Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Czy Hitler mógł wygrać wojnę?

    Kolega jak rozumiem miał na myśli, że gdyby Niemcy nie zaatakowali ZSRR w 1941 to zaraz potem ZSRR zaatakowałby ich, pokonał i podbił całą Europę. O ile pierwsza część tego poglądu zdaje się wyglądać prawdopodobnie, to reszta już mniej. Suworow i różni inni autorzy sugerują, że w czerwcu 1941 Stalin był już gotów do ataku i Hitler uprzedził go o kilka dosłownie dni lub może tygodni. To się jak mówię wydaje w jakimś stopniu prawdopodobne. Jednocześnie Suworow twierdzi, że bezprzykładna klęska Armii Czerwonej wynika z tego, że jej oddziały były ustawione w ugrupowaniu ofensywnym, a gdy przyszło im przejść nagle do obrony to ani nie umieli ani nie zdążyli tego zrobić, bo od razu dostali takie bęcki, że nie było co zbierać. Ale gdyby to oni sami zaatakowali Hitlera zgodnie z planem, to ho ho ho, dopierożby było i zaraz by pokazali co potrafią i zgnietli Niemców w tydzień albo w miesiąc najdalej itd. itp. I to się już nie wydaje takie prawdopodobne. Bo wszak w czerwcu 1941 wiele radzieckich zgrupowań faktycznie przeszło do ataku, a i potem niejednokrotnie kontratakować próbowało. I efekty tego były równie żałosne, tzn. wspomniane wcześniej bęcki, wynikające z iście monumentalnej nieudolności. Armia Czerwona w 1941 ani w ataku ani w obronie się najwyraźniej nie sprawdzała. Więc gdyby to Stalin zaatakował Hitlera, to zapewne zdrowo by nim potrząsnął. Ale zaraz potem, zapewne jeszcze na terenach Polski Rosjanie by co najmniej ugrzęźli, a może w ogóle musieliby się wycofać. Tyle że oczywiście cały przebieg wojny na Wschodzie zmieniłby się diametralnie.
  2. O możliwościach zestrzelenia F-117

    To na pewno. W końcu po tych dwóch pierwszych maszynach (nie licząc rozmaitych prototypów) - F-117 i B-2 - gdzie wszystko podporządkowano wymogom obniżonej wykrywalności (stealth), niemal całkiem odpuszczając sobie wszelkie inne parametry, przyszła kolej na kolejną generację - F-22 i F-35 - samoloty łączące cechy stealth z zadowalającymi osiągami dynamicznymi (wysoka prędkość i zwrotność). Oficjalne stanowisko jest takie, że decyzja o wycofaniu F-117 w 2008 r. miała podłoże finansowe. Oznaczała w oczywisty sposób ogromne oszczędności, a zarazem oceniono, że inne posiadane systemy uzbrojenia - bombowce B-2, wprowadzany właśnie F-22 oraz pociski JASSM - zapewnią wykonanie tych samych zadań bojowych. Osobiście mam podejrzenia, że coś jeszcze było na rzeczy. Chociaż te samoloty nie latały bardzo dużo, to przypuszczam, że z uwagi na dziwaczną konfigurację aerodynamiczną płatowca mogły tam występować jakieś duże siły i ich konstrukcja mogła się nieproporcjonalnie szybko zużywać. A zauważmy że samolot ten produkowany był od 1982 czyli w 2008 maszyny miały już 26 lat; być może uznano że jak się ich nie wycofa to wkrótce konieczne będą jakieś kosztowne remonty i modernizacje...? A jeszcze dwie ciekawostki na koniec. 1) Na ile mi wiadomo wycofane F-117 nie zostały pocięte na złom ani zmagazynowane na pustynnym składowisku w bazie Davis Mountain. W stanie zdemontowanym przechowywane są w swojej macierzystej bazie w Tonopah, w klimatyzowanym hangarze, zakonserwowane w taki sposób, że technicznie możliwe jest ich przywrócenie w przyszłości do stanu lotnego. 2) 4 prototypowe YF-117 umieszczone są w różnych muzeach w USA. Kiedyś pewien mój kolega, będąc w Stanach, odwiedził któreś z tych muzeów i robił tam zdjęcia. Jego uwagę zwrócił fakt, że na fotce obejmującej kilka samolotów stojący wśród nich F-117 był niewidoczny stanowił ciemną plamę, na zdjęciu wyszły tylko otwarte gondole podwozia i chyba kabina (też otwarta). Najwyraźniej "magiczna" powłoka stealth odbiła światło flesza w inną stronę oraz pochłonęła je na tyle, że do aparatu niewiele go wróciło...
  3. Bombowiec B'2

    Z pewnością. Nie wierzę w niezniszczalne samoloty (czołgi, okręty... ani też w pociski w 100% skuteczne oczywiście). Ale tak na szybko to nie mam pomysłu jak. W swoim środowisku naturalnym (w nocy na średniej/dużej wysokości nad północną Rosją ) B-2 raczej nie ma szans na napotkanie groźnego dla siebie drapieżnika.
  4. Bombowiec B'2

    Gwoli ścisłości, pisze się Fly By Wire - dosłownie "leć po drucie" czyli "lataj dzięki okablowaniu", tak by to można przetłumaczyć. Owszem, wprowadzenie komputerów do systemów sterowania było rewolucją, bo wreszcie można się było nie przejmować statecznością i budować samoloty z bardzo małym jej zapasem albo w ogóle niestateczne w cholerę. Wszelkie zaburzenia stateczności są bowiem automatycznie kompensowane "w zarodku". I można budować takie dziwolągi jak F-117 albo właśnie latające skrzydła. To ostatnie ma właśnie bardzo mały zapas stateczności, zwłaszcza podłużnej, ale i z poprzeczną nie ma rewelacji. Dlatego np. z takim sceptycyzmem czytam te wszystkie zachwyty nad konstrukcją Hortenów Go 229 czy bombowcami Northropa z lat 40. - tak naprawdę wszystkie one by się najpewniej nie nadawały do normalnej eksploatacji.
  5. Bombowiec B'2

    Hej Ja bym się aż tak nie czepiał. B-49 też miał takie szczątkowe stateczniki pionowe. I tak jak napisałeś wiele konstrukcji Northropa. Nie jestem pewien czy w Go 229 to były stery czy stateczniki tylko. W B-49 chyba tylko stateczniki. A w B-35 to szczerze mówiąc nie przypominam sobie żeby były takie pionowe powierzchnie. Ale nie mam teraz jak sprawdzić więc może i masz rację. Myślę że przede wszystkim chodziło o jak największy zasięg - samolot naddźwiękowy nie miałby aż tak wielkiego. Pewnie nie byłoby też łatwo zrobić naddźwiękowe latające skrzydło (kwestia stateczności), chociaż chyba byłoby to wykonalne.
  6. O możliwościach zestrzelenia F-117

    Owszem; ale z tych kilku kilometrów pułapu nie uzbierałoby się 2 godziny różnicy czasu.
  7. O możliwościach zestrzelenia F-117

    Hej Owszem, gdyby wyłączyli radar, na który pocisk już się naprowadzał. Wtedy mimo wyłączenia emisji kontynuowałby on lot do celu. Ale jeśli nie włączali radaru na dość długo, by samolot walki elektronicznej go porządnie zlokalizował, to wątpliwe by strzelił do niego. HARM-a można teoretycznie wystrzelić na "samodzielne polowanie", gdy leci on sobie po prostu do wskazanego sektora, a jak po drodze odbierze emisję radaru to się na nią naprowadza. A jak nie odbierze to sobie potem spada gdzieś tam. Ale to jest bardzo drogi pocisk i szkoda go trochę do takich zabaw. I samolot F-16 zazwyczaj przenosi tylko 2 HARM-y więc nie będzie się ich tak lekkomyślnie pozbywał. Co do tego wypadku zestrzelenia F-117: też gdzieś się spotkałem z informacją, że pocisk plot. był na niego naprowadzany ręcznie, w oparciu o kamerę TV, tak jak tu ktoś napisał wcześniej. Co prawda, jak sobie sprawdziłem na szybko w necie, tego dnia (27.III.1999) zachód słońca w Belgradzie był o 17:59 CET, więc niezależnie od tego jaki tam wtedy czas mieli na miejscu, to o 20:15 musiało być już dawno po zmroku. Ale wschód Księżyca był o 13:24, a więc noc nie była taka ciemna (31.III była pełnia). Więc moim zdaniem ta teoria z kamerą nie jest wykluczone. I jeszcze takie moje dwie refleksje: 1) Amerykanów zgubiła przede wszystkim rutyna: F-117 przez kilka kolejnych dni wykonywały misje lecąc po tej samej trasie, na tej samej wysokości, o tej samej mniej więcej porze. Ułatwiło to zadanie serbskiej obronie plot. 2) Lotniczy przesąd mówi, że latanie cudzym samolotem przynosi pecha i tu się to jeszcze raz potwierdziło. Zestrzelony wówczas pilot Lt. Col. Dale Zelko prowadził maszynę kpt. Kena Dwelle, zastępując go z jakiejś tam przyczyny.
  8. Ja to bezrefleksyjnie przepisałem z rosyjskiej wiki:https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9A%D0%92-4 "В апреле 1941 года глава СКБ-2 Ж. Котин объявил конкурс на разработку тяжелого танка КВ-4" W kwietniu 1941 kierownik SKB-2 Ż. Kotin ogłosił konkurs na opracowanie ciężkiego czołgu KW-4. Ale jak głębiej poszperałem to tak właśnie było. Tylko nie sam z siebie to zrobił, lecz na polecenie NKO ZSRR (Naczelnego Komitetu Obrony). http://www.aviarmor.net/tww2/tanks/ussr/kv4.htm "...постанвлением НКО СССР директору Кировского завода (ЛКЗ) предписывалось силами собственной конструкторской бригады создать танк КВ-4 [...] Проектирование столь тяжелого танка, [...] было для ЛКЗ в новинку, поэтому начальник СКБ-2 Ж.Котин привлёк к нему всех специалистов, по сути организовав конкурс." ...postanowieniem NKO dyrektorowi Zakładów Kirowskich (LKZ - Leningradskij Kirowskij Zawod) polecono siłami własnej brygady konstruktorskiej stworzyć czołg KW-4 [...] Projektowanie tak ciężkiego czołgu było dla LKZ nowością, dlatego naczelnik SKB-2 ściągnął do tego wszystkich specjalistów, w praktyce organizując konkurs.
  9. Ba, zaczęto nad nimi dłubać, jeszcze zanim się zaczęła (u nich). Pierwsze wymagania na czołg ciężki (Heavy Tank T1) zostały przedstawione w maju 1940. Miał to być pojazd o masie rzędu 50 t, z 4 wieżami: dwie główne uzbrojone były w armaty 75 mm T6 (te krótsze 75-ki, takie jak w pierwszych wersjach Lee i Shermana), jedna z pozostałych - w armatę 37 mm, druga - 20 mm. Ostatecznie konfigurację zmieniono na jednowieżową w październiku 1940 - teraz pojazd miał mieć długolufową armatę 76,2 mm T7 (bazującą na konstrukcji armaty plot.) sprzężoną z armatą 37 mm M5 (taka jak we wczesnych Stuartach). Do tego mnóstwo km-ów (ale co ciekawe nie było tego najważniejszego - sprzężonego z armatą). Prototyp przedstawiono w grudniu 1941, dzień po ataku na Pearl Harbor. T1 standaryzowany został pod oznaczeniem M6. Próby wypadły dosyć marnie, szwankowały różne instalacje, ergonomia okazała się fatalna, ponadto armia przemyślała sobie sprawę i stwierdziła że jej takie coś niepotrzebne. Ostatecznie wyprodukowano tylko próbną serię 40 szt. (plus 3 prototypy). Czołgi te nigdy nie zostały użyte bojowo, służyły tylko do szkolenia, rozmaitych prób i testów, a także pokazów propagandowych dla ludności, gdzie dziarsko taranowały makiety domów, łamały drzewka, rozgniatały stare samochody itd. Racja - przekręciłem nazwisko, bardzo przepraszam! On się nazywał Żozef Kotin (Жозе́ф Ко́тин).
  10. Do czołgu superciężkiego (czyli wg ich klasyfikacji o masie ponad 80 t) Rosjanie przymierzali się kilkakrotnie. Ale skończyło się na projektach. Na początku lat 30. swoje koncepcje przedstawił Edward Grotte, niemiecki inżynier pracujący w ZSRR. Tu http://modelstory.pl/tank-grotte-niemiec-sluzbie-zsrr/ pod koniec artykułu jest trochę o tych jego pomysłach. Nie za wiele z tego wyszło i chyba raczej nie było planów nawet by to realizować. Zresztą po dojściu Hitlera do władzy w 1933 współpraca rosyjsko-niemiecka osłabła i Grotte musiał wracać do Niemiec. Sami Rosjanie jeszcze raz wzięli się za taki projekt na początku lat 40. Szef biura konstrukcyjnego OKB-2 W.Kotlin ogłosi konkurs na czołg tej klasy w kwietniu 1941. Pojazd oznaczony KW-4 miał w wymaganiach pancerz czołowy kadłuba co najmniej 125-130 mm, uzbrojenie złożone z armaty 107 mm oraz drugiej mniejszej (45 lub 76 mm), z tym że niekoniecznie w wieży, napęd w postaci silnika Diesla o mocy 1200 KM. Projekty koncepcyjne przedstawiło około 20 inżynierów i zespołów konstruktorskich. W rosyjskiej wiki jest to dosyć dobrze opisane: https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9A%D0%92-4 Najwyżej został oceniony projekt N.Szaszmurina. Jego KW-4 ważył 92 t i miał 188 mm pancerz przedni kadłuba. Uzbrojony był w 1 armatę 107 mm zamontowaną w kadłubie oraz 1 - 76 mm, w wieży czołgu KW-1. Ostatecznie jednak zdecydowano się go nie realizować, a gotowe już rozwiązania konstrukcyjne wykorzystać w nowym projekcie KW-5, uruchomionym już w czerwcu 1941. https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9A%D0%92-5 Autorem projektu KW-5 był C.w.Cejc. Zrezygnowano w nim z wymagania 2 dział, jednak armata 107 mm miała być w wieży. Założono możliwie jak największą unifikację elementów z czołgiem KW. Ponieważ okazało się, że 1200-konny diesel nie będzie gotowy na czas, napęd miały stanowić 2 sprzężone silniki W-2. Do sierpnia miała być gotowa makieta, a do października prototyp. Ostatecznie jednak wobec ogólnej klęski na froncie i oblężenia Leningradu prace nad superciężkim czołgiem przerwano w sierpniu '41.
  11. Owszem. Dla prawie wszystkich to były czołgi cięższe od cz. średnich, z grubszym pancerzem i silniejszym uzbrojeniem (zwykle kosztem mniejszej ruchliwości). Ich przeznaczeniem było wspieranie cz. średnich na kluczowych kierunkach natarcia lub obrony. Dla Rosjan były to czołgi o masie powyżej 40 t. Obowiązywała u nich prosta klasyfikacja wagowa (jak w sporcie ): - do 5 t - czołg mały - 5-20 t - cz. lekki - 20-40 t - cz. średni - 40-80 t - cz. ciężki - ponad 80 t - cz. superciężki.
  12. Zastosowanie min na morzach

    Dodam, że wiele współczesnych lądowych min przeciwczołgowych można ustawiać w wodzie na głębokości do 5-10 m, właśnie z myślą o działaniach przeciwdesantowych a także o minowaniu miejsc, gdzie czołgi przeprawiałyby się po dnie zbiornika wodnego. Ale nie tylko: kojarzę z jakiejś starej książki lub artykułu z lat 80. że do którejś niemieckiej miny oferowana jest przystawka z zapalnikiem zaopatrzonym w czujnik z pływakiem, unoszącym się na przewodzie na pewnej wysokości nad dnem, gdzie spoczywa mina. Czujnik ten reaguje na kontakt z kadłubem jednostki pływającej. W ten sposób z miny przeciwczołgowej można zrobić klasyczną minę rzeczną do zwalczania żeglugi śródlądowej.
  13. Zastosowanie min na morzach

    A tak, jest takie ustrojstwo - Submarine Launched Mobile Mine (SLMM). Konstrukcja z lat 80. ub. w. To jakby odwrotność wspomnianego CAPTOR-a, mina zbudowana na bazie torpedy Mk.37. Tak jak napisałeś, wystrzeliwuje się ją normalnie z wyrzutni i z własnym napędem dociera ona na zaprogramowane miejsce ustawienia. Tam silnik zostaje wyłączony, a cała machina opada na dno i uzbraja się jako mina niekontaktowa. W ten sposób można postawić miny w miejscu, gdzie okręt podwodny sam dotrzeć nie może bo np. jest za płytko, albo wróg za bardzo pilnuje. Napęd torpedy-miny został przy tym skonfigurowany na małą prędkość, bardziej ekonomiczną, przez co jej zasięg wzrósł w porównaniu z normalną "wersją torpedową". A tu jeszcze ulepszona wersja tego samego pomysłu; Improved SLMM: Opracowywana przez USNavy wspólnie z marynarką australijską, w oparciu o torpedę Mk.48. Ma być wyposażona w bardziej zaawansowane zapalniki i system kierowania. Ciekawostką jest zastosowanie 2 głowic - min, które można postawić oddzielnie, w różnych punktach akwenu.
  14. Zastosowanie min na morzach

    Oczywiście, są od dawna takie miny. CAPTOR to może nie do końca dobrzy przykład. To jest broń nastawiona na zwalczanie okrętów podwodnych, uzbrojona jest w małą torpedę Mk.46 z ładunkiem bojowym 45 kg. Uszkodzenie jednostki nawodnej tak małym ładunkiem powiedzmy że raczej nie byłoby krytyczne. Może wiązałoby z unieruchomieniem (torpeda akustyczna w naturalny sposób trafiłaby w okolice śruby). Albo i to nie. Niemniej np. Rosjanie od bardzo dawna dłubali nad tą koncepcją. Już w 1957 przyjęli na uzbrojenie minę KRM. Była to mina denna; po wykryciu celu jej część bojowa (z ładunkiem 300 kg) oddzielała się od kotwicy i wypływała, korzystając dodatkowo z pomocniczego napędu rakietowego. Nie była kierowana. Wybuchała przy trafieniu w cel lub przy wypłynięciu na głębokość mniejszą od 10 m. Potem pojawiły się kolejne miny (RM-1, RM-2) o podobnym schemacie działania, przystosowane do pracy na większych głębokościach (bo powiedzmy sobie KRM to była taka bardziej sztuka dla sztuki, tylko do 100 m mogła być stawiana, jakby zamiast całego tego ustrojstwa, rakiety itd. dać jej po prostu większy ładunek wyb. to by na to samo wyszło). Tu np. współczesna PMK-1 http://kremalera.narod.ru/pmk.htm niby też przeciw okrętom podwodnym, ale z 300 kg ładunkiem można by jej spokojnie przeciw wszelkim celom używać.
  15. Hej Nie, niezupełnie. Linka łącząca głowicę bojową ze statecznikiem umocowana była w taki sposób, że mogła się względem bomby obracać. Dlatego wykręcał się ten element zabezpieczający. I potrzeba było do tego dosłownie kilku obrotów (wiki podaje że 10, ale jak pamiętam z jakiejś instrukcji to mniej). Zapalnik odbezpieczał się w locie, nie po upadku - przecież SD 2 jak i jej amerykański klon M83 mogła być ustawiona na wybuch w powietrzu, parę sekund po odbezpieczeniu. Hamulec powiedzmy, że nie był niezbędny. Gdy Niemcy eksperymentowali z użyciem bomb kasetowych jako broni powietrze-powietrze, do atakowania bombowców lecących w zwartych formacjach, wykorzystywali do tego SD 2 Zt zrzucane w zasobnikach AB 250 (108 lub 144 szt.). Wersja SD 2Zt wyróżniała się właśnie brakiem hamulca i nieco odmienną budową tych powierzchni nadających obrót: miały kształt zaokrąglonego trójkąta i mniejsze rozmiary. W sumie jednak przy klasycznym wykorzystaniu SD 2 przeciwko celom naziemnym całe to usterzenie miało jeszcze jedną korzystną cechę. Wiele relacji mówi o zagrożeniu, jakie powodowały bomby, które zawisły np. na drzewach, przewodach linii napowietrznych, na krawędziach dachów budynków itp. gdzie mogły być przeoczone przez ekipy usuwające skutki nalotu - a następnie, przy silniejszym podmuchu wiatru spadały i wybuchały powodując kolejne szkody i ofiary. Bomby z zapalnikiem czasowym, które zawisły np. na przewodach telefonicznych czy energetycznych, eksplodując mogły spowodować ich zerwanie.
  16. Zastosowanie min na morzach

    O tych bułgarskich niestety za wiele nie wiem. Generalnie większość nowoczesnych min niekontaktowych np. brytyjska Stonefish ma taki właśnie cyfrowy układ analizy sygnałów, z możliwością wgrania ich biblioteki. I tak jak napisałeś, można ją zaprogramować nawet na konkretny okręt; albo np. tylko na duże jednostki (a małe ma przepuszczać); albo np. tylko na okręty podwodne (nawodne ma przepuszczać; lub na odwrót). Z reguły niekontaktowe miny od zawsze miały bardzo rozbudowane te mechanizmy zapalnika. Można było opóźnić ich uzbrojenie o wiele godzin a nawet wiele dni, odpowiednio do planowanych operacji wojennych. Miały też często licznik celów, pozwalający np. przepuścić ich 5 a eksplodować przy 6-tym. Np. mina Mk.52 o której pisałem poprzednio (a btw pomyliłem się, ona chyba jednak nie była z korpusu bomby lotniczej) mogła się uzbroić po czasie od 1 h do 90 dni i miała licznik celów z maksymalnym ustawieniem na 30.
  17. Hej Generalnie nie. - pozycja upadku bomby/miny w zasadzie nie była istotna. Zapalnik był bezkierunkowy i reagował niezależnie od położenia. - hamulce aerodynamiczne w SD 2(te półwalcowe pokrywy) służyły do tego, by bomba wytraciła prędkość i spadała mniej więcej pionowo. Zmniejszało to prawdopodobieństwo rykoszetu przy zrzucie z małej wysokości, co groziłoby uszkodzeniem samego bombowca. Niemcy bowiem stosowali na niektórych samolotach takie specjalne wyrzutniki zewnętrzne dla SD 2: W przypadku użycia tego w bombie kasetowej typu zrzucanego (a amerykańska M83 tylko w ten sposób była używana) w zasadzie hamulec jest zbędny. Trudno więc właściwie powiedzieć, po co Amerykanie go skopiowali. Może planowali początkowo skopiowanie także tych zewnętrznych wyrzutników, do czego jednak nie doszło. Pewne znaczenie może też mieć to co tam dalej napisałeś, żeby zmniejszyć prędkość uderzenia przy upadku. Raczej nie dlatego, żeby sobie bomba (mina) krzywdę mogła zrobić, ale by nie zagłębiała się w ziemię - to amunicja odłamkowa i jej efektywność zależy od rozlotu odłamków (a pod ziemią by sobie nie polatały ). - rotacja, powodowana przez te ukośne okrągłe płyty (tak jak napisałeś, na podobieństwo nasion klonu), miała na celu odbezpieczenie zapalnika. Służył do tego ten element, opisany na zdjęciu jako "arming spindle". Na zdjęciu jest on wkręcony w zapalnik, blokował wtedy jakoś mechanizm uderzeniowy. Po kilku obrotach odkręcał się on i odblokowywał w ten sposób zapalnik. Na rysunku w Wikipedii http://en.wikipedia.org/wiki/Butterfly_Bomb tym dolnym widać odbezpieczoną bombę - "arming spindle" jest wyraźnie oddzielony od zapalnika. No i trudno. To jest nieodłączna cecha minowania narzutowego. Miny z definicji leżą na ziemi i je widać. Rzecz w tym, że zrzuca się je setkami i tysiącami. Więc ruchy przeciwnika i tak są sparaliżowane, trzeba podjąć mozolną operację rozminowania. Jak mówię, to jest amunicja odłamkowa, rozwiązać ją jakoś tak, by zagłębiała się w ziemi, byłoby trudno. Musiałaby być skacząca; no i zapalnik też nie tak łatwo byłoby rozwiązać. Kojarzę tak na szybko jedną minę narzutową, co wbijała się w grunt - amerykańska BLU-45 z lat 60. Ale to była mina przeciwczołgowa. Miała zapalnik magnetyczny i sejsmiczny i samolikwidator, który można było ustawić nawet na 6 miesięcy. Mogła przebić 50 mm pancerza (dno czołgu zwykle ma nie więcej niż 20-30 mm) z odległości 450 mm. W praktyce jednak tak dobrze to nie działało. W miękkim gruncie mina mogła zagłębić się tak bardzo, że jej zdolność przebijania była niewystarczająca. W twardym podłożu mogła nie zagłębić się wcale i tak sobie leżeć w pozycji poziomej; chociaż nie przeszkadzało to w jej funkcjonowaniu, aktywowaniu zapalnika itd. to jednak przy wybuchu strumień kumulacyjny kierował się poziomo, a nie w cel, i w związku z tym mina raczej nie była w stanie uszkodzić czołgu, co najwyżej jakiś lekko opancerzony czy nieopancerzony pojazd.
  18. Kolejna ciekawostka, o jakiej chciałem napisać, dotyczy czasów wojny wietnamskiej. Było nią zrzucanie na wietnamskie szlaki komunikacyjne ("Szlak Ho Chi Minha") morskich min niekontaktowych. Nie chodzi mi tu o minowanie jakichś rzek czy kanałów, tzn. to także oczywiście robiono na dużą skalę, ale o bombardowanie węzłów drogowych i kolejowych. Napiszę pokrótce, jak działa mina niekontaktowa tego rodzaju. Może większość tu obecnych to wie, ale nie wszyscy są fanami uzbrojenia i amunicji lotniczej. Krótko, mina taka leży sobie po prostu na dnie zbiornika wodnego. Tak się składa, że olbrzymia większość miejsc, gdzie warto miny stawiać, to wody płytkie (do kilkudziesięciu czy 100 m) - strefy podejścia do portów i baz morskich przeciwnika (celem ich zablokowania), lub własnych (celem ich obrony), rozmaite cieśniny i przesmyki - "wąskie gardła" szlaków komunikacyjnych itd. itp. Mina taka uzbrojona jest w zapalnik niekontaktowy, najczęściej magnetyczny - reagujący na zakłócenie pola magnetycznego przez stalowy kadłub jednostki pływającej - lub akustyczny (reagujący hałas silnika i śruby okrętowej). W przypadku gdy poziom sygnału jest dostatecznie duży - czyli cel zbliżył się na odległość skutecznego rażenia - mina detonuje. Z uwagi na to oddalenie od celu ładunek w minach niekontaktowych jest zwykle duży, kilkaset czy nawet 1000 kg. Amerykanie wpadli w pewnym momencie na to, nie wiem czy celowo, czy przypadkiem, że można takie miny stawiać na lądzie. Zalegając w gruncie albo i na powierzchni, na poboczu drogi czy w pobliżu toru kolejowego miny reagowały na hałas - drgania gruntu wywołane przejazdem np. pociągu - czy pole magnetyczne stalowych w końcu pojazdów, i detonowały prawidłowo. A stosunkowo duży ładunek sprawiał, że nawet w odległości kilkudziesięciu metrów mogły narobić szkód. Tak się złożyło, że wiele amerykańskich min wykorzystywało jako część bojową korpus jakiejś standardowej bomby lotniczej. Również niekontaktowy zapalnik konstruowano jako bardzo odporny na uderzenie, bo wszak liczono się ze stawianiem min przez samoloty odrzutowe, kiedy to spadłyby do wody z wielką prędkością. Mogły więc one bezpiecznie walnąć w ziemię nawet bez spadochronu. Dotyczyło to przede wszystkim min USNavy z serii "destruktorów", opracowanych już podczas wojny - Mk.36 DST na bazie bomby Mk.82 (227 kg), Mk.40 DST (zrobiony z bomby Mk.83, 450 kg) i Mk.41 DST (z bomby Mk.84, 900 kg). Ale nie tylko: niedawno doczytałem się, że nawet starsze miny np. Mk.25 z lat 40. także zrzucano na ląd. Destruktory Ta nazwa jest tak trochę dla zmyłki. Destruktorami nazywano w USNavy ładunki wybuchowe dedykowane do niszczenia konkretnych obiektów i przedmiotów, np. do wysadzania niewybuchów czy starej amunicji, czy do celów dywersyjnych. Program rozwoju min morskich nazwano tak zapewne dla zamaskowania właściwego celu tych prac. Egzemplarze na rysunku mają część ogonową z hamulcami aerodynamicznymi, ale można je też było zrzucać z normalnym ogonkiem, ze zwykłymi statecznikami bez hamulca. USAF i lotnictwo strategiczne też stawiały miny. Miały swój własny destruktor, M117D na bazie bomby standardowej bomby 340 kg: (nie znalazłem na szybko fotki ani rysunku, ale oczywiście wyglądało toto jak klasyczna M117 tylko z innym zapalnikiem) Ale zrzucały też miny marynarki. A tu jedna z tych starszych, Mk.25 pod Skyraiderem (zdjęcie nie jest z czasów Wietnamu, lecz z 1949 r.): Mk.25 ważyła 907 kg i zawierała 578 kg m.w. (torpex). I jeszcze jeden staroć, Mk.52 z połowy lat 50. Wykorzystywała korpus bomby AN-M65 (450 kg) z czasów II wojny. Przenosiły ją np. B-52 (18 szt. w komorze). (Flight gear to elementy ułatwiające minie latanie, przy upadku do wody oddzielały się)
  19. Hej Z punktu widzenia myśliwca, widoczność w przód do góry z pewnością jest bardzo dobra. Nawet 200 kg (4 bomby 50 kg). Przeprowadzano próby i z większym ładunkiem zresztą, ale tyle zabierał max. wg instrukcji
  20. Hej Po-2 to jednak co innego. Operował w nocy, gdy i tak nie było wiele widać . I dzięki znikomej prędkości minimalnej mógł podchodzić do celu lotem niemalże ślizgowym, na minimalnych obrotach silnika, prawie bezgłośnie, zaskakując w ten sposób niespodziewanym bombardowaniem. Jeśli już to takim porównywalnym modelem byłby Hs 123, dużo lepiej jednakże przystosowany do roli bombera. Miejsce pilota miał posadowione dość wysoko, jednak z głową pod górnym płatem. I przed kabiną kadłub wyraźnie się obniżał, co zapewniało jakie takie pole obserwacji. Był to w dodatku dwupłat, bomby podwieszane miał pod dolnym płatem a więc nie trzeba się było z nimi wdrapywać po drabinie . Powiedzmy nie tyle do roli szturmowca, co takiego właśnie kukuruźnika, do nocnych bombardowań nękających. Był zresztą taki wątek kiedyś na forum dws.
  21. Cóż, wielu fanów historii i militariów wymyśla sobie rozmaite mniej i bardziej abstrakcyjne plany. Ja więc zabiorę głos tylko w kwestii technicznej: 1. Po co robić jednocześnie Jastrzębia i P.24? Kompletnie nie widzę sensu. 2. Po co robić szturmowego/bombowego P.24? Mnie się on wydaje niespecjalnie przystosowany do tej roli. Przede wszystkim z uwagi na małe pole widzenia w dół do przodu. Stosunkowo mocno cofnięta kabina pilota, dość nisko posadowiona, ale z głową pilota nad płatem, gwiazdowy silnik - wszystko to raczej nie nastraja optymistycznie. Ponadto jeszcze takie pomniejsze problemy: mały udźwig bomb, niewygodne ich podwieszanie (górnopłat; a pod kadłubem mało miejsca albo i wcale). Jedyny plus to to, że taki zastrzałowy górnopłat z natury ma ogromne opory aerodynamiczne i prawdopodobnie mógłby bezpiecznie nurkować nawet bez hamulców bo i tak by się zbytnio nie rozpędził. W dodatku autor proponuje nowy bombowiec nurkujący Łosoś - czemu jego po prostu nie używać jako szturmowego?
  22. Laboratorium Kapsli i Kapiszonów

    Jeśli się nie mylę, fabryka takich rzeczy była w Toruniu.
  23. Laboratorium Kapsli i Kapiszonów

    Wg obecnej nomenklatury to wszystko oznacza spłonki. "Kapiszony" to takie do amunicji do broni palnej, "kapsle" (lub "kabzle") to saperskie spłonki detonujące.
  24. Zrozumiałem, że przedmówcy chodzi o to pierwsze - publiczne automaty telefoniczne dostępne dla wszystkich, "budki telefoniczne" (te pierwsze nie były ściślej mówiąc w wolno stojących budkach, instalowano je w sklepach, restauracjach, na dworcach kol., albo po prostu na ulicy np. w bramie domu, kamienicy itp. Te w Krakowie były bodajże w gmachu Sukiennic).
  25. Hmm nie wiem jak odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie. Np. na ile mi wiadomo, pierwsze automaty publiczne w Krakowie postawili Niemcy w 1940. Nic nie wiem o tym, by je po wojnie zdemontowano. Raczej służyły przez cały czas.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.