i owszem, gdyż w ówczesnej postaci w zasadzie nie nadawał się do użytku. W I półroczu 1940 z wyprodukowanych chyba 115 czy 150 egz. armia nie odebrała żadnego - wszystkie wróciły do poprawki. Oliwy do ognia dodały przeprowadzone latem 1940 próby porównawcze z zakupionym w Niemczech Pz.III Ausf.G i jako porównaniem BT-7M (z silnikiem W-2 czyli takim jak w T-34). Okazało się że z tych wozów w zasadzie T-34 wypada najsłabiej. Zaczęto więc opracowywać mowy model T-34M - wbrew nazwie sugerującej modyfikację, był to w zasadzie nowy czołg, z zawieszeniem na wałkach skrętnych, 3-osobową wieżą i innymi jeszcze zmianami. Wiosną 1941 była nawet propozycja (marsz. Kulika z GAU) żeby w ogóle wstrzymać produkcję T-34 póki -34M nie będzie gotowy, a tymczasowo zrobić jeszcze trochę BT-7M. Ostatecznie jednak do tego nie doszło, a gdy już wybuchła wojna to oczywiście nie było takiej możliwości. Zgadza się. Trzeba jednak pamiętać, że T-34/85 był tak lekki dzięki dość cienkiemu pancerzowi. Przód kadłuba miał nadal 45 mm, co w roku 1944 bylo uczciwie mówiąc wynikiem bardzo słabym. Przód wieży miał 75 mm. Dla porównania Pantera miała w tych punktach odpowiednio 80 i 100 mm. -
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Speedy odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Co do pancerza, to bym się jednak nie zgodził. Czołowy pancerz kadłuba T-34 miał grubość 45 mm. Był korzystnie nachylony co zwiększało jego odporność, lecz z drugiej strony był osłabiony przez duży właz kierowcy, umieszczony właśnie w czołowej płycie. Dla porównania popularne czołgi niemieckie: Panzer III Ausf.H produkowany od października 1940 miał pancerz czołowy grubości 60 mm (30 mm + 30 mm ekran). W Ausf.J (marzec 1941) pancerz czołowy pogrubiono do 77 mm (jednolity). Panzer IV Ausf.D od początku 1940 miał z przodu kadłuba 50 mm (30 mm + 20 mm ekran). Ausf.E (od września 1940) miał 60 mm (30 mm + 30 mm ekran). Ausf.F (od kwietnia 1941) miał również 60 mm (jednolity). Trudno powiedzieć. A czy Pantera była twoim zdaniem za ciężka? Moim zdaniem nie, moc jednostkowa i nacisk jednostkowy są w niej na poziomie T-34/85, który nie uchodził przecież za jakiś okropnie ociężały i niemrawy. -
Hej To generalnie nie jest prawda. W czasie II wojny mieli owszem Niemcy takie silniki Jumo 205, 206, 207, 208. Z uwagi jednak na problemy z niezawodnością , szczególnie przy gwałtownych zmianach mocy (a wszak w samolocie bojowym gwałtowne manewry są na porządku dziennym) wykorzystywano je w generalnie "mniej ważnych" samolotach, przede wszystkim rozmaitych łodziach latających, oraz w niektórych wersjach Ju 86. Wszystkich razem wyprodukowano może 1000.