Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,099
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Wojna Krążownicza na oceanach

    O ile pamiętam 70 barów.
  2. Wyjaśnić, wyjaśnić!
  3. Wojna Krążownicza na oceanach

    Racja! Przeoczyłem te turbinowce. W ramach zadośćuczynienia oto małe zestawienie pozbierane z internetowych stron, na temat napędu niemieckich rajderów: HSK 1 Orion: turboparowy, 4 kotły, 1 turbina o mocy 6200 KM HSK 2 Atlantis: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 7600 KM HSK 3 Widder: turboparowy, 4 kotły, 1 turbina o mocy 6200 KM HSK 4 Thor: turboparowy, 4 kotły, 1 turbina o mocy 6500 KM HSK 5 Pinguin: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 7600 KM HSK 5(II) Hansa: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 9000 KM HSK 6 Stier: spalinowy, 1 silnik Diesla o mocy 3750 KM HSK 7 Komet: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 3900 KM HSK 8 Kormoran: spalinowy (przekładnia elektryczna), 4 silniki Diesla o łącznej mocy 16000 KM HSK 9 Michel spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 6650 KM HSK 10 Coronel: spalinowy, 1 silnik Diesla o mocy 5100 KM Owszem, choć, powiedzmy uczciwie, na statku, który nie miał zbyt mocnej konstrukcji, nie mówiąc o opancerzeniu, trafienie w maszynownię z wielkim prawdopodobieństwem skasowałoby ją w całości. Chyba nie była podzielona na przedziały jakieś, prawda? Opisywany w jakimś artykule o pożarach schemat wybuchu/pożaru w maszynowni obejmuje sekwencję: 1) wybuch pocisku, zerwanie lub przebicie przewodów paliwowych 2) rozpylenie się mgły oleju opałowego/napędowego i wymieszanie z powietrzem 3) zapłon aerozolu mgły olejowej od rozgrzanych odłamków pocisku itp. 4) BUM! Wysokociśnieniowe kotły parowe i instalacje miały też niemieckie okręty wojenne, np. pancerniki Scharnhorst i Gneisenau też jak kojarzę cierpiały na ciągłe awarie i problemy techniczne z tym związane.
  4. Wojna Krążownicza na oceanach

    Hej A możesz coś szerzej? Co, twoim okiem marynarza, im brakowało i którym? Jak dla mnie wybrano do przeróbki same nowoczesne drobnicowce z napędem dieslowskim, zbudowane w latach 30. a więc nie bardzo chyba zużyte.
  5. Wojna Krążownicza na oceanach

    Dzięki. Ogólnie te jednostki wyposażano z myślą o długotrwałym operowaniu z dala od baz. Miały na pokładzie ogromne zapasy i autonomię liczoną w setkach dni. W skład owych "zapasów", szerzej nieco rozumianych wchodziły też pokładowe warsztaty z tokarkami i frezarkami, zdaje się też że mini-kuźnia i mini-odlewnia tam były. Pozwalało to na dokonywanie daleko idących napraw, dorabianie brakujących części itp.
  6. Wojna Krążownicza na oceanach

    A co mu się stało na Kerguelenie? Ogólnie, no cóż, tak zawsze bywa - raz się ma więcej szczęścia, raz mniej.
  7. Wojna Krążownicza na oceanach

    Hej Wynikało to z odmiennych założeń taktycznych. Dla Niemców był to jeden ze środków atakowania alianckich linii komunikacyjnych. W drugą stronę było inaczej, bo wobec alianckiej blokady morskiej żadne niemieckie linie komunikacyjne nie istniały. Aliantom krążowniki pomocnicze służyły głównie do eskorty konwojów, tam gdzie nie spodziewano się nawodnych jednostek wroga. Nooo nie tak znowu dużo. Może mała statystyka: HSK 1 Orion: 1 rejs bojowy (30.III.1940-23.VIII.1941) zakończony powrotem do Niemiec. Zatopił 11 statków (w tym 2 wspólnie z Kometem i 2 na minach) + 1 zajął, razem 73,5 tys. t. (tonaż tych "wspólnych" liczony za połowę). Później przeklasyfikowany na szkolny okręt artyleryjski i nazwany Hektor. HSK 2 Atlantis: 1 rejs bojowy (11.III.1940-22.XI.1941). Zatopił 16 statków + 6 zajął, razem 146 tys.t. Zatopiony przez brytyjski krążownik HMS Devonshire. HSK 3 Widder: 1 rejs bojowy (6.V.-31.X.1940) zakończony powrotem do Niemiec. Zatopił 10 statków (58,6 tys.t.). Następnie przebudowany na okręt warsztatowy Neumark. HSK 4 Thor: 1. rejs bojowy 6.VI.1940-30.IV.1941 zakończony powrotem do Niemiec. Zatopił 12 statków (96,5 tys.t.). 2. rejs bojowy 30.XI.1941-9.X.1942 zakończony w Jokohamie; zatopił w nim 10 statków (58,6 tys.t.). Zatonął w Jokohamie 30.X.1942 w wyniku eksplozji na zaopatrzeniowcu Ueckermark, zacumowanym z nim burta w burtę. HSK 5 Pinguin: 1 rejs bojowy (15.VI.1940-8.V.1941). Zatopił 12 statków + 4 na minach + 16 zajął (norweska flotylla wielorybnicza), razem 154,7 tys. t. Zatopiony przez brytyjski krążownik HMS Cornwall. HSK 5(II) Hansa: Przebudowany w 1943 nie odbył rejsu bojowego. W lutym 1944 przeklasyfikowany na okręt szkolny. HSK 6 Stier: 1 rejs bojowy (9.V.-27.IX.1942). Zatopił 4 statki (30,7 tys. t.). W potyczce z ostatnim z nich, amerykańskim tankowcem SS Stephen Hopkins, sam odniósł ciężkie uszkodzenia i także zatonął. HSK 7 Komet: 1. rejs bojowy 3.VII.1940-30.XI.1941, zakończony powrotem do Hamburga. Zatopił 7 statków (w tym 2 wspólnie z Orionem) + 1 zajął, razem 41,6 tys. t (tonaż tych "wspólnych" liczony za połowę). 2.rejs bojowy 8-14.X.1942 bez sukcesów; krótko po wyruszeniu zatopiony przez brytyjski ścigacz torpedowy MTB 326. HSK 8 Kormoran: 1 rejs bojowy 3.XII.1940-19.XI.1941. Zatopił 11 statków + 1 zajął, 68,3 tys.t. Zatopiony przez australijski krążownik HMAS Sydney (w gwałtownej strzelaninie z bliskiej odległości okręty zatopiły się nawzajem). HSK 9 Michel (ciekawostka, przebudowany polski frachtowiec Bielsko, zdobyty w Gdyni): 1. rejs bojowy 9.III.1942-3.III.1943, zakończony w Jokohamie w Japonii. Zatopił 14 statków (99,4 tys.t). 2. rejs bojowy 1.V-31.X.1943, zatopił 3 statki (27,6 tys.t.). W drodze powrotnej w pobliżu Jokohamy zatopiony przez amerykański okręt podwodny USS Tarpon. HSK 10 Coronel: 1 rejs bojowy (31.I-1.III.1943), bez sukcesów. Podczas przedzierania się na Atlantyk został zbombardowany i uszkodzony przez brytyjskie lotnictwo i przerwał misję, powracając do okupowanej Francji celem naprawy. Gdy okazało się, że uszkodzenia są zbyt poważne, powrócił do Niemiec. Przebudowany potem na okręt dozoru radiolokacyjnego Togo (jednostka do naprowadzania nocnych myśliwców).
  8. Zgadza się. Ale to już było w 1915 roku, kiedy SKO jak najbardziej były w użyciu. A tekst Macieja opowiada raczej o ich powstaniu i rozwoju w ostatnich latach XIX wieku.
  9. Hej Pisać, oczywiście! Ja coś tam wiem o sprawie ale takich szczegółów nie znalem. Chyba i Rosjanie byli wówczas na podobnym poziomie. Z książki "Cuszima" Nowikow-Priboja (skądinąd wiem, że nie do końca wiarygodnej) pamiętam taki motyw ze słabym wyszkoleniem rosyjskich artylerzystów, że załoga jednego dalmierza odczytała dystans do celu 11 kabli, drugi zaś dalmierz - 28 kabli Nie przez rurę głosową? Myślę że zaważyło owo skrócenie dystansu. Na ile wiem strzelano się wówczas z odległości stosunkowo małych, rzędu paru kilometrów (wspomniane 28 kabli to 5,2 km). Prędkość okrętów tez nie była wielka. Więc ostatecznie bez takiego "zaawansowanego" pseudo-SKO też się dało żyć. Jeśli by wyciągać dosłowne wnioski z tej bitwy, to lepiej było żadnego SKO nie mieć, niż mieć. Bo jak się go używało to się strzelało gorzej. System żeby działać, musiał być kompletny – dalmierze, przeliczniki i automatyczny system transmisji danych do dział. Inaczej nie miał sensu. Pisać, pisać! 150-ki do zwalczania pancerników?? Dreadnought miał przewagę wynikającą nie tylko z SKO przecież. Miał przede wszystkim nowocześnie pomyślaną artylerię główną, o jednym tylko kalibrze i całą w obrotowych wieżach. Pre-drednoty uzbrajano powiedzmy w 2-4 ciężkie działa w wieżach i jako art. pomocniczą z 5-10 nieco mniejszych dział w kazamatach burtowych - dla zwiększenia szybkostrzelności, której ciężkie działa nie zapewniały. Np. rosyjski Imperator Nikołaj II (1891) miał 2 działa 305 mm i 4 działa 229 mm. W praktyce strzelanie z kazamat było niewygodne, a przy wyższych stanach morza nawet niemożliwe. Ponadto trudne było kierowanie ogniem takiej mieszanej artylerii, gdyż rozpryski wody w miejscu upadku pocisków kal. powiedzmy 240 mm i 150 mm niewiele się różniły. Dreadnought miał zaś 12 dział 305 mm i już. Zapewniało mu to odpowiednią szybkostrzelność i ułatwiało korygowanie ognia.
  10. Mark A - ojciec wszystkich czołgów

    Hej Od strony konstrukcyjnej masz niewątpliwie rację. Natomiast jeśli chodzi o koncepcje taktyczne to tu się można jednak czegoś doszukać. Czołgi I wojny były we współczesnym ujęciu raczej "działami szturmowymi" - ich celem było wsparcie piechoty na polu bitwy. Mimo swej nowoczesnej budowy także FT-17 nie był niczym innym. Whippeta wymyślono zaś pod kątem szybkich zaskakujących ataków we współpracy z kawalerią. To już jest bliższe współczesnej koncepcji czołgu jako broni do głębokich uderzeń i taktycznego manewru. Może w pozycyjnej I wojnie Whippet nie bardzo miał się jak wykazać, ale kilka razy mu się zdarzyło. Najsłynniejszy chyba przykład to bitwa pod Amiens we Flandrii 8 sierpnia 1918. Whippety, zaopatrzone w dodatkowy zapas paliwa (i wg niektórych źródeł w jakimś stopniu wspierane przez kawalerię), po przełamaniu frontu oderwały się od piechoty i pognały przed siebie. Wdarły się głeboko na niemieckie tyły i namieszały tam straszliwie. Zniszczyły artylerię w całym sektorze ataku, a także inne cele i obiekty logistyczne itp. Brytyjska wiki cytuje przykład czołgu o nazwie własnej Musical Box, który odcięty za niemieckimi liniami rozrabiał tam przez 9 godzin, niszcząc baterię artylerii, liczne stanowiska karabinów masz., balon obserwacyjny, obóz wojskowy batalionu piechoty i kolumnę transportową niemieckiej 225. dywizji. W końcu został unieruchomiony pociskiem z działa strzelającego na wprost i opuszczony przez załogę pod ostrzałem. Jeden Brytyjczyk poległ, dwaj pozostali trafili do niewoli.
  11. Wojna radioelektroniczna

    Knickebein było systemem bardzo prostym. Specjalne nadajniki wysyłały dwie równoległe wiązki fal ultrakrótkich w paśmie 31,5 MHz, skierowane na cel. W jednej (załóżmy, że lewej) nadawane były krótkie sygnały dźwiękowe stanowiące kropki alfabetu Morse'a, w drugiej (prawej) - kreski, odpowiednio zsynchronizowane z tymi kropkami. Gdy pilot usłyszał w słuchawkach owe np. kropki, to wiedział, że jest na lewo od właściwego kursu (a jak kreski - to z prawa) i dokonywał odpowiedniej korekty. Gdy znalazł się dokładnie pomiędzy wiązkami (a więc na kursie na cel), kropki i kreski nakładały się na siebie, dając w słuchawkach sygnał ciągły. Zakłócanie Knickebeina było równie proste, gdy tylko Brytyjczycy zorientowali się w jego funkcjonowaniu. Za pomocą nadajników umieszczonych w różnych punktach Wysp Brytyjskich (a także nadajników mobilnych na samochodach) nadawano bezkierunkowo fałszywe kropki lub kreski, co dezorientowało załogi bombowców. Niemcy stosowali też bardziej klasyczne metody radionawigacji - radiolatarnie umieszczone w punktach o znanych współrzędnych w Niemczech lub okupowanej Francji nadawały po prostu w sposób ciągły bezkierunkowo swój kod identyfikacyjny (serię liter i cyfr). Nawigator bombowca brał namiar na dwie-trzy radiolatarnie i z przecięcia tych dwóch-trzech linii namiarów znajdował swoją własną pozycję. Brytyjczycy zakłócali i ten sygnał, w pomysłowy sposób: kierunkowe odbiorniki umieszczone na wybrzeżu na południu i wschodzie wyspy odbierały sygnały tych radiolatarni, następnie przesyłano je liniami przewodowymi do nadajników w głębi terytorium Wielkiej Brytanii, które reemitowały te same sygnały. W efekcie namiarów fałszywych sygnałów błąd w określeniu mógł nawet przekraczać 100 mil (160 km). Szereg informacji na te tematy zawiera książka Briana Johnsona "The Secret War" - polski tytuł "Sekrety drugiej wojny światowej" wyd. Zysk i S-ka, 1997. Są tam obszerne rozdziały poświęcone radionawigacji i radarowi: ich rozwojowi, użytkowaniu, metodom walki radioelektronicznej.
  12. Matematyka w starożytności

    Ok, rozumiem. Ja z kolei mam odwrotnie: stwierdzenie, że Jezus Chrystus urodził się 6-7 lat przed narodzeniem Chrystusa brzmi dla mnie dość idiotycznie i kuriozalnie. Ale to, że się urodził około 7 r. przed naszą erą jest dla mnie OK - nasza era jest nasza , więc możemy sobie swobodnie wybrać właśnie akurat taki a nie inny punkt zerowy za jej początek.
  13. Matematyka w starożytności

    Hej Sorry za głupie zapewne pytanie: co to jest "aC"? To samo co p.n.e.?
  14. Wojna o Falklandy - Malwiny

    Hej Ja z małą poprawką: System przeciwlotniczy nosił nazwę Tigercat (lądowa wersja morskiego Seacata). Takich przypadków można wyszperać więcej. Np. argentyński lotniskowiec Veinticinco de Mayo był także zbudowany w UK (HMS Venerable, typ Colossus). Marynarka argentyńska miała też na uzbrojeniu kilka niszczycieli typu 42 (takie same jak brytyjski HMS Sheffield). A podstawową indywidualną bronią piechura brytyjskiego i argentyńskiego był belgijski karabin FN FAL, w obu tych krajach budowany na licencji (choć w odmiennych wersjach: brytyjski L1A1 pozbawiony był opcji ognia ciągłego, argentyński FMAP FM FAL ją zachował). To samo się tyczy cięższej broni: uniwersalny karabin maszynowy armii argentyńskiej 7,62 Ametralladora Tipo 60-20 MAG i brytyjski L7A1 to licencyjne odmiany belgijskiego km-u FN MAG.
  15. Jak to z fałszywymi funtami było?

    To z pewnością nie było takie proste, że by "wystarczyło". Jak sobie sprawdziłem na szybko w internecie, w Polsce jest teraz w obiegu 1,2 mld szt. banknotów wszystkich nominałów (najwięcej 100 zł). Nie wiem ile było wtedy owych brytyjskich funtów, ale przypuszczam że rząd wielkości byłby podobny (a raczej nawet więcej: Wlk. Brytania miała wtedy więcej ludności niż Polska teraz no i w tamtych czasach obrót bezgotówkowy był mniej rozwinięty). Prawdopodobieństwo znalezienia dwóch banknotów o tym samym numerze wśród tych setek milionów czy miliardów sztuk było znikomo małe.
  16. Neony w Warszawie

    Nie. Ale mówię o warunkach pogorszonej widoczności, gdzie kontury byłyby rozmyte. Nie musiałby to być krążek, tylko np. gwiazdka czy kwadracik czy cokolwiek - z daleka we mgle byłby czerwoną plamą.
  17. Neony w Warszawie

    A była już wtedy sygnalizacja uliczna? Jeśli tak, to może obawiano się pomylenia np. we mgle czerwonego neonu z czerwonym światłem?
  18. Trudno powiedzieć, co Rosjanie mogliby przeciw nim wystawić. Zafundowali sobie oni już na początku lat 30. bardzo przyzwoity rzeczny monitor określany jako typ Udarnyj (SB 12). 380-tonowy okręt uzbrojony był w 2 działa 130 mm (2xI) i 4 - 45 mm (2xII). Jak na rzeczną jednostkę był też bardzo szybki 11 w. Miał tylko jedną wadę - dosyć duże zanurzenie jak na rzeczną jednostkę: około 0,8-0,9 m. Praktycznie uniemożliwiało to jego działanie na rozlewiskach w rejonie "morza pińskiego". Dodam, że polskie monitory typu Kraków zbudowano z zanurzeniem 0,6 m, po czym uznano że to za dużo i dodano specjalne pływaki poszerzające kadłub, które kosztem spadku prędkości obniżyły zanurzenie do 0,4 m. Kolejna seria rosyjskich monitorów to zbudowany w połowie lat 30. typ Żelazniakow (SB 37). Okręt nieco mniejszy od wspomnianego poprzednio (230 t) ale nadal z tym samym nieco za dużym zanurzeniem ok. 0,9 m. Uzbrojony był znowuż bardzo silnie, 2 działa 102 mm (1xII) w oryginalnej wieży zintegrowanej z nadbudówką i obracającej się niejako wokół niej i 4 działa 45 mm (2xII). Myślę, że najciekawszą bronią do zwalczania innych rzecznych okrętów byłyby kutry artyleryjskie projektu 1124 i 1125. Ten pierwszy, 42-tonowy, miał zanurzenie 0,75 m i uzbrojony był w 2 armaty 76 mm w wieżach czołgowych (od T-28); drugi nieco mniejszy i o zanurzeniu 0,56 m miał 1 armatę 76 mm w analogicznej wieży. O ile były już jakieś do dyspozycji (robiono je bardzo mozolnie od 1934-35 r. i pierwsze chyba w 1938 czy 39 dostarczono). Formalnie rzecz biorąc proj. 1124 był przeznaczony dla flotylli amurskiej, ale jednym z wymagań przy projektowaniu była możliwość transportu kolejowego, więc potencjalnie można by go przerzucić pociągiem wszędzie gdzie trzeba (a tym bardziej mniejszy 1125). Porównanie ich z polskimi jednostkami rzecznymi jest niejednoznaczne. Niewątpliwie monitory rosyjskie były silniej od polskich uzbrojone. Na otwartej przestrzeni, jakichś powiedzmy jeziorach i zalewach, mogły korzystać z przewagi ogniowej mocnych armat morskich. W walce z bliska zaś mała szybkostrzelność armat głównego kalibru była kompensowana przez armaty 45 mm, umieszczone w wieżach typu czołgowego (przerobiona wieża od T-28) i z bliska niebezpieczne dla rzecznych jednostek, niezbyt mocno w końcu opancerzonych. Z drugiej strony, jeśli chodzi o typowe zadania monitorów, artyleryjskie wsparcie wojsk lądowych, to lepiej się do tego nadawały haubice, nie armaty. A właśnie w haubice były w 1939 uzbrojone polskie monitory (typ "gdański" - 1 haubica 100 mm, 2 armaty 75 mm, typ "krakowski" - 3 haubice 100 mm). Także kanonierki (czy w zasadzie kutry artyleryjskie) typu Z miały za uzbrojenie pojedynczą haubicę 100 mm i 1 armatę 37 mm w wieży od samochodu pancernego.
  19. Nic Serio, to nie był aż taki poważny problem. Okręt zanurzał się praktycznie tylko w czasie akcji bojowej i spędzał pod wodą niewiele czasu. W podwodną górę czy ogólnie w dno teoretycznie mógłby zahaczyć, ale przecież takie rzeczy są doskonale znane i wiadomo jak gdzie jest głęboko. A gdyby koleś się celowo przekradał przez jakieś płycizny, to szedłby super-ostrożnie i powolutku i pewnie co jakiś czas ryzykował użycie echosondy do pomiaru głębokości. W jakiś wrak... to już musiałby być niewiarygodny niefart, żeby w czasie tych paru minut jego opadania na dno akurat się znalazł Uboot na kursie kolizyjnym. I zresztą tonący wrak generalnie słychać, woda zgniata na nim rozmaite wypełnione powietrzem struktury, pękają grodzie, urywają się i spadają różne elementy, z bulgotem ucieka powietrze...
  20. Zacząć należy od tego, że w czasach II wojny okręt podwodny większość misji bojowej spędzał na powierzchni. Wtedy orientował się w otoczeniu w sposób podobny do okrętów nawodnych, prowadząc po prostu ciągłą obserwację wzrokową oraz radarową, o ile posiadał radar i o ile okoliczności pozwalały na jego użycie. Jednocześnie prowadzony był nasłuch ewentualnych odgłosów śrub okrętowych, na wypadek gdyby w pobliżu znalazł się inny okręt. W zanurzeniu pozostawał w zasadzie tylko nasłuch. Niektóre floty dysponowały już aktywnym sonarem, pozwalającym przeszukiwać otoczenie wiązką dźwiękową; ale użycie go w akcji bojowej zdemaskowałoby okręt; a właśnie tylko w akcji bojowej zanurzał się on pod wodę (a i to nie zawsze, "wilcze stada" nierzadko atakowały konwoje i na powierzchni). No i na co w zasadzie można by wpaść pod wodą? Jakiś powiedzmy dryfujący czy tonący wrak, ale jakie jest tego prawdopodobieństwo...? Górę lodową? W strefie takich gór zapewne goście poruszali się ze zdwojoną ostrożnością i na powierzchni; zresztą nawet na peryskopowej dałoby się pewnie bezpiecznie płynąć, rozglądając się od czasu do czasu.
  21. Większość flot używa stale tych samych tradycyjnych nazw, nadając je kolejnym nowym okrętom. Na ile wiem, to chyba brytyjski zwyczaj, ale większość flot jakoś tam się zawsze chce do brytyjskiej upodobnić. Ślązak to właśnie taka tradycyjna nazwa. Zalążkiem floty polskiej stało się 6 poniemieckich torpedowców przyznanych Polsce przez Radę Ambasadorów państw Ententy z podziału floty niemieckiej w 1919 r. Żeby podkreślić zjednoczenie ziem polskich będących przedtem pod władzą różnych państw zaborczych, torpedowcom nadano takie właśnie "regionalne" nazwy: Mazur, Ślązak, Kujawiak, Krakowiak, Kaszub i Góral, przemianowany potem na bardziej elegancko brzmiący Podhalanin . Ten pierwszy Ślązak służył do 1937, po czym został wycofany i przekwalifikowany na okręt cel. Zdobyty przez Niemców w 1939 został pocięty na złom. Drugim Ślązakiem był brytyjski niszczyciel eskortowy typu Hunt (dawny HMS Bedale) otrzymany w 1942. Brał udział w operacji pod Dieppe, w desancie w Normandii, w licznych bitwach konwojowych. Zwrócony Anglikom w 1946. Trzeci Ślązak to otrzymany od ZSRR mały okręt podwodny proj. 96 (typ "Maliutka"). Służył w latach 1954-1966. Tak, że nazwa z tradycjami, jak na krótko dosyć istniejącą polską flotę.
  22. Sorry, ale pomyliłeś filmy. ORP Wilk (ten powojenny, proj. 641 czyli Foxtrott w kodzie NATO) zagrał w filmie "Ostatni U-Boot" (Das letzte U-Boot) Franka Beyera w 1993.
  23. Broń chemiczna

    Niestety na temat zapalników nie wiem tyle ile bym chciał. W każdym razie były dwa, oba elektryczne: czołowy Kz.5 i denny Bd.Z 5. Czołowy był wtłoczeniowy, miał w środku jakąś taką szklaną rurkę czy bańkę, która rozdzielała elektrody, ale przy uderzeniu zgniatała się, co zamykało obwód. Denny był bezwładnościowy i bezkierunkowy. Miał w środku dwa przełączniki-bezwładniki, jeden równoległy do osi rakiety, drugi prostopadły. Czyli w zasadzie to chyba nie był do końca bezkierunkowy, bo jednak można by przynajmniej w teorii upaść z wektorem ruchu prostopadłym do obu bezwładników. Może jednak było to na tyle rzadkie zjawisko że problem zlekceważono. Przypuszczam też, że przy uderzeniu z taką prędkością (kilkaset-1000 m/s) głowica o stosunkowo cienkich ściankach i tak by wybuchła, nawet bez zapalnika (co najwyżej nie byłaby to prawidłowa detonacja). Tak z głowy trudno mi być na 100% pewnym, poszukam w domu po książkach. Ale tak na czuja powiedziałbym, że przy tym składzie - 70% TNT, który jest mało wrażliwy - to być może był mało wrażliwy na uderzenie. A być może nie; bo z drugiej strony zdaje mi się że bomby lotnicze z trialenem miały adnotację, żeby używać ich tylko z zapalnikiem natychmiastowym. Ale to jeszcze sprawdzę. Natomiast trialen zawierał proszek aluminiowy, co generalnie zwiększa wrażliwość na ogień/nagrzewanie.
  24. Broń chemiczna

    Hej I to jeszcze jak! W marcu 1944 na 26 udanych odpaleń z tego stanowiska, aż 22 rakiety eksplodowały w powietrzu. Jako możliwe przyczyny eksplozji zidentyfikowano różne czynniki: - to co piszesz, za słaba konstrukcja rakiety: wzmocniono ją, dodając na środku kadłuba element zwany "spodniami" (Hosen). Problemem nie było samo tylko nagrzewanie, ale skojarzone z obciążeniami aerodynamicznymi. Rakieta ponad atmosferą zwykle koziołkowała i wpadając w tym stanie z wielką prędkością w atmosferę podlegała dużym siłom, które ją obracały do prawidłowej pozycji. - wybuch resztek paliwa pozostałych w zbiornikach: tak jak napisałeś dodano izolację termiczną z tkaniny szklanej, ponadto wprowadzono taką modyfikację, że po pewnym czasie od wyłączenia silnika zawory paliwowe ponownie się otwierały, pozwalając na swobodny wypływ tlenu i alkoholu, w miarę jak parowały one w zbiornikach - wybuch głowicy bojowej: dobrano do niej materiał wybuchowy o odpowiednio obniżonej wrażliwości, ponadto zrobiono "twardsze" zapalniki. Problem rozpadania się rakiet nie został do końca w pełni rozwiązany, pewien ich odsetek nadal eksplodował w locie. Niemniej po tych modyfikacjach głowicy dosyć często zdarzało się, że mimo iż rakieta rozpadła się tradycyjnie kilka km nad ziemią, głowica przetrwała to i dopiero przy upadku prawidłowo zdetonowała. Owszem, lecz o wiele za słabo jak na potrzeby broni radiologicznej. Ponad 99% naturalnego uranu to izotop U 238 o okresie półrozpadu ponad 4 miliardy lat; 0,7% stanowi U 235 (okres półrozpadu 70 mln lat). Dla porównania typowe nuklidy rozważane jako broń radiologiczna i ich okres półrozpadu to np. stront-90 (29 lat), cez-137 (30 lat), kobalt-60 (5 lat)...
  25. Broń chemiczna

    To żeby było nie całkiem nie na temat pozwolę sobie podrzucić myśl o czymś pomiędzy bronią chemiczną a nukami. Mam na myśli tzw. broń radiologiczną czyli wykorzystującą substancje radioaktywne do skażenia celu (to co dzisiaj potocznie nazywa się niekiedy "brudną bombą"). Historycznie, rzadko sięgano po to rozwiązanie. Jednym z tych nielicznych jego przykładów (chyba jedynym jako tako opisanym) jest głowica do rosyjskiej rakiety R-2 (konstrukcja z przełomu lat 40./50. XX w., rozwinięcie niemieckiej V-2 o zasięgu powiększonym do 600 km). Zawierała ona ładunek ciekłej substancji radioaktywnej o dyspersji wybuchowej (wybuch w powietrzu na odpowiedniej wysokości, niestety nie wiem jakiej). Występowała w wersji unitarnej o nazwie "Gerań" i kasetowej "Generator". Z drugiej strony wątpliwe czy Niemcy, nie dysponując reaktorem, byliby w stanie produkować odpowiednie substancje radioaktywne na skalę przemysłową.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.