Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Nadużycia skarbowe w Księstwie Warszawskim

    W kwestii formalnej: co to jest disag? (disago?) Z kontekstu można zrozumieć, ze upust chyba jakiś, ale słowo to nie jest mi znane.
  2. Wielkie oszustwo II RP, czyli fałszywy powstaniec Szurmiński

    No ale może coś z tego miał? Kojarzę taką historię, jak pruszkowska chyba mafia wchodziła na rynek nieruchomości w Krakowie w latach 90. ub. wieku. Goście "odzyskiwali" pożydowskie kamienice w ten sposób, że przedstawiali pełnomocnictwa od tego przedwojennego właściciela, który rzekomo przetrwał wojnę, a teraz mieszkając gdzieś za granicą stara się o odzyskanie majątku. Z tym, że ów żydowski właściciel miał z reguły dobrze ponad 100 lat a rekordzista bodajże ponad 140 co już jednak okazało się przegięciem i sprawa się rypła .
  3. Myślałem że Razor się wypowie, bo wydaje mi się że miał kiedyś w rękach tego Hotchkissa. Ogólnie nie mam do tego km-u jakiegoś osobistego stosunku. Taki ogólny opis i charakterystyki są pod linkiem do forgottenweapons który podał wyżej przedmówca. Do tego co tam jest dodam jeszcze, że Hotchkiss ten startował w polskim konkursie na ręczny karabin maszynowy w 1925 roku. Nie wiem niestety czy zasilany z tej sztywnej taśmy czy magazynka, ale najpewniej to drugie. Przeszedł wówczas do 2. etapu, wraz z karabinami Colt M1924 (czyli ogólnie biorąc BAR) i Lewis M1923, co oznaczało zakupienie partii próbnej (kilkadziesiąt szt.) i skierowanie jej do doświadczalnej eksploatacji w pułkach piechoty. Po tym etapie w 1927 ostatecznie uznano że wygrał BAR. Z tego co Razor zawsze twierdzi, w przypadku rkm zasilanego z magazynka lepszy jest układ z magazynkiem zakładanym z góry, gdyż pomocnik (amunicyjny) może łatwo pomóc strzelcowi przy wymianie magazynka. Zwiększa to szybkostrzelność praktyczną. Po tym więc względem Hotchkiss M1922 górował nad karabinem Browninga. Z perspektywy czasu można się więc zastanawiać nad optymalnością tego wyboru. Z BAR-em były jak wiemy te tam problemy z dokumentacją i prawami patentowymi, które znacznie opóźniły wejście Browninga wz.1928 do produkcji. Z drugiej strony nie wiadomo jak wyszłoby z Hotchkissem. Przypomnę że sprawa BAR-a skończyła się tak, że po przepychankach z FN okazało się nagle, że BAR nie jest opatentowany w Polsce i w końcu nie zapłacono FN za licencję tylko za część dokumkentacji i dostarczone karabiny, oszczędzając kilkaset tys.$. Z Francuzami, będącymi najbliższym sojusznikiem pewnie nie dałoby się by tak pogrywać. Ponadto nie jestem pewien na jaki nabój były karabiny dostarczone do prób. Akurat w tym samym czasie Hotchkiss zaliczył brzydką wpadkę z ckm-em M1914, który na zamówienie Polaków został przekonstruowany na nabój 7,9x57. Przerobione karabiny oznaczone wz.1925 okazały się niezbyt udane (gorsza celność, większa liczba zacięć, szybkie zużywanie się części). Nie wiadomo więc jak wypadłaby przeróbka rkm-u Hotchkissa. Niby Turcy go używali w tym kalibrze, ale jaką mieli o nim opinię, tego nie wiem (turecki karabin zasilany był ze sztywnej taśmy).
  4. Hej Przepraszam, cię ale to są puste slogany: Nie no skąd. Oczywiście że niepotrzebna. Przecież powszechnie wiadomo że wieśniacy z jakichś tam Gaci czy Zagaci to są prymitywni ludzie 2. kategorii, gorszy sort, po co im jakieś tam kostki, jak mogą chodzić po staremu po błocie w gumofilcach. Wg GDDKiA to pierwsze to nie jest prawda http://www.gddkia.gov.pl/pl/a/12052/Polskie-autostrady-budowane-sa-za-srednia-europejska Co do jakości trudno mi się wypowiadać, gdyż nie jestem praktykującym kierowcą. Hmm a w jaki sposób ten regres się wyraża? Nie jest to znowuż "moja działka", prawnikiem nie jestem, ale spotkałem się z opinią, że tzw. ustawa Wilczka nie byłaby sprzeczna z prawem europejskim i mogłaby obowiązywać i dzisiaj. https://www.wprost.pl/148698/Sadowski-wprowadzmy-ustawe-Wilczka
  5. Ręczna broń ppanc podczas II WŚ

    Trochę się "wygła" Mocną stroną rosyjskich "rusznic" czy karabinów ppanc. był bardzo dobry nabój 14,5x114. Skonstruowano go pod koniec lat 30. właśnie z myślą o tego rodzaju broni, potem poprawiano jeszcze co prawda przez kilka lat, produkcja seryjna ruszyła w 1941. Konstruktorom udało się dość dobrze "utrafić" z energią, powstał nabój na tyle mocny, że zapewniał sensowną zdolność przebijania pancerza (na poziomie mocnych pocisków 20 mm w rodzaju 20x138B) a zarazem na tyle słaby, że dało się skonstruować do niego karabin o sensownej masie około 20 kg lub nawet poniżej. Pierwszą bronią na te naboje, przyjętą na uzbrojenie w 1939 była rusznica ppanc. Rukawisznikowa. Karabin był samopowtarzalny, zasilany z 5-nabojowego wymiennego magazynka zakładanego z lewej strony, działał na zasadzie odprowadzenia gazów. W porównaniu z późniejszymi rusznicami był trochę cięższy (24 kg) ale za to krótszy (1775 mm - a np. PTRS miał 2200) co też nie jest bez znaczenia z punktu widzenia ergonomii. Mimo oficjalnego zatwierdzenia, produkcja rusznicy Rukawisznikowa jednak nie ruszyła. Po części wpłynęło na to przeciążenie wyznaczonej fabryki bieżącymi pracami (w tym samym czasie wdrażany był u nich pistolet masz. PPD), po części zaś znany rozkaz wydany w maju 1940 przez marsz. Kulika, o tym, że Niemcy wprowadzają na uzbrojenie w przyspieszonym tempie ciężkie czołgi ze 100 mm pancerzem i w efekcie należy wstrzymać prace nad lekką bronią ppanc. bo to bez sensu. Poza tym Armia Czerwona nastawiała się raczej na działania ofensywne, podczas których rola takiej broni jak rusznice ppanc. jest niewielka, przydają się one głównie w obronie, a ten rodzaj działań był raczej wówczas marginalizowany. Gdy Niemcy zaatakowali ZSRR w czerwcu 1941 zaraz się okazało że jedno i drugie założenie było błędne. Po pierwsze trzeba się było właśnie bronić i to w warunkach niedostatku własnej artylerii, która masowo traciła sprzęt w pierwszych dniach wojny. Po drugie, chociaż faktycznie Niemcy mieli już sporo czołgów z pancerzem 60-70 mm odpornych na takie rusznice, to jednak masowo używano także starszych modeli z 30 mm pancerzem, które odporne nie były. W lipcu 1941 pospiesznie wdrożono program budowy rusznicy ppanc., powierzając to zadanie zespołom Diegtiariewa i Simonowa. Karabin miał być samopowtarzalny i na naboje 14,5x114 które właśnie zaczęto robić masowo. Diegtiariew miał swoje tradycyjne problemy z układem zasilania i ostatecznie postanowił ukończyć swą broń jako 1-strzałowy półautomat: mechanizm wykorzystujący długi odrzut lufy powodował po strzale otwarcie zamka i wyrzucenie łuski; strzelec musiał ręcznie załadować nowy nabój i zamknąć zamek. W efekcie jego broń wyszła dosyć lekka (17,3 kg) i prosta w produkcji. Simonow wykorzystał mechanizm z odprowadzeniem gazów, wzorowany na swoim karabinie automatycznym AWS; jego rusznica była zasilana z 5-nabojowego magazynka stałego (niewymiennego) umieszczonego pod komorą zamkową. Po pospiesznie przeprowadzonych próbach już w sierpniu 1941 zadecydowano o przyjęciu do uzbrojenia obu karabinów. Z tym że produkcję PTRD zaczęto wdrażać natychmiast, PTRS natomiast czekały jeszcze we wrześniu próby porównawcze z ulepszonym karabinem Rukawisznikowa wz.39. PTRS wypadł w nich trochę lepiej, jeśli chodzi o mechanizm - mniejsza wrażliwość na zapylenie, ponadto karabin Rukawisznikowa miał pewne problemy z mechanizmem przy strzelaniu z dużym kątem podniesienia. Ponadto Simonow przewidział możliwość szybkiego rozkładania PTRS do transportu na dwie części: lufę z rurą gazową i podstawą i komorę zamkową z kolbą, przez co ta duża długość nie dawała się aż tak we znaki. Tym co jednak zadecydowało ostatecznie była mniejsza liczba części w PTRS i mniejsza liczba roboczo-godzin na wykonanie karabinu. Tak więc to karabin Simonowa trafił do produkcji. Za rosyjską wiki PTRS produkowany był do 1945 roku, wykonano łącznie 190.615 szt. Produkcję PTRD zakończono wcześniej (grudzień 1944) po wypuszczeniu 281.111 egzemplarzy. EDIT: w nawiązaniu do wcześniejszego posta o rusznicy ppanc. Boys postanowiłem wkleić linka do pewnego amerykańskiego bloga, jaki niedawno znalazłem. Sprawa dotyczy aukcji sprzed paru lat więc nie będzie to chyba uznane za ogłoszenie komercyjne . Otóż na aukcji tej wystawiono karabin Boys przerobiony przez amerykańską firmę TRW pod koniec lat 60. na broń doświadczalną do testowania amunicji strzałkowej. Rusznica została przekalibrowana na naboje 12,7x99 (niejako "z powrotem" - był to pierwszy nabój, z jakim kpt. Boys eksperymentował w połowie lat 30.). Zastosowano jednak lufę z gładkim przewodem (niegwintowaną). Prędkość początkowa pocisku wynosiła 4500 fps (1372 m/s). Strzałka o masie 11,9 g wykonana była z uranu i wystrzeliwana w plastykowym sabocie. W bliżej nieokreślonych warunkach przebijała ona pancerz stalowy grubości 2 cali (51 mm) lub 2 stopy betonu (61 cm). Marne natomiast było skupienie, co niestety jest typowym problemem przy strzałkach: z odległości 600 y (549 m) rozrzut dla 10 strzałów wynosił 6-8 stóp (1,8-2,4 m). http://www.thefirearmblog.com/blog/2009/02/24/50-bmg-flechette-rifle/ Tu jeszcze o naboju: http://cartridgecollectors.org/cmo/cmo06jan.htm
  6. Hej Dodam, że duńskie wojsko używało ich w dosyć ciekawej konfiguracji, jako swego rodzaju "lekkiego niszczyciela czołgów" w postaci motocykla Nimbus 750 z działkiem zamontowanym w przyczepce (wózku bocznym). Ogień można było prowadzić bądź po zdemontowaniu działka i osadzeniu go na standardowej trójnożnej podstawie, bądź też bezpośrednio z motocykla, siedząc czy leżąc za nim na ziemi. Z tego co wiem w 1940 stosowano ten drugi sposób, Duńczycy otwierali ogień z zasadzek na poboczach dróg, oddawali kilka szybkich strzałów, po czym siadali na motocykle i natychmiast odjeżdżali, zmieniając stanowisko.
  7. Starzec jest to szacowny jedna z pierwszych broni automatycznych w ogóle. Sam mechanizm został zaprojektowany przez Madsena może nawet wcześniej niż karabin Maxima, około 1883 roku, chociaż realna broń "w metalu" powstała później - karabin samopowtarzalny M1888, a taki rkm jak na obrazku to w 1902 bodajże. Mechanizm, dodałbym, nieco dziwaczny, coś pomiędzy krótkim a długim odrzutem lufy. Po wystrzale lufa cofa się najpierw wraz z zamkiem i dosyć szybko następuje odryglowanie - to byłby krótki odrzut lufy, gdyby nie to że po odryglowaniu lufa nie zatrzymuje się lecz nadal cofa się wraz z zamkiem na sporej jeszcze drodze. Potem lufa zatrzymuje się, zamek cofa się dalej aż osiąga skrajne tylne położenie (ale już sam - jakby to było wraz z lufą to byłby długi odrzut), po drodze następuje jeszcze ekstrakcja łuski, następnie zamek wraca pod działaniem sprężyny powrotnej, zabiera po drodze nowy nabój, ładuje go gdy dojeżdża do lufy, razem z lufą dalej porusza się do przodu, po drodze rygluje się i wreszcie cały zespół ruchomy powraca w skrajne przednie położenie. Mechanizm jak widać skomplikowany, z tego co kojarzę Madsen raczej nie grzeszył niezawodnością, niemniej przez lata była to jedyna chyba broń typu rkm-u, więc dosyć się rozpowszechnił - wiki podaje, ze używano go w 34 krajach, do 1942 był nawet produkowany (dla Niemców w okupowanej Danii). Na uzbrojeniu zaś przetrwał do początków XXI wieku - specjalna jednostka brazylijskiej policji czy żandarmerii BOPE (stan Rio de Janeiro) używała ich jeszcze w 2008 czy 2009. Pamiętam, że widziałem na youtubie film z ich akcji przeciwko jakimś gangom narkotykowym, co skończyło się totalną bitwą, nie mogę go jakoś teraz jednak znaleźć. Tu są jakby slajdy z tego filmu:
  8. Z pewną nieśmiałością powiedziałbym, że chyba to nie jest ta Breda co w podpisie, lecz niemiecki lotniczy km MG 15 w takiej "erkaemowej" konfiguracji. Nie wchodząc już w kwestie organizacyjne, oddziały naziemne formowane przez Luftwaffe często i na dużą skalę wykorzystywały przerobioną broń lotniczą. A MG 15 były dosyć łatwo dostępne, bo w czasie wojny wycofywane były z uzbrojenia pokładowego i zastępowane bardziej szybkostrzelnymi MG 81 lub w ogóle bronią wielkokalibrową.
  9. Tak jest, w tej wersji (karabinek kawaleryjski) Carcano miał zamocowany na stałe składany bagnet. Spotyka się niekiedy takie rozwiązanie. Miały je np. kb systemu Mosin, a z nowszych rzeczy np. samopowtarzalny karabinek Simonowa SKS.
  10. Lotnicze działka i karabiny maszynowe

    hej Będzie krótko bo zarobiony jestem ale nie wytrzymałem i musiałem coś napisać. MG 151 zaczęło swą karierę jako wkm kal. 15 mm na bardzo fajne i mocne naboje 15x96 (prędkość początkowa ok. 900 m/s). Jednak już od 1937 firma Mauser opracowywała to jako broń dwukalibrową: drogą wymiany lufy, kilku drobnych elementów i regulacji mechanizmu wkm można było przekształcić w 20 mm działko na naboje 20x82, niezbyt tym razem mocne (prędkość początkowa ok. 800 m/s dla Minengranate i ok. 700 m/s dla pozostałej amunicji) ale za to o większej sile rażenia (więcej materiału wyb.). Tę odmianę oznaczono MG 151/20. Broń działała na zasadzie krótkiego odrzutu lufy, występowała w wersji z zapłonem mechanicznym oraz elektrycznym. Powodowało to konieczność produkcji dwóch rodzin amunicji, naboi ze spłonką elektryczną oraz klasyczną działającą na uderzenie. Elektryczny zapłon był bardzo korzystny w przypadku instalacji synchronizowanych ze śmigłem (bardzo ułatwiało to konstrukcję synchronizatora), Niemcy zastosowali go też w popularnym wkm-ie MG 131. Wersja 15 mm weszła do użytku w 1940, wersja 20 mm w rok później. Dosyć szybko Luftwaffe oceniła, że amunicja większego kalibru jest bardziej efektywna i ogromną większość działek dostarczono w konfiguracji MG 151/20. Działko to było dosyć mocno rozpowszechnione, w pewnym momencie chyba wszystkie niemieckie myśliwce miały je w swym uzbrojeniu. Powstała też do niego ogromna rodzina amunicji, od cienkościennych Minengranate, poprzez klasyczne pociski odłamkowe i ppanc. aż po rozmaitą rzadko spotykaną egzotykę: pociski zapalające z trifluorkiem chloru, pociski z zapalnikiem FlAZ reagującym na wnikanie cieczy (eksplodowały w momencie wbicia się w zbiornik paliwa), pociski z ciekłym materiałem wybuchowym Myrol i inne różności (mój faworyt to pocisk z gazem łzawiącym w skorupie od Minengranate, trudno w zasadzie powiedzieć po co to miało być, ale pomysł zabawny). Pewną liczbę MG 151/20 (kilkaset szt.) dostarczono do Japonii. Uzbrojone w nie były niektóre wersje myśliwca Ki 61 Hien (Tony). Działko to montowano też na myśliwcach włoskich (Macchi C.205, Fiat G.55, Reggiane Re.2005) oraz jednej z wersji rumuńskiego IAR-81. Amerykanie testowali kopię wersji 15 mm pod nazwą T17, jednak nie wdrożyli jej do służby. Po wojnie MG 151/20 pozostawało chyba do lat 70. na uzbrojeniu we Francji, głównie jako pokładowa broń śmigłowców. Wraz ze śmigłowcami Alouette III działko trafiło do Portugalii oraz do Republiki Południowej Afryki. W RPA (firma Vektor) opracowano na jego podstawie własne działko GA 1, użytkowane do dzisiaj, oraz bardzo ciekawą rodzinę broni Vektor GAMA opartą o wspólne elementy mechanizmu oraz wymienne lufy i zamki dostosowane do różnych naboi kal. 12,7 - 20 mm.
  11. "Strychnina Berga" - wymysł, zasłona dymna czy...?

    Dzięki za link! Tak, to chyba to ostrze, które widziałem w muzeum. Wykorzystanie gumy arabskiej jako nośnika dla alkaloidu także zasługuje na uwagę, dowodzi pewnej znajomości przedmiotu, tak to faktycznie należałoby preparować (np. żelatyna też mogłaby być). Niemniej tak jak pisałem wcześniej, to jest specyficzna broń, raczej narzędzie zabójstwa/skrytobójstwa. Może np. rosyjscy tajni agenci mogliby jej używać, ale po co żandarmom taki wynalazek? Może to jednak o naszych chodzi, nie Rosjan, sztyletnicy itp. sprawy, walczące podziemie itp. to się chyba zwało Żandarmeria Narodowa?
  12. "Strychnina Berga" - wymysł, zasłona dymna czy...?

    Chyba tak... na samą logikę, po co rosyjscy żołnierze mieliby używać skomplikowanej zatrutej broni? Gdyby namierzyli jakichś powstańców czy kogoś z niepodległościowej konspiracji, to przecież mogliby ich zwyczajnie schwytać i po pokazowym procesie powiesić w majestacie prawa. Szkoda że nie masz rysunków tego ustrojstwa. W jakimś muzeum (X Pawilon?) przed laty widziałem ostrze używane przez "sztyletników". Klinga miała wyraźnie zaznaczony kształt "strzałki", z zadziorami mającymi utrudnić zapewne wyjęcie jej z rany. I chyba faktycznie pokryta była takimi małymi nacięciami jakby, na całej powierzchni, wtedy myślałem że dokładnie w tym samym celu (utrudnienie cofnięcia ostrza). O truciźnie nic tam w opisie nie było, to bym zapamiętał na pewno. Z tym, że chyba nie miała 10 cali (25 cm), ani klinga ani nawet cała broń, raczej wyraźnie mniej.
  13. Breda M1937 to kolejny włoski dziwoląg, fakt że tym razem juz nie tak bardzo pokręcony. Ponoć w porówaniu z karabinami Fiat miał dosyć dobrą opinię, w kazdym razie był wyraźnie mniej zawodny, a na plus podobno bardzo łatwy i przyjazny w rozkładaniu i składaniu. Więc nawet jak się coś posypało, to te zacięcia łatwo było usuwać. Mechanizm miał taki bardziej klasyczny, odprowadzenie gazów, i ryglowanie przez przekoszenie zamka w płaszczyźnie pionowej. Strzelał tym samym mocnym nabojem 8x59 wprowadzonym we Włoszech w latach 30. Niestety nie obyło się bez mechanizmu do oliwienia naboi, co zazwyczaj źle wróży. Tym bardziej, że Włochom przyszło prowadzić wojnę w dość nieprzyjaznych warunkach, na pustyniach Afryki Pn., gdzie przecież narażenie na zapylenie i zapiaszczenie jest szczególnie duże. Osobliwością był układ zasilania tej Bredy, coś jakby sztywna taśma, ale nierozłączna, więc może raczej rodzaj ładownika (na 20 naboi), który w trakcie strzelania przesuwał się z jednej strony broni na drugą. Jeszcze większą osobliwością był mechanizm, który nie wyrzucał łusek lecz ładował je z powrotem do tej taśmy-ładownika. Nie dość, że było to kolejnym źródłem zacięć (gdy łuska np. przekrzywiła się przy ponownym wsuwaniu w taśmę), to jeszcze przysparzało dodatkowej roboty amunicyjnemu, który przed ponownym załadowaniem wystrzelanych taśm musiał najpierw powyjmować z nich łuski. Co autor miał tutaj na myśli to wręcz trudno mi powiedzieć, czemu to wszystko miało służyć. Wersją rozwojową była Breda M1938 - czołgowy karabin maszynowy, stosowany też jednak na podstawie polowej. Przekonstruowano w nim dosyć mocno komorę zamkową, wprowadzono chwyt pistoletowy zamiast tylców, a przede wszystkim zmieniono ten chory układ zasilania: zastosowano klasyczny magazynek pudełkowy (łukowy) na 24 naboje, zakładany od góry.
  14. Ja tu już kiedyś o nim pisałem, jakoś w zeszłym roku na jesieni. W skrócie Fiat M1935 był zmodyfikowaną i ulepszoną wersją chłodzonego wodą Fiata M1914. Zmieniono w nim kaliber - strzelał dosyć mocnym nabojem 8x59, a M1914 nabojem 6,5x52 od karabinów Mannlicher-Carcano - oraz układ zasilania, na normalną taśmę (w M1914 był taki dziwaczny układ, jakby magazynek na 50 naboi ładowany łódkami od Carcano). Pozostał natomiast dosyć dziwny i niezbyt chyba udany mechanizm, coś jakby połączenie krótkiego odrzutu lufy z zamkiem półswobodnym: zamek nie był w klasyczny sposób ryglowany przez jakieś "zahaczenie" o lufę, ale lufę i zamek łączył element stanowiący część komory zamkowej. Karabin miał raczej opinię zawodnego, skłonnego do zacięć i awarii. Zdaje mi się też, że w którymś z nich był ten układ oliwiący naboje podczas ładowania - albo był w M1914 a w M1935 go zlikwidowano, albo na odwrót.
  15. Artyleria

    Hej No nie jest. Ale zapewne przebiegało to inaczej, najpierw skonstruowano armatę do celów nazwijmy to taktycznych, a potem jak już była przestarzała, przekwalifikowano ją na miotacz do wyrzucania liny. Ona w ogóle trochę mało wygląda na półautomat, chyba nie ma oporopowrotnika, a bez tego trudno jakiś mechanizm uruchamiać (chociaż oczywiście można)...
  16. Hej No wiesz, zawsze jest kłopot, jak musisz wyprodukować coś co mógłbyś kupować gotowe Amerykanie to z tego co wiem radzili sobie raczej nieźle. Nawet po utracie Filipin pozostał im drugi wielki dostawca, Ameryka Południowa. Opanowali też w końcu technologię i produkowali kauczuk syntetyczny kilkoma metodami (w tym podobną do tej polskiej), w ilości setek tys. ton rocznie. To powiedzmy sobie jest mocne uproszczenie Kauczuk to ogólnie jest taki polimer - polibutadien. Z tym że ściślej jest to kopolimer butadienu np. ze styrenem i innymi różnościami. Sam polibutadien też w zasadzie daje coś w rodzaju gumy, tylko zbyt miękkiej do większości zastosowań. Te metody o których tu mowa dotyczyły właśnie pozyskiwania butadienu. Można go pozyskiwać po prostu z produktów petrochemicznych, chociaż nie ma go tam za dużo. Można przez katalityczne odwodornienie butanu i to chyba najpopularniejsza metoda. Większość produkcji amerykańskiej w czasie II wojny chyba właśnie na tym bazowała. I można przez odwodnienie alkoholu etylowego na katalizatorach w postaci tlenków metali (metoda wymyślona przez Rosjanina Lebiediewa w 1910, na niej właśnie bazowała polska technologia KER). A jako, że ten alkohol produkowano z ziemniaków, stąd historia, że kauczuk był z ziemniaków robiony... I można jeszcze z acetylenu (tak robili Niemcy i chyba też Amerykanie mieli jedną instalację). Ale to w ogóle dosyć żmudne jest, a jeszcze w tamtych czasach...
  17. Ręczna broń ppanc podczas II WŚ

    No i cóż zrobić, jak chcemy mieć broń dużej mocy... Widać, że autor zdawał sobie z tego problemu sprawę: lufa Boysa cofała się po strzale (amortyzator sprężynowy). Była też wyposażona w hamulec wylotowy. Amortyzator był także elementem podstawy. Ponadto kolbę wyposażono w grubą poduszkę. No i karabin był też dość ciężki (16,3 kg bez magazynka) co także ogranicza odrzut. Dla porównania rosyjski 14,5 mm karabin PTRD wz.1941 ważył mniej więcej tyle samo, a strzelał nabojem 14,5x114 o energii około dwukrotnie większej niż boysowy .55 Kynoch (14x99B). Co prawda PTRD był półautomatem i część energii cofającej się lufy zużywał na otwarcie zamka i ekstrakcję łuski, ale dużo tego na pewno nie było. Za to miał o jeden amortyzator mniej (w podstawie). Jeśli dało się z tym żyć, to pewnie i z Boysem dramatu nie było.
  18. Ręczna broń ppanc podczas II WŚ

    Czy ja wiem... pod kątem prostym przebijał 19 mm z 500 y (457 m) i 23 mm ze 100 y (91 m) - jak na rok 1937 to były chyba zadowalające parametry. A w czasie wojny postęp w konstrukcji czołgów sprawił, że wszystkie w zasadzie karabiny ppanc. stały się nieefektywne, jedne wcześniej drugie później.
  19. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    Kryla pamiętam również w postaci takiej pasty ("pasztet z kryla"? nie jestem pewien na 100%, generalnie takie smarowidło do chlebka). Dosyć mi to smakowało. Jak sobie potem jednak czytałem po latach, problem z krylem polegał na tym, że zawierał zbyt dużo fluoru, jak na produkt do spożycia przez ludzi, i wymagał w związku z tym odpowiedniego przetwarzania, co podnosiło koszty. W związku z tym przetwarzano go głównie na mączkę paszową. Z tych PRL-owskich klimatów mile wspominam jeszcze jeden wyrób, o którym chyba tu już kiedyś pisałem przy jakiejś okazji: kiełbaski leszczyńskie (parówki leszczyńskie). Nie wiem co wspólnego miały z Lesznem (czy leszczyną ?), te które pamiętam produkowały zakłady drobiarskie w Niepołomicach. Były z rozdrobnionego mięsa drobiowego (więc coś jak parówki), dosyć ostro przyprawione pieprzem itp. i produkowane bez dodatku barwnika - przez to nie były różowe, ale miały taki dosyć brzydki brunatno-szarawy kolor. Może dlatego nie były zbyt popularne (za to były bez kartek), mnie jednak bardzo smakowały. Po 1989 na pewien czas zniknęły (zakłady w Niepołomicach też już zresztą nie istnieją) ale od paru lat znowu pokazują się tu i ówdzie i nawet ostatnio w jednym małym sklepiku spoż. na peryferiach Krakowa trafiliśmy z braciszkiem na kiełbaski leszczyńskie. Tym razem produkowane były jako mrożonka, smakowo jednak okazały się dość zbliżone do tych ze wspomnień z dzieciństwa.
  20. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    Hej Przyznam, że fanem paprykarzu szcz. nie jestem, chociaż nieraz oczywiście zdarzało mi się go jeść. Bardzo smakuje mi natomiast podobny produkt - sałatka rybna "Neptun". Niestety nie wiem, czy ma ona równie szacowną i ciekawą historię. Przypuszczam jedynie, że jej geneza może być pokrewna. Pamiętam ją w każdym razie z jeszcze z dzieciństwa, musiała już istnieć w połowie lat 70. Jest to dosyć podobna kombinacja rozdrobnionego mięsa rybiego, warzyw i pikantnych przypraw, jednak w odróżnieniu od paprykarzu szcz. nie zawiera owego "wypełniacza" w postaci ryżu czy kaszy.
  21. Czołgi

    To bardziej skomplikowane. Nie mogę teraz tego znaleźć ale pamiętam że kiedyś dawno widziałem gdzieś rysunki, takie XIX-wieczne ryciny, przedstawiające sekwencję, jak ta konna wersja wieży Gruson funkcjonuje. Jeśli się nie mylę, nie było tam dźwigu. Zobacz, jak wygląda to, na czym wieża spoczywa na tym wozie - jak wycinek toru z 2 szyn. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, to jakoś tak było, że przez zdemontowanie przednich czy tylnych kół całość ustawiała się ukośnie, tak że ten tor łączył się z torem na stanowisku ogniowym. I wieża była jakoś opuszczana w taki sposób, że zjeżdżała po tym torze, albo też była po nim wciągana na wóz.
  22. Czołgi

    Ale to nie są czołgi, w żadnym tego słowa rozumieniu. To jest forteczna wieża artyleryjska, o tyle ciekawa że mobilna. Poruszała się po szynach ułożonych w wykopie o takiej głębokości, że umożliwiał prowadzenie ognia. Dzięki temu miała znacznie większe pole ostrzału, mogła "upilnować" większy odcinek linii obronnej. Można ją było np. szybko przetoczyć na miejsce szturmu przeciwnika itp. Wieżyczka miała też wersję "bezszynową", przewożoną konnym zaprzęgiem na specjalnym wozie - to są właśnie te na zdjęciach które wrzucił gregski. Ale z wozu nie można było strzelać! Służył tylko do transportu wieży na stanowisko bojowe (czy z jednego stanowiska na drugie, w opisany wyżej sposób).
  23. Pierwsze zapałki

    Na początku XIX w. powstały zapałki chemiczne - pokryte masą pirotechniczną na bazie chloranu potasowego. Zapalały się po zanurzeniu w ampułce ze stężonym kwasem siarkowym. Nie było to za wygodne, ale w miarę niezawodnie działało. Krótko potem gdzieś lara 20. lub 30. XIX w. wymyślono zapałki fosforowe - łebki ich zawierały biały fosfor pokryty warstewką izolującą przed dostępem powietrza, przy potarciu warstwa ta ścierała się i w kontakcie z powietrzem następował samozapłon. Te zapałki stwarzały niebezpieczeństwo samozapłonu, gdy powiedzmy ze starości warstwa izolująca zaczynała sama odchodzić, ponadto z uwagi na toksyczność fosforu bywały narzędziem samobójstwa czy zabójstwa. Obecny układ, masa chloranowa na łebku i masa z czerwonym fosforem na drasce, wynaleziono gdzieś w połowie XIX wieku.
  24. Totolotek

    Zasady ustalania wysokości wygranych były za PRL-u trochę inne. Poza bardzo krótkim okresem na samym początku (1957) przez cały czas obowiązywało administracyjne ograniczenie wysokości wygranych 1.stopnia do 1 mln zł. W latach 80. ze względu na inflację zaczęto stopniowo podnosić tę granicę, ale kiedy i do jakiej wysokości, tego nie jestem w stanie sobie przypomnieć. W jaki sposób dzielono nagrody też niestety nie wiem. Wiem tyle, że w przypadku braku wygranej 1. stopnia ten milion był dzielony pomiędzy te wygrane 2. stopnia i niższych. Jeśli 5-tek było niewiele, to wypłata za nie mogła być wówczas bardzo solidna, kilkanaście-kilkadziesiąt tys. Co do losowania w sobotę, wiem tyle, że wcześniej (do 1984) było tylko 1 losowanie w tygodniu, w niedzielę, i właśnie w 1984 przeniesiono je na sobotę.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.