Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Archer generalnie był źle zaprojektowany, nawet nie ze względu na strzelanie do tyłu, ale i na to że do strzelania kierowca musiał wysiąść z wozu, bo strefa odrzutu armaty zawadzała o jego miejsce. Ogólnie widać, że konstruktor nie miał "drygu" do takich rzeczy. Może to brak doświadczenia w stawianiu wielkich armat na małych podwoziach? Założę się że Niemcy spokojnie upakowaliby tam armatę skierowaną do przodu (i to 88 mm zapewne ) A co do tych rakiet to powiedzmy z tym kierunkiem nie jest już taki problem. Po pierwsze tego się nie używa do walki z bliska, ale na dziesiątki kilometrów. Więc powiedzmy te dodatkowe 30 s na wykonanie zwrotu przed odpaleniem nie robiło chyba dramatycznej różnicy. Po drugie można by też oprogramować sam pocisk, by po starcie zmienił kurs na właściwy, i wystrzelić go w dowolną stronę. Akurat w tym konkretnym przypadku, wielki rosyjski Styx (P-15) z napędem rakietowym zapewne straciłby jednak sporo energii na taki zwrot i odbiłoby się to na zasięgu, który i tak nie był w jego przypadku bardzo duży (40 km). Ale już w ulepszonym P-15M (zasięg 80 km) pewnie nie byłoby to specjalnie istotną kwestią...
  2. W zasadzie niemal wszystkie brytyjskie ręczne granaty przeciwpancerne były dosyć dziwacznymi i oryginalnymi wynalazkami: - No.73 Thermos (zwany też Woolworth bomb) - ten jeszcze w miarę normalny, 1,5-kg cylindryczna laska dynamitu skalnego opakowana w cienkościenną blaszaną skorupę i zaopatrzona w super-wrażliwy bezkierunkowy zapalnik uderzeniowy No.247 - No.74 Sticky bomb (inaczej S.T. grenade) wspomniany już przez przedmówcę; granat miał głowicę bojową w postaci szklanej kuli wypełnionej żelatyną wybuchową (Nobel 823), obszytej tkaniną i powleczonej grubą warstwą samoprzylepnej masy klejowej. uzbrojony był w klasyczny dla granatów zapalnik czasowy z zawleczką i łyżką i należało rzucać go tak, by przykleił się do kadłuba atakowanego pojazdu, po czym po kilku sekundach następował wybuch. - No.75 Hawkins - kolejny dziwoląg, niezwykły granat-mina, uzbrojony w chemiczny zapalnik naciskowy. Należało rzucać go tak, by dostał się pod gąsienice czy koła atakowanego pojazdu i został przezeń najechany, co powodowało wybuch. Ten zrobił chyba największą z nich wszystkich karierę, pozostając na uzbrojeniu aż do 1955 r. Skopiowali go także Amerykanie, jako lekką minę przeciwczołgową M7. Z tym że jednak u nich służył właśnie raczej w roli miny. Po wycofaniu ze służby w USA znaczne liczby min M7 odkupiło wiele krajów Trzeciego Świata, afrykańskich i azjatyckich. Wariant amerykański był nieco większy i cięższy od brytyjskiego oryginału, zawierał też silniejszy ładunek wybuchowy. Początkowo miał podobne do brytyjskich zapalniki chemiczne, później zastąpiono je bardziej rozsądnym zapalnikiem mechanicznym. - No.76 A.W.bomb (zwany też SIP) - butelka z benzyną, także wspomniana już przez przedmówcę. Właściwie może to już nie taki dziwoląg, "koktajle Mołotowa" w różnej formie były na uzbrojeniu w wielu krajach, temu można zapisać na plus dość zaawansowaną mieszankę na bazie benzenu, z dodatkiem fosforu czy siarczku fosforu (samozapłon) i zagęszczoną kauczukiem. - No.82 Gammon - kolejny dziwny wynalazek, granat w formie brezentowego woreczka, mającego z jednej strony wszytą blaszaną wstawkę z gniazdem zapalnika (wspomniany już tu wcześniej uderzeniowy No.247) , a z drugiej otwór obszyty ściągaczem ze sznurkiem. Do woreczka należało włożyć odpowiednią ilość plastycznego materiału wybuchowego C-2 (maksymalnie mieściły się ok. 2 funty czyli 0,9 kg) zaciągnąć i zasznurować ściągacz i gotowe.
  3. II WŚ - ciekawostki

    Owszem, ale w swoim tekście zaznaczyłem wyraźnie że Morozow był (prawdopodobnie) najstarszym kombatantem regularnej armii. Wasyli Tałasz był zaś członkiem oddziału partyzanckiego.
  4. II WŚ - ciekawostki

    Ostatnio natrafiłem przypadkiem na informację o bardzo ciekawej postaci. Rosyjski uczony Nikołaj Aleksandrowicz Morozow, człowiek o niezwykle bogatym życiorysie, był prawdopodobnie najstarszym udokumentowanym kombatantem regularnej armii II wojny światowej, a może i w ogóle (biorąc pod uwagę czasy nazwijmy to nowoczesne, gdy prowadzono wiarygodną ewidencję dat urodzenia). N.A.Morozow urodził się w 1854 r. Jeszcze jako gimnazjalista związał się z rewolucyjnym ruchem "narodników" dążących w skrócie do "przebudzenia" rosyjskiego ludu i wzniecenia w nim idei rewolucyjnych. Był jednym z założycieli organizacji terrorystycznej Narodnaja Wola. Za udział w przygotowywaniu zamachu na cara był ścigany i musiał uciekać za granicę. Przy próbie nielegalnego powrotu do Rosji w 1881 został aresztowany. Skazano go na dożywotnie więzienie. Wyrok odbywał w Twierdzy Pietropawłowskiej, potem w Szlisselburgu. W więzieniu poświęcił się samokształceniu i pracy naukowej. Sprowadzał sobie książki i czasopisma. Nauczył się 11 obcych języków. Napisał szereg prac z dziedziny fizyki, chemii, matematyki, biologii, aeronautyki, ekonomii, historii i in., a także wspomnienia, wiersze, opowiadania fantastyczne... łącznie 26 tomów rękopisów (!!) W ramach amnestii 1905 został zwolniony z więzienia (był jeszcze potem kilka razy skazywany na krótsze już wyroki, łącznie spędził w "tiurmie" ok. 30 lat). Został członkiem rosyjskiego towarzystwa naukowego ROLM, a także loży masońskiej . W latach rewolucji cieszył się szacunkiem wszystkich ugrupowań, jako jeden z ostatnich żyjących "narodowolców". Działalność polityczną jednak zarzucił na rzecz naukowej. Od 1918 do końca życia był dyrektorem Instytutu Nauk Ścisłych im. P.F.Lesgrafta (Естественно-научный институт имени П. Ф. Лесгафта). zajmował się tam m in. zagadnieniami aeronautyki, opracował prototypy skafandrów ciśnieniowych do lotów na dużych wysokościach. W 1932 został członkiem Akademii Nauk ZSRR. W 1939 zorganizował stację badań geofizycznych w miejscowości Borok, skąd pochodził. Pod koniec lat 30. a więc dobrze już po 80-ce Morozow zapisał się na kursy organizowane przez paramilitarną organizację OSOWIACHIM. Ukończył z wyróżnieniem kurs strzelca wyborowego. Gdy wybuchła wojna z Niemcami Morozow znajdował się w Leningradzie. Od początku oblężenia "bombardował" komendanturę miast apetycjami i prośbami o skierowanie go na front, którym konsekwentnie odmawiano. W końcu wziął się na sposób i napisał, że właśnie opracował nowy model celownika optycznego do karabinu i prosi o możliwość przetestowania go w warunkach polowych. Dostał zgodę na 30 dni ochotniczej służby i skierowano go do batalionu walczącego na froncie wołchowskim, gdzie zgłoszono zapotrzebowanie na snajpera. Dowódca batalionu był nieco zszokowany, że dostał 87-letniego dziadka Morozow jednak spokojnie wyjaśnił że nie domaga się żadnego specjalnego traktowania i że zna się na swojej robocie. Znalazł sobie zamaskowane stanowisko i po kilku godzinach wypatrzył i zastrzelił niemieckiego oficera. Dziadek okazał się dość efektywny i w trakcie swojej 30-dniowej "delegacji" zlikwidował około 10 hitlerowców. Potem jednak mimo wszelkich protestów odesłano go na tyły i na front już nie wrócił. W 1944 odznaczono go medalem za obronę Leningradu oraz orderem Lenina. Morozow doczekał końca wojny, zmarł latem 1946 r. Link: Nkołaj Aleksandrowicz Morozow
  5. Zastanawiam się czy do tej kategorii nie kwalifikowałaby się po części Bitwa Warszawska 1920. Główną przyczyną rosyjskiej klęski było pozostawienie bardzo słabej ochrony lewego skrzydła zgrupowania idącego na Warszawę. Polacy dysponując danymi wywiadowczymi zdali sobie z tego sprawę i właśnie na to słabe skrzydło wyprowadzili potężne kontruderzenie znad Wieprza, które zagroziło Rosjanom okrążeniem i zmusiło ich do pośpiesznego odwrotu.
  6. Prototypy broni pancernej

    Widzisz, a ja w to właśnie wątpię. Nie uda się tego zrobić skrycie moim zdaniem. I nieporównanie szybciej przyjdzie zmienić kierunek w opisanej sytuacji mając jakiś pojazd i w dodatku opancerzony, choćby lekko, niż ręcznie, w sytuacji zagrożenia ostrzałem lub pod ostrzałem. Ale kiedy - nie zastąpiły? Podczas II wojny na przeszkodzie stały koszty i obciążenie przemysłu bieżącą produkcją wojenną. Po II wojnie w zamożniejszych armiach (USA, Wlk.Brytania) holowane pepance zniknęły w ciągu dosłownie paru lat (4- 5 powiedzmy). W ZSRR i u jego sojuszników faktycznie zostały dłużej. Aaa słuszna uwaga. Miałem na myśli to, że 1- wieżowe 7TP stanowiły większość wyprodukowanych czołgów tego typu (7TP). Oczywiście jeśli liczyć wszystkie polskie czołgi wraz z tankietkami, to 1-wieżowe 7TP absolutnie stanowiły wśród nich większości.
  7. Prototypy broni pancernej

    No i porównaj sobie te dwie sytuacje. Co będzie łatwiej i szybciej zrobić, wyciągać i przestawiać 380 kg siłami obsługi, czy wykonać prościutki manewr pojazdem mechanicznym? Nooo... większość. Najprawdopodobniej zbudowano 25 czołgów dwuwieżowych i około 110 jednowieżowych. Część dwuwieżowych przerobiono potem na jednowieżowe.
  8. Artyleria

    Były jak były, ale powiedzmy gdzieś mniej więcej w tym okresie (koniec lat 30., przełom 30./40.) zaczęły się pierwsze wdrożenia takich rzeczy na uzbrojenie.
  9. Artyleria

    Aha, dzięki za wyjaśnienie kwestii rurowej
  10. Artyleria

    Oczywiście był to przeciwpancerny pocisk kumulacyjny. Przy prostopadłym uderzeniu przebijał pancerz stalowy grubości 3,15" (8 cm) lub żelbetowy grubości 9" (23 cm); w tym ostatnim wybijał przy tym dziurę o średnicy 2' (61 cm). Dane za D.M Clarke Arming the British Home Guard, 1940-1944. Cranfield University 2010 I mała uwaga co do kalibru tego "Ordnance Smooth Bore 3 inch" (OSB). Literalnie 3" to owszem w przeliczeniu 76 mm. Nie znam się za bardzo na wodociągach, instalacjach, hydraulice itp. ale wiem skądinąd, że z jakichś nieznanych mi powodów średnica wewnętrzna 3-calowej rury wodnej czy gazowej wynosi w rzeczywistości 81 mm. Stąd wziął się najpopularniejszy kaliber współczesnych moździerzy, wynalazca tej broni (1916, W. Stokes) był przedsiębiorcą z branży wodociągowej i do takich rur miał dostęp. Z opisów OSB wynika, że można było strzelać z tego również odpowiednio dostosowanymi pociskami moździerzowymi (miały dodatkowy ładunek miotający w blaszanej łusce w kształcie spłaszczonego walca, mocowanej za usterzeniem). Tak więc prawdopodobnie kaliber OSB to 3 cale "wodociągowe" czyli 81 mm.
  11. Prototypy broni pancernej

    Nie tyle może zastąpić, co raczej uzupełnić - taki ruchomy odwód ppanc. Druga strona medalu jest taka, że owo maskowanie działa tylko do pierwszego strzału - potem płomień wylotowy i dym raczej je niweczą. No i trzeba pamiętać, że w obronie nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Jeśli czołgi przeciwnika wyjadą z innego kierunku albo jeśli będzie ich za dużo, holowane armaty ppanc. będą stracone - zapewne pod ostrzałem nie da się ich przemieścić ani wycofać. Dla dział samobieżnych zaś to żaden problem. Ale to nie w tym miejscu i czasie. To późniejsza amerykańska koncepcja niszczyciela czołgów. W Polsce raczej takich pomysłów nie było. I zresztą co to za wsparcie niby miałoby być, dla czołgów z armatą 37 mm działo samobieżne z taką samą armatą 37 mm.
  12. Lotnicze działka i karabiny maszynowe

    Właśnie nie, najwyraźniej nie był taki duży. Zespół ruchomy cofał się bowiem po strzale na dość znacznym odcinku, ok. 75 cm. Przyjmując parametry balistyczne podane na stronce Naval Weapons, dość umiarkowane (masa poc. 2,72 kg, prędkość pocz. 655 m/s) siła odrzutu wyszła mi 1400 kG. To jest porównywalne ze współczesnymi szybkimi działkami 20 mm (Vulcan i takie tam). Z raportu, o którym wcześniej wspomniałem wynika że niespecjalnie. Nie podano niestety jak konkretnie ta celność wyglądała w liczbach. Pada tylko taka ogólna konkluzja, że chociaż odrzut był odczuwalny, to pilot nie miał większych problemów z utrzymaniem celowania. Strzelania prowadzono z płytkiego nurkowania pod kątem 15°÷35° przy prędkości 260 ÷ 300 mph (418 - 483 km/h). Wysokość rozpoczęcia manewru wynosiła 2000 ÷ 4000 ft (610 - 1220 m). W czasie ataków strzelano seriami różnej długości, od pojedynczych strzałów do serii 6-8-strz.
  13. Lotnicze działka i karabiny maszynowe

    Molinsy instalowane były też na ścigaczach torpedowych i artyleryjskich. Np. polski ścigacz S-7 toto miał. Kojarzę z jakiejś książki chyba Chinna o broni automatycznej raport USAAF w którym porównywano Molinsa z testowaną podówczas 75 mm ręcznie ładowaną armatą T... ileś tam, późniejsza M4 stosowana w B-25. Konkluzja była taka, że mimo mniejszego kalibru 6-funtówka jest bardziej efektywna z uwagi na szybkostrzelność i trzeba pomyśleć nad opracowaniem systemu automatycznego ładowania do 75-ki. Co zresztą zrobiono, powstała taka armata (T15), ale na uzbrojenie już do końca wojny nie weszła.
  14. Prototypy broni pancernej

    Powiedziałbym że TKS-D pod jednym i drugim względem (pokonywania przeszkód i osłony pancernej) znakomicie przewyższał armatę ppanc. 37 mm holowaną przez zaprzęg konny lub samochód terenowy - a to ich miejsce miałby ewentualnie zająć.
  15. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    A tak, faktycznie. Może pomyliłem wystawy, albo bezkrytycznie odpisałem od kogos kto pomylił.
  16. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Aaa... przyznam, że mnie zaskoczyłeś. Jakoś nie wiedziałem, że gościł kiedyś u nas. Ale faktycznie znalazłem sobie w necie jakąś informację: 17.VI.1971 w drodze powrotnej z salonu lotniczego Farnborough Tu-144 lądował w Warszawie z powodu jakichś problemów technicznych. Przy okazji można było go oglądać na Okęciu. Ja niestety nie mieszkałem jeszcze wtedy w Warszawie, a w ogóle miałem 4 lata ale to akurat nie szkodzi, mój tata był też po trosze fanem takich rzeczy i na pewno pojechałby go zobaczyć i zabrałby mnie ze sobą.
  17. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Faktycznie - może powinienem napisać "normalnej eksploatacji" albo coś w tym rodzaju. Tu-144 latały z pasażerami tylko przez parę miesięcy (1.XI.1977 - 1.VI.1978) na trasie Moskwa - Ałma-Ata (w Kazachstanie). Łącznie wykonały 55 lotów pasażerskich. I jak sobie patrzyłem na rosyjskich forach, ludzie którzy nim latali, wspominali że bardzo często loty były odwoływane i podstawiano jakiś normalny samolot. Wynikało to nie tylko z awarii technicznych maszyny, ale też z jej ogólnych cech użytkowych. Tu-144 wymagał do normalnej eksploatacji lotnisk ze stosunkowo długimi pasami. Zarazem zasięg miał nie tak wielki jak planowano. I przy pewnych, jak to określić, konfiguracjach meteorologicznych na trasie lotu mogła wyjść taka sytuacja, ze gdyby samolot nie mógł lądować na lotnisku docelowym to nie byłoby dla niego lotniska zapasowego. Dla porównania Concorde British Airways wykonały ponad 50.000 lotów pasażerskich. Dla Air France nie znalazłem takich danych na szybko, ale jako że było ich tyle samo, zapewne wylatały mniej więcej tyle samo, a jeszcze były loty czarterowe, więc można chyba przyjąć że wykonały zapewne ponad 100.000 lotów. EDIT: znalazłem na jakimś forum dokładne liczny - jednak było mniej niż 100 tys. lotow: Concorde na Tapatalku W skrócie, jeden z dyskutantów podał tam dokładne liczby lotów Concorde: 52.071 w BA i 31.912 w AF co daje razem 83.983 loty.
  18. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Aerospatiale/BAC Concorde - jeden z najsłynniejszych samolotów pasażerskich, jedyny naddźwiękowy "pasażer" jaki dotychczas doczekał się eksploatacji. Używany był w latach 1976 - 2003 przez British Airways i Air France. Miałem przyjemność widzieć go na własne oczy w Warszawie w 1987.
  19. Ogólna polska nazwa to ładunek wydłużony. Po angielsku nazwa ogólna to line charge, z tym że te patenty wymyślone na początku ub. wieku zwykle nazywane są Bangalore Torpedo, a line charge to raczej te współczesne rozwiązania. Owe "torpedy" wynaleziono w Bangalore w Indiach w 1912 r. w brytyjskim pułku saperów, który tam właśnie stacjonował. Składały się one z szeregu rur (początkowo bambusowych, później z metalu lub z tworzyw szt.) wypełnionych materiałem wybuchowym i zaopatrzonych w końcówki - kołnierze, umożliwiające łączenie ich ze sobą jedna za drugą czy to przez skręcanie, czy przez jakiś zatrzask itp. W miarę dołączania od tyłu kolejnych rur (najpierw z materiałem wyb., potem pustych, przez które przechodził tylko przewód od zapalnika) całe ustrojstwo popychano do przodu i wsuwano na pole minowe, pod owe zasieki czy zapory itp. a następnie detonowano. Doskonalsza forma tej koncepcji, wynaleziona już raczej po II wojnie to rodzaj łańcucha z ładunków wybuchowych połączonych linką (i lontem detonującym) lub elastyczny wąż z tworzywa szt. wypełniony plastycznym materiałem wyb., wyciągany przez mini rakietę, tak by został narzucony na zaporę/przeszkodę i zdetonowany. Dodatkową zaletą tych wybuchowych metod jest oczyszczenie wycinanego w zaporze przejścia z min, które zostają zdetonowane w odległości do metra czy kilku metrów od osi ładunku (zależnie od jego wielkości).
  20. U nas - nie. Amerykanie dość niekonsekwentnie zaliczali od czasu do czasu broń zapalającą do broni chemicznej - wtedy by się łapał.
  21. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Helikopter to wg mnie Piasecki H-25 Retriever (znaczy w marynarce on się chyba jakoś inaczej nazywał). Ratowniczy i taki ogólnego przeznaczenia. I chyba była wersja do zwalczania okrętów podwodnych. Elegancki biały samolocik to słynny Douglas A-4 Skyhawk, lekki samolot szturmowo-bombowy szeroko wykorzystywany w wojnie wietnamskiej a także w wojnach na Bliskim Wschodzie (przez Izrael).
  22. Wojna hiszpańska 1936-1939

    Dzięki za info - jeśli tak jest, to by wiele tłumaczyło
  23. Wojna hiszpańska 1936-1939

    Dzięki za sugestię. Ja też sobie coś takiego pomyślałem, że frontowe ściany budynków wystawione na ostrzał w większości się zawaliły, a to co stoi to tylne ściany, nie tak już postrzelane. Tylko trochę dziwne mi się to wydaje. Wszystkie się tak zawaliły? Znowuż, odwołując się do relacji z walk w Polsce takie zawalenie się miejskiego murowanego budynku od ognia na wprost występowało zasadniczo od trafień pociskami dział samobieżnych 122-152 mm. Oczywiście i od mniejszych kalibrów też by się pewnie dało po odpowiednio wielkiej liczbie trafień, tyle że sytuacja walk ulicznych niekoniecznie by na coś takiego pozwoliła. A może w Hiszpanii budowali te domy jakoś mniej solidnie?
  24. Wojna hiszpańska 1936-1939

    Nie mogąc doczekać się już na więcej zdjęć z Belchite postanowiłem podzielić się tutaj refleksją na tematy, jakby tu rzec, balistyczne. Mieszkam w Warszawie, która w czasie II wojny była jak wiadomo terenem dość intensywnych działań bojowych. Wiele starych kamienic, zwłaszcza na Pradze nosi ślady wojennych zniszczeń. Jest ich coraz mniej, sporo starych budynków wyremontowano lub wyburzono, z dzieciństwa pamiętam że znacznie więcej kiedyś tego było. W każdym razie w kwestii tych śladów zniszczeń można wyodrębnić dwa zasadnicze wzory: 1. wzór, spotykany najczęściej, to ślady po pociskach broni strzeleckiej i odłamkach z odległych eksplozji, niewielkie, kilkucentymetrowe otwory zwykle chaotycznie rozrzucone po fasadzie budynku. 2. wzór, rzadszy (nie mogłem teraz na szybko znaleźć ładnego zdjęcia) to ślad po pocisku artyleryjskim, który eksplodował zagłębiając się w mur. Jest to kilkudziesięciocentymetrowa co najmniej wyrwa (często załatana - wtedy wyróżnia się innym kolorem cegły) zwykle o nieregularnym kształcie, z bardzo charakterystycznymi rozchodzącymi się promieniście śladami odłamków i powybuchowych gazów. Zwykle jest w sąsiedztwie okna, w które ktoś najwyraźniej starał się trafić. Na tych zdjęciach z Belchite zaledwie w kilku miejscach widać wzór 1. Może on po prostu nie wychodzi dobrze na zdjęciach w tamtejszym oświetleniu? W miejscu ciężkich i długotrwałych walk powinno być tego raczej sporo. Wzoru 2 nie zauważyłem w ogóle. Po części można to tłumaczyć specyfiką tamtych czasów. W Warszawie są to głównie ślady po strzałach na wprost oddanych przez czołgi, w czasach że tak powiem "hiszpańskich" czołgów nie za wiele było i w większości uzbrojonych w karabiny maszynowe lub co najwyżej działa małego kalibru. Ale jednak w walkach w mieście chyba używano dział piechoty do ognia na wprost i śladów wzór 2 można by się chociaż paru spodziewać.
  25. Wojna hiszpańska 1936-1939

    No pewnie że mamy przynajmniej ja.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.