Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,103
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Postanowiłem coś tutaj dopisać, bo natrafiłem ostatnio na trochę informacji o użyciu przez Amerykanów lotniczych min systemu GATOR w czasie wojny w Iraku w 1991. GATOR to lotnicza część systemu FASCAM (Family of Scatterable Mines). Gdzieś na przełomie lat 60./70. ub.w. mądre głowy z US Army, Navy, Marines i AF zebrały się razem i wymyśliły, żeby zrobić jedną wspólną rodzinę min narzutowych, do ustawiania ze wszystkich rodzajów nośników: pocisków artylerii lufowej (haubice 155 mm) i rakietowej (MLRS), samobieżnych pojazdów minerskich i lotniczych bomb kasetowych. No i wymyślili i gdzieś tak w 2. połowie lat 70. zaczęło to wszystko wchodzić na uzbrojenie. Lotnicze konkretnie w 1979. Są to konkretnie 2 miny: przeciwpancerna BLU-91 i przeciwpiechotna BLU-92 (w artylerii jest jeszcze jedna, inna, mniejsza mina ppiech.). BLU-91 Obie miny wykorzystują taki sam kadłub w kształcie walca o średnicy 121 mm i wysokości 66 mm. W zasobniku i w locie mają jeszcze założony plastykowy element aerodynamiczny o czworokątnym kształcie i wymiarach 147 x 127 x 66 mm. Zasadniczo odpada on przy uderzeniu w ziemię, ale jak nie odpadnie to w zasadzie też nie szkodzi, on chyba generalnie nie przeszkadza. BLU-91 waży 1,95 kg, w tym 0,594 kg materiał wyb. (heksogen). Jest to przeciwczołgowa mina przeciwdenna z niekontaktowym zapalnikiem magnetycznym. Zapalnik wyposażony jest w mikroprocesorowy układ analizy sygnału, który ma spowodować wybuch w optymalnym punkcie pod dnem pojazdu. Część bojowa miny wykorzystuje efekt kumulacyjny, a ściślej biorąc EFP (Explosively Formed Penetrator). Ładunek miny ma dwie miedziane wkładki w formie stożków o dużym kącie rozwarcie skierowane w strony płaskich ścian miny, tak, że którą by stroną nie upadła, jedna wkładka zawsze będzie do góry. Detonacja jest dwufazowa, przed odpaleniem głównego ładunku eksploduje mały ładunek pomocniczy, mający na celu zrzucenie pokrywy miny i odrzucenie jakichś przedmiotów, które by się tam ewentualnie znalazły. Wydaje się to pewną przesadą, efekt EFP nie jest zbyt wrażliwy na takie rzeczy w przeciwieństwie do normalnej głowicy kumulacyjnej, gdzie jakieś ciało obce w osi wkładki może poważnie zaszkodzić. No ale może autorom tak wyszło z jakichś analiz, że taki pomocniczy wybuch ma statystycznie zauważalne znaczenie. Utworzony z wkładki penetrator przebija pancerz grubości do 70 mm, co wystarczy aż nadto na dno każdego współczesnego czołgu, nie mówiąc już o innych pojazdach. Mina wyposażona jest też w element nieusuwalności, próba manipulowania przy niej także powoduje wybuch. BLU-92 ma masę 1,68 kg w tym 0,408 kg m.w. (Comp.B). Jest ona miną przeciwpiechotną o działaniu odłamkowym, z elektrycznym zapalnikiem naciągowym. Po upadku miny z gniazd w jej aktualnie górnej pokrywie wystrzeliwane są 4 ciężarki, rozciągające za sobą linki naciągowe o długości 15 m. Poruszenie linki (siłą 0,45 kG) lub samej miny powoduje detonację. Wg rosyjskiego portalu saper.etel.ru mina ma też czujnik sejsmiczny reagujący na kroki człowieka w odległości 3-4 m. Przy wybuchu mina razi odłamkami w promieniu 20 m. Obie miny wyposażone są w samolikwidator powodujący ich likwidację (zdetonowanie) po ustawionym czasie (do wyboru 4 h, 48 h i 15 dni). Działa on także przy spadku napięcia w bateriach poniżej określonego poziomu. Miny przenoszone są w zasobnikach (bombach) kasetowych typu zrzucanego. Dwa podstawowe z nich to SUU-64 stosowany przez USAF i SUU-58 (USNavy, USMC). Daje to razem następujące bomby kasetowe: - CBU-78 (222 kg): zasobnik SUU-58 (dawny Mk.7 Rockeye), ładunek 45 min BLU-91 + 15 min BLU-92 - CBU-79: nie wiadomo co to było, w każdym razie GATOR. - CBU-82: zasobnik SUU-58, 60 min BLU-91 - CBU-83: zasobnik SUU-58, 60 min BLU-92 - CBU-84: (1000 kg): zasobnik SUU-54, ładunek 170 min obu typów (póki co nie udało mi się znaleźć, ile których) - CBU-85: zasobnik SUU-54, ładunek 170 min BLU-91 - CBU-86: zasobnik SUU-54, ładunek 170 min BLU-92 - CBU-89 (320 kg): zasobnik SUU-64, ładunek 72 miny BLU-91 + 22 miny BLU-92 - CBU-104: CBU-89 z dodatkowym modułem kierowania programowego bezwładnościowego WCMD Praktycznie w użyciu są tylko CBU-78, -89 i -104, pozostałe były testowane i produkowane w próbnych seriach. Standardowo atak z użyciem 6 x CBU-89 tworzy pole minowe o wymiarach 650 x 200 m. Ocenia się, że 2 takie ataki wystarczają do zatrzymania batalionu pancernego lub zmech. CBU-78 CBU-89 Nosiciele i ich typowy ładunek: - W USN/USMC (CBU-78): A-6 (12), A-7 (6), AV-8 (6), F/A-18 (6) - W USAF i SAC (CBU-89): A-10 (4); F-4 (6), F-15 (8), F-16 (4), F-111 (8), B-52 (30). W czasie Pustynnej Burzy samoloty USAF zrzuciły 1105 bomb CBU-89. Ich głównym celem były formacje irackiej Gwardii Republikańskiej wycofujące się z Kuwejtu drogami na Basrę. Zaminowanie 27 i 28 lutego przez B-52 podejścia do mostu nad doliną Eufratu w rej. Ar Rumayla zatrzymało ruch wojsk irackich, które były następnie niszczone kolejnymi nalotami. Innym celem były rejony, skąd odpalane były irackie pocisku SCUD. Po każdym odpaleniu rakiety samoloty koalicji minowały drogi i skrzyżowania w rejonie skąd wystartowała, w nadziei że uda się ograniczyć mobilność samobieżnych wyrzutni (na ile wiem, nie udało się jednak, żadna wyrzutnia na minach nie wyleciała). Samoloty US Navy zrzuciły 148 bomb CBU-78, USMC - 61 tych samych. Razem postawiono więc 88.965 BLU-91 i 27.445 BLU-92 (zakładając, że wszystkie rozsiały się prawidłowo). Co do niezawodności samolikwidacji, wskaźnik niewybuchów w różnych sektorach wynosił od 0,2% do 21%, przy czym BLU-91 częściej likwidowały się prawidłowo. Niewybuchy z wyładowanymi bateriami, nie spowodowaŁy jednak żadnego odnotowanego wypadku. Nie zarejestrowano też żadnego przypadku "friendly fire" w sensie wejścia na własne miny (aczkolwiek odnotowano ofiary niezidentyfikowanych min, czy też z niezidentyfikowanych przyczyn, a więc w tej liczbie mogą być takowe). Równie trudno ocenić efektywność minowania przeciwko wojskom irackim. Można jedynie przypuszczać, że BLU-91 mogą być bardzo skuteczne przeciwko czołgom z magazynem amunicyjnym na dnie przedziału bojowego (typowe rozwiązanie dla czołgów rosyjskiego pochodzenia), gdzie przebicie pancerza dennego przez EFP z dużym prawdopodobieństwem skutkuje eksplozją amunicji.
  2. Ten sam patron, inna ulica

    Powiedziałbym, że przede wszystkim 6 sierpnia 1914 Pierwsza Kompania Kadrowa wkroczyła na ziemie zaboru rosyjskiego
  3. Wojna Krążownicza na oceanach

    Tzn. one generalnie dostały 150 mm działa z Deutschlandów (tych starych), 15 cm SK L/45, o takie http://www.navweaps.com/Weapons/WNGER_59-45_skc16.htm . Ale który z którego konkretnie, to nie wiem, jeśli to kogoś interesuje to spróbuję poszukać. Można jeszcze spotkać informację, że niektóre HSK dostały inne działa, takie jak na I-wojennych "super-niszczycielach", 15 cm Tbts KL/45 http://www.navweaps.com/Weapons/WNGER_59-45_tbts.htm . Te były na słabsze naboje (680 m/s) ale to oczywiście bez znaczenia w danej sytuacji. Może nawet lepiej, bo odrzut mniejszy.
  4. Wojna Krążownicza na oceanach

    Jeszcze odrobina statystyki za książką J. Lipińskiego "Druga wojna światowa na morzu" wyd. Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1976. Łączne straty alianckiej żeglugi handlowej w wyniku działań wojennych w latach 1939-45: 5150 statków o łącznej pojemności 21.570.720 BRT Z tego: Zatopione przez okręty podwodne: 2828 statków = 14.687.231 BRT (68,1% tonażu, 54,9% liczby) Zatopione przez samoloty: 820 statków = 2.880.883 BRT (13,4% tonażu, 15,9% liczby) Zatopione przez miny: 534 statki = 1.406.037 BRT (6,5% tonażu, 10,3% liczby) Zatopione przez rajdery - okręty wojenne: 104 statki = 498.447 BRT (2,3% tonażu, 2,0% liczby) Zatopione przez rajdery - statki handlowe: 133 statki = 829.644 BRT (3,8% tonażu, 2,6% liczby) Zatopione przez ścigacze: 99 statków = 229.676 BRT (1,1% tonażu, 2,0% liczby) Zatopione z innych przyczyn lub przyczyna nieznana: 632 statki = 1.029.802 BRT (4,8% tonażu, 12,3% liczby) Jak widać rajdery odegrały niewielką rolę w ogólnym bilansie tonażu. Jednak co ciekawe, uzbrojone statki handlowe (krążowniki pomocnicze) uzyskały lepsze wyniki, niż okręty wojenne. Jeżeli chodzi o niemieckie, to w tym wątku padła pełna ich lista, a nawet więcej niż pełna, bo obejmująca jednostki, które przebudowano, ale do akcji nie weszły (razem 11). Dla alianckich taką listą na szybko nie dysponuję, ale można by kiedyś coś zestawić przy okazji. Wydaje mi się, że nie jakoś strasznie; od kilku tygodni do kilku miesięcy. Nie jestem dokładnie pewien, co konkretnie Niemcy w nich jeszcze robili poza instalacjami związanymi z samym uzbrojeniem. Na pewno jego instalacja obejmowała konieczność wzmocnienia pokładów. W czasie II wojny rutynowo uzbrajano statki handlowe, ale zwykle było to kilka małokalibrowych działek plot. i co najwyżej 1 armata średniego kalibru. Niemieckie rajdery miały standardowo 6 dział 150 mm, 1 działo 57-75 mm - jakieś stare i małe służące do oddawania strzałów ostrzegawczych, kilka działek plot 20-40 mm, 2-4 wyrzutnie torpedowe, od stu do kilkuset min, ponadto 1-2 wodnosamoloty rozpoznawcze, a niektóre także mały ścigacz torpedowy, służący też ewentualnie do stawiania min. Inne modyfikacje obejmowały maskowanie. Działa były z reguły jakoś ukryte, czy to za rozkładanymi panelami, czy to jako ładunek (skrzynie) na pokładzie. Ponadto rajdery zaopatrzono w duże zapasy farby, sklejki i blach, fałszywe kominy, maszty różnej wysokości itp. akcesoria umożliwiające łatwą zmianę sylwetki i udawanie innego konkretnego statku. Zwiększona ilość zapasów, konieczność magazynowania amunicji, min, samolotów zapewne wymagała przebudowania części ładowni. Część ładowni przeznaczono też na pomieszczenia dla jeńców. Natomiast czy były jakieś modyfikacje w siłowni, systemach ppoż., łączności itp. tego nie wiem niestety.
  5. Wojna Krążownicza na oceanach

    O ile pamiętam 70 barów.
  6. Wyjaśnić, wyjaśnić!
  7. Wojna Krążownicza na oceanach

    Racja! Przeoczyłem te turbinowce. W ramach zadośćuczynienia oto małe zestawienie pozbierane z internetowych stron, na temat napędu niemieckich rajderów: HSK 1 Orion: turboparowy, 4 kotły, 1 turbina o mocy 6200 KM HSK 2 Atlantis: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 7600 KM HSK 3 Widder: turboparowy, 4 kotły, 1 turbina o mocy 6200 KM HSK 4 Thor: turboparowy, 4 kotły, 1 turbina o mocy 6500 KM HSK 5 Pinguin: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 7600 KM HSK 5(II) Hansa: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 9000 KM HSK 6 Stier: spalinowy, 1 silnik Diesla o mocy 3750 KM HSK 7 Komet: spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 3900 KM HSK 8 Kormoran: spalinowy (przekładnia elektryczna), 4 silniki Diesla o łącznej mocy 16000 KM HSK 9 Michel spalinowy, 2 silniki Diesla o łącznej mocy 6650 KM HSK 10 Coronel: spalinowy, 1 silnik Diesla o mocy 5100 KM Owszem, choć, powiedzmy uczciwie, na statku, który nie miał zbyt mocnej konstrukcji, nie mówiąc o opancerzeniu, trafienie w maszynownię z wielkim prawdopodobieństwem skasowałoby ją w całości. Chyba nie była podzielona na przedziały jakieś, prawda? Opisywany w jakimś artykule o pożarach schemat wybuchu/pożaru w maszynowni obejmuje sekwencję: 1) wybuch pocisku, zerwanie lub przebicie przewodów paliwowych 2) rozpylenie się mgły oleju opałowego/napędowego i wymieszanie z powietrzem 3) zapłon aerozolu mgły olejowej od rozgrzanych odłamków pocisku itp. 4) BUM! Wysokociśnieniowe kotły parowe i instalacje miały też niemieckie okręty wojenne, np. pancerniki Scharnhorst i Gneisenau też jak kojarzę cierpiały na ciągłe awarie i problemy techniczne z tym związane.
  8. Wojna Krążownicza na oceanach

    Hej A możesz coś szerzej? Co, twoim okiem marynarza, im brakowało i którym? Jak dla mnie wybrano do przeróbki same nowoczesne drobnicowce z napędem dieslowskim, zbudowane w latach 30. a więc nie bardzo chyba zużyte.
  9. Wojna Krążownicza na oceanach

    Dzięki. Ogólnie te jednostki wyposażano z myślą o długotrwałym operowaniu z dala od baz. Miały na pokładzie ogromne zapasy i autonomię liczoną w setkach dni. W skład owych "zapasów", szerzej nieco rozumianych wchodziły też pokładowe warsztaty z tokarkami i frezarkami, zdaje się też że mini-kuźnia i mini-odlewnia tam były. Pozwalało to na dokonywanie daleko idących napraw, dorabianie brakujących części itp.
  10. Wojna Krążownicza na oceanach

    A co mu się stało na Kerguelenie? Ogólnie, no cóż, tak zawsze bywa - raz się ma więcej szczęścia, raz mniej.
  11. Wojna Krążownicza na oceanach

    Hej Wynikało to z odmiennych założeń taktycznych. Dla Niemców był to jeden ze środków atakowania alianckich linii komunikacyjnych. W drugą stronę było inaczej, bo wobec alianckiej blokady morskiej żadne niemieckie linie komunikacyjne nie istniały. Aliantom krążowniki pomocnicze służyły głównie do eskorty konwojów, tam gdzie nie spodziewano się nawodnych jednostek wroga. Nooo nie tak znowu dużo. Może mała statystyka: HSK 1 Orion: 1 rejs bojowy (30.III.1940-23.VIII.1941) zakończony powrotem do Niemiec. Zatopił 11 statków (w tym 2 wspólnie z Kometem i 2 na minach) + 1 zajął, razem 73,5 tys. t. (tonaż tych "wspólnych" liczony za połowę). Później przeklasyfikowany na szkolny okręt artyleryjski i nazwany Hektor. HSK 2 Atlantis: 1 rejs bojowy (11.III.1940-22.XI.1941). Zatopił 16 statków + 6 zajął, razem 146 tys.t. Zatopiony przez brytyjski krążownik HMS Devonshire. HSK 3 Widder: 1 rejs bojowy (6.V.-31.X.1940) zakończony powrotem do Niemiec. Zatopił 10 statków (58,6 tys.t.). Następnie przebudowany na okręt warsztatowy Neumark. HSK 4 Thor: 1. rejs bojowy 6.VI.1940-30.IV.1941 zakończony powrotem do Niemiec. Zatopił 12 statków (96,5 tys.t.). 2. rejs bojowy 30.XI.1941-9.X.1942 zakończony w Jokohamie; zatopił w nim 10 statków (58,6 tys.t.). Zatonął w Jokohamie 30.X.1942 w wyniku eksplozji na zaopatrzeniowcu Ueckermark, zacumowanym z nim burta w burtę. HSK 5 Pinguin: 1 rejs bojowy (15.VI.1940-8.V.1941). Zatopił 12 statków + 4 na minach + 16 zajął (norweska flotylla wielorybnicza), razem 154,7 tys. t. Zatopiony przez brytyjski krążownik HMS Cornwall. HSK 5(II) Hansa: Przebudowany w 1943 nie odbył rejsu bojowego. W lutym 1944 przeklasyfikowany na okręt szkolny. HSK 6 Stier: 1 rejs bojowy (9.V.-27.IX.1942). Zatopił 4 statki (30,7 tys. t.). W potyczce z ostatnim z nich, amerykańskim tankowcem SS Stephen Hopkins, sam odniósł ciężkie uszkodzenia i także zatonął. HSK 7 Komet: 1. rejs bojowy 3.VII.1940-30.XI.1941, zakończony powrotem do Hamburga. Zatopił 7 statków (w tym 2 wspólnie z Orionem) + 1 zajął, razem 41,6 tys. t (tonaż tych "wspólnych" liczony za połowę). 2.rejs bojowy 8-14.X.1942 bez sukcesów; krótko po wyruszeniu zatopiony przez brytyjski ścigacz torpedowy MTB 326. HSK 8 Kormoran: 1 rejs bojowy 3.XII.1940-19.XI.1941. Zatopił 11 statków + 1 zajął, 68,3 tys.t. Zatopiony przez australijski krążownik HMAS Sydney (w gwałtownej strzelaninie z bliskiej odległości okręty zatopiły się nawzajem). HSK 9 Michel (ciekawostka, przebudowany polski frachtowiec Bielsko, zdobyty w Gdyni): 1. rejs bojowy 9.III.1942-3.III.1943, zakończony w Jokohamie w Japonii. Zatopił 14 statków (99,4 tys.t). 2. rejs bojowy 1.V-31.X.1943, zatopił 3 statki (27,6 tys.t.). W drodze powrotnej w pobliżu Jokohamy zatopiony przez amerykański okręt podwodny USS Tarpon. HSK 10 Coronel: 1 rejs bojowy (31.I-1.III.1943), bez sukcesów. Podczas przedzierania się na Atlantyk został zbombardowany i uszkodzony przez brytyjskie lotnictwo i przerwał misję, powracając do okupowanej Francji celem naprawy. Gdy okazało się, że uszkodzenia są zbyt poważne, powrócił do Niemiec. Przebudowany potem na okręt dozoru radiolokacyjnego Togo (jednostka do naprowadzania nocnych myśliwców).
  12. Zgadza się. Ale to już było w 1915 roku, kiedy SKO jak najbardziej były w użyciu. A tekst Macieja opowiada raczej o ich powstaniu i rozwoju w ostatnich latach XIX wieku.
  13. Hej Pisać, oczywiście! Ja coś tam wiem o sprawie ale takich szczegółów nie znalem. Chyba i Rosjanie byli wówczas na podobnym poziomie. Z książki "Cuszima" Nowikow-Priboja (skądinąd wiem, że nie do końca wiarygodnej) pamiętam taki motyw ze słabym wyszkoleniem rosyjskich artylerzystów, że załoga jednego dalmierza odczytała dystans do celu 11 kabli, drugi zaś dalmierz - 28 kabli Nie przez rurę głosową? Myślę że zaważyło owo skrócenie dystansu. Na ile wiem strzelano się wówczas z odległości stosunkowo małych, rzędu paru kilometrów (wspomniane 28 kabli to 5,2 km). Prędkość okrętów tez nie była wielka. Więc ostatecznie bez takiego "zaawansowanego" pseudo-SKO też się dało żyć. Jeśli by wyciągać dosłowne wnioski z tej bitwy, to lepiej było żadnego SKO nie mieć, niż mieć. Bo jak się go używało to się strzelało gorzej. System żeby działać, musiał być kompletny – dalmierze, przeliczniki i automatyczny system transmisji danych do dział. Inaczej nie miał sensu. Pisać, pisać! 150-ki do zwalczania pancerników?? Dreadnought miał przewagę wynikającą nie tylko z SKO przecież. Miał przede wszystkim nowocześnie pomyślaną artylerię główną, o jednym tylko kalibrze i całą w obrotowych wieżach. Pre-drednoty uzbrajano powiedzmy w 2-4 ciężkie działa w wieżach i jako art. pomocniczą z 5-10 nieco mniejszych dział w kazamatach burtowych - dla zwiększenia szybkostrzelności, której ciężkie działa nie zapewniały. Np. rosyjski Imperator Nikołaj II (1891) miał 2 działa 305 mm i 4 działa 229 mm. W praktyce strzelanie z kazamat było niewygodne, a przy wyższych stanach morza nawet niemożliwe. Ponadto trudne było kierowanie ogniem takiej mieszanej artylerii, gdyż rozpryski wody w miejscu upadku pocisków kal. powiedzmy 240 mm i 150 mm niewiele się różniły. Dreadnought miał zaś 12 dział 305 mm i już. Zapewniało mu to odpowiednią szybkostrzelność i ułatwiało korygowanie ognia.
  14. Mark A - ojciec wszystkich czołgów

    Hej Od strony konstrukcyjnej masz niewątpliwie rację. Natomiast jeśli chodzi o koncepcje taktyczne to tu się można jednak czegoś doszukać. Czołgi I wojny były we współczesnym ujęciu raczej "działami szturmowymi" - ich celem było wsparcie piechoty na polu bitwy. Mimo swej nowoczesnej budowy także FT-17 nie był niczym innym. Whippeta wymyślono zaś pod kątem szybkich zaskakujących ataków we współpracy z kawalerią. To już jest bliższe współczesnej koncepcji czołgu jako broni do głębokich uderzeń i taktycznego manewru. Może w pozycyjnej I wojnie Whippet nie bardzo miał się jak wykazać, ale kilka razy mu się zdarzyło. Najsłynniejszy chyba przykład to bitwa pod Amiens we Flandrii 8 sierpnia 1918. Whippety, zaopatrzone w dodatkowy zapas paliwa (i wg niektórych źródeł w jakimś stopniu wspierane przez kawalerię), po przełamaniu frontu oderwały się od piechoty i pognały przed siebie. Wdarły się głeboko na niemieckie tyły i namieszały tam straszliwie. Zniszczyły artylerię w całym sektorze ataku, a także inne cele i obiekty logistyczne itp. Brytyjska wiki cytuje przykład czołgu o nazwie własnej Musical Box, który odcięty za niemieckimi liniami rozrabiał tam przez 9 godzin, niszcząc baterię artylerii, liczne stanowiska karabinów masz., balon obserwacyjny, obóz wojskowy batalionu piechoty i kolumnę transportową niemieckiej 225. dywizji. W końcu został unieruchomiony pociskiem z działa strzelającego na wprost i opuszczony przez załogę pod ostrzałem. Jeden Brytyjczyk poległ, dwaj pozostali trafili do niewoli.
  15. Wojna radioelektroniczna

    Knickebein było systemem bardzo prostym. Specjalne nadajniki wysyłały dwie równoległe wiązki fal ultrakrótkich w paśmie 31,5 MHz, skierowane na cel. W jednej (załóżmy, że lewej) nadawane były krótkie sygnały dźwiękowe stanowiące kropki alfabetu Morse'a, w drugiej (prawej) - kreski, odpowiednio zsynchronizowane z tymi kropkami. Gdy pilot usłyszał w słuchawkach owe np. kropki, to wiedział, że jest na lewo od właściwego kursu (a jak kreski - to z prawa) i dokonywał odpowiedniej korekty. Gdy znalazł się dokładnie pomiędzy wiązkami (a więc na kursie na cel), kropki i kreski nakładały się na siebie, dając w słuchawkach sygnał ciągły. Zakłócanie Knickebeina było równie proste, gdy tylko Brytyjczycy zorientowali się w jego funkcjonowaniu. Za pomocą nadajników umieszczonych w różnych punktach Wysp Brytyjskich (a także nadajników mobilnych na samochodach) nadawano bezkierunkowo fałszywe kropki lub kreski, co dezorientowało załogi bombowców. Niemcy stosowali też bardziej klasyczne metody radionawigacji - radiolatarnie umieszczone w punktach o znanych współrzędnych w Niemczech lub okupowanej Francji nadawały po prostu w sposób ciągły bezkierunkowo swój kod identyfikacyjny (serię liter i cyfr). Nawigator bombowca brał namiar na dwie-trzy radiolatarnie i z przecięcia tych dwóch-trzech linii namiarów znajdował swoją własną pozycję. Brytyjczycy zakłócali i ten sygnał, w pomysłowy sposób: kierunkowe odbiorniki umieszczone na wybrzeżu na południu i wschodzie wyspy odbierały sygnały tych radiolatarni, następnie przesyłano je liniami przewodowymi do nadajników w głębi terytorium Wielkiej Brytanii, które reemitowały te same sygnały. W efekcie namiarów fałszywych sygnałów błąd w określeniu mógł nawet przekraczać 100 mil (160 km). Szereg informacji na te tematy zawiera książka Briana Johnsona "The Secret War" - polski tytuł "Sekrety drugiej wojny światowej" wyd. Zysk i S-ka, 1997. Są tam obszerne rozdziały poświęcone radionawigacji i radarowi: ich rozwojowi, użytkowaniu, metodom walki radioelektronicznej.
  16. Matematyka w starożytności

    Ok, rozumiem. Ja z kolei mam odwrotnie: stwierdzenie, że Jezus Chrystus urodził się 6-7 lat przed narodzeniem Chrystusa brzmi dla mnie dość idiotycznie i kuriozalnie. Ale to, że się urodził około 7 r. przed naszą erą jest dla mnie OK - nasza era jest nasza , więc możemy sobie swobodnie wybrać właśnie akurat taki a nie inny punkt zerowy za jej początek.
  17. Matematyka w starożytności

    Hej Sorry za głupie zapewne pytanie: co to jest "aC"? To samo co p.n.e.?
  18. Wojna o Falklandy - Malwiny

    Hej Ja z małą poprawką: System przeciwlotniczy nosił nazwę Tigercat (lądowa wersja morskiego Seacata). Takich przypadków można wyszperać więcej. Np. argentyński lotniskowiec Veinticinco de Mayo był także zbudowany w UK (HMS Venerable, typ Colossus). Marynarka argentyńska miała też na uzbrojeniu kilka niszczycieli typu 42 (takie same jak brytyjski HMS Sheffield). A podstawową indywidualną bronią piechura brytyjskiego i argentyńskiego był belgijski karabin FN FAL, w obu tych krajach budowany na licencji (choć w odmiennych wersjach: brytyjski L1A1 pozbawiony był opcji ognia ciągłego, argentyński FMAP FM FAL ją zachował). To samo się tyczy cięższej broni: uniwersalny karabin maszynowy armii argentyńskiej 7,62 Ametralladora Tipo 60-20 MAG i brytyjski L7A1 to licencyjne odmiany belgijskiego km-u FN MAG.
  19. Jak to z fałszywymi funtami było?

    To z pewnością nie było takie proste, że by "wystarczyło". Jak sobie sprawdziłem na szybko w internecie, w Polsce jest teraz w obiegu 1,2 mld szt. banknotów wszystkich nominałów (najwięcej 100 zł). Nie wiem ile było wtedy owych brytyjskich funtów, ale przypuszczam że rząd wielkości byłby podobny (a raczej nawet więcej: Wlk. Brytania miała wtedy więcej ludności niż Polska teraz no i w tamtych czasach obrót bezgotówkowy był mniej rozwinięty). Prawdopodobieństwo znalezienia dwóch banknotów o tym samym numerze wśród tych setek milionów czy miliardów sztuk było znikomo małe.
  20. Neony w Warszawie

    Nie. Ale mówię o warunkach pogorszonej widoczności, gdzie kontury byłyby rozmyte. Nie musiałby to być krążek, tylko np. gwiazdka czy kwadracik czy cokolwiek - z daleka we mgle byłby czerwoną plamą.
  21. Neony w Warszawie

    A była już wtedy sygnalizacja uliczna? Jeśli tak, to może obawiano się pomylenia np. we mgle czerwonego neonu z czerwonym światłem?
  22. Trudno powiedzieć, co Rosjanie mogliby przeciw nim wystawić. Zafundowali sobie oni już na początku lat 30. bardzo przyzwoity rzeczny monitor określany jako typ Udarnyj (SB 12). 380-tonowy okręt uzbrojony był w 2 działa 130 mm (2xI) i 4 - 45 mm (2xII). Jak na rzeczną jednostkę był też bardzo szybki 11 w. Miał tylko jedną wadę - dosyć duże zanurzenie jak na rzeczną jednostkę: około 0,8-0,9 m. Praktycznie uniemożliwiało to jego działanie na rozlewiskach w rejonie "morza pińskiego". Dodam, że polskie monitory typu Kraków zbudowano z zanurzeniem 0,6 m, po czym uznano że to za dużo i dodano specjalne pływaki poszerzające kadłub, które kosztem spadku prędkości obniżyły zanurzenie do 0,4 m. Kolejna seria rosyjskich monitorów to zbudowany w połowie lat 30. typ Żelazniakow (SB 37). Okręt nieco mniejszy od wspomnianego poprzednio (230 t) ale nadal z tym samym nieco za dużym zanurzeniem ok. 0,9 m. Uzbrojony był znowuż bardzo silnie, 2 działa 102 mm (1xII) w oryginalnej wieży zintegrowanej z nadbudówką i obracającej się niejako wokół niej i 4 działa 45 mm (2xII). Myślę, że najciekawszą bronią do zwalczania innych rzecznych okrętów byłyby kutry artyleryjskie projektu 1124 i 1125. Ten pierwszy, 42-tonowy, miał zanurzenie 0,75 m i uzbrojony był w 2 armaty 76 mm w wieżach czołgowych (od T-28); drugi nieco mniejszy i o zanurzeniu 0,56 m miał 1 armatę 76 mm w analogicznej wieży. O ile były już jakieś do dyspozycji (robiono je bardzo mozolnie od 1934-35 r. i pierwsze chyba w 1938 czy 39 dostarczono). Formalnie rzecz biorąc proj. 1124 był przeznaczony dla flotylli amurskiej, ale jednym z wymagań przy projektowaniu była możliwość transportu kolejowego, więc potencjalnie można by go przerzucić pociągiem wszędzie gdzie trzeba (a tym bardziej mniejszy 1125). Porównanie ich z polskimi jednostkami rzecznymi jest niejednoznaczne. Niewątpliwie monitory rosyjskie były silniej od polskich uzbrojone. Na otwartej przestrzeni, jakichś powiedzmy jeziorach i zalewach, mogły korzystać z przewagi ogniowej mocnych armat morskich. W walce z bliska zaś mała szybkostrzelność armat głównego kalibru była kompensowana przez armaty 45 mm, umieszczone w wieżach typu czołgowego (przerobiona wieża od T-28) i z bliska niebezpieczne dla rzecznych jednostek, niezbyt mocno w końcu opancerzonych. Z drugiej strony, jeśli chodzi o typowe zadania monitorów, artyleryjskie wsparcie wojsk lądowych, to lepiej się do tego nadawały haubice, nie armaty. A właśnie w haubice były w 1939 uzbrojone polskie monitory (typ "gdański" - 1 haubica 100 mm, 2 armaty 75 mm, typ "krakowski" - 3 haubice 100 mm). Także kanonierki (czy w zasadzie kutry artyleryjskie) typu Z miały za uzbrojenie pojedynczą haubicę 100 mm i 1 armatę 37 mm w wieży od samochodu pancernego.
  23. Nic Serio, to nie był aż taki poważny problem. Okręt zanurzał się praktycznie tylko w czasie akcji bojowej i spędzał pod wodą niewiele czasu. W podwodną górę czy ogólnie w dno teoretycznie mógłby zahaczyć, ale przecież takie rzeczy są doskonale znane i wiadomo jak gdzie jest głęboko. A gdyby koleś się celowo przekradał przez jakieś płycizny, to szedłby super-ostrożnie i powolutku i pewnie co jakiś czas ryzykował użycie echosondy do pomiaru głębokości. W jakiś wrak... to już musiałby być niewiarygodny niefart, żeby w czasie tych paru minut jego opadania na dno akurat się znalazł Uboot na kursie kolizyjnym. I zresztą tonący wrak generalnie słychać, woda zgniata na nim rozmaite wypełnione powietrzem struktury, pękają grodzie, urywają się i spadają różne elementy, z bulgotem ucieka powietrze...
  24. Zacząć należy od tego, że w czasach II wojny okręt podwodny większość misji bojowej spędzał na powierzchni. Wtedy orientował się w otoczeniu w sposób podobny do okrętów nawodnych, prowadząc po prostu ciągłą obserwację wzrokową oraz radarową, o ile posiadał radar i o ile okoliczności pozwalały na jego użycie. Jednocześnie prowadzony był nasłuch ewentualnych odgłosów śrub okrętowych, na wypadek gdyby w pobliżu znalazł się inny okręt. W zanurzeniu pozostawał w zasadzie tylko nasłuch. Niektóre floty dysponowały już aktywnym sonarem, pozwalającym przeszukiwać otoczenie wiązką dźwiękową; ale użycie go w akcji bojowej zdemaskowałoby okręt; a właśnie tylko w akcji bojowej zanurzał się on pod wodę (a i to nie zawsze, "wilcze stada" nierzadko atakowały konwoje i na powierzchni). No i na co w zasadzie można by wpaść pod wodą? Jakiś powiedzmy dryfujący czy tonący wrak, ale jakie jest tego prawdopodobieństwo...? Górę lodową? W strefie takich gór zapewne goście poruszali się ze zdwojoną ostrożnością i na powierzchni; zresztą nawet na peryskopowej dałoby się pewnie bezpiecznie płynąć, rozglądając się od czasu do czasu.
  25. Większość flot używa stale tych samych tradycyjnych nazw, nadając je kolejnym nowym okrętom. Na ile wiem, to chyba brytyjski zwyczaj, ale większość flot jakoś tam się zawsze chce do brytyjskiej upodobnić. Ślązak to właśnie taka tradycyjna nazwa. Zalążkiem floty polskiej stało się 6 poniemieckich torpedowców przyznanych Polsce przez Radę Ambasadorów państw Ententy z podziału floty niemieckiej w 1919 r. Żeby podkreślić zjednoczenie ziem polskich będących przedtem pod władzą różnych państw zaborczych, torpedowcom nadano takie właśnie "regionalne" nazwy: Mazur, Ślązak, Kujawiak, Krakowiak, Kaszub i Góral, przemianowany potem na bardziej elegancko brzmiący Podhalanin . Ten pierwszy Ślązak służył do 1937, po czym został wycofany i przekwalifikowany na okręt cel. Zdobyty przez Niemców w 1939 został pocięty na złom. Drugim Ślązakiem był brytyjski niszczyciel eskortowy typu Hunt (dawny HMS Bedale) otrzymany w 1942. Brał udział w operacji pod Dieppe, w desancie w Normandii, w licznych bitwach konwojowych. Zwrócony Anglikom w 1946. Trzeci Ślązak to otrzymany od ZSRR mały okręt podwodny proj. 96 (typ "Maliutka"). Służył w latach 1954-1966. Tak, że nazwa z tradycjami, jak na krótko dosyć istniejącą polską flotę.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.