Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Niestety przyznam ze wstydem że nie wiem - muszę poszukać. Myślę, że też dźwigiem, takim małym. http://www.minecreek.info/artillery-battalion/naval-guns.html
-
No właśnie tak niekiedy mówiono na te amerykańskie "pneumatyki". Wystrzeliwały one pociski elaborowane dynamitem, a dokładniej czymś w rodzaju żelatyny wybuchowej (mieszanina nitrogliceryny - NG - i nitrocelulozy - NC). Materiał taki był zbyt wrażliwy, by wystrzeliwać go w pociskach z normalnych dział (chociaż różne opinie o tym słyszałem; ale nawet jakby się dało to i inne kwestie jeszcze zostają, trwałość chociażby). Efekt burzący był w każdym razie bez porównania większy niż typowej amunicji tego okresu, którą najczęściej elaborowano po staremu czarnym prochem, a z rzadka NC. Lepsze materiały wyb. w rodzaju TNT czy melinitu dopiero powoli wchodziły do użytku.
-
Armstrong - tak, La Hitte - nie, odprzodowe.
-
O ile wiem Parrot to już czasy wojny domowej w USA czyli lata 60. XIX w. Chyba jako pierwszy zaczął produkować gwintowane działa brytyjski koncern Armstrong w 1858. Francuskie działa systemu La Hitte produkowano też od 1858. Akurat brytyjskich pneumatycznych dział to nie kojarzę. Sporo uwagi poświęcili im natomiast Amerykanie. Wiąże się z nimi nazwisko Edmunda Zalinskiego, polskiego emigranta, który wstąpił do USArmy podczas wojny secesyjnej, pozostał potem w wojsku i dosłużył się stopnia oficerskiego. Zalinski był typowym dla tamtych czasów multi-wynalazcą, skonstruował m. in. ulepszony bagnet, zapalnik elektryczny, celownik teleskopowy do dział, współpracował z Johnem Hollandem nad okrętami podwodnymi (aczkolwiek okręt jego pomysłu poniekąd rozleciał się podczas wodowania ). W 1883 zetknął się z pneumatycznym działem opracowanym przez D. Mefforda, nauczyciela z Ohio. Nie bardzo nadawało się ono do użytku, Zalinski dostrzegł jednak potencjał tego pomysłu. W kolejnych latach przeprojektował i ulepszył pneumatyczne działo i doprowadził je do takiego stanu, że mógł przedstawić je swojemu dowództwu. Armia nie bardzo zainteresowała się skomplikowaną machiną. Pneumatyczne działa wymagały pewnej infrastruktury, zbiorników powietrza i sprężarki napędzanej maszyną parową. Inną ich wadą była stosunkowo mała donośność. Do zalet należała przede wszystkim możliwość wystrzeliwania cienkościennych pocisków burzących o wielkiej zawartości materiału wybuchowego, przy czym był to bardzo silny materiał typu dynamitu (na bazie nitrogliceryny i nitrocelulozy), na tyle wrażliwy, że amunicji z nim nie dałoby się wystrzeliwać z normalnych dział. Dodatkowymi korzyściami była niska sygnatura wystrzału - brak dymu i płomienia wylotowego demaskującego stanowisko; huk także był niewielki - i brak nagrzewania się lufy przy wystrzale. Pomysłem zainteresowała się natomiast USNavy, dla której zainstalowanie całej tej pneumatycznej maszynerii czy to na okręcie czy w baterii nadbrzeżnej nie było aż takim problemem. Sfinansowała ona dalsze prace Zalinskiego i tak w 1888 zbudowany został "dynamitowy krążownik" - mała 1000-tonowa kanonierka Vesuvius. Okręt miał 3 pneumatyczne działa kal. 381 mm zabudowane nieruchomo w kadłubie pod stałym kątem podniesienia 45 st. Celowanie w kierunku odbywało się manewrami całego okrętu, donośność regulowano za pomocą zaworów ciśnienia powietrza (maksymalna 2,4 km). Vesuvius został wykorzystany bojowo podczas wojny z Hiszpanią o Kubę: ostrzelał pozycje nadbrzeżne w rejonie Santiago, z dość dobrym jak się zdaje efektem. W kolejnych latach USNavy wybudowała 4 baterie nadbrzeżne również kalibru 381 mm: w Fort Hancock w New Jersey (fort chroniący jednego z podejść do Nowego Jorku, Zalinski był tam dowódcą garnizonu); Fisher Island, Nowy Jork; Hilton Head, Płd. Karolina i Golden Gate k. San Francisco. Działa wystrzeliwały 4 typy pocisków burzących: pełnokalibrowy o masie 522 kg (250 kg m.w.) i donośności 1,8 km oraz 3 podkalibrowe, wystrzeliwane z odrzucanym sabotem: 254 mm (259 kg; 100 kg m.w.), 203 mm i 152 mm (tu nie znalazłem danych póki co). Donośność tym najlżejszym pociskiem wynosiła 4,6 km. Działa Zalinskiego (o czym wcześniej nie wspomniałem) były gładkolufowe, pociski miały stabilizację brzechwową. Zapalnik był elektryczny, kontaktowy, o działaniu natychmiastowym przy uderzeniu w twardą przeszkodę i zwłocznym przy upadku do wody. Zalinski rozwiązał to stosując w obwodzie zasilania dwa zestawy baterii: jeden, normalnie wypełniony elektrolitem włączony był w obwód spłonki elektrycznej za pośrednictwem przełącznika zamykanego przez zderzak reagujący na uderzenie w przeszkodę. Drugi, pozbawiony elektrolitu (była nim woda morska) podłączony był bezpośrednio i reagował przy upadku pocisku do morza, gdy woda zalewała baterię i zaczynała ona wytwarzać prąd. Ponadto 1 lub 2 pneumatyczne działa kal. 214 mm otrzymał pierwszy okręt podwodny Hollanda (wkrótce zdemontowane). Jedną szt. kal 381 mm zakupiła Brazylia, uzbrajając w nią krążownik pomocniczy Nictheroy (w trochę innej instalacji niż Vesuvius, z możliwością naprowadzania w poziomie w zakresie 300 st.). Wszystko to wywalono w kosmos w pierwszych latach XX wieku. Postęp w dziedzinie klasycznej artylerii doprowadził do takiego wzrostu donośności, że działa pneumatyczne nie były w stanie tego osiągnąć. Również opracowanie nowoczesnych materiałów wybuchowych w rodzaju kwasu pikrynowego czy TNT, niewiele ustępujących takim dynamitom a o wiele bezpieczniejszych sprawiło że dynamitowe pociski też przestały być atrakcyjne. USArmy nie bardzo pasowały skomplikowane działa Zalinskiego, nie mogła też jednak całkiem obojętnie przejść obok tego całego dynamitowego szaleństwa. Zakupiła więc próbną partię 16 dział polowych systemu Sims-Dudley. Broń ta nie korzystała z powietrza gromadzonego w butlach. Było ono sprężane na bieżąco podczas wystrzału w równoległym do lufy cylindrze z tłokiem poruszanym za pomocą naboju pirotechnicznego z bezdymnym prochem. Jak widać system był nieco skomplikowany, niemniej pozwalał na uzyskanie wszystkich tych pneumatycznych korzyści (niska sygnatura wystrzału, możliwość stosowania pocisków dynamitowych). I miał też wszystkie te pneumatyczne wady: małą prędkość początkową i niską donośność. Podstawowy model, armata 2,5-calowa (63,5 mm) ważyła około 900 kg i miała skuteczną donośność 820 m. Była gładkolufowa. Pocisk o stabilizacji brzechwowej ważył 4,5 kg i zawierał 2,7 kg dynamitu. Była też większa wersja, 4-calowa (101,6 mm) o której jednak nic na szybko nie znalazłem. Podczas wspomnianej wcześniej wojny z Hiszpanią kilka dział 2,5-calowych dostarczono kubańskim powstańcom. Jedno czy dwa miał też walczący na Kubie ochotniczy pułk kawalerii Rough Riders, sformowany, sfinansowany i dowodzony przez Theodore Roosevelta (późniejszego prezydenta USA). Rajdersi wykorzystali swe działo podczas oblężenia Santiago (jak widać miejscowość ta miała szczęście do obrywania od pneumatycznej artylerii). Efekty były powiedzmy takie sobie. Podkreślano oczywiście wielką siłę wybuchu dynamitowych pocisków. Brak efektów dymno-błyskowych przy wystrzale pozwalał na prowadzenie ognia z zamaskowanych pozycji blisko celu, bez narażenia się na wykrycie. Z drugiej strony celność była mała, niezbyt szybkie pociski o stabilizacji brzechwowej były silnie znoszone przez wiatr. Ponadto częste awarie układu pneumatycznego zmuszały do przerwania ostrzału na 1-2 godziny, gdyż tyle średnio zajmowała pułkowym mechanikom naprawa. Tak więc system pneumatyczny i na lądzie niespecjalnie się sprawdził. Armia więcej Dudley-Simsów nie kupiła i dość szybko pozbyła się też tej serii próbnej. Pneumatyczne moździerze powróciły na krótko do łask podczas I wojny, ale o tym może w następnym odcinku
-
No i padło i na nas Nie w Somalii co prawda (zachodnie wybrzeże Afryki) ale jednak. Dzisiaj rano drobnicowiec Szafir należący do polskiego armatora Euroafrica, zmierzający do nigeryjskiego portu Onee, uprowadzony został przez piratów. Operację ratunkową prowadzi nigeryjska marynarka wojenna. W załodze jest 16 osób narodowości polskiej. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19255106,trojmiasto-pl-piraci-porwali-statek-z-16-polakami-trwa-akcja.html#MT
-
Epoka lodowcowa jakie miała zakończenie?
Speedy odpowiedział Modyfikator → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Przebiegunowanie jest procesem długotrwałym w ludzkiej skali czasowej. Zanim bieguny magnetyczne zamienią się miejscami, upływa kilkaset - kilka tysięcy lat. Więc stwierdzenie w rodzaju, że w 2012 miało nastąpić przebiegunowanie jest absurdalne. Nie, nie miało i nie nastąpiło. -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
On się jakiś krótki jakby wydaje, jak porównać długość lufy z komorą zamkową. Czy to nie będzie ten ich "maluch" 5,56 mm (CETME Ameli) spreparowany tak by wyglądał jak MG 42? -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
To chyba wyżej wspomniana ALFA w wersji egipskiej. Zapewne z uwagi na gorący klimat dodali ten aluminiowy radiator na lufie... BTW znalazłem takie zdjęcie http://www.network54.com/Forum/648922/thread/1250739245/last-1251341629/Egyptian+Military+Production (drugie od góry): ALFA na dwójnogu ale bez kolby - z tylcami jak zwykle. I pamiętam że widziałem kiedyś fotkę amerykańskiego Maremont M60 tak skonfigurowanego (z tylcami zamiast kolby ale na dwójnogu). Pytanie do Razora, skoro już tu zajrzał czy w twojej ocenie da się sensownie strzelać z takiej kombinacji (tylce + dwójnóg)? Czy broń będzie dość stabilna? Jak to oceniasz jako strzelec-praktyk? -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Może i tak... trudno czasem oderwać się od współczesnych doświadczeń i uwarunkowań. To co dla mnie dziś jest oczywiste, faktycznie w tamtych czasach nie musiało być takie. Przyznam ze wstydem że niewiele wiem o historii hiszpańskiej broni automatycznej. Generalnie wszyscy rozpisują się szerzej o późniejszym okresie, gdy w 1945 przybyła do nich grupa uciekinierów z Niemiec pod wodza Ludwiga Vorgrimlera i CETME zaczęło robić naprawdę topowe rzeczy. A co było wcześniej...? Czy równolegle do ALFA 44 wymyślono jakiś fajny rkm? Przyszedł mi jeszcze na myśl jeden przykład na twoją tezę. W 1951 gdy Brytyjczycy na krótko wprowadzili 7 mm nabój pośredni (.280 British, 7x43) to chyba na początku jak mi się zdaje chcieli zrobić "po twojemu" - karabinek automatyczny EM-2, rkm BREN dostosowany do nowego naboju i karabin maszynowy TADEN zasilany z taśmy - właśnie taki "lekki ckm". TADEN wyewoluował potem do ukm-u, czy też miało tak być, ale zdaje mi się, że jedyne jego zdjęcia jakie widziałem to właśnie na trójnożnej podstawie z tylcami zamiast kolby. Tu np. na filmie około 5:30 http://www.rifleman.org.uk/Enfield_Video_Page.htm -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
To hiszpański k.m. ALFA 44, skonstruowany w 1944 przez Fabrica de Armas de Oviedo. O nim za wiele nie powiem, nie wsławił się niczym nadzwyczajnym chyba. Tyle co w opisie na Militaryfactory. http://www.militaryfactory.com/smallarms/detail.asp?smallarms_id=406 Poza hiszpańską armią zakupił go jeszcze Egipt. Chłodzony powietrzem, na naboje 7,92x57 Mauser. W 1955 powstała wersja ALFA 55 na naboje NATO 7,62x51. Produkowany do 1962. Nie piszą nic, żeby był skłonny do zacięć czy coś, więc można przypuszczać że działał OK. Zastrzeżenia mam z całkiem innej strony. W roku 1944 było raczej już jasne, że przyszłość należy do uniwersalnego karabinu maszynowego w stylu niemieckich MG 34 i MG 42. Hiszpania niby udziału w wojnie nie brała, wysłała jednak na front wschodni ochotniczą dywizję walczącą u boku Niemców, więc jakieś tam doświadczenia mieli. Wcześniej kupowali od Niemiec MG 34 a nawet być może wystąpił on w hiszpańskiej wojnie domowej. Dlatego dziwi trochę taki konserwatyzm, budowanie w 1944 klasycznego ciężkiego karabinu masz. Podobnie co prawda postąpili Rosjanie, wprowadzając karabin Goriunowa wz.1943, ale oni byli w innej sytuacji, toczyli ciężką wojnę, a to nie jest dobry moment na jakieś totalne rewolucje w systemie uzbrojenia piechoty. -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Jest to włoski karabin Fiat M1935, przeróbka starszego M1914: - zmieniono w nim kaliber na 8x59RB, specjalny mocny nabój skonstruowany pod kątem karabinów maszynowych; M1914 strzelał standardowym nabojem karabinowym 6,5x52 Carcano - wyeliminowano chłodzenie wodne lufy na rzecz powietrznego - zastosowano klasyczne zasilanie z taśmy; M1914 miał taki dziwaczny 50-nabojowy magazynek mieszczący 10 ładowników od kb Mannlicher-Carcano (po 5 naboi) - zlikwidowano układ oliwienia naboju przed załadowaniem, uważając że sprzyja to zacięciom (nie pomogło, zacinał się nadal) Mimo tych wszystkich kombinacji karabin nadal pozostał konstrukcją niezbyt udaną, wrażliwą na zanieczyszczenie i skłonną do zacięć. Krótko po wojnie wycofano go z użytku. -
W Westeros (G.R.R. Martin "Gra o tron") dominującą religią jest wiara w Siedmiu (a w zasadzie powinno być Siedmioro: Ojciec, Matka, Dziewica, Wojownik, Kowal, Starucha, Nieznajomy); jednakże w pewnym momencie jakiś tam kapłan tłumaczy, że to jest takie uproszczenie dla prostaczków, natomiast tak naprawdę chodzi jakby o siedem aspektów jedynego boga.
-
Dzięki! jak zwykle fantastyczny materiał. Robią wrażenie te panie montujące ręcznie pamięci magnetyczne z ferrytowych pierścieni o średnicy milimetra... Około 9:40 widać pisanie programu tą metodą o którą niegdyś tu pytałem, z rozrysowywaniem sobie poszczególnych modułów przyszłego kodu.
-
Hej W słabo poruszonej tutaj kwestii konspiracyjnej produkcji broni przez polskie podziemie pozwolę sobie po pierwsze podać dwie takie książki: Kazimierz Satora "Podziemne zbrojownie polskie 1939-1944" wyd. Bellona 2001 (oraz wcześniejszą wersję "Produkcja uzbrojenia w polskim ruchu oporu 1939-1944" wyd. MON 1985). Ta poświęcona jest w zasadzie całej polskiej konspiracji (starsza wersja w trochę większym zakresie traktowała organizacje lewicowe, za to w nowszej jest obszerny dział o produkcji materiałów wybuchowych i granatów ręcznych). Druga to Bogumił Karaszewski "Partyzancka broń" wyd. LSW 1980 - ta omawia uzbrojenie Batalionów Chłopskich. Spośród broni strzeleckiej królowały po pierwsze pistolety maszynowe - to najprostsza pod względem konstrukcji broń automatyczna, z którą powinien sobie dać radę przeciętny ślusarz, mechanik czy nawet kowal, szczególnie pożądana przy tym w warunkach konspiracyjnych. W Polsce wytwarzano przede wszystkim klony brytyjskiego pm-u STEN Mk.II. Satora wylicza dobrych kilkadziesiąt zajmujących się tym grup i warsztatów, a ilość wyprodukowanych w Polsce kopii STEN-a szacuje na kilka tysięcy, może nawet 10 tys. W mniejszej liczbie produkowano pistolety własnego pomysłu, przede wszystkim również wzorowane na konstrukcji STEN-a. Tu najsłynniejsza była Błyskawica inż. Wacława Zawrotnego i Seweryna Wielaniera, wyprodukowana w ilości około 700 szt. Na uwagę zasługiwała dostosowana do warunków konspiracyjnych konstrukcja - szerokie zastosowanie połączeń gwintowanych, stosowanie wkrętów i śrub (w broni palnej ogólnie się tego ostatniego raczej unika, żeby się z czasem nie rozkręcała od drgań). Ponadto poszczególne podzespoły pistoletu w miarę możliwości "rozrysowano" jako elementy różnych niewinnych urządzeń, dzięki czemu można było je zamawiać u rzemieślników i w firmach niezwiązanych z podziemiem (wiem konkretnie o dwóch: wkrętka zamykająca od tyłu komorę zamkową była korkiem do gaśnicy pianowej, zaś chwyt pistoletowy - pokrętłem do kuchenki elektrycznej czy gazowej). Drugim takim w miarę znanym modelem był KIS opracowany przez Polikarpa Rybickiego ps. "Komar", Witolda Szafrańskiego ps. "Igo" i Stanisława Skorupkę ps. "Smrek" (nazwa to skrót z pierwszych liter ich pseudonimów). Niektóre jego części wytwarzane były w tajemnicy w pracujących dla Niemców zakładach w Starachowicach, montaż końcowy wykonywał warsztat polowy przy partyzanckim zgrupowaniu AK Nurta, działającym w Górach Świętokrzyskich. KIS-ów powstało jednak znacznie już mniej, około 35-40. Z pozostałych wynalazków z tej dziedziny za wyróżnienie zasługują jeszcze moim zdaniem trzy, znane w literaturze jako: - pistolet maszynowy Choroszmanów - robiony przez warsztat rusznikarski prowadzony przez Grzegorza Choroszmana i synów przy oddziale AL im. Tadeusza Kościuszki, działającym na Polesiu. Był to taki można powiedzieć klon klona pistoletu wytwarzanego przez partyzantkę radziecką, opartego na konstrukcji PPD. Wyprodukowano ich 27 w trzech niewiele różniących się wersjach. - pistolet masz. KOP-PAL - odkrycie stosunkowo nowe, szersze informacje o nim pojawiły się gdzieś w latach 90. ub. wieku, czy na początku bieżącego. Nazwa pochodzi od organizacji konspiracyjnej, która go wytwarzała (Komenda Obrońców Polski, późniejsza Polska Armia Ludowa). Konstruktorami byli Michał Adamowicz i Stefan Engler, inżynierowie związani przed wojną z wojskowym ośrodkiem w Rembertowie (obecny WITU w Zielonce). Pistolet ciekawy z uwagi na przystosowanie do warunków konspiracyjnych - niewielkie rozmiary, bardzo zwartą konstrukcję, krótką lufę, składaną lub odejmowaną kolbę. Wyprodukowano ich od kilkudziesięciu do kilkuset sztuk, nie wiadomo dokładnie. - i wreszcie klasa sama dla siebie - "Bechowiec" Henryka Strąpocia, członka BCh z okolic Ostrowca. Konstrukcja dosyć oryginalna i autorska, choć w pewnym stopniu oparta na samopowtarzalnych pistoletach Browninga ze swobodnym zamkiem w rodzaju FN M1910, czy M1900. W dodatku stworzona przez człowieka mającego jedynie wykształcenie podstawowe, dysponującego za to wrodzoną smykałką do broni: przed wojną jako 15-latek zbudował kieszonkowy pistolet ze swobodnym zamkiem, dysponując prymitywnym zestawem narzędzi (drewniane imadło, pilniki, młotek i obcęgi), na podstawie pistoletu wujka-policjanta. Bechowiec strzelał z zamkniętego zamka, także był bardzo krótki i zwarty, pozbawiony kolby. Strąpoć wykonał ich prawdopodobnie 11-13 lub coś koło tego. Byłem tu już jak widzę wzywany niegdyś do odpowiedzi w sprawie działka braci Bańskich, ale to później napiszę lub w weekend, jak popatrzę po książkach.
-
Hmm nie wiem, ale biorąc pod uwagę epokę historyczną i jej możliwości techniczne to przypuszczam, że... nijak. Zaobserwowano zapewne takie zjawisko, że przy strzelaniu salwami rozrzut był drastycznie większy, niż przy strzelaniu z pojedynczych dział. Zrobiono założenie, że wynika to z oddziaływania pomiędzy lecącymi blisko siebie pociskami (Maciej użył określenia "zderzenie", myślę że aż tak ekstremalne sytuacje były jednak rzadkością, prędzej chodziło o jakieś fale uderzeniowe wywołane przez lecący z prędkością naddźwiękową pocisk). Wprowadzono środek zaradczy, układ opóźniający odpalenia kolejnych luf w wieży o powiedzmy kilkadziesiąt milisekund czy coś tego rzędu. Przyniosło to poprawę - uznano że teoria potwierdziła się w praktyce i można o niej pisać książki i artykuły.
-
Uwagę w nim zwraca w miarę nowoczesny zapalnik czasowy Rdułtowskiego (skądinąd dosyć mądrego człowieka, konstruktora rozmaitej rosyjskiej amunicji i zapalników itp.): po odbezpieczeniu (zawleczka + pierścień na trzonku) napięta iglica utrzymywana była w miejscu przez wciśnięty "języczek" - dźwignię wystającą z trzonka. Po wypuszczeniu z ręki języczek wyskakiwał z trzonka, zwolniona przez to iglica zbijała spłonkę i zapalał się opóźniacz, powodujący wybuch granatu po kilku sekundach. Podobny mechanizm zrobił chwilę potem Anglik Mills i stosowany jest on w zasadzie do dzisiaj. Tylko Mills zrobił to dużo mądrzej, zastosował dłuższą i bardziej ergonomiczną dźwignię i zebrał całość w jeden moduł, który łatwo było wkręcić w korpus granatu (lub wykręcić) uzbrajając czy rozbrajając go w prosty sposób. Ale "filozofia" całego mechanizmu została ta sama. Druga ciekawostka to zastosowanie wymuszonej fragmentacji. Skorupa wykonana była z cienkiej blachy cynkowej, w środku wstawiony był ładunek (spory, 600 g) kwasu pikrynowego, w tradycyjnym dla rosyjskiej amunicji saperskiej kształcie hmm graniastosłupa sześciokątnego, tak to się chyba w geometrii zowie. W pustych narożnikach umieszczone były gotowe odłamki w postaci odcinków pręta o trójkątnym przekroju, a ponadto wzdłuż ścianek umieszczono stalowe płytki ponacinane w kwadraty. Pomysł ciekawy i nowoczesny, tylko nie rozumiem po co była ta cała kombinacja z cynkową blachą. Jeżeli było to podyktowane obawą o reaktywność kwasu pikrynowego (w obecności wilgoci może tworzyć wrażliwe wybuchowe sole z niektórymi metalami, jako zabezpieczenie przed tym stosuje się właśnie cynowanie lub cynkowanie) to umieszczenie w skorupie stalowych odłamków niweczyło cały efekt. Tak, choć nie były to jakieś bardzo masowe modele. Tak z pamięci, to tych dyskowych zrobiono chyba kilkaset tys. (mało jak na amunicję) a tych M1912 to nie pamiętam; wkrótce został wyparty przez kolejny granat Rdułtowskiego M1914, z podobnym zapalnikiem ale ulepszony (trzonek z metalowej rury, głowica w kształcie cylindra zwijana z blachy, z wstawionymi jak poprzednio ponacinanymi stalowymi blaszkami jako elementami odłamkowymi). Ten już robiony był na skalę masową, nawet na II wojnę się jeszcze załapał.
-
Ten pierwszy to raczej ślepa uliczka. Należało rzucić go w taki sposób, by wprawić dysk w rotację - w ten sposób odbezpieczały się zapalniki umieszczone na obwodzie. Były takie dosyć proste uderzeniowo-bezwładnościowe, masywny stalowy bolec zakończony spłonką naprzeciw centralnie umieszczonej wieloostrzowej iglicy. Nawet jak upadło toto na płask to powiedzmy te tylne mogły wywalić prawidłowo. Tu opis ze strony Lexpev: http://www.lexpev.nl/grenades/europe/germany/discushandgranate1913.html W ogóle to jest spore wyzwanie techniczne, zrobić sensowny ręczny granat z zapalnikiem uderzeniowym. Z uwagi na małą prędkość rzuconego ręką przedmiotu, przyspieszenie (ujemne) przy upadku też jest niewielkie, a więc siła działająca na jakieś elementy mechaniczne też wychodzi niewielka. Więc zapalnik taki musi być mega-super-czuły, żeby nawet przy upadku na miękkie podłoże, piasek, trawę itp. odpalił niezawodnie. Zarazem musi być tak starannie zabezpieczony, żeby się nim sam użytkownik od razu nie zabił. No i najwyraźniej nie tak łatwo pogodzić te dwie rzeczy. Ogromna większość takich granatów miała opinię albo śmiertelnie niebezpiecznych dla użytkownika, albo zawodnego badziewia, które prawnie nigdy nie wybucha poprawnie. Przy dzisiejszej technologii jest to powiedzmy do przejścia jakoś, ale i tak nie ma obecnie wielu tego typu granatów w użyciu. Ten drugi - http://www.lexpev.nl/grenades/sovietbalkan/russia/m1912.html czy to masz na myśli?
-
Epoka lodowcowa jakie miała zakończenie?
Speedy odpowiedział Modyfikator → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Dodam do tego, że twierdzenie w rodzaju "około 2012 roku nastąpi przebiegunowanie" jest absurdalne, przynajmniej wg dzisiejszego stanu wiedzy. Przebiegunowanie nie wygląda tak, że pstryk i od jutra północ mamy na południu. Ten proces trwa co najmniej setki lub tysiące lat. Wiąże się z osłabieniem pola magnetycznego i jego deformacją - pojawia się kilka par biegunów, bieguny zaczynają asymetrycznie wędrować (być może nawet w tempie do 3 stopni rocznie), zmiany te postępują i cofają się wielokrotnie, po czym na koniec pole odtwarza się w tym odwróconym kształcie i wraca do normalnego natężenia. Ponadto z różnych względów proces ten nie jest aż tak niszczycielski, jakby się mogło wydawać. Nie udało się np. udowodnić korelacji przebiegunowań z okresami wielkiego wymierania. -
Prośba o weryfikację zgodności historycznej wypracowania
Speedy odpowiedział SzymonPancerniak → temat → Pomoc (zadania, prace domowe, wypracowania)
Hej To ja się czepnę paru drobiazgów: To zdanie sugeruje, że z FT-17 wszyscy zaczerpnęli specjalną nowatorską wieżyczkę. A to nie o to chodzi. To był po prostu pierwszy zbudowany czołg z uzbrojeniem w obrotowej wieży. Sama wieża była taka sobie, 1-osobowa, obracana oczywiście ręcznie i z bardzo prymitywnymi przyrzadami obserwacyjnymi. Było ich zresztą kilka modeli. Natomiast warto zwrócić uwagę, że Renault FT-17 był pierwszym czołgiem zbudowanym w takim układzie konstrukcyjnym, jaki stał się potem standardem obowiązującym do dzisiaj: przedział bojowy (załogi) z przodu, nad nim obrotowa wieża z uzbrojeniem, a z tyłu za nim przedział silnikowy. Takie sformułowanie sugeruje, jakoby Vickers Carden – Loyd był czymś odrębnym, kolejnym tematem jaki chcesz poruszyć. A to jest właśnie ta tankietka, o której napisałeś w poprzednim zdaniu. I jeszcze parę uwag co do T-34 Możesz napisać, że był to prototyp A-32, budowany równolegle z A-20 czołg "czysto" gąsienicowy (A-20 był kołowo-gąsienicowy). I gwoli ścisłości, zarówno ten prototyp, jak i seryjne T-34 z początkowych partii miały armatę 76 mm innego typu: Ł-11. Armatę F-34 zaczęto montować dopiero na początku 1941. To nie jest prawda! Chociaż kilka razy przymierzano się do takiej wieży, to za każdym razem projekt upadał. Dopiero wersja T-34-85 (styczeń 1944) miała wieżę 3-osobową. -
Piosenka "W Peru" jest na płycie "Wołanie Eurydyki". Np. tu można kupić: http://www.empik.com/wolanie-eurydyki-banaszak-hanna,21565,muzyka-p
-
Pocisk zbacza pod wiatr?
-
Line Throwing Gun, po polsku chyba wyrzutnia linki? Ustrojstwo to służy do podawania (przerzucania) liny z pokładu jednostki pływającej na brzeg, czy odwrotnie, czy z jednego statku na drugi itd., w celach ratowniczych, holowniczych czy jeszcze innych, w sytuacji gdy odległość jest zbyt duża by można było rzucić linę gołymi rękami. Tu widzimy wyrzutnie na bazie karabinów, z nasadką typu garłacz, podobną jak do wystrzeliwania granatów. Spotyka się też urządzenia wykorzystujące napęd rakietowy do tego. Tu strona z czyjegoś bloga o tych linkomiotach: http://firearmshistory.blogspot.com/2011/03/utility-firearms-line-throwing-gun.html
-
Współczesne bardzo ciężkie hełmy (np. od kombinezonów saperskich) też często opierają się na ramionach. Oczywiście raczej ze względu na swój duży ciężar, a nie przenoszenie siły uderzenia...
-
Nie, zgodnie z Konwencją Haską z 1899 sygnatariuszom nie wolno używać pocisków powodujących "nadmierne cierpienia", w tym literalnie wymieniono tylko ekspandujące. Wojsko używa tylko pocisków pełnopłaszczowych. Oczywiście to nic nie szkodzi, współczesna amunicja pośrednia, małokalibrowe szybkie pociski, i bez tego ma ogromną siłę rażenia.
-
Dzięki - film całkiem fajny, chociaż mówiąc uczciwie wartość takiego testu powiedzmy sobie nie za wielka - czego niby można by się było spodziewać. Wojskowe hełmy stalowe są (a raczej były, teraz używa się tworzyw szt.) zapewne z lepszej stali, za to nie aż tak grube, w granicach gdzieś do 1,5 mm powiedzmy; więc może jakoś tam się to wyrównuje, skoro hełm na filmie ma 2,5 mm. Z drugiej strony używana w tym teściku amunicja 5,56x45 uchodzi raczej za bardzo dobry penetrator lekkich pancerzy. Strzelany jako pierwszy nabój Sellier & Bellot z 4-gramowym pociskiem odpowiada wojskowemu SS109; ten zaś przebija standardowy amerykański hełm stalowy M1 z odległości 1250 m. Drugi, Federal z pociskiem 3,6 g to z grubsza odpowiednik starego M193, który przebija tenże hełm z 515 m. Czego więc należało oczekiwać, strzelając z 25 m? Przebicie, nawet na wylot było raczej oczywiste. Co prawda podane wyżej liczby dotyczą karabinka FNC z 450 mm lufą, a użyty w teście HK M223A1 jest nieznacznie krótszy (lufa 420 mm), ale powiedziałbym, że to różnica bez praktycznego znaczenia. Ciekawsze może, że sportowy .22LR nie dał sobie rady, wybijając jedynie płytkie wgłębienia. To jest oczywiście bardzo słaby penetrator, przede wszystkim z uwagi na ołowiany pocisk bez płaszcza, który raczej rozwali się o twardszą przeszkodę, zamiast w nią wnikać. Tu jednak co prawda strzelany był z dosyć długiej lufy - ów MP5 SD, przeróbka znanego 9 mm pistoletu maszynowego na tę sportową amunicję, ma lufę o długości 412 mm - i gdyby jednak przebił taki hełm, też bym się bardzo nie zdziwił. Przypuszczam, że gdyby autor użył jakiejś amunicji .22LR z pociskiem w płaszczu, albo nawet i bez płaszcza, tylko jakimś bardzo ciężkim, to z tych 25 m dałoby radę. Na końcu zaś rodzynek, po którym też bym się penetracji stalowego hełmu bardzo nie spodziewał (choć z drugiej strony z tak niewielkiej odległości...) - .223 (5,56x45) Hornady Zombie Max. To jest taki nowoczesny pocisk ekspandujący, z wydrążeniem wierzchołkowym zamkniętym plastykową wkładką ("kołeczkiem"). Przy uderzeniu w przeszkodę element ten wbija się w owo wgłębienie dalej do środka pocisku, rozsadzając go niejako i wymuszając bardzo gwałtowne i rozległe rozwinięcie (grzybkowanie) części czołowej a tym samym bardzo szybkie oddawanie energii kinetycznej do celu. Stąd widoczne na filmie efektowne "eksplozje" pocisków wbijających się w ziemię. W przypadku celu żywego zapewnia to dużą siłę rażenia, powodując rozległe zranienie, w przypadku jednak lekkiego pancerza działa raczej przeciwskutecznie. A tu jak widać jednak z takiego bliska nawet taki pocisk sobie poradził.