Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Nie można - ładunek w pocisku art. nie jest sypki, stanowi litą bryłę m.w. szczelnie wypełniającą całą skorupę. Można by go wydłubać jakoś ewentualnie, ale to dosyć żmudne. No i otwór roboczy (gniazdo zapalnika) z reguły ma bardzo małą średnicę, co też utrudnia takie wydłubywanie. Gwoli uczciwości muszę dodać, iż słyszałem, że w pociskach długotrwale i nieprawidłowo przechowywanych (np. leżących w ziemi) materiał wyb. może ulec takim przemianom ze starości że właśnie stanie się kruchy i ulegnie "samosproszkowaniu". Mam wątpliwości czy to prawda w odniesieniu do TNT, bo on jest generalnie dosyć trwały chemicznie. No ale powiedzmy jakiś amatol (mieszanina TNT i saletry amonowej): jeśliby np. w czasie wiosennych roztopów przedostała się do niego wilgoć, woda rozpuściła częściowo saletrę, w letnie upały wyschła a saletra wykrystalizowała na nowo, i tak rok po roku, to pewnie mieszanina rozdzieliłaby się w jakimś stopniu, kto wie czy nie rozpadając się na proszek właśnie. EDIT widzę, że widiowy7 coś dopisał w międzyczasie więc jeszcze dwa słowa komentarza: To zależy jak sobie ten trotyl następnie użytkownicy spreparowali. Jeśli sproszkowali, no to wiadomo, że materiał o mniejszej gęstości jest z reguły słabszy niż ten o większej gęst. Jeśli nawet sprasowali proszek, to i tak zapewne w warunkach konspiracyjnych nie dysponowali taką technologią jak w fabryce więc i tak gęstość wyszła mniejsza. A odlewać to wątpię, żeby im się chciało. TNT jest ogólnie mało wrażliwym materiałem, a odlewany jest szczególnie mało wrażliwy i nie detonuje od standardowej spłonki saperskiej (tzw. spłonki nr 8). Owszem, można to obejść, są producenci co robią odlewaną amunicję saperską z TNT, ale w taki sposób, że w miejscu gdzie jest otwór dla spłonki, w odlewanym ładunku znajduje się wtopiona wstawka z prasowanego TNT, który jest bardziej wrażliwy. Ale wątpię by w warunkach konspiracyjno-partyzanckich komuś się chciało tak bawić. Owszem; o ile wiem właśnie metodą wydłubywania. W przypadku pocisku od 60 cm moździerza otwór pod zapalnik miał chyba z 10 cm średnicy i można było swobodnie włożyć rękę do środka. A z kolei podgrzać 2-tonową "pigułę" celem wytapiania byłoby raczej trudno. Owszem, ale to jest właśnie jeden z etapów tego wydłubywania. W pocisku grzebie się czymś, skrobiąc i krusząc materiał wyb., a następnie co jakiś czas przechyla się go czy odwraca i wysypuje "urobek".
  2. Tak - o ile jest to trotyl lub mieszanina ze znacznym jego udziałem. Temperatura topnienia TNT wynosi 80 st. C a temp. samozapłonu chyba 230 czy coś w tym rodzaju. Można więc bezpiecznie stopić go na łaźni wodnej. A przemysłowo często robi się to parą pod ciśnieniem.
  3. Encyklopedia I Wojny Światowej

    Hej Ja jak zwykle w kwestiach technicznych: Artyleria gwintowana - tak, na niewielką skalę (brytyjskie działa Armstronga) więc faktycznie żadnego znaczenia to nie miało. Dużą rolę odegrała natomiast gwintowana broń strzelecka. Proch bezdymny - nie znano go jeszcze, z propelantem opartym na nitrocelulozie eksperymentowali już jednak Austriacy a nawet rozpoczęli produkcję nitrocelulozy (ale były problemy z trwałością, po serii pożarów i wybuchów w magazynach przerwali. Potem poprawili technologię i wznowili produkcję ale po kolejnej serii pożarów i wybuchów w magazynach przerwali znów. Ale poprawili technologię... itd., w sumie 4 razy ) ) Beton - nie, o ile wiem, był znany (a nawet żelbet, wynaleziony w 1849) ale nie stosowano go w fortyfikacji jeszcze. Pancerz - tak. W 1854 Francuzi zbudowali serię okrętów określonych wówczas jako "pływające baterie" (typ Devastation). Były to 1600-tonowe jednostki z napędem parowym, o drewnianym kadłubie osłoniętym 110 mm płytami z kutego żelaza. Użyto ich w czasie oblężenia rosyjskich twierdz nad Morzem Czarnym. Podobne okręty (typ Aetna) zbudowali też Brytyjczycy, jednak nie zdążyły już wziąć udziału w walkach. Radio - oczywiście nie. Szeroko wykorzystywano jednak przewodową łączność telegraficzną. Z wynalazków hi-tech Rosjanie zastosowali dość szeroko miny morskie. Z uwagi na dość mały ładunek wyb. (kilkanaście kg i w dodatku był to czarny proch) nikt chyba nie zatonął na nich, ale kilka brytyjskich okrętów odniosło uszkodzenia. Armie koalicji zaś eksperymentowały z wykorzystaniem fotografii do rozpoznania. Przy długim czasie naświetlania można było wykonać nocne zdjęcie pozycji przeciwnika, korzystając ze światła szczątkowego. Pewne efekty dawało też fotografowanie we mgle (emulsja foto była w pewnym stopniu wrażliwa na światło podczerwone, choć nie za mocno).
  4. Kolej atmosferyczna - niezbyt udany projekt?

    Bo przesyłanie sprężonego powietrza na dużą odległość jest mało ekonomiczne. Po drodze są wielkie straty ciśnienia, trudno zapewnić szczelność rozbudowanego układu. A tu mówimy o odległości liczonej w kilometrach. W dodatku, przy pracy z powietrzem atmosferycznym zawierającym wszak parę wodną, spodziewałbym się dodatkowych problemów związanych ze skraplaniem się tej pary w rurze napędowej i ewentualnym zamarzaniem tej wody w razie spadku temperatury np. w nocy.
  5. "Szachista" von Kempelena i inne "automaty"

    Przepraszam, że nawrócę do starego tematu, ale dopiero teraz go zauważyłem. Zainteresowało mnie to akustyczne sterowanie, czy wiesz może dokładniej, jak to było zrobione? W ramach moich militarnych zainteresowań dowiedziałem się o takim rosyjskim zapalniku radiowym F-10 z czasów II wojny światowej. Zastosowano w nim takie, można powiedzieć, akustyczne kodowanie sygnału do odpalenia ładunku wyb. Mechanizm wyglądał mniej więcej tak, że był w nim kamerton widełkowy (zwany tu kluczem) z jedną "łapką" umieszczoną wewnątrz cewki, na którą podawany był sygnał z odbiornika. Druga "łapka" stanowiła stycznik elektryczny z umieszczoną obok blaszką kontaktową. Jeśli odbierany sygnał niósł dźwięk o częstotliwości zgodnej z częstotliwością drgań własnych kamertonu, ten wpadał w rezonans i zaczynał drgać z taką amplitudą, że łapka-stycznik dobijała do blaszki kontaktowej, przesyłając impulsy elektryczne. Ładowały one jakiś tam kondensator w obwodzie przełącznika, a gdy naładował się on w pełni (trwało to chwilę, sygnał należało nadawać przez kilka a nawet kilkadziesiąt minut), przestawiał się ten przełącznik, zamykając obwód spłonki elektrycznej. Ściślej, w układzie były dwa lub trzy włączone szeregowo przełączniki kamertonowe, tak więc do odpalenia należało nadawać sygnał złożony z dwóch-trzech tonów o odpowiedniej częstotliwości. Dobierając odpowiednie klucze-kamertony z zestawu można było zaprogramować zapalnik przed ustawieniem. Takie "kodowanie" umożliwiało jednoczesne używanie wielu zapalników i odpalenie wybranego z nich. Tu opis (po rosyjsku): http://saper.etel.ru/mines-4/radiomina-f-10.html
  6. Kolej atmosferyczna - niezbyt udany projekt?

    Hej No ja bym właśnie to nazwał dziwacznym - przesyłanie energii z owej centralnej jednostki w postaci nazwijmy to pneumatycznej jest wybitnie uciążliwe, kłopotliwe i niewydajne. Ile się tam goście namęczyli z tą wzdłużną uszczelką to głowa mała; a i tak nie działała do końca dobrze i szybko się niszczyła. No i kwestia rozwijania systemu: w miarę jak potrzeby przewozowe wzrastały, do normalnych kolei projektowano coraz potężniejsze lokomotywy, by ciągnąć coraz większy ładunek. A tu się tak nie da, trzeba by wymienić całą tą infrastrukturę napędową, położyć rurę o większej średnicy, wymienić pompy na mocniejsze... No i tak jak tam dalej napisałeś, jako dodatek do kolejki pneumatycznej trzeba byłoby też utrzymywać równolegle trochę normalnych lokomotyw, wraz z całą niezbędną dla nich infrastrukturą - właśnie dla potrzeb awaryjnych, ale też np. jako lokomotywy manewrowe do zestawiania pociągów. A skoro tak, to i do celów trakcyjnych opłacałoby się ich używać. Kojarzę taką historię, tylko nie jestem pewien czy dotyczyła właśnie kolei pneumatycznej czy czegoś innego, może kolei zębatej. W każdym razie było to bodajże w Szwajcarii: zamierzano wybudować linię w jakimś wysokogórskim regionie. Z uwagi na stromiznę zamierzano zastosować właśnie wspomnianą technologię. Ale na potrzeby budowy linii skonstruowano specjalne "wysokogórskie" klasyczne parowozy, do transportu materiałów, robotników itd., które były w stanie pod tę stromiznę podjechać. A jak już je zbudowano to był tylko krok do tego, żeby ktoś chwilkę pomyślał i wykorzystał podobne parowozy także do celów normalnej eksploatacji linii, zamiast owych zębatych czy pneumatycznych wynalazków. No właśnie, z dzisiejszego punktu widzenia widać tu pewną zaletę kolei atmosferycznej w porównaniu z elektryczną: wysokie ceny metali kolorowych powodują, że miedziane przewody trakcyjne bardzo często padają łupem złodziei. A rura napędowa współcześnie byłaby pewnie z tworzywa sztucznego i nikomu by się nie opłacało jej kraść .
  7. Fizjologia a dlugotrwalość lotu.

    O ile wiem, pigułki "Go" są nadal w użyciu (zawierają amfetaminę ogólnie rzecz biorąc). Po incydencie w Tarnak Farm (k. Kandaharu w Afganistanie) w kwietniu 2002, gdy pilot z ANG omyłkowo zbombardował kanadyjskich żołnierzy prowadzących nocne ćwiczenia (4 zabitych, 8 rannych), oskarżony tłumaczył się m. in. że był pod wpływem amfetaminy z tych pigułek. W chwili zdarzenia prowadził on dwumiejscowy myśliwiec F-16D już od 10 godzin i miał za sobą dwa tankowania w powietrzu (względnie trudny i wyczerpujący manewr).
  8. Kolej atmosferyczna - niezbyt udany projekt?

    Jakby ktoś miał problem z otwarciem (ja miałem) to tu jeszcze jeden link do tego artykułu http://infokolej.pl/docs/kolej_atmosferyczna.pdf Dosyć dziwaczny pomysł szczerze mówiąc. No ale w XIX w. dużo różnych dziwnych rzeczy wymyślano. Miał zresztą i pewne uzasadnienie formalne, pociąg tego typu był o wiele lżejszy i łatwiej było budować linie w terenie górzystym, stosując większe kąty nachylenia torów. Z drugiej strony znacznie droższa w budowie i w eksploatacji była infrastruktura takiej linii (rura powietrzna, non stop pracujące pompy wielkiej mocy, szybko zużywająca się uszczelka). Poza tym wkrótce rozwój klasycznych lokomotyw parowych doszedł do takiego poziomu, że można było zbudować odpowiednio mocne i lekkie modele "wysokogórskie".
  9. Za wikipedią - Graz leży 353 m n.p.m.
  10. W to szczerze mówiąc wątpię. Oczywiście różne pomyłki się zdarzają, chyba w Polsce był kiedyś w czasie jakichś lotniczych pokazów wypadek śmigłowca marynarki niemieckiej czy duńskiej, gdzie załoga zapomniała właśnie o skorygowaniu wysokościomierza - tak mi się coś kojarzy, może błędnie. Ale w danym przypadku, macierzysta baza St.G.76 była gdzieś w Austrii, kraju jak wiadomo raczej górzystym, a więc zapewne leżała znacznie wyżej nad poziomem morza niż Żagań.
  11. No to ja też mam taką historyjkę nie do końca mieszczącą się w czasie wojny (ale tylko trochę). Rankiem 15 sierpnia 1939 na poligonie w Neuhammer (obecnie Świętoszów k. Żagania) jednostki St.G.76 pod dowództwem kpt. Waltera Sigela, wyposażone w najnowszy model Stuki Ju 87B, miały uczestniczyć w pokazie zorganizowanym dla najwyższych dowódców Luftwaffe. Samoloty miały wykonać grupowe bombardowanie z lotu nurkowego w trudnych warunkach meteorologicznych, zachodząc na cel przez warstwę chmur. Wg wcześniejszego komunikatu meteo wysokość podstawy chmur wynosić miała 900 m, co pozwalało na bezpieczny margines czasu na wycelowanie, zrzut bomby i wyprowadzenie z nurkowania. Jednakże czas między lotem samolotu rozpoznania pogody a nadejściem nad cel grupy Sigela wystarczył do tego, by pogoda zmieniła się radykalnie. Podstawa chmur obniżyła się do 300-400 m, a pod nimi wykształciła się warstwa mgły. Nurkujący jako pierwszy Siegel z przerażeniem zobaczył, jak z mgły wyłania się leżąca tuż poniżej ziemia, drzewa i zarośla. Jakimś cudem wyprowadził swego Ju 87 dosłownie na poziomie gruntu, poniżej wierzchołków drzew, trafiając w leśną przesiekę, i wykrzykując jednocześnie ostrzeżenie przez radio dla swoich podkomendnych. Dla 13 załóg było już jednak za późno - ich Stuki wbiły się w ziemię lub roztrzaskały o drzewa w nieudanej próbie wyjścia z nurkowania. Zginęło 26 niemieckich lotników. Była to jedna z największych katastrof w dziejach Luftwaffe.
  12. Najlepszy myśliwiec II Wojny Światowej

    Hej A tu ja się z kolei nie zgodzę brak turbosprężarki! Ową morderczą prędkość a raczej niezbędną do jej osiągnięcia moc w Bf 109K uzyskiwano poprzez wtrysk rozmaitych rzeczy do silnika, co jest taką powiedzmy sobie góralską bardziej metodą. Tu zaś mam uwagę jako fan uzbrojenia lotniczego. Nawet nie salwa żadna, pojedynczy pocisk typu Minengranate potrafił przeciąć na pół jednosilnikowy myśliwiec lub oderwać mu całe skrzydło. Ale z tym deklasowaniem tobym się nie zgodził. Każda z walczących stron robiła takie uzbrojenie, jakie uważała za najbardziej potrzebne. Niemcy stali w obliczu alianckiej ofensywy bombowej. Zniszczenie ciężkiego 4-silnikowego bombowca ogniem z broni małokalibrowej byłoby raczej trudne, stąd postawili na wielkokalibrowe działka i pociski burzące o wielkiej sile rażenia. Ale nie ma nic za darmo. Żeby upchnąć w sensowny sposób 30 mm działko w małym myśliwcu trzeba je było zaprojektować jako możliwie lekkie i z niewielkim odrzutem - a więc strzelające amunicją relatywnie małej mocy. Prędkość początkowa pocisków z MK 108 wynosiła zaledwie ok. 500-550 m/s, co przy strzelaniu do mniejszych i manewrujących celów (myśliwców) sprawiało już ponoć trudności z trafieniem. W dodatku prędkość ta znacznie odbiegała od pozostałej broni Bf 109K, 13 mm karabinów MG 131 (ok. 700-750 m/s). Trajektorie pocisków bardzo szybko się więc im "rozjeżdżały" i ostrzelanie jednego celu z całej broni pokładowej było możliwe tylko z najbliższej odległości. Amerykanie byli w innej sytuacji, bo ich przeciwnicy - Niemcy, Japonia - praktycznie nie posiadały ciężkich bombowców. A do walki z myśliwcami czy lżejszymi bombowcami siła ognia baterii 4-6 karabinów 12,7 mm była wystarczająca. Dodatkowy zaś bonus był taki, że: - prędkość początkowa z tej broni była bardzo wysoka (ponad 850 m/s) a więc trajektoria pocisku była dość płaska, a czas lotu do celu krótki, co ułatwiało trafienie - znaczny był zapas amunicji, co pozwalało pilotowi strzelać nie tylko w 100% pewnej sytuacji, ale też pozwolić sobie na szersze "sianie" co zwiększało prawdopodobieństwo uzyskania trafienia. Np. Bf 109K-4 miał 65 naboi do działka (ok. 6,5 s ciągłego ognia) i po 300 do km-ów MG 131 (ok. 20 s strzelania). Mustang w wersji P-51D miał po 400 naboi do każdego z 4 "wewnętrznych" karabinów czyli tych bliższych kadłuba (ok. 30 s ciągłego ognia) i po 270 do dwóch pozostałych (ok. 20 s). - większa była sumaryczna szybkostrzelność ze wszystkich luf, co znowuż ułatwiało trafienie. Przykładowo Mustang czy inny samolot z 6 km-ami 12,7 mm M2 wystrzeliwał około 5000/min czyli ze 2x tyle co Bf 109K (K miał za to cięższą salwę sekundową). Amerykanie też montowali różne fajne rzeczy. Np. pod koniec wojny zaczęli stosować żyroskopowy celownik, automatycznie określający wyprzedzenie przy strzelaniu z bocznych kątów, czy skafandry antyprzeciążeniowe dla pilotów myśliwskich, zapobiegające odpływaniu krwi z głowy przy manewrach z przeciążeniem dodatnim.
  13. Umundurowanie pilotów bombowców USAAF

    Hej Powiem więcej, na ile mi wiadomo w rejonie celu samolot był rutynowo rozhermetyzowany - właśnie po to, by uniknąć gwałtownej ("wybuchowej") dekompresji w razie przebicia kabin ciśnieniowych przez pocisk czy odłamek.
  14. II WŚ - ciekawostki

    Hej Nie było to z pewnością dla nich wielkim wyzwaniem, bo była to maszyna typu Enigma, a polialfabetyczny szyfr tego typu polscy kryptolodzy nauczyli się łamać już znacznie wcześniej. No ale jak chcesz złamać szyfr książkowy? Zagadnienie sprowadza się do dopasowania go do odpowiedniej książki. No ale trochę ich jest, nieprawdaż? Ile zdołasz sprawdzić w tydzień? Nieco złośliwie bym dodał, że to nadawcy lub odbiorcy wiadomości zakodowanej szyfrem książkowym może zająć z tydzień jej zapisanie/odczytanie a ty byś chciał złamać? Główna słabość szyfru książkowego leży w tym, że przeciwnik może odgadnąć o jaką chodzi książkę metodami innymi niż kryptologiczne - np. śledząc znanego sobie agenta dostrzega, że wszedł on do księgarni i kupił książkę, a więc pozyskuje od sprzedawcy informację jaka to była książka. Albo u kilku aresztowanych agentów znajduje tę samą książkę w tym samym wydaniu - to już może coś sugerować. Itp. itd. No i drugi problem jest taki, że w epoce przedkomputerowej kodowanie i dekodowanie wiadomości szyfrem książkowym musiało odbywać się ręcznie, a więc powoli i strasznie mozolnie - każdemu znakowi odpowiadają tu trzy liczby. A już puszczenie dłuższej wiadomości, jakiegoś raportu powiedzmy no to przecież masakra. Poważnie ogranicza to przydatność takiego szyfru. Co najwyżej jakieś krótkie polecenia czy informacje można posyłać. Tak. Ale teraz zamiast nr-u litery w wierszu podajemy nr wyrazu (bo już wcześniej umówiliśmy się, że bierzemy pierwszą literę wyrazu; a potem przechodzimy na trzecią literę. A potem na ostatnią. Dziady mają ponad 42 tys. słów więc na trochę wystarczy). Ale generalnie tak jak napisałeś, nie ma to dużego sensu, bo raczej wcześniej przeciwnik się zorientuje o jaką książkę chodzi w inny sposób. Np. sekretarka kogoś ważnego wygada się na podwieczorku z przyjaciółmi, że jej szef to taki romantyczny typ, bo stale ma Dziady na biurku otwarte itd. itp. Nie rozumiem o co pytasz. Jeśli o kodowanie liczb, których oczywiście w tekście Dziadów nie ma, to proste, umawiamy się, że np. a=1, z=2, b=3, y=4 itd. a następnie kodujemy słowo w rodzaju azxybbb w zwykły sposób.
  15. 1939 - Polska kontra III Rzesza

    Hej Oczywiście że metalowy - sorry nie wiem skąd ta pomyłka. Nie no, nie gatling przecież. Nie miał wirującego bloku luf. Mechanizm był jego własny (Franza Gebauera), jeślibym miał go do czegoś porównywać to może do kartaczownicy Gardnera - koło z popychaczem, funkcjonującym podobnie jak korbowód w silniku tłokowym, otwierającym i zamykającym zamek w miarę obrotu koła.
  16. 1939 - Polska kontra III Rzesza

    Hej Jak już wnikamy w takie szczegółowe szczegóły: Nawet sporo powyżej, 430-440 km/h, tego rzędu. I uzbrojone były w "duże" karabiny, kal. 12,7 mm. Tyle że nadal jest to drewniany dwupłat, dla Bf 109 żaden w zasadzie przeciwnik. No i tak naprawdę Węgrzy mieli ich prawdopodobnie bardzo niewiele. Jak piszą na tej stronie, http://surfcity.kund.dalnet.se/falco_hungary.htm pierwszą partię 18 szt. CR.42 dostarczono w okresie 16 czerwca - 20 listopada 1939. Więc we wrześniu liczba operacyjnych maszyn była prawdopodobnie bardzo mała. A podstawowym węgierskim myśliwcem był starszy Fiat CR.32 - także dwupłat, z rzędowym silnikiem, o prędkości 350-360 km/h czyli coś na poziomie polskiego P.11. Jako maniak od uzbrojenia lotniczego dodam jeszcze ciekawostkę, mianowicie węgierski CR.32 miał dosyć oryginalną broń pokładową: 2-lufowy napędowy karabin maszynowy Danuvia-Gebauer M1926/31.M kal. 7,9 mm, pobierający moc przez specjalną przekładnię od silnika samolotu. W późniejszym okresie również część węgierskich CR.42 otrzymała podobne uzbrojenie, karabin Gebauer 1940.M o analogicznej konstrukcji lecz kal. 12,7 mm.
  17. NATO a Rosja

    Zaległa informacja o artylerii w Obwodzie Kaliningradzkim (za stroną http://milkavkaz.net/?q=node/55 i innymi internetowymi źródłami). Trudne jest znalezienie tak do końca ścisłych danych dla konkretnych jednostek, zresztą pewnych rzeczy zapewne się nie ujawnia - w takich przypadkach posiłkowałem się stanami etatowymi. 1). 79. Samodzielna Brygada Piechoty Morskiej ma w składzie 45. Samodzielny Dywizjon Haubic Samobieżnych: etatowo powinno to być 18 haubic 122 mm 2S1 Gwozdika (goździk) 2) 7. Pułk Piechoty Zmech. ma w składzie batalion artylerii liczący 10 haubic 122 mm dwóch typów: samobieżne 2S1 Goździk i holowane D-30, nie wiem ile których, oraz 1 haubicę 152 mm 2S3 Akacja (zapewne pozostałość po jakimś rozwiązanym pododdziale). 3). 336. Samodzielna Brygada Piechoty Morskiej ma w składzie 2 dywizjony (albo 1 mieszany? albo inaczej jeszcze podzielone?) jednostki liczące 24 samobieżna haubice 122 mm 2S1 Goździk oraz 22 samobieżne haubico-moździerze 120 mm 2S9 Nona i 6 holowanych haubico-moździerzy 2B16 4) 244. Samodzielna Gwardyjska Brygada Artylerii uzbrojona jest w rakietowe wyrzutnie artyleryjskie BM-27 Uragan. Etatowo powinna mieć 4 dywizjony po 12 wyrzutni = 48 wyrzutni. 5) 152. Gwardyjska Brygada Rakietowa ma 12 wyrzutni rakiet taktycznych 9K79 Toczka. I jeszcze o sprzęcie: 122 mm haubica samobieżna 2S1 Goździk - na uzbrojeniu od 1971. 16-tonowy pojazd zbudowano na podwoziu gąsienicowego transportera MTLB i zachował on zdolność pływania, co w tego rodzaju konstrukcji jest rzadkością. Haubica wystrzeliwuje pociski burzące o masie 21,8 kg i donośności 15 km (jest oczywiście szeroka gama amunicji, np. pocisk z pomocniczym napędem rakietowym o donośności 21 km). Goździk był produkowany na licencji w Polsce i do dzisiaj pozostaje na uzbrojeniu również i u nas. 122 mm haubica D-30 - na uzbrojeniu od 1960. Holowane działo o masie 3,2 t z oryginalnym 3-ogonowym łożem rozstawnym zapewniającym okrężne pole ostrzału - rozwiązanie bazujące na niemieckich prototypach firmy Krupp z czasów II wojny. Zwykle holowana przez 3-osiową ciężarówkę. Strzela tą samą amunicją co Goździk. 152 mm samobieżna haubica 2S3 Akacja - na uzbrojeniu od 1971. Gąsienicowy pojazd zewnętrznie podobny układem do Goździka (silnik z przodu, haubica w zamkniętej obrotowej wieży w tyle kadłuba), jednak konstrukcyjnie nie mający z nim nic wspólnego, zaprojektowany przez inne biuro i produkowany przez inną fabrykę. Zbudowano go na podwoziu niszczyciela czołgów Su-100P, na poły eksperymentalnego pojazdu przyjętego formalnie na uzbrojenie w 1953 ale nie produkowanego seryjnie (tylko partie próbne, razem 16 szt. - a Akacji ze 4000). Waży 27,5 t. Haubica wystrzeliwuje pociski burzące o masie 43,6 kg na odległość 17 km (oczywiście jak poprzednio jest szeroka gama amunicji, w najnowszych dostępnych modyfikacjach donośność sięga 20 km a pociskiem rakietowym 25 km). 120 mm haubico-moździerz Nona - na uzbrojeniu od 1980. Bardzo lekki (8-tonowy) pojazd przeznaczony do wsparcia ogniowego jednostek powietrzno-desantowych i piechoty morskiej. Zbudowany na podwoziu gąsienicowego transportera wojsk pow.-des. BTR-D, pływający. Działo zamontowane jest w obrotowej wieży na środku kadłuba. Można zeń prowadzić ogień stromotorowy jak i płaskotorowo strzelać na wprost. Sam użyty tu 120 mm moździerz jest gwintowaną bronią odtylcową. Strzela specjalną amunicją o masie pocisku 19,8 kg i donośności 9 km (pocisk rakietowy 13 km). Można też wykorzystywać klasyczne pociski ("miny") do moździerzy gładkolufowych (masa 16 kg, donośność 7 km). W ogóle jest bardzo szeroka gama amunicji do tego, różne pociski kasetowe itd. 120 mm haubico-moździerz 2B16 - na uzbrojeniu od 1986. Holowana wersja moździerza zamontowanego w Nonie. Ma klasyczne 2-ogonowe łoże rozstawne z dwukołowym podwoziem i tarczą ochronną. Lufa z hamulcem wylotowym. Broń strzela tą samą amunicją co Nona. BM-27 Uragan - na uzbrojeniu od 1975. Samobieżna artyleryjska wyrzutnia rakietowa, zamontowana na kołowym podwoziu 8x8 (pojazd bazowy ZiŁ-135, masa bojowa - z załadowanymi rakietami, załogą itd. - 20 t). Ma 16 prowadnic rurowych kal. 220 mm. Rakieta o masie 270-280 kg (90-100 kg głowica - jest ich bardzo dużo, burząca, kilka rodzajów kasetowych, zapalająca, chemiczna itd.) ma donośność 35 km. 9K79 Toczka (w kodzie NATO SS-21 Scarab) - na uzbrojeniu od 1976. Taktyczny pocisk rakietowy bliskiego zasięgu, z kierowaniem programowym bezwładnościowym, napędzany silnikiem na paliwo stałe. Donośność 120 km. Może być uzbrojona w głowicę jądrową (kilka rodzajów głowic o mocy 10-200 kt), chemiczną lub konwencjonalną (także wiele rodzajów głowic, unitarnych i kasetowych, np. zwykła głowica odłamkowo-burząca o masie 482 kg). Masa całej rakiety 2010 kg. Wyrzutnia 1-pociskowa, zamontowana na podwoziu kołowym, 3-osiowego samochodu pływającego BAZ-5921 (6x6), masa bojowa 18 t. Oficjalny zasięg pocisków Iskander-M nie został o ile wiem nigdy podany. Dość powszechnie przyjmuje się 500 km; pewne przesłanki wskazują, że może to być trochę mniej. Z Sewastopola do wybrzeża wschodniej Turcji jest około 300 km więc tam by się doleciało. Do Ankary albo w rejon cieśnin jest już ponad 530 km, chyba za daleko trochę. Do wybrzeża rumuńskiego w rejonie Konstancy jest niecałe 400 km, czyli prawdopodobnie w zasięgu. Do Warny w Bułgarii jest ok. 475 km, czyli albo starczy albo nie.
  18. NATO a Rosja

    Okręty rakietowe FB to obecnie: - 1 niszczyciel projektu 956 (8 pocisków Moskit) - 1 fregata proj. 11540 (8 pocisków Uran) - 3 korwety proj. 20380 (po 8 pocisków Uran czyli 24 szt.) - 4 ścigacze rakietowe proj. 1234 (po 6 pocisków Malachit czyli 24 pociski) - 7 ścigaczy rakietowych proj. 1241 - tu jest myk, starsze okręty tego typu miały po 4 pociski Termit, nowsze 12411M - 4 pociski Moskit. Ponieważ większość tych okrętów zbudowano przed wprowadzeniem pocisków Moskit, najprawdopodobniej jest tak, że tylko 1 ma 4 pociski Moskit a pozostałe 6 - 24 pociski Termit w sumie. Ponadto jest 25. rakietowa brygada obrony wybrzeża uzbrojona w system Rubież (pociski Termit). Nie udało mi się znaleźć tak na szybko jej etatu, ale najpewniej ma 2 dywizjony, a dywizjon ma 4 wyrzutnie (2-pociskowe) i 4 pojazdy załadowcze (też po 2 pociski). Czyli 16 rakiet (+16 zapasowych). Polska Marynarka Wojenna nie ma tego aż tyle: - 2 fregaty typu Oliver Hazard Perry (po 4 pociski Harpoon, czyli razem 8) - 3 ścigacze rakietowe proj. 660 (po 8 pocisków RBS-15 Mk.3 czyli 24 pociski; ponadto zmagazynowana jest pewna liczba pocisków - 12? - starszego typu RBS-15 Mk.2, które były otrzymane przejściowo zanim Mk.3 będzie dostępny) Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy ma docelowo mieć 6 wyrzutni po 4 pociski i drugie tyle zapasowych (razem 48 rakiet NSM + 2 ćwiczebne; nie wiem ile z nich już dostarczono, na pewno 12). Trwają w tej chwili rozważania nad zakupem sprzętu dla drugiego takiego dywizjonu (kolejne 48 rakiet). No i teraz technikalia. Rosjanie są w ogóle pionierami pocisków przeciwokrętowych. Od zawsze przykładali ogromną wagę do ich rozwoju, widząc w tym możliwość zrównoważenia przewagi flot NATO w dziedzinie lotnictwa morskiego a także w liczbie i jakości okrętów. Pierwsze modele wprowadzili na uzbrojenie na przełomie lat 50./60. ub.w. Wobec tego, że floty krajów zachodnich miały wiele dużych okrętów - pancerniki, wielkie lotniskowce itd. - , Rosjanie preferowali bardzo duże pociski, z głowicą o masie 500-1000 kg, zwykle rozwijające wysoką naddźwiękową prędkość, lecz niezdolne do lotu na małej wysokości tuż nad wodą. I tak poniekąd zostało im po troszę do dzisiaj. Na Zachodzie rozwój pocisków pokr. przebiegał wolniej (choć np. Szwedzi byli pionierami tego typu broni). Długo uważano, że tę samą rolę mogą spełniać samoloty, ewentualnie uzbrojone w typowe kierowane pociski powietrze-ziemia. Dopiero sukcesy rosyjskich pocisków Styx w wojnach lokalnych na przełomie lat 60./70. dały impuls do przyspieszonego rozwoju broni tej klasy. Pociski budowane w krajach zachodnich z reguły były mniejsze od rosyjskich, gdyż ZSRR miał niewiele dużych okrętów. Głowicę o masie ok. 100-200 kg uznawano za wystarczającą. Pociski budowano generalnie jako poddźwiękowe "sea-skimmery", zdolne do lotu na ekstremalnie małej wysokości tuż nad poziomem morza, dla utrudnienia wykrycia przez radar. No to od najnowszych, najpierw rosyjskie: Moskit (3M80, Ch-41, w kodzie NATO SS-N-22 Sunburn, w służbie od 1984) to właśnie jeden z takich przykładów na rosyjską koncepcję. Pocisk o napędzie strumieniowym, o dużej prędkości (2,5 Ma na dużej wysokości), wielki i bardzo ciężki, ale nie latający bardzo nisko (20 m w trybie przelotowym niskim, 7 m przed atakiem; zachodnie pociski mają 10 m lub mniej w fazie przelotu i pojedyncze metry przed atakiem). Masa 4500 kg, głowica bojowa 320 kg, zasięg max. 250 km, kierowanie programowe bezwładnościowe + samonaprowadzanie radarowe aktywno-pasywne (może się naprowadzać na emisję przeciwnika, źródło zakłóceń itp.). Uran (Ch-35, w kodzie NATO SS-N-25 Switchblade) to jedna z najnowszych zabawek, na uzbr. od 2003 (de facto gotowy był już wcześniej, np. w 1994 sprzedawano go do Indii). Dla odmiany to jest zerwanie z rosyjską tradycją - pocisk względnie niewielki i poddźwiękowy (0,8 Ma), o napędzie turboodrzutowym, zdolny do lotu na ekstremalnie małej wysokości (10-15 m w fazie przelotu, 4 m w fazie ataku). Koncepcyjnie przypomina amerykańskiego Harpoona, dlatego czasami zwany jest żartobliwie "Harpoonskij". Ma zresztą i podobne do Harpoona możliwości - ponowienie ataku w razie nietrafienia w cel, atak grupowy wieloma rakietami na jeden cel itd. Masa 600 kg, głowica bojowa 145 kg, zasięg 130 km (od 2010 przechodzi próby wersja o zwiększonym zasięgu do 260 km), kierowanie programowe bezwładnościowe + samonaprowadzanie aktywne radarowe. Malachit (P-120, 4K85, w kodzie NATO SS-N-9 Siren) to z kolei starszy wynalazek, na uzbrojeniu od 1972. Turboodrzutowy pocisk o prędkości 0,9 Ma, zdolny do lotu na wys. 40 m. Przeciwko słabo bronionym celom może jeszcze być efektywny nawet do dzisiaj (w 2008 w wojnie z Gruzją zatopiono jakiś gruziński dozorowiec 2 takimi pociskami). Masa 5400 kg, głowica bojowa 800 kg, zasięg 120 km, kierowanie programowe bezwładnościowe + samonaprowadzanie aktywne radarowe + pasywne na podczerwień. Termit (P-15, 4K40, w kodzie NATO SS-N-2 Styx) modyfikacja P-15M weszła do służby w 1972, jednak sam Styx jest jednym z pierwszych w ogóle na świecie pocisków przeciwokrętowych, na uzbrojenie wprowadzono go w 1960 roku. Znowuż jest to dosyć duży pocisk o prędkości poddźwiękowej (0,9 Ma) napędzany silnikiem rakietowym na paliwo ciekłe. Stwarza to określone problemy eksploatacyjne, pocisk co prawda może być przechowywany w stanie zatankowanym (do 30 czy 60 dni) ale potem trzeba zlać paliwo i poddać rakietę przeglądowi. Konieczność tego zlewania i tankowania toksycznych i żrących chemikaliów stwarza pewne uciążliwości. Styx nie lata nisko jak na obecne standardy (250 m, w fazie końcowej 25-50 m). Masa 2570 kg, głowica bojowa 513 kg, zasięg 80 km, kierowanie programowe bezwładnościowe + samonaprowadzanie aktywne radarowe lub pasywne na podczerwień (dwie wersje pocisku). Teraz nasze, dla odmiany od najstarszych: RGM-84 Harpoon (USA) wprowadzony został na uzbrojenie w 1977; używana w polskiej flocie modyfikacja RGM-84G pochodzi z pocz. lat 90. Nie tak łatwo podać dokładną datę, bo to modyfikacja starszego modelu do późniejszego standardu. Generalnie powiększono zasięg, wprowadzono możliwość ponownego ataku w razie nietrafienia w cel, zwiększono odporność na zakłócenia radioelektroniczne i takie tam. Jest to poddźwiękowy (0,85 Ma) pocisk o napędzie turboodrzutowym. Masa 690 kg, głowica bojowa 221 kg, zasięg 180 km. Kierowanie programowe bezwładnościowe + samonaprowadzanie aktywne radarowe. RBS-15 (Szwecja) - poddźwiękowy (0,9 Ma) pocisk o napędzie turboodrzutowym, wprowadzony w 1985; Polska zakupiła najnowszą wersję Mk.3 produkowaną od 2004 (ponieważ pociski te nie były wówczas jeszcze dostępne, producent dostarczył gratisowo starsze Mk.2, wersję z 1994 roku). RBS-15 Mk.3 należy do topowych konstrukcji tej klasy. Wyposażony jest w specjalny radar o niskim poziomie emisji, trudniejszy do wykrycia przez przeciwnika. W systemie kierowania wprowadzono możliwość korekty kursu w oparciu o GPS, co pozwala na atakowanie także celów lądowych. W ogóle pocisk zdolny jest do dłuższych przelotów nad lądem na małej wysokości, zgodnie z rzeźbą terenu, po skomplikowanej trasie z wieloma zmianami kursu. Nad wodą w fazie ataku leci na wysokości 2 m. Ma możliwość ponowienia ataku w razie nietrafienia w cel. Masa 805 kg, głowica bojowa 250 kg, zasięg max. "ponad 200 km" (najprawdopodobniej 250 km), kierowanie programowe bezwładnościowe z korektą GPS + samonaprowadzanie aktywne radarowe. Starszy model RBS-15 Mk.2 różni się brakiem GPS, co za tym idzie mniejszymi możliwościami zmiany kursu, nie ma tego "cichego" radaru, i ma mniejszy zasięg ("ponad 70 km", najpewniej 150 km). NSM (Norwegia) - także pocisk poddźwiękowy (0,95 Ma) z turboodrzutowym napędem. Na uzbrojeniu od 2007. To taki trochę mniejszy pocisk, ale za to jeden z absolutnie najnowocześniejszych w tej klasie. Działa całkowicie w trybie pasywnym, zdolny jest do atakowania celów lądowych, lotów nad lądem zgodnie z rzeźbą terenu, skomplikowanych zmian kursu (GPS), ma możliwość ponowienia ataku. Konstrukcję zaprojektowano pod kątem obniżonej wykrywalności przez radar ("stealth"). Masa 410 kg, głowica bojowa 125 kg, zasięg max. "ponad 185 km" (w 2011 w czasie testów na poligonie Point Mugu w Kalifornii trafiono cel oddalony o 207 km). Kierowanie programowe bezwładnościowe z korektą GPS i korektą wg rzeźby terenu + samonaprowadzanie pasywne IIR (termowizyjne - porównanie termowizyjnego "obrazu" celu z biblioteką "obrazów" zapisanych w pamięci). O artylerii następnym razem bo i tak post wyszedł ogromny...
  19. NATO a Rosja

    Zgadza się. Problem ten dotyczy praktycznie wszystkich przypadków atakowania ruchomych celów z większej odległości - wiadomo, że zanim pocisk (samolot, okręt) dotrze do miejsca gdzie zaobserwowano cel, ten już się przemieści. W przypadku rakiet przeciwokrętowych pocisk kierowany jest programowo do momentu dotarcia w rejon celu. Wtedy włącza się samonaprowadzanie, a pocisk wykonuje szereg manewrów - np. zygzakując, lecąc po spirali czy wg innych jeszcze algorytmów - mających na celu przeszukanie całej okolicy i odnalezienie celu. Może też pomagać sobie poszukując emisji radiowej celu. Tak jest, oczywiście. Nie wiem, to dosyć obszerny temat, a nie chcę tu wszystkich zanudzać szczegółami technicznymi, ale jeśli chcecie to mogę napisać coś o rakietach pokr. rosyjskich i polskich/NATO. Generalnie FB ma nieco więcej rakiet, nasza MW ma nowocześniejsze. Oczywiście, i to tylko miałem na myśli. Niekierowane rakiety artyleryjskie są bronią do atakowania celów powierzchniowych, nie punktowych. W tej chwili produkowana jest bardzo nowoczesna 155 mm armatohaubica Krab, jednak na razie wojsko otrzymało ich 8 czy coś koło tego. Trzon artylerii stanowią starsze 122 mm haubice 2S1 Goździk konstrukcji radzieckiej (produkowane w Polsce na licencji do 1994 czy coś koło tego) których jest ze 200 chyba, oraz 152 mm haubice Dana wz. 1977 (produkcji czechosłowackiej), tych jest 111. Tu jest struktura wojsk lądowych http://pl.wikipedia.org/wiki/Wojska_L%C4%85dowe#Organizacja_Wojsk_L.C4.85dowych Krótko, jedna z dywizji ma 4 brygady, stąd 10 nie 9. Ściślej mówiąc, Białoruś ma swoje brygady, a konkretnie 3 brygady zmechanizowane. 3 kolejne są jednostkami skadrowanymi, składają się tylko z 1 batalionu a większość sprzętu jest zmagazynowana i zakonserwowana.
  20. Ukraińska rewolucja

    Hej Zgadza się jak najbardziej. Dodam jednak, że rakiety przeciwokrętowe, jakimi dysponuje polska marynarka, mają zasięg około 200 km, nie muszą być więc rozmieszczone nad samą granicą. Co do prozaicznej artylerii, miałem na myśli np. popularne 122 mm artyleryjskie wyrzutnie rakietowe. Polska armia ma ich chyba ze 200 czy więcej, część w postaci oryginalnych radzieckich jeszcze Gradów, część w czechosłowackiej modyfikacji RM-70, część w polskiej modyfikacji Langusta. W Polsce produkowane są do nich pociski o donośności 42 km. I owszem, w Obwodzie Kaliningradzkim też jest trochę artylerii, w tym np. pułk artylerii rakietowej z wyrzutniami Smiercz o bardzo dużym zasięgu. Niemniej ogień kontrbateryjny jest zadaniem o wiele trudniejszym, niż ostrzał stałych celów. 3 te nasze dywizje + 3 samodzielne brygady to razem 13 brygad. To też nie jest mało. Druga strona medalu jest zaś taka, że przy współczesnych środkach rozpoznania nie sposób nagle i niepostrzeżenie skoncentrować znacznych sił niezbędnych do inwazji. Więc po dostrzeżeniu, że np. rozpoczął się masowy przerzut rosyjskich wojsk na Białoruś, NATO miałoby sporo czasu na analogiczny przerzut sił na terytorium Polski. Najistotniejszym moim zdaniem komponentem rosyjskich sił w Obwodzie Kal. jest brygada rakiet taktycznych - 18 pocisków Toczka o zasięgu 120 km, zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych. Planowane jest w najbliższym czasie przezbrojenie jej w pociski Iskander o zasięgu 500 km.
  21. Ukraińska rewolucja

    Hej Obecnie duże jednostki FB to: - niszczyciel projektu 956 Nastojcziwyj (nr boczny 610); drugi taki sam Biespokojnyj (620) odstawiony do rezerwy oczekuje na remont czy też jest w remoncie, przewidywane ukończenie do 2020 r. Nastojcziwyj ponoć od kilkunastu miesięcy nie wychodzi w morze, więc być może też już został odstawiony do rezerwy i czeka na remont. - fregata projektu 11540 Jarosław Mudryj (nr 727); druga taka sama Nieustraszimyj (712) jest w remoncie - 3 korwety proj. 20380: Stiereguszczij, Soobrazitielnyj i Bojkij. Link do rosyjskiej wikipedii: http://tinyurl.com/pydq7um O ile oczywiście w ogóle Flota Bałtycka będzie w stanie wyjść w morze. Przypominam, Bałtijsk jest ok. 20 km od polskiej granicy, w zasięgu nie tylko rakiet przeciwokrętowych (których Polska ma sporo i nowoczesnych w dodatku) ale nawet prozaicznej artylerii polowej. Oczywiście jak tylko jakieś wojska lądowe tam się znajdą. Na razie jest tam 336. Gwardyjska Samodzielna Brygada Piechoty Morskiej (etat 1157 ludzi), 7. Samodzielny Pułk Piechoty Zmot. (720 ludzi) i jeszcze jedna 79. Gwardyjska Samodzielna Brygada Piechoty Zmot. (jednostka wartownicza, stanowiąca ochronę terenu bazy morskiej i innych obiektów, zabezpieczenie przeciwdesantowe. itp.). Cały ten kram ma jakieś 75 czołgów T-72, ze 300 transporterów opanc. i BWP, z 50 samobieżnych dział i mnóstwo oczywiście jeszcze innych przydatnych rzeczy. Tu rozpiska z rosyjskiej strony http://milkavkaz.net/?q=node/55 Rzeczywiście takie zgrupowanie nie byłoby bez szans w przypadku ataku na Litwę. Litewskie wojska lądowe są co prawda ze dwa razy liczniejsze ale mniej mają ciężkiego sprzętu, artylerii, a czołgów nie mają w ogóle (za to nowoczesne pociski ppanc. Javelin).
  22. Ukraińska rewolucja

    To znaczy co konkretnie? Gdzie chciałbyś tę niejedną dywizję z Krymu ruszyć? "Grając Rosjanami" od biedy mógłbyś stamtąd zaatakować Ukrainę, ale wcale nie byłoby tak znów wygodnie, Krym łączy się ze stałym lądem przez dwa tylko wąskie przesmyki. Kluczowym zagadnieniem dla każdego przyczółka jest możliwość swobodnego dostarczania doń zaopatrzenia. Krym od biedy spełnia to kryterium. Obwód Kaliningradzki - nie za bardzo.
  23. Ukraińska rewolucja

    Hmm ty jako świetny strateg na pewno spojrzałeś już na mapę. Czy rzuciło ci się w oczy to takie niebieskie co jest na zachód od Krymu? To jest tzw. Morze Czarne. Więc chyba jednak nie tak łatwo "wyprowadzić niejedną dywizje na zachód"? Owszem, ale to działa w obie strony. Obwód Kaliningradzki otoczony jest przez kraje NATO i nie ma lądowego połączenia z Rosją. Więc przerzucenie do niego znaczniejszych sił w skryty sposób nie jest możliwe.
  24. Z myślnikiem - AK-74M. Jest to podstawowa broń indywidualna piechoty Federacji Rosyjskiej. Wprowadzony z wielkim hukiem na uzbrojenie w 1994 karabinek Nikonowa AN-94 okazał się jednak za drogi i za skomplikowany. Wyprodukowano go pewną liczbę, ale relatywnie niewielką (kilkadziesiąt tys.?). W ogóle cały ten program budowy broni "ze zbalansowanym odrzutem" lub "z przemieszczonym impulsem odrzutu" uważam za pomyłkę. Z tego co wiem jakieś jednostki podległe MWD (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych) używają jeszcze karabinka AEK-971 (to inny dziwoląg "ze zbalansowanym odrzutem"). Wszystkie te karabinki strzelają nabojem 5,45x39. Na zdjęciach z Krymu jeden z niezidentyfikowanych żołnierzy miał starego AKM kal. 7,62x39.
  25. Najdziwniejsza śmierć

    No to wiadomość z ostatniej chwili: wczoraj rano doszło do nieszczęśliwego wypadku w obozie szkoleniowym islamskiej milicji powiązanej z Al-Kaidą, położonym w Dżilam na pn. od Bagdadu. Podczas nakręcania filmu instruktażowego dla zamachowców-samobójców w wyniku usterki technicznej przypadkowo zdetonował ładunek tzw. pas szachida (wg innej wersji był to samochód-pułapka). Wskutek wybuchu 21 bojowników (lub 22?) poniosło śmierć; ponad 20 kolejnych zostało schwytanych przez oddziały irackich służb bezpieczeństwa i islamskiej milicji walczącej z Al-Kaidą, które przybyły zaalarmowane przez eksplozję.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.