Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Kusza vs Łuk

    Ale przecież dłuższa od bełtu była, nie? A to faktycznie ciekawostka. Muszę się nad tym zastanowić. Jedne i drugie z takiego samego drewna i o takiej samej geometrii i masie, tak? Tylko inny grot i jedne bejcowane drugie nie?
  2. Kusza vs Łuk

    Myślę, że różnica w zdolności przebijania leży przede wszystkim nie w materiale a w budowie pocisku a konkretnie w jego wydłużeniu (stosunek długości do średnicy). Ma ono znaczny wpływ na efektywność penetratora, to w zasadzie jeden z najważniejszych parametrów. Strzały z łuku mają bardziej wydłużony kształt, niż bełty z kuszy, które są raczej pękate i krótkie.
  3. Hej Jako kolejną ciekawostkę dodam, że mimo rozpoczęcia produkcji tańszego i prostszego km MG 42, w czołgach nadal instalowany był MG 34. Wynikało to ze specyficznej konstrukcji jarzma, którą trudno było przystosować do MG 42 (lufę przy wymianie wyciągało się w nim w bok, w MG 34 - do tyłu). Co prawda wymiana lufy w czołgu zapewne nie była zbyt częstym zjawiskiem... Zdaje mi się jednak, że w projektowanych pod koniec wojny pojazdach z serii E, superciężkim czołgu Maus i innych takich cudakach przewidywano już uzbrojenie w czołgową wersję MG 42. Tak jest; konkurs na czołgowy karabin maszynowy rozstrzygnął się pod koniec lat 30. Wszyscy wówczas liczyli się z zagrożeniem bliskim wybuchem wojny. Brytyjczycy ocenili, że przerobienie zwycięskiej konstrukcji, czechosłowackiego km-u ZB 53 na nabój 7,7x56R pochłonie zbyt wiele czasu i kosztów i prościej będzie przyjąć na uzbrojenie wersję w oryginalnym kalibrze 7,9x57 i produkować sobie te naboje. Najwyraźniej brytyjski system logistyczny był na tyle sprawny i wydajny, że zamieszanie z kilkoma typami amunicji karabinowej nie robiło im wielkiej różnicy. W wojskach pancernych mieli bowiem w zasadzie aż trzy kalibry karabinów maszynowych: 7,92x57 w omówionych wyżej karabinach BESA, stanowiących uzbrojenie czołgów i wozów bojowych produkcji brytyjskiej; 7,62x63 w karabinach masz. Browning, które były montowane w czołgach i wozach bojowych importowanych z USA; i 7,7x56R w karabinach masz. BREN, przewożonych w czołgach jako broń dodatkowa. Przepraszam za mały offtop w czasy powojenne. Ale pamiętam przed laty, jak czytałem artykuł o bwp M2 Bradley i całej tej historii z jego bronią pokładową FPW. Dla przypomnienia, albo poinformowania dla osób nie mających orientacji w temacie: w wymaganiach na bwp założono otwory strzelnicze dla prowadzenia ognia z broni indywidualnej przez żołnierzy desantu. Ale standardowa broń amerykańskiej piechoty, kbk M16 z uwagi na swoją budowę i wydłużony kształt nie bardzo się do tego nadawał. No więc postanowiono skonstruować specjalną broń FPW (Firing Port Weapon) do owych otworów strzelniczych. Ostatecznie wygrał karabinek M231 - konstrukcja bazująca na M16, ze skróconą lufą ze specjalnym jarzmem do mocowania w owych strzelnicach, bez kolby, z mechanizmem spustowym tylko na ogień ciągły, o zwiększonej szybkostrzelności i z innymi tam jeszcze zmianami. No i właśnie zdziwiło mnie wtedy, że karabinek M231 zasadniczo nie miał przyrządów celowniczych (przewidziano ich zakładanie w przypadku używania go poza pojazdem, ale chyba w ogóle tego nie zrobiono), tylko właśnie strzelało się z niego amunicją smugową i na podstawie śledzenia lotu pocisków korygowało się ogień. A teraz dzięki wpisom Razora wiem już, że ta metoda miała wieloletnią tradycję w amerykańskich wojskach pancernych i nie było to wcale takie dziwne dla nich.
  4. Jeśli chodzi o porównanie 7,5 cm KwK 40 z rosyjską 76,2 mm F-34: niemiecka armata znacznie góruje balistyką pocisku ppanc. Niemiecki Pz.Gr.39 przy masie 6,8 kg miał prędkość początkową 792 m/s; rosyjski BR-350A odpowiednio 6,5 kg i 655 m/s. Lepszy natomiast, jak mi się wydaje był rosyjski pocisk odłamkowo-burzący. Chociaż nie jest to wielka różnica. Niemiecki Spr.Gr.34 ważył 5,74 kg w tym 0,66 kg m.w., prędkość początkowa 550 m/s. Rosyjski OF-350 odpowiednio 6,2 kg, 0,71 kg m.w. i 680 m/s. 8,8 cm KwK 36 (taka jak w Tiger I) była dość podobna (nieznacznie mocniejsza) do radzieckich 85 mm S-53 i D-5 (obie na te same naboje więc to bez różnicy). Niemiecki pepanc Pz.Gr.39 przy masie 10,2 kg miał prędkość pocz. 810 m/s; rosyjski BR-365 - odpowiednio 9,2 kg i 800 m/s. Porównywalny był pocisk odłamkowo-burzący. Niemiecki Spr.Gr. (nie pamiętam indeksu a na szybko nie znalazłem) przy masie 9,2 kg zawierał 1 kg m.w. i miał prędkość pocz. 820 m/s. Rosyjski O-365 odpowiednio 9,54 kg, 0,66 kg m.w. i 793 m/s. 8,8 cm KwK 43 (taka jak w Tiger II) była natomiast bronią znacznie mocniejszą. Pocisk ppanc. Spr.Gr. 39/43 miał masę 10,2 kg i prędkość pocz. 1000 m/s. Burzący Spr.Gr 43 odpowiednio 9,5 kg (1 kg m.w.) i 750 m/s.
  5. Kursowe karabiny masz., to się zwało. Nie, o ile wiem nie było celownika kierowcy.
  6. No nie za dużo widział faktycznie; dlatego ten przedni karabin w czołgach stopniowo zanikał, dzisiaj już nie jest stosowany. Kąty ostrzału w T-34: 24 st. w poziomie (po 12 w lewo i prawo), a w pionie od - 6 do +16 st.
  7. Na ile wiem, muszka była umieszczona w otworze wewnątrz jarzma; zamiast szczerbinki zastosowano celownik przeziernikowy, regulowany w dwóch płaszczyznach.
  8. Optyka broni snajperskiej

    Dokładnie nazwa firmy to C.P.Goerz (od nazwiska właściciela, Carl Paul Goerz). http://snipercollection.wordpress.com/category/1900-to-1918/prussian-scopes/c-p-goerz-berlin/ z tego wynika że to celownik z czasów I wojny światowej (oczywiście i w czasie II mógł być stosowany). Może by poradzić się kogoś specjalizującego się w celownikach, może na strzelecka.net lub bron.iweb.pl - ten tzw. montaż wydaje mi się nietypowy, może da się określić od jakiej broni pochodzi.
  9. Optyka broni snajperskiej

    Powiedziałbym, że tam jest napisane GOERZ BERLIN. Firma Goerz zajmowała się optyką i mechaniką precyzyjną, robiła m. in. aparaty foto, celowniki bombardierskie, także i celowniki optyczne do karabinów. A także okrętowe dalmierze, peryskopy dla okrętów podwodnych, sprzęt astronomiczny i meteorologiczny... Na niemieckiej wiki jest dosyć szczegółowo o niej, tylko ja aż tak dobrze po niemiecku nie kumam. http://de.wikipedia.org/wiki/Optische_Anstalt_C._P._Goerz
  10. Najlepszy pistolet I wojny światowej

    Hej To ja mam jeszcze takie pytanie. Standardowy Mauser C/96 miał taki mechanizm, który po ostatnim strzale (po opróżnieniu magazynka) blokował zamek w tylnym położeniu. Wtedy strzelec wkładał łódkę z nabojami w takie specjalne wycięcie w komorze zamkowej i jednym ruchem wpychał naboje do magazynka, po czym, gdy wyjął pustą łódkę, następowało automatycznie zwolnienie zamka, który wracał w przednie położenie, ładując przy okazji nabój do komory nabojowej. A jak to było z Mauserami z wymiennym magazynkiem? Zapewne zachowały ten mechanizm, ale czy też działał w podobny automatyczny sposób? Tzn. czy samo tylko wyjęcie pustego magazynka i wsadzenie pełnego powodowało już zwolnienie zamka w przednie położenie? Czy też trzeba było czymś "pstryknąć", znaczy zwolnić samemu zamek? I czy ów okopowy karabinek też miał taki mechanizm (w sensie zamek z tyłu po ostatnim strzale)?
  11. Najlepszy pistolet I wojny światowej

    No ok, ale temat brzmi "najlepszy pistolet I wojny światowej". Browning HP to oficjalnie rok powiedzmy 1935. Jak zaczniemy się wgłębiać w kwestie prototypów i projektów to wyjdzie pewnie rok 1926. Do I wojny światowej tak czy siak daleko.
  12. Ruch oporu w Niemczech

    Hej Przepraszam, ale co to ma do rzeczy? Nie robili tego przecież za wiedzą i zgodą szefa, tylko wręcz przeciwnie. Coś takiego jest ewidentną zdradą. A jak świat światem zawsze przeciwko władcom knuło się spiski i zdrady. Canaris i Oster spiskowali przeciw Hitlerowi, a jak się to wykryło, zostali aresztowani i straceni. To samo spotkałoby Himmlera - Hitler, gdy się dowiedział, pozbawił go wszelkich stanowisk i nakazał jego aresztowanie, tyle że był to koniec kwietnia 194,5 więc mógł sobie porozkazywać głównie w obrębie własnego schronu.
  13. Protesty górnicze 2014

    Z ciekawości: Gronostaju, czy "załapałeś się" jeszcze na PRL? (Mnie się zdarzyło na ostatnie 20-kilka lat i nie wspominam tego zbyt dobrze). Wtedy właśnie gospodarka funkcjonowała w opisany przez ciebie sposób: państwo zapewniało pełne zatrudnienie, firmy (wyłącznie państwowe) nie kierowały się wyłącznie kryterium zysku, lecz dobrem społecznym itd. itp. Ogólnie rzecz biorąc skutkowało to zwijaniem się gospodarki i ogólną biedą z dzisiejszego punktu widzenia.
  14. Obiecany tekst o atakowaniu pociągów w Korei. Postanowiłem zacytować fragment z książki C. Piotrowskiego i P. Tarasa "Kampanie lotnicze - Korea 1950-1953" Wyd. AJ Press 1994. Autorem wypowiedzi jest kpt. C.F. Wolfe z 3.BG(L), pilot bombowca B-26 Invader, uczestnik 62 nocnych misji w których zniszczył m.in 12 lokomotyw na pewno i 3 prawdopodobnie. "Nigdy byście nie uwierzyli, ale ich pociągi poruszały się według określonego rozkładu. Wiedząc o tym podlatywaliśmy do rzeki Jalu i wypatrywaliśmy pociągu, gdy ten znajdował się jeszcze w Mandżurii i był oświetlony jak choinka. Wtedy znikaliśmy, czekając aż znajdzie się po koreańskiej stronie rzeki. Gdy to nastąpiło, zrzucaliśmy za nim bombę. Nieważne, czy trafiła w tor, czy nie. Ważne, żeby była blisko pociągu i jego obsługa myślała, że ma odcięty odwrót. Jako, że niełatwo jest trafić w pędzący pociąg, lecieliśmy daleko do przodu i zrzucaliśmy kolejną bombę np. u wylotu tunelu (w Korei jest bardzo dużo tuneli i były one bardzo często wykorzystywane jako naturalne schrony). Wtedy obsługa pociągu zwalniała, by rozeznać się w uszkodzeniach, a my robiliśmy zwrot, schodziliśmy na małą wysokość i zrzucaliśmy kolejne "jaja". W jasną noc, nawet gdy pociąg poruszał się bez świateł, słup dymu i pary doskonale wyróżniał się w świetle księżyca. Atakowaliśmy przeważnie pod kątem 45 stopni do kierunku torów. Taki kierunek ataku miał zapewnić "przeoranie" bombami lokomotywy lub pierwszych wagonów. Idea była taka, że jeśli bomby zostały zrzucone za wcześnie, trafiała druga lub trzecia, a jeśli za późno - można było liczyć na pierwszą. Poza tym, jeśli bomby zboczyły w jedną stronę, to pociąg wjeżdżał w eksplozję, a jeśli w drugą - trafiały w ostatnie wagony". W innej książce, "B-26 Invader units over Korea" znalazłem relację Lt. B.B.Walkera z 8.BS, będącego nawigatorem/bombardierem na B-26, także opowiadającą o nocnym nalocie jego załogi na cel kolejowy. Ich zadaniem było przerwanie torów w punkcie o kodowej nazwie Purple-11. Noc była dosyć ciemna, mimo to w rejonie celu zaobserwowali pojedynczą lokomotywę, kierującą się do pobliskiego tunelu. Goście zaatakowali ją, zrzucając 2 bomby 227 kg u wylotu tunelu, po czym gwałtownie wyprowadzili się z nurkowania, mijając o włos wierzchołek góry. Nie ma w relacji nic dalej, czy trafili, zapewne po prostu zgubili w nocy to miejsce. Otworzyła do nich ogień obrona plot., najwyraźniej jednak niezbyt intensywny, bo postanowili się z nią postrzelać: wykonali kilka zajść na stanowiska przeciwlotnicze, ostrzeliwując je z broni maszynowej i zrzucając 1 bombę. Artyleria plot. ucichła, a lotnicy powrócili do głównego zadania. Odszukali linię kolejową, zrzucili serię 5 flar z wysokości 1500 m, po czym nurkując w ich świetle ulokowali w torowisku 2 bomby 227 kg z zapalnikiem zwłocznym. Było to dosyć trudne i goście wykonali w tym celu 4 zajścia na cel, aż do wyczerpania zapasu bomb i flar. Na zakończenie zaminowali jeszcze narzutowo zbombardowany teren i rozrzucili ulotki z informacją o tym mające odstraszyć od pracy robotników kolejowych.
  15. Naloty dywanowe

    No i ostatnie z bombek wymienionych w artykule, mała bomba odłamkowa. 3. Bomba odłamkowa 20 lb (9 kg) AN-M41A1 Skonstruowana została w okresie międzywojennym, pewne jej cechy zdają się wskazywać że nawet "bardzo międzywojennym" - ma ucho do indywidualnego podwieszania a nawet ucho na stateczniku ogonowym do podwieszania w pozycji pionowej. Nie kojarzę, by jakiś amerykański samolot z czasów bliskich II w.s miał w ogóle pionowe wyrzutniki, więc to muszą być już bardzo archaiczne zaszłości. AN-M41, mimo że mała, miała też tę modułową budowę. Składała się z głowicy bojowej i dokręconego z tyłu ogona z czteropiórowym statecznikiem. To również nadaje jej nieco archaiczny wygląd typu "jajko na patyku". Głowica natomiast była całkiem zaawansowana; jej wewnętrzną część tworzyła rura bezszwowa o 2,5 mm grubości ścianek, a wokół niej zwinięto część odłamkową: spiralę z grubego drutu czy raczej pręta o kwadratowym przekroju (11x11 mm). Uzbrojona była zwykle w czołowy zapalnik uderzeniowy M110 o działaniu natychmiastowym. Tę samą głowicę bojową zastosowano w bombach odłamkowych M40 i M72, przeznaczonych do ataków z małej wysokości - zamiast usterzenia miały one z tyłu pojemnik ze spadochronem hamującym. Istniały nawet polowe zestawy do konwersji jednych bomb na drugie. Bomba elaborowana była trotylem lub amatolem 50/50. W raportach z testów pomiaru prędkości odłamka pojawia się też ednatol i mieszanina B, ale w instrukcjach o tym nie ma czyli najpewniej to takie próby były. Silniejszy materiał zwiększał początkową prędkość odłamków i ich liczbę, zmniejszał zaś średnią masę odłamka. W czasie II wojny bomba zrzucana była najczęściej w wiązkach M1 (M1A1, A2, A3) po 6 sztuk. Wiązka M1 składała się z rurowego adaptera, do którego bomby przymocowane były za pomocą stalowych taśm i drutów. Rozcalenie zapewniał nabój pirotechniczny, odpalany przez wyciągnięcie w chwili zrzutu odpowiedniej zawleczki przywiązanej drutem do zaczepu bombowego. W wersji M1A2 zastosowany inny sposób rozcalania, czysto mechaniczny (bez żadnej pirotechniki) przez wyciągnięcie w podobny sposób odpowiednich sworzni spinających całe ustrojstwo. Była też jeszcze w użyciu większa wiązka M26 (M26A1, A2) złożona z 20 bomb M41. Na ile mi jednak wiadomo, przenoszona była przede wszystkim przez myśliwce bombardujące na zewnętrznych podwieszeniach. M26 rozcalana była pirotechicznie, albo przez wyciągnięcie zawleczki w sposób opisany powyżej, albo przez zapalnik czasowy z prawdziwego zdarzenia, nastawiany na czas od 5 do 92 s (to ostatnie to oczywiście pewna taka zaszłość, zapalnik pochodził od flar zrzucanych ze spadochronem, przy swobodnym spadku 90 s odpowiadałoby zapewne jakiejś absurdalnej wysokości ze 30-40 km czy coś). I tak zresztą nie zalecano przeginania z tym czasem, instrukcje mówią o tym, że najlepsze skupienie uzyskiwano przy rozcaleniu wiązki bezpośrednio po zrzucie. Przy spadku na dystansie przekraczającym 600 m (czas 10-12 s) wiązka za bardzo się rozpędzała i koziołkowała i rozrzut bomb był zbyt duży. Inna rzecz że w pewnych sytuacjach mogłoby to być pożądanym efektem. Dane bombki M41A1: długość 564 mm, średnica 91 mm. Masa w wersji z TNT - 8,98 kg, w tym 1,22 kg m.w. Wiązka M1 (6 x M41) miała długość 1179 mm i masę 56,7 kg; M1A2 była cięższa 58,1 kg. Wiązka M26 była ciaśniej upakowana, miała długość 1336 mm i masę 184 kg, M25A2 - 188 kg. Samolot B-17 zabierał na pokład maksymalnie 38-42 wiązki M1 czyli 228-252 bomby M41; B-24 Liberator zabierał 52 wiązki (312 bomb M41). Przy wybuchu bombka M41 generowała średnio 1000-1500 odłamków. W promieniu 23 m raziły one śmiertelnie siłę żywą, niszczyły nieopancerzone pojazdy i sprzęt. Początkowa prędkość odłamka wynosiła ok. 880 m/s. Z odległości 18 m 65% odłamków przebijało płytę 3,2 mm ze stali miękkiej. Gęstość rażenia wynosiła średnio 14,4 odłamka na m2 w promieniu 9 m i 3,6 odł./m2 z 18 m. Odłamki zachowywały zdolność rażenia na odl. 90 m. Pewien obraz skuteczności M41 daje raport, jaki znalazłem w internecie, opisujący wypadek (niestety z ofiarami śmiertelnymi) jaki miał miejsce 12 czerwca 1944 w jednej z amerykańskich baz w Wlk. Brytanii. http://history.amedd.army.mil/booksdocs/wwii/woundblstcs/appendixg.htm Krótko: w czasie rozbrajania samolotu B-17G, którego misja została odwołana, przy zdejmowaniu wiązki M1A1 z zaczepów w komorze bombowej doszło do przypadkowego zerwania zamocowań i 3 bomby M41 uwolniły się, spadając na beton z wysokości ok. 1,8 m. Jedna z nich, mimo zabezpieczenia, eksplodowała. W strefie rażenia (90 m) znajdowały się wówczas 24 osoby; 17 z nich zostało zranionych odłamkami, z tego 4 zginęły na miejscu, 2 zmarły potem w szpitalu. Spośród rannych 2 osoby ewakuowano do USA, co zazwyczaj oznacza trwałą utratę zdolności do służby wojskowej a więc poważny uszczerbek na zdrowiu; pozostali ranni powrócili do służby po upływie od kilku do kilkudziesięciu dni. Wszyscy z zabitych i ciężko rannych znajdowali się w promieniu 12 m od wybuchu; najdalsza z rannych osób oberwała w odległości 45 m odłamkiem w łokieć, odnosząc złamania kości (człowiek ten powrócił do służby po 23 dniach). Samolot, wstępnie oceniony jako nadający się do naprawy, został ostatecznie zakwalifikowany do kategorii E (naprawa nieopłacalna ekonomicznie); odłamki uszkodziły zespoły podwozia i poszycie skrzydeł i dolnej części kadłuba. Zniszczeniu uległo 2,5 m2 powierzchni skrzydeł gdzie naliczono 180 przebić przez odłamki. W strefie rażenia znalazły się ponadto: przyczepa do przewozu bomb wraz z ciągnikiem (12 m; jej stan nie został oceniony), namiot ze sprzętem w odległości ok. 45 m, barak magazynowy z blachy falistej (tzw. nissen hut) w podobnej odległości, oraz murowany z cegły dom farmerski służący jako warsztat, położony ukośnie w odległości 75-90 m. Namiot nie został ugodzony odłamkami. W blaszany barak uderzyły cztery: jeden przeszedł na wylot przez konstrukcję dachu, trzy przeszły przez frontową ścianę na wysokości 0,9 m nad ziemią i zostały w środku. Znajdująca się wewnątrz przyczepa do bomb nie została poddana ocenie, można przypuszczać jednak, że nie ucierpiała zanadto. W dom farmerski ugodziło około 30 odłamków, zagłębiając się w ściany na 2,5 cm lub więcej. Większość uderzyła na wysokości 1,2-1,5 m, część na wys. 1,8-2,1 m, dwa na wys. 3,6 m. Jeden odłamek z odl. 77 m, 0,9 m nad ziemią, przebił na wylot stalową rurę konstrukcyjną o grubości ścianek 3,2 mm wybijając otwór o średnicy ok. 6 mm. Stojący w drzwiach człowiek, w odl. ok. 90 m, trafiony został odłamkiem w udo, gdzie w kieszeni miał składany nóż; odłamek zrykoszetował od noża i wbił się w drewniane drzwi.
  16. Naloty dywanowe

    No dobra, nie mogę spać, to jeszcze jedna bombka: 2. Bomba burząca 500 lb (227 kg) AN-M64A1 Bomba z tej samej rodziny co poprzednia, o analogicznej konstrukcji. Zadebiutowała w 1942 w słynnym nalocie grupy płk Doolittle'a na Tokio. Także miała dwa gniazda zapalników: czołowe i denne i także było tych zapalników całe mnóstwo. Standardowo stosowano, jak poprzednio, M103 w gnieździe czołowym i M101 w dennym. Przy atakowaniu celów typu budynki przemysłowe zalecano zastosowanie zwłoki 0,1 s w zapalniku czołowym i 0,025 s w dennym (o ten denny właśnie chodziło, czołowy był w tym przypadku tylko jako zabezpieczenie jakby tamten zawiódł). Amerykańskie zapalniki denne z tego okresu występowały zwykle w "rodzinach" po trzy, dostosowane do bomb różnej wielkości. Miały one zawsze jednakową konstrukcję, różnica dotyczyła jedynie długości elementu łączącego korpus zapalnika z wiatraczkiem zabezpieczającym. Wiatraczek musiał znajdować się w określonym miejscu względem usterzenia bomby (by był do niego dostęp i prawidłowy przepływ powietrza), a usterzenie w większych bombach miało większą długość niż w mniejszych. Np. wspomniany w poprzedniej części zapalnik denny z długą zwłoką (do 144 h) M125 przeznaczony był dla bomb o wagomiarze 1000 lb (450 kg) i większych; wariant dla bomb 500-600 lb (227-272 kg) nosił oznaczenie M124, a dla bomb 100-300 lb (45-136 kg) - M123. Wg dokumentów efektywność bomby 227 kg była następująca: - promień niszczenia budowli murowanych: 6 m, uszkodzenia - 14 m. - promień rażenia siły żywej: 27 m - zdolność przebijania pancerza: 38 mm kinetycznie, 76 mm siłą wybuchu (BTW pomyliłem się w poprzedniej części, dla bomby 450 kg pancerz 97 mm siłą wybuchu) - wymiary leja w gruncie piaszczystym: gł. 0,6 m, śr. 2,7 m przy zapalniku natychmiastowym; gł. 1,5 m i śr. 6,1 m przy zwłocznym. A, no i dane AN-M64A1: długość 1504 mm, średnica 361 mm, rozp. stat. 481 mm. Masa (wersja z TNT) 248 kg, w tym 121 kg m.w. Bombowce B-17 i starsze wersje B-24 zabierały do 12 bomb 227 kg; B-24J i późniejsze - do 16 x 227 kg.
  17. Naloty dywanowe

    Hej Amatol to mieszanina TNT i azotanu amonowego. Tak się składa, że trotyl ma silnie ujemny bilans tlenowy: w produktach wybuchu występują substancje, które mogłyby się jeszcze utlenić, gdyby miały czym (tlenek węgla i sam węgiel - sadza). Więc zmieszanie go z dobrym utleniaczem - saletrą - przechodzi powiedzmy prawie bezkarnie, prędkość detonacji spada oczywiście, ale wzrasta ilość produktów gazowych więc na podmuchu się to tak bardzo nie odbija. A tym bardziej na działaniu odłamkowym, gdzie mniejsza prędkość detonacji oznacza większą średnią masę odłamka (oczywiście spada przez to liczba i prędkość odłamków, więc też tak bezkarnie tej prędkości detonacji nie można sobie w nieskończoność zmniejszać). Z użytkowego punktu widzenia też nie ma wielkiej różnicy, amatol zawierający 50% TNT można podobnie jak czysty trotyl stopić i elaborować amunicję przez zalewanie. Trzeba tylko dać mocniejszy detonator. We wspomnianej wyżej bombie AN-M65 w wersji z amatolem ładunek składał się z 222 kg amatolu oraz 18 kg TNT otaczającego gniazda zapalników. Faktycznie amatol bywa stosowany w górnictwie odkrywkowym, ale nie tak znowu często: TNT taki znów tani nie jest, a materiałów zużywa się w tej branży mnóstwo. W wojsku faktycznie tak jak napisałeś stosowano go podczas wojen "z nędzy" - dla zaoszczędzenia TNT, w porównaniu z którym azotan amonowy jest o wiele tańszy i łatwiej i szybciej się go robi. Tak było w przypadku bomb lotniczych i pocisku V-1. Co do V-2, sprawa jest bardziej skomplikowana. Z tego co wiem, 50% amatol wyszedł im tam w czasie testów jako takie optimum. Inne materiały dawały wysoki odsetek eksplozji w locie. Gdy rakieta A 4 powracała w gęste warstwy atmosfery, dość mocno nagrzewała się, oczywiście głównie w części głowicowej, czego materiały wybuchowe generalnie nie lubią. A wspomniany amatol jakoś to znosił. Saletra ma kilka odmian krystalicznych, w które przy ogrzewaniu kolejno przechodzi i pochłania przy tym ciepło. Przypuszczam, że właśnie dzięki temu zewnętrzne warstwy ładunku pochłaniały ciepło, chroniąc resztę głowicy przed samozapłonem i eksplozją. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że najczęściej stosowany niemiecki amatol nosił nazwę Fp 60/40. Te liczby należy czytać niejako "w drugą stronę", tzn. materiał ten zawierał 60% trotylu i 40% saletry amonowej; w obecnie przyjętym zapisie byłby to amatol 40/60 (najpierw się podaje procent saletry). Co zabawne, Niemcy mieli także w użyciu kilka materiałów o nazwie amatol, które bynajmniej wcale amatolem nie były . Np. Amatol 39 składał się z 50% dinitrobenzenu, 35% azotanu amonowego i 15% heksogenu.
  18. Naloty dywanowe

    W uzupełnieniu artykułu o nalocie na Pragę, jako wielki fan uzbrojenia lotniczego postanowiłem wrzucić coś o wymienionych w artykule amerykańskich bombach. A więc: 1. Bomba burząca 1000 lb (450 kg) AN-M65A1 Amerykanie mieli ich kilka typów, ale założyłem, że w akcji, która miała miejsce w ostatnich miesiącach wojny użyto raczej bomb z nowej produkcji, a nie jakichś magazynowych zaległości. Wszystkie one były zresztą dość podobne, różniły się nieco wymiarami, masą i drobnymi szczegółami konstrukcji (np. te z A1 w nazwie zwykle miały gniazda zapalników uniemożliwiające ich wykręcenie). AN-M65A1 weszła do produkcji już podczas wojny, około 1942 r. Jak większość amerykańskich bomb miała modułową budowę: składała się z głowicy bojowej i ogona ze statecznikami, przechowywanego i transportowanego oddzielnie i mocowanego do bomby bezpośrednio przed jej podwieszeniem albo i po podwieszeniu na samolot. Głowica była z jednoczęściowego odlewu ze stali, statecznik skrzynkowy z blach stalowych. Bomba elaborowana była różnymi materiałami wybuchowymi: amatolem 50/50, TNT, tritonalem lub mieszaniną B. Z uwagi na odmienną gęstość tych materiałów, w każdym przypadku masa ładunku jak i całej bomby różniła się nieco. Bomba miała 2 gniazda zapalników: czołowe i denne. Najczęściej stosowaną kombinacją były oczywiście zapalniki uderzeniowe: czołowy AN-M103 o działaniu natychmiastowym lub ze zwłoką 0,1 s (nastawiana) i denny AN-M102, także natychmiastowy lub ze zwłoką (0,01 s, 0,025 s, 0,1 s, uzyskiwana przez dobór detonatora, w którym znajdował się opóźniacz o odpowiednim czasie). W gniazdo denne można było także wstawić jakiś zapalnik specjalny: M114A1 ze zwłoką 4-5 s lub 8-11 s, hydrostatyczny AN-Mk.229, nastawiany na wybuch na głębokości 7,5-38 m (5 ustawień), czy chemiczny czasowy M125A1 ze zwłoką 1-144 godz. (8 ustawień). Pod koniec wojny były też dostępne radiowe zapalniki zbliżeniowe AN-M166 i AN-M168, powodujące wybuch na określonej wysokości nad ziemią (ten pierwszy 7,5-38 m, drugi 3-75 m). Wkręcało się je w gniazdo czołowe. W ogóle zapalników było jeszcze dużo więcej i można je było stosować w najróżniejszych kombinacjach. Nie wszystkie one oczywiście miały sens: przy zastosowaniu np. czasowego zapalnika dennego ze zwłoką np. 24 h, czołowego uderzeniowego nie byłoby już sensu zakładać. Aczkolwiek we wspomnieniach pewnego lotnika z wojny koreańskiej znalazłem i taki szczegół, że właśnie tak robiono: jak najbardziej wraz z dennym czasowym M124 (bo tam chodziło akurat o bombę 227 kg) zakładano czołowy zapalnik M103, tylko go nie odbezpieczano. Chodziło tu o zmylenie przeciwnika: jeśli zbombardowani Koreańczycy czy Chińczycy znaleźli taką bombę, mogli wziąć ją za zwykły niewybuch, w którym czołowego zapalnika ktoś zapomniał odbezpieczyć, a denny zawiódł, jak to się przecież czasem zdarza. I zlekceważyć ją, albo nawet co gorsza podjąć próbę rozbrojenia; zapalnik czasowy M124 był zewnętrznie bardzo podobny do zwykłego uderzeniowego M101, ale miał wbudowaną pułapkę - detonował przy próbie wykręcenia. Wg amerykańskich instrukcji bomba 450 kg niszczyła budowle murowane w promieniu 10 m i uszkadzała je z 22 m. Promień rażenia śmiertelnego nieosłoniętych ludzi wynosił do 32 m. Bomba przebijała pancerz grubości do 43 mm kinetycznie i do 76 mm siłą wybuchu. W gruncie piaszczystym bomba z zapalnikiem natychmiastowym wybijała lej o przeciętnej głębokości 1,8 m i średnicy 6,1 m, z zapalnikiem zwłocznym - odpowiednio 4 m gł. i 13,7 m śr. I jeszcze dane AN-M65A1: długość 1765 mm, średnica 478 mm, rozpiętość statecznika 645 mm. Masa (dla wersji z TNT) 478 kg, w tym 247 kg m.w. Samolot B-17 zabierał do 6 bomb 450 kg w komorze + ewentualnie jeszcze 2 na podwieszeniu zewnętrznym (chociaż to już byłoby sporo jak na tego ptaszka). B-24 zabierał 8x450 kg w komorze i ew. również 2 na podw. zewn.
  19. Naloty dywanowe

    Tak sobie w pewnym momencie wyobrażano reaktor jądrowy; teoretycznie to zresztą jest do zrobienia, tylko nie sądzę by się zostało na plusie czyli uzyskało więcej energii niż dostarczyło. Miał to być jakiś układ, w którym uran naturalny byłby napromieniowywany neutronami, wytwarzanymi w jakimś cyklotronowym procesie. Rozszczepiałby się wtedy ("niełańcuchowo") i wytwarzał energię. Wracając zaś do głównego tematu, ostatni fragment artykułu o nalocie na Pragę (szybko, póki mnie nie zagonią do roboty ) Eskortę stanowiły 84 Mustangi z 31. i 332.FG. Piloci 31. FG wreszcie wyszli na swoje, w drodze do celu udało im się zestrzelić 6 szturmowych Focke Wulfów Fw 190F, które właśnie startowały z lotniska w Kostelci na Hané. Wszystkie zestrzelenia zgłosili piloci 307. eskadry myśliwskiej, z tego lst/Lt Norman C. Skogstad cztery, a 2nd/Lt Lowell W. Felt i l st/Lt Donald D. Vanwinkle Jr. po jednym. Niemieckie dokumenty potwierdzają stratę 3 samolotów z I/SG.1, mianowicie Focke Wulf Fw 190F-9 (WNr.426056, biała 6) pilot Ofw. Kurt Schlosser, Fw 190F-8 (WNr. 580600, biała 1) pilot Ofw. Heinrich Palluck i kolejny Fw 190 F-8 (WNr. 931879, biała 10) pilot Uffz. Ernst Faustmann. [Dalej następują rozważania, jakie to mogły być te pozostałe trzy samoloty i ich piloci i gdzie zostały zestrzelone, pozwolę sobie to pominąć.] Wg dziennika bojowego OKW 480 w niedzielę 25 marca 1945 roku 6. Luftflotte wykonała 480 lotów bojowych, wobec 4300 radzieckich ataków na Węgrzech i Śląsku. W rejonie Breslau (Wrocław) i Leobschútz (Głubczyce) zestrzeliła 29 samolotów przy stracie 13 własnych. Radzieckie biuro informacyjne podało o zestrzeleniu 37 niemieckich samolotów na wszystkich frontach. [Dalej następuje umówienie aktywności Luftwaffe w walce z Rosjanami, co również pominę]. Zestrzelenie dwusilnikowego myśliwca Messerschmitt Bf 110 zgłosił także kpt. William J. Dillard z 308. eskadry myśliwskiej 31.FG. Amerykańskie źródła podają jako miejsce zestrzelenia punkt o współrzędnych 50°00" N, 14°38"E czyli rejon między Lipanami a Riczanami koło Pragi. Żadna z tych informacji jednak nie odpowiada prawdzie. Do zestrzelenia faktycznie doszło, ale w rejonie Koźli na Havlíčkobrodsku, zaś ofiarą amerykańskiego myśliwca nie padł samolot niemiecki, lecz radziecki rozpoznawczy Petlakow Pe-2R, najprawdopodobniej z 8. Samodzielnego Pułku Rozpoznawczego 8. Armii Powietrznej lub 39. Sam. Pułku Rozp. 17. Armii. Do ataku na letniańskie lotnisko skierowało amerykańskie dowództwo 144 Liberatory z 55.BW w eskorcie 49 Mustangów z 52.FG. Wywiad donosił, że na lotnisku tym gromadzone są samoloty przeznaczone do zasilenia jednostek na wschodnim froncie. W godzinach 12:16 - 13:20 na cel uderzyło 97 B-24 z 464., 465. i 485.BG. Z wysokości 6400-7250 m zrzuciły one 20.670 bomb 20-funtowych (9 kg). Rozpoznanie poinformowało, że bomby uszkodziły północny i północno-zachodni pas startowy, przy czym część śmiercionośnego ładunku spadła też na lotniska w Czakowicach i Kbelich. W Letnianach i pobliskich Czakowicach doszło do zniszczenia 23 niemieckich samolotów, dalsze 3 były uszkodzone. W Kbelich bombowy dywan zniszczył 18 samolotów i uszkodził 23. Na konto 464.BG zapisano 31 samolotów zniszczonych i 10 uszkodzonych, dla 465.BG - 11 zniszczonych i 16 uszkodzonych. Niemieckie dane o samolotach zniszczonych na praskich lotniskach nie zachowały się, wg amerykańskich, samoloty 15.AF zniszczyły na trzech praskich lotniskach 90 niemieckich samolotów, a uszkodziły 49. Liberatory z 460.BG zgubiły kurs i zamiast na Letniany rzuciły swój ładunek na lotnisko w austriackim Wels, gdzie miały zniszczyć 10 i uszkodzić 2 z zaobserwowanych tam 18 jednosilnikowych myśliwców. 9 Liberatorów powróciło przedwcześnie do bazy z różnych przyczyn. Jeden z nich zrzucił 2,2 t bomb na stację w Klagenfurcie, inny - taki sam ładunek na lotnisko we włoskim Udine. Chodzi oczywiście nie o tony metryczne, lecz amerykańskie, mające w przeliczeniu 907 kg. W drodze powrotnej główna formacja napotkała 5 Bf 109 na południe od Klagenfurtu, ale niemieckie myśliwce oddaliły się bez walki. [W końcowym rozdziale omówione są losy dwóch utraconych w tej akcji Liberatorów, z podaniem numerów fabrycznych, nazwisk załogi itp. szczegółów. Postanowiłem to pominąć, jako nie mające dużego znaczenia dla tematu. Krótko, oba padły ofiarą awarii silników. Jeden, przechwycony przez niemieckie myśliwce, został zmuszony do lądowania na lotnisku Piešťany. Załoga trafiła do niewoli, a samolot był potem wykorzystywany w KG.200. Drugi lądował awaryjnie w Pécs na Węgrzech na terenach kontrolowanych przez wojska radzieckie. Załoga po kilku dniach powróciła do bazy we Włoszech, samolot natomiast został zatrzymany przez Rosjan; jego dalsze losy są nieznane].
  20. Ponadto w rozważanej tu kwestii traktat z Ottawy nie ma powiedzmy aż tak decydującego znaczenia. On dotyczy min przeciwpiechotnych; inne nie są zakazane. Min przeciwczołgowych można używać swobodnie. A wszak współczesne szlaki komunikacyjne nie funkcjonują w oparciu o pieszych tragarzy, lecz rozmaite pojazdy mechaniczne. Przeciwko nim jak najbardziej należałoby używać min przeciwczołgowych.
  21. Tak. Chociaż wymyślono je raczej do innych celów - jako element stałych pozycji obronnych, gdzie są zdalnie odpalane przez operatora w przypadku dostrzeżenia przeciwnika w odpowiednim miejscu. Ale oczywiście możne je też stawiać z jakimś czujnikiem np. naciągowym czy naciskowym (np. taka taśma kontaktowa rozciągnięta w poprzek drogi) właśnie dla blokowania dróg przez np. grupy dywersyjne. Dotyczy to praktycznie wszelkich zdalnie kontrolowanych min lądowych, można dodać im jakieś źródło prądu + jakiś czujnik i mieć klasyczną minę samoczynnie reagującą na nadejście przeciwnika. (Praktyczna wartość powyższych rozważań jest taka, że w świetle wiadomej konwencji o zakazie min lądowych z 1997, miny zdalnie kontrolowane przez operatora nie są objęte zakazem. Można je więc legalnie posiadać, produkować, użytkować itd. A w razie potrzeby przekształci się je w normalne autonomiczne miny, gdy w czasie wojny wszyscy przestaną zawracać sobie głowę konwencjami). W temacie bombardowania szlaków komunikacyjnych miałem jeszcze napisać o atakowaniu pociągów także w czasie wojny koreańskiej, ale to może już wieczorem z domu lub jutro.
  22. Opóźnienie 10, 20, 30, 40, 50 lub 60 minut (Dodam, że w starszej wersji M130 miał tylko 10, 20 lub 30 minut). To znaczy, po takim czasie od odbezpieczenia następował wybuch. A w takim dokumencie z maja 1944 czyli w ogóle jeszcze sprzed wprowadzenia chyba (gdzieniegdzie zapalniki i bomby noszą w nim jeszcze prototypowe oznaczenie T) podano czas 3 do 30 min, bez podania interwału. Tu też była różnica między zapalnikiem amerykańskim a niemieckim Langzeitzuender 67 stosowanym w SD 2. "Niemiec" miał opcjonalną funkcję uderzeniową, a czasową można było sobie nastawić na czas od 5 do 30 min z 5 min interwałem (czyli 5, 10, 15... itd. aż do 30 minut). "Amerykan" był tylko czasowy i miał te nastawy co wyżej, wprowadzone fabrycznie, tak że technik przy uzbrajaniu bomby nie ustawiał czasu, tylko dobierał sobie odpowiedni egzemplarz z zestawu, z takim opóźnieniem, jakie akurat mu było potrzebne. Poniekąd wynikało to z odmiennej techniki użycia tych bomb. Niemcy stosowali, prócz zasobników kasetowych, takie wyrzutniki zewnętrzne (podkadłubowe) na których SD 2 podwieszane były ręcznie i pojedynczo. Można było sobie więc przy okazji coś tam w nich ustawiać. W efekcie wg relacji Niemcy zrzucali zwykle mix SD 2 ze wszystkimi możliwymi zapalnikami i nastawami i nawet w jednej bombie czy zasobniku poszczególne SD 2 były różne. Natomiast amerykańskie M83 były zrzucane tylko w bombach kasetowych. Wg wspomnianej instrukcji z 1944 ta mniejsza bomba, M28 (45 kg) zawierająca 24 "motylki", elaborowana była fabrycznie bombami z jednakowym zapalnikiem (mam nadzieję, że chociaż z różnymi nastawami czasu w przypadku zapalnika czasowego). Większa M29 (227 kg) z 90 "motylami" elaborowana była przed użyciem na lotnisku; w tym celu M83 dostarczane były w pakietach po 10 szt. z jednakowym zapalnikiem (mam nadzieję tylko, że jak wyżej z tym czasem) i technicy mogli je sobie dowolnie pomieszać, albo przeciwnie powkładać wszystkie jednakowe. Dokument z 1944 podaje jeszcze taki szczegół, że zapalnik M129 był do użycia praktycznie tylko z funkcją uderzeniową. Bowiem zapalnik czasowy M112 stosowany do rozcalania bomby kasetowej działał z taką dokładnością, która przekładała się na różnicę wysokości ok. 300 stóp (czyli 90 m). Tak więc było bardzo prawdopodobne, że w przypadku nastawienia M129 na działanie czasowe (te 2 s) uwolnione z zasobnika "motylki" wybuchną za wysoko, by narobić szkód na ziemi.
  23. II WŚ, a nowa broń

    Owszem, ale za to chodzono pieszo w kiepskich butach, albo i na bosaka. I korzystano szeroko z różnego rodzaju zwierząt (o słoniach już Furiusz wyżej wspomniał).
  24. II WŚ, a nowa broń

    Na dobrą sprawę można to powiedzieć w ogóle o wszystkich minach lądowych. Chociaż formalnie znano je już wcześniej, to były raczej ogromną rzadkością. Nawet w I wojnie nie używano ich zbyt szeroko. Dopiero w czasie II wojny zastosowano je na skalę masową. To samo się tyczy wykrywaczy, te indukcyjne pojawiły się gdzieś na początku lat 40. Wcześniej nie było więc sensu robić niemetalicznych min. Tu jako ciekawostka, z rosyjskiej strony saper.etel.ru "Bolszoj szrapnelnyj fugas" z 1917: http://www.saper.etel.ru/mines-4/bol-srap-fugas.html mina typu skaczącego, w zasadzie odpalana zdalnie (elektrycznie) przez operatora, ale mogła być też zaopatrzona w jakiś czujnik np. naciskowy czy naciągowy z własnym źródło prądu i wtedy funkcjonowała jak normalna mina. A tu, z tej samej strony, wspomniane przez ciebie przykładowe miny w niemetalicznej obudowie: niemieckie Glasmine 43 (przeciwpiechotna, korpus szklany): http://www.saper.etel.ru/mines-3/gmi-43.html ... i przeciwpancerna Pappmine 44 (korpus tekturowy): http://www.saper.etel.ru/mines-3/pappmine.html
  25. II WŚ, a nowa broń

    No wiesz, chodziło mi o sposób bliższy współczesnym poglądom na minowanie narzutowe. Teraz się tego używa na sto sposobów, w najróżniejszych sytuacjach taktycznych. I normalnie na polu bitwy, stawiając znienacka miny na drodze natarcia przeciwnika. I w odwrocie, by powstrzymać pościg. I dla sparaliżowania szlaków komunikacyjnych, by utrudnić wrogowi dowóz zaopatrzenia. I w tych celach od których się to wszystko zaczęło w czasie II wojny, do blokowania lotnisk i utrudnienia usuwania skutków nalotu na inne obiekty. I w wielu , wielu jeszcze innych sytuacjach. Np. w wojnie z Irakiem w 1991 r. gdy zaczęły się ataki rakietami SCUD, gdy po każdym z nich samoloty amerykańskie i brytyjskie leciały w rejon odpalenia szukać mobilnych wyrzutni, minowały też przy okazji okoliczne drogi i skrzyżowania, by ograniczyć ich ruchliwość. A wtedy ludzie jeszcze na to nie wpadli, albo raczej dopiero zaczęli na to wpadać.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.