Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Bata i projekt miasta fabrycznego
Speedy odpowiedział secesjonista → temat → Nauka, kultura i sztuka
A tu jeszcze znalazłem galerię zdjęć na ich stronie http://world.bata.com/news/2014/truly-one-kind-batas-elevator-office/ -
Bata i projekt miasta fabrycznego
Speedy odpowiedział secesjonista → temat → Nauka, kultura i sztuka
Znalazłem http://niniwa22.cba.pl/szczygiel_bata_szewc_swiata.htm Iście surrealistyczny pomysł: gabinet szefa miał postać oszklonej windy zewnętrznej. Dzięki temu Bata mógł w każdej chwili spojrzeć na swoich pracowników na dowolnym piętrze, czy się dostatecznie pilnie starają . A jeśli miał sprawę do jakiegoś dyrektora np. z 11. piętra, to wjeżdżał na to 11-te i tam delikwenta do siebie wzywał. -
Aparaty sprzedażowe i automatyzacja w przestrzeni miejskiej
Speedy odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Jestem niemalże pewien, że gdy sprowadziliśmy się do Warszawy (1977 r.), na Poczcie Głównej i na poczcie przy skrz. ul. Targowej/Solidarności (wówczas Świerczewskiego) były automaty do sprzedaży kopert i kart pocztowych. Nawet jeśli pamięć mnie zawodzi i było to trochę później, to z pewnością nie mylę tego z owym 1998 rokiem, bo to już pamiętam jako dorosły człowiek, jak się ucieszyłem, że wracają automaty podobne do zapamiętanych z dzieciństwa. Z tamtych zamierzchłych czasów pamiętam jeszcze mechaniczne automaty informacyjne na świeżo zbudowanym Dw. Centralnym z wykazem odjazdów pociągów. Jeśli się nie mylę, nie miały one klawiatury alfanumerycznej, lecz kilkadziesiąt przycisków z nazwami miast. Po wybraniu przycisku np. "Gdynia", za oszklonym oknem automatu mechaniczny układ z rodzajem poziomego bębna przerzucał z łoskotem sztywne plastykowe karty z nadrukowanymi rozkładami jazdy pociągów do poszczególnych miast, aż doszedł do karty "Gdynia", która zatrzymywała się w takiej pozycji, że była widoczna przez owe okno. I jeszcze pamiętam zabawny szczegół dotyczący automatów z kawą, nie pamiętam niestety jakiej firmy. Było to jakoś chyba na początku lat 90., w związku z szalejącą inflacją również i te automaty funkcjonowały na żetony. W przypadku automatów tej właśnie firmy rolę żetonów pełniły monety chyba mongolskie (? a może wietnamskie? czy jeszcze jakieś inne?) z charakterystyczną czworokątną dziurką na środku. Automat taki był na peronie dworca Warszawa Śródmieście, żetony kupowało się w pobliskim kiosku. Chyba też w budynku sądu w Krakowie przy Rondzie Mogilskim był automat tej firmy (tego już nie jestem pewien), tu żetony sprzedawał szatniarz. -
No czy ja wiem... dlaczego trudne? Kometa Halleya jest kometą okresową, ze średnim okresem obiegu 76 lat. Tu są przykładowe daty peryheliów https://pl.wikipedia.org/wiki/Kometa_Halleya Można porównać je z datami rozmaitych wojen i innych konfliktów i zobaczyć czy jest korelacja. Jeśli mamy wojny światowe co 76 lat to byłoby potwierdzenie tej hipotezy.
-
Muzeum Kolejnictwa w Warszawie
Speedy odpowiedział Muzeum Kolejnictwa → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Hej Akurat nie ma mojego kolejowo zorientowanego brata, ale spróbuję pomóc na ile potrafię. To nie jest całkiem to samo (aczkolwiek parowóz bezpaleniskowy jest też z oczywistych przyczyn beztendrowy). Tender to specjalny wagon z zapasem wody i węgla, połączony bezpośrednio z parowozem. Istniały też parowozy bez tendra (tzw. tendrzaki), przeznaczone np. do ruchu lokalnego, gdzie jakiś duży zasięg jazdy nie był potrzebny: miały one niewielki zasobnik węgla (skrzynię węglową) w kabinie maszynisty, a zbiorniki wody zwykle po bokach kotła, albo gdzieś tam poupychane w konstrukcji. Parowóz bezpaleniskowy (bezogniowy) służył do pracy tam, gdzie po prostu palenie ognia w ogóle nie wchodziło w rachubę (np. jakieś tunele, albo zakłady przemysłowe o dużym zagrożeniu pożarowym itp.). Nie miał on kotła, tylko ciśnieniowy zbiornik na parę, "nabijany" ze stacjonarnej kotłowni. Niektóre modele mogły funkcjonować nawet do kilku godzin na takim jednym "wsadzie" (oczywiście zależało to od obciążenia). -
Grease Gun pistolet maszynowy M3
Speedy odpowiedział euklides → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Tak - mógł być M3 (standardowa broń np. w wojskach pancernych). Przypuszczam, że też dałby się przeładować przez "wytrząśnięcie". EDIT widzę że Razor do podobnego wniosku doszedł (zacząłem pisać posta już dawno, potem coś mnie oderwało, a teraz dopiero wysłałem) -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Wydaje mi się że i z tymi 70-barowymi było sporo kłopotów Ja bym ich wszystkich nie wrzucał do jednego wora. Narviki to chyba zaszłość z czasów I wojny światowej, wtedy takie mieli, to i w latach 30. postanowili sobie zbudować. Kieszonki to pomysł jeszcze z czasów Republiki Weimarskiej (rozpoczęcie budowy 1929) gdy Niemcy przestrzegali jeszcze traktatu wersalskiego - nie mogli budować okrętów większych niż 10 tys. ton, to wymyślili sobie takie dziwne coś. Jakby ciężki krążownik ale z artylerią na wyrost, napędzany dieslami a więc o gigantycznym zasięgu, może nie bardzo szybki przez to co prawda, ale też i nie taki ostatni. W sumie to do polowania na oceanicznych szlakach komunikacyjnych miało służyć, i to głównie francuskich. Założenie było takie, że Deutschland będzie wystarczająco szybki by zwiać przed normalnym pancernikiem, a szybsze od siebie krążowniki będzie w stanie przepędzić swą większą siłą ognia. W odpowiedzi na Deutschlandy więc Francuzi wymyślili sobie zaraz kontrkieszonkowiec typu Dunkerque (rozpoczęcie budowy 1932) - szybszy, o podobnie wielkim zasięgu, silniej uzbrojony i z pancerzem odpornym na pociski 280 mm. No to Niemcy zaczęli wymyślać kontrdunkierkowiec typu Scharnhorst (rozpoczęcie budowy 1935) - ale ten już aż taki kontr nie wyszedł. Większy był owszem, ale już nie szybszy, uzbrojony z różnych względów nawet słabiej, pancerz co prawda miał radykalnie grubszy, ale nie aż tak, żeby dunkierkowe pociski były bez szans. -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Prawdopodobnie nic nie zdążono wybudować ani nawet nie było takiego planu. "Chodziła" kiedyś wersja, że w P.1000 w konfiguracji z 2 armatami 280 mm zamierzano zastosować wieżę z pancernika Gneisenau - 3-działową kal. 280 mm z wyjętym środkowym działem. Tyle w tym jest prawdy, że wieże takie faktycznie były do dyspozycji, gdyż Gneisenau poważnie uszkodzony przez brytyjskie bombowce przechodził od połowy 1942 remont w Gdyni i w trakcie robót wieże zdemontowano. Zamierzano bowiem przezbroić przy okazji okręt w armaty 380 mm w 2-działowych wieżach o odmiennej konstrukcji. Ostatecznie nic z tego wszystkiego nie wyszło, remontu nie ukończono, ani przezbrojenia, a zdemontowane wieże trafiły potem do artylerii nadbrzeżnej. Teoria o ich zabudowie w P.1000 jest jednak raczej fałszywa. Wieża z 3 działami 280 mm ważyła bowiem 750 ton. To o wiele za dużo jak na 1000-tonowy czołg; nawet po wyjęciu 1 armaty (ważącej około 53 t) ok. 700 t to nadal jest za dużo. Przed laty na jakimś forum natrafiłem na taką informację (wypowiedź jakiegoś internauty, więc źródło raczej niepewne) że P.1000 nie miał być czołgiem w normalnym tego słowa znaczeniu, ale raczej rodzajem "ruchomego fortu" czy samobieżnej baterii artyleryjskiej, mobilnym komponentem systemu fortyfikacji stałych (np. Wału Atlantyckiego), kierowanym w razie potrzeby na kluczowy odcinek obrony. Zasadniczo miał poruszać się po betonowych pasach ułożonych na obszarze rejonu umocnionego, z możliwością jednak zjeżdżania z nich w razie potrzeby i normalnej jazdy w terenie. Ja tam widzę nawet dwa albo trzy błędy jak dobrze policzyć: - rysunek podpisany A39 Tortoise to w rzeczywistości francuski czołg ciężki ARL 44 (Tortoise był pojazdem bezwieżowym) - oba rysunki P.1000/P.1500 to grafiki zmontowane z wykorzystaniem zdjęć podwozia jakiegoś współczesnego czołgu (rosyjski T-14 Armata? - tu bym się nie ośmielił zgadywać, bo wszak grafik obrabiający zdjęcie mógł je wyedytować w znacznym stopniu) - i taki już pomniejszy, jak pisownia skrótów. Amerykańskie oznaczenie prototypowe T pisze się bez kreski i bez spacji przed numerem. A więc nie T-28 (był taki czołg rosyjski ale to nie ten) lecz T28. Niemieckie oznaczenie systemu jednolitych podwozi E pisze się bez kreski ale ze spacją - a więc nie E-100 lecz E 100. Ale szczerze mówiąc mało kto dzisiaj tego przestrzega, nawet w poważnych książkach ludzie piszą z kreską i bez kreski itd jak komu podleci. Pewnie nie. Tak jak piszesz, od strony technicznej Seehund był w miarę dobrze skonstruowany, szczególnie w porównaniu z masakrycznym Biberem czy czysto elektrycznymi okrętami Molch i Hecht o bardzo słabym zasięgu. Natomiast cóż, takie miniaturowe jednostki buduje się zazwyczaj głównie z myślą o dywersyjnych atakach na bazy i porty wroga. A Niemcy używali ich jak normalnych okrętów patrolowych na wodach przybrzeżnych. Do tego Seehund już tak dobrze się nie nadawał, zasięg normalny miał zaledwie 270 mil (500 z dodatkowymi zbiornikami), autonomii z kilka dni, zresztą nawet jakby miał więcej zapasów to i tak 2-osobowa załoga szybciej by się wykończyła niż te zapasy. Chociaż podobno dzielność morską miał dobrą jak na taką małą jednostkę, to w praktyce oznacza że miał bardzo słabą i przy wyższych stanach morza były problemy. No i bezawaryjny też nie był, nie tak już oczywiście jak Biber gdzie przecieki spalin i oparów benzyny do przedziału sternika były nieustanną plagą, ale jednak i Seehundowi się zdarzało załogę poddusić, pady silnika spalinowego też były częste...jak pamiętam z książki "Desperaci Doenitza" patrole regularnie kończyły się w ten sposób, że okręt nie będąc w stanie dotrzeć do portu wyrzucał się na brzeg w kontrolowanej przez Niemców części Holandii i najczęściej już nie był do odzyskiwania bo albo zabierał go przypływ, albo atakował aliancki myśliwiec, albo Niemcy nie mieli możliwości ściągnąć go w danym miejscu i trzeba było wysadzić okręt itp. Seehundy wykonały 142 patrole przy stracie 35 jednostek - to nie taki dramat wbrew pozorom, "duże" U-Booty miały w tym okresie chyba podobne jak nie gorsze wyniki, a wszak były nieskończenie droższe i więcej ludzi z nimi ginęło. Zatopiły statki o łącznym tonażu 93 tys. t (spotyka się tez liczbę 120 tys.). Wykonywały też operacje specjalne - przerzut zaopatrzenia dla oddziałów niemieckich okrążonych w nadmorskich miejscowościach, ostatnia misja Seehundów 2.05.1945 była właśnie tego rodzaju (rejs z żywnością dla garnizonu Dunkierki). -
Hej Gwoli ścisłości, Lützow to ciężki krążownik typu Admiral Hipper - nie pancernik. W momencie przekazania okręt był zwodowany, ale jeszcze w budowie i miał być dokończony przez samych Rosjan (z pomocą Niemców). Do wybuchu wojny radziecko-niemieckiej prace były zaawansowane w 70%. Pietropawłowsk (bo tak się wówczas w ZSRR nazywał) nie miał ukończonej maszynowni (nie poruszał się o własnych siłach), brakowało części nadbudówek, z uzbrojenia zainstalowano tylko 2 dziobowe wieże artylerii głównej (4 działa 203 mm) i część działek plot. 37 mm (nie wiem czy rosyjskich czy niemieckich, rosyjskie niby lepsze ale dopiero wówczas wchodziły do produkcji). Tak więc jego wartość bojowa nie była wielka. W czasie oblężenia Leningradu służył jako stacjonarna bateria pływająca. Raz czy dwa był zatopiony przez niemiecką artylerię i lotnictwo, ale po podniesieniu z dna i prowizorycznym odremontowaniu wracał do służby. Nigdy go jednak nie ukończono. Po wojnie służył jako stacjonarna jednostka szkolna, później jako pływające koszary czy magazyn, a w latach 50. został wycofany z użytku i złomowany.
-
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Tak jak napisał przedmówca, chodzi o 800 mm armatę kolejową w Polsce znaną jako Dora, na świecie popularniejsza jest nazwa Gustav. Była to faktycznie broń dosyć monstrualna. W stanie zmontowanym miała długość 47 m, szerokość 7 m wysokość 12 m i ważyła 1350 ton. Do transportu była rozbierana i transportowana przez 7 pociągów. Montaż samej armaty zajmował regulaminowo 56 godzin. Do tego należy doliczyć jednak czas na wybudowanie stanowiska ogniowego, rzędu kilku tygodni. Armata wystrzeliwała 2 rodzaje pocisków: przeciwpancerny o masie 7100 kg (w tym 250 kg m.w.) i donośności 38 km oraz odłamkowo-burzący - odpowiednio 4800 kg (600-700 kg m.w.) i 47 km. Pocisk ppanc. mógł przebić 1 m pancerz stalowy lub 8 m - żelbetowy lub 32 m warstwę ziemi. Do tego jeszcze 1-2 tory równolegle do tamtych, przeznaczone dla dźwigu kolejowego do montażu/demontażu działa. Celowanie w poziomie odbywało się przez przetaczanie działa po łukowym odcinku torów. W przypadku armat kolejowych to normalne rozwiązanie, zazwyczaj ich kąt ostrzału w poziomie wynosił 0 lub co najwyżej kilka stopni (oczywiście były wyjątki, ale raczej w przypadku mniejszych kalibrów). Z uwagi na wysokość całej machiny zwykle wykonywano system rowów/nasypów tak, by z górnego ich poziomu była łatwy dostęp do platformy działa. Obsługa samej armaty, czyli ekipa prowadząca ogień i zajmująca się montażem/demontażem działa liczyła 250 osób. Do tego dochodził batalion budowlany budownictwa kolejowego liczący 1500-2500 osób, odpowiedzialny za budowę stanowiska ogniowego. Ponadto był jeszcze batalion żandarmerii zapewniający bezpośrednią ochronę i 1-2 bataliony artylerii przeciwlotniczej lub pociąg przeciwlotniczy. Jeśli wliczyć wszystkie te pomocnicze jednostki, wszystkich tych kolejarzy itp. to obsługa działa liczyła 4-5 tys. osób. Zgadza się. Planowano jeszcze użycie działa tego typu podczas oblężenia Leningradu, do czego jednak nie doszło, oraz podczas walk pod Stalingradem, ale w sytuacji zagrożenia rosyjskim okrążeniem armata została zawczasu wycofana. Po co to było: chyba jedyne uzasadnienie to ta ogromna zdolność przebijania, tych wielometrowych warstw ziemi i betonu. Pod Sewastopolem opisywany jest przypadek zniszczenia "podwodnych" składów amunicji (w podziemnych tunelach sięgających poza linię brzegową) w zatoce Siewiernaja. Wtórny wybuch zatopił ponoć jeszcze jakiś kuter zakotwiczony w tym rejonie. Zapewnić coś takiego innymi metodami w ówczesnej technologii nie byłoby łatwo. Z drugiej zaś strony ile w końcu jest takich sytuacji, jakiegoś masakrycznego oblężenia żelbetowych super-twierdz, i czy warto było w związku z tym ponosić wszystkie te koszty... Pod koniec wojny Niemcy rozważali przebudowę Dory/Gustawa celem uzyskania dalekonośnego działa do ostrzału Londynu czy brytyjskich portów. Drogą wymiany lufy (dłuższa lufa/gładka lufa/zmniejszenia kalibru do 520 mm/wszystko naraz) oraz zastosowania odpowiedniej amunicji (pocisk rakietowy/pocisk podkalibrowy/jedno i drugie) zakładano uzyskanie donośności sięgające 190 km. W takiej czechosłowackiej broszurce o kuriozalnych projektach militarnych III Rzeszy były bardziej szczegółowo rozpisane te dalekonośne odmiany. EDIT znalzłem swój własny post z innego forum (dws.org.pl) sprzed kilku lat, gdzie była dyskusja na ten temat i wstawiłem "rozpiskę" tych dalekonośnych pomysłów. Dwa pierwsze pociski to te standardowe, dla porównania. -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Z tego cyklu "psychologiczne" pomysły miała CIA w latach 50.-60. Były np. plany podania Fidelowi Castro trucizny po której wypadłyby mu włosy z brody, przez co miałby utracić swoją charyzmę. Szczerze mówiąc uważam to poniekąd za idiotyzm. Mając aż takie bliskie dojścia do najwyższych struktur władzy przeciwnika - a przecież to jest ekstremalnie trudne - żeby można podrzucać mu niepostrzeżenie takie czy inne trucizny lepiej byłoby chyba wykorzystać je wywiadowczo, podsłuchując, wyciągając informacje, w ostateczności zabić delikwenta, jeśli sytuacja stanie się naprawdę dramatyczna. Ale marnować takie układy na spowodowanie, że ktoś zacznie mówić wysokim głosem albo mu broda wypadnie? No litości. Jeszcze od biedy wykonalny byłby inny plan, podanie komuś (chyba też o Castro chodziło) LSD czy czegoś w tym rodzaju, w czasie oficjalnego wystąpienia np. przed kamerami TV czy w ogóle publicznie - żeby zaczął mówić od rzeczy i zachowywać się idiotycznie. Mój braciszek przy okazji takiej dyskusji stwierdził kiedyś nieco złośliwie, że politycy, a szczególnie komunistyczni dygnitarze często wygadują różne głupoty, więc pewnie i tak nikt by nie zauważył szczególnej różnicy . Technicznie byłoby to o tyle prostsze, że LSD ma ekstremalnie niską dawkę progową, znacznie poniżej 0,1 mg (nie, nie na kilogram ciała - na całego człowieka!!!) więc nie potrzeba by aż takich bliskich dojść do najwyższych kręgów władzy, żeby podać taką ilość. W czasach gdy nie był to jeszcze związek dobrze znany, dałoby się zmontować taką akcję, że np. jedna osoba ściska na wiecu rękę ofiary, a kolejna podaje do podpisania książkę, z tak spreparowanymi kartkami, żeby trzeba było poślinić palec by je przewrócić itd. itp. można sobie wiele podobnych tricków wyobrazić. Tylko co by z tego miało wyniknąć...? -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Tak jest, prototyp VK.1801, nawet więcej, bo 30 szt. zbudowano To jest tak, że skoro były działa szturmowe - działa piechoty które same z nią jechały i nie trzeba ich było pchać, i to jeszcze opancerzone - to może by też zrobić "cekaem szturmowy"? No i zrobili, firma Krauss-Maffei konkretnie. Okazało się w praktyce, że to już aż takiego sensu nie ma, do szkolenia ich głównie używano, chociaż i w jakichś walkach chyba udział wzięły. Ten pomysł zresztą nawraca od początku istnienia czołgów, Renault FT 1917 był takim w zasadzie samobieżnym cekaemem, po II wojnie się jeszcze parę razy pojawiły takie projekty (francuski ELC Even w jednej z konfiguracji), już może nie tyle pod kątem wsparcia piechoty, co i oddziałów pancernych, coby efektywniej osłaniać te czołgi przed atakiem z bliska z jakiegoś pancerfausta. Potem wynaleziono bojowe wozy piechoty (BWP), które oprócz tego że wożą piechotę to właśnie za taki samobieżny cekaem robią. Tyle że z reguły już silniej są uzbrojone, nie tylko w km ale i cięższą broń, która jest dzisiaj raczej niezbędna. I to by już w zasadzie wystarczyło, ale nie wszystkim. Rosjanie od lat, od samego początku jak robili swoje bwp w latach 60. ub.wieku, eksperymentowali też z czymś takim co się nazywało bwp z uzbrojeniem ofensywnym, który albo nie przewoził już w ogóle piechoty albo w zredukowanej liczbie, ale za to miał prócz normalnej wieży z uzbrojeniem jeszcze ze 3-4 ruchome karabiny masz. lub szybkostrzelne granatniki. A na przełomie stuleci zbudowali taką machinę jak BMPT - Bojewaja Maszina Poddierżki Tankow, wóz bojowy do wsparcia czołgów, silnie uzbrojony w szybkostrzelne działka i granatniki. Potestowali go parę lat, Kazachstan nawet zakupił 10, ale ostatecznie do masowej produkcji nie wprowadzili. https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9E%D0%B1%D1%8A%D0%B5%D0%BA%D1%82_199 -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hmm nie mam jakiejś takiej szczegółowej monografii o nim, a jak tak popatrzyłem ogólnie po książkach, to piszą że miał normalnie, 3 takie same silniki (faktycznie dieslowskie, Jumo 205). Z tym że w wersji C po jakichś tam rozważaniach aerodynamicznych zastosowano 4-łopatowe śmigło w tym silniku centralnym i 3-łopatowe w obu pozostałych, gdyż wyszło że tak będzie optymalnie. Trudno mi powiedzieć, czy bardzo to przeszkadza. Można by zapytać jakiegoś praktykującego pilota sportowego, co o tym myśli. Owszem, łatwo domyślić się że każdy kto tylko mógł, wolał siedzieć gdzieś w Berlinie i rysować niezwykłe czołgi, niż z Mauserem w garści czołgać się w śniegu pod Stalingradem. A straty z tego tytułu wielkie nie były, nad tymi czołgowymi projektami armia (Heer) miała dosyć mocną kontrolę i nie bardzo pozwalała na jakieś drastyczne wygłupy. Jak już coś zrobiono durnego to zazwyczaj w 1 egzemplarzu i na takim podwoziu co już za bardzo potrzebne nie było. Takim idiotyzmem był np. Rammpanzer ...wymyślony ponoć po doświadczeniach walk ulicznych w Stalingradzie. Fotka modelu, bo nie jest jasne czy w ogóle toto zbudowano, czy też był jednak prototyp a może nawet trzy. Pojazd wykorzystywał podwozie czołgu Tiger (P), tego z elektryczną przekładnią, co z niego Ferdynand/Elefant powstał. Na pozbawiony wieży kadłub nałożono pancerną skorupę o pochyłych bokach, ukształtowaną z przodu w rodzaj takiego dzioba czy tarana. Założeniem było stworzenie pojazdu do walki w mieście, który mógłby torować drogę oddziałom szturmowym, taranując i przebijając się przez mury, ruiny, budynki itp. Odpowiedni kształt miał sprawić, że nawet jak się ten stwór np. zasypie gruzem, to zaraz się to wszystko z niego zsunie i będzie ok. Ja szczerze wątpię żeby było OK, sądzę że ugrzązłby natychmiast podczas takich zabaw. W czasie Powstania Warszawskiego powstańcy zdobyli 3 czołgi w ten sposób, że jeden (Panther) na ul. Okopowej manewrując pod ostrzałem zwalił stalowy słup trakcji tramwajowej, tak nieszczęśliwie, że się na nim zawiesił i zaklinował i został unieruchomiony, drugi Panther spadł wówczas z Okopowej, która w tym miejscu szła 1,5-2-metrowej wysokości nasypem, wbił się w drewniany dom poniżej i również utknął, a przy innej okazji w potyczce na pl. Narutowicza czołg (prawdopodobnie też Panther, to nie jest jasne na 100%) znowuż został unieruchomiony przez stalowy słup trakcyjny, który przewrócił się na niego zwalony trafieniem z Panzerfausta. I to był Panther mający moc jednostkową ponad 15 KM/t; a nie Tiger (P) mający nieco ponad 10 a z tą pancerną skorupą z pewnością jeszcze mniej. -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Widzę że trzeba rozwinąć temat. Niemcy mieli taką koncepcję Waffenkopf - "głowicy bojowej" - posadzenia całej załogi w jednej wspólnej kabinie, oczywiście na ile to było możliwe (np. w ciężkim bombowcu musiał być jakiś tylny strzelec, najlepiej w ogonie itp.). Poprawiało to ich zdaniem warunki współpracy załogi i zwiększało bojową efektywność. Po wojnie się to zresztą przyjęło, chociaż także i z innych względów, żeby nie mnożyć niepotrzebnie tych ciśnieniowych kabin. Przy takiej koncepcji posadzenia wszystkich razem w samolocie o klasycznym układzie nie byłoby łatwo zapewnić tę widoczność do tyłu. Sprytnie tu dłuższy płat, tam dodatkowo uwzględnienie momentu od śmigła i stateczność była OK. Nawet akrobacje ludzie na nim kręcili, jest taki filmik demonstrujący możliwości tego cudaka. Blohm & Voss miał w ogóle takie awangardowe zapędy, np. nawet jak zrobił morski samolot rozpoznawczy to 3-silnikowy z 2 belkami ogonowymi (Bv 138). -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Blohm & Voss Bv 141 Chodziło o samolot bliskiego rozpoznania (obserwacyjny). Dziwny układ miał zapewnić maksymalizację pola widzenia z kabiny, z czym w jednosilnikowych samolotach często był problem. Z tym, że byłbym wstrzemięźliwy co do umieszczania go w naszym wątku. Mimo dziwacznej budowy Bv 141 fruwał poprawnie, o ile wiem w czasie testów w locie nie było ani jednego wypadku. Wyprodukowano nawet próbną serię tych maszyn. Ostatecznie jednak Luftwaffe go nie zamówiła, wybierając Focke Wulfa Fw 189 ("rama"), samolot też niezwykły, w układzie z 2 belkami ogonowymi. To też zapewniało bardzo dobre pole widzenia z kabiny, a ponadto Ramę napędzały dziadowskie, tanie i zastępcze silniki Argus 410, natomiast Bv 141 miał motorek BMW 801, który niezbędny był do napędu jednego z podstawowych myśliwców, Fw 190. Więc w razie wybrania go do seryjnej produkcji mogłyby być problemy z dostępnością silników. A poza tym dla samolotu operującego w strefie przyfrontowej na małej wysokości, dość mocno narażonego na niespodziewany ostrzał z ziemi, wydaje się lepszym rozwiązaniem zastosowanie układu 2-silnikowego, co zwiększa wszak przeżywalność. -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Hej Oj całe mnóstwo tego było. Dla mnie np. potężną wpadką Niemców było działo wielokomorowe HDP ("stonoga", V-3). Tam jest błąd w samym założeniu. Nie da się w ten sposób uzyskać wielkiej prędkości początkowej. W każdym razie na pewno nie tak, jak to Niemcy próbowali zrobić. Tym dziwniejsze, że autor pomysłu August Coenders był inżynierem w zakładach artyleryjskich i konstruktorem amunicji. Przed wojną zrobił np. taki dosyć ciekawy pocisk do ciężkich moździerzy 210 mm bodajże, o stabilizacji brzechwowej i ogromnym wydłużeniu, który był w stanie efektywnie przebijać grube warstwy ziemi i betonu. Może na balistyce zewnętrznej kolo znał się lepiej niż na wewnętrznej ale prawdę mówiąc wygląda że też nie bardzo, zaprojektowany przez niego pocisk do HDP - potwornie długi i ciężki, z rozkładanymi statecznikami - był niestabilny, składane stateczniki przy tak mocnej broni się nie sprawdzały, urywały się albo nie otwierały itd. Jak gościa w końcu zdjęli to udało się dopracować jakoś tę stabilizację i uzyskać powtarzalną donośność w granicach 90 km. Tylko do tego celu nie potrzeba było tak dziwacznego układu miotającego, wydania ogromnych sum na wieloletni program badawczo-rozwojowy i budowę olbrzymiego bunkra - podziemnego stanowiska ogniowego w Mimoyecques (tak się to chyba pisze?) w okupowanej Francji. Bo już przed wojną Niemcy mieli na uzbrojeniu klasyczne ciężkie działo kolejowe K12 (210 mm) o donośności 115 km. A w czasie wojny wyprodukowali w niewielkiej serii 280 mm armatę kolejową K5, która nie wchodząc w szczegóły też podobną donośność wykazywała. -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Mała prędkość Goliata wynikała z przyjętych założeń konstrukcyjnych, przede wszystkim z bardzo małych rozmiarów przy danym układzie jezdnym. Jego większy krewniak Sd.Kfz. 301 rozwijał po drodze 40 km/h a więc prędkość typową dla czołgów tego okresu. W rozważanym przez nas przypadku, skoro wymagany był ładunek wyb. o masie aż 1000-1800 kg to trzeba by użyć czołgu normalnej wielkości. Zapewne byłaby to przeróbka Shermana, może nawet tego super-opancerzonego Jumbo, albo któregoś z typowych czołgów brytyjskich. -
Panjandrum i inne niezbyt udane wynalazki
Speedy odpowiedział Budweiser → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
W tym przypadku na jedno wychodzi. Dla takiego wirującego cudaka przechył boczny równa się zmianie kierunku. To jest po pierwsze durny pomysł, zasadzający się na głębokim niezrozumieniu właściwości napędu rakietowego i dynamiki takich toczących się brył. Jeśli napędzamy coś wieloma silnikami na paliwo stałe, to jest niemalże pewne, że będzie między nimi asymetria ciągu, bo statystycznie jedne wytworzą większy a drugie mniejszy ciąg. I trzeba pamiętać, że jeśli cokolwiek co ma napęd rakietowy zejdzie z kursu albo straci stabilność, to ciąg silnika natychmiast spotęguje to zejście z kursu i zdestabilizuje wszystko do reszty. Więc jak robimy cokolwiek napędzanego rakietami na paliwo stałe, to albo stosujemy jakiś system kierowania, co zniweluje wszelkie asymetrie; albo staramy się zastosować jeden silnik; albo przynajmniej silniki o krótkim czasie pracy, żeby tych wszystkich odchyleń z kursu nie potęgowały. I przepraszam, dlaczego to by się miało toczyć prosto? Nawet jakby silniki pracowały idealnie równo, to i tak tocząc się po nierównym gruncie całe to ustrojstwo nieuchronnie napotka górki, dołki i inne nierówności i zacznie skręcać. A jeśli autorzy liczyli na żyroskopowy efekt stabilizujący, to sorry ale to się o wiele za wolno kręci żeby się stabilizować, i jeszcze nierównomierna praca rakiet mu w tym zupełnie nie pomaga. Żeby spróbować uratować ten projekt trzeba by moim zdaniem zmienić filozofię napędu tego cudaka: rozpędzić go do wysokiej prędkości obrotowej na jakiegoś rodzaju wyrzutni, czy to za pomocą rakiet czy np. napędu elektrycznego, i miotnąć nim jakoś, albo żeby się stoczył na plażę po jakichś np. szynach-prowadnicach i dalej poruszał się już tylko rozpędem, dzięki zgromadzonej energii. Wtedy przynajmniej nie destabilizowałyby go własne rakiety, a stabilizował efekt żyroskopowy wynikający z szybkiej rotacji nadanej mu na wyrzutni. A po drugie, wymyślając dziwaczne wynalazki trzeba sobie zawsze starannie przemyśleć cel. Celem nie jest tu przecież opanowanie dynamiki Panjandruma; celem jest dostarczenie ładunku wybuchowego do wysadzenia owych betonowych przeszkód na plaży w bezpieczny i zapewne najlepiej bezzałogowy sposób. Gdyby zlecić to komuś z wojsk lądowych, zapewne wymyśliłby prozaiczne rozwiązanie w postaci zdalnie sterowanego czołgu, czy to przez radio, czy przewodowo, wyładowanego materiałami wybuchowymi, który zostałby wypuszczony z barki desantowej całkiem tak samo jak zwykłe czołgi, podprowadzony do owej przeszkody i zdetonowany na sygnał radiowy czy za pośrednictwem przewodu. Coś takiego leżałoby całkowicie w zakresie brytyjskich możliwości. -
Z pewną przesadą powiedziałbym że samolotów to około... 0 . Przemysł lotniczy "konsumował" po pierwsze lekkie metale, a po drugie pracę obrabiarek na wytwarzanie skomplikowanych mechanizmów - silników lotniczych i przekładni. I po trzecie wykwalifikowanych robotników mających doświadczenie nabyte w fabrykach lotniczych. Fortyfikacje zaś wymagały prowadzenia robót ziemno-betoniarskich, nie zawierały zbyt wielu precyzyjnych elementów by konkurować o dostęp do obrabiarek, aluminium też nie potrzebowały, ani wielkiej liczby robotników o wysokich kwalifikacjach.
-
Lot balonem a świadomość
Speedy odpowiedział czytacz1967 → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Na ile wiem, tak. W ogóle podobnym reakcjom: Sn + 2HCl -> SnCl2 + H2 ... ulega wiele metali. -
Lot balonem a świadomość
Speedy odpowiedział czytacz1967 → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Hmm nie jestem co do tego przekonany; to jest bardzo mało wydajna metoda. Powstający wodór, po ustaniu kontaktu z powierzchnią żelaza jest jeszcze przez chwile na tyle gorący, że może się spalić z tlenem atmosferycznym z powrotem do wody. Ponadto z reakcją tego rozkładu wody konkuruje druga, utlenianie żelaza tlenem z powietrza. Nie twierdzę absolutnie, że tak nie robiono, ale wydaje mi się, że reakcję kwasów z metalami zaczęto stosować już wcześniej. Dla wszelkich alchemików to były rutynowe badania, zobaczyć co będzie, jak się wrzuci coś tam do kwasu, więc w XIX w. były to chyba rzeczy od dawna znane. -
Lot balonem a świadomość
Speedy odpowiedział czytacz1967 → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Hej Tłumacząc to na ludzki język, wodór służący do napełniania balonów produkowany był metodą Kippa, w reakcji stężonych kwasów z pewnymi metalami np. cynkiem 2HCl + Zn -> H2 + ZnCl2 Produkowany w ten sposób wodór nie jest zbyt czysty. Zawiera opary samego stężonego kwasu solnego czyli chlorowodór, gryzący i drażniący, a także produkty uboczne związane z zanieczyszczeniami surowca - siarkowodór, arsenowodór, podobnie drażniące i trujące. Autor obawiał się, że masowa eksploatacja balonów o wielkiej objętości spowoduje powszechne zanieczyszczenie powietrza. Co oczywiście było pewną przesadą, ale dzisiaj się ekologicznie nastawieni ludzie bardziej nawet absurdalnych rzeczy obawiają. -
Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej
Speedy odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Tak jest, karabin masz. systemu Schwarzlose http://www.hungariae.com/Schwarz.htm Olej wstrzykiwała do komory pompka poruszana przez zamek, tuż przed załadowaniem naboju. Pojemność zbiorniczka wystarczała na 4500 strzałów. -
Ogólnie to jest w miarę popularna technika. Lufy brytyjskich dział okrętowych w I i II ws były właśnie okręcane tysiącami zwojów drutu o czworokątnym przekroju. Teraz modne jest samowzmocnienie uzyskiwane trochę inaczej. W trakcie hartowania przykłada się od wewnątrz lufy ciśnienie nieco większe niż to podczas wystrzału, a z zewnątrz ją schładza. I jest tak, jakby te zewnętrzne warstwy obciskały się na tych wewnętrznych - plastycznych i mamy podobny efekt jak dawały te nakładane na gorąco pierścienie czy druty - tylko jeszcze lepszy
-
Od kiedy mamy... wino?
Speedy odpowiedział TyberiusClaudius → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Na ile wiem, najstarsze dzbany, w których zidentyfikowano osady po winie, znalezione zostały w neolitycznej osadzie Hajji Firuz Tepe w północnym Iranie. Datowane są na okres 5400-5000 p.n.e.