Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,103 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Dzięki To jeszcze jedno głupie pytanie. W początku filmu widzimy, jak panowie dyskutują nad programem i rozrysowują sobie algorytm w postaci takiego drzewa czy takich bloków połączonych ze sobą. A potem na podstawie tego diagramu pani programistka pisze kod. Czy to "drzewo" to specyfika ALGOL-a? Czy w ogóle tak się robi przy bardziej skomplikowanych programach, niezależnie od języka? Z programowania to ja jedynie katuję Visual Basic w MS Office (Excel głównie). Nie robię w nim jakichś bardzo skomplikowanych rzeczy i może dlatego jakoś nigdy nie czułem potrzeby rozrysowywania sobie takich bloków czy drzewek. Z językiem FORTRAN 77 miałem krótki kontakt na początku studiów, jeden semestr na 1. lub 2. roku, już dokładnie nie pamiętam, był to prawdopodobnie rok 1987, 88 lub coś w tych okolicach. Uczyliśmy się pisać programy na maszyny jednolitego systemu (RIAD). Konkretnie była tam jakaś baza danych termodynamicznych różnych substancji (studiowałem chemię na PW) i pisaliśmy programy do jej obsługi (głównie wyciągające dane, albo wykonujące czasami jakieś obliczenia na nich itd.). Było to dosyć żmudne: w systemie były takie "terminale wejścia", monitor z klawiaturą, natomiast wyjściem była tylko drukarka - a była tylko jedna (za to ogromna, taka wręcz drukarnia to była ), zbiorcza, dla całego systemu, więc czekało się na swój wydruk niekiedy nawet kilka dni, a przynajmniej parę godzin. I jeśli w programie był błąd, to się go poprawiało i znowu czekało na wydruk... masakra. Z FORTRANu zapamiętałem głównie niezwykle żmudne procedury wyjścia, niezbędne jeśli się chciało dostać wyniki w postaci np. ładnej tabeli, a nie jednego długiego ciągu liczb. Wydawał mi się jakiś taki mało intuicyjny i mało przyjazny, dosyć się z nim szczerze mówiąc męczyłem. Dla porównania, mniej więcej w tym samym czasie kupiłem programowany kalkulator Casio FX-700 chyba albo coś z tej rodziny https://en.wikipedia.org/wiki/Casio_FX-702P na którym można było pisać programy w języku BASIC, był też w zestawie krótki podręcznik do tego Basic-a. Opanowanie tego przyszło mi z kolei bardzo łatwo, szybko nauczyłem się pisać rozmaite programiki do obliczeń chemicznych, termodynamicznych i in., a nawet potem programy-ściągi sobie w tym pisałem
-
Bavarski dzięki za ten fantastyczny filmik teraz dopiero mam czas go obejrzeć i na gorąco mam już pytanie: w jakim języku pisze program pani widoczna w 2:26? Ewentualnie w 2:48 widać jak pewien pan wpisuje jej rękopis na jakimś terminalu, tam chyba lepiej widać tekst.
-
Jakoś w latach 80. chyba gdzieś w Warszawie widziałem sklepik warzywniczy o nazwie "Anus" (łac. anus - odbyt). Może to miało być "Anuś" ale jakoś tej kreski nie było tam widać...
-
Wydaje mi się, że również w którymś kraju Ameryki Płd. samochód Mitsubishi Pajero sprzedawany był pod inną nazwą, gdyż słowo "pajero" w miejscowym slangu oznacza tam homoseksualistę.
-
Technologia wojenna - na ile zmieniła oblicze wojny i świata
Speedy odpowiedział Narya → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ówczesny samolot był taki, można powiedzieć "pusty w środku" - stosunkowo "rzadki" lekki szkielet pokryty tkaniną, z minimalną ilością jakichś tam "flaków" wewnątrz (pilot, silnik, zbiornik). Więc jak poszycie było przezroczyste, to ta reszta stanowiła stosunkowo niewielką powierzchnię odbicia światła i z daleka była słabo widoczna. Zdaje mi się, że w latach 30. Rosjanie eksperymentowali z tym samym pomysłem. Zbudowali lekki samolot o konstrukcji z przezroczystego materiału (szkło organiczne) pokryty przezroczystą folią. Ponoć pewne wyniki to dawało, ale nie za dobre - pleksi szybko żółkło, a przede wszystkim było nieodpowiednie jako materiał konstrukcyjny, szybko ulegało pękaniu i odkształceniu, grożąc katastrofą. Tak, że samolot dużo nie polatał. -
Hej Jak już chcesz się takimi "technikaliami" podpierać to lepiej je sprawdź najpierw: Nacisk jednostkowy (za rosyjską wiki): CZOŁGI NIEMIECKIE Pz.II Ausf. c, A, B - 0,62 kg/cm2 Pz.II Ausf. C, F - 0,66 kg/cm2 Pz.II Ausf. D, E - 0,76 kg/cm2 Pz.III Ausf.E-J - 0,95 kg/cm2 Pz.IV Ausf.C - 0,75 kg/cm2 Pz.IV Ausf.D - 0,77 kg/cm2 Pz.IV Ausf.E-F1 - 0,79 kg/cm2 Pz.35(t) - 0,51 kg/cm2 Pz.38(t) nie znalazłem na szybko CZOŁGI RADZIECKIE BT-7 - 0,85 kg/cm2 T-26 wz.1933 - 0,65 kg/cm2 T-26 wz.1939 - 0,71 kg/cm2 T-28 - 0,62 kg/cm2 T-34 wz.1940 - 0,62 kg/cm2 T-35 wz.1936 - 0,78 kg/cm2 T-50 - 0,56 kg/cm2 KW-1 - 0,77 kg/cm2 KW-2 nie znalazłem na szybko Matilda Mk.II - 1,12 kg/cm2 Valentine Mk.I - nie znalazłem na szybko Nie wydaje mi się więc, by była jakaś bardzo istotna różnica pod względem nacisku jednostkowego pomiędzy popularnymi czołgami rosyjskimi i niemieckimi.
-
Hej Szczerze mówiąc, im bardziej wgłębiam się w opisy tej potyczki, tym bardziej dochodzę do wniosku, że kwestia nacisku jednostkowego takich czy innych czołgów nie odegrała w niej żadnej roli. Notka biograficzna Kołobanowa z wiki https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9A%D0%BE%D0%BB%D0%BE%D0%B1%D0%B0%D0%BD%D0%BE%D0%B2,_%D0%97%D0%B8%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D0%B9_%D0%93%D1%80%D0%B8%D0%B3%D0%BE%D1%80%D1%8C%D0%B5%D0%B2%D0%B8%D1%87 z dosyć szczegółowym opisem bitwy wojskowickiej (bo tak się to u nich nazywa) Artykuł pewnego Rosjanina http://v-mishakov.ru/kolobanov.html Wygląda na to, że: - po stronie niemieckiej, 22 czołgi które padły ofiarami załogi Kołobanowa, były to lekkie czołgi Pz.35(t). A więc o nacisku jednostkowym daleko mniejszym od KW. A więc o ich utracie zadecydował słaby pancerz i niedostateczne uzbrojenie w starciu z ciężkimi czołgami KW. A nie możliwość ugrzęźnięcia. - po stronie radzieckiej czołgi Kołobanowa należały do wersji z dodatkowym opancerzeniem, produkowanej od lipca 1941. Były więc cięższe od KW z 1940 i musiały mieć większy nacisk. Nie jest łatwo znaleźć informacje o tych ekranowanych wariantach. W każdym razie nie ważyły one mniej niż 47,5 t co oznaczałoby nacisk 0,84 kg/cm2 (więcej niż Pz.IV). Maksymalnie mogły ważyć 55 ton co dawałoby 0,97 kg/cm2 (więcej niż Pz.III E). Za duży się offtop chyba tu robi techniczny. Może czas wydzielić temat o właściwościach czołgów? I przepraszam, ale czołgi T-34 z Mandżurii to nie były te z czasów Barbarossy. Hmm a to czemu? nacisk BT-7 0,85 kg/cm2 czyli na poziomie T-34-85 - czy on też się nie nadawał do walki w śniegu? A moc jednostkowa BT-7 to 28,8 KM/t, prawie dwa razy tyle co T-34-85.
-
Hej Przypuszczalnie masz na myśli to zdarzenie http://www.opoccuu.com/200841.htm Grupa st.lt. Kołobanowa zniszczyła w zasadzce 43 niemieckie czołgi, z czego sama załoga Kołobanowa 22 (wg innej wersji wszyscy razem zniszczyli 22 czołgi). Sądząc jednak z tej relacji: - teren wokoło nie mógł być aż tak bardzo podmokły (chociaż w tekście owszem pada takie stwierdzenie), skoro czołg Kołobanowa został starannie okopany "aż po samą wieżę" i wykopano też dla niego zapasowe stanowisko. - w kontekście Matildy, którą proponowałeś: ona miała trudności z przemarszem w grząskim terenie. A ta potyczka miała charakter wybitnie pozycyjny, większość strzałów oddali Rosjanie z czołgów okopanych i starannie zamaskowanych. Okopana i zamaskowana Matilda poradziłaby sobie zapewne prawie tak samo z jednym wyjątkiem. W relacji pojawia się wzmianka, że Niemcy rozwinęli armaty przeciwpancerne, które załoga Kołobanowa ostrzelała pociskami odłamkowo-burzącymi; w Matildach zasadniczo nie było takiej amunicji, a nawet gdyby była, to 40 mm pocisk o wadze ok. 1 kg nie byłby tak skuteczny jak 76 mm pocisk o wadze ok. 6 kg. Stąd rosyjskie plany przezbrojenia Matildy w armatę 76 mm ZiS-5 (zbudowano taki prototyp i być może przebudowano jakąś liczbę czołgów; a być może nie). To chyba jest z tego raportu, cytowanego w książce "Tanki Lend-Liza w boju". Tu w pracy nie mam jej oczywiście, postaram się później znaleźć nazwisko autora. Tego nie wiem; na szybko znalazłem jedynie coś takiego http://ww2history.ru/1966-tanki-v-bitve-za-moskvu-vol.5.html Tu są stany czołgów Frontu Zachodniego na 7 listopada i 15 listopada 1941. Brytyjskich czołgów jeszcze w nich nie ma (dotarły na początku listopada i jeszcze na pewno nie były w jednostkach). Stan na 15 listopada nie obejmuje 31. Brygady, która formowała się w październiku. Wykazuje on: KW - 50 szt. (+ 13 w remoncie) T-34 - 146 szt. (+ 35 w remoncie) BT - 171 szt. (+ 8 w remoncie) T-26 - 296 szt. (+ 12 w remoncie) T-30/40/60 - 236 szt. (+ 21 w remoncie)
-
Hej Jest to jakiś raport (ocena techniczna) z 1941 roku, cytowany w książce M.B. Borysowicza "Tanki Liend-Liza w boju". Jego fragmenty są na rosyjskiej wiki. https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9C%D0%B0%D1%82%D0%B8%D0%BB%D1%8C%D0%B4%D0%B0_(%D1%82%D0%B0%D0%BD%D0%BA) Są tam omówione szerzej wady i zalety, że np. Matilda ma problemy w terenie lesisto-bagnistym bo dochodzi do blokowania gąsienic przez błoto i kawałki korzeni czy gałęzi, gromadzące się w przestrzeni między gąsienicami a ekranami bocznymi. Że armata 40 mm ma zadowalającą zdolność przebijania, wadą jest natomiast brak pocisku odłamkowego i postulowane jest przezbrojenie Matild w armaty 76 mm ZiS-5. Podkreślana była niezawodność i bezawaryjna praca silnika (a w zasadzie silników bo Matilda miała 2): gwarantowany przebieg wynosił 220 godzin i z reguły był przekraczany, sięgając nawet 600 h i więcej, podczas gdy w T-34 było to średnio 100 h. Itd. itp. Natomiast ogólna konkluzja jest taka jak napisałem: generalnie Matilda pod względem właściwości bojowych przewyższała wszystkie radzieckie czołgi z początku wojny, z wyjątkiem T-34 i KW, z którymi była na równym poziomie. Jakoś oceniającemu nie przeszkadzał ten ewidentnie za duży nacisk na grunt. Ano właśnie. Dzisiaj wiadomo, że właśnie te czołgi "nowych typów" (T-34, KW) w realiach letniej kampanii 1941 poniosły stosunkowo najwyższe straty, bo ze względu na brak wyszkolonych załóg i personelu technicznego często ulegały awariom, były porzucane i niszczone. I w tym sensie na nic im się nie przydał ten mały nacisk jednostkowy. I trudno powiedzieć by ten mały nacisk dał jakąś przewagę Rosjanom w tej kampanii.
-
Hej A ile ich było? Do wybuchu wojny w ZSRR wyprodukowano jakieś 7 tys. BT-5 i BT-7 i jakieś 8 tys. T-26 (licząc tylko wersje 1-wieżowe). A T-34 wyprodukowano 1 tys. Czyli stanowił on margines rosyjskiego sprzętu. A większość używanych czołgów miała ten nacisk porównywalny z niemieckimi. Mało tego. Na 900 czołgów wykorzystanych w kontrofensywie pod Moskwą 200 stanowiły czołgi otrzymane z Wielkiej Brytanii (Matilda i Valentine). Mimo ewidentnie za dużego nacisku na grunt jakoś dawały sobie radę z Niemcami. W opinii Rosjan Matilda miała właściwości terenowe nie ustępujące KW (!). Nie odmawiam rosyjskim konstruktorom czołgów umiejętności projektowania. Chcę podkreślić jednak, że obarczanie dużego nacisku jednostkowego odpowiedzialnością za klęskę niemiecką pod Moskwą w 1941 jest moim zdaniem poważnym nadużyciem. Nie miało to wg mnie wielkiego znaczenia.
-
No raczej tak - przecież to jest kilkaset kg na pewno, wliczając strzelca i wszystkie układy. Skrócenie "garbu" kabiny poprawiłoby też pewnie aerodynamikę.
-
Hej Rozumiem, czyli masz na myśli klasyczny ciężki myśliwiec 2-miejscowy. Eksperymentowano z takim układem w latach 20.-30. i generalnie z negatywnym efektem. Tzn. z reguły wzrost osiągów związany z likwidacją tylnego strzelca był na tyle istotny, że sprawiał, iż myśliwiec mógł bronić się manewrem w sposób daleko bardziej efektywny, niż ogień z tylnego stanowiska. Przypuszczalnie z Defiantem wyszłoby podobnie. Co prawda wieżyczka zapewniała znacznie większą siłę ognia niż 1-2 km-y zwykle stosowane w takich obronnych stanowiskach, ale też i jej likwidacja przyniosłaby znacznie większy zysk na masie. (I dzięki wielkie tutejszym władzom, za poprawienie tytułu wątku )
-
OK rozumiem; tylko nie bardzo widzę jakby zastosowanie dla czegoś takiego. Jak by się dodało stałe uzbrojenie, to pilot w standardowy dla myśliwców sposób dążyłby zapewne do rozstrzygnięcia walki za jego pomocą i manewrowałby z myślą o zajęciu pozycji do strzału z tej swojej stałej broni, zamiast zawracać sobie głowę jakimiś uzgodnieniami ze strzelcem. Wieżyczka byłaby wtedy tylko zbędnym balastem, utrudniającym manewrowanie. Można by ewentualnie rozważyć dodanie wyrzutników bombowych i zbudować jakiś taki samolot myśliwsko-szturmowy czy myśliwsko-bombowy, w którym wieżyczka pełniłaby rolę tylko defensywną. Ale nie wiem ile by się tego ładunku na podwieszeniach zmieściło.
-
Hej Po pierwsze (do adminów) - postulowałbym zmianę tytułu. Firma produkująca ten samolot nazywała się Boulton Paul Aircraft. A więc Boulton Paul Defiant - a nie Paul bo to bez sensu. Cały pomysł wynikał z fascynacji obrotowymi wieżyczkami strzeleckimi, jakie zaczęto wtedy robić na potęgę i coraz fajniejsze. Firma Boulton Paul była właśnie jednym z wiodących zakładów w tej dziedzinie. Opracowali tam sobie taką super-zaawansowaną wieżyczkę, o wielkiej prędkości naprowadzania w poziomie i w pionie, obsługiwaną jednym joystickiem. I Ministerstwo Lotnictwa wykombinowało, żeby zbudować myśliwiec z taką wieżyczką. Bo to będzie super-hiper efekt i przewaga w walce powietrznej, jak się będzie miało ruchomą broń. W praktyce okazało się że wręcz przeciwnie, skoordynowanie działania między pilotem (manewr) i strzelcem (ogień) jest o wiele za trudne jak na potrzeby dynamicznej walki powietrznej. Natomiast do zwalczania niemanewrujących celów (bombowców) nadaje się to nawet nieźle - tylko bez sensu jest taki wyspecjalizowany myśliwiec tylko przeciw bombowcom. Co do stałego uzbrojenia: początkowo przewidziano w projekcie możliwość użycia wieżyczki w tej roli. Po obróceniu do przodu i ustawieniu karabinów równolegle do osi samolotu miały być one podłączane do synchronizatora i uruchamiane przez pilota przyciskiem na drązku sterowym. Ostatecznie jednak nie zainstalowano tego systemu ani też celownika w kabinie pilota; w wieżyczce ponoć znajdował się przełącznik opisany "Synchro" ale do niczego nie podłączony. W uzupełnieniu dodam, że konkurent Defianta, Hawker Hotspur miał prócz wieżyczki stałe uzbrojenie: 1 km 7,7 mm w kadłubie. Również zbudowany w 2 egzemplarzach "wieżyczkowy" Bristol Beaufighter Mk.V zachował częściowo stałe uzbrojenie: 2 działka 20 mm w kadłubie i chyba część skrzydłowych karabinów (albo i wszystkie?). Co do dalszego rozwoju Defianta: moim zdaniem nie miało to wielkiego sensu. Po upadku koncepcji dziennego myśliwca z wieżyczką Boulton Paul przedstawił prototyp bez niej, ze stałym uzbrojeniem w płacie w postaci 12 km 7,7 mm lub zestawu 4 działka 20 mm + 4 km-y, na oryginalnych ruchomych łożach umożliwiających ustawienie luf pod kątem w dół przy ostrzale celów naziemnych. Brytyjczycy mieli już jednak dość typów 1-silnikowych myśliwców i kolejny nie był im potrzebny.
-
Pseudonimy literackie
Speedy odpowiedział secesjonista → temat → Biblioteka im. Józefa Ossolińskiego
"Zespołowym" pseudonimem jest też Andrzej Zbych, twórca postaci kapitana Klossa - byli to Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan. -
Owszem, to jest przyczyna tej masakrycznej eksplozji przy trafieniu. Tylko wg mnie to już jest wtórna sprawa; pierwotna jest taka, że pancerz był za cienki. Jak sprawdziłem na szybko w Wiki (wiem że źródło takie sobie, ale w pracy mam wiele stron poblokowanych) Invincible (zbudowany w 1907) miał tam zaledwie 178 mm i właśnie po trafieniu w wieżę wyleciał w powietrze. Dla porównania na "rówieśniczym" pancerniku Dreadnought (1906) miały one 279 mm, a nowoczesny (1916) pancernik Royal Sovereign miał czoła wież grubości 330 mm. Dla mnie to jest ta ważniejsza, główna przyczyna. Gdyby pancerz wieży nie został przebity, to najpewniej nieporządki z amunicją nie miałyby większego zdarzenia.
-
Hej Dla niezorientowanych, że by można zrozumieć o czym tu gadamy: krążownik liniowy w rozważanym tu sensie był okrętem wielkości pancernika i z uzbrojeniem pancernika (lub niewiele słabszym). Rozwijał przy tym większą prędkość, co uzyskano kosztem lżejszego opancerzenia - zbyt lekkiego, jak się okazało. Za główną przyczynę zatopienia 3 brytyjskich krążowników liniowych w Bitwie Jutlandzkiej powszechnie uznaje się ich zbyt słabe opancerzenie (przede wszystkim wież), które nie chroniło dostatecznie przed ciężkimi pociskami. Za główną przyczynę zatopienia Hooda trudno uznać to samo, gdyż był on zbudowany po bitwie jutlandzkiej i do projektu wprowadzono pewne poprawki, uwzględniające jej doświadczenia. Pancerz na burcie, wieżach, barbetach (struktury pod wieżami mieszczące ich podzespoły i magazyn amunicji) był zadowalającej grubości. Za słaby był ewidentnie pancerz pokładowy. Ale w bitwie w Cieśninie Duńskiej Hood niemal na pewno nie został trafiony w pokład, więc nie odegrało to roli. Odrębną kwestią jest to, że niemiecki proch nie miał takiej skłonności do przechodzenia spalania w detonację i w ogóle palił się wolniej. Więc ewentualny wybuch komory amunicyjnej na Bismarcku przebiegałby mniej dramatycznie i pewnie nie przepołowiłby kadłuba. Ale i tak utrata możliwości bojowych moim zdaniem by była - co najmniej wyłączenie 2 sąsiednich wież z akcji, a może i co gorszego.
-
Hej Raczej nie. Jest to powiedzmy w miarę jakoś udokumentowane, lepiej czy gorzej. Krążowniki liniowe w bitwie jutlandzkiej wyleciały w powietrze generalnie wskutek trafień w wieże artylerii głównej, nieco za słabo opancerzone. Hood wyleciał w powietrze generalnie wskutek trafienia w magazyny amunicji 102 mm, których pożar/wybuch rozszerzył się na komory amunicyjne głównego kalibru. Dokonał tego najprawdopodobniej pocisk który przebił główny pas burtowy. Na Hoodzie pancerz ten wcale nie był słaby, 305 mm a więc prawie taki sam jak w Bismarcku (320 mm). A więc fart/niefart jedynie w tym sensie, że w tym samym momencie Bismarck mógłby otrzymać identyczne trafienie i też wylecieć w powietrze.
-
A przede wszystkim Royal Navy rozpoczęła blokadę morską Niemiec, uniemożliwiając im import np. kauczuku czy pewnych egzotycznych surowców. Wyłapała też stopniowo niemieckie statki, które wybuch wojny zastał gdzieś tam daleko na oceanie czy na innych kontynentach.
-
Hej USA jakby od samego początku tę swą neutralność naciągały do granic wytrzymałości. Jeszcze w październiku czy listopadzie 1939 wprowadzono tam do tego swojego Aktu Neutralności poprawkę zwaną "cash & carry", pozwalającą w praktyce na dostawy materiałów strategicznych do Wlk. Brytanii i Francji. We wrześniu 1940 zawarto porozumienie "okręty za bazy": w zamian za prawo założenia lub korzystania z baz wojskowych na pewnych terytoriach podległych Wlk. Brytanii (Nowa Funlandia, wyspy Bahama, Jamajka, Bermudy...) USA nieodpłatnie przekazały Brytyjczykom 50 niszczycieli, starego typu, ale do zadań eskortowych w pełni przydatnych. W późniejszym okresie USNavy uczestniczyła w eskortowaniu brytyjskich konwojów na pn. Atlantyku, gdzie dochodziło wielokrotnie do potyczek z UBootami. W marcu 1941 wszedł w życie Lend-Lease Act, pozwalający prezydentowi na sprzedaż, wydzierżawienie lub przekazywanie sprzętu wojskowego do wszelkich krajów, które uznane zostaną za istotne dla obronności USA. Tak, że praktycznie USA angażowały się po stronie Wlk. Brytanii na długo przed wypowiedzeniem im wojny przez III Rzeszę.
-
Dokładnie chodziło o skalibrowanie tego systemu z wiatraczkiem, mierzącego w V-1 przebytą odległość. W przypadku tego rodzaju broni trudno jakby mówić o celowniku. Podobną metodą było analizowanie nekrologów zamieszczonych w londyńskich gazetach. Podawano w nich wówczas, skąd była zmarła osoba (np. pani X z ulicy YYY). Na tej podstawie również próbowano określić ustawienia tego systemu. Czytałem gdzieś, że brytyjski wywiad zaczął wówczas wobec tego fałszować nekrologi, zmieniając daty i miejsca zgonu, tak by Niemcom wydawało się że pociski upadły za daleko. Po skorygowaniu ustawień większy odsetek V-1 zaczął jakoby wobec tego spadać w południowej Anglii, nie docierając do Londynu. Uczciwie mówiąc nie wiem czy to coś dawało tak naprawdę. Niezależnie od wszelkich ustawień rozrzut pocisku V-1 był i tak ogromny. I z czasem wzrósł jeszcze, gdy zaczęto wystrzeliwać pociski z samolotów (wprowadzało to większe błędy w celowaniu wobec trudności dokładnego kreślenia punktu startu) lub z dalej położonych wyrzutni lądowych (po utracie części wybrzeży Holandii dystans wzrósł z ok. 250 km do ok. 370 km, co też spowodowało pogorszenie celności). Więc czy te kombinacje z ustawieniami miały naprawdę jakieś wielkie znaczenie...?
-
W wersjach oferowanych/użytkowanych w Polsce: S-70 - 19 pasażerów AW-149 - 18 pasażerów EC725 - 29 pasażerów Mi-8 - 24 pasażerów Mi-17 - 30 pasażerów.
-
Pragnę przypomnieć, że jednym z warunków przetargu jest produkcja/montaż wybranego śmigłowca w Polsce. W tym celu Airbus Helicopters ma uruchomić swą fabrykę w oparciu o Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 w Łodzi.
-
Usterzenie PZL 37 "Łoś"
Speedy odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Było. Trudno mi tak na szybko znaleźć info, kto pierwszy to wynalazł, ale w czasie I wojny były już takie konstrukcje (np. niemiecki bombowiec Zeppelin-Staaken R.VI). W pewnym sensie Flyer braci Wright miał coś takiego (tyle że z przodu, bo był kaczką; i miał też klasyczny statecznik pionowy oprócz tego). W Polsce np. prototypowy lekki bombowiec PWS-19 (konkurent Karasia) z 1931 miał podwójne usterzenie. Co do powodów takiego rozwiązania: główny jest taki, jak napisał gregski, czysto militarny - poprawa pola widzenia i pola ostrzału tylnego strzelca. Są i inne. "Rozbicie" steru kierunku na dwa powoduje, że w razie zniszczenia jednego z nich zachowuje się ograniczoną możliwość sterowania. Z punktu widzenia obsługi naziemnej wygodne jest też obniżenie statecznika pionowego, ułatwiające wszelkie prace przy nim. Łoś akurat nie był aż tak dużym samolotem, żeby to miało znaczenie, ale ogólnie takie coś się robiło czasem. Po stronie minusów jest trochę większy opór, czasem problemy ze statecznością i w ogóle rozmaite problemy aerodynamiczne, ujawniające się szczególnie w locie nurkowym. PWS-19 rozwalił się w czasie próby nurkowania (chociaż oficjalnie mówi się o odkształceniu płata jako przyczynie). Niemiecki Ju 87 (prototyp z podwójnym usterzeniem) takoż się rozwalił, a jako konkurent Ar 81 miał potężne problemy ze statecznością i został w końcu przebudowany na klasyczne pojedyncze usterzenie. Rosyjski bombowiec Pe-2 w locie nurkowym był bardzo trudny w kierowaniu (duże siły na sterach, wyprowadzenie z nura wymagało wręcz nadludzkiego wysiłku, wspomagał to specjalny automatyczny mechanizm, ale gdy nawalił to było kiepsko). Amerykański ciężki bombowiec B-32 (rozwinięcie Liberatora) miał początkowo podwójne usterzenie wzorem swego przodka, ale nie udało się pokonać problemów ze statecznością i ostatecznie przebudowano go na klasyczne usterzenie. Jeszcze by się parę przykładów pewnie znalazło... Tak, że decydując się na podwójne usterzenie należało je bardzo starannie przemyśleć i zaprojektować. -
Rosyjski reaktor jądrowy w rurce z porcelany
Speedy odpowiedział Ludwik Kowalski → temat → Historia najnowsza (1945 r. -)
Na pewno nad tym mądrzejsze głowy myślą niż ja. Brakuje mi tu jednak analizy: co stało się z rurką? Jakim przemianom uległy zawarte w niej substancje? Autor nie podał nawet wymiarów owej rurki-reaktora. Ani tego, czy uwzględnił, że jej zawartość mogła reagować z wodą (LiAlH4 ma do tego wielką skłonność). Spróbowałem np. oszacować ilość dostarczonej energii. Autor podaje, że reaktor ogrzewano elektrycznie mocą 500 W. Zarazem podaje, że rurka-reaktor miała zewnętrzną temperaturę 1290 st. C (1563 K - była to jak rozumiem temperatura drutu grzejnego, jakim rurka była owinięta). Średnica rurki nie została podana; przyjąłem, że wraz z drutem grzejnym wynosiła ona 1 cm. Z równania Stefana-Boltzmanna policzyłem, że rurka o tej temperaturze i wymiarach, gdyby była doskonale czarna, emitowałaby 2136 W; nawet jednak uwzględnienie realnej emisyjności drutu grzejnego, niższej od 1, niewiele tu zmienia. Na stronie firmy Kanthal produkującej elektryczne piece i podobne rzeczy znalazłem informację, że emisyjność ich drutu grzejnego o średnicy 4 mm ze stopu kantal wynosi 0,7 zaś o średnicy 1 mm ze stopu nikrotal - 0,88. Ta druga wartość wydawałby się bardziej odpowiednia; nawet jeśli jednak przyjąć tę pierwszą to i tak rurka emitowałaby 1495 W - prawie 3 razy tyle, ile podał autor. Tak więc są trzy możliwości: - albo pomyliłem się w obliczeniach - albo średnica reaktora była daleko mniejsza niż przyjęte przez mnie 1 cm (dla 3 mm by się zgadzało) - ale kłóci się to z koniecznością wsypania tam kilkunastu cm3 reagentów, w tak cienkiej rurce nie zmieściłyby się po prostu. Glinowodorek litu ma gęstość 0,92 g/cm3, 10 g ma objętość niecałe 11 cm3. Minimalna średnica (wewnętrzna!) rurki o dł. 20 cm, tak by się tyle zmieściło, to ok. 8-9 mm, biorąc pod uwagę grubość ścianek oraz drutu grzejnego, przyjęte przez mnie 10 mm wydaje się wręcz wartością za małą - albo autor błędnie podał bądź temperaturę reaktora (w rzeczywistości była niższa od 1290 st.C), bądź moc, jaką był ogrzewany (w rzeczywistości była wyższa od 500 W).
