Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Hej W uzupełnieniu wypowiedzi Razora dodam, że współczynnik b można sobie przyjąć w przybliżeniu jako 1,3 - 1,5. A tu link http://polowaczka.com/archiw/polowaczka4/2strona/2strona.html do takich rozważań na temat odrzutu na poziomie podstawowym.
-
Hej Jak sądzę ów Drabik, tnąc kable przecinał też lont detonujący od razu. Po co miałby jedno ciąć a drugie zostawiać?
-
Hej Odpowiedź zbiorcza Myślę, że pancerne wieżyczki Grusona to raczej o wiele za dużo jak na potrzeby samoobrony. Do samoobrony to można by takiego Hotchkissa postawić na przykład: http://www.navweaps.com/Weapons/WNRussian_47mm_Hotchkiss.htm I karabiny maszynowe ewentualnie. Czyli tak właśnie około 150-200 ton by miały, jak tu ktoś wspomniał - mam rację? OK pewnie masz rację, chociaż na szybko nie kojarzę tak uzbrojonych 200-tonowych jednostek (tylko jakieś malutkie kutry). Skoro jednak nie było na Wiśle starć między okrętami rzecznymi, to te działka 37-47 mm wydają się generalnie bezużyteczne. No proszę; a wydawałoby się że nie tak łatwo polowej artylerii w statek trafić. Pewnie jednak strzelali na wprost ze stosunkowo bliskiej odległości? A może do statków unieruchomionych z jakichś względów? Dobrze ci się wydawało. W przypadku omawianych tu przez nas jednostek wątpliwości biorą się stąd, że wybudowano je jako statki, a potem zostały przejęte przez wojsko i uzbrojone. Moim zdaniem trafniejszym określeniem jest tutaj "statek uzbrojony" ponieważ jednostki te, choć miały uzbrojenie, wykorzystywane były nadal do takich celów jak statki - transportu zaopatrzenia, robotników, rannych, holowania barek... a nie do działań stricte bojowych.
-
Hej Dzięki za informację! A jeszcze: Pewnie nie tylko celów żywych, z tego co wiem to jakiś tam granacik do tego też przecież był. To i do innych statków można by z niej popykać i do jakichś celów nadbrzeżnych (byle niezbyt mocnych). Jak na 200-tonową jednostkę takie działko to całkiem przyzwoita siła ognia. Ale odporności w takim bezpośrednim starciu toto nie zagwarantuje (siła ognia nie zastępuje pancerza). Tyle, że sama wieżyczka Grusona jest przyzwoicie osłonięta, 25 mm pancerza i to silnie zaokrąglonego. Na pewno zniosłaby wszystkie czy większość małokalibrowych pocisków, poza jakimiś bardzo mocnymi (ale nie było ich wtedy za wiele), odłamki, myślę że nawet 75 mm granat odłamkowo-burzący z zapalnikiem natychmiastowym też by nie dał rady. Niemniej resztę stateczku by takie trafienia masakrowały; tyle z tego, że poszedłby na dno z nienaruszonym Grusonem na pokładzie .
-
Hej Nie, jeden był wyjątkowo niski i szczupły, o masie ciała 50% przeciętnej... Ale żeby było też coś merytorycznie, to mam uwagi na temat uzbrajania statków w działka 37-47 mm. Czy to było do samoobrony? Czy goście zakładali jakieś takie rzeczne pojedynki? Czy na Wiśle to w ogóle możliwe? BTW jak duże były te statki? Nie mam zastrzeżeń do samego uzbrajania statków, bo to zrozumiałe w przypadku wykorzystywania ich przez wojsko. W Polsce w okresie międzywojennym były jakieś uzbrojone statki ale z armatami 75 mm. To jest normalny kaliber ówczesnej artylerii polowej i można tego używać jak artylerii, do ognia bezpośredniego i pośredniego, ostrzeliwania różnych rzeczy z bezpiecznej odległości paru kilometrów, wsparcia oddziałów walczących na lądzie itd. itp. Statki nie były opancerzone, ale też co im tak naprawdę zagrażało - artyleria polowa słabo nadawała się do strzelania do celów ruchomych, a jeszcze z tych paru kilometrów... A te małe 37- czy 47-ki to generalnie broń do ognia na wprost na odległość 1-2 km. Na taką odległość raczej się w statek nie chybi. A nawet już można zacząć przymierzać się w konkretną jego część - w mostek czy koła łopatkowe czy coś. I nawet przy ówczesnej przeciętnie dziadowskiej amunicji zniszczenia będą znaczne. 2 mm blacha ze stali zwykłej to nie jest żadna osłona, nawet przed ogniem karabinowym z 1 km czy przed odłamkami.
-
Ooo no to całkiem przyzwoicie! Jeśli cię to pocieszy, to 12 mm stali miękkiej powinno zatrzymać zwykły pocisk karabinowy z jakichś 100 m (a może nawet i bliżej) pod dowolnym kątem. 18 mm prawdopodobnie wytrzyma nawet "z przyłożenia". Karabinowy pocisk przeciwpancerny pewnie dałby jednak radę ze 100-200 m o ile kąt byłby dobry.
-
Hej To bardziej skomplikowane. Po pierwsze "dlaczego IS-2" - dlatego że... po prostu były. Chińczycy otrzymali od ZSRR kilkadziesiąt sztuk. Były na uzbrojeniu takich samodzielnych pułków odwodu naczelnego dowództwa (mieszany zestaw IS-2 i T-34/85). I były skierowane do Korei, jednak jak się wydaje do ich bojowego użycia nie doszło -brak w każdym razie takich relacji. Po drugie, IS-3 to konstrukcja z II wojny, w 1946 zakończono jego produkcję. W 1950 nie był więc już raczej specjalnie nowatorskim pojazdem. Mimo swoich niezaprzeczalnych zalet, cierpiał on też na bardzo poważne wady konstrukcyjne. I to nie jakieś "duperele" w rodzaju złej pracy skrzyni biegów, co było poniekąd rosyjską tradycją . Ale na przykład pękanie burt w przedniej części kadłuba wskutek naprężeń podczas jazdy (a ciekawe, co by było, jakby wjechał na minę - urwałoby mu ten przód całkiem?). W latach 1948-52 przeprowadzono obszerny program modernizacyjny, w ramach którego przynajmniej część tych wad udało się usunąć (ową nieszczęsną przekładnię, czy wyrywanie się silnika z łoża). Można więc przypuszczać, że w 1950 przerobionych czołgów mogło być jeszcze za mało, by je dostarczać sojusznikom.
-
I tak i nie. W celowaniu to oczywiście pomagało, po to przecież w ogóle wynaleziono takie pociski. Ale z drugiej strony smugowe pociski ostrzegały też przeciwnika, że jest atakowany i pozwalały na łatwiejsze wykonanie uników. O ile wiem Amerykanie walczący w Europie przeprowadzili sobie wtedy badania statystyczne i wyszło im, że odsetek zestrzeleń przy użyciu amunicji klasycznej jest dużo większy niż przy pociskach smugowych w związku z czym myśliwce USAAF w Europie dosyć szybko zaprzestały ich stosowania. W myśliwcach RAF na początku wojny niekiedy goście kazali sobie ładować same smugowe jako ostatnie np. 25 naboi w taśmie. Pozwalało to na szybkie zorientowanie się, że amunicja jest na wyczerpaniu (oczywiście były i liczniki jej stanu, ale w gorączce walki pilot mógł nie zwracać na nie uwagi). Ale z drugiej strony informowało to także przeciwnika, że atakujący go myśliwiec ma mało naboi, co też było niepożądane, tak że ten zwyczaj później zarzucono.
-
Porównanie wojsk lądowych UW i NATO w latach zimnej wojny
Speedy odpowiedział mch90 → temat → Konflikty i wojny
Hej Hmm "we wszystkim" - to znaczy konkretnie w czym? Powiedziałbym, że pod względem takich podstawowych parametrów bombowca - udźwig bomb, zasięg, prędkość - to właśnie B-52 ma przewagę. -
Hej "Moralische Wirkung" to po niemiecku coś jakby "efekt psychologiczny". Nie ma to nic wspólnego z moralnością. Niewątpliwie bagnety miały ogromny efekt psychologiczny, z tego co wiem atak na bagnety często powodował ucieczkę przeciwnika (oczywiście raczej w erze broni jednostrzałowej, potem się to trochę zmieniło, ale efekt psychologiczny oczywiście został). A jeszcze w temacie, strzelający sygnet (z czyjegoś bloga, http://tinyurl.com/bafmktg). Nie za wiele wiem o balistyce tego naboju, 5 mm Lefaucheux ale tak na oko to nie wygląda, żeby mógł dużą krzywdę zrobić... Tu jeszcze http://www.terrorsofmen.com/387/the-ring-pistol-deadly-jewlery
-
Hej Oczywiścnie nie miałem na myśli strzelania na ślepo, tylko taką sytuację, że wspomniany niszczyciel czołgów dostaje informację: "W rejonie wsi takiej-i-takiej zaobserwowano czołgi przeciwnika". I ponieważ jest w pobliżu to wtedy sobie strzela itd, tak jak to wcześniej było mówione. No dobra ale kiedy mogłaby taka sytuacja wystąpić? Jak rozpoznawczy Rosomak znienacka napotka wroga? No to od tego przecież jest rozpoznanie, żeby się nie dać zaskoczyć. Jak jednak będzie miał pecha i wpadnie w zasadzkę tak jak opisujesz, no to cóż. Nie bardzo widzę, co można by z tym fantem zrobić. Generalnie jednak oddział rozpoznawczy nie powinien w ogóle wdawać się w bijatyki, lecz po napotkaniu wroga natychmiast się wycofać i powiadomić o tym fakcie. A te wszystkie niszczyciele z rakietami i popularne (choć nie w Polsce) pojazdy wsparcia ogniowego czyli lekkie wozy z ogromną armatą ppanc. mają zwiadowcy właśnie tylko na wypadek, jakby się tak od razu wycofać nie udało.
-
Hej No wybacz ale to co opisujesz to sytuacja zasadzki. Ciekawe kto by sobie lepiej poradził w takiej sytuacji? Toć "zasadzony" zawsze strzeli pierwszy, bo po to przecież zasadzkę zastawił i tylko czeka aż ktoś w nią wpadnie. Nawet prawdziwy czołg w rodzaju M1 czy Leo 2 miałby trudności w takim starciu. Typowa sytuacja dla niszczyciela czołgów to taka, że to on sam siedzi w zasadzce i czeka na atak czołgów przeciwnika, albo kontratakuje, odpierając takowy atak. I tu Spike czy podobne pociski dają ogromną przewagę, niezależnie od platformy, bo można wystrzelić je z ukrycia, zza przeszkody terenowej, nie narażając się na bliskie kontakty z tymi czołgami. I wbrew temu co piszesz, dość dobrze radzą sobie nie tylko w otwartym terenie ale i górzystym, zabudowanym itp. Spike'a można wystrzelić w taki sposób, że po starcie wzbije się on stosunkowo wysoko, transmitując do operatora obraz z pokładowej kamery. Pozwala to operatorowi "rozejrzeć się", odszukać cel i zaatakować go z góry, nawet jeśli kryje się on np. za pagórkiem czy wśród zabudowań.
-
Hej Przepraszam, przeoczyłem stary wątek. A teraz po 5 latach to chyba i tak już nieaktualne? Pewnej klasy rakiet (takich powiedzmy "SCUDÓW" o zasięgu 300 km) faktycznie NATO nie miało; uważano, że za uderzenia na taką głębokość będzie odpowiadać lotnictwo taktyczne. Potem się to trochę zmieniło, powstały wersje ATACMS-a o zasięgu 300 km (MGM-140B, MGM-168), rozważane były i 500-kilometrowe.
-
Hej Hmm a jak zginął? Angielska wiki i strona jaką linkowałeś podaje dokładnie to samo. Tylko z takimi szczegółami technicznymi na temat wypadku i obrażeń i tego, że zmarł po kilku dniach w szpitalu - o to ci chodzi?
-
Hej Opis lądowania sterowca: http://battleblimps.com/landing.html Na tej samej zasadzie unieruchomiłoby to i sterowiec. Problem dotyczył potencjalnej możliwości uszkodzenia silników, zasysających z powietrzem pył wulkaniczny. Sterowce wszak też silniki mają. Nie no, tak przecież nie jest. Gaz ziemny jest oczyszczany po wydobyciu i przy okazji odzyskuje się z niego hel, będący niejako produktem ubocznym (chociaż bardzo cennym). Wg wikipedii rocznie produkuje się go na świecie kilkanaście tys. ton. No to policzmy: gęstość helu to ok. 0,18 kg/m3. Największe zbudowane dotąd sterowce, niemiecki typ Hindenburg miały objętość 200 tys. m3, czyli potrzebowałyby 36 t helu. Czyli co, kilkaset takich ogromnych sterowców rocznie można by napełnić. Nie tak źle... Prądy strumieniowe (jest stream). Tyle że one są jak rzeki, płyną w określonych miejscach tylko. I zazwyczaj aż tak szybkie nie są, to raczej wyjątkowo te 300 km/h się zdarza. Tu sobie można poczytać http://en.wikipedia.org/wiki/Jet_stream Krótko tzw. polarne spotyka się na wys. 7-12 km a więc nie tak strasznie wysoko z punktu widzenia samolotu, tzw. subtropikalne wyżej, 10-16 km ale ciągle nie ma tragedii.
-
Hej Uczciwie mówiąc coraz mniej w to wierzę. Od kiedy jako mały dzieciak nauczyłem się czytać i zacząłem interesować się lotnictwem, militariami itp. - a więc już prawie 40 lat temu - co i raz czytam o rychłym renesansie sterowców. Póki co jednak nic z tego nie wyszło i nie bardzo widzę, co by wyjść miało. Jakby nie ma za bardzo miejsca dla nich w gospodarce. Duże ładunki na dużą odległość najtaniej przewozić statkiem czy koleją. A jeśli jest taka sytuacja, że ładunek musi być przewieziony jak najszybciej, robi się to samolotem. Nie bardzo widzę tu miejsce dla transportowego sterowca. No bo jeśli nam się bardzo spieszy, to wybierzemy samolot, który od sterowca jest kilkakrotnie szybszy i nie tak podatny na pogodę (większa szansa terminowej dostawy). A jak się nam nie spieszy, to transport drogowy/kolejowy/drogami wodnymi jest o wiele tańszy niż lotniczy. To co, sterowiec byłby na takie okazje "spieszy nam się, ale nie za bardzo" ? Z tym "niemal wszędzie" to nie do końca prawda. Potrzebny jest rozległy otwarty teren, rozległy odpowiednio oczywiście do wymiarów sterowca. Ogólnie lądowanie sterowca to dosyć skomplikowany i niezbyt bezpieczny manewr. Szczególnie przy gorszej pogodzie. W ogóle dość duża wrażliwość na pogodę to podstawowa wada sterowców. Gwoli ścisłości, głównym źródłem przemysłowym helu jest oczyszczanie gazu ziemnego. Instalacja taka pracuje również w Polsce.
-
Hej O ile wiem nie. Przyczyną była depesza od samego von Lettow-Vorbecka, którą jak mi się zdaje odnaleziono nawet jakoś współcześnie w niemieckich archiwach. Tzn. ona nie była do samego sterowca, (L-59 miał od początku misji potężne problemy z łącznością, ale zdołał się w końcu doprowadzić do takiego stanu, że była możliwość odbioru wiadomości), lecz do niemieckiego dowództwa, które powiadomiło marynarkę wojenną a ta - swój sterowiec. Krótko mówiąc, von Lettow-Vorbeck informował, że nie jest w stanie dłużej utrzymać się na płaskowyżu Mahenge (wyznaczonym na miejsce lądowania L-59), masakruje go brytyjska artyleria i zmuszony jest odejść w góry. Marynarka zaś oceniła, że lot i lądowanie sterowca w terenie górskim są ekstremalnie ryzykowne i niemal na pewno skończy się to katastrofą. Wydała więc rozkaz zawrócenia L-59.
-
Najlepszy karabin snajperski II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Zapewne masz na myśli rosyjski SW-99 czy podobne rzeczy http://world.guns.ru/sniper/sniper-rifles/rus/sv99-e.html Ale powiedzmy sobie, to broń bardziej policyjna, do bardzo specyficznych zastosowań: ciche "gaszenie" świateł, przebijanie opon, zabijanie psów wartowniczych itp. Człowieka też oczywiście można zranić czy zabić, jak się dobrze trafi. A jak się dobrze nie trafi to kicha. Jedyna zaleta takiego czegoś, to łatwość wyciszenia, nabój .22LR w ogóle uchodzi za niezbyt głośny a jak jeszcze jest tłumik no to już w ogóle. Ale zastanawiam się czy wyciszony karabinek na naboje pistoletowe np. 9 mm Para, albo po prostu pistolet maszynowy z tłumikiem w rodzaju MP 5SD na taką odległość nie byłby w praktyce równie cichy jak 22-ka, a siłę rażenia miałby na pewno zdecydowanie większą. -
Hej OK już rozumiem o co ci chodzi. Faktycznie z obydwoma tymi postulatami wypadałoby się zgodzić. Mało tego, jak pewnie wiesz (ale napiszę, bo może ktoś inny to przeczyta i się czegoś nowego dowie) Rosjanie w początku lat 20-tych ub. wieku podjęli próbę takiej właśnie unifikacji, zbudowania całego systemu broni strzeleckiej opartego o karabin automatyczny Fiodorowa wz.1916 (Awtamat Fiodorowa, AF), strzelający tym właśnie japońskim nabojem 6,5x50SR. Prócz wspomnianego karabinu w jego skład wchodziło kilka wersji rkm-owych, ckm na trójnogu oraz lotnicze i czołgowe karabiny maszynowe. Ostatecznie projekt zarzucono w dążeniu do unifikacji amunicji (tzn. zapadła decyzja by przerobić to wszystko na standardowy nabój 7,62x54R, a że się nie dało, to cały program upadł). Czemu w ogóle zarzucono AS-44, to jest ciekawe. W testach z tego co wiem wypadał lepiej od konkurentów i już była wyprodukowana próbna seria testowana przez wojsko. Sudajew owszem zachorował i zmarł w 1946, ale przecież nie robił tego karabinka sam w piwnicy, ani nie zabrał wszystkich planów ze sobą do grobu. Kierował zespołem konstruktorów w dużej fabryce, także doświadczonych fachowców, została przecież cała dokumentacja, można było spokojnie pociągnąć projekt do szczęśliwego końca. A jednak z niego zrezygnowano... (A tak BTW to właśnie AS-44 wydaje się mieć pewne cechy podobne do MP 43. Także pomyślany jest jako bardzo ciężki, w pierwszej wersji 5,9 kg z nabojami, dla zapewnienia dużej stabilności przy ogniu ciągłym. Także ryglowany jest przez przekoszenie zamka w płaszczyźnie pionowej i ma podobnie rozwiązany przełącznik ognia, w postaci "kołeczka" przepychanego w poprzek komory spustowej tak że wystaje albo z lewej albo z prawej strony.) Można przypuszczać, że były wokół tego programu jakieś polityczne rozgrywki. Z jednej strony nikomu nie było na rękę, by konkurs wygrał nieżyjący konstruktor, bo wszak wtedy wszelkie nagrody i apanaże z tym związane by się "zmarnowały". Z drugiej, wydaje mi się że były polityczne naciski z samej góry, by pokazać wszem i wobec, że prosty robotnik (Kałasznikow miał za sobą szkołę podstawową) dzięki wrodzonemu geniuszowi klasy robotniczej zrobił karabinek lepszy niż ci wszyscy wykształceni mądrale w okularach i ze studiami. A to, że praktycznie firmował tylko swoim nazwiskiem prace bardziej doświadczonych kolegów, ba, że sami członkowie komisji konkursowej pomagali mu ten karabinek dopracować, to już nie były tak szeroko znane fakty. :D/> błagam cię :)/> :)/> Co to znaczy "balistyczną kopią"? Pewnie że ma podobne parametry. Jak przy podobnym kalibrze postawiono takie same wymagania (donośność skuteczna 400 m) to jakie ma je mieć?? Przecież w takim samym powietrzu lata i takiej samej podlega grawitacji. Jeśli już wyciągać takie rzeczy to jest taka wersja że rosyjski nabój 7,62x39 jest kopią jednego z eksperymentalnych naboi niemieckiej firmy Geco z połowy lat 30-tych, czy to zagarniętego po wojnie w okupowanych Niemczech czy to wykradzionego przed wojną przez rosyjski wywiad. Możesz wejść na hiszpańską stronę municion.org, zakładka fuego central, naboje są poukładane wg kalibrów, i obejrzeć sobie jeden z tych naboi Geco: 7,75x40 Winter M35. Różni się trochę wymiarami od rosyjskiego ale ma podobny kształt i proporcje i podobnie mocno stożkowatą łuskę. EDIT a propos przeczytałem właśnie na jednym z portali, że Michaił Kałasznikow trafił dzisiaj do szpitala na oddział reanimacji. Rosyjski konstruktor ma obecnie 93 lata i od kilku miesięcy miał problemy zdrowotne.
-
Broń chemiczna w I wojnie światowej
Speedy odpowiedział redbaron → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Pamiętam takie opowiadanie Janusza Meissnera (prócz tematyki lotniczej i marynistycznej napisał on też trochę takich opowieści grozy, o duchach itp.), niestety nie przypominam sobie tytułu, którego akcja działa się w czasie I wojny. Duch poległego żołnierza ostrzegł w nim kolegów przed atakiem gazowym, dzwoniąc w taki właśnie dzwon sygnałowy. -
Hej Nie określiłbym tak tego, podobny system uzbrojenia piechoty (nabój pośredni w karabinkach i ewentualnie lekkim rkm-ie, nabój karabinowy w karabinach masz.) jest dzisiaj standardem. Tak samo "wpuścili się" Niemcy wcześniej. Co można zarzucić Rosjanom, to to, że dziadowski nabój wybrali. Ponoć jednak nie mieli innego wyjścia, tak jak tam dalej piszesz testowali rozmaite naboje małokalibrowe między 6-7 mm i wiedzieli, że są lepsze, tylko koszty przestawienia parku maszynowego na produkcję luf innego kalibru niż 7,62 mm uznali za zbyt wysokie. Może nawet 2 mln. Taką chyba mieli wizję uzbrojenia piechoty na początku, samopowtarzalny karabinek + lekki rkm, a karabinek samoczynny jako taki dodatek, w jednostkach elitarnych ("gwardyjskich") itp. A potem ich opamiętanie naszło, po co w zasadzie tak kombinować, koszty takiego czy innego karabinka i tak będą podobne, to czemu właściwie nie dać wszystkim "awtamata"... No jest lepszy, jest, tylko AKM to już jednak rok 1959. W tym okresie istniał już np. AR-15, który przy wszelkich swych wadach odrzut i podrzut miał jeszcze daleko mniejszy. A w perspektywie kilku dosłownie lat pojawiły się jeszcze fajniejsze karabinki. Co do podobieństw i różnic między AK a MP 43/StG 44 polecam artykuł Botrasa "Pochodzenie karabinka AK" http://remov.pl/ dosyć wnikliwie omawiający mechanizm obu broni.
-
Hej Spójrz na to z drugiej strony. A czy ktoś miał w tym momencie lepszy karabinek? Wszyscy inni "wpuścili się" w nabój karabinowy pełnej mocy i robili automatyczne karabiny na takowy: cięższe, o większym odrzucie i bez możliwości efektywnego prowadzenia ognia ciągłego. Oczywiście także o większej donośności skutecznej i zdolności przebijania. Tylko że w okolicach 1950 roku to nie miało dużego znaczenia.
-
Artyleria towarzysząca, pułkowa, batalionowa i okopowa
Speedy odpowiedział jancet → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Te amerykańskie wynalazki pozwalają też spojrzeć z większym realizmem na efektywność klasycznych szrapneli. Splintexy uchodziły za dosyć zabójcze, bo z uwagi na małe rozmiary i kształt lotek (strzałki) zawierały ogromną ich liczbę. Wspomniany M546 do 105 mm haubicy zawierał 8000 lotek, M581 do 106 mm działa bezodrzutowego - nawet 10000. Gęstość pola rażenia była więc dosyć duża. Dla porównania, klasyczny szrapnel z czasów I wojny do brytyjskiej ciężkiej armaty 60-funtowej (127 mm) zawierał 760 lotek (kulek), a do polowej 18-funtówki (83,8 mm) - 374 lotki. Czyli ta gęstość musiała być radykalnie niższa... co od razu nasuwa myśl: czy aby nie była za niska? Może to jedna z tych rzeczy na które trzeba wpaść :)/> wszystkie elementy są gotowe, tylko poskładać je do kupy. Na pewno nie byłby taki granat bardziej skomplikowany od szrapnela, już raczej prostszy chyba nawet - mniej elementów, mniej operacji technologicznych. I owszem, w szrapnelu zapalnik czasowy przekazywał płomień do tego ładunku wyrzucającego, a tu by przekazał do spłonki detonującej i detonatora, nie ma w tym nic niezwykłego, bo te same elementy były przecież i w klasycznym granacie z zapalnikiem uderzeniowym. Prędkość graniczna, też się czasem mówi. -
Artyleria towarzysząca, pułkowa, batalionowa i okopowa
Speedy odpowiedział jancet → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej Gdzie nie były tam nie były Faktycznie, jeśli chodzi o armie ZSRR i państw Układu Warszawskiego, to szrapneli tutejsza artyleria chyba nie miała (co najwyżej jakieś pradawne pozostałości z czasów wojny). Natomiast Amerykanie od lat 50. rozwijali nową generację amunicji przeciwpiechotnej, w tym także amunicję artyleryjską typu szrapneli (beehive)i kartaczy (canister). W czasie wojny wietnamskiej w latach 60. wszedł u nich do użytku m. in. pocisk M546 do 105 mm haubic i do 106 mm działa bezodrzutowego też był analogiczny i pewnie jeszcze kilka by się znalazło. Nie nosiły one nazwy szrapnel, oficjalnie był to splintex shell, potocznie zwano go beehive (ul pszczeli, gdyż podobno chmura lotek wydawała taki bzyczący odgłos w locie). Splintex różnił się trochę budową od szrapneli z I wojny, niemniej sama taka ogólna zasada działania była ta sama: zapalnik czasowy, ładunek wyrzucający i lotki, tym razem w postaci metalowych strzałek. W tamtych czasach opracowano też szrapnelową głowicę (także ze strzałkami) do niekierowanych rakiet powietrze-ziemia 2,75" FFAR (70 mm). Nieco później analogiczne głowice skonstruowali też Rosjanie do swoich rakiet podobnej klasy: S-5 (57 mm) i S-8 (80 mm). Współcześnie modnym tematem są pociski AHEAD do małokalibrowych działek plot. Tak że jest tego trochę... Myślę jednak że ten kąt upadku byłby znacznie mniejszy, Znowuż, nie mam tu pod ręką żadnych tablic balistycznych, niemniej na stronie Naval Weapons są takie dane dla niektórych dział. Oczywiście okrętowych a więc z reguły znacznie cięższych i mocniejszych niż w artylerii polowej, może więc przy jakimś słabszym naboju ten kąt byłby większy nieco. Tu np. http://www.navweaps.com/Weapons/WNBR_6-50_mk23.htm dla brytyjskiej armaty 152 mm Mk.XXIII; jak widać przy kącie rzutu 13,1 st. kąt upadku wynosi 23,6 st. a więc nadal dosyć mało. Co do ognia z haubic, znowuż jest i druga strona medalu, po co używać szrapneli, pociski odłamkowe spadając pod dużym kątem mają spore szanse wpaść po prostu do samych okopów i narobić jeszcze więcej szkód. Ale faktycznie, jakby jednak wraz z nimi wystrzelić trochę szrapneli lub granatów z zapalnikiem czasowym, to może efekt byłby jeszcze lepszy, kto wie... Trudno mi powiedzieć dokładnie. Przypuszczam, że w czasie II wojny światowej. Na wielką skalę używano wówczas artylerii przeciwlotniczej do walki na lądzie, niszczenia czołgów, umocnień i ogólnie wsparcia. A tam się rutynowo używa zapalników czasowych, które można by nastawić na wybuch w odpowiednim momencie czyli na odpowiedniej wysokości. Amerykanie i Brytyjczycy wprowadzili też podczas wojny zapalniki zbliżeniowe, także w pierwszej kolejności z myślą o prowadzeniu ognia plot., ale potem zaczęto je także stosować w pociskach artylerii polowej, moździerzowych, lotniczych bombach i rakietach powietrze ziemia - właśnie z myślą o powodowaniu eksplozji na odpowiedniej wysokości by uzyskać większy efekt rażenia odłamkami. To jest prędkość zatrzymania? W sensie, że ta, przy jakiej opór powietrza równoważy ciężar? Ciekawe, nie wiedziałem że tak mało. Swobodnie spadający człowiek w przypadkowej pozycji ma prędkość zatrzymania około 40-50 m/s, wydawałoby się, że kulka mająca większą gęstość i bardziej opływowe kształty powinna polecieć szybciej. Na wikipedii są takie rozważania, że w przypadku szrapnela z przeciętnej armaty kal. ok. 76 mm z czasów I wojny, przy strzelaniu na maksymalną odległość, prędkość końcowa lotek będzie rzędu 120 m/s (400 fps). Dla porównania, przeciętna prędkość początkowa odłamka z pocisku wypełnionego kruszącym m.w. w rodzaju TNT jest rzędu >1000 m/s. -
Artyleria towarzysząca, pułkowa, batalionowa i okopowa
Speedy odpowiedział jancet → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Hej No widzisz, chyba o to całe nieporozumienie się opiera. Bo naukowo szrapnel to coś takiego: http://en.wikipedia.org/wiki/Shrapnel_shell i ja to tak rozumiem. Szrapnel ma zapalnik czasowy, w środku są lotki (najczęściej w postaci metalowych kulek lub strzałek) i prochowy ładunek wyrzucający. Zapalnik ustawia się w odpowiedni sposób, tak by szrapnel rozcalił się w optymalnej odległości (na kilkadziesiąt czy 100 m powiedzmy) przed ostrzeliwanym celem. Zapalnik powoduje zapalenie ładunku prochowego, skok ciśnienia wyrywa przednią część pocisku i lotki zostają wyrzucone ze środka. A to co opisałeś, wygląda raczej jak granat (pocisk) odłamkowy z zapalnikiem czasowym albo zbliżeniowym, wybuchający na pewnej wysokości nad ziemią. To jest generalnie prawie zawsze lepszy pomysł od szrapnela. Odłamki rozlatują się w przeważającej liczbie mniej więcej prostopadle do osi pocisku. W przypadku pocisku armatniego spadającego pod relatywnie małym kątem duża ich liczba poleci pionowo w dół, spora liczba także pod różnymi kątami pomiędzy pionem a poziomem, część oczywiście zmarnuje się lecąc do góry, ale i tak miejsce nad którym nastąpił wybuch zostanie przeorane odłamkami, których prędkość jest ogromna, zwykle ponad 1000 m/s. W ten sposób można porazić przeciwnika ukrytego np. w okopie, nad którym następuje wybuch. Lotki szrapnela zaś lecą mniej więcej równolegle do osi pocisku (w stożku o kącie rozwarcie kilka st.) czyli jeśli ten spadał pod małym kątem, to i lotki polecą pod podobnie małym kątem i dla przeciwnika ukrytego za wałem, murem, w okopie itp. nie będą większym zagrożeniem. W dodatku prędkość lotek szrapnela, szczególnie na dużą odległość, jest relatywnie niewielka i w miarę szybko wytracają ją do poziomu przy którym siła rażenia może się okazać niedostateczna.