Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,099
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Hej Gdzie nie były tam nie były Faktycznie, jeśli chodzi o armie ZSRR i państw Układu Warszawskiego, to szrapneli tutejsza artyleria chyba nie miała (co najwyżej jakieś pradawne pozostałości z czasów wojny). Natomiast Amerykanie od lat 50. rozwijali nową generację amunicji przeciwpiechotnej, w tym także amunicję artyleryjską typu szrapneli (beehive)i kartaczy (canister). W czasie wojny wietnamskiej w latach 60. wszedł u nich do użytku m. in. pocisk M546 do 105 mm haubic i do 106 mm działa bezodrzutowego też był analogiczny i pewnie jeszcze kilka by się znalazło. Nie nosiły one nazwy szrapnel, oficjalnie był to splintex shell, potocznie zwano go beehive (ul pszczeli, gdyż podobno chmura lotek wydawała taki bzyczący odgłos w locie). Splintex różnił się trochę budową od szrapneli z I wojny, niemniej sama taka ogólna zasada działania była ta sama: zapalnik czasowy, ładunek wyrzucający i lotki, tym razem w postaci metalowych strzałek. W tamtych czasach opracowano też szrapnelową głowicę (także ze strzałkami) do niekierowanych rakiet powietrze-ziemia 2,75" FFAR (70 mm). Nieco później analogiczne głowice skonstruowali też Rosjanie do swoich rakiet podobnej klasy: S-5 (57 mm) i S-8 (80 mm). Współcześnie modnym tematem są pociski AHEAD do małokalibrowych działek plot. Tak że jest tego trochę... Myślę jednak że ten kąt upadku byłby znacznie mniejszy, Znowuż, nie mam tu pod ręką żadnych tablic balistycznych, niemniej na stronie Naval Weapons są takie dane dla niektórych dział. Oczywiście okrętowych a więc z reguły znacznie cięższych i mocniejszych niż w artylerii polowej, może więc przy jakimś słabszym naboju ten kąt byłby większy nieco. Tu np. http://www.navweaps.com/Weapons/WNBR_6-50_mk23.htm dla brytyjskiej armaty 152 mm Mk.XXIII; jak widać przy kącie rzutu 13,1 st. kąt upadku wynosi 23,6 st. a więc nadal dosyć mało. Co do ognia z haubic, znowuż jest i druga strona medalu, po co używać szrapneli, pociski odłamkowe spadając pod dużym kątem mają spore szanse wpaść po prostu do samych okopów i narobić jeszcze więcej szkód. Ale faktycznie, jakby jednak wraz z nimi wystrzelić trochę szrapneli lub granatów z zapalnikiem czasowym, to może efekt byłby jeszcze lepszy, kto wie... Trudno mi powiedzieć dokładnie. Przypuszczam, że w czasie II wojny światowej. Na wielką skalę używano wówczas artylerii przeciwlotniczej do walki na lądzie, niszczenia czołgów, umocnień i ogólnie wsparcia. A tam się rutynowo używa zapalników czasowych, które można by nastawić na wybuch w odpowiednim momencie czyli na odpowiedniej wysokości. Amerykanie i Brytyjczycy wprowadzili też podczas wojny zapalniki zbliżeniowe, także w pierwszej kolejności z myślą o prowadzeniu ognia plot., ale potem zaczęto je także stosować w pociskach artylerii polowej, moździerzowych, lotniczych bombach i rakietach powietrze ziemia - właśnie z myślą o powodowaniu eksplozji na odpowiedniej wysokości by uzyskać większy efekt rażenia odłamkami. To jest prędkość zatrzymania? W sensie, że ta, przy jakiej opór powietrza równoważy ciężar? Ciekawe, nie wiedziałem że tak mało. Swobodnie spadający człowiek w przypadkowej pozycji ma prędkość zatrzymania około 40-50 m/s, wydawałoby się, że kulka mająca większą gęstość i bardziej opływowe kształty powinna polecieć szybciej. Na wikipedii są takie rozważania, że w przypadku szrapnela z przeciętnej armaty kal. ok. 76 mm z czasów I wojny, przy strzelaniu na maksymalną odległość, prędkość końcowa lotek będzie rzędu 120 m/s (400 fps). Dla porównania, przeciętna prędkość początkowa odłamka z pocisku wypełnionego kruszącym m.w. w rodzaju TNT jest rzędu >1000 m/s.
  2. Hej No widzisz, chyba o to całe nieporozumienie się opiera. Bo naukowo szrapnel to coś takiego: http://en.wikipedia.org/wiki/Shrapnel_shell i ja to tak rozumiem. Szrapnel ma zapalnik czasowy, w środku są lotki (najczęściej w postaci metalowych kulek lub strzałek) i prochowy ładunek wyrzucający. Zapalnik ustawia się w odpowiedni sposób, tak by szrapnel rozcalił się w optymalnej odległości (na kilkadziesiąt czy 100 m powiedzmy) przed ostrzeliwanym celem. Zapalnik powoduje zapalenie ładunku prochowego, skok ciśnienia wyrywa przednią część pocisku i lotki zostają wyrzucone ze środka. A to co opisałeś, wygląda raczej jak granat (pocisk) odłamkowy z zapalnikiem czasowym albo zbliżeniowym, wybuchający na pewnej wysokości nad ziemią. To jest generalnie prawie zawsze lepszy pomysł od szrapnela. Odłamki rozlatują się w przeważającej liczbie mniej więcej prostopadle do osi pocisku. W przypadku pocisku armatniego spadającego pod relatywnie małym kątem duża ich liczba poleci pionowo w dół, spora liczba także pod różnymi kątami pomiędzy pionem a poziomem, część oczywiście zmarnuje się lecąc do góry, ale i tak miejsce nad którym nastąpił wybuch zostanie przeorane odłamkami, których prędkość jest ogromna, zwykle ponad 1000 m/s. W ten sposób można porazić przeciwnika ukrytego np. w okopie, nad którym następuje wybuch. Lotki szrapnela zaś lecą mniej więcej równolegle do osi pocisku (w stożku o kącie rozwarcie kilka st.) czyli jeśli ten spadał pod małym kątem, to i lotki polecą pod podobnie małym kątem i dla przeciwnika ukrytego za wałem, murem, w okopie itp. nie będą większym zagrożeniem. W dodatku prędkość lotek szrapnela, szczególnie na dużą odległość, jest relatywnie niewielka i w miarę szybko wytracają ją do poziomu przy którym siła rażenia może się okazać niedostateczna.
  3. Najlepszy ciężki bombowiec II wś

    A teraz rosyjskie małokalibrowe km-y: - PW-1 z 1926 r. był czymś w rodzaju tych "starych" Vickersów: bazował na konstrukcji karabinu maszynowego Maxima (krótki odrzut lufy, ryglowanie kolankowo-dźwigniowe) lecz chłodzenie wodne zamieniono na powietrzne i nieco podkręcono szybkostrzelność. Karabin był dość ciężki (14,5 kg) i strzelał w tempie 750/min. Zasilany był z taśmy i przeznaczony do stałych instalacji w myśliwcach (np. I-15, I-16, DI-6...). Biorąc pod uwagę, że produkcję zakończono w 1940, można zakładać że wziął chyba udział w II wojnie. - DA (Diegtiariewa, Awiacjonnyj - Diegtiariewa, Lotniczy, w domyśle "karabin maszynowy") powstał w 1928 oparciu o konstrukcję ręcznego karabinu masz. DP. Działał na zasadzie odprowadzenia gazów, ryglowany był rozchylnymi ryglami. Przeznaczony był do ruchomych stanowisk strzeleckich, np. w takich samolotach jak U-2 (Po-2), TB-3, R-5 i in. Zasilany był z magazynka talerzowego na 63 naboje, zakładanego od góry. Ważył 7 kg i miał szybkostrzelność 600/min, czyli trochę tak sobie jak na broń lotniczą. - SzKAS (Szpitalnogo, Komarnickogo, Awiacjonnyj Skorostrielnyj - Szpitalnego i Komarnickiego Lotniczy Szybkostrzelny) skonstruowany został w 1930 i uważany jest przez Rosjan za pierwszy lotniczy karabin maszynowy zaprojektowany od początku do tego celu. Nawet jeśli tak dokładnie nie jest, to w każdym razie pierwszy produkowany na skalę masową. SzKAS działał na zasadzie odprowadzenia gazów, ryglowany był przez przekoszenie zamka. Dzięki bardzo starannemu zaprojektowaniu mechanizmu, w którym różne rzeczy robiły się równolegle, a drogi elementów ruchomych były możliwie krótkie, udało się uzyskać bardzo wysoką szybkostrzelność rzędu 1800-2000/min. Jeden z kluczowych fragmentów cyklu, wyciąganie naboju z taśmy rozbito aż na 10 kroków, dzięki czemu przebiegało to dosyć płynnie i bez dużych sił działających na nabój (niestety naboje o tym nie wiedziały i nie zawsze chciały współpracować ). Na uzbrojenie przyjęto SzKAS-a w 1932, potem w 1933 jeszcze dosyć poważnie przekonstruowano, niestety nadal żywotność była słaba (1500-2000 strzałów, po paru latach udało się osiągnąć 5000) a broń miała dużą skłonność do zacięć. Stopniowo jednak usterki były usuwane, w kolejnych modyfikacjach działało to wszystko coraz lepiej, potem jeszcze wprowadzono specjalne lotnicze naboje, z mocniej osadzonym pociskiem i spłonką i z grubszymi ściankami łuski i SzKAS zaczął działać przyzwoicie. Karabin zasilany był z taśmy. Występował w wersji do instalacji stałych z synchronizacją, stałych bez synchronizacji i ruchomych. Ważył ok. 9,8 kg. Stosowany był w wielu typach rosyjskich samolotów. Produkowany był do 1945 i przetrwał na uzbrojeniu jeszcze kilka lat po wojnie. Mimo że w połowie lat 30. było już widać, że małokalibrowe lotnicze karabiny maszynowe nie mają przed sobą wielkich perspektyw, Rosjanie próbowali jeszcze trochę pociągnąć ten temat i opracować karabiny o jeszcze większej szybkostrzelności: - karabin SN z 1935 roku (od nazwisk konstruktorów, Sawina i Norowa) rekomendowany był w 1937 do produkcji seryjnej. Działał on na zasadzie odprowadzenia gazów z ruchem lufy w przód, ryglowany był ryglem wahliwym i zasilany z taśmy. Występował w wersji stałej (z synchronizacją i bez) i ruchomej. Strzelał w rewelacyjnym tempie 2800-3000/min. - UltraSzKAS przedstawiony w 1937 przez Szpitalnego i Komarnickiego również wykorzystywał odprowadzenie gazów i ruch lufy do przodu. Szybkostrzelność miał taką samą, jak SN. Po próbach w 1938 został w 1939 przyjęty na uzbrojenie w wersji do stanowisk ruchomych. - MSSz (Mechaniczeskaja Sparka SzKASow - Mechanicznie sprzężona para SzKASów) to konstrukcja powstała w latach 1935-36. Była to dwulufowa broń w systemie przypominającym Gasta, w którym wystrzał z jednej lufy uruchamiał mechanizm przeładowania drugiej. MSSz miała całkiem już współczesną szybkostrzelność 6000-6400/min. W 1937 zbudowano próbną partię 20 szt. które instalowane były w dziobowym stanowisku w bombowcach SB-2. Wyprodukowano też niewielkie partie karabinów SN i UltraSzKAS, które zainstalowano na myśliwcach i przetestowano w warunkach bojowych w czasie wojny z Finlandią; nie jestem pewien czy nie przetestowano tam wtedy również MSSz. Generalnie wyniki okazały się słabe, superszybkie karabiny zacinały się na potęgę i żywotność ich była bardzo niewielka. Dalszych prac nad małymi karabinami więc nie kontynuowano.
  4. Najlepszy ciężki bombowiec II wś

    Hej No więc tak. Jeśli chodzi o okres po I wojnie światowej początkowo Brytyjczycy rozwijali równolegle dwie linie lotniczych km-ów: Lewisa i Vickersa: - Lewis wywodził się z amerykańskiego lekkiego karabinu maszynowego z 1911 roku, z charakterystyczną grubą chłodnicą powietrzną wokół lufy. w UK produkowała go na licencji BSA od 1914. Wersja lotnicza była maksymalnie odchudzona, nie miała między innymi tej chłodnicy. Karabin działał na zasadzie odprowadzenia gazów prochowych, ryglowany był przez obrót zamka. Ponieważ strzelał z otwartego zamka, nie mógł być synchronizowany ze śmigłem i zasadniczo występował tylko w ruchomych stanowiskach strzeleckich. Chociaż nie tylko; kojarzę np. jakiś taki prototyp myśliwca firmy Gloster, dwupłat podobny do późniejszego Gladiatora, uzbrojony w 2 zsynchronizowane km Vickers i 4 km Lewis w skrzydłach. Lewis w późnej wersji M1923 ważył 8,5 kg; zasilany był z "magazynka" talerzowego na 47 lub 97 naboi zakładanego z góry (de facto nie był to magazynek, bo nie miał sprężyny, napędzany był przez mechanizm broni). Strzelał w tempie 600/min (czasem spotyka się dla późnych Lewisów liczbę 750/min; a inni znów piszą, że mechanizm ten bardzo źle znosił kombinacje z przyspieszaniem i przy 850/min eksperymentalne modele rozpadały się szybciutko, więc bardzo takie rzeczy obniżały mu żywotność i niezawodność). Nie jestem pewien czy jakieś lotnicze Lewisy doczekały II wojny; może w jakichś starych samolotach w koloniach itp. Były natomiast dosyć szeroko wykorzystywane w marynarce wojennej jako okrętowa broń plot. jak również w lądowej obronie plot. - Vickers był kontynuacją oryginalnego karabinu Maxima z 1883 roku, daleko oczywiście zmienioną, ogólny jednak mechanizm pozostał ten sam: krótki odrzut lufy i ryglowanie układem kolankowo-dźwigniowym. W czasie I wojny zaadaptowano go na broń lotniczą, zmieniając chłodzenie wodne na powietrzne. Ostatnimi z tej linii były karabiny Model E i Model F z 1925 roku. E przeznaczony był dla myśliwców, przystosowany do synchronizacji, zasilany z taśmy; strzelał w przyzwoitym tempie jak na lata 20-te, 1000/min. F był przeznaczony do stanowisk ruchomych i zasilany z zakładanego od góry magazynka talerzowego (60 i 100 naboi) tym razem już klasycznego, ze sprężyną. Strzelał trochę wolniej, 650-700/min. Te karabiny także chyba nie doczekały wojny w lotnictwie Wlk. Brytanii, załapały się jednak na kampanię wrześniową w Polsce, gdyż stanowiły uzbrojenie niektórych używanych jeszcze w tym czasie u nas samolotów. - Vickers model K zwany też VGO (Vickers Gas-Operated) wywodził się z ręcznego karabinu maszynowego Vickers-Berthier z 1925 roku. Prototyp powstał w 1928, po dosyć długim dopracowywaniu i usunięciu usterek zaczął wchodzić do służby w pierwszej połowie lat 30. Karabin działał, jak łatwo zgadnąć, na zasadzie odprowadzania gazów, ryglowany zaś był przez przekoszenie zamka. Ważył zaledwie 8,8 kg; szybkostrzelność regulowana była w zakresie 950-1200/min. Występował w wersji dla stanowisk stałych, zasilanej z taśmy, jak i ruchomej, z talerzowym magazynkiem na 60 i 100 naboi. Mimo, że pod koniec lat 30. wypierany był przez licencyjnego Browninga, to jednak pozostał w użyciu do końca wojny, nie tyle już może w lotnictwie jako takim, co w marynarce wojennej jako uzbrojenie starszych samolotów w rodzaju Swordfish (ale i Barracuda chyba też Vickersy miała). - Browning Mk.II produkowany był na licencji amerykańskiego lotniczego Browninga AN-M2, którą zakupiono na początku lat 30. Po dokonaniu rozmaitych poprawek wynikających ze zmiany amunicji w 1934 karabin przyjęto na uzbrojenie. Browning ten także wywodził się z czasów I wojny światowej. Działał na zasadzie krótkiego odrzutu lufy, ryglowany był ryglem wahliwym. Strzelał z otwartego zamka, ale Brytyjczycy w tym okresie nie byli za bardzo nastawieni na synchronizację swej broni. Zasilany był z taśmy. Szybkostrzelność wynosiła 1100-1200/min. Browningi stanowiły uzbrojenie wszystkich prawie myśliwców a także obrotowych wieżyczek strzeleckich w bombowcach (część starszych maszyn miała jednak na początku w wieżyczkach VGO). Charakterystyczne, że Brytyjczycy nie starli się go bardziej "podkręcić". FN, produkująca Browningi na licencji dorobiła się wersji o szybkostrzelności 1500/min, używali takiej też Amerykanie. Być może jednak nastawienie RAF-u do małych karabinów było w tym momencie mniej już entuzjastyczne. W połowie lat 30. doszli tam już do wniosku, że wobec ciągłego wzrostu rozmiarów samolotów i rozpowszechnienia się w lotnictwie konstrukcji metalowej km-y "karabinowego kalibru" wkrótce staną się nieskuteczne, a przyszłością są szybkostrzelne działka, lub w ostateczności wielkokalibrowe km-y. Co prawda znalezienie odpowiedniego działka okazało się nie tak proste, potem wystąpiły jeszcze problemy z jego wdrożeniem do produkcji i rozmaite inne, tak że na początku wojny brytyjskie myśliwce nadal miały na pokładzie tylko małe km-y (za to w imponującej liczbie 8-12) ale wiadomo było, że taka jest przyszłość, więc nie ma się co zanadto spinać. O rosyjskich km-ach następnym razem bo się post zrobił jakiś taki długi :)/>
  5. Hej Jeszcze moje 3 gr.: Zakłady Stokes; ich właścicielem i konstruktorem wspomnianego moździerza był Wilfred Stokes. Czy tu ci się coś nie pomyliło? Po mojemu to raczej było na odwrót. Szrapnel mógł porazić piechotę na otwartej przestrzeni, jednak w przypadku żołnierzy korzystających z jakichkolwiek ukryć czy umocnień był raczej bezskuteczny. Granat zaś w obu przypadkach miał pewną efektywność, eksplodując na otwartej przestrzeni raził wokoło odłamkami, zaś trafiając w umocnienia mógł je zburzyć, jeśli tylko nie były zbyt mocne. Próbowano zresztą połączyć ze sobą oba efekty i robić jakieś takie "granato-szrapnele" (Krupp, ok. 1900). Pocisk ten zawierał, podobnie jak szrapnel, zapalnik czasowy, ładunek wyrzucający i lotki w postaci metalowych kulek czy czegoś, jednak w przedniej jego części znajdowała się ponadto niewielka głowica odłamkowo-burząca. Zapalnik można było nastawić na działanie czasowe i mieć efekt jak w szrapnelu: kulki wylatywały, a głowica wypalając się, dawała obłoczek dymu identyfikujący miejsce rozcalenia pocisku (ważne przy wstrzeliwaniu się); można było też nastawić działanie uderzeniowe i wtedy pocisk eksplodował przy upadku, rozrzucając wokoło odłamki i kulki. W praktyce pomysł okazał się dosyć dziadowski. Wprowadzenie głowicy odł.-burz. spowodowało, że liczba lotek w szrapnelu zmniejszyła się, a ich i tak było w ówczesnej amunicji trochę za mało żeby zapewnić zadowalającą gęstość pola rażenia (zadowalającą z dzisiejszego punktu widzenia oczywiście, wówczas niekoniecznie o tym wiedziano, ale i niekoniecznie dałoby się to zbadać). Z drugiej strony małe rozmiary głowicy sprawiały, że jej wybuch nie był zbyt efektywny. Tak, że pomysł "granto-szrapnela" nie przyjął się szerzej.
  6. Najzabawniejsze zdarzenia w historii

    To ja mam coś z dziedziny czarnego humoru, a konkretnie z czasów amerykańskiej wojny secesyjnej: w czasie bitwy pod Spotsylvania 8 maja 1864 unijny generał John Sedgewick próbował poderwać swoich ludzi którzy zalegli pod ogniem konfederackich strzelców wyborowych, prowadzonym z dosyć dużej odległości 700-900 m. Podjechał do nich konno, wołając coś w rodzaju: "Co? Dorośli mężczyźni chowający się przed jedną kulką? Co zrobicie gdy tamci wystrzelą całą linią? Wstyd mi za was! Przecież to jasne, że nawet słonia nie trafiliby z takiej odległoś..." W tym momencie niestety został trafiony w głowę i zmarł po kilku minutach.
  7. Najlepszy ciężki bombowiec II wś

    A tu brytyjska odpowiedź http://en.wikipedia.org/wiki/Automatic_Gun-Laying_Turret ogonowa wieżyczka strzelecka dla ciężkich bombowców, wyposażona w radar. W takiej radarowej wersji występowała wieżyczka Frazer-Nash FN121 z typowym zestawem 4 km 7,7 mm stosowana w Lancasterach a także wieżyczka Rose-Rice z 2 km 12,7 mm (chociaż ta to raczej w powojennych Lincolnach) i Boulton Paul typ D, również z 2 km 12,7 mm (w zasadzie też w Lincolnach, ale miała ją i pewna liczba późnych Halifaxów). Ponadto dla Lancastera zaczęto rozwijać bardziej jeszcze zaawansowany system, wzorowany na rozwiązaniach amerykańskich. Nie pamiętam niestety, jaka firma to robiła. Samolot otrzymał dwie zdalnie sterowane wieżyczki: górną i dolną, każda z 2 działkami 20 mm. W miejsce wieżyczki ogonowej znajdowało się oszklone stanowisko operatora, również wyposażone w radar. Ostatecznie prace te przerwano pod koniec 1944 wobec spadku aktywności Luftwaffe i braku perspektyw wprowadzenia tego systemu do produkcji do przewidywanego końca wojny.
  8. Szybowce wojskowe - wykorzystanie

    To prawda, było słychać. I generalnie dawało się określić, czy samolot jest mały czy duży, jedno- czy wielosilnikowy. Niemniej samoloty holujące szybowce też było słychać, tyle że z dala od celu. Ale to już i tak wystarczało do wszczęcia jeśli nie alarmu to wzmożonej czujności. Ponadto przynajmniej niektóre z walczących stron dysponowały radarem, nie zawsze oczywiście i nie wszędzie ale jednak. Więc niezależnie od głośności cele powietrzne i tak były wykrywane z dużego dystansu. Niemniej trochę racji masz, też się kiedyś zastanawiałem, czy z punktu widzenia operacji specjalnych cichy szybowiec stealth nawet dzisiaj nie znalazłby dzisiaj zastosowania. Z drugiej strony ciche śmigłowce stealth też się już powoli pokazują...
  9. Szybowce wojskowe - wykorzystanie

    Hej Zapewne DFS 230 - to taki podstawowy "niemiec" http://en.wikipedia.org/wiki/DFS_230 faktycznie użyto go w walkach na Krecie. Zabierał 1+9 osób. Wyprodukowano ich ok. 1600. Był jeszcze Go 242 http://en.wikipedia.org/wiki/Gotha_Go_242 w oryginalnym układzie z 2 belkami ogonowymi. Ten wszedł do służby nieco później. Zabierał 1+23 ludzi lub np. samochód terenowy Kubelwagen. Wyprodukowano ich około 1500, w tym pewną liczbę w wersji silnikowej Go 244. I jeszcze olbrzymi Me 321 Gigant http://de.wikipedia.org/wiki/Messerschmitt_Me_321 zabierający 1+200 osób lub 23 tony ładunku, np. czołg średni Pz.IV lub armatę plot. 88 mm z ciągnikiem. Nie zrobił dużej kariery z uwagi na brak odpowiedniego holownika (dopiero później skonstruowano He 111Z). Zbudowano tylko 200 szt. Istniała także wersja silnikowa Me 323. Osobliwością niemieckich szybowców było posiadanie przez nie uzbrojenia pokładowego, zwykle kilka km-ów 7,9 mm MG 34 lub MG 15. Często stosowano też w nich pomocnicze silniki rakietowe do wspomagania startu z pełnym obciążeniem (szczególnie w Me 321)
  10. Szybowce wojskowe - wykorzystanie

    Hej To był pierwszy pomysł na Hotspura, ale w końcu ukończono go w bardziej klasycznej formie http://en.wikipedia.org/wiki/General_Aircraft_Hotspur. Zawrócić toby raczej nie było jak, aż takiej doskonałości szybowce transportowe nie miały, żeby nie wiadomo ile latać. Wspomniany Hotspur wyróżniał się pod tym względem bo faktycznie grubo ponad 100 km mógł przelecieć po wyczepieniu z holu na wys. kilku km, większość była gorsza. Samolot na wysokości kilku km i tak jest słabo słyszalny. A desant zasadniczo wysadza się tam gdzie wroga nie ma za blisko. Bo powstały sensowne śmigłowce transportowe o dużym udźwigu. Lądowanie szybowca desantowego w terenie miało zawsze charakter "kontrolowanej katastrofy", śmigłowce są bezpieczniejsze pod tym względem. I mogą bezproblemowo ponownie wystartować z miejsca desantu, co w przypadku szybowców zwykle było niemożliwe (jest w tym wątku wcześniej opisana taka operacja, "podrywanie szybowca", ale nie był to zbyt popularny manewr i rzadko go stosowano).
  11. Piloci myśliwców – rycerze czy zbóje?

    Manewr polegający na wykonaniu obrotu statku powietrznego wokół osi podłużnej nosi polską nazwę "beczka". Nie wiem czy beczka wykonywana w pionie ma jakąś specjalną nazwę, ale nie wydaje mi się.
  12. Hej Ależ ja ci wcale błędu nie zarzucam. Wrzuciłem to tylko jako ciekawostkę. Oczywiście, że powszechne zastosowanie amunicji ppanc. to dopiero czasy, gdy powszechnie zaczęto stosować opancerzone pojazdy. Jeszcze jedną bronią, jaka zadebiutowała podczas I wojny - choć także nie odegrała większej roli - był karabin automatyczny. Samopowtarzalne i samoczynne karabiny różnych systemów w różnych krajach próbowano budować już przed wojną. Wiele modeli było też dostępnych komercyjnie, jak np. amerykańskie Winchestery ze swobodnym zamkiem i Remington Model 8. Słabo się to wszystko nadawało jeszcze na broń wojskową, z uwagi na niezbyt mocną konstrukcję i podatność na zanieczyszczenia. Niemniej od początku wojny różne armie kupowały takie rzeczy, najpierw jako broń lotniczą, a potem, gdy pojawiły się lotnicze karabiny masz., także dla piechoty. Najdalej poszli tu Francuzi, którzy przyjęli na uzbrojenie dość duży i ciężki karabin samopowt. RSC M1917 i produkowali go do końca wojny (86 tys. szt. a po wojnie jeszcze 4 tys. ulepszonego modelu M1918).
  13. No właśnie, to jest zabawny szczegół, karabinowy pocisk ppanc. w dzisiejszym rozumieniu tego słowa został wynaleziony przez Nordenfelta w latach 80. (a może i 70.?) XIX wieku. Nie było wtedy jeszcze czołgów oczywiście, ani nawet niczego podobnego, natomiast szybkostrzelna broń systemu Nordenfelta, Gatlinga czy innych stosowana była jako uzbrojenie torpedowców oraz innych okrętów - do zwalczania torpedowców. Miewały one (torpedowce) już zdaje się pancerne tarcze - osłony dział, zresztą same z siebie stalowe kadłuby okrętowe mogły już być problemem dla ówczesnej amunicji małokalibrowej, nawet jak pancerne nie były. No i kolo wymyślił pocisk prawie taki jak trzeba z twardym stalowym rdzeniem w mosiężnym płaszczu. Tu jest fotka trochę większego kalibru http://www.iaaforum.org/forum3/viewtopic.php?f=8&t=10753 do 1-calowej kartaczownicy, ale karabinowy 11 mm Kynoch miał identyczną budowę (tylko płaszcz zdaje się ze stopu ołowiu). Pancerne płyty wykorzystywano też wtedy czasem jako elementy umocnień polowych albo i stałych twierdz. Powszechnie stosowaną wówczas bronią przy oblężeniach były tzw. karabiny wałowe, bardzo ciężkie wielkokalibrowe karabiny 1-strzałowe na mocną amunicję, stosowane podczas obrony twierdz jak i przy ich obleganiu, do prowadzenia ognia na dużych dystansach. Można powiedzieć że byli to przodkowie współczesnych karabinów przeciwsprzętowych. Nierzadko można z nich było wystrzeliwać pociski wybuchowe czy zapalające, do podpalania wozów taborowych, jaszczy amunicyjnych czy drewnianych elementów umocnień. No i nierzadko także pociski przeciwpancerne wspomnianego wyżej systemu. Tu jest 20,3 mm rosyjski karabin systemu Gana-Krnka wz.1873 http://ww1.milua.org/fortrgan1873.htm (charakterystyczny hak widoczny z boku/pod lufą służył do zaczepienia broni o mur czy wał twierdzy czy np. osłonę z worków z piaskiem dla zmniejszenia odrzutu) Wystrzeliwał on właśnie m.in. tego rodzaju pociski przeciwpancerne (stalowy rdzeń w ołowianym płaszczu) przebijające 7,6 mm płytę stalową z 1200 kroków. W czasie I wojny Rosjanie przeprowadzili próby strzelania z tego do zdobycznych samochodów pancernych niemieckich i austriackich, pociski przebijały je z powodzeniem, tylko karabin był za ciężki trochę do normalnego użytku.
  14. Plusy i Minusy AK-47

    Hej Od strony obsługi strzela się tak samo; są drobne różnice w rozbieraniu. Hmm "tamtego okresu" czyli karabinki samoczynne na nabój pośredni skonstruowane w latach 40. ub. wieku. Nie ma ich zbyt wiele, jeśli chodzi o modele produkowane seryjnie, a z tych nielicznych AK wypada mniej więcej pośrodku. Niemiecki MP 43 (czy StG 44 jak kto woli) to chyba broń najbliższa mu koncepcyjnie. Strzela nabojem 7,92x33 o zbliżonej charakterystyce do rosyjskiego 7,62x39 (nieznacznie słabszy). Jest chyba lepiej przystosowany do taniej produkcji masowej. Ma mniejszą szybkostrzelność 470/min (AK ma 600). I jest o wiele cięższy (ok. 5,9 kg z nabojami). Z jednej strony to nie najlepiej, z drugiej powoduje to, że Sturmgewehr jest bardzo stabilny przy ogniu ciągłym. We wspomnieniach pewnego rosyjskiego konstruktora broni znalazłem taki wątek, że w instytucie w którym pracował, była taka nieoficjalna konkurencja strzelecka: należało, strzelając z AK seriami nie krótszymi niż 3-strzałowe, wpakować cały magazynek w tarczę z sylwetką stojącego człowieka z jakiejś tam niezbyt dużej odległości 25 czy 50 m. Goście zakładali się o flaszkę wódki, czy da się to zrobić i tu już dokładnie nie pamiętam, czy nikomu się to nigdy nie udało, czy ktoś w końcu wygrał, ale było to w każdym razie ekstremalnie trudne czy nawet niemożliwe. W każdym razie Rosjanin ów wspominał, że dokonanie tej samej sztuczki z MP 43 było z kolei dla niego bardzo łatwe. "Niemiec" był też od początku przystosowany do montażu lunety i nasadki do granatów (potem z tego co prawda zrezygnowano w ramach upraszczania przy masowej produkcji w warunkach walącej się gospodarki niemieckiej), w AK jakoś o tym nie pomyśleli. No i jeszcze jedna specyfika konstrukcji: w MP 43 sprężyna powrotna jest w kolbie, co oznacza, że nie da się w łatwy sposób zrobić wersji składanej. Nie jest to całkiem niemożliwe, firma Sport-Systeme Dittrich produkująca współcześnie repliki broni z II wojny (w tym i MP 43 między innymi) oferuje StG 44 ze składaną kolbą, ale jednak jest to opracowanie współczesne, a nie z lat 40. Amerykański karabinek M1 to już jest co innego. On co prawda nie jest samoczynny, z niezbyt jasnych zresztą powodów: w projekcie miał być przełącznik ognia, prototypy go miały, jednak seryjny karabinek był samopowtarzalny. Za to od 1944 zaczęto produkować wersję M2 mającą przełącznik ognia, zarówno w postaci gotowych karabinków, jak i zestawów do konwersji w warunkach polowych M1 na M2. W każdym razie pomyślany był nie jako standardowa broń piechoty, jak AK czy MP 43, lecz swego rodzaju PDW, broń dla frontowych oficerów oraz żołnierzy funkcyjnych: kierowców, kucharzy, radiotelegrafistów itp. itd. dla których standardowy kb M1 Garand byłby za ciężki i utrudniałby wykonywanie podstawowych zadań, zaś pistolet nie zapewniałby skutecznej samoobrony w starciu z przeciwnikiem mającym długą broń. Stąd pomysł stosunkowo lekkiego karabinka (ok. 2,5 kg) na niezbyt mocne naboje 7,62x33, zapewniającego skuteczny ogień na odległość ok. 250 m (a więc dużo mniejszą, niż wspomniany karabinek rosyjski czy niemiecki, gdzie przyjęto 400 m). No i w zasadzie jest jeszcze jeden rodzynek, brytyjski Rifle No.9 Mk.I, szerzej znany pod prototypowym oznaczeniem EM-2. Formalnie przyjęto go na uzbrojenie w 1951, ale decyzja ta wkrótce została cofnięta i produkcji jednak nie podjęto. Strzelał bowiem nietypowym nabojem .280 British (7 mm Mk.1Z), a w tym okresie przyjęto jako standard w NATO amerykański nabój 7,62x51, na który EM-2 nie dał się łatwo przerobić. Karabinek był bardzo odjazdowy i nowoczesny, w układzie bezkolbowym (bullpup), z integralnym celownikiem optycznym. Równie fajny był nabój, z dosyć ciężkim i długim pociskiem, o energii pocz. ok. 2,5 kJ. Miał on cechy tzw. "naboju idealnego" czyli na tyle mocnego, że można go z powodzeniem wykorzystać do karabinu maszynowego o donośności skutecznej rzędu 1000 m, a zarazem na tyle słabego, że z karabinka automatycznego można prowadzić nim efektywny ogień ciągły "z ręki". Wskutek splotu różnych uwarunkowań politycznych ostatecznie projekt upadł, a szkoda, gdyż z dzisiejszego punktu widzenia daleko wyprzedzał swoją epokę.
  15. Plusy i Minusy AK-47

    To ja może o tych literkach. M - Modernizowannyj, czyli wariant zmodernizowany. AKM, jak ktoś tu już pisał, pojawił się w 1959. Główna różnica w stosunku do AK polegała na wprowadzeniu tłoczonej komory zamkowej. Tak w zasadzie miało być od początku i próbne serie AK były tłoczone; jednak wówczas dla radzieckiego przemysłu technologia głębokiego tłoczenia okazała się za trudna i w masowo produkowanych AK komora była frezowana. Powrót do tłoczenia pociągnął za sobą obniżenie kosztów produkcji a także pewne obniżenie masy karabinka. Drugą poważną różnicą konstrukcyjną była zmiana sposobu osadzenia lufy (kołkowanie zamiast wkręcania na gwint). No i wprowadzono opóźniacz kurka, w tym przypadku nie dla obniżenia szybkostrzelności, ale zwiększenia stateczności przy ogniu ciągłym. Ponadto były jeszcze rozmaite drobiazgi: kolba nachylona pod nieco mniejszym kątem, nowy bagnet, kompensator podrzutu na lufie, takie tam. S - Składnoj (składany), wariant ze składaną kolbą. N - Nocznoj (nocny), a także Ł - nie wiem co to znaczy niestety. Generalnie to jest wersja przystosowana do montażu celownika noktowizyjnego. Zdaje się że zależnie od modelu celownika było stosowane oznaczenie N lub Ł (nie były zamienne). Te wersje zwykle miały też tłumik płomienia na lufie. P - nie wiem co to znaczy, wariant z trytowym podświetleniem przyrządów celowniczych. U - Ukorocziennyj (skrócony). Powstał tylko prototyp karabinka AKMSU, z lufą o długości 270 mm, nie produkowany seryjnie (wg innych źródeł wyprodukowano małą partię dla jakichś tam oddziałów specjalnych).
  16. Plusy i Minusy AK-47

    Hej No to może pozwolę sobie nawiązać do tematu. Co do plusów AK ma w zasadzie jeden ale za to duży. Mocna konstrukcja i mechanizm zaprojektowany z dużą tolerancją zapewniają sporą niezawodność i odporność na zanieczyszczenia. Co do minusów, kilka by się zebrało: niektóre wrodzone, a niektóre stały się istotne dopiero po latach. Wrodzonym minusem jest słaba ergonomia. Niebyt wygodne położenie "manipulatorów", stosunkowo krótka linia celowania (bo i lufa nie najdłuższa), duży podrzut związany z kątem nachylenia kolby - takie rzeczy. Wadą z dzisiejszego punktu widzenia jest trudność montowania akcesoriów dodatkowych. Współcześnie wymaga się od broni indywidualnej, by dało się wyposażyć ją w celownik optyczny, kolimatorowy, noktowizyjny, latarkę, granatnik itd. itp. w zależności od potrzeby. W czasach gdy powstawał AK jeszcze o tym nie myślano i w efekcie nie ma za bardzo gdzie dokładać takich rzeczy. Naturalne miejsce na szynę montażową, czyli grzbiet komory zamkowej, jest w tym przypadku nie do wykorzystania. Pokrywa komory jest bowiem zdejmowana (w ten sposób właśnie rozbiera się karabinek), a w efekcie stosunkowo wiotka i niezbyt sztywno osadzona. Nie nadaje się więc na podstawę dla lunety. Da się to oczywiście obejść, robiąc jakiś montaż z lewej strony komory zamkowej, ale nie jest to już takie wygodne (np. dla osób leworęcznych). No i dziadowski nabój, 7,62x39. To jest typowy nabój pośredni z tamtego okresu, czyli o kalibrze takim samym jak karabinowy (dla uproszczenia produkcji) tylko z lżejszym pociskiem i mniejszym ładunkiem miotającym. Jego właściwości balistyczne pozostawiają więc sporo do życzenia. Zdolność przebijania lekkich pancerzy także jest dosyć słaba. I znowuż, w czasach gdy ten nabój projektowano to było bez znaczenia: donośność skuteczna, choćby i marna, była radykalnie większa niż pistoletu maszynowego, a z pancerzy osobistych to w zasadzie tylko hełmy były rozpowszechnione. Dziś jednak, gdy szeroko stosuje się kamizelki kuloodporne, gdy widoczna jest tendencja, by każdy w ogóle wojskowy pojazd (także np. samochody terenowe i ciężarowe itp.) był jakoś tam opancerzony, problem staje się zauważalny. W latach 80.-90. w Rosji opracowano co najmniej kilka pocisków 7,62x39 określanych jako przeciwpancerne, czy "o zwiększonej penetracji", o troszkę lepszych parametrach, radykalnej poprawy jednak się tu nie uzyska w żaden sposób.
  17. Nagant wz.1895

    Hej Widzę że nie tylko mi się nudzi ktoś jeszcze odkopuje stare wątki... Nie produkowała trochę z nędzy a trochę dlatego, że nie widzieli potrzeby, żeby coś zmieniać. Rewolwer Naganta wszedł do służby dopiero co (1895) i w tym momencie był zaje***cie nowoczesny (naboje z bezdymnym prochem, mocne jak na tamtą epokę, takie "magnum" troszkę, 7 komór w bębenku a większość rewolwerów miała 5-6, bardzo mocna konstrukcja, samonapinanie). Ponadto w armii broń krótka odgrywa rolę wybitnie pomocniczą i nie jest bardzo istotne posiadanie super-najnowszych modeli (czy ściślej, nie było potrzebne w tamtej epoce, teraz jest to trochę bardziej skomplikowane).
  18. Fajne Około 20. sekundy: T-34 z miotaczem ognia, strzela w pełnym pędzie. Najpierw tuż przed siebie i omal się sam nie podpala, następnie unosi miotacz i strzela pod kątem w górę, a rozpylona mieszanka efektownie (ale nieefektywnie) wypala się w powietrzu.
  19. Hej OK, ale czy wy wszyscy na pewno macie na myśli urządzenie aktywne, takie jak z II wojny? Czy współczesne pasywne? Jak mówiłem, takich aktywnych współcześnie się rzadziej używa. Królują w praktyce dwa rozwiązania: wzmacniacze światła szczątkowego i termowizory. Jedne i drugie są urządzeniami pasywnymi, nie demaskującymi użytkownika. Działają na nieco innej zasadzie, chociaż mają w środku w pewnym momencie podobny przetwornik, to wykorzystują inną długość fali. Wzmacniacze światła bazują na tym, że tak naprawdę przynajmniej na otwartej przestrzeni nigdy nie jest całkiem ciemno. Zawsze trochę światła widzialnego jest w otoczeniu. Np. światło gwiazd dociera w pewnym stopniu nawet przez grube chmury. Jeśli więc wzmocnimy to szczątkowe światło kilka tysięcy razy, to dostaniemy całkiem niezły obraz otoczenia, umożliwiający obserwację, celowanie itp. Tak właśnie działają wzmacniacze światła - wzmacniają szczątkowe światło widzialne, mniejsza już o to jak. I oczywiście jeśli w polu widzenia wzmacniacza światła pojawi się silniej świecący obiekt, to wzmocniony tysiące razy taki sygnał może zablokować detektor (współcześnie stosuje się elektroniczny układ zabezpieczający przed tym). Termowizory wykorzystują światło podczerwone z tym że o większej długości fali - promieniowanie podczerwone zakresu cieplnego, w naturalny sposób emitowane i pochłaniane przez wszystkie przedmioty w otoczeniu. Tak się składa, że większość interesujących obiektów: ludzie, pojazdy, maszyny itp. emituje ciepło i w związku z tym mocno się wyróżnia z otoczenia. Także i tu można sobie wyobrazić, że przedmiot bardzo gorący, emitujący dużo ciepła, oślepi detektor (także i tu stosuje się odpowiednie układy zabezpieczające). Pytanie, czy taki przetwornik z II wojny, pracujący w bliskiej podczerwieni, też by się tak dał oślepić? Nie mam co do tego pewności. Czy to co pisaliście, flara, pocisk smugowy itp. dawałoby dość mocno w zakresie tej długości fali (bliska podczerwień) żeby oślepić detektor?
  20. Hej Ten przetwornik od aktywnego też ślepnie? Ej chyba nie (chociaż głowy bym nie dał; słońce to wiem że mu szkodziło, no ale ono wysyła wszystkie możliwe fale). Te ówczesne noktowizory działały na zasadzie aktywnej. Korzystały ze światła o stosunkowo krótkiej fali, tuż za zakresem widzialnym, wysyłanego przez specjalną lampę. Odbite od przedmiotów otoczenia światło podczerwone wpadało w lunetę-przetwornik, gdzie wybijało elektrony z matrycy, te były przyspieszane i z katody wtórnej wybijały jeszcze więcej elektronów które na koniec padały na ekran pokryty luminoforem. Pod wpływem elektronów luminofor świecił i na ekranie pokazywał się obraz widoczny w okularze lunety. Ta aktywna metoda jest stosowana i dzisiaj, ale już raczej nie w wojsku. Podstawową jej wadą jest to, że lampa demaskuje użytkownika: jeśli przeciwnik ma analogiczny przyrząd, może włączyć sam przetwornik (bez lampy) - oczywiście nic wtedy nie nie zobaczy, poza jedną jedyną rzeczą - lampą przeciwnika z wiadomym oczywiście skutkiem. Bardzo dużo zużywa też energii taki przyrząd (głównie lampa; dlatego zwykle przystosowana jest do szybkiego zapalania na krótki czas i gaszenia) i ma niewielki zasięg obserwacji, rzędu 200-300 m co najwyżej (a taki celownik do broni ręcznej to raczej nawet w granicach 100). Ma też oczywiście zalety. Daje obraz dosyć dobrej jakości (w porównaniu ze wzmacniaczami światła i termowizją), działa także w absolutnych ciemnościach np. w jakichś powiedzmy podziemiach, gdzie wzmacniacz światła nie ma czego wzmacniać i w pewnym stopniu pozwala też widzieć nie tylko w nocy ale i we mgle, deszczu, śniegu itp.
  21. Hej Gwoli ścisłości, w tym samym mniej więcej okresie (2. połowa 1944) także i Amerykanie i Brytyjczycy wprowadzili na uzbrojenie podobnej klasy urządzenia noktowizyjne (prosty celownik aktywny IR do broni strzeleckiej). Myślę że gdyby Niemcy na wielką skalę zastosowali także celowniki czołgowe, skonstruowaliby je i alianci.
  22. Hej Zasięg nie ma z tym nic wspólnego, to tylko kwestia zużycia paliwa i pojemności zbiorników. A jak długo silnik wytrzyma do kapitalnego remontu to już inna sprawa. Co do jazdy na 2-ce, też gdzieś o tym czytałem, nie pamiętam gdzie. Ale skoro prosisz o źródła no to postaram się poszukać. W związku z ogromną trudnością zmiany biegów w T-34 (siły na dźwigniach przekraczające ludzkie możliwości) często jeżdżono tylko na 2. biegu (można było z niego ruszać). Po zdjęciu ogranicznika prędkości obrotowej silnika można było rozwijać prędkość max. ok. 25 km/h co wystarczało w normalnej eksploatacji. Ale co to ma do rzeczy? Nie chodzi o otwarcie, ale o trafienie wbijające właz do środka. Oj nie nie. Jest na odwrót. Pole widzenia wieżyczki obserwacyjnej jest daleko większe niż ruchomego peryskopu. Zresztą najlepszy dowód, że w dalszym toku wojny to Rosjanie wprowadzili wieżyczkę obserwacyjną dowódcy a nie Niemcy zrezygnowali z niej. A 2-osobowa wieża to w ogóle kalectwo (chyba że czołg uzbroimy w automatyczne działko lub zastosujemy mechanizm ładujący). ??? Nie chcieli oczywiście. W ramach projektu nowego czołgu średniego (projekt VK 3002) powstały prototypy firm Daimler-Benz i MAN. I ten pierwszy zewnętrznie przypominał T-34 z uwagi na silnie pochylone burty i wieżę mocno przesuniętą do przodu. Niemniej i on miał 3-osobową wieżę z wieżyczką obserwacyjną dowódcy i konstrukcję podwozia całkowicie odmienną od rosyjskiej. Ostatecznie w czasie prób wyżej oceniono maszynę firmy MAN i ten czołg trafił do produkcji jako Pzkpfw. V Panther. Podobny do T-34 czołg zaproponowała też Skoda (T-25) i też odpadł. BTW ciekawostka miał on właśnie automat ładowania armaty. A ponadto musieli zachować olej napędowy dla marynarki wojennej, a szczególnie swej ogromnej flotylli U-bootów. Dlatego wygodniej im było produkować wszystkie wozy bojowe z silnikami benzynowymi, żeby wojska lądowe nie konkurowały z marynarką o paliwo. Ale kiedy w II. połowie 1944 stracili francuskie bazy i ogromną część wybrzeża i UBooty znacznie ograniczyły swe działania, w projektowanych w tym okresie niemieckich czołgach pojawiają się silniki Diesla.
  23. Czolgi niemieckie vs radzieckie ad '41

    Hej Czytałem gdzieś, że ogromne partie pocisków 45 mm produkowanych na przełomie lat 30/40. w wyniku błędu zahartowano do zbyt dużej twardości, przez co nabrały tendencji do rozbijania się o pancerz i paradoksalnie ich zdolność przebijania spadła. W ramach ogólnej desperacji lat 1941/42 zaczęto m.in. produkować pociski 45 mm z korpusów starych pocisków w 47 mm do XIX-wiecznych armat morskich Hotchkiss. Można przypuszczać, że z armaty 45 mm łatwiej było trafić w ruchomy cel z uwagi na bardziej płaski tor pocisku (wyraźnie większa prędkość pocz.). Na minus, 45-ka miała duże kłopoty z byciem półautomatem: po strzale powinna sama otworzyć zamek i wyrzucić łuskę, co bynajmniej nie było regułą. Kiedyś złośliwie nazwałem ją przez to "ćwierćautomatem" i po latach ze zdziwieniem stwierdziłem że w rosyjskiej literaturze faktycznie ją tak nazywano. Hej Nie no, bez przesady. Nie chce mi się liczyć teraz, ale na 1000 m to będą odchylenia od poziomu rzędu pojedynczych stopni. Na pewno mniej niż 10 a przypuszczam, że nawet 5 nie będzie.
  24. Hej Gwoli ścisłości, zbudowano 2 egzemplarze o żadnej eksploatacji nie było mowy, jedynie próby na poligonie. 1. Proch w broni palnej nie detonuje, lecz spala się. Jakby zdetonował, z broni nic by nie zostało. 2. Żeby uzyskać donośność 30 km, nie trzeba by robić takich cudów. Wiele ciężkich dział w całkiem klasycznym układzie miało taką, a nawet o wiele większą. Planowana donośność "pełnoskalowej" HDP miała wynosić 160 km. W praktyce podczas prób uzyskiwano najwyżej ok. 90 km. "Krótka" stonoga zmontowana w Lampaden ostrzeliwała Luksemburg z odległości 43 km; jej maksymalna donośność o ile dobrze pamiętam wynosiła 60 km. 3. W praktyce można powiedzieć, że żaden egzemplarz HDP nie przetrwał do dzisiejszych czasów. Te spod Lampaden zostały po wojnie przejęte przez Amerykanów i przetestowane na poligonie w Aberdeen (w stanie Maryland). W 1948 przekazano je na złom. W Polsce w Międzyzdrojach (Misdroy) mieścił się ośrodek badawczy i szkoleniowy HDP; do dziś można tam zobaczyć podpory pod "stonogę" i chyba jakiś schron dowodzenia (? - nie jestem pewien), lufa natomiast się nie zachowała. No w zasadzie jest obiekt w Mimoyecques we Francji - olbrzymi betonowy "bunkier" we wnętrzu wzgórza, mieszczący 25-działową baterię HDP (5 zestawów po 5 luf). Został on jednak poważnie zrujnowany wskutek alianckich nalotów, a dodatkowo po zajęciu tych terenów w 1945 brytyjscy saperzy wysadzili tunele wejściowe. W czasach współczesnych część tuneli uprzątnięto i urządzono w nich muzeum V-3, jednak o ile wiem te ukośne szyby z działami pozostają zawalone i niedostępne. Samolot braci Horten nie był budowany pod kątem własności stealth. Nie było to też takim oryginalnym pomysłem. W tych samych czasach analogiczne prace prowadził w USA John Northrop. Latające skrzydło w ogóle budziło zainteresowanie konstruktorów od od samych początków lotnictwa, gdyż w tym układzie cała konstrukcja samolotu wytwarza siłę nośną - nie ma kadłuba, który "marnowałby się" stanowiąc jedynie dźwigany "bagaż". W praktyce problemy ze statecznością i sterownością latającego skrzydła są tak wielkie, że niweczą wszelkie inne korzyści aerodynamiczne z tego układu. Przezwyciężyć je udało się dopiero po wielu dziesięcioleciach badań i przez zastosowanie aktywnego sterowania i sztucznej stateczności. Pierwszym sensownym samolotem w konfiguracji latającego skrzydła jest amerykański bombowiec Northrop B-2 z 1988 roku. Natomiast faktycznie latające skrzydło w naturalny sposób daje niskie echo radarowe - brak przejścia "skrzydło-kadłub" stanowiącego swego rodzaju naturalny reflektor kątowy dla fal radaru. I faktycznie w odniesieniu do Ho 229 to się potwierdziło. W 2008 firma Northrop-Grumman wspólnie z telewizją National Geographic Channel przeprowadziła taką akcję, że goście zbudowali naturalnej wielkości makietę Ho 229 z wykorzystaniem możliwie jak najbardziej zbliżonych do oryginalnych materiałów poszycia, klejów itp., i przetestowali ją na fabrycznym "poligonie" radiolokacyjnym w Tejon w Kaliforni z wykorzystaniem fal o takiej długości, jakie emitowały brytyjskie radary z połowy lat 40. Nakręcono o tym film dokumentalny Hitler's Stealth Fighter (Niewykrywalny myśliwiec Hitlera) wyprodukowany przez Myth Merchant Films w 2009. Okazało się, że samolot miał z przodu RCS na poziomie 40% myśliwca Bf 109, daleko przecież mniejszego (Ho 229 miał masę max. ok. 7-8 ton, rozpiętość 16,76 m, pow. nośną 50,2 m2; dla porównania Bf 109E odpowiednio ok. 2,5 t, 9,87 m, 16,4 m2). Inna rzecz, że Bf 109 prawdopodobnie generował bardzo silne odbicie od płaskich powierzchni śmigła; ciekawsze mogłoby być porównanie Ho 229 z jakimś innym odrzutowcem z tamtych czasów o klasycznej konstrukcji, w rodzaju Me 262 (6,5 t, 12,5 m, 21,7 m2) czy Gloster Meteor (F.8: 7,1 t, 11,3 m, 32,52 m2).
  25. Działania Japonii w 1941r.

    Hej To jak zawsze jest skomplikowane zagadnienie, ale generalnie przyczyny są dwie. Pierwsza to taka, że Japończycy walczyli o zdobycie źródeł surowców, ropy przede wszystkim (amerykańskie embargo za japońską agresję na Chiny). "Pod nosem" mieli pola naftowe w Indiach Holenderskich (czyli Indonezji) więc ich zajęcie oznaczało szybkie i bezpośrednie korzyści. Na kontynencie nic takiego nie było. O ile w ogóle coś wówczas wydobywano na radzieckiej Syberii (wątpię) to na pewno niedużo; a Indie Hol. to był wówczas 4. czy 5. producent na świecie. ZSRR też był wówczas wielkim producentem ropy ale wydobycie koncentrowało się w rejonie Morza Kaspijskiego, a więc praktycznie po drugiej stronie kontynentu, poza zasięgiem Japończyków. Po drugie japońskie wojska lądowe zaangażowane były już na wielką skalę w trwający od kilku lat podbój Chin. Otwarcie nowego frontu z ZSRR wymagałoby użycia podobnie wielkich sił lądowych. Odbiłoby się to na działaniach w Chinach, skąd trzeba by pewnie trochę zabrać, trzeba by też bardzo dużo ludzi zmobilizować. Atak na te wszystkie wyspy na południe od Japonii opierał się zaś w pierwszym rzędzie na siłach floty i lotnictwie pokładowym - tego Japończycy mieli mnóstwo - i relatywnie niewielkich oddziałach lądowych.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.