Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Operacja "B" - sowieckie naloty na Berlin w 1941 r.

    Chyba w tej pierwszej berlińskiej wyprawie Rosjan, z 15 maszyn Berlin zbombardowało tylko 5; pozostałe atakowały cel zapasowy (właśnie Szczecin) albo jeszcze wcześniej przerwały misję. Ogólnie, w misjach wykonywanych tą północną trasą nad Bałtykiem, celami zapasowymi mogły być wszystkie co większe miasta na wybrzeżu, po prostu należało wcześniej lub później odbić na południe.
  2. Operacja "B" - sowieckie naloty na Berlin w 1941 r.

    Na Berlin w 1941 oczywiście tylko nocne; jak inaczej by się przedarli tak daleko? Gregski, mam wrażenie, tak ogólnie poruszył problem rosyjskich ataków na zaplecze frontu, niekoniecznie aż tak dalekie. Takie misje Rosjanie wykonywali jak najbardziej, także dzienne - tylko szybszymi samolotami oczywiście. I na głębokość ja wiem ze 200-300 km na terytorium kontrolowane przez przeciwnika, albo bliżej raczej. Dalej to już rzadziej. Na samym początku, 22. czy 23.VI.1941 WWS przeprowadziły serię takich czysto propagandowych dziennych ataków, wykonywanych przez pojedyncze SB, na cele w miarę oddalone - Kraków, Białystok, Warszawę, już tak dokładnie nie pamiętam co jeszcze. Skuteczność, mimo że w dzień, była oczywiście bardzo skromna - wybierając się gdzieś daleko niewielkim SB nie można było zabrać jakiegoś ogromnego ładunku, przypuszczam że najwyżej 6xFAB-100 albo coś w tym rodzaju. W Krakowie bodajże dostało się kamienicom przy ul. Bosackiej czy może Lubicz (obie przylegające do dworca kolejowego) ale pewnie też nie za mocno.
  3. Operacja "B" - sowieckie naloty na Berlin w 1941 r.

    Bo w dzień dostawały bęcki (brak eskorty, zresztą w warunkach rosyjskich nie tak łatwo byłoby ją zorganizować). A w nocy miały trudności ze znalezieniem celów. Ale jak Rosjanie trochę poćwiczyli, to w miarę zaczęło im wychodzić coś tam. Rzecz w tym, że bombardowali głównie takie rzeczy, których efektywność trudno ocenić. Przede wszystkim węzły kolejowe, a to się bardzo szybko naprawia. Albo lotniska polowe - tam to nawet nie ma czego zepsuć za bardzo. A jakieś wypady na dalekie tyły, na Warszawę czy jeszcze dalej na zachód no to z reguły w ogóle rezultaty raczej przyzerowe.
  4. Operacja "B" - sowieckie naloty na Berlin w 1941 r.

    Pozwolę sobie wkleić fragment mojego postu z innego forum (historyk.eu) gdzie był w zeszłym roku spory wątek o bombardowaniach strategicznych. Dotyczy on tych pierwszych w miarę udanych udanych ataków wykonanych przez Flotę Bałtycką i nieudanej pierwszej wyprawy Dalnoj Awiacji. Tekst oparty na jakichś rosyjskich forach i wspomnieniach lotników, którzy uczestniczyli w tych misjach. Przykładem radzieckich nalotów strategicznych były ataki na Berlin w sierpniu-wrześniu 1941, mające co prawda znaczenie głównie psychologiczno-propagandowe, ale niemniej będące pewnym osiągnięciem jak na ichni poziom. Pierwszy nalot przeprowadziła w nocy 7/8 sierpnia grupa 15 bombowców DB-3f (Ił-4) należących do Floty Bałtyckiej. Samoloty wystartowały z wyspy Saaremaa kontrolowanej wówczas przez Rosjan. Zabrały dosyć umiarkowany ładunek 800-1000 kg bomb (8-10xFAB-100 lub 6xFAB-100 + 4xZAB-50). Ostatecznie do celu dotarło ich tylko 5, pozostałe bombardowały cel zapasowy (Szczecin). Wszystkie powróciły jednak do bazy. W drugim nalocie 8/9 sierpnia marynarzom poszło prawie tak samo tyle że zabrali większy ładunek: oprócz tego co poprzednio na samoloty w najlepszym stanie technicznym podwieszono dodatkowo 1-2 bomby FAB-250. Jak poprzednio większość samolotów atakowała cele zapasowe, jeden został zestrzelony. W tym momencie marynarce pozazdrościły siły powietrzne i w nocy z 10/11 sierpnia postanowiły wysłać nad Niemcy swoje najnowsze zabawki: ciężkie bombowce 4-silnikowe TB-7 (Pe-8) napędzane silnikami Diesla M-40F co zapewniało im ogromny zasięg, oraz 2-silnikowe DB-240 (Jer-2). Samoloty te wciąż jednak nie były dopracowane. Diesle M-40 były potwornie zawodne i skomplikowane w obsłudze; równie trudne w obsłudze Jer-y napędzane były z kolei silnikami M-105, za słabymi w zasadzie do tak ciężkiego samolotu. Operacją dowodził osobiście głównodowodzący WWS gen. P.F. Żygariew. Na lotnisko w miejscowości Puszkin przebazowano 12 TB-7 i 28 Jer-2, z których po starannym przeglądzie wybrano odpowiednio 10 i 16 maszyn. TB-7 miały zabrać ładunek 4000 kg, Jer-y nie wiem niestety. W każdym razie gdy wieczorem 10.VIII maszyny zaczęły startować, zaczęły się też problemy. Jer-2 ppor. Mołodczego nie zdołał wystartować i połamał podwozie w rowie na skraju lotniska. Zaraz po nim TB-7 mjra Jegorowa w momencie oderwania się od ziemi doznał awarii obu prawych silników i rozbił się. Dalsze starty Żygariew wstrzymał. Na Berlin wyruszyło więc łącznie 10 maszyn: 7 TB-7 i 3 Jer-2. I tak: - TB-7 kombryga Wodopianowa wkrótce po starcie został przechwycony i zaatakowany przez rosyjskie myśliwce I-16. Nie spowodowały jednak one istotniejszych uszkodzeń. Nad Berlinem został uszkodzony przez artylerię plot. i tym razem oberwał poważniej; w drodze powrotnej lądował przymusowo w rejonie Johvi w Estonii na obszarach zajętych przez Niemców. Załoga zdołała jednak po kilku dniach przekraść się na teren kontrolowany przez wojska radzieckie; być może pomogło im to, że mieli w załodze Estończyka (2. pilot E.K. Pusepp) i to on rozmawiał z wszystkimi napotkanymi mieszkańcami. - TB-7 ppor. Widnego nad terytorium Niemiec doznał pożaru silnika. Udało się go ugasić, ale nie udało się utrzymać wysokości; ostatecznie w odległości 370 km od celu załoga wyrzuciła bomby i zawróciła. W drodze powrotnej padł kolejny silnik, samolot zdołał jednak wylądować awaryjnie w Obuchowie. - TB-7 kpt. Tiagunina zbombardował cel, w drodze powrotnej jednak padł mu jeden silnik, a ponadto ostrzelała go własna artyleria plot. Rozbił się przy lądowaniu - Jer-2 ppor. Kubyszko atakował cel, w drodze powrotnej został omyłkowo zestrzelony przez radzieckie I-16. Załoga uratowała się na spadochronach. - Jer-2 kpt. Stiepanowa zaginął bez wieści - TB-7 mjra Jurgumowa kilkakrotnie doznawał awarii silników, które jednak za każdym razem udało się uruchomić. Zbombardował cel, jednak wskutek zużycia paliwa lądował w miejscowości Torżok. - TB-7 por. Panfiłowa został uszkodzony nad Berlinem przez artylerię plot. W drodze powrotnej padły mu w dodatku dwa silniki; w czasie przymusowego lądowania na terytorium Finlandii samolot rozbił się. 5 członków załogi zginęło, 3 pozostali próbowali przekraść się do swoich lecz zostali schwytani i wzięci do niewoli przez wojska fińskie. - TB-7 mjra Kurbana zbombardował Berlin, został jednak uszkodzony przez artylerię plot. i rozbił się podczas przy przymusowym lądowaniu k. Ropszy w obwodzie leningradzkim. Ostatecznie tylko 6 samolotów atakowało cel, z czego 2 powróciły do bazy. Łącznie Rosjanie w okresie 8.VIII-5.IX wysłali na Berlin 86 misji. 33 samoloty bombardowały cel, zrzucając 21 ton bomb. 37 bombardowało cele zapasowe, 16 przerwało misję z różnych przyczyn. Zużyto łącznie 36 t bomb (311 szt., od FAB-50 do FAB-500). Stracono 17 maszyn i 7 załóg, zarówno wskutek niemieckiej obrony jak i wypadków, katastrof i własnego ognia plot.
  5. D-Day Inwazja alternatywna taktyka ataku

    Owszem O ile wiem, nie. Ostatni, jaki wymieniono w zalinkowanym tekście pancerz tego typu to SN-46. Był grubszy i cięższy (5 kg), złożony z 3 przegubowych segmentów i chronił przed 7,62 mm pociskiem zwykłym z PPSz z od. 25 m. Następną kamizelkę 6B1 wprowadzili dopiero w 1957, taką trochę bardziej współczesną (pancerz aluminiowy z 6-kątnych płytek na podkładzie z tkaniny kapronowej - to takie włókno z rodziny nylonów, polikaprolaktam po naszemu, żadna rewelacja), o podobnej odporności (pociski pist.) tylko dużo lżejszą. I też w niewielkich ilościach. Tu masz artykuł po ros. jeśli cię to tak zainteresowało http://topwar.ru/11508-otechestvennye-armeyskie-bronezhilety.html Dodam jeszcze to co przed chwilą doczytałem na tych rosyjskich stronach. Pancerze SN zyskały wyższą ocenę w oddziałach prowadzących walki w mieście czy szerzej, terenie zurbanizowanym, gdzie żołnierze grup szturmowych, walczący w wąskich ulicach czy wewnątrz budynków częściej poruszali się w postawie wyprostowanej. W tych warunkach kamizelka, choćby i dziadowska, w jakimś tam stopniu zwiększała szanse przeżycia. W oddziałach szturmujących umocnienia polowe, w otwartym terenie, gdzie częściej przychodziło się czołgać do celu, kamizelki SN były raczej tylko utrudnieniem. Dla czołgającej się osoby tego rodzaju pancerz na piersi był znikomą ochroną, a obciążenie stanowił znacznie.
  6. D-Day Inwazja alternatywna taktyka ataku

    Hej Ja jak zwykle w kwestii balistycznej: Generalnie w technologiach dostępnych w tym okresie nie dałoby się zrobić indywidualnego pancerza szturmowego o sensownej masie, odpornego na pociski karabinowe. Na niewielką skalę pancerzy w piechocie używali wówczas tylko Rosjanie, w kilku modelach (najpopularniejszy SN-42 - Stalnoj Nagrudnik, czyli stalowy napierśnik, wz.1942 r.) - dla grup szturmowych saperów i obsług miotaczy ognia - ale nie były one w pełni odporne na pociski karabinowe (z odległości min. 150 m i w pewnym zakresie kątów tylko). Chroniły przed amunicją pistoletową 9 Para z 10 m, co w erze pistoletów maszynowych nie było powiedzmy bez znaczenia, przed niewielkimi odłamkami i oczywiście pchnięciem nożem czy bagnetem. Miały grubość pocz. 2 mm potem 2,7 mm, wagę 3 - 3,5 kg. Wkładano je zwyczajowo na waciak ("kufajkę") stanowiący dodatkową warstwę amortyzującą. Raporty z ich oceną są niejednoznaczne. W walce z bliska w miarę się sprawdzały; z kolei w fazie podejścia do celu poważnie ograniczały swobodę ruchów, utrudniały czołganie się itd. czyniąc użytkownika łatwiejszym celem. https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A1%D1%82%D0%B0%D0%BB%D1%8C%D0%BD%D0%BE%D0%B9_%D0%BD%D0%B0%D0%B3%D1%80%D1%83%D0%B4%D0%BD%D0%B8%D0%BA (po ros.)
  7. II WŚ - ciekawostki

    Spotkałem gdzieś informację, że w 1944 SS próbowało skopiować rosyjski pomysł z psem przeciwczołgowym. Prace te nie zakończyły się jednak wdrożeniem.
  8. II WŚ - ciekawostki

    Znalazłem jeszcze stary wątek z forum Gazety, dotyczący pokrewnych tematów (rosyjskich gołębi zapalających), gdzie dość obszernie opisałem swoje wątpliwości w kwestii nietoperzy: http://forum.gazeta.pl/forum/w,539,139031866,,Angry_birds_w_WWS_RKKA.html?v=2
  9. Wybuch "czołgu-pułapki" 13.VIII

    Kierowcy Borgwardów z reguły nie podprowadzali ich pod pozycje wroga - na ile wiem przynajmniej na froncie wschodnim większość ataków wykonano na zdalnym kierowaniu radiowym. Może w Warszawie radio nie bardzo chciało działać (jakieś zakłócenia czy odbicia od zabudowań), a może egzemplarz z Podwala był niesprawny i dlatego pojechał do boju z kierowcą? Pośpieszna ucieczka z podpalonego wozu bojowego to raczej naturalna reakcja, niezależnie od tego czy to czołg-mina czy jakikolwiek inny.
  10. Detektor fal elektromagnetycznych

    Mogli nawet nie wiedzieć o takim systemie detekcji. Zresztą gunshipy miały jeszcze i inne czujniki: kamerę TV obserwacji nocnej (LLLTV), termowizor (FLIR), chyba też i radar do wykrywania ruchomych obiektów naziemnych. Fakt że Black Crow był ważnym elementem systemu. Za stroną http://www.nationalmuseum.af.mil/factsheets/factsheet.asp?id=3221 pierwszy AC-130 z takim wyposażeniem testowany był operacyjnie w Wietnamie w okresie od 12.12.1969 do 30.04.1970. Odbył 112 lotów bojowych. Wykrył 1261 nieprzyjacielskich pojazdów, z których 614 zostało zniszczone i 218 uszkodzone. Detektor Black Crow odpowiadał za 65% przypadków wykrycia.
  11. Wybuch "czołgu-pułapki" 13.VIII

    No właśnie się zainteresowali, tylko później, na ul. Kilińskiego. Od razu też stało się wtedy jasne, że pojemnik zawierał ładunek wybuchowy. ( trochę czarnego humoru na zakończenie wakacji). Wg jednej z wersji, wybuch nastąpił, gdy ktoś próbował otworzyć pojemnik; wg innej, gdy czołg zgubił pojemnik podczas przejazdu przez częściowo rozebraną barykadę i kilka osób próbowało podnieść pojemnik i zamocować na miejscu. Obie te czynności, na ile mi wiadomo (próba przeniesienia ustawionej miny lub jej otwarcia) powodowały uruchomienie mechanizmu nieusuwalności i wybuch ładunku. No, to przecież tak znowu bezboleśnie nie przebiegło. B.IV nadjechał na Pl. Zamkowy w towarzystwie 2 czołgów czy też dział szturmowych, które ostrzelały pozycje powstańców. Następnie Borgward podjechał do barykady i zatrzymał się. W tym momencie został obrzucony butelkami z benzyną i stanął w płomieniach. Kierowca wyskoczył z wozu i uciekł w ruiny wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia w kierunku niemieckich pozycji, tak szybko, ze ponoć nikt z powstańców nawet nie zdążył strzelić do niego. Polacy zaś następnie ugasili pożar i przystąpili do oględzin czołgu, utrudnianych przez niemiecki ostrzał. Mogli więc chyba uznać, że zdobyli czołg w walce.
  12. Wybuch "czołgu-pułapki" 13.VIII

    Owszem, poniekąd No ale serio, po czym ktoś nieobeznany z czołgami miał rozpoznać B.IV, że to jest taka samobieżna mina, a pojemnik z przodu zawiera ładunek wyb.?
  13. Wybuch "czołgu-pułapki" 13.VIII

    Hej A po czym? Obejrzałem sobie na szybko trochę zdjęć w necie. Pojemnik z ładunkiem był pomalowany tak samo jak reszta czołgu, nie wyglądał jednoznacznie na oddzielaną część. Nie miał też, na ile zauważyłem, żadnych napisów informacyjnych. Niekoniecznie. B.IV produkowany był do września 1944, mogli więc mieć też nowe egzemplarze.
  14. II WŚ - ciekawostki

    Hej Tu np. podają, że zapalnik był czasowy i nawet opisują go w miarę szczegółowo http://www.historynet.com/top-secret-wwii-bat-and-bird-bomber-program.htm To co proponujesz byłoby o tyle ryzykowne, że nietoperz mógłby się obudzić przedwcześnie i odgryźć sobie bombę jeszcze na pokładzie samolotu, odpalając ją przez to. Bombę z zapalnikiem czasowym mógł sobie zresztą odgryźć dokładnie tak samo.
  15. II WŚ - ciekawostki

    Jak sądzę chodziło o nietoperze-kamikaze, uzbrojone w małe bomby zapalające z zapalnikiem czasowym. Miały być zrzucane w bombach kasetowych i uwalniane w locie. Kryjąc się w naturalny sposób w zakamarkach budynków, na poddaszach itp. nietoperze miały wywoływać pożary. Tu art. w wiki http://en.wikipedia.org/wiki/Bat_bomb Skądinąd dosyć dziwaczny i mało praktyczny pomysł, pisałem już kiedyś o tym, może nawet na tym forum? Zresztą jak przyszło do nalotów na Japonię, klasyczne bomby zapalające bez nietoperzy okazały się dostatecznie efektywne.
  16. Detektor fal elektromagnetycznych

    W uzupełnieniu dodam, że owo urządzenie do wykrywania pracy silników z zapłonem iskrowym nosiło nazwę AN/ASD-5 Black Crow. Montowano je na samolotach AC-130, NC-123K, OP-2E Neptune (chyba też i AP-2H) i A-6C Intruder. Nie wiem na czym jeszcze. Z jakiej odległości działało też niestety nie wiem. Na pewnym forum ktoś kto latał na tych samolotach twierdził że na ile mu wiadomo "praktycznie po horyzont". Czyli z wysokości powiedzmy 1500 m jakieś 150 km. Podobno wyszkolony operator potrafił na podstawie odbieranego sygnału zidentyfikować, czy cel jest pojedynczy czy jest to grupa pojazdów, czy znajduje się w ruchu czy uruchomił silnik na postoju, a nawet czy jest to fabrycznie nowy silnik czy już zużyty. Wiki podaje, że system bazował na konstrukcji lotniczego detektora anomalii magnetycznych (MAD) do wykrywania zanurzonych okrętów podwodnych. Raczej nie jest to prawda, skoro działał z daleka. Skądinąd jednak wiadomo, że samoloty Neptune, wywodzące się wszak z morskiego samolotu patrolowego, wykorzystywały MAD do wykrywania w dżungli masywnych metalowych obiektów (koncentracji pojazdów, składów amunicji itp.). Taki system działa tylko z bliskiej odległości, anomalię wykrywa się, przelatując nad nią. A jeszcze mała uwaga chemiczna: Ta substancja nazywa się galena lub galenit. Jest to siarczek ołowiu, jego popularna ruda. Chyba że może "Galen" to nazwa handlowa konkretnego już wyrobu, owego kryształka? Albo producenta?
  17. Wybuch "czołgu-pułapki" 13.VIII

    Skontrolowano, własnymi siłami, na ile było to możliwe. Batalion "Gustaw", obsadzający ten odcinek, nie dysponował wykwalifikowanymi saperami. Jego dowódca kpt. "Gustaw" na wszelki wypadek wycofał załogę barykady na bezpieczną odległość, wystąpił też do swoich zwierzchników o przydzielenie eksperta-pirotechnika dla sprawdzenia czołgu oraz kierowcy do jego ewentualnego uruchomienia. Działania te miały być przeprowadzone po zmierzchu, ponieważ czołg i barykada znajdowały się w strefie ostrzału z Zamku Królewskiego. Wcześniej jednak do barykady na Podwalu przybyła grupka żołnierzy z Kompanii Motorowej "Orląt" Okręgu Warszawskiego AK. Powołując się na ustne rozkazy od bliżej nieokreślonego wyższego przełożonego uruchomili oni czołg i przeprowadzili w głąb kontrolowanego przez powstańców obszaru. Miało to miejsce ok. 16:30. Informacje za książką: J.Tarczyński "Pojazdy Armii Krajowej w Powstaniu Warszawskim" wyd. WKiŁ 1994.
  18. Hej Przypuszczam, że do silników samochodowych po prostu. Ja nie elektryk niestety i tak bardzo się na tym nie wyznaję, ale na ile mi wiadomo w skład tego przeciwzakłóceniowego ustrojstwa wchodzi właśnie cewka i kondensator. Bo tak w ogóle elektryczny aparat zapłonowy w silniku spalinowym w naturalny sposób "sieje" straszliwie w szerokim paśmie od fal długich po ultrakrótkie. Na początku rozwoju motoryzacji niespecjalnie to ludziom przeszkadzało, ale w ramach upowszechniania się radiofonii i radiokomunikacji no i przyrostu liczby samochodów, zrobiło się jednak upierdliwe. I zaczęto wprowadzać obowiązek instalowania owych systemów przeciwzakłóceniowych. W Wlk. Brytanii bodajże w latach 30., w Polsce niestety nie wiem kiedy ale pewnie też w tych okolicach. Skuteczność tego zabezpieczania mogła być oczywiście różna i mogło też ono nawalić. Pamiętam z dzieciństwa (lata 70.) - mieszkałem wówczas na parterze bloku, dość blisko ulicy - że niekiedy przejeżdżający samochód, zwłaszcza ciężarówka starego typu, dawał takie zakłócenia, że na kilka sekund w ogóle uniemożliwiał odbieranie radia i TV. A jeszcze tak militarnie mi się przypomniało, że w czasach wojny wietnamskiej, amerykańskie samoloty klasy gunship, stosowane do nocnych ataków na szlakach komunikacyjnych wroga, oprócz różnych systemów nawigacyjnych i obserwacyjnych wyposażone były w detektor fal elektromagnetycznych emitowanych właśnie przez silniki samochodowe, do wykrywania kolumn transportowych w ruchu.
  19. Współczesna broń ochrony

    Hej Jeszcze moje 3 gr. Ech ta marynarska krzepa FAL z nabojami waży około 5 kg, dla mnie jest wyraźnie za ciężki (ale ja pracownik biurowy, więc to zrozumiałe...)
  20. Hej Jeszcze moje 3 gr. Jako broń do walki z bliska pojawiły się też wówczas rozmaite maczugi, kastety i noże. Np. amerykański sztylet M1917 z kłujnym ostrzem o trójkątnym przekroju i rękojeścią z gardą tworzącą kastet. http://en.wikipedia.org/wiki/Trench_knife Generalnie jednak do zabijania najlepsza jest broń palna i znacznie lepiej sprawdziłby się tu pistolet maszynowy lub krótka strzelba śrutowa, ostatecznie zwykły pistolet automatyczny lub rewolwer. Tyle tylko że ówczesny przemysł z ledwością się wyrabiał z produkcją rzeczy absolutnie niezbędnych i wyposażenie oddziałów szturmowych w coś takiego na skalę masową byłoby po prostu niemożliwe. Dopiero w 1918 coś się ruszyło w tej kwestii, no ale to już inny temat, nie na ten wątek. Dodam że AK sam z siebie jest bronią stosunkowo krótką (87 cm w wersji z kolbą stałą, 65 cm ze składaną po jej złożeniu) i jego wykorzystanie do walki z bliska nawet w ograniczonej przestrzeni nie jest chyba bardzo uciążliwe. Chyba się z tym zgodzę. Dodam tylko w uzupełnieniu, że sam upadek z pędzącego konia bardzo często jest dla jeźdźca śmiertelny, a w każdym razie zwykle kończy się poważnymi obrażeniami. Ależ właśnie o to chodzi - o to by piechota mogła się przed jazdą obronić. Klasycznym manewrem było uformowanie czworoboku lub przynajmniej kilku szeregów, najeżonych włóczniami. Próba stratowania takiego czegoś gwałtowną szarżą była mocno utrudniona, bo przynajmniej część koni nadziewała się na włócznie i padała, tarasując drogę kolejnym, przez co szarża traciła impet. Nawet jeśli jeźdźcy sami mieli jakieś kopie czy lance czy coś, to i tak połamali je na pierwszych szeregach formacji i dalej posługiwali się mieczem, z konieczności krótszym oczywiście niż włócznia piechoty.
  21. Hej Hmm ułatwić wyciągnięcie? To chyba właśnie szerokie ostrze o skomplikowanym kształcie ma większą szansę zakleszczenia się o coś, niż prosta wąska "igła".
  22. Tablet - a zdjecia

    OK to spróbuj podłączyć Galaxy do komputera kabelkiem USB. Niemal na pewno dostałeś go w komplecie z tabletem. Po podłączeniu tablet prawdopodobnie wyświetli informację, że chce przejść na tryb pracy dysku USB (różnie ona wygląda w różnych urządzeniach i różnych wersjach Androida) - należy się na to zgodzić. PC może też wyświetlić komunikat o wykryciu nowego urządzenia z prośbą o sterownik do niego; dobrze jest więc by na wszelki wypadek był w tym momencie połączony z internetem, aby sobie mógł ów sterownik pobrać. Bardzo prawdopodobne jednak, że nie będzie to potrzebne, zostanie zainstalowany jakiś standardowy sterownik z zasobów Windows. Następnie przejdź do komputera PC. Otwórz "Mój komputer", to okno w którym widzisz wszystkie swoje dyski w systemie. Wśród nich powinieneś zobaczyć swój tablet jako kolejny dysk, a raczej zwykle 2-3 dyski. Otwierając go/je kolejno, odnajdź folder DCIM - w nim (ewentualnie w jakimś podfolderze w nim) powinny być twoje zdjęcia, jako zwykłe pliki obrazów typu .jpg. Zaznacz je sobie i skopiuj do jakiegoś foldera na komputerze PC, np. Moje Obrazy w dokumentach czy gdzie tam ci najwygodniej. Generalnie postępuj tak samo jak zawsze przy kopiowaniu plików z dysku na dysk. Testowałem to na bieżąco na takim urządzeniu z Androidem, jakie miałem teraz pod ręką - telefon Samsung Galaxy Pro (system Android 2.2.2 a więc stary dosyć). Zdjęcia są na nim na karcie pamięci w folderze DCIM w podfolderze Camera. Podłączenie wymagało zainstalowania na PC aplikacji Samsung Kies (darmowa, do pobrania ze strony Samsunga). Dopiero po jej uruchomieniu Galaxy stał się widoczny w systemie jako dysk E:/ i mogłem odszukać folder DCIM i kopiować z niego pliki w opisany wyżej sposób.
  23. Tablet - a zdjecia

    W jaki sposób przerzucasz zdjęcia? Czy korzystasz z aplikacji Samsung Kies czy czegoś takiego i funkcji importu zdjęć? Czy też otwierasz tego Galaxy pod Windows jako kolejny dysk w systemie i zwyczajnie kopiujesz zeń pliki?
  24. Pomoc w kupnie tableta

    Hej Różnie z tym bywa. W moim poprzednim tablecie (7" Tracer Ovo i to kupiony w promocji w markecie) dostałem taki program Documents To Go w pakiecie. Oceniam go dosyć wysoko, bardzo wygodny i podobny do MS Office. I czyta także format PDF. Z tym że normalnie nie jest darmowy (ale też i nie bardzo drogi, kilkadziesiąt zł chyba). Zdarzyło mi się na nim edytować pliki Worda i szło to bez problemu. W tablecie który mam teraz - 8" MODECOM FreeTAB 8002 IPS X2 3G+ - nie dostałem nic takiego, ściągnąłem darmowy Kingsoft Office z gogle shop. Cóż, czytać dokumenty tekstowe MS Word da się na pewno, tudzież pliki Excela. Prezentacji nie testowałem i nie edytowałem też plików, więc nie potrafię powiedzieć, jak się w tym pracuje. Ja zdecydowałem się na ten "kwadratowy" format 8". Wygodnie się w nim czyta (w 7" strona na ekranie jest w pionie za mała, w poziomie za dużo trzeba przewijać) a do tego głównie tabletu używam - żeby nie nosić całej teczki materiałów papierowych tylko mieć to wszystko w plikach i poczytać sobie po drodze w autobusie czy pociągu. 10" to dla mnie za dużo, jako dla osoby niezmotoryzowanej, co nosi wszystko w plecaku - jasne, że duży ekran to rzecz wygodna, ale rozmiary i waga trochę już dają się odczuć. Zastanów się jeszcze nad jednym. Z doświadczenia wiem, że ważny jest w tablecie dostęp do internetu. Jeśli dużo podróżujesz, możesz rozważyć jakiś model z wbudowanym modemem 3G - jeśli masz u jakiegoś operatora wykupiony mobilny net lub korzystasz z darmowego Aero2. Tu uwaga, nie wszystkie tablety z modemem są zgodne z Aero2 (np. ten mój MODECOM nie jest, choć modem posiada). Jeśli zaś cały czas przebywasz w zasięgu sieci Wifi, to wbudowany modem nie będzie aż tak potrzebny, w razie konieczności można dokupić zewnętrzny. Trzeba jednak mieć na uwadze, że z kolei nie wszystkie tablety z nie wszystkimi modemami się lubią. Wredną politykę prowadzi np. Samsung: jeśli zakupisz Galaxy Tab 2 (i chyba 3 zresztą także) w wersji bez wbudowanego modemu, to i zewnętrznego modemu nie będzie on obsługiwać. Zmusza to wtedy do kombinacji z przenośnym routerem wifi a więc kolejnym urządzeniem do noszenia, choćby i malutkim ale jednak. Ten mój Modecom kosztował niecałe 800,- jakieś pół roku temu, teraz jest tańszy, z 600-700.
  25. Wrzesień 1939 na zachodzie

    Hej Spotyka się też wersję o trafieniu Scheera nawet 3 bombami, z których jednak żadna nie eksplodowała. W ogóle brytyjskie bomby i ich zapalniki z tego okresu nastręczały wielu problemów, jako że nie przetestowano ich dostatecznie przed wojną. Wg innej wersji ów taran, zamierzony czy przypadkowy, był dziełem maszyny ze 110. Dywizjonu, której pilotem był por. H.L.Emden Tak czy siak, krążownik ucierpiał od niego bardziej niż od bomb, tracąc 9 zabitych i 20 rannych.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.