Speedy
Użytkownicy-
Zawartość
1,097 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Speedy
-
Za portalem Money.pl "Szef MON przekonuje, że przy obecnym stanie zagrożenia dla Polski należy rozważyć szybsze procedury zakupów dla armii. W praktyce może to oznaczać realizowanie ich z pominięciem korzyści dla naszego przemysłu, czyli bez umów offsetowych." Nieco dziwna deklaracja ze strony pana ministra; bo wszak niedawne zerwanie kontraktu na śmigłowce Caracal było uzasadniane przez MON właśnie nie dość korzystną umową offsetową zawartą przez poprzedni rząd.
-
Widzę że wcięło mojego posta więc jeszcze raz dodam, że z tego co wyszperałem w necie feralny (?) pocisk przeszedł NAD głównym pasem pancernym pod takim kątem że z tym 10 cm pancerzem dał sobie jeszcze radę
-
Szczerz mówiąc takie założenie wydaje mi się dosyć kosmiczne i nierealne. Okręt liniowy to coś, czego nie można szybko zbudować skrycie gdzieś w piwnicy i z nagła zaskoczyć przeciwnika jego posiadaniem. Nie sposób ukryć takiej budowy, a trwa ona kilka lat. I to Brytyjczycy mieli większy od Niemców potencjał przemysłowy i doświadczenie w zakresie budowy takich jednostek. Jest więc mocno nieprawdopodobne założenie, że Brytyjczycy wiedząc o budowie w Niemczech serii nowych pancerników nie zareagowaliby w adekwatny sposób, rozbudową własnej floty liniowej.
-
Z. Flisowski w książce "Burza nad Pacyfikiem" w podsumowaniu rozdziału o bitwie pod Kuantan pisze: "Korpusy japońskiej 22. Floty Powietrznej odniosły nad brytyjskimi pancernikami zwycięstwo szybkie i druzgocące, za cenę trzech zestrzelonych spośród 85 atakujących maszyn. " A wg mnie jest: brak automatycznych działek kal. ok. 35-45 mm, działka 20 mm nieliczne jak na okręt tej wielkości, większość w dodatku na pojedynczych ręcznie poruszanych stanowiskach, tylko 2 poczwórne zestawy w elektrycznie obracanych wieżach. PoW miał 4 zestawy po 8 działek 40 mm w elektrycznie obracanych wieżach. Może i nie rewelacja, ale dużo lepiej niż Bismarck. Tyle że i ataki japońskie na brytyjski zespół były potężniejsze, niż brytyjskie ataki na Bismarcka. O przewadze liczebnej była tu już mowa, dodam więc jeszcze tylko, że samoloty japońskie były szybsze i nowocześniejsze. Typowa prędkość ataku torpedowego dla samolotu Swordfish wynosiła 167 km/h, samolotów japońskich - 333-378 km/h. Dotyczy to jednak nie tylko ognia z tych małych automatów. Od końca 1942 rozpoczęły się dostawy dla USNavy pocisków do ciężkich dział plot (127 mm, potem i 76 mm i in.) wyposażonych w radiowy zapalnik zbliżeniowy VT. Zwiększyło to skokowo efektywność ognia plot. Pierwszy przypadek zestrzelenia wrogiego samolotu tą amunicją miał miejsce 5.01.1943 (USS Helena trafił japoński samolot drugą salwą).
-
Chyba nie; strona https://www.bismarck-class.dk podaje, że dozbrojono go w czerwcu 1942.
-
Z drugiej strony na pełnym morzu, gdy okręt ma swobodę manewru, trafienie weń jest bez porównania trudniejsze. Dysproporcja między małokalibrową artylerią plot. Bismarcka w 1941 a Tirpitza w 1944 jest dosyć drastyczna. O ile ciężka artyleria była taka sama - 16 dział 105 mm - to ich rolą jest obrona przed bombowcami operującymi na dużej wysokości, przeciwko manewrującym nisko lecącym celom ich efektywność była słaba (do czasów wynalezienia zapalnika zbliżeniowego, ale tego Niemcy się w czasie wojny nie dorobili). Małokalibrową artylerię w obu przypadkach stanowiło 16 dział 3,7 cm SK C/30 - były to archaiczne i dziadowskie półautomaty, ręcznie ładowane pojedynczymi nabojami przez obsługę. Tyle że podwójnie sprzężone i zamontowane w stabilizowanych wieżach no i tej obsługi też było całe stado, chyba z 7 osób, więc szybkostrzelność krótkotrwała z takiej wieży wynosiła 60-80/min - czyli powiedzmy sobie uczciwie nadal bardzo słabo. No i do tego dochodził automatyczne działka 20 mm - broń bardziej już efektywna, co prawda o nie tak już wielkiej donośności skut. (ze 2 km) ale to jest właśnie ten dystans na który trzeba się zbliżyć by efektywnie zaatakować torpedą. Niemcy mieli je dwóch wersjach (2 cm C/30 o szybkostrzelności 280/min czyli nie za dużej i C/38 - 480/min, bardziej już do rzeczy) i w dwóch rodzajach instalacji: pojedyncze naprowadzanie ręcznie i poczwórne zestawy z napędem elektrycznym. I dopiero to powiedzmy była naprawdę groźna broń. Bismarck miał wedle wszelkiego prawdopodobieństwa 20 takich działek: 12 pojedynczych i 2 zestawy po 4, broniące sektora rufowego. Tirpitz u szczytu (lato '44) miał ich 84(!) - 18 poczwórnych zestawów i 12 pojedynczych.
-
To też nie jest do końca prawda. Gdzieś tak do końca lat 40., może nieco dłużej, pancerniki miały swoją "niszę ekologiczną", unikalne zdolności, których nie było czym zastąpić. Była to możliwość zwalczania innych okrętów - w tym także pancerników wroga - w dzień i w nocy, w dowolnych w zasadzie warunkach atmosferycznych. Lotnictwo długo jeszcze nie miało takich zdolności; mniejsze okręty nie poradziłyby sobie z pancernikami wroga; okręty podwodne musiałyby liczyć na farta: do czasów wynalezienia napędu jądrowego (pomijam tu inne egzotyczne wynalazki w rodzaju turbiny Waltera) "ubooty" nie były w stanie ścigać nikogo pod wodą. W zasadzie to nawet statki handlowe były od nich szybsze. Dlatego atak na okręt nawodny wymagał przede wszystkim wielkiej dozy szczęścia: żeby cel napatoczył się na takim kursie i przy takiej prędkości, żeby możliwe było zajęcie pozycji do strzału. Oczywiście jeśli dana flota była silna i utrzymywała bardzo liczne okręty podwodne (jak np. Amerykanie) to szansa że któremuś trafi się taki pomyślny układ była większa. Jeszcze pod koniec lat 40. eskadra pancerników NATO liczyła chyba z 10 jednostek. Co do zatopienia Hooda, wybuch w komorach amunicyjnych wieży X jest raczej bezsporny. Wg obecnego stanu wiedzy zaczął się on w magazynach artylerii przeciwlotniczej 102 mm i stamtąd rozprzestrzenił się na magazyny głównego kalibru. Ponieważ działo się to podczas wymiany ognia z Bismarckiem, ponieważ stało się to moment po nakryciu 5. jego salwą, ponieważ w poprzedniej 4. salwie Hood oberwał trafienie, które wywołało niewielki pożar na pokładzie (prawdopodobnie amunicji plot.40 mm, prawdopodobnie bez związku z późniejszą eksplozją magazynów - bardzo szybko został ugaszony lub samorzutnie wygasł) - jest wielce prawdopodobne że również ten fatalny w skutkach wybuch został spowodowany trafieniem niemieckiego pocisku. Kontrowersje dotyczą tego, że sytuacja była dynamiczna, okręty zbliżały się do siebie, Hood wykonywał zwrot i nie wiadomo dokładnie w jakiej pozycji znajdował się w momencie trafienia. A przy niektórych kombinacjach odległości i kątów niemieckie pociski nie były w stanie przebić jego pancerza. Stąd takie "egzotyczne" teorie - że trafienie wywołał pocisk "nurkujący" który po przejściu pewnego dystansu pod wodą przebił burtę pod głównym pasem pancernym; że to było trafienie z Prinz Eugena, który strzelając z większej odległości miał większą szansę trafić pod większym kątem w pokład (to raczej nieprawda), że to w ogóle nie była kwestia trafienia tylko wypadek/ awaria/ błąd obsługi wieży X który doprowadził do wewnętrznej eksplozji... więcej jeszcze tego było. Ale generalnie zazwyczaj najlepsze są proste wyjaśnienia: moim zdaniem to było po prostu trafienie z Bismarcka, a kombinacja owych odległości i kątów była taka, że akurat tak szczęśliwie (a nieszczęśliwie dla Brytyjczyków) "weszło".
-
FRAGMENTACJA!!! Chyba nie sądzisz, że ten pocisk składa się tam w środku z powrotem z kawałków w jedną całość...
-
Trochę dziwne te liczby. "Allies" wygląda raczej jakby to sam RAF był; w kwietniu '45 mieli na stanie ponad 10 tys. samych myśliwców w Europie. link Oczywiście część mogła być niesprawna, w remontach itd. No i mgło się już zacząć przerzucanie sił na Daleki Wschód. I ciekawe co po stronie Rosjan policzono jako "strategic aircraft". Produkowali oni tylko 1 typ ciężkiego 4-silnikowego bombowca, Pe-8 (TB-7), w mikroskopijnych jednak ilościach (przez całą wojnę 93 szt., w służbie nigdy nie było jednocześnie więcej niż 30-kilka). W Dalnoj Awiacji służyły zaś głównie stare bombowce Ił-4 (DB-3), coś na poziomie Wellingtona czy He 111, otrzymywane z Lend Lease bombowce taktyczne A-20 i B-25, a nawet przebudowane na bombowce samoloty transportowe Li-2/PS-84/C-47/DC-3/ jak go tam zwać.
-
Proszę o pomoc - wartość rubla 1940-1945
Speedy odpowiedział bababa → temat → Pomoc (zadania, prace domowe, wypracowania)
Może dobrze byłoby tłumaczyć takie rzeczy. Język rosyjski nie jest dzisiaj zbyt popularny, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia. CENTRALNY KOMITET WYKONAWCZY ZSRR, RADA KOMISARZY LUDOWYCH ZSRR, POSTANOWIENIE z 10 lipca 1926 roku "O ZASADACH WYWOZU, PRZESYŁKI I PRZEKAZYWANIA WARTOŚCI PIENIĘŻNYCH ZA GRANICĘ" "5. Wywóz i przesyłka za granicę banknotów Banku Państwowego ZSRR, państwowych bonów skarbowych ZSRR i monet metalowych, a także wystawionych w walucie ZSRR czeków i innych dokumentów płatniczych, z wyjątkiem wymienionych w art.4, jest zabroniony. Uwaga. Rada Pracy i Obrony, na wniosek Ludowego Komisariatu Finansów ZSRR, może ustanawiać odstępstwa od przepisów niniejszego artykułu w odniesieniu do sąsiednich państw na wschodniej granicy ZSRR. " "4. Wywóz i przesyłka za granicę wystawionych w walucie ZSRR czeków i innych nakazów płatniczych na rachunki bieżące, otwierane w instytucjach kredytowych ZSRR specjalnie dla rozliczeń w handlu zagranicznym (rachunki handlu zagranicznego) i na rachunki zagranicznych korespondentów w instytucjach kredytowych ZSRR (rachunki "Łoro") jest dozwolony bez ograniczenia sumy." EDIT Widzę, że w międzyczasie sam już streściłeś to postanowienia. Ale pomyślałem że jednak wrzucę i pełne tłumaczenie tego fragmentu, ot tak, na wszelki wypadek. -
Hmm ja słyszałem inną wersję, która jest z tym nieco sprzeczna (oczywiście nie twierdzę absolutnie że to prawda). Gdy po śmierci Breżniewa zaczęła się walka o władzę, podobno skłócone frakcje doszły do tymczasowego porozumienia, żeby na I sekretarza wybrać Jurija Andropowa. Cierpiał on na ciężką chorobę nerek i wiadomo było, że ma przed sobą najwyżej kilka lat życia. Każda z grup uważała,że do tego czasu wzmocni się, zawrze nowe sojusze i będzie mieć większe szanse w kolejnym rozdaniu. Ale Andropow umarł trochę za szybko (po kilkunastu miesiącach sprawowania władzy) i nic się do tego czasu nie rozstrzygnęło. Postanowiono powtórzyć więc ten sam manewr - nowym I sekretarzem został Konstantin Czernienko, także ciężko chory (płuca). Ten zmarł jeszcze szybciej, nieco ponad rok po objęciu władzy, więc znowu nic to nie zmieniło. Tyle, że zaczęło to wyglądać karykaturalnie, że co i raz władca ZSRR pada trupem, co jeden to szybciej, co i samemu państwu dobrze nie wróży. No i wybrano reformatora Gorbaczowa, który był w dobrym zdrowiu i młodszy (żyje zresztą do dzisiaj).
-
Hej W sąsiednim wątku o detektorze fal emitowanych przez silniki samochodowe kwestia atakowania linii zaopatrzeniowych wzbudziła zainteresowanie, pomyślałem więc że założę o tym osobny temat. Przy okazji pisania posta o minowaniu narzutowym w jeszcze innym temacie, znalazłem na pewnym forum (Axis History) wzmiankę na temat taktyki blokowania dróg przez amerykańskie lotnictwo podczas wojny koreańskiej, za pomocą bomb/min M83. Postanowiłem więc napisać tu o niej. Dla przypomnienia, albo dla poinformowania osób mniej obeznanych z uzbrojeniem lotniczym: bomba odłamkowa M83 Butterfly Bomb o wagomiarze 4 funtów (1,8 kg) wprowadzona została do uzbrojenia w 1944. Była ona w zasadzie kopią niemieckiej bomby SD 2 z przełomu lat 30/40. Od oryginału różniła się nieco mniejszymi wymiarami i drugorzędnymi cechami konstrukcji. Także zastosowane w niej zapalniki były oparte na konstrukcji zapalników niemieckich i różniły się pomniejszymi szczegółami, jak np. inne nastawy czasu w zapalnikach czasowych. Podobnie jak u "Niemca" dostępne były 3 rodzaje zapalników: - M129: zapalnik podwójnego działania (uderzeniowe/czasowe z krótką zwłoką). Przy działaniu uderzeniowym zapalnik, jak łatwo zgadnąć reagował przy uderzeniu bomby w ziemię czy jakąkolwiek przeszkodę. Przy funkcji czasowej, zapalnik detonował 2 - 2,2 s po odbezpieczeniu; w tym przypadku warunki zrzutu dobierano tak, by wybuch nastąpił ok. 10 m nad ziemią. - M130: zapalnik czasowy z długą zwłoką (10-60 min z 10 min interwałem). - M131: zapalnik "minowy", odbezpieczał się do końca przy upadku bomby (a w zasadzie miny) na ziemię, a następnie reagował przy najmniejszym jej poruszeniu (nadepnięciu, najechaniu przez pojazd itp.). M83 zrzucana była w bombach kasetowych: M28 o wagomiarze 100 lb czyli 45 kg (24 szt. M83 w zasobniku M15) i M29 o wagomiarze 500 lb czyli 227 kg (90 szt. M83 w zasobniku M16). Podstawowy bombowiec taktyczny czasów wojny koreańskiej, B-26 Invader mógł zabrać maksymalnie 14 zasobników M16 czyli w tym przypadku 14 bomb M29 czyli 1260 bomb M83. fotka za stroną Inert-Org: Taktyka nocnego atakowania transportu samochodowego, wprowadzona w sierpniu 1952, a więc tak bardziej już w końcowym okresie wojny, wyglądała następująco: 1) o zmierzchu, tuż przed zmrokiem myśliwce bombardujące "kraterowały" wybrane skrzyżowanie dróg głównych, czyli zrzucały bomby średniego wagomiaru z zapalnikami ze zwłoką, tak by eksplodowały one po zagłębieniu się w ziemię i by powstające w ten sposób kratery zatarasowały przejazd 2) tuż po zmroku dwa B-26 minowały przyległe drogi dojazdowe i boczne za pomocą M83, ustanawiając w ten sposób "pełnowartościową" blokadę 3) ok. 45 minut później i potem co ok. 45 minut w ciągu nocy pojedyncze B-26 w misjach rozpoznawczo-uderzeniowych penetrowały miejsce blokady i w razie napotkania "korków" z zatrzymanych tam pojazdów atakowały je bombami odłamkowymi. Każdej "lotnej" nocy, na sieci dróg głównych na południe od Phenianu i bocznych dróg do Wonsan starano się ustanawiać dwie większe i dwie mniejsze blokady. Na każdej z nich udawało się zniszczyć do 25 pojazdów. We wrześniu 1952 zniszczono w tym rejonie (a w każdym razie zgłoszono zniszczenie) 2167 pojazdów.
-
Bombardowanie szlaków komunikacyjnych
Speedy odpowiedział Speedy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Jeszcze jeden motylkowy trop, dzięki kolegom z forum BOCN. Zdjęcie przedstawia 3 tzw. "kanistry" - pojemniki z różnego rodzaju ładunkiem, stanowiące elementy zasobnika kasetowego Gladeye. Był on przenoszony przez samoloty USNavy na początku lat 60. ub.w. Zasobnik składał się z belki nośnej, mieszczącej elektroniczne i elektroniczne komponenty systemu oraz pironaboje wyrzucające, 7 takich kanistrów, a także przedniej i tylnej owiewki, nadającej całości aerodynamiczne kształty. Jak widzimy, pierwszy z prawej kanister, często błędnie opisywany w sieci jako "napalmowy", zawiera właśnie "motylki" M83. Jest ich widocznych 10 w jednej warstwie; sądząc po rozmiarach kanistra, mieści on najpewniej dwie takie warstwy czyli 20 bomb, a cały Gladeye - 7 x 20 = 140 bomb. Do Gladeye faktycznie istniał kanister napalmowy, ale zbudowany był całkiem inaczej: cały stanowił jeden pojemnik z napalmem, a nie z mniejszą, napalmową amunicją. Cały zaś Mk.17 Gladeye wyglądał tak: (zdjęcia z sieciowej kolekcji China Lake Alumni http://www.chinalakealumni.org oraz skyhawkowej strony http://a4skyhawk.info) -
Po czym rozróżniamy samoloty cywilne od wojskowych
Speedy odpowiedział secesjonista → temat → Historia sztuki wojennej i broni
No, ale to jednak nie takie proste. Większość samolotów, które wymienił Razor, projektowana była z takim założeniem, że większość drogi pokonają one z prędkością poddźwiękową, dopiero w "sąsiedztwie" celu wykonają 2-machowy "skok" (supersonic dash), trwający około 30 min, aby pokonać najsilniej broniona strefę, przeprowadzić atak i zwiać. Tymczasem samoloty w rodzaju Concorde i Tu-144 rozwijały owszem również ponad 2 Ma (jakieś 2100-2200 km/h), ale mogły utrzymać taką prędkość przez długi czas (do wyczerpania paliwa, czyli powiedzmy rzędu 3 godz.) Z wymienionych, jedynie M-50 i B-70 miały podobne cechy, zdolność do długotrwałych lotów naddźwiękowych. M-50 miał jednak dosyć słabe, zastępcze silniki, bo docelowych jakoś nie udało się skończyć, rozwijał niecałe 2000 km/h max. i przelotową jakieś 1500-1600, a więc dużo mniej niż Concorde. Niemniej była to prędkość naddźwiękowa i mógł ją utrzymać przez kilka godz. B-70 był w stanie długotrwale utrzymywać prędkość 3 Ma (jakieś 3200 km/h), jednak on z kolei nie był "czystym" samolotem, lecz po części falowcem (waverider) - wykorzystywał wytwarzaną przez siebie falę uderzeniową, spiętrzającą się na płaskiej dolnej powierzchni kadłuba i bloku gondoli silnikowych do generowania dodatkowej siły nośnej w locie z dużą prędkością. Jakkolwiek 3 Ma to jeszcze nie jest tak do końca strefa prawdziwego surfingu - ta rozciąga się dalej, przy prędkościach większych o połowę albo lepiej kilkakrotnie, wtedy już nawet skrzydeł nie potrzeba zbytnio mieć - to jednak w porównaniu z układem aerodynamicznym rozmaitych Concordów oznacza to wielką różnicę.- 13 odpowiedzi
-
- lotnictwo cywilne
- lotnictwo wojskowe
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Po czym rozróżniamy samoloty cywilne od wojskowych
Speedy odpowiedział secesjonista → temat → Historia sztuki wojennej i broni
To jednak nie te czasy. Nie przerobisz Concorde na bombowiec. Od biedy mógłbyś zbudować samolot z tym samym płatem i być może zespołem napędowym ale odmiennym, "bombowym" kadłubem - ale ja bym się wahał przed nazwaniem tego "przeróbką". Podstawowy ból jest taki, że samoloty pasażerskie mają przestrzeń ładunkową w górnej części kadłuba, a pod nią znajdują się rozmaite ważne rzeczy. A bombowiec wolałby mieć odwrotnie, komorę bombową w dolnej części kadłuba, ze zrozumiałych względów. Ciężko jest obejść ten problem (praktycznie totalna przebudowa kadłuba) i dlatego takich przeróbek się za bardzo nie spotyka. Można by się zastanowić nad układem w którym pociski nuklearne wyrzucane są do góry, ma to pewne zalety (ataki z małej wysokości) i rozwiązanie takie rozważano w latach 50-60. wielokrotnie - nawet prozaiczny Su-24 jeszcze jako projekt T-58 miał mieć takie ustrojstwo. Ale to też nie takie łatwe, osłabienie konstrukcji mnóstwem luków wyrzutni, przemieszczenie środka masy w miarę wystrzeliwania pocisków, konwencjonalnych bomb też za bardzo by się nie dało tak miotać... Bo druga opcja to pociski czy bomby podwieszane zewnętrznie pod skrzydłami czy kadłubem, ewentualnie w jakichś opływowych zasobnikach. Ale w przypadku tak szybkiego samolotu jak Concorde lepiej byłoby bardzo wstrzemięźliwie podchodzić do zewnętrznych podwieszeń. O ile wiem, Rosjanie rozważali wojskowa wersję Tu-144, miał to jednak być samolot walki radioelektronicznej /zwiadu elektronicznego, a więc problem komory bombowej nie był tutaj zbyt istotny.- 13 odpowiedzi
-
- lotnictwo cywilne
- lotnictwo wojskowe
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Tego nie wiem; nie bardzo już nawet szczerze mówiąc pamiętam, skąd zaczerpnąłem informacje do tego co pisałem 7 lat temu :). Interesowałem się wtedy tą sprawą w związku z wojną partyzancką w Missouri. Rzeczywiście masz rację, wygląda na to że było trochę inaczej. Z braćmi Ford konspirowali gubernator Thomas T. Crittenden oraz szeryf James Timberlake i marszal Henry H. Craig, którzy wcześniej ścigali już gang Jamesów-Youngerów. Za zabicie Jesse Jamesa obiecano Fordom ułaskawienie oraz 10.000$ nagrody (wg innej wersji po 5000 za każdego z braci James). Oczywiście to śmierdząca sprawa, władza nie może sobie ot tak spiskować w celu skrytobójczego zabicia jakiegoś faceta, choćby i niebezpiecznego bandyty. Po śmierci Jamesa gubernator oficjalnie wszystkiemu zaprzeczył, Fordów owszem ułaskawił, ale jak podaje wiki wypłacono im tylko drobną część nagrody, większość otrzymali Timberlake i Craig.
-
Ejże, pocisków HEAT to chyba do tego nie było. Tę rolę pełni u Brytyjczyków właśnie HESH. Były za to, oprócz APDS, wprowadzone później APFSDS. I był pocisk dymny z białym fosforem (WP) oraz kartacz (Canister). Ideałem byłby uniwersalny pocisk do wszystkiego, ale oczywiście tak się nie da. Niemcy w swej 120 mm armacie Rheinmetall zakładali początkowo tylko dwa rodzaje pocisków: ppanc. APFSDS (u nich zwany wtedy KE - Kinetische Energie) oraz kumulacyjny HEAT, pełniący też rolę pocisku odł.-burz. (zwany MZ - Mehrzweck - wielocelowy, wielozadaniowy, coś w tym rodzaju). Nie jestem pewien czy był już w nim ten chytry zapalnik z funkcją "graze" - zagłębiania się - czy dodali go dopiero Amerykanie w swojej wersji tego pocisku oznaczonej M830 HEDP (High Explosive Dual Purpose - burzący podwójnego przeznaczenia, a później MPAT - Multipurpose Anti Tank). Zapalnik ten rozróżnia sytuację uderzenia w twardą przeszkodę - wtedy następuje natychmiastowa detonacja dla uzyskania optymalnego efektu kumulacyjnego - oraz w przeszkodę miękką, w tym przypadku detonacja następuje z krótką zwłoką, po zagłębieniu się pocisku w przeszkodę. Ale nie podobała im się taka duża różnica w balistyce: podkalibrowy (zwany u nich później KEP - Kinetic Energy Penetrator) miał te swoje 1500-1600 m/s a HEDP 1100. No i zrobili nowy MPAT M830A1, mimo podobnego oznaczenia kompletnie inny, podkalibrowy, żeby było śmieszniej, a ponieważ był lżejszy to miał prędkość pocz. 1340 m/s i tę trajektorię już bardziej podobną. I jeszcze jeden miał bajerek, opcjonalny zapalnik zbliżeniowy na podczerwień (ta funkcja musiała być ręcznie odblokowana przez ładowniczego) wprowadzony z myślą o strzelaniu do śmigłowców w zawisie. Na jego podstawie opracowano jeszcze taki przeciwbetonowy M908 Obstacle Defeating Round, zastępując ten czołowy zapalnik zbliżeniowy stożkowatą kształtką z litej stali, pozwalającą na efektywne wbijanie się w przeszkody. No i Amerykanie zrobili jeszcze kartacz M1028 (z wolframowymi lotkami).
-
Teraz nie pomogę, bo jeszcze w pracy siedzę a tu mam takie rzeczy poblokowane. Może jutro lub w długi weekend. Tu cię tak do końca nie zrozumiałem. Wydaje mi się, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Współcześnie stosowane automaty ładujące dają ładowniczemu możliwość wybrania dowolnego naboju z magazynu. Czyli jak ma ich kilka rodzajów no to też ma wybór. Nawet chyba stare T-64 tak miały - 3-4 rodzaje naboi i programowanie automatu przy napełnianiu magazynu, w której jego "kasecie" co jest. Na ile się orientuję, Armata ma karuzelowy automat umieszczony pod wieżą, na wzór wcześniejszych rosyjskich czołgów. Być może jest tam taka różnica ("chodziły" takie rysunki) że zarówno pociski jak ładunki miotające są w nim ułożone pionowo. Ważne jest co innego, przedział bojowy jest tam bezzałogowy. Załoga zajmuje miejsce w przodzie wozu, oddzielona od przedz. boj. pancerną ścianką, i stamtąd zdalnie steruje wieżą, uzbrojeniem itd. korzystając z obrazu transmitowanego z przyrządów obserwacyjnych i celowniczych w wieży. Co do jakichś zaawansowanych zabezpieczeń, paneli wybuchowych itp. nic niestety nie wiadomo. No ale powiedzmy przy typowo rosyjskiej sytuacji wybuchu ładunków miotających zapewne cała wieża zostanie wyrwana, jako taki swego rodzaju panel dobra, to taka złośliwość była moja tylko. Ogólnie to nie jest zły pomysł, projekty koncepcyjne takiego rozwiązania pokazywały się chyba jeszcze w l. 70., fajnie że ktoś to zrobił. Czego bym się czepnął... oczywiście rosyjskiej bylejakości (spektakularne awarie wektroniki unieruchamiające czołg na pokazach i defiladach). A z takich innych rzeczy, może jednak warto byłoby założyć z powrotem system przedmuchiwania lufy. Nie zrobiono go, bo po co, w bezzałogowym przedziale nikt się przecież nie zaczadzi. Ale na filmikach ze strzelań widać masę dymu wydobywającego się po strzale wszelkimi szczelinami, spod wieży itp. Po większym starciu czy ćwiczeniach goście będą kubłami stamtąd sadze wygarniać...
-
Znaczy w Abramsie to chyba się samo robi. Ładowniczy naciska nogą przycisk otwierający drzwiczki, a jak go zwolni to drzwi się zamykają. W Leo 2 nie wiem szczerze mówiąc.
-
Z czołgów które wymieniłeś jedynie rosyjski T-90 i francuski Leclerc mają mechanizm automatycznie ładujący armatę nabojami dosyłanymi z magazynu. T-90 strzela w tempie około 8-9/min, Leclerc do 12/min. Pozostałe z wymienionych czołgów mają armaty ładowane ręcznie przez ładowniczego. Tak więc trudno tu mówić o jakiejś ustalonej szybkostrzelności - zależy ona od warunków fizycznych ładowniczego, jego wyszkolenia, zmęczenia... Orientacyjnie przyjmuje się, że wyszkolony ładowniczy jest w stanie strzelać ze 120 mm armaty na scalone naboje szybciej od automatu w T-72 (a T-90 jest jego wersją), a 2 - 3 strzały oddać w tempie nawet ponad 10-12/min. Ale dotyczy to właśnie tylko kilku strzałów, potem jak się zmęczy to już działa wolniej. Z Challengerem jest jeszcze troszkę inaczej. On ma armatę rozdzielnego ładowania: oddzielnie wkłada się pocisk, oddzielnie pojemnik z ładunkiem miotającym, oddzielnie zapłonnik (ale jego można nie liczyć w zasadzie - zapłonniki podawane są automatycznie z magazynka w obsadzie zamkowej na 10 bodajże sztuk czy 15, więc tylko co te 10 czy 15 strzałów trzeba wymienić ów magazynek). Czyli niby powinno być wolniej, ale nie tak do końca. Bo jednak ładuje się lżejsze i krótsze przedmioty; i zdaje się też że Challenger ma taki podajnik wspomagający ładowanie - układa się na nim pocisk a mechanizm pakuje go do lufy. Brytyjczycy twierdzą, że da się strzelać w tempie 6-10/min. "Jakaś" osłona magazynu amunicji to zawsze jest, no nie? Przypuszczam, że bardziej chodziło ci o zabezpieczenie załogi przed wybuchem/pożarem amunicji. Najdoskonalsze pod tym względem rozwiązanie zastosowano w amerykańskim M1. Główna część zapasu amunicji przechowywana jest w magazynie (w zasadzie to są dwa oddzielne magazyny po 18 naboi) w tyle wieży, za pancerną ścianką z drzwiczkami otwieranymi przez ładowniczego tylko na kilka sekund dla wyjęcia naboju i zamykającymi się automatycznie zaraz potem. Płyty pancerne nad magazynem są celowo słabiej umocowane i stanowią tak zwane "panele wybuchowe" czy wydmuchowe (blow-out panels). W przypadku zapalenia się amunicji skok ciśnienia powoduje wyrwanie tych paneli i swobodny wypływ gazów spalinowych na zewnątrz, a nie do przedziału bojowego. I jeszcze kilka naboi (8 chyba) jest w magazynie w kadłubie, również oddzielonym pancerną ścianką, z automatycznymi drzwiami i panelami wybuchowymi. Gorzej nieco jest w Leopardzie 2. Część amunicji (15) jest w magazynie z tyłu wieży, zabezpieczonym podobnie jak w M1 (pancerna przegroda i drzwiczki, panele wybuchowe). Reszta (27) jest w magazynie z przodu kadłuba, obok kierowcy, w indywidualnych pancernych rurach. Tu już nie ma paneli wybuchowych. Leclerc ma podobnie. 22 naboje są w magazynie automatu ładującego z tyłu wieży (pancerne drzwiczki, panele wybuchowe), pozostałe 18 w przodzie kadłuba - tu nie jestem pewien jak są zabezpieczone, chyba tylko indywidualne gniazda rurowe jak w Leo 2. Challenger ma naboje w indywidualnych gniazdach w pancernych pojemnikach i zdaje się w dodatku "mokrych" (z podwójnymi ściankami wypełnionymi wodą dla zmniejszenia ryzyka pożaru). Ale niestety nie jest to tak dobra ochrona, bo one są jednak wciąż w przedziale załogi. W incydencie typu friendly fire w 2003 w Iraku jeden Challenger ostrzelał innego, trafiając go pociskiem HESH w strop wieży (być może też w otwarty właz). Odłamki pancerza (a może też gazy wybuchowe przez otwarty właz) wywołały pożar i wybuch amunicji. 2 członków załogi zginęło, 2 pozostałych odniosło ciężkie obrażenia. W automacie ładowania rosyjskiego T-72 (T-90 to kolejna jego wersja) znajdują się 22 naboje, w obrotowym magazynie - podajniku pod wieżą. Nie są one oddzielone od załogi. Pozostałe 21 porozrzucano po kątach. Najwięcej jest w magazynie z tyłu przedziału bojowego za wieżą, trochę z przodu z prawej strony i jeszcze kilka naboi z przodu z lewej. Stąd niestety te koszmarne eksplozje rosyjskich czołgów, regularnie powtarzające się przy niemal każdym trafieniu z przebiciem pancerza.
-
Czuję się w obowiązku dopisać coś o pocisku Pomeroy. Chociaż wyjaśnienie jakie znalazłem nie przekonuje mnie specjalnie, wcale nie wiem czy taki był mechanizm całego procesu, to wypada się chyba tą informacją podzielić. Otóż było to zrobione tak, że w pocisku znajdowała się nitrogliceryna zaadsorbowana na porowatym materiale w rodzaju bibuły. Ten swoisty dynamit był tak zbilansowany że miał bardzo niską wrażliwość i nie wybuchał przy wystrzale. Ale gdy pocisk przeszedł przez gwint lufy i uzyskał ruch obrotowy, NG ulegała "odwirowaniu" z bibuły i w postaci ciekłej gromadziła się na ściankach wewnętrznych płaszcza. W momencie uderzenia w przeszkodę ta warstewka ciekłej NG była na tyle wrażliwa, że eksplodowała. Cóż, może i tak... Jeśli faktycznie Pomeroy jako tako eksplodował o te płócienne balony i sterowce no to kto wie. Bo przy porządnym uderzeniu to ja bym obstawiał, że NG/dynamit bibułowy był ściskany między ołowianym rdzeniem z tyłu a wgniatającym się czepcem z przodu i od tego wybuchał.
-
Jutlandia - nawiększa bitwa morska
Speedy odpowiedział Andreas → temat → Działania na morzach i w koloniach
Powiedziałbym, że coś było nie tak już na etapie projektowania Wspomniane okręty były tzw. krążownikami liniowymi (battlecruiser). Był to brytyjski pomysł z początku wieku: okręt wielkości pancernika i z podobną artylerią główną, mający większą prędkość i zasięg dzięki rozbudowanej siłowni, ale kosztem wyraźnie słabszego opancerzenia. Zasadniczo miały służyć do polowania na wszystkie słabsze i starsze krążowniki, a starcia z pancernikami raczej unikać. Ale też pełniły rolę szybkiego skrzydła floty liniowej, prowadząc rozpoznanie, pościg, tak że i tak starcia z pancernikami były nieuniknione. Te które eksplodowały w bitwie jutlandzkiej (w kolejności wylatywania w powietrze): - około 16 HMS Indefatigable oberwał trafienia w rufę 2-3 pociskami 280 mm z niemieckiego krążownika liniowego Von der Tann z odległości 11,8 km. Prawdopodobnie doszło wówczas do eksplozji w komorach amunicyjnych wieży rufowej i zniszczenia dna okrętu; Indefatigable odpadł z szyku i zaczął tonąć w przegłębieniu na rufę. W tym momencie spadła na niego jeszcze jedna salwa - trafiona została przednia nadbudówka i dziobowa wieża. Tym razem ewidentnie doszło już do eksplozji amunicji, dym, płomienie i fragmenty konstrukcji zostały wyrzucone wysoko w powietrze. Z 1019 osób załogi uratowały się 3. - o 16:26 HMS Queen Mary wymieniająca ciosy z niemieckim krążownikiem liniowym SMS Derfflinger z odległości 13,2 km została trafiona pociskiem 305 mm w dziób, co spowodowało eksplozję komór amunicyjnych wieży A (zapewne potem także pozostałych). Okręt przełamał się i szybko zatonął. Zginęło 1266 marynarzy, uratowano 18. - o 18:30 HMS Invincible został trafiony również przez Derfflingera lub przez bliźniaczy okręt Lützow. Pocisk wypatroszył wieżę Q (na śródokręciu) przebijając jej przednią część i wyrywając dach, i doprowadził do eksplozji jej magazynów, która przełamała okręt. Invincible zatonął w ciągu kilkudziesięciu sekund; Zginęło 1026 marynarzy, uratowało się 6 (w tym co ciekawe jedna osoba z personelu wieży Q!) W przeciwieństwie do brytyjskich, niemieckie krążowniki liniowe nie były aż takie ekstremalne i miały jednak w miarę sensowny pancerz. Dla porównania: - Invincible i Indefatigable miały maksymalną grubość psa burtowego 152 mm, a czoła wież i barbety - 178 mm, pokład max. 64 mm - Queen Mary, troszkę nowszy miał maksymalną grubość psa burtowego a także czoła wież i barbety równe 229 mm, pokład również 64 mm - Von der Tann, rówieśnik w przybliżeniu Indefatigable'a miał pas burtowy max. 250 mm, czoła wież 230 mm - Derfflinger miał 300 mm pas burtowy i 270 mm czoła wież (za to pokład zdaje się jakiś zupełnie symboliczny) Hood, mimo że formalnie też klasyfikowany jako battlecruiser, miał już ten pancerz w miarę przyzwoity: pas burtowy max. 305 mm, czoła wież max.381 mm, barbety max. 305 mm, pokład niestety nadal słaby (76 mm). Walczący z nim Bismarck radykalnie grubszy miał tylko pokład (100-120 mm), pas burtowy grubszy był nieznacznie (320 mm) a czoła wież miały 360 mm. -
He he, no a nie? Gdyby nie chińska interwencja, to byłoby po Kimie. Po kontrataku z września 1950 wojska ONZ kontrolowały w pewnym momencie 90% Korei Pn. Chińska ofensywa rozpoczęta w listopadzie zepchnęła je daleko na południe, pozbierali się jednak i kontratakowali. W lipcu 1951 front ustalił się na płn. od 38. równoleżnika i rozpoczęły się rozmowy pokojowe - co i raz zrywane i dochodziło do starć, ale już o lokalnym charakterze, mającym na celu "uporządkowanie" linii frontu (np. zajęcia jakiegoś wzgórza z którego wróg miał wgląd w pozycje przeciwnika) - generalnie wygrywanych przez oddziały ONZ. he he, no a nie? Ilekroć dochodziło do konfrontacji z amerykańskim wojskiem, to Północni zbierali bęcki. Słynna ofensywa Tet, propagandowo wygrana przez komunistów, pod względem wojskowym zakończyła się klapą, a Vietcong praktycznie przestał istnieć (potem jego rolę pełniły jednostki specjalne armii Północnego Wietnamu). Dopiero w dwa lata po wycofaniu się Amerykanów Północ zebrała dość sił, by pokonać Wietnam Południowy w błyskawicznej kampanii.
-
W 1945 siły ZSRR na froncie wschodnim liczyły około 6 mln. Alianci zachodni byli mniej liczni (4,5 mln), co jednak w pewnym stopniu mogli nadrabiać większą ruchliwością z uwagi na nieporównanie większy stopień zmotoryzowania swoich wojsk (ciekawy przykład: 1. Dywizja Pancerna gen. Maczka, jednostka PSZ licząca etatowo ok. 15 tys. ludzi miała nieco ponad 5 tys. samochodów różnego rodzaju; całe Ludowe Wojsko Polskie mające wiosną 1945 ponad 330 tys. ludzi dysponowało ponad 12 tys. samochodów). O wiele nowocześniejsza była też artyleria Zachodu, dysponująca samobieżnymi działami i własnym lotnictwem do korygowania ognia. Ponadto w tej hipotetycznej wojnie po stronie aliantów zach. wzięłyby zapewne udział jakieś oddziały niemieckie. Trudno powiedzieć ile alianci mogliby (i chcieliby) ich sformować w sensie liczebności, ale nawet jakby ich tylko wykorzystać do zadań tyłowych to już byłoby sporo. W lotnictwie z kolei było na odwrót: Rosjanie dysponowali około 15 tys. samolotów, Alianci zachodni ok. 21 tys. w dodatku generalnie mocniejszych i nowocześniejszych niż rosyjskie. Sądzę, że nie - raczej utknęliby dość szybko w środkowych Niemczech. Wąskim gardłem zaopatrzenia rosyjskiego frontu była Polska, przez którą prowadziły wówczas w zasadzie tylko 4 linie kolejowe wschód-zachód. Większość mostów została zniszczona w toku działań wojennych, nieliczne odbudowano prowizorycznie. Niewiele wcześniej, wiosną 1945 lotnictwo aliantów zachodnich zdołało praktycznie sparaliżować niemiecką sieć kolejową, nieporównanie gęstszą i bardziej rozbudowaną, niż ta w Polsce, przez systematyczne, wielokrotnie ponawiane ataki na węzły kolejowe, mosty i same pociągi. Należy przypuszczać, że odcięcie Rosjanom zaopatrzenia nastąpiłoby w podobny sposób. Kolejny słaby punkt to przeprawy przez Odrę, których Rosjanie nie byli w stanie obronić nawet przed rachityczną Luftwaffe. Mosty saperskie i pontonowe były regularnie niszczone, a Rosjanie regularnie je odbudowywali - zaś Niemcy nie mieli już dość samolotów i paliwa by im w tej odbudowie przeszkadzać. Z aliantami zachodnimi byłoby jednak inaczej - dysponowali oni znacznie większymi zasobami i mogliby sobie na to pozwolić. Z drugiej zaś strony Rosjanie nie byliby w stanie poważnie zagrozić alianckim liniom zaopatrzenia. Nie dysponując lotnictwem strategicznym ani silną flotą nie byliby w stanie operować przeciwko atlantyckim szlakom komunikacyjnym, brytyjskim czy europejskim portom. ... Aż do momentu przebazowania do Europy jakichś jednostek B-29. Z Londynu do Moskwy jest jakieś 2500 km (z baz na kontynencie, np. w Niemczech setki km bliżej). Promień działania wspomnianego bombowca to jakieś 2600-2800 km. Faktycznie natomiast czy dałoby się na masową skalę prowadzić ataki na tak odległe cele... na pewno nie od razu, nie od samego początku.
-
Dlatego też wątek zatytułowany jest "Stalin atakuje zachód...". On się akurat nie musiał nadmiernie przejmować tym, na co chęć ma jego społeczeństwo. He he, gdyby Stalin ocenił, że ma szanse na podbój Europy Zachodniej lub przynajmniej sporego jej kawałka - całych Niemiec, Danii, Benelux-u, Francji... to myślisz że wolałby zamiast tego Kuryle i Sachalin? Ale słusznie chyba ocenił że takich szans nie ma i na nowy konflikt się nie zdecydował.