Skocz do zawartości

jachu

Użytkownicy
  • Zawartość

    741
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jachu

  1. Ulubiony sportowiec

    Ogólnie rzecz biorąc, nie mam ulubionego sportowca. Lubię i cenie wielu amatorów zdrowego trybu życia, ale nie umiem wskazać tego ulubionego. Wielką sympatią darzę Tomasza Kuszczaka, bramkarza mojego ukochanego klubu - Manchesteru United. Chyba za to, że pomimo ostrych zakrętów i przykrych momentów w swojej karierze, udało mu się dostać do jednego z najlepszych klubów na świecie. Wierzę w to, że już od najbliższego sezonu Kuszczak będzie bronił bramki Manchesteru regularnie, a wielka nadzieja na to jest, bo sir Alex Ferguson już powoli przygotowuje Tomka do roli pierwszego bramkarza "Czerwonych Diabłów" 8)
  2. Człowiek roku 2007 w Polsce

    Rozumiem, że pan Adam angażuje się w ochronę przyrody jedynie wtedy, gdy mu jest wygodnie i kiedy może się pokazać medialnie. Bo w ostatnich tygodniach, gdy olej napędowy wyciekł do Wisły, gdy władze prosiły ekologów o wsparcie, to ci im odmówili. Czyżby tak naprawdę chcieli jedynie zaistnieć medialnie, a ochrona środowiska była dla nich jedynie odskocznią?U mnie zdecydowanie na pierwszym miejscu jest Leo Beenhakker przed Donaldem Tuskiem. Obaj osiągnęli ogromny sukces, z tym, że chyba Leo(n) Zawodowiec jednak większy.
  3. Książka, którą właśnie czytam to...

    Skończyłem HB-ka "Wyprawa Sycylijcka 415-413 p.n.e." Po dłuższej przygodzie z historią, postanowiłem zrobić sobie rpzerwę i sięgnąć po jakąś pozycję z szeroko rozumianej fantastyki i w tym celu wybrałem się do biblioteki. Na półce wypatrzyłem książkę "Elantris" Brandona Sandersona. Zapowiada się ciekawie. "Elantris ? gigantyczne, piękne, dosłownie promienne miasto, zamieszkałe przez dobrotliwe istoty, wykorzystujące swoje potężne zdolności magiczne, aby pomagać ludowi Arelonu. Każda z tych boskich istot była jednak kiedyś zwykłym człowiekiem, dopóki nie dotknęła jej tajemnicza, odmieniająca moc Shaod. A potem, dziesięć lat temu, magia zawiodła. Elantrianie stali się zniszczonymi, słabymi, podobnymi do trędowatych istotami, a sam Elantris okrył się mrokiem, brudem i popadł w ruinę. Shaod stała się przekleństwem. Nowa stolica Arelonu, Kae, przycupnęła w cieniu Elantris, a jej mieszkańcy starali się jak mogli, aby je ignorować. Księżniczka Sarene z Ted przybywa do Kae, aby zawrzeć polityczne małżeństwo z księciem korony Raodenem. Sądząc z korespondencji, mogła spodziewać się również, że odnajdzie miłość. Dowiaduje się jednak, że Raoden nie żyje, a ona uważana jest za wdowę po nim. Zarówno Teod, jak i Arelon są pod presją zagrożenia jako ostatnie pozostałe bastiony sprzeciwiające się imperialnym zakusom fanatyków religijnych z Fjordell. Sarene postanawia wykorzystać jak najlepiej swoją smutną sytuację i użyć wpływów, aby ukrócić machinacje Hrathena, fjordelskiego kapłana, który przybył do Arelonu, aby go nawrócić i podporządkować swemu panu i swemu bogu. Ani Sarene, ani Hrathen nie podejrzewali nawet prawdy o zniknięciu księcia Raodena, który padł ofiarą dziwnej choroby, uderzającej upadłych bogów Elantris i został zamknięty w mrocznym mieście. Jego próby stworzenia z nędzników zamkniętych wraz z nim rozpoczęło serię zdarzeń, które przyniosą nadzieję Arelonowi i być może nawet odkryją sekret samego Elantris"
  4. Matura z matematyką

    Tylko trzeba uważać, żeby nie przesadzić. Powołujesz się na przykład amerykański, a to właśnie w Stanach jest największy odsetek wtórnych analfabetów po dobrych szkołach i to właśnie w USA specjaliści w jakieś dziedzinie nie wiedzą co się wokół nich dzieje, np. pracownik administracji nie wie w jakim stanie żyje i nie wie kto jest prezydentem jego kraju... Czyli preferujesz brak myślenia? Bo tak wnioskuję z twojej wypowiedzi - nad zrozumienie przedkładasz zdanie, a nad wysiłek włożony w pracę nad zrozumieniem przedkładasz luźne podejście bez wysiłku i wszystko podane na talerzu, tylko po to aby zdać i zapomnieć, to... brak mi słów :? Jasne, a potem taki ktoś kupuje tapetę do nowej chałupy, a tu zonk, bo nie potrafi policzyć jaką powierzchnię mają ściany w tym pokoju i nie wie ile tapety kupić :mrgreen:Ja uważam, że i matematyka i poprawna polszczyzna są w życiu potrzebne. Owszem, można żyć bez dodawania, ale wtedy jest się dla mnie odpowiednikiem dziecka neo i jego pisowni. Rozumiem, że jesteś gotów swojemu przyszłemu dziecku, gdy poprosi cię o pomoc przy odrobieniu zadania, odpowiedzieć "tatuś jest głąb i Ci nie pomoże, bo tego nie rozumie"? :mrgreen: Tak naprawdę nie wiesz co cię jeszcze może spotkać w życiu i co w związku z tym może być ci potrzebne Jak uczyć się polskiego? Przecież już Jarpen pisał, że polskiego nie trzeba się uczyć, wystarczy przeczytać lektury i się zdaje bez problemów. Więc jak to jest? Bo w Polsce faworyzowani są humaniści. Nic dziwnego, że Politechniki prowadzą nawet trzecie nabory na studia, a takie kierunki po których nie ma pracy (np. filozofia) są oblężone - 10 osób na jedno miejsce, porównajcie sobie z 2,3 na informatykę.Na koniec też wysnuję dygresję. W końcu mówimy o maturze, a nie o teście do liceum. Jeżeli matury nie zda 50% uczniów, to co z tego? To egzamin jak każdy inny, czyli część musi nie zdać. Matura powinna sobą coś reprezentować, a obecnie tak łatwo ją zdać, że właściwie do niczego nie jest potrzebna. Obecny system edukacji tworzy masowo takich "humanistów", którzy tak naprawdę nic nie umieją, a swoim "humanizmem" wycierają brak wiedzy i ignorancję. Myślę, że wielu humanistów poradziłoby sobie z matmą, gdyby tylko ich do niej nie zrażano i nie wciskało na siłę jakie to trudne. Obecnie brakuje ludzi na kierunki ścisłe, bo wszyscy wolą iść na łatwiejsze humanistyczne. Jeśli się to nie zmieni, w Polsce zabraknie inżynierów i podobnych specjalistów i będziemy ich ściągać z Ukrainy i Kazachstanu. Matematyka na maturze jest konieczna, dopóki nie zmieni się system edukacji. Bo tłuc komuś matmę przez 12 lat do głowy, a potem odpuścić przyjmując, że zna tylko podstawowe działania, to moim zdaniem głupota. Proste działania na liczbach i geometria to maksymalnie dwa lata nauki... A co przez pozostałe 10 lat?
  5. Najlepsze książki o Rzymie

    :mrgreen:No cóż, nikt nie jest doskonały U mnie na półce stoi pozycja Zygmunta Kubiaka "Piękno i gorycz Europy. Dzieje Greków i Rzymian". Jest ładnie wydana przez wydawnictwo Świat Książki i tylko tyle mogę powiedzieć na jej temat. Nie czytałem jeszcze tej książki, bo nie miałem jeszcze czasu i sposobności, aby się z nią zapoznac
  6. Matura z matematyką

    I będzie więcej ludzi z wykształceniem, ale nic nie umiejących. Czyli notabene wytworzymy kolejną rzeszę bezrobotnych, dla których nie będzie miejsc pracy na rynku. A dlaczego MUSI? Polskiego na dobrym poziomie (takim, że umiesz się porozumiewać), nauczyłaś się w podstawówce, ewentualnie w gimnazjum. W szkole średniej są analizy, interpretacje, podejście historyczne itp. - słowem, dla przeciętnego człowieka rzeczy zbędne (z obecną wiedzą jaką masz z polskiego poradziłabyś sobie w życiu ). Jasne, ale nawet humanista będzie potrzebował czasem ile podatku może sobie odliczyć. Zresztą tu chodzi o coś znacznie ważniejszego - o zwiększenie odsetku osób udających się na kierunki ścisłe, bo teraz to wygląda tak, że wszyscy idą na prawo/socjologię/pedagogikę/filologię angielską, a na kierunki inżynierskie nikt. Za 15 lat może się okazać, że trzeba będzie do Polski sprowadzać specjalistów z Ukrainy, bo u nas to co najwyżej można będzie usłyszeć analizę najnowszego sondażu albo dowiedzieć się jak wychować dziecko :mrgreen: Matematyka zmusza do myślenia i przydaje się przez całe życie. Ja też przez 2 lata miałem beznadziejnego nauczyciela od matmy i nic nie rozumiałem, ale jak się człowiek weźmie do nauki, to zda. Widziałem nową maturę i oceniam, że na poziomie podstawowym jest jak najbardziej do zdania, miewałem trudniejsze sprawdziany w szkole średniej. Poziom rozszerzony jest już zdecydowanie trudniejszy, ale poziom rozszerzony nie jest dla każdego. Po maturze widać, że poziom nauki trzeba podnieść, bo nie jest dobrze. Matura będzie dobra jak obleje ją 50% ludzi. Dokładnie. Po co umiejętność napisania długaśnej rozprawki z polskiego o aspekcie narodowowyzwoleńczym w poezji romantycznej na przykładach komuś, kto godzinami woli badać związek spadających jabłek z działaniem hamulców samochodowych? 1) A ścisłowców nauczyciele traktują ulgowo? Wątpię, wszystkie analizy z polskiego przerobić muszą, a poziom jest często porównywalny lub taki sam jak w klasach humanistycznych.2) Nawet uczniowie wybierający się na studia humanistyczne powinni znać podstawy matematyki i umieć liczyć zadania w stresowych chwilach egzaminacyjnych. Dlaczego? Dlatego, że większość ludzi którzy idących na studia humanistyczne, nie nadaje się żeby w ogóle studiować. Myślę że maturę podstawową z matmy zdał bym bez problemu. Jak słyszę tych humanistów, co myślą, że Mickiewicz był w średniowieczu, a Juliusz Cezar był Grekiem, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Jarpen, masz olbrzymią wiedzę, źródłową i nie tylko. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Ale jesteś wyjątkiem. Trzeba promować ludzi takich jak ty, nie takich co tydzień przed maturą błagają o pomoc, jakby wcześniej nie mogli się wziąć za temat. Matematyka jest przydatna, bo ludzie biorący kredyt nie potrafią policzyć ile zapłacą odsetek. Gdyby ludzie liczyli, nie byłoby tyle oszustw i populizmu. Ja mam nawyk liczenia, więc wiem, że pozory mylą i coś co jest z pozoru tanie, może się okazać bardzo drogie.
  7. Najgorsze piosenki

    Najgorszej piosenki raczej nie mam, chyba że "Dary losu" :mrgreen: A ogólnie nie lubię muzyki jazgotliwej, ciężkiej i rąbanki. Wszelkie rodzaje zawierające w nazwie hard, trash, black, death, doom, horror, hardcore, acid, idustrial oraz większości zawierających tzw. "nu" są dla mnie kaleczeniem ucha i wywołują u mnie objawy somatyczne przy dłuższym kontakcie Oczywista, każdy rodzaj muzyki ma swoje wyjątki, których słucham z ukontentowaniem i nawet w black metalu i hip-hopie potrafię znaleźć coś co mi się spodoba, ale na przykład na równi stawiam rąbankę techniawę czy rąbankę metalową i zupełnie nie rozumiem niechęci jaką pałają do siebie przedstawiciele preferujący te dwa rodzaje muzyki, bo moim zdaniem mają więcej wspólnego niż taki wielbiciel popu i hip-hopu na przykład
  8. Podróże komunikacją miejską

    Ja od siedemnastego roku życia jeżdzę non-stop pociągami i autobusami :mrgreen: Kwestia przyzwyczajenia Czasem fajne akcje odchodzą z szamoczącymi się menelami, tylko trzeba uważać jak im się na pawie zbiera :mrgreen: A że nieraz wali ostro, to już niestety proza niemytego życia niektórych pasażerów Najgorszy jest fetor potu, kaca z gęby, uwalanych ubrań i stęchłych petów bez filtra zapewne :mrgreen: :mrgreen: Świetny klimat 8) W miejskich autobusach bardzo fajnie się rozmyśla o różnych rzeczach. Gdy na początku studiów chciałem poznać Szczecin, to bardzo często zdarzało mi się wsiadać do byle jakiego autobusu lub tramwaju i robić kółko po mieście :mrgreen: Szczecin to miasto całkiem spore, więc pełną pętlę zataczałem zazwyczaj w godzinkę z kawałkiem i wysiadałem sobie w punkcie wyjścia. Mandatów niezapłaconych miałem bodaj pięć, z czego cztery się przedawniły. Nie uciekałem nigdy przed kanarami. Przyjmowałem posłusznie mandat i go po prostu nie płaciłem. Kiedyś w nocy prowadziłem nachlanego kanara na autobus, bo nie wiedział gdzie iść. Sam mi wtedy mówił, że mam nie płacić, bo oni żerują tylko na strachliwych. Wystarczy spojrzeć jak formułowane są od nich listy :mrgreen: Choć w zeszłym roku przysłali mi ponaglenie za mandat z lipca 2005. Jakieś odsetki mi naliczyli :mrgreen: Chyba są niepoważni. Do końca pewny nie jestem, ale znajomy prawnik mówił, że to po 2 latach się przedawnia, a znajomy student prawa (teraz już pewnie prawnik), że po 3. Tak czy inaczej mam czyste konto :mrgreen: Być może za kilka miesięcy będę miał darmową komunikację miejską, bo ponoć od 18 litrów oddanej krwi można się wozić za free :mrgreen: To sobie wtedy pojeżdżę :mrgreen:
  9. Katarzyna II Wielka

    Katarzyna II Wielka, to niewątpliwie bardzo kontrowersyjna postać dla Polaków. Bo z jednej strony urodziła się w Szczecinie (choć to miasto w ówczesnym czasie było niemieckie, ale do dnia dzisiejszego przy Placu Orła Białego stoi rezydencja, w której urodziła się i spędziła młodzieńcze lata - Sophie Friederike Auguste zu Anhalt-Zerbst, czyli późniejsza caryca Katarzyna II), a z drugiej strony ingerowała w sprawy Polski, uczestnicząc najpierw w posadzeniu na polskim tronie Stanisława Augusta Poniatowskiego, a nastepnie biorąc udział w rozbiorach naszego kraju, sprawiając że Polska zniknęła z mapy Europy, a Polacy stracili niepodległość na długie 123 lata.
  10. Las Teutoburski

    Z tego co wiem, to przywódca trzech legionów (XVII, XVIII i XIX) - Warus był chciwym głupkiem, który nie przejmował się niczym innym, jak dbaniem o swoją kiesę. Dlatego też, zabrakło mu wyczucia i doświadczenia, gdy dawał się oszukać Arminiuszowi, zromanizowanemu germańskiemu księciu. Jak dziecko dał się wciągnąć w zasadzkę... A że Rzymianie przyzwyczajeni do prowadzenia wojen i bitew na otwartym terenie, niespecjalnie umieli walczyć w lesie, to dostali baty, a Warus popełnił samobójstwo.Skończył więc podobnie jak Krassus - dostając srogą nauczkę za swoją chciwość i brak elementarnych umiejętności wojskowych
  11. Matura z matematyką

    Nie doceniasz się Te 30% na pewno byś dał radę rozwiązać, bo to naprawdę żadna filozofia. A jeżeli ktoś nie jest w stanie tego zaliczyć, to może nie powinien jeszcze opuszczać murów szkoły średniej? :roll: Właśnie, ścisłowiec czuje się dyskryminowany. Bo rozumiem, że język polski jest naszym ojczystym językiem i powinno się go zdawać na maturce, ale w zupełnie inny sposób. Analiza wiersza albo obrazu(!) to bezsens. Rozumiem wypracowanie, podstawowa znajomość jakichś tam lektur - które są w większości beznadziejne - znajomość zasad ortografi i gramatyki i to wszystko. Lepszym pomysłem, moim zdaniem, byłoby wprowadzenie historii Polski na maturę, żeby każdy chociaż wiedział kto założył paśstwo polskie i że Lech Wałęsa nie był ostatnim królem Polski - co usłyszałem kiedyś na lekcji od jedengo gostka w klasie :mrgreen:W tym momencie ścisłowcy są zmuszani do analiz wierszy i innych pierdół, które w życiu im się do niczego nie przydadzą. Bo przecież ścisłowiec pisząc pracę magisterską nie będzie potrzebował pojęć typu paralelizm składniowy, synkretyzm rodzajowy, aluzja literacka, martyrologia narodu polskiego na przykładzie Dziadów itp. Czytania ze zrozumieniem człowiek powinien się douczyć do końca gimnazjum, a aspekt kulturowy czy historyczny, cytując - nie jest niezbędny w życiu. Da się bez niego obejść.
  12. Matura z matematyką

    Oczywiście Zdawałem starą maturę i nic na to nie poradzę - taki był wtedy system edukacji. Cieszyłem się, że matematyki nie było, bo nie czułem się nigdy mocny z tego przedmiotu. Gdybym jednak musiał zdawać, to bym się po prostu do ciężkiej pracy zabrał, bo poziom podstawowy - 30% to nawet ćwierćinteligentny indyk zda Dlatego nawet najsłabszy uczeń nie powinien mieć problemów.A swoją drogą dziwię się twojemu oburzeniu. Do gimnazjum też nie chodziłem, więc nie mam prawa cieszyć się, że nie muszę uczęszczać do tego zakazanego przybytku szatana? :mrgreen:
  13. Matura z matematyką

    Oj, pomieszałem wszystko z tą datą matury z obowiązkowa matematyką. Sorki Ja również nie zdawałem matematyki i też się z tego cieszyłem. Niemniej, uważam, że matma powinna być obowiązkowa. Matematyka jest przedmiotem ścisłym, który uczy logicznego myślenia i wyciągania wniosków. Jest zawsze przydatna i wszechobecna. Na poziomie podstawowym jak najbardziej do nauczenia i wcale nie jest bardzo trudna, więc uczniowie nie powinni mieć z nią problemu. A jeśli nie będą w stanie, to co z tego? Zdanie matury nie jest przecież obowiązkowe i nie każdy musi ją zdać. A dalsze produkowanie nic-nie-umiejących humanistów nie jest w Polsce potrzebne. Polskiemu rynkowi potrzebni się specjaliści w naukach ścisłych, a nie przeciętni humaniści. Dokładnie. Wątpię. Wszystko zależy od tych 30%, choć wiadomo, że osoby, które będą się z tym męczyły i ledwo-ledwo zdadzą, i tak inżynierami nie zostaną. Może po prostu inaczej promować kierunki ścisłe? Oczywiście, każdy wybitny humanista był matematykiem lub fizykiem, więc argument "ja jestem humanistą, a nie matematykiem" po prostu do mnie nie trafia
  14. Co wam się nie podoba i podoba na waszych studiach?

    W sumie nie w tym nic, co by mnie jakoś specjalnie zdziwiło lub zaskoczyło Filozofia jest dość specyficznym kierunkiem studiów, który zajmuje się sensem życia i teoretycznym, mocno humanistycznym podejściem do otaczającej rzeczywistości, a co za tym idzie - studenci którzy wybierają ten kierunek studiów są dość specyficzni ;D którzy traktują filozofię jako naukę pozwalającą na odnalazienie drogi w sferze rozwoju wewnętrznego pozwalającego odkryć swiat rzeczywisty... Z takimi ludźmi dość ciężko się dyskutuje :mrgreen:
  15. Co wam się nie podoba i podoba na waszych studiach?

    Nie zgodził bym się z tym stwierdzeniem. Na moim wydziale bardzo często słyszę, że nie mamy dowiedzieć się jak się uczyć, ale umieć wyszukiwać potrzebne nam informacje i je analizować. Zwykłe "wykucie" na dłuższą metę nie zda egzaminu. Ostatecznie człowiek będzie przeładowany informacjami i zacznie zapominać potrzebne mu rzeczy. Jeśli zaś nauczy się, jak znaleźć źródło, które da mu odpowiedź na postawione pytanie, to nie jest zmuszony do wytężania swojej pamięci. Kolego Bejdak, masz wiele racji. Niemniej jedno stwierdzenie nie wyklucza drugiego Oczywiście - uczelnie (ale także szkoły podstawowe i średnie) powinny uczyć myślenia twórczego oraz przekuwania teorii w praktykę, a nie napychania głowy bezładną masą teorii. Tu się zgadzamy. Ale jest inna sprawa, bo ty chyba nie do końca zrozumiałeś o co mi chodziło. Ja chciałem zaznaczyć, że studiowanie nie jest tylko chodzeniem na zajęcia i słuchaniem wykładowcy. Studia to też ogromna doza samodzielnej pracy - wyszukiwanie materiałów i poszerzanie swojej wiedzy. Nie mówię o "bezmyślnym kuciu na blachę", ale o zdobywanie nowych informacji i umiejętności. To miałem na myśli pisząc, że studia powinny uczyc samodzielnej nauki. Faktem jest, że dość niefortunnie ubrałem to w słowa, przez co nie zrozumiałeś co chciałem przekazać swoją wypowiedzią. Po prostu uważam, że wykładowcy na zajęciach powinni jedynie naświetlić problematykę danego zagadnienia i naprowadzić studentów gdzie znajdą więcej informacji. Studenci sami powinni pracować nad poszerzeniem zrąbków wiedzy jaką zdobyli na zajęciach i poszukiwać materiałów. Pójście na łatwiznę i wykucie tylko wykładów jest sprzeczne z ideą studiowania
  16. Gdzie, co, za ile?

    W weekend byłem chory, więc kompletnie wyleciał mi z głowy fakt, iż w niedzielny poranek kupiłem sobie kolejną książkę 8) Tym razem jest to pozycja autorstwa Shay McNeal "Ocalić cara Mikołaja II" wydawnictwa Świat Książki. Zakupu dokonałem za pośrednictwem serwisu aukcyjnego Allegro za sumę 9,99 zł. Impulsem, który spowodował, iż wahałem się tylko krótką chwilę, był fakt, iż sprzedawca jest mieszkańcem Szczecina. W związku z tym nie będzie problemów z umówieniem się na odbiór osobisty, a koszty przesyłki będą zerowe Link do zakupu Książka opisuje końcowe lata życia ostatniego cara Rosji - Mikołaja II i jego rodziny oraz możliwe warianty jego ocalenia przed rozstrzelaniem przez bolszewików na rozkaz Lenina. [ Dodano: 2007-12-07, 17:58 ] W dniu dzisiejszym korzystając z promocji świątecznej w szczecińskiej księgarni, zaopatrzyłem się w dwie kolejne pozycje z serii "Historyczne Bitwy" wydawnictwa Bellona. Tym razem są to następne książki opisujące mój ulubiony okres historii powszechnej, czyli czasy Imperium Romanum. Zakupiłem: * Paweł Rochala "Las Teutoburski 9 rok n.e." - 19,68 zł (okładka); * Tomasz Romanowski "Alezja 52 p.n.e. " - 20,56 zł (okładka). Myślę, że zrobiłem sobie fajny prezent na święta :mrgreen:
  17. Co ze sobą nosicie...

    Jako, że mój poprzedni post był pasjonującą podróżą w przeszłość :mrgreen:, postanowiłem sprawdzić co dokładnie noszę obecnie w plecaku. Znalazłem: paczkę chusteczek higienicznych, duży lizak Chupa Chups truskawkowy :mrgreen:, zapalniczkę, zapałki, kilka piszących długopisów, paczkę prezerwatyw, cążki do paznokci wraz z pilniczkiem :mrgreen:, książkę w folii bąbelkowej :mrgreen:, ładowarkę do telefonu zawiniętą w worek foliowy i dezodorant w sztyfcie W kieszeniach mam komórkę, klucze wraz z otwieraczem do piwa 8) i portfel. W portfelu: karta do bankomatu, karta IKM, dowód osobisty, prawo jazdy, sieciówka, zdjęcie dziewczyny 8), dwie karty dostepu do bibliotek, karta lojalnościowa Real, kilka wizytówek z własnym nazwiskiem - pamiątka po pracy w poprzedniej firmie , banknot 1 Dolar amerykański, trochę drobnych, kalendarzyk na 2007 rok, legitymacja studencka i kilka śmieci
  18. Wasza toplista książek za rok 2007

    1) Edmund Wnuk-Lipiński - cykl "Apostezjon" (składający się z trzech części wydanych w jednym tomie - Wir pamięci; Rozpad połowiczny i Mord założycielski). Pełen szacunek dla autora, bo tak zakręconej i rewelacyjnej powieści w życiu nie czytałem Niesamowite napięcie, granie na uczuciach czytelnika, ogromna niewiadoma, wszechobecny chaos jak w psychotycznym transie, ponury klimat totalitarnego państwa, techniki manipulacyjne i ogłupiajaca propaganda, a wszystko to owiane mgłą i deszczem grozy... majstersztyk po prostu 8) Czytając tę książkę czułem się jak po niezłej dawce dragów , roller-coaster maxymalny Nawet nie żałowałem tej sentymentalnej, ckliwej nutki w wykończeniu fabuły, tym bardziej, że finał nie okazał się zbyt melodramatyczny jak na moje elastyczne wymogi końcówek... Książka ta na pewno będzie w pierwszej trójce mojego dotychczasowego rankingu prozy beletrystycznej 8) 2) Anne Applebaum - Gułag Genialna książka opisująca nie tylko skrupulatną historię i opis struktur sowieckiego systemu obozów pracy. Przede wszystko jest to opowieść o więźniach obozów, o obywatelach państwa sowieckiego żyjących w wiecznym strachu przed aresztowaniami czy głodem... Wstrząsająca lektura, obowiązkowa pozycja na półce każdego miłośnika historii i literatury faktu. 3) Daniel Gazda - Adrianopol 378 Rzeka Frigidus 394 Najlepsza do tej pory pozycja z serii "Historyczne Bitwy" Wydawnictwa Bellona. Świetnie opisująca Cesarstwo Rzymskie niemal u kresu swojej świetności... 4) Joachim Fest - Hitler i upadek Trzeciej Rzeszy Krótka, ale treściwa pozycja opisująca ostatnie chwile oblężonego Berlina i opętanego szaleństwem dyktatora. Książkę czytałem głównie w pociągu, ale pamiętam, ze chyba nigdy w życiu 1,5-godzinna podróż nie minęła mi tak szybko :mrgreen: Więcej pisać mi się nie chce
  19. Wy i jedzenie

    To teraz moja kolej :] Lubię, a wręcz uwielbiam: * bigos, * pizza we wszystkich odmianach, byle bez ryb i owoców morza Najbardziej lubię Vegetarianę z pizzerii "Casa Mia" w Szczecinie :] * kebab, tortilla, żarcie meksykańskie, zapiekanki, hot-dogi i inne kaloryczne żarcie * gołąbki, zwłaszcza z kaszą i grzybami :] * krokiety * grzyby - w każdej postaci :] * placki ziemniaczane * pierogi - we wszystkich postaciach, a zwłaszcza z jagodami i truskawkami :] * spaghetti * jajecznica, zwłaszcza własnej roboty - ze szczypiorkiem trzema paprykami, cebulką i kiełbaską :] Nie lubię: tatara, ryb w jakiejkolwiek postaci, owoców morza w jakiejkolwiek postaci, golonki, większości rodzajów zup i masy innych rzeczy, których nie potrafię sobie teraz przypomnieć A macie jakieś nietypowe nawyki jedzeniowe? U mnie wygląda to tak: * wafelki rozdzielam na warstwy, zjadam nadzienie, a na końcu suchy wafelek :mrgreen: * delicje obgryzam dookoła galaretki, zjadam czekoladę, a na końcu samą galaretkę :mrgreen: * ptasie mleczko - objadam czekoladę :mrgreen: * placki ziemniaczane jem suche, bez niczego. Nie potrafię zrozumieć jak ludzie mogą jeść placki z dżemem, miodem, cukrem, płatkami śniadaniowymi :shock:, ze śmietaną, kremem czekoladowym i jeszcze innymi wynalazkami...
  20. Co ze sobą nosicie...

    Kiedyś ZAWSZE nosiłem plecak. Rodzice mojej dawnej dziewczyny (i chyba cała jej rodzina) mieli okrutną polewę ze mnie. Wymyślali niestworzone historie co też mogę w nim nosić. A tak się składa, że był w nim naprawdę niezły kawał historii :mrgreen: Kiedyś był ze mnie straszny bałaganiarz. I tak w plecaku miałem wszystko. Zawsze było tam kilka śledzi od namiotu, jakiś stary widelec, kilka zgniecionych puszek, od cholery starych brudnych worków itd. itd. itd. Sprzątałem go bardzo rzadko. Kiedyś uratował mnie nawet przed policją. Zatrzymali nas za rozwalanie baru :twisted: W plecaku miałem kilka nielegalnych rzeczy, a oni kazali mi go opróżnić. Zacząłem po kolei wykładać na rękę pana policjanta całą zawartość i przy paście do zębów, zniesmaczony, powiedział bym już dał sobie spokój :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Poza plecakiem nigdy nie miałem żadnego innego podręcznego bagażu. Za to w kieszeniach nosiłem sporo śmieci, ale na szczęście tam się wielki syf nie mieści. Choć gdy jeszcze paliłem, to potrafiłem poupychać w nich kilkanaście pustych paczek po fajkach :mrgreen: No i zużyte bilety wyrzucałem dopiero, jak już się wysypywały :mrgreen: Moja mama jak kiedyś oddawała moją kurtkę zimową do pralni, to nie mogła wyjść z podziwu, ile śmieci w kieszeniach miałem :mrgreen: Za to taki nieporządek jest też niebezpieczny. Ja się kilka razy pociąłem jak mi się butelka czy pokal zbiły w plecaku. Co ciekawe zazwyczaj jak mi się zbiło coś z cienkiego szkła (pokal na przykład), to nie usuwałem tego z plecaka. Po pewnym czasie odłamki szkła zamieniały się w drobinki i w końcu same znikały Jaja też były jak kiedyś w szkole podstawowej przeszedłem etap drugiego śniadania zabieranego do szkoły :mrgreen: W weekend zawsze wyciagałem 5 pakunków z tygodnia przy czym barwy były od ciemnozielonego do coraz jaśniejszego :mrgreen: Wtedy dość szybko porzuciłem pomysł drugiego śniadania :mrgreen: No ale, od pewnego czasu porzuciłem stary styl bałaganiarza i jestem już porządny Od niedawna noszę stary plecak z Croppa, ale nie mam w nim żadnego bałaganu Zawsze za to mam paczkę gum Nigdy nie wiadomo kiedy mogą być potrzebne :mrgreen:
  21. Czego się boisz forumowiczu?

    Boję się własnej bezczynności, która w różnych systuacjach jest przerażająca :shock: Boję się mojej dzielnicy (Niebuszewo w Szczecinie) i chodzić po niej po zmroku. Boję się też zawiedzenia odnośnie własnej przyszłości. No i nienawidzę dżdżownic, ale w tym wypadku to nie jest strach, a raczej obrzydzenie. W dzieciństwie bałem się wielu rzeczy, ale to raczej normalne. Poza różnymi strachami z dzieciństwa, takimi typowymi, miałem jeszcze takie klimaty, że wydawało mi się czasem, że ktoś/coś gdzieś siedzi. Jak zapalałem światło, to się okazywało, że to jakaś koszula wisi albo karton stoi na szafie A poza tym nie cierpię ciem. Takich tłustych i włochatych :roll: Teraz boję się mniej rzeczy, niż w czasach kiedy byłem młodszy ;D Jest taka jedna rzecz, której się bałem bardzo mocno w życiu. Moja pierwsza stancja. Pokoje były ułożone w okrąg tak, że siedząc w jednym pokoju, kompletnie nie słyszałem co się dzieje w drugim i przechodząc z pokoju do pokoju mogłem się gonić z potencjalnym napastnikiem :mrgreen: Do tego z mieszkania było wejście na wielki strych nad całym domem, zamykane tylko na taki tandetny wichajster. Jak zostawałem na wakacje sam, to się bałem do kibla w nocy iść :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: W drzwiach na strych była dziura, taka akurat na oko i kawałek twarzy - one były tuż obok mojego pokoju :mrgreen: Brrrr... Czasami takie jazdy miałem, że jak chciałem gdzieś iść, to zapalałem światło w jednym pokoju. Wchodziłem do drugiego i zapalałem w nim. Potem się cofałem i gasiłem w tym pierwszym itd. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: aż do celu nie doszedłem :mrgreen: Bałem się też jeszcze innej swojej stancji, ale to było nawiedzone mieszkanie i nikt mi nie wmówi, że było inaczej. Rok tam mieszkałem i naprawdę we wszystkie dziwy w tym momencie jestem w stanie uwierzyć :mrgreen: Czasem było słychać różne głosy i pukanie... No ale, o tym nawiedzonym mieszkaniu to by długo opowiadać. To było 3 lata temu i bym musiał trochę ruszyć mózgownicą, żeby sobie wszystko przypomnieć, ale pamiętam jak srałem w pory ze strachu :mrgreen: W pewnym momencie, to już sami zaczęliśmy taki klimat wprowadzać, że człowiek nie wyrabiał Jak dziś pamiętam jak mnie klata gniotła ze strachu, to się poważnie zastanawiałem czy na pogotowie nie dzwonić :mrgreen:
  22. Euro 2008 - losowanie

    Moim zdaniem, grupa jest ciekawa, choć kolejny raz na wielkiej imprezie spotkamy się z gospodarzami. Ostatnio było tak na MŚ 2002 (Korea Płd.) i MŚ 2006 (Niemcy). Mam nadzieję, że tym razem uda nam się pokonać ich na starcie i ogólnie zagrać dobrze wychodząc z grupy. Austriakom będą pewno pomagać ściany, z Niemcami nigdy nie wygraliśmy, a Chorwacja wygrała ostatnio z Angolami na Wembley, więc łatwo na pewno nie będzie Jak myślicie, awansujemy dalej? Mogło być lepiej, ale chyba i gorzej, prawda? 8)
  23. Przyzwyczajenia, dziwactwa, natręctwa

    Miło mi to słyszeć 8)A próbowałeś liczyć piknięcia na przejściach dla pieszych? Od razu zdradzę, że najtrudniej jest policzyć piknięcia na średnim przejściu (dwupasmowym, ale bez świateł pośrodku). Gdy jestem na półmetku, wtedy powoli przestaję słyszeć piknięcia, które są za mną, a zaczynam słyszeć te przed sobą. Wtedy bardzo łatwo o błąd :mrgreen:
  24. Przyzwyczajenia, dziwactwa, natręctwa

    Mam to samo :mrgreen:Dobra, jeszcze kilka chorych rzeczy mi się przypomniało :mrgreen: - lubię jeść przy oglądaniu filmów i podczas siedzenia przy kompie. I może dlatego wyglądam jak wyglądam, bo choć mało filmów oglądam, to przy kompie siedzę więcej czasu niż na tradycyjne trzy posiłki :mrgreen: - na przejściu dla pieszych zawsze ścigam się z innymi ludźmi :mrgreen: Zawsze wyczekuję na zielone światło i ruszam. Gdy ktoś z przechodniów wyjdzie wcześniej albo biegnie to jest wykluczony. Ścigam się zarówno z tymi co idą z mojej strony, jak i z tymi z naprzeciwka. Zawsze na półmetku i na końcu sprawdzam jak się ma sytuacja z obu stron :mrgreen: Myślałem, że to tylko moje zboczenie, ale raz szedłem miastem z innym gościem i się okazało, że robi dokładnie to samo :mrgreen: Nie pamiętam tylko kto z nas wtedy wygrał 8) - kiedyś liczyłem wszystkie piknięcia na przejściach dla pieszych (zarówno te wolne jak i szybkie pod koniec). Na niektórych przejściach przechodziłem kilka razy z rzędu by mieć pewność :mrgreen: Kiedyś wiedziałem ile razy pika na większości przejść w Świnoujściu...
  25. Życie akademickie i szkolne

    Ja napiszę o studiach, gdyż szkoły średnie i gimnazja raczej nie mają typowych tradycji. Oczywiście poza ślubowaniem klas I, dni Patrona Szkoły, konkursów wiedzy o Patronie Szkoły i jego epoce, uroczystych apeli itp. Czym byłyby wspomnienia ze studiów, gdyby nie tradycje studenckie i zabawa w doborowym gronie koleżanek i kolegów? Podtrzymywanie tradycji i uczestniczenie w imprezach studenckich to czasem także znakomita okazja by lepiej poznać swoich nauczycieli. Ja brałem udział w Juvenaliach i Otrzęsinach, ale ogólnie uczelnie z tradycji się często wyłamują, a studenci sami sobie organizują zabawę Od długiego już czasu, zauważam, że ludzie bardzo często boją się (czy też bardziej "obawiają się") studiów z powodu odmienności od szkoły średniej czy gimnazjum. Tymczasem ich obawa jest zupełnie irracjonalna Studia to najlepsza rzecz jaka się człowiekowi może przytrafić. Gdyby było inaczej, to już bym dawno rzucił studia :mrgreen: Ludzie faktycznie są inni niż w szkole średniej i niektórym się to nie podoba. Jest inaczej, bo jest ich więcej i większość to osły zwykłe :mrgreen: Zresztą każdy walczy o utrzymanie, więc nie jest tak jak w liceum, technikum czy gimnazjum. Cały czas masz świadomość, że po semestrze część ludzi odpadnie i albo to będziesz ty albo jakiś dobry kumpel. I co z tego???!!! Jak się człowiek choć trochę przyłoży, to nie odpadnie. Nie ma szans 8) Moje techniku było zaj**ste i co z tego? Tworzyliśmy wielką zgraną paczkę, a teraz nie mam prawie z nikim kontaktu. Na studiach może i miałem do d**y ludzi na roku, ale to nic. Poznałem tych ludzi już tysiące, bo z tyloma studiowałem i spośród nich wybrałem kilku takich jak ja, z którymi jak na razie wiąże mnie bardzo dobra znajomość. W technikum było fajnie, ale za żadne skarby nie chciałbym tam wrócić. Na studiach robiłem nieporównywalnie większe przekręty niż tam i moim zdaniem to jest jak niebo i ziemia W akademiku nigdy nie mieszkałem i nie chciałbym mieszkać. Zawsze miałem mieszkanie z ludźmi i mi się to podobało. Jestem panem. Dzwoni do mnie kumpel o 3:00 w nocy i mówi, że stoi z wódką pod drzwiami, to wstaję z łóżka, wpuszczam go i sobie pijemy, a w akademiku bym się musiał z portierą użerać :mrgreen: Przez rok mieszkałem w domku jednorodzinnym z 15 osobami + drugie tyle w domku obok i każdy miesiąc był lepszy niż rok w technikum :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Nawet pod względem nauki wolę studiować. Niby czasem jeden egzamin to więcej niż cała matura, ale ja już wolę się uczyć tego, co w miarę lubię i rozumiem, niż męczyć się z wszelkimi przedmiotami ścisłymi. Od razu mówię, że ciężko jest trafić na tak zgrany rok, jak się miało w szkole średniej. To jest zupełnie co innego. Zwykle trzymałem się tylko z garstką ludzi od siebie z uczelni. Przecież są też inne kierunki i na każdym znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która człowiekowi podpasuje. Ja poznałem na studiach więcej ciekawych ludzi niż w moim technikum, gdzie ekipa była naprawdę nieprzeciętna Poza tym, urok studiów, to nie tylko imprezy. Ja od kiedy zacząłem pracować "na poważnie", prawie w ogóle nie imprezuję. Na studiach szalenie ważny jest klimat. Jak człowiek przez 3 dni nie miał co do gara włożyć, to zaczynał doceniać smak suchego chleba :mrgreen: Pamiętam jak dziś, jak kiedyś siedzieliśmy w szóstkę maksymalnie wygłodzeni. Nikt nic nie mówił i nagle przyszła kumpela z jednym trójkącikiem serka topionego i chlebem. To była jedna z najwspanialszych uczt w moim życiu :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Tu chodzi właśnie o takie szczegóły, których w technikum nie było. Szliśmy do knajpy bez grosza, a wychodziliśmy na czterech kończynach urżnięci jak okręty z 15 złotymi w kieszeni na fajki i chleb, bo ludziom browar ze stołów kroiliśmy i jeszcze butelki w barze opychaliśmy :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Te noce nieprzespane spędzone na rozmowach o niczym i na marzeniach, co się zrobi jak się następny miesiąc zacznie i kasa wpłynie... To jest klimat. Kurcze, aż mi się na płacz zebrało jak sobie teraz tak wspominam :mrgreen: Do cudownych wspomnień należą też "zarwane nocki" Kiedyś miałem sesję GIGANTA (najtrudniejszą w życiu). Tylko 6 przedmiotów, ale większości za cholerę nie rozumiałem. Takie cholerstwo pogmatwane było... I zarwałem pod rząd trzy nocki. Pod koniec trzeciej serducho już mi tak trzepało, że dałem sobie spokój z nauką :mrgreen: Ale w sumie teraz się nie dziwię, bo siedziałem do 4-5 rano nad książkami Na szczęście znajomych miałem fantastycznych. To byli ludzie, którzy skoczyliby za innymi w ogień. Potrafili siedzieć ze mną pół nocy i pomagać w nauce i zadaniach... A powiem od razu, że byłem oporny na wiedzę :mrgreen: Ale tu też jest druga strona medalu. Jak była impreza, to trzeba było dołączyć :mrgreen: W kuchni grzańce w garnku się robiło, puszki piwa i wóda brzęczały, a muza leciała na całą parę. I weź się teraz ucz :mrgreen: Jak tylu ludzi mieszka razem, to zawsze komuś się chce pić, a mnie nietrudno jest namówić :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Zawsze jest ktoś, kto właśnie zdał egzamin w momencie, jak ja miałem go dopiero na drugi dzień :mrgreen: Ogólnie, to prawie ryczę z żalu, że już koniec prawdziwej zabawy Pracuję już "na poważnie", kończę studia, mieszkam z dziewczyną, a to już nie jest to samo, bo w końcu też dorosłem... Już nigdy na wagary nie pójdę, nie skuję się winem za 3.00 PLN i nie będę uciekał przed strażą miejską... Już nigdy nie położę wykładowcy żaby na biurko :mrgreen:, już nigdy nie zrobię imprezy o 3 nad ranem, aby na 8 iść na zajęcia albo do roboty, już nigdy nie będę mógł spać do południa i pójść na ostatnie 10 minut wykładu i dostać obecność i zwolnienie z zaliczenia :mrgreen: i już nigdy nie zrobię pewnych rzeczy, na które teraz nie mogę sobie po prostu pozwolić... Nie wiem czy ktokolwiek wytrwał do końca w moim bełkocie Mam nadzieję, że choć jedna wytrwała osoba się znalazła i dojechała do tego miejsca :mrgreen:
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.