Skocz do zawartości

Andrzej

Użytkownicy
  • Zawartość

    160
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Andrzej


  1. Socjaliści mają mentalność hydraulika. :razz: Do gospodarki podchodzą jak do sieci rurek i zaworków. Wiercą się nerwowo na swoich krzesełkach, szukając uszczelek i kolanek. Kiedy już je znajdą, biorą żabkę i kręcą - a nuż poleci woda. Ale woda lecieć nie chce. Robi się przeraźliwie sucho. Wtedy mówią, że tą suchość trzeba nasączyć pieniądzem

    Rozwiązania socjalistyczne proponowane przez PiS spowodują, że dalej nasz piękny kraj będzie musiał się człogac zamiast biec. Moim zdaniem trzeba by tylko wprowadzić kilka prostych rozwiązań, z których podatek liniowy to za ledwie początek. Można by na przykład zweryfikować ekonomiczne wykształcenie kilku wynajętych przez polityków fachowców. Pan dr Cezary Mech, doradca ekonomiczny PiS i kandydat tej partii na ministra finansów, proponuje m.in. zmniejszenie deficytu budżetowego przy równoczesnym osłabieniu złotówki. Brzmi mądrze, więc dla niektórych przekonywująco, ale to bujda :!: Nie można zmniejszyć deficytu osłabiając złotego, bo wzrasta zadłużenie zewnętrzne :!: Czy dr Mech tego nie wie, czy tylko udaje na okoliczność uprawiania polityki :?:

    Socjalizm ma różne twarze. Lewicową (Kołodko i reszta), prawicową (Mech i reszta). Jak mawia nieoceniony Stanisław Michalkiewicz (kandydowal do senatu z LPRu), mamy w Polsce socjalistów bezbożnych i pobożnych. Ci pierwsi dominowali przez ostatnie cztery lata, ci drudzy z wyboru narodu będą dominować teraz. Jedynie Polska może tego nie wytrzymać.

    Rzecz jasna, w ekonomii nie ma prostych recept, a gospodarka rządzi się swoimi prawami. To złożony organizm, który potrzebuje rzetelnych diagnoz i właściwie dobranych lekarstw. Nasz polski (i nie tylko) problem polega na tym, że zamiast lekarzy gospodarką zajmowali się różni znachorzy, o wątpliwych kwalifikacjach.

    Jak długo socjaliści będą mieli decydujący wpływ na politykę gospodarczą, tak długo nie nadrobimy dystansu wobec bogatszych państw Europy. Socjaliści są bowiem wyjątkowo impregnowani na argumenty, na niezbite dowody mylności swych twierdzeń również.

    Coż post wyszedł wyjątkow antyPiSowy, ale cóż to dlatego, że właśnie oni będą mieli największy wpływa na stan naszej gospodarki przez 4 lata ...

    PS. Tu znajduje się analiza manifestu gospodarczego PiSu - „Finanse publiczne – rozwój przez zatrudnienie”.


  2. Chodziło mi tutaj nie o legalizacje związków' date=' ale o prawo do demonstracji[/quote']

    To już oczywiście co innego :)

    . Ja moge być przeciwny takiej demonstracji' date=' ale prawa do niej odmówić bym nie odmówił, no ale widocznie u Kaczyńskiego są równi i równiejsi. [/quote']

    Z tym też się zgodze :), ale ja zrobiłbym jedno wprowadził np: przepis zakazujący demonstracji które naruszają moralność publiczną.

    każda centralizacja jest zła jedną już mieliśy za komuny.

    Oczywiście z tym też się zgadzam.

    Kaczyński mówił o emeryturach górniczych' date=' że po tylu latach ciężkiej pracy im się to należy' date=' a mówi to osoba, która nigdy fizycznie nie pracowała (populizm). Już inną inszością jest to, że daje się pewnym grupom przywileje[/quote'']

    Oczywiście tez musze się z tym zgodzić.

    Został zaproszony przez demokratycznie wybraną prezes Związku Polaków na Białorusi panią Borys. Pani Borys jeździ' date=' ale nie na wycieczki, ale zwracając uwagę na sytuację polaków na Białorusi i nie za swoje. [/quote']

    Z takim zapisem się zgadzam, no fakt może źle to nazwałem nie są to wycieczki ale podróże zagraniczne.

    wśród ludzi miast i z wyższym oraz tych młodych Tusk deklasuje Kaczyńskiego

    To oczywiście też prawda' date=' dodam tylko, że prowadzi także wsród bezrobotnych.

    za Buzka była kohabitacja i po początkowych zgrzytach było znośnie...' date=' takie moje zdanie.[/quote']

    No ... ale trzeba przyznać, że Kwaśniewski zablokował wiele incajtyw rządwowych ... I wtedy nie mogło być innej sytuacji niż kohabitacja (ze wzgledu na terminy)

    Tusk nie da się rozpędzić Kaczyńskim' date=' któzy mieliby całą władzę w państwie premiera, prezydenta i służby specjalne. [/quote']

    Całą władze chciałoby mieć każde ugrupowanie polityczne, w końcu po to się działa.

    Ja mam odmienne zdanie na ten temat uważam' date=' że ich niektóre artykuł są proKaczyńskie i jest ich zbyt dużo[/quote']

    W sumie to najwięcje jest artykułów pochlebnych dla Demokratów.pl, bo to są prawdziwi ulubieńcy "Wyborczej". Za to nie ma pozytywnych artykułów o LPR.

    Znam inną wersję czyli to' date=' że Tusk wizytę umawiał wcześniej nawet Protasiewicz zwracał uwagę, że dziwnym trafem Kaczyński jeździ w te same miejsca. [/quote']

    W sumie to żaden nie chce być gorszy i Tusk był pierwszy z wizyta w Brukseli a Kaczyński w Gdansku. I rzeczywiście wzajemnie od siebie małpują wizyty. Bo Ziobro mówił to samo co Protasiewicz tylko pod aderesm Tuska.

    Ale jak dużo polaków tą IV RP uważa za Utopie.

    Myśle' date=' że chyba większość.

    A tu sylwetka Donalda Tuska: Donald Tusk: kariera brata łaty

    I ciekawy komentarz Kurski przeszedł na stronę Tuska

    Wady kandydatów (opinia)

    Tusk. Po pierwsze udział w KLD - formacji arogancji, powiatowego amerykanizmu, łap w kieszeni i odpychającego ministra Lewandowskiego. Tusk to w zasadzie kukiełka, która lekko ożyła czując na plecach oddech Polski. Jest klasycznym przykładem filozofii - punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Produkt reklamowy, nijaki, choć kampania prezydencka wyraźnie go uczłowieczyła. Wizualnie prezentuje się średnio, wyraźnie podrasowany przez speców od wizażu. Raczej dobrze dobrane krawaty i garnitury, które zgrabnie leżą na szczupłej sylwetce. Sensowny w retoryce gospodarczej, aczkolwiek nieprzekonujący. Kandydat raczej na prezydenta miasta do 200.000 tys. mieszkańców. Rozwojowy.

    Kaczyński. Za całokształt, choć to postać urokliwa. Dość autentyczny, trudny do ułożenia przez specjalistów od marketingu przez co jest bardziej swojski. Przekonany o wyjątkowości swojej misji, nieufny, tworzący z bratem bliźniakiem matecznik intelektualny, rzadko zapładniany innymi poglądami. Szczery socjalista spod zanku kasztanki, wielbiciel klęsk narodowych i caprztyków. W odróżnieniu od Tuska szczerze pobożny. Ma problemy z jasnym wykładaniem poglądów, w czym przeszkadza mu niewyraźna wymowa (z Tuskiem mogą podać sobie ręce) i połykanie końcówek wyrazów, a także skróty myślowo-werbalne, znane jedynie jego bratu. W sensie wizulanym porażka. Wrzucony przez doradców w garnitury, które poruszają się inną trajektorią niż ich właściciel, sylwetka wybitnie nie garniturowa. Krawaty często z innej bajki, podobnie zresztą jak koszule. Postęp jest jednak zauważalny w porównaniu z czasami, kiedy Kaczyński wyglądał jak chodzące nieszczęśce (wzorzyste i wymięte krawaty kończące się już 20 cm nad paskiem od spodni, długości rękawów marynarek w klimacie wybitnie skateowsko-hiphopowym, kołnierzyki koszuli często wywinięte pionowo w górę). Teraz jest zdecydowanie lepiej. Kaczyński w kasku i drelichu (pokazany onegdaj w TV, kiedy wyjażdżał z kopalni), kojarzy się z bohatere "Czterdziestolatka". Nic nie napiszę o prezydenckim wzroście Lecha, ale jaki koń jest, każdy widzi.

    I teraz pozostaje nam wybierać :).


  3. Kaczyński (...) jest homofobem' date=' rusofobem i zawsze spięty dodam jeszcze to co koleżanka mówiła wygląda jakby kij do szczotki połknął.[/quote']

    Co do "homofobi" to byłby to raczej pozytyw, chyba Donald Tusk nie popiera "ślubów" dla pederastów (wyraz ten jest określeniem medycznym), co do tego że jest rusofobem to oczywiście prawda ... ale jak o tym napisałem w temacie budowa gazociągu to sam byłeś oburzony ... I wygląd oczywiście ma taki jak napisałeś.

    ale cuż z tego skoro nadal będzie wysokie bezrobocie i wielki deficyt? Tusk jest gwarantem wolnego rynku i decentralizacji.

    Wtedy rzeczywiście nic' date=' zresztą czy wtedy byłaby sprawiedliwość czy może raczej okradanie zdolniejszych aby dać w wielu wypadkach zwyczajnym leniom .... Co do tego, że prezydent jest gwarantem czegoś to bym nie przesadzał w polsce prezydent wielkiej władzy nie ma, ale oczywiście może pewnym zapędom przeciwdziałać. Co do decentralizacji to jestem za przyznaniem większych uprawnień samorządom ... chyba nie miałeś na myśli pisząc "decentralizacja" np: podziału polski na euroregiony czy tez zrobienia z województw de facto landów ... :?:

    Ponadto nie atakuje rodzin innych kandydatów' date=' co uważam za ochydne i element kampanii negatywnej (niech mi ktoś nie wmaiwa, że dziadek Tuska był w Wehrmahcie i cuż z tego był w jim 50 dni wcielony siłą po czym uciekł i walczył u Andersa to bohater, zresztą co mają dziadkowie do wnuków, taką właśnie kampanie prowadzi Kaczyński). [/quote']

    Kaczucha wypiera się, że to było z jego incjatywy. Co do odczuć mam podobne. Do do dziadka Donalda Tuska to z dokumentów wynika tez iż przed wojną był aktywistą polonijnym, działał w polskich stowarzyszeniach, po wybuchu wojny zostałe aresztowany osadzony w obozie, w 1944 z niego wypuszczony i wcielony do Wehrmachtu (na 50 dni) .. i co do tego przymusowe wcielenie to byłą także forma represji wobec polaków. Dodatkowo ten człowiek uciekając do Poskich Sił Zbrojnych ryzykował swoim życiem ... więc jest raczej BOHATEREM. Zresztą mówił o tym w "7 dniu tygodnia" Roman Giertych, co prawda dodał, że mimo bohaterstw dziadka Donalda Tuska to na niego nie zagłosuje bo nie będzie przecież głosowął na dziadka.

    Kaczyński nigdy cięzko nie pracował jak Tusk' date=' Tusk sprzedawał jakieś rzeczy w przejściu podziemnym po czym wykonywał roboty wysokościowe w firmie u Płażyńskiego, [/quote']

    Co do tych prac wysokościowych to Maciej Płażyński stwierdził, że Donald Tusk nie pracował na wysokościach bo nie miał uprawnień. Ale fakt, że przez pewnie okres swojego życia pracował fizycznie. A Kaczyński rzeczywiście nigdy, ale to też nie jest podstawa do obioru prezia.

    Kaczyński drukuje dziwnym trafem podczas wyborów za 40 tys. ! broszurę reklamującą to co on zrobi w mieście... i podszywa się pod akcję Gazety Wyborczej co sama Gazeta uznała za niestosowne i

    No akurat "GazWyb" popiera Tuska' date=' więc w sumie nie ma się co dziwić.

    Tusk umawia wizyte w Brukseli i Gdańsku jako pierwszy

    W Gdańsku to Lech Kaczynski był pierwszy dlatego miał spotkanie w Hali Oliwi a Donald Tusk musiał pospiesznie robić w Dworze Artusa.

    W końcu kto jak nie Tusk pojechał na zaproszenie Związku Polaków na Białorusi do Grodna?

    Nie na zaproszenie Związku Polaków na Białorusi tylko na zaproszenie grupki skupionej wokół Andżelik Borys a to istotna różnica ...Zresztą podobno Borys jest tak prześladowana na Białorusi a spokojnie jeździ do Brukseli' date=' Warszawy i krytykuje rząd .. przecież mogliby jej np: z powrotem nie wpuścić, a pozatym z opisów opozycjonistó białoruskich na temat ich sytuacji to ja się dziwie ja to się dzieje, że oni jeszcze żyją i jeżdża po świecie :?:

    W sumie nie wiem jakim prawem polscy pogranicznicy nie wpuścili Kruczkowskiego do Polski :?: On w przecieństwie do Borys dużo zrobił dla polskości na Białorusi w przeciwieństwie do Borys, która nic nie zrobiła, ale za to wciągneła związek do bieżącej polityki.

    Kaczyńskiego kto?' date=' ci najmniej wykształceni i mieszkający na wsi czyli ci podatni na populizm.[/quote']

    Nie chce nic mówić, ale to obraża dużą część polaków ...

    Dlaczego KAczyński chce centralizacji służby zdrowia?

    Tego naprawde nie rozumie .... moim zdaniem to pomysł delikatnie mówiąc nietrafiony.

    rządy kohabitacji czyli prezydent w opozycji do partii rządzącej zawsze są owocne bo jedni drugim patrzą na ręce i się kontrolują.

    Takie rządy wcale nie są dobre tylko zwykle złe' date=' prowadzą do wzajemnej walki ... A i chciałbym przypomnieć że PO buńczucie myślać, że nie tylko wygra ale być może będzie rządzić samodzielnie reklamowała się hasłem "PO - Pełna Odpowiedzialność" i twierdziła, że premier i prezydent z tej samej partii to sytuacja najlepsza, bo da się w pełni zrealizować program. Po przegranych wyborach parlamentarnych PO nagle zmieniła zdanie .. widze tu lekką niekonsekwencje :)

    bo właściwie ta IV RP co oznacza?

    Co do tego o numeracji to się zgadzam. Ta IV RP jest chwytem retorycznym ...


  4. Szlachta wybierając Jana Sobieskiego na króla wybrała Piasta z typowymi dlań wadami i zaletami. Władysław Konopczyński napisał, że był to „temperament ognisty, natura uczuciowa, bogata, umysł bystry i otwarty, żarliwy w wierze, swobodny w myśleniu, [...] charakter rwący się do wielkich czynów i najlepszej sławy, wykwintny mówca w gabinecie, w senacie majestatyczny i dostępny, w obozie popularny i chwytający za serce”.

    Jan Sobieski był władcą postępowym, człowiekiem wszechstronnie wykształconym, interesującym się wszystkimi dziedzinami nauki i sztuki: matematyką, inżynierią, literaturą klasyczną i nowożytną, architekturą i malarstwem, astronomią i geografią. Korespondował z wielkim filozofem Godfrydem Leibnizem. Heweliusz, któremu król zapewnił dożywotnią pensję, odkryty przez siebie gwiazdozbiór nazwał Tarczą Sobieskiego. Król cenił osiągnięcia kartografów i był członkiem pierwszego w świecie towarzystwa geograficznego z siedzibą w Wenecji. Zasłużył się jako mecenas sztuki i architektury, a jego pałac w Wilanowie należy do najcenniejszych zabytków polskiego baroku.

    Nowy władca rozpoczął rządy od zwołania w 1674 r. rady wojennej, w której uczestniczyło czterdziestu senatorów. Na zakończenie obrad powiedział m.in.: „ Gdy królestwo przez nieustanne od lat dwudziestu sześciu wojny i niesnaski doszło do ostatecznej ruiny, zostałem teraz obrany, abym je urządził, umocnił i podźwignął”. Aby tego dokonać, musiał Sobieski najpierw podnieść pozycję swego rodu, wzmocnić władzę królewską, unikać ryzyka, godzić zwaśnione i zawistne rody magnackie, umiejętnie sterować polityką państwa. Przede wszystkim zaś bronić południowo-wschodniej granicy przed najazdami tureckimi. W 1675r. pokonał Turków pod Lwowem i obronił Trembowlę.

    W 1676 r. Turcja podjęła kolejną próbę oderwania Podola od Rzeczpospolitej. Wojska tureckie pod wodzą paszy Ibrahima Szejtana stanęły nad Dniestrem i nie chciały podjąć walnej bitwy z Polakami. Wyprawa Sobieskiego utknęła pod Żórawnem, natrafiając na połączone siły przeciwnika. Król polski dzięki solidnym szańcom , nieustraszonej odwadze i determinacji wytrzymał oblężenie, doprowadził do zawieszenia broni i podpisania układu rozejmowego, który zakończył pięcioletnie zmagania z Turcją i zwolnił Polskę z płacenia haraczu. Układ żórawiński dał Rzeczypospolitej upragniony pokój, a zniszczona wojnami gospodarka zaczęła powoli ożywać. Główny ciężar odbudowy dźwigał lud, któremu zwiększono wymiar pańszczyzny i innych powinności.

    Nastał czas pokoju. Stronnicy króla głosili potrzebę powiększenia armii, ograniczenia liberum veto, ukrócenia samowoli magnackiej, a on sam chciał uniezależnić się od sejmu w sprawach polityki zagranicznej i wprowadzić zasadę głosowania większością w sprawach istotnych dla kraju. Wykorzystując sytuację międzynarodową w latach 1672-1676, którą zdominowała wojna Francji i Szwecji z koalicją, w której skład weszły Austria, Hiszpania, Brandenburgia, Holandia i Anglia, postanowił Jan Sobieski zmienić kierunek polskiej polityki zagranicznej: 11 czerwca 1675 r. zawarł tajny układ w Jaworowie z Francją. w celu odzyskania prastarych ziem piastowskich: Śląska i Pomorza. Realizacja tych planów natrafiła na ogromne trudności. Natychmiast Rosja i Austria podpisały w listopadzie 1676 r. porozumienie, w którym oba państwa zobowiązywały się przeciwdziałać wszelkim próbom wzmocnienia władzy królewskiej w Polsce. Przeciwko królowi wystąpiła zorganizowana opozycja magnacka Paców, Trzebickich, Leszczyńskich, Berezów, hojnie opłacana przez obce dwory, której udało się zniweczyć królewski plan wzmocnienia władzy i powiększenia armii, a tym samym uniemożliwić odzyskanie Prus. Zdołał wszakże Sobieski pozbawić elektora pruskiego, Fryderyka Wilhelma, owoców zwycięstwa nad Szwecją i odsunąć na pół wieku Hohenzollernów od panowania nad ujściem Odry. Niepowodzeniem zakończyła się jednak próba odzyskania Śląska. Zawiedli nie tylko rodacy, ale przede wszystkim Francja, pozostawiając Polskę własnemu losowi. Francuzi zrozumieli, że nie mogą wystąpić przeciwko prawom i zwyczajom Rzeczypospolitej, których strzegła szlachta. Chciał król zapobiec wrogim porozumieniom trzech sąsiadów Polski, ale bez pomocy stanów musiał odstąpić od słusznej polityki bałtyckiej, tym bardziej że magnaci: Stanisław Koniecpolski, Dymitr Wiśniowiecki, Michał Pac, Jan Leszczyński, Jan Opaliński i Feliks Potocki, w 1678 r. uknuli spisek detronizacyjny.

    Powrócił więc Jan III do organizowania ligi antytureckiej, co spotkało się z poparciem całego społeczeństwa, zainteresowanego odzyskaniem Ukrainy i Podola. Owocem starań dyplomatycznych był podpisany 31 marca 1683 r. z Austrią sojusz skierowany przeciwko agresji tureckiej. Austria i Rzeczpospolita zobowiązały się wspólnie walczyć o wyzwolenie Węgier, Podola, Ukrainy, Mołdawii i Wołoszczyzny. Ponadto cesarz zrzekł się wszelkich praw do tronu polskiego, zagwarantowanych w traktacie welawsko-bydgoskim z 1657 r., a Rzeczpospolita zrezygnowała z pretensji wobec Austrii. W myśl sojuszu król polski miał wystawić czterdziestotysięczną armię. Było to zadanie niezwykle trudne, ponieważ Rzeczpospolita miała 17 tys. wojska, a opozycyjnie nastawieni magnaci i szlachta nie chcieli dać do dyspozycji Sobieskiemu zbyt licznej armii, aby nie zrealizował swoich planów dynastycznych. Król wychodził ze słusznego założenia, że „lepiej w cudzej ziemi, o cudzym chlebie i w asyście wszystkich sił imperii [...] wojować, aniżeli samym się bronić o swoim chlebie, i kiedy nas jeszcze przyjaciele i sąsiedzi odstąpią”.

    W maju 1683 r. ruszyła na Wiedeń potężna armia turecka pod dowództwem Kara Mustafy, o którym mówiono, że „nie zazna spoczynku, dopóki Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie nie zamieni na stajnie sułtańskie”. Cesarz Leopold I wysłał błagalny list do Sobieskiego, w którym zaproponował królowi naczelne dowództwo nad połączonymi siłami: „Osoba wasza królewska na czele naszych wojsk i imię wasze, tak groźne dla wspólnych nieprzyjaciół, same zapewnią ich klęskę”. „Lew Lechistanu” nie zawiódł sojuszników. Ruszył na pomoc Wiedniowi z siłą 26 500 żołnierzy i 28 dział, witany niezwykle serdecznie przez Ślązaków. Kronikarz francuski Daleyrac napisał, że „żaden monarcha nie spotkał się z tak dobitnymi wyrazami hołdu ze strony ludności państwa obcego, jak król polski ze strony poddanych cesarza”.

    Ogółem armia chrześcijańska liczyła ok. 73 tys. żołnierzy, w tym 26 500 Polaków. Po mszy św. w krótkim przemówieniu naczelny wódz zachęcił żołnierzy do boju tymi słowami: „Walczymy za naszą ojczyznę i za chrześcijaństwo, walczymy nie za cesarza, lecz za Boga”. Kara Mustafa zlekceważył przeciwnika, nie użył wszystkich swoich sił, przyjął bitwę w dolinie. Walka była niezwykle zacięta. Prawym skrzydłem Polaków dowodził hetman wielki koronny Stanisław Jabłonowski, lewym – hetman polny Adam Sieniawski. O zwycięstwie rozstrzygnęła szarża husarii, prowadzona osobiście przez króla. Na polu bitwy padło ok. 15 tys. zabitych i ciężko rannych Turków oraz około trzy i pół tysiąca sojuszników, w tym 1300 Polaków. W ręce zwycięzców dostały się łupy i trofea wojenne. Sobieski z wielką pokorą w liście do Marysieńki wyznał: „Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały”, a papieżowi Innocentemu XI przesłał jeden ze sztandarów tureckich wraz ze słowami: „Venimus, vidimus et Deus vicit” – „Przybyliśmy, zobaczyliśmy, a Bóg zwyciężył”. Sobieski uratował Europę i Kościół katolicki przed zalewem islamu.

    Wictoria wiedeńska przyniosła Sobieskiemu rozgłos w Europie. Z punktu wojskowego była ona majstersztykiem wojennego geniuszu króla i najznakomitszą bitwą Rzeczypospolitej szlacheckiej. Pod Wiedniem Sobieski dowodził całością bitwy, która toczyła się w górskim terenie, w przestrzeni 10 km. Trzeba podkreślić, że podobnie postąpił Napoleon pod Austerlitz. Historycy niemieccy, próbujący odebrać królowi polskiemu palmę zwycięstwa, nie mają racji twierdząc, że kierowanie bitwą na takim obszarze było niemożliwe.

    Wieść o pokonaniu Turków przyjęto entuzjastycznie w wielu państwach. Najwięcej mówiono o nim w krajach bałkańskich, żyjących nadzieją na rychłe wyzwolenie z niewoli tureckiej. Jan III stał się bohaterem utworów literackich w Serbii i w Toskanii. Poeci włoscy (Ubertino Carrara, Giuseppe Bernari) obdarzyli polskiego władcę następującymi tytułami: Zbożny Herkules, Jowisz Sarmacji, Koronowany Mars, Jan Niezwyciężony, Sarmacki Alcyd i Ajaks. W Portugalii i Hiszpanii powstały sonety i pieśni noszące tytuły Król nad królami i Król boskiego pochodzenia. Jedynie Anglicy odmówili zwycięstwu wiedeńskiemu znaczenia politycznego, przyznając Polakom odwagę i męstwo. Przeważnie przedstawiano króla Jana Sobieskiego nie tylko jako obrońcę Polski, ale zbawcę chrześcijaństwa. Poeci poświęcali wiele uwagi jego charakterowi, widząc przede wszystkim takie cechy, jak: pokorę, łaskawość wobec pokonanych, łagodność i sprawiedliwość. Wespazjan Kochowski w Psalmodii polskiej uznał go za narzędzie, którym Bóg wybawił Europę od niewoli islamskiej.

    Mniej pisano o naszym władcy we Francji, Niemczech i Austrii. Cesarz chłodno potraktował króla i jego syna Jakuba, chcąc dać do zrozumienia, że ignoruje plany dynastyczne Sobieskich i pragnie jak najszybciej pozbyć się wojska polskiego, sympatyzującego z powstańcami węgierskimi. Jan Sobieski zarządził pościg za wycofującymi się wojskami tureckimi, ale błędnie ocenił sytuację i w pierwszym starciu pod Parkanami poniósł klęskę. Następnego dnia dołączyły siły sojuszników i doszło do drugiej bitwy pod Parkanami, która zakończyła się zwycięstwem, w opinii wielu historyków nie mniejszym, niż pod Wiedniem. Król w liście do Marysieńki ubolewał, że z powodu samowoli hetmana Jana Sapiehy, który bez rozkazu wkroczył do Słowacji, wchodzącej w skład ziem węgierskich i okrucieństwa Litwinów wobec tamtejszej ludności, zostały zerwane negocjacje z Węgrami. Nie dodał, bo być może nie wiedział, że jego plany uderzały w żywotne interesy Habsburgów na Węgrzech, którzy nawet w momencie największego zagrożenia Wiednia prowadzili rozmowy z Emerykiem Tekkelym, stojącym na czele buntu Węgrów. Droga do tronu węgierskiego oznaczała wojnę z Habsburgami. W ten sposób zostały zaprzepaszczone polityczne plany Sobieskiego opanowania całych Węgier i osadzenia tam na tronie Jakuba.

    Euforia, jaka ogarnęła kraj po zwycięstwie wiedeńskim, tylko na krótki czas przysłoniła słabość wewnętrzną Rzeczypospolitej. Marzenie o szybkim pokonaniu Turcji nie miało przełożenia ani politycznego, ani militarnego. Mimo przegranej była ona ciągle państwem silnym. Król na fali ogólnego uniesienia rozwinął szeroką działalność dyplomatyczną w celu zorganizowania ligi antytureckiej. Po długich rokowaniach do Ligi Świętej przystąpiła Austria, Wenecja i Rosja. Za wciągnięcie Rosji do Ligi Świętej Rzeczpospolita zapłaciła podpisaniem w 1686 r. pokoju przez Krzysztofa Grzymułtowskiego w Moskwie, w którym zgodziła się na utratę Ukrainy Zadnieprzańskiej. Po zapoznaniu się z treścią dokumentu, Sobieski zapłakał, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z wielkiej klęski dyplomatycznej Polski, której wyrazem była kapitulacja przed Rosją i rezygnacja z polityki wschodniej. Dramatem dla króla było podpisanie klauzuli o wolności wyznania, która dawała Moskwie podstawy do ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej, co stanowiło zagrożenie dla wschodnich rubieży zamieszkanych przez unitów i ludność prawosławną. Rosja w tym czasie przechodziła kryzys, a jej wojsko nie przedstawiało większej wartości bojowej, co potwierdziły wyprawy księcia Golicyna w latach 1687-1689 na Krym, które zakończyły się klęską.

    Za swego życia nie odzyskał Jan III Podola i nie podpisał z Turcją odrębnego pokoju. Dopiero jego następca, August II Mocny, zbierał owoce wysiłków militarnych i dyplomatycznych swego poprzednika. Sas zawarł z Turcją w 1699r. pokój w Karłowicach, w którym za zwrot kilku forteczek mołdawskich Rzeczpospolita odzyskała Podole z Kamieńcem i Ukrainę. Korzyści z wypraw Sobieskiego wyciągnęła przede wszystkim Austria i Wenecja. Była to ewidentna porażka króla w polityce zagranicznej.

    Długotrwałe wojny z Turcją ośmieliły opozycję magnacką. W kraju panowała anarchia, postępował proces decentralizacji państwa, ponieważ sejm przestał faktycznie funkcjonować, a wszystkie sprawy wojskowo-skarbowe i administracyjne przejęły sejmiki. Pogłębiała się przepaść pomiędzy starzejącym się i chorym królem a szlachtą, ogłupianą i przekupywaną przez magnatów. Haniebną rolę odegrali Sapiehowie, którzy lekceważyli prawa, współpracowali z dworem wiedeńskim na szkodę ojczyzny, rwali sejmy, aby przeszkodzić w zwiększeniu liczby wojska przeciw Porcie. Chodziło im o to jako poplecznikom Wiednia, aby działania wobec Turcji miały charakter jedynie dywersji, uniemożliwiających jej rzucenie wszystkich sił na Węgry i zaangażowanie w wojnę Austrii. Dobro Austrii, a nie Polski, mieli na względzie Sapiehowie. Słusznie napisano w antysapieżyńskim manifeście, że „Niemcy nigdy tak jako teraz nie byli mocni [...] i my nigdy tak słabi, nigdy tak nieostrożni, nigdy tak ojczyzny nie kochający”. Wrogowie Sobieskiego za odpowiednie sumy byli gotowi zmieniać swych zagranicznych protektorów – i czynili to. Polska stawała się powoli zlepkiem państewek magnackich. Wawrzyniec Rudawski, siedemnastowieczny kronikarz i pisarz polityczny, napisał, że magnaci woleliby „zgubę świata niż zainaugurowanie regularnych rządów w Polsce”. Wypadki ostatniego okresu panowania Sobieskiego to potwierdzają: z sześciu sejmów tylko jeden zakończył pomyślnie obrady. Opinię królowi psuły stosunki rodzinne: intrygi żony Marysieńki i syna Jakuba. Do końca swego życia Sobieski po królewsku przebaczał nawet największym swoim przeciwnikom, umiał ich talent użyć dla dobra ojczyzny, nie dopuścił do wiszącej ciągle na włosku wojny domowej.

    Śmierć zwycięzcy spod Podhajec, Bracławia, Kalnika, Niemirowa, Komarna, Chocimia, Lwowa, Żórawna, Wiednia, Trembowli i Parkan była ogromnym wstrząsem dla kraju. Andrzej Załuski, biskup płocki z wielkim bólem napisał: „Pospołu z tym Atlasem runęła w oczach moich i sama Rzeczpospolita. Tak on nosił koronę, że więcej jej przydawał blasku, niźli od niej otrzymał. Rzekłbyś, że ojczyzna i sława pospołu z nim pomarły”.

    Postać Sobieskiego powróciła do literatury europejskiej pod koniec XVIII w., w okresie, kiedy Polska została wymazana z mapy politycznej, a symbolem narodu i jego wspaniałej tradycji stał się pogromca Turków pod Wiedniem. Sympatycy Polski przedstawiali go jako obrońcę honoru starego kontynentu i symbol wielkiej rycerskiej tradycji, a Polskę – ziemię Sobieskiego, określali „tarczą Zachodu” i „ostatnim wschodnim bastionem” Europy. W XX w. historycy krytycznie ocenili okres panowania Jana III Sobieskiego. Byli jednak zgodni co do tego, że uosabiał on pokolenia miłujące nade wszystko wolność.

    Sobieski był znakomitym, utalentowanym wodzem, jednym z wielkich polskich królów. Istotą jego wielkości, obok talentu wodzowskiego, była walka w obronie krzyża. Pod jego rządami Polska przeżyła okres wielkiego rozkwitu „na szachownicy historycznych zmagań”. Do największych sukcesów króla należą reformy w dziedzinie wojskowości. Zrezygnował z udziału w wojnach pospolitego ruszenia i zastąpił je wojskiem zaciężnym. Unowocześnił piechotę, artylerię i wojska saperskie. Umiał dowodzić dużymi oddziałami wojska, synchronizować działania wszystkich rodzajów broni i wykorzystywać właściwości terenu. Szańce Sobieskiego były oryginalną formą rozwiązań fortyfikacyjnych i taktycznych. Piotr I zastosował system umocnień Jana III spod Żórawna i wygrał bitwę z królem szwedzkim Karolem XII pod Połtawą.

    Angielski historyk J. B. Morton wydał taką opinię o Sobieskim: „Był on ostatnim z królów-bohaterów i tchnął w Europę, na krótką chwilę, dawny zapał krzyżowców. Jego długie życie poświęcone było nieustającej wojnie przeciwko islamowi. Przez swoją wytrwałość i przez bezkompromisową wierność swej idei, dodał on nowego blasku i sławy swojej ojczyźnie, przez co sprawił, że nawet młodzi żołnierze i dworacy wersalscy opuszczali własny kraj i szli za nim wziąć udział w jego wojnach. Przez chwilę to on, a nie Ludwik XIV, był wielką osobistością Europy”.

    Słynny niemiecki teoretyk sztuki wojennej, gen. Karl von Clausewitz stwierdził: „Trzeba go uznać za jednego z największych wodzów wszystkich czasów”.

    Znakomity historyk Władysław Konopczyński napisał: „Godniejszego Piasta nie mogła Rzeczpospolita wyszukać w 1674 r., i jeżeli on nie wprowadził jej na drogę zbawienia, to zaiste nie w osobie monarchy, ale w samej zasadzie elekcyjnej tudzież w zasadach, pojęciach i skłonnościach ogółu tkwiło źródło słabości Polski”.

    Sięgając do tak odległych czasów, szukamy na ogół inspiracji do naszej działalności, chcemy wzmocnić się moralnie, pragniemy usłyszeć o sukcesach i wielkości naszego narodu. Tymczasem analizując wydarzenia w Rzeczypospolitej w XVII w., dochodzimy do wniosku, że był to okres jeden z najcięższych w naszych dziejach. Zadecydowały o tym wyniszczające wojny, a także elity polityczne, które uległy całkowitej demoralizacji. Światłem w tym mrocznym wieku było panowanie Jana III Sobieskiego. Talentem i osobowością uchronił on państwo od zupełnej anarchii, dodał mu blasku, odsunął prawie o wiek rozbiory Polski.

    Po raz pierwszy z inspiracji wpływowego magnata Janusz Radziwiłła zasadę liberum veto zgłosił w 1652 r. poseł z Upity Władysław Siciński. Stała się ona filarem systemu rządów oligarchicznych w Rzeczypospolitej. O losach państwa decydowały bogate, kosmopolityczne, sprzedajne, egoistyczne rody magnackie, tworzące z własnych fortun państewka w państwie. Kompetencje zrywanych sejmów przejęły sejmiki. W rezultacie tych zmian skarb państwa pozostawał pusty, a król nie mógł powiększyć liczby wojska i samodzielne decydować o polityce zagranicznej. Straciło na znaczeniu powiedzenie „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, bowiem szlachta z wolnych obywateli odpowiedzialnych za losy ojczyzny stawała się klientami potężnych rodów magnackich. O przyszłości Rzeczypospolitej zaczęły decydować obce dwory, rozdając pieniądze senatorom strzegącym złotej wolności. A jeżeli do tego dodamy, że zwycięstwa Sobieskiego dały więcej korzyści obcym niż krajowi, zaczyna przytłaczać nas ciężar infantylizmu politycznego Polaków.

    Sobieski był trzymany w szachu przez ewentualne porozumienia sąsiadów i zdradę magnatów, ale w ograniczonym zakresie potrafił kontynuować politykę polską.

    To w sumie tyle o Janie Sobieskim jako o królu.


  5. Masz racje Borata :), dzisiaj Liga Polskich Rodzin, która popieram, jest w prostej lini kontynuacją Związku Ludowo-Narodowego potem Stronictwa Narodowego. Ta kontynuacja jest nie tylko w seferze ideowej, ale też osobowej ... czyli LPR ma ponad 100 lat i w I połowie XX wieku dzięki dużemu wpływowi na państwo (do 1926 współrządząc, potem już tylko kształtowanie umysłów i postaw polaków - o np: 70 % studentów należało do MW, czyli gdyby nie wojna to siłą rzeczy w końcu SN by rządził ... bo ideologii SNu ulegał też coraz bardziej rzadzący OZON). Ale fakt masz racje trudno byłoby mi nie głosowac na endecje.


  6. Można powiedzieć, że mnie bardziej przekonuje Adnim ... poniewaz właścwie ma racje. Zresztą ja akceptuje liniowy tylko z zastrzeżeniami :).

    I raczej nie powoływałbym się na przeżarte rakiem socjalizmu państwa europy zachodniej. Których de facto socjalistyczny system gospodarczy się chwieje i zmierza do upadku, wraz z finansami tych pastw. Dodatkow w tych państwach nie ma wzrostu gospodarczego, albo jest niewielki. A ich sytuacje moga zmienić tylko liberalne reformy gospodarcze, przeciw którym tamtejsze społeczeństwa protestują ... nie rozumiejąc konieczności zmian.


  7. Wilhelm II Hohenzollern (król Prus i cesarz Niemiec)

    Wilhelm II (ur. 27 stycznia 1859 w Berlinie, zm. 4 czerwca 1941 w Doorn w Holandii) – ostatni niemiecki cesarz i król Prus.

    wilhelm.jpg

    Wilhelm II - oficjalny portret

    Wilhelm II urodził się jako Friedrich Wilhelm Albert Victor Prinz von Hohenzollern - syn Fryderyka III, był więc wnukiem "miłościwie panującego" do 1888 r. cesarza Wilhelma I. Matka Wilhelma II Wiktoria była najstarszą córką królowej Wielkiej Brytanii o tym samym imieniu, dzięki niej płynęła w Wilhelmie również krew rosyjskich Romanowów. Wychowywaniem fizycznie upośledzonego dziecka zajął się cesarsko-królewski nauczyciel Georg Hinzpeter. W latach 1874-1877 uczęszczał do elitarnego gimnazjum w Kassel-Wilhelmshöhe, po jego ukończeniu studiował prawo i nauki polityczne w Bonn. Cztery lata później poślubił księżniczkę Augustę Wiktorię z rodu Schleswig-Holstein, z którą doczekał się siedmioro dzieci.

    Na tron niemiecki wstąpił w roku śmierci dziadka Wilhelma, po krótkim intermezzo w postaci panowania Fryderyka III. Na cesarza i króla Prus został koronowany 15 VI 1888 r. - miał wówczas 29 lat. Jedną z jego pierwszych politycznych decyzji było zdymisjonowanie kanclerza Otto von Bismarcka - na skutek różnicy zdań w polityce wewnętrznej i międzynarodowej, jak również konfliktu ambicji dwóch polityków - mianował na to miejsce Leo von Capriviego. W 1896 r. cesarz stał się bohaterem międzynarodowego skandalu dyplomatycznego, gdy w tzw. depeszy Krügera pogratulował przywódcy Burów zwycięstwa w bitwie z Anglikami.

    KaiserBill2.jpg

    Wilhelm II, Cesarz Niemicki i Król Pruski

    Na skutek odmiennych interesów w polityce kolonialnej zaczęły się ochładzać dobre dotychczas relacje z Wielką Brytanią, wpływ na to miała również rozbudowa niemieckiej floty wojennej przez ministra Alfreda von Tirpitza, będąca solą w oku Anglików. Program tirpitzowskiego urzędu ds. marynarki wojennej był wówczas zdecydowanie popierany przez Kaisera. Kolejną „wpadką“ cesarza była tzw. mowa huńska z 1900 r., w której zalecał on niemieckim żołnierzom bezwzględność w walce z powstaniem bokserów w Chinach. Gorzkie rozczarowanie przeszedł na konferencji w Algeciras w 1906 r., gdy niemiecka polityka kolonialna spotkała się z oporem zarówno Wielkiej Brytanii, jak i Francji. W oczach opinii międzynarodowej pogrążył cesarza wywiad, jakiego udzielił w 1908 r. poczytnej angielskiej gazecie Daily Telegraph, w którym - pełen właściwej Hohenzollernom dezynwoltury - rozprawiał o imperialnych zakusach cesarstwa. Po skandalu zaczęto w Niemczech szeroką dyskusję nad ograniczeniem uprawnień cesarza w polityce zagranicznej.

    200px-WilhelmIIx.jpg

    Portret oficjalny Wilhelma II

    Wilhelm II był zdecydowanym zwolennikiem polityki wojennej prowadzonej w latach 1914-18. Po zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w czerwcu 1914 r. zapewnił Austrii wszelką pomoc ze strony Niemiec w zwalczaniu "serbskiego barbarzyństwa". Podczas słynnej mowy w Reichstagu w sierpniu 1914 r. zapewnił: "Od dziś nie znam partii politycznych, znam tylko obywateli Niemiec". Co ciekawe, politykę cesarza poparły wówczas wszystkie stronnictwa w Reichstagu, łącznie z krytycznie nastawionymi dotychczas do wojny socjaldemokratami i katolikami. W ciągu trwania wojny Wilhelm zaczął jednak powoli tracić wpływ na działania na teatrze wojennym, de facto o wszystkich ważniejszych operacjach decydowali generałowie Erich Ludendorff i Paul von Hindenburg.

    WilhelmIIandwife.jpg

    Wilhelm z pierwszą żoną Wiktorią

    Wilhelm II musiał abdykować w wyniku tzw. rewolucji listopadowej, która przetoczyła się wówczas przez Niemcy. 10 listopada 1918 r. przeniósł się ze swojej kwatery wojskowej w belgijskim Spa do Niderlandów, które - jako kraj neutralny w czasie wojny - udzieliły mu azylu. Rezygnację z tronu potwierdził specjalnym dokumentem z 28 listopada 1918 r. Do 1920 r. rezydował w Amerongen, potem przeniósł się do miejscowości Huis Doorn, gdzie pozostał do końca życia. Tamże poświęcił się pisaniu pamiętników oraz wyrąbywaniu drewna, mimo fizycznego upośledzenia, z którym borykał się od dzieciństwa. W 1931 r. spotkał się w Doorn z Hermannem Göringiem, którego gorąco namawiał do wskrzeszenia w Niemczech monarchii jako antidotum na bałagan panujący w Republice Weimarskiej.

    Kaiser_wlihelm.jpg

    Książe Wilhelm (przyszły cesarz)

    Warto podkreślić, iż władze holenderskie - mimo ratyfikacji traktatu wersalskiego i przystąpienia do Ligi Narodów - nigdy nie zgodziły się na ekstradycję i poddanie pod sąd Wilhelma, co było przewidziane w układach z 1919 r. Całkiem prawdopodobne, iż nie uznawały cesarza jedynym winnym rozpoczętej w 1914 r. krwawej wojny, która kosztowała życie wiele milionów ludzi.

    W 1940 r. Wilhelm II zaszokował opinię publiczną telegramem do Adolfa Hitlera, w którym pogratulował mu zajęcia Paryża. Wiara, iż führer zdecyduje się na przywrócenie w Niemczech monarchii towarzyszyła mu do końca życia - marzył o objęciu tronu przez swoje dzieci. Pochowany został w uroczysty sposób - nie bez pomocnej dłoni rządu Niemiec - w specjalnym mauzoleum w zamkowym parku w Doorn. Jego obie małżonki spoczywają paręset kilometrów dalej - na niemieckiej ziemi w Poczdamie.

    A oto słynne cytaty wygłoszone przez Wilhelma II:

    :) "Być twardym w bólu, nie życzyć sobie tego, co jest nieosiągalne lub bezwartościowe, być zadowolonym z dnia takiego jaki jest; we wszystkim szukać dobra i cieszyć się naturą i ludźmi takimi, jacy są; pocieszyć się po tysiącach gorzkich chwil jedną, która jest piękna, a sercem i umiejętnościami dawać co najlepsze nawet wtedy, gdy nie ma za to podziękowania. " (opinia o wzorcu niemieckiego mieszczanina, 03.03.1904)

    :) "Car rosyjski nadaje się jedynie do życia w chałupie i uprawiania rzepy. " (opinia odnośnie Mikołaja II, wyrażona brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, Lordowi Lansdowne'owi.)

    :) "Moja rada, to więcej przemówień i więcej parad, więcej przemówień, więcej parad." (słowa skierowane do cara Rosji Mikołaja II)

    :) "Nie można ze mną igrać. Ktokolwiek w czasie wojny europejskiej nie będzie ze mną, stanie się mym wrogiem." (słowa skierowane do króla Belgii Leopolda II, 1904)

    :) "W czasie długich lat mego panowania moi koledzy, monarchowie Europy, nie przywiązywali wagi do tego, co miałem do powiedzenia. Wkrótce jednak moja potężna flota poprze me słowa, a wówczas nabiorą oni do mnie większego szacunku." (słowa skierowane do króla Włoch Wiktora Emanuela III )

    :P "Wróćcie, zanim liście opadną z drzew." (słowa skierowane do żołnierzy idących na front, sierpień 1914)

    Źródło http://pl.wikipedia.org

    I w wersji angielskiej Wilhelm II tu jest więcej informacji


  8. Chyba chodzi o to, że Rudolf Hess był wtedy współwięźniem Hitlera i jego sekretarzem. Dodatkowo on był z Hitlerem od początku, a Ribbentrop przyszedł gdy nazizm zyskiwał coraz bardziej na znaczeniu. Wcześniej Ribbentrop był handlarzem win, miał wyłączność na dystrybucje kilku znanych marek, już przed przejęciem włądzy przez nazistów był człowiekiem znanym, sznowanym mieszkał w wilowej dzielnicy Berlina ... w sumie miał wszystko, ministrem został dopiero w 1938 roku, wczesniej był "ministrem" w partii i tam zajmował się sprawmi zagranicznymi. Szczerze mówiąc był kiepskim dyplomatom, nie miał zbyt wielkich zdolności w tym kierunku ... , przed nomincją na minsitra spraw zagranicznych był jakiś czas ambasadorem w Londynie (Hitler wytypował go ponieważ uznał, że się nadaje, gdyż Ribbentrop znał niektórych lordów, którzy tak jak on handlowali winem). W każdym razie zaraz po przybyciu do Londynu wywołał skandal ... tj. pozdrowił króla słowami "Heil Hitler" ...

    Ale nie zgodze się, z tym że był "tylko" ministerm spraw zagranicznych to przeciez bardzo odpowiedzialna i znacząca funkcja ... co prawda przez większość jego urzędowania jako iż były to lata wojny nie miał zbyt wiele do roboty ... w każdym razie zajmował się rozwojem swojego prywatnego majątku

    Myśle, że być może rzeczywiście powinnien był dostać dożywocie a Hess kare śmierci. Ale masz racje on z racji stanowiska dużo wiedział mógł zacząć mówić ... i tak spisał wspomnienia przed śmiercią. A Hess w sumie co mógł powiedzieć .... zwłaszcza że sprawiał wrażenie waritata ..

    A w ramch ciekawostek tytuł szlachecki Joachima von Ribbentropa, był podobno fałszywy czy tez kupiony (już dokładnie nie pamiętam dość dawno czytałem biografie)


  9. Zgadzam się z poprzednikami ;). Od siebie dorzuce kilka informacji.

    Znalazłem taki o to ciekawy tekst w Rzeczpospolitej

    Prof. Paweł Wieczorkiewicz w 66. rocznicę agresji sowieckiej na Polskę

    Wojna polska

    Gdyby w Warszawie były znane niemiecko-sowieckie ustalenia, Polsce pozostałoby tylko kapitulować przed Niemcami. Wojna w takim układzie nie miałaby bowiem żadnego sensu

    Rz: Mówiąc o działaniach wojennych, które miały miejsce we wrześniu i październiku 1939 roku w Polsce, jakiego właściwie powinniśmy używać terminu?

    Paweł Wieczorkiewicz: To jest sprawa, w której historycy nie uzgodnili stanowiska. Określeniem najbardziej zakorzenionym jest "kampania wrześniowa". Jest to jednak kalka z propagandy niemieckiej. Wskazuje na to, że walki toczyły się tylko we wrześniu, podczas gdy chlubimy się tym, że wygasły one dopiero 5 - 6 października. W PRL wymyślono z kolei kretyńskie określenie wywodzące się z tzw. marksistowsko-leninowskiej teorii wojskowości - "wojna obronna". Kretyńskie, bo nie ma wojen obronnych, tak jak nie ma wojen zaczepnych. Wojna jest przedłużeniem polityki, a każdy rozsądny polityk i dowódca wie, że czasami najlepszą formą obrony jest atak. Uważam więc, że trzeba oddać hołd doskonałemu historykowi - niedocenianemu w tej roli - Leszkowi Moczulskiemu, który napisał w latach 70. znakomitą książkę "Wojna polska". Jej tytuł jest właśnie najlepszym określeniem na to, co działo się we wrześniu i październiku 1939 r. Była to bowiem wojna Polski, prowadzona z dwoma wrogami naraz. Nie da się podzielić jej na okres przed i po 17 września. Stanowiła ona nierozerwalną całość, a dzień sowieckiego ataku miał dla jej przebiegu znaczenie kluczowe.

    Dyplomacja

    ]Czy rzeczywiście, jak się to na ogół przedstawia, Polska nie miała w 1939 roku żadnego pola manewru ?

    Kontynuując ten tok myślenia, doszlibyśmy do wniosku, że Rzeczpospolita była skazana na klęskę już w chwili podpisania traktatu wersalskiego, który stworzył dla niej bardzo korzystne, ale trudne do obrony, granice. Pobudził jednocześnie rewanżyzm niemiecki i przy różnicy potencjałów skazywał Polskę na porażkę w konfrontacji, do której prędzej czy później musiało dojść. Odrzuciłbym więc taki punkt widzenia. Skupmy się na wydarzeniach. 24 października 1938 roku Niemcy - podczas rozmowy Lipski - Ribbentrop - przedstawili Polsce swoje żądania, które ja bym nazwał raczej pakietem propozycji, bo nie były one początkowo wysunięte w tonie ultymatywnym. Miały na celu silne związanie Polski z polityką Rzeszy. Przyjmując je, Rzeczpospolita nie poniosłaby żadnego istotnego uszczerbku. Gdańsk nie był bowiem wtedy miastem polskim, a autostrada przez korytarz była, o czym mało kto pamięta, pomysłem naszej dyplomacji, który powstał w latach 30. jako próba unormowania stosunków polsko-niemieckich. W zamian za te ustępstwa Polsce zaproponowano przedłużenie paktu o nieagresji i przystąpienie do paktu antykominternowskiego.

    Jaką rolę grała Polska w wojennych planach Adolfa Hitlera?

    Kluczową. Aż do wiosny 1939 roku była dla niego antybolszewicką zasłoną na wypadek wojny z Francją, od której zamierzał zacząć konflikt. Po zwycięstwie na Zachodzie miała zaś być cenionym, niezwykle ważnym partnerem w wyprawie na Związek Sowiecki. W ostatniej rozmowie z Beckiem w Berchtesgarden Hitler powiedział wprost, że każda dywizja polska pod Moskwą oznacza jedną dywizję niemiecką mniej. Przywódca Rzeszy proponował nam wówczas udział w podziale Europy.

    Dlaczego nie przyjęliśmy tej propozycji?

    Politycy polscy, przede wszystkim Beck, trzymali się pewnych wytycznych Piłsudskiego. Podkreślał on, że suwerenność jest najważniejsza i że w razie konfliktu europejskiego Polska powinna zwrócić się w stronę Londynu, bo tylko Londyn będzie w stanie zmusić Francuzów do walki. Beck jednak nie dostrzegł, czy też może zlekceważył, inne ze wskazań Marszałka. Że Polska w żadnym razie nie może wejść do wojny jako pierwsza i że nie można dopuścić, żeby na jej terenie toczyły się działania wojenne. Pójście na konfrontację z Niemcami zaprzeczało obu tym aksjomatom. Sojusz z Rzeszą, być może nawet chwilowy, pozwalał zaś je spełnić. Beck doszedł jednak do wniosku, że nawiązując bliskie stosunki z Brytyjczykami i zacieśniając je z Francuzami, stworzy blok, który okiełzna Hitlera. Było to rozumowanie całkiem poprawne, ale z jedną kardynalną wadą - nie brałopod uwagę osoby Stalina i jego zaborczych planów.

    Dlaczego tak mało mówi się o tych błędach?

    Moje pokolenie patrzy na wydarzenia sprzed wojny z perspektywy 1941 czy 1943 roku. Z perspektywy okrutnej polityki niemieckiej uprawianej później w Polsce. Wydaje się rzeczą nie do pomyślenia, że mogliśmy się stać sojusznikami Trzeciej Rzeszy. Należy jednak pamiętać, że wówczas nie wydawała się ona żadnemu europejskiemu politykowi taka okropna. Z Hitlerem, na politycznych salonach, rozmawiali wtedy wszyscy przywódcy, nawet ci o proweniencji lewicowej. Nie było wówczas mowy o niemieckich zbrodniach na większą skalę, w przeciwieństwie do masowego ludobójstwa w Związku Sowieckim.

    Większości badaczy nie przeszkadza fakt, że pomimo Katynia i masowego ludobójstwa na Kresach w latach 1939 - 1941 w dalszej fazie wojny podjęliśmy daleko idącą współpracę z drugim naszym wrogiem - Sowietami.

    Nie chcieliśmy znaleźć się w sojuszu z Trzecią Rzeszą, a wylądowaliśmy w sojuszu z tak samo zbrodniczym Związkiem Sowieckim. A co gorsza, pod jego absolutną dominacją. Hitler zaś nigdy nie traktował swoich sojuszników tak jak Stalin kraje podbite po II wojnie światowej. Szanował ich suwerenność i podmiotowość, nakładając jedynie pewne ograniczenia w polityce zagranicznej. Nasze uzależnienie od Niemiec byłoby więc znacznie mniejsze niż to, w jakie wpadliśmy po wojnie wobec Związku Sowieckiego. Mogliśmy znaleźć miejsce u boku Rzeszy prawie takie jak Włochy, a na pewno lepsze niż Węgry czy Rumunia. W efekcie stanęlibyśmy w Moskwie i tam Adolf Hitler wraz z Rydzem-Śmigłym odbieraliby defiladę zwycięskich wojsk polsko-niemieckich. Ponurą asocjacją jest oczywiście Holokaust. Jeżeli jednak dobrze się nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że szybkie zwycięstwo Niemiec mogłoby oznaczać, że w ogóle by do niego nie doszło. Holokaust był bowiem w znacznej mierze funkcją niemieckich porażek wojennych.

    Czy możliwość polsko-niemieckiego porozumienia ostatecznie pokrzyżowały udzielone nam w marcu 1939 roku brytyjskie gwarancje?

    Tak. Do tej pory bowiem Polacy nie chcieli przyjąć niemieckiego pakietu, ale nadal było pole do rokowań. Göring, wielki zwolennik sojuszu z Rzeczpospolitą, powiedział o tym wprost, że kamieniem obrazy dla Hitlera były właśnie angielskie gwarancje. Zaraz po ich przyjęciu wydał rozkaz opracowania planu wojny z Polską. Od tego czasu bowiem, jeżeli chciał myśleć o zaatakowaniu Zachodu, musiał najpierw zlikwidować sprzymierzoną z nim Rzeczpospolitą. Polskie kierownictwo nie zdawało sobie tymczasem sprawy, że Anglia i Francja - o czym powszechnie wiedziano w Europie - nie są przygotowane do wojny. Potrzebowały czasu, żeby dogonić Rzeszę, i były zdecydowane zyskać ten czas za wszelką cenę. Sytuacja Europy wyglądała więc tak, że pędziły sanie z myśliwymi (Francuzami i Anglikami), którzy musieli dopiero składać karabiny, a za nimi leciała sfora wilków. Żeby ocalić skórę, trzeba im było zrzucać kolejne ofiary. Pierwszą była Austria, drugą Czechosłowacja, a trzecią stała się Polska. Z tym że w naszym przypadku optymalnym rozwiązaniem dla Brytyjczyków, którzy już zdecydowali się na wojnę, był taki scenariusz, w którym Polska stawi opór.

    Czyli wbrew powszechnemu twierdzeniu to nie Wielka Brytania przystąpiła do wojny w obronie Polski, lecz Polska w obronie Wielkiej Brytanii?

    Tezę tę potwierdzają kolejne wydarzenia. O intencjach Brytyjczyków najlepiej świadczy to, że niemal od razu znali oni tajny protokół paktu Ribbentrop - Mołotow, przekazany im przez pracownika ambasady Rzeszy w Moskwie von Herwartha. Oczywiście nie przekazali tej wiadomości Polakom, żeby przypadkiem nie spowodować wstrzymania wybuchu wojny. Wydaje się bowiem, że gdyby w Warszawie były znane niemiecko-sowieckie ustalenia, Polsce pozostałoby tylko kapitulować przed Niemcami. Wojna w takim układzie nie miałaby bowiem żadnego sensu. Oczywiście z polskiego, a nie z angielskiego punktu widzenia. Brytyjczycy i Francuzi, wiedząc, co stanie się 17 września, spisali Polskę na straty. Mimo słabości wojsk Rzeszy pozostawionych na zachodniej granicy francuskie uderzenie na Niemcy - do czego zobowiązywały podpisane z Polską traktaty - byłoby sprzeczne z rozsądkiem. W nowym układzie geopolitycznym wytworzonym przez moskiewski pakt Paryż wolał powstrzymać się od akcji. Poza tym atak na Zachodzie nie tylko stworzyłby szansę na utrzymanie frontu przez Polaków, ale - czego bali się Francuzi - umożliwiałby kontruderzenie niemieckie już jesienią 1939 roku.

    Jakie plany mieli wobec konfliktu bolszewicy?

    Założenie Stalina było bardzo proste. Doprowadzić do wybuchu wojny europejskiej, bo trzeba powiedzieć jasno, że bez paktu Ribbentrop - Mołotow wojna by nie wybuchła. Następnie doprowadzić do sytuacji, w której działania wojenne trwałyby jak najdłużej. Potencjalni przeciwnicy - bo równie nienawistne jak Trzecia Rzesza, lub może nawet bardziej, były dla niego demokracje zachodnie - mieli wykrwawić się wzajemnie. Dopiero w końcowym momencie wojny chciał on rzucić do walki nienaruszoną, świeżą Armię Czerwoną. Na bagnetach, a raczej gąsienicach sowieckich czołgów przynieść do Europy komunistyczną rewolucję.

    Armia

    Czy Polska pod względem wojskowym była dobrze przygotowana do wojny?

    Jeden z moich doktorantów, Tymoteusz Pawłowski, bada ten problem bardzo wnikliwie. Efekty jego pracy są rewelacyjne. Wynika z nich, że armia polska była armią nowoczesną i jak na możliwości kraju niemal optymalnie przygotowaną. Muszę się przyznać do pewnego błędu, który popełniałem razem z innymi kolegami. Wydawało się nam, że Piłsudski zostawił armię w stanie opłakanym. Tymczasem okazało się, że procesy modernizacyjne, które wdrażał Rydz-Śmigły, zostały zapoczątkowane już za kadencji Marszałka. Idee rozwoju broni przeciwpancernej i innych nowoczesnych środków walki zostały zaszczepione przed 1935 rokiem.

    Jak wyglądało przygotowanie, jeżeli chodzi o taktykę?

    Wojsko polskie było przygotowywane przede wszystkim do wojny na Wschodzie, bo to Związek Sowiecki przed dłuższy czas był potencjalnie bardziej realnym przeciwnikiem. Plan wojny na Zachodzie trzeba było budować dosyć gwałtownie dopiero od wiosny 1939 roku. Minister Beck z powodów, które są do tej pory nieznane, utajnił bowiem przed Rydzem-Śmigłym nasilający się kryzys polsko-niemiecki aż do początku 1939roku. Spowodowało to, że przygotowania wojenne zaczęły się o kilka miesięcy później, niż mogły się zacząć.

    Od dłuższego czasu badacze spierają się na temat planu operacyjnego, jaki przyjął naczelny wódz w konfrontacji z Niemcami. Dlaczego wobec wydłużenia linii granicznej - które nastąpiło wskutek upadku Czechosłowacji - Rydz zignorował podstawowe zasady sztuki militarnej, nie skrócił frontu i podjął skazaną na porażkę bitwę graniczną?

    To dobrze wygląda na mapach lub symulacjach komputerowych. Ale co oznaczałoby odejście na linię Wisły? Oddanie Niemcom bez walki ziemi, do których mogli rościć pretensje. Bardzo możliwy scenariusz, którego Rydz się obawiał, byłby wówczas taki, że Niemcy zajmują Poznań, Bydgoszcz, Wybrzeże oraz Śląsk, zatrzymują swoje wojska i zawierają separatystyczny pokój z państwami zachodnimi. Poza tym główne zasoby polskiego rekruta - nie w pełni zmobilizowanego za sprawą opóźnienia mobilizacji pod naciskiem państw zachodnich - znajdowały się właśnie na tych terenach. Trzeba było tych ludzi ewakuować. Na zachodzie, pomimo budowy COP, znajdowały się główne polskie centra przemysłowe. Obronę tego terytorium nakazywały więc wymagania ekonomii wojennej i polityki. Inna sprawa, jak. Czy za pomocą głównych sił rozciągniętych wzdłuż granicy, czy też może wysuniętymi jednostkami kawalerii, które potrafiłyby jednocześnie stawić opór i elastycznie wycofać się pod niemieckim naciskiem.

    Czy przesunięcie mobilizacji o jeden dzień pod naciskiem naszych "sojuszników" miało jakieś większe skutki dla przebiegu wojny ?

    Kolosalne. Każde kilka godzin było wówczas na wagę złota. W wyniku tej decyzji wystawiliśmy od dwóch trzecich do trzech czwartych sił, które mogliśmy wystawić. A te kilkaset tysięcy żołnierzy więcej mogło odegrać dużą rolę.

    Wojna

    W jaki sposób wyglądało dowodzenie na szczeblu całej armii? Czy wódz naczelny panował nad sytuacją?

    Nie. I to był może największy błąd Rydza-Śmigłego. Należało przewidzieć, że system łączności oparty na sieci cywilnej i telefonach zostanie szybko sparaliżowany. Praktycznie już pod koniec drugiego dnia wojny wódz naczelny utracił możliwość skutecznego dowodzenia. Nie stworzył wcześniej elastycznej struktury, w ramach której mogliby go zastąpić na przykład dowódcy frontów. Zamiast tego, pod wpływem doświadczeń i koncepcji Piłsudskiego, stworzył system skrajnie scentralizowany. To, co było dobre w 1920 roku, okazało się zabójcze w 1939. Na dodatek Rydz, przesadnie oceniając znaczenie tajemnicy wojskowej, nie wprowadził dowódców armii w swoje szersze zamysły i plany. Wiedzieli oni tylko, co mają zrobić w pierwszych dniach wojny. Potem musieli improwizować. Po stronie polskiej była to więc wojna dowódców armii czy dowódców dywizji, ale nie naczelnego wodza.

    Czy polska próba przejęcia inicjatywy - wydana przeciwnikowi bitwa nad Bzurą - była z góry skazana na porażkę?

    Rozkaz wydany generałowi Kutrzebie, z czego on sam nie zdawał sobie sprawy, zakładał poświęcenie armii "Pomorze" i "Poznań" w samobójczym ataku. Chodziło o powstrzymanie i skupienie głównych sił niemieckich i umożliwienie reszcie polskich armii oderwania się od przeciwnika na pozostałych odcinkach frontu. I chociaż formalnie bitwę przegraliśmy, to w tym kontekście zakończyła się ona niemal pełnym sukcesem. 16 września w pamiętnikach ówczesnego wysokiego oficera sztabu, pułkownika Kopańskiego, znalazł się bardzo znamienny zapis mówiący, że niektórzy oficerowie zaczynają otwierać szampana, gdyż kryzys na froncie został przezwyciężony. Faktycznie w połowie września sytuacja, po początkowych klęskach, zaczęła się stabilizować. Wojsko cofało się na południowy wschód, ku "przedmościu rumuńskiemu", w oparciu o które Rydz-Śmigły zamierzał kontynuować walkę. Powoli przestawały również grać decydującą rolę te czynniki, które sprzyjały Niemcom. Polska południowo-wschodnia nie była bowiem terenem, na którym można byłoby rozwinąć działania wojsk pancernych. Spodziewano się, i słusznie, nadejścia dni, podczas których ze względu na warunki meteorologiczne Luftwaffe musiałaby ograniczyć swoją aktywność. Zaczynała się wojna piechoty z piechotą. A w takiej konfrontacji znajdująca się w obronie strona polska miała duże szanse. Plan Rydza miałby więc szansę powodzenia, zwłaszcza że zakładał, iż niedługo działania wojenne rozpoczną Francuzi i tym samym odciążą front polski.

    Klęska

    Rydz nie przewidział jednak agresji 17 września.

    Tak. To był dzień, który przesądził o losach wojny. I to nie tylko w sensie militarnym. Stalin wiedział bowiem, że Francuzi mają wystąpić 15. dnia od zmobilizowania wojsk, czyli byłby to 17 lub 18 września. Dlatego właśnie zaatakował w tym terminie. Dał w ten sposób do zrozumienia Zachodowi, że wykona założenia paktu Ribbentrop - Mołotow i że nie warto angażować się po stronie Polski. Rozegrał tę grę perfekcyjnie.

    Dlaczego drogie sercu każdego Polaka Kresy Wschodnie były bronione z dużo mniejszą zaciętością niż niemiecki Gdańsk?

    Gdyby 1 września to Sowieci nas zaatakowali pierwsi, to broniono by ziem wschodnich, tak jak broniono zachodnich. 17 września armia była już jednak zdemoralizowana porażkami, a poza tym na Kresach, oprócz KOP, znajdowały się głównie oddziały tyłowe, czy ośrodki zapasowe jednostek. Ludzie, którzy wówczas nie byli jeszcze w pełni przygotowani do walki. Zamierzano dopiero to zrobić w ciągu najbliższych dwóch, trzech tygodni. Kresów po prostu nie miał kto bronić, dlatego walczyli m.in. harcerze i ochotnicy. Najgorszą rolę odegrał jednak fatalny rozkaz Rydza-Śmigłego: "z Sowietami nie walczyć", i fakt, że oficjalnie nie wypowiedziano Związkowi Sowieckiemu wojny. Choć całkowita obrona Kresów była niemożliwa, to należało stworzyć tam symboliczne Westerplatte. Utworzyć punkt obrony, który stawiłby przez dłuższy czas opór. Broniłby się krwawo i do końca. Na Kresach potrzebne były polskie Termopile, aby zademonstrować światu nasze prawo do tych terytoriów.

    Smutnym przykładem na to, jak tragiczne konsekwencje miał rozkaz Śmigłego-Rydza, było poddanie Sowietom Lwowa...

    Może właśnie to Lwów powinien być tymi Termopilami. Były bowiem spełnione wszelkie warunki ku temu, aby go bronić. Należało to zrobić chociażby po to, żeby później jakieś chruszczowy, czy inna swołocz, nie opowiadały o "ukraińskim mieście" i żeby ten argument nie był gładko łykany przez Amerykanów i Brytyjczyków. Ale faktycznie, gen. Langner poddając miasto powołał się na rozkaz naczelnego wodza. Sowieccy generałowie i Chruszczow złożyli mu uroczyste słowo honoru sowieckiego oficera, że polskim żołnierzom nic się nie stanie. Dalsze wydarzenia, czyli Katyń, gdzie trafiła większość kadry dowódczej, pokazuje, ile było warte słowo sowieckiego oficera.

    Dlaczego ówczesny polski rząd nie podjął tej, wydawałoby się, oczywistej decyzji i nie wypowiedział wojny atakującemu nas Związkowi Sowieckiemu?

    Można się domyślić, że zadziałały tutaj naciski ambasadorów Wielkiej Brytanii i Francji, którzy bardzo sobie tego nie życzyli. Formalne wypowiedzenie wojny Sowietom przez Polskę zmusiłoby bowiem te państwa do zajęcia w tej sprawie wyraźnego stanowiska. Brak tego aktu miał również tragiczne skutki w przyszłości.

    Czy bolszewicy byliby trudnym przeciwnikiem dla toczącego z nimi normalną walkę polskiego wojska? Jaka armia wkroczyła do Polski?

    To właściwie nie było wojsko, tylko jakaś zbieranina. Ubrana w zdekompletowane mundury, z karabinami na sznurkach. Nie był to zresztą dowód niskiego poziomu wytwórczości sowieckiej, lecz totalnego bałaganu organizacyjnego panującego w Armii Czerwonej. Jedna z jej dywizji poszła nawet na front w ubraniach cywilnych. Armia ta była także potwornie wykrwawiona przez stalinowską czystkę, która przeorała jej korpus oficerski. Nie miał kto dowodzić, nie umiano dowodzić. Oficerowie kompletnie gubili się w jakiejkolwiek trudniejszej sytuacji. Również żołnierze bolszewicy nie chcieli się bić i bili się bardzo źle. Gdybyśmy rozpoczęli wojnę w 1939 roku tylko przeciwko Sowietom - wskazują na to również doświadczenia fińskie - bez większych kłopotów powstrzymalibyśmy tę agresję. 17 września bylibyśmy już zapewne 150, a może nawet 200 kilometrów na wschód od naszej granicy. Wojna taka toczyłaby się na obszarze sowieckim.

    Następnym przejawem sowieckiego piekła, z którym zetknęli się Polacy, było to, że mimo beznadziejnego położenia Rzeczypospolitej gdzieniegdzie na naszą stronę - podobnie jak później, po 1941 roku, na stronę Niemców - przechodzili nienawidzący komunistycznej władzy bolszewiccy żołnierze.

    Trudno powiedzieć, jaka była skala tego zjawiska, ponieważ nie zostało ono dotąd zbadane przez historyków. Wiadomo jednak na przykład, że grupa Kleeberga wzięła kilkudziesięciu jeńców, z czego połowa walczyła ochotniczo w polskich szeregach do końca wojny. We wspomnieniach kleebergczyków można znaleźć opinie, że ich rosyjscy towarzysze broni bili się doskonale. Jaki spotkał ich los? Przypuszczam, że tragiczny.

    Wraz z Armią Czerwoną wkroczyli do Polski oficerowie polityczni i NKWD. Jak przedstawiała agresję sowiecka propaganda?

    Propaganda ta była rzeczą zdumiewającą. Dowódcy obu frontów, Kowalow i Timoszenko, wydali napisane po polsku orędzia do polskich żołnierzy. Wzywali ich, aby zabijali oficerów i przechodzili na stronę Sowietów. Pisane one były jednak tak łamaną, kulawą polszczyzną, że należy się zastanowić, czy była to prowokacja, czy też kompletna nieudolność. Bolszewicy traktowali wojnę z Polską jako przedłużenie wojny domowej, wojny rewolucyjnej, a w takiej wojnie wroga niszczy się wszelkimi sposobami. Dlatego też była to wojna nieludzka, zbrodnicza od samego początku. Popełniane przez Sowietów zbrodnie charakteryzowały się dużo większym okrucieństwem niż zbrodnie popełniane wówczas na Zachodzie przez Wehrmacht. Opowiadała mi ostatnio pewna pani, wówczas mała dziewczynka, zapamiętany przez siebie obrazek. Gdzieś na Podolu czy Wołyniu, w wiosce, w której mieszkała, bolszewicy wzięli do niewoli polskiego pułkownika, lekarza. "Bawili się" z nim w sposób następujący: rozpruli mu brzuch, okręcili wnętrzności na kołowrocie studni i puszczając w ruch korbę zmusili go do biegania wokół, kłując go bagnetami wśród śmiechów i krzyków.

    Czy był to odosobniony przypadek?

    Nie, było ich setki, jeśli nie tysiące. Na przykład pewien sowiecki lejtnant testował działa w ten sposób, że ustawiał przed lufą rzędem jeńców i oddawał strzał. Sprawdzał, ilu Polaków można zabić za jednym razem. Takie przykłady można mnożyć. Chruszczow, później "wielki przyjaciel narodu polskiego", pieklił się pierwszego czy drugiego dnia wojny, że do tej pory nie zamordowano wystarczającej liczby polskich oficerów. Denerwował się, jak pracuje kontrwywiad, że nie doszło jeszcze do tak słusznego aktu ludowej sprawiedliwości. Upominając się - i to najzupełniej słusznie - o ofiary krwawej niedzieli bydgoskiej czy innych zbrodni niemieckich, zapomniano o tym, co działo się na Kresach. Powinno się pełnym głosem zażądać od Rosji, w imieniu rządu polskiego i Polaków, wyjaśnienia oraz symbolicznego, pośmiertnego ukarania winnych tych zbrodni wojennych.

    Wspomniał pan o wydarzeniach bydgoskich, związanych z działalnością niemieckiej V kolumny. Na Wschodzie również, i to w znacznie większej skali, mieliśmy do czynienia z masową nielojalnością obywateli, szczególnie pochodzenia żydowskiego. Z czego to wynikało?

    Zważywszy na usytuowanie społeczności żydowskiej w Polsce, która żyła równolegle do społeczności polskiej i nie identyfikowała się specjalnie z państwem, trudno tutaj mówić o zdradzie. Żydzi byli tak samo nielojalni wobec Polski, jak wcześniej wobec Rosji czy każdego innego państwa, w którym mieszkali. Mówimy oczywiście o przedstawicielach mas żydowskich, a nie o elitach, które się w mniejszym lub większym stopniu polonizowały. To fakt, że część młodzieży żydowskiej, bardzo widoczna, ale wcale nieprzeważająca, była zarażona bakcylem komunizmu. W przeciwieństwie do polskich, białoruskich czy ukraińskich współpracowników NKWD żydowscy współpracownicy, ze względu na swoją odmienność etniczną, po prostu rzucali się w oczy. Efektem tego było to, że poddani terrorowi Polacy i, w jeszcze większej mierze, Ukraińcy obwiniali całość społeczności żydowskiej o przejście na sowiecką stronę. Proszę sobie zresztą wyobrazić, jak czuli się Polacy, widząc na przykład w Grodnie młodych Żydów całujących pancerze sowieckich czołgów. Pamiętajmy jednak, że duża część Żydów również padła później ofiarą sowieckich czystek.

    Jak w praktyce wyglądała ta działalność wymierzona w Polskę?

    Najpierw, za pomocą sowieckich zrzutków spadochronowych, organizowano z komunistycznych elementów oddziały tzw. milicji ludowej. Uzbrajano je w różny sposób, na ogół z licznych zakamuflowanych magazynów z bronią, które powstały jeszcze przed wojną i były używane do prowadzenia antypolskiej akcji terrorystycznej. Grupy takie podczas wojny mordowały pojedynczych żołnierzy, ostrzeliwały polskie oddziały i zajmowały się klasyczną wojenną dywersją. W kolejnym etapie wskazywały NKWD wszystkich tych Polaków, którzy mieli podnieść rękę na Armię Czerwoną. Później włączyły się zaś w prowadzenie zwyczajnego, planowego terroru. Usługi konfidenckie jej członków były dla Sowietów niezwykle cenne.

    Bilans

    17 września, na wieść o bolszewickim ataku, prezydent, rząd, a niedługo potem naczelny wódz opuścili terytorium Polski. Przez długi czas "ucieczka" Rydza była przedmiotem kpin. Jak pan ocenia decyzję naczelnego wodza?

    Trzeba być człowiekiem zupełnie nieznającym historii Polski, aby widzieć w niej coś złego. To samo zrobił w 1809 i później w 1813 książę Józef Poniatowski, a w 1831 naczelny wódz powstania listopadowego. Gdy walka militarna nie ma szans, trzeba opuścić kraj i próbować kontynuować ją gdzie indziej. Warto zwrócić uwagę, że w PRL kłamliwie nie łączono wyjścia naczelnego wodza z atakiem sowieckim. Przedstawiano to jako ucieczkę, a nie tak, jak było w rzeczywistości, reakcję na 17 września. Stalin marzył o złapaniu Mościckiego, Rydza czy Becka i należało zrobić wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Mam tylko jedno zastrzeżenie do naczelnego wodza, który się wahał, co ma robić. Wracać do okupowanej Warszawy i walczyć do końca czy też, na co namawiali go wszyscy, wyjechać. Chociaż opuścił kraj później niż Mościcki i rząd, to powinien był to zrobić jeszcze później. Proponowano mu, i to było genialne, żeby przekroczył granicę z karabinem w ręku, ostrzeliwując się symbolicznie nadciągającym oddziałom sowieckim. Byłby to piękny czyn i myślę, że wtedy nikt nie mógłby mieć do niego nawet cienia pretensji.

    Symbolem naszej waleczności, ale i lekkomyślności, stał się propagandowy obraz kawalerzystów atakujących szablami czołgi. Zdarzały się takie wypadki?

    Paradoksalnie podczas wojny polskiej kawaleria biła się świetnie. Okazała się ona najlepszym środkiem obrony przeciwpancernej. Była bowiem bogato wyposażona w działka przeciwpancerne, mobilniejsza od piechoty. Szarże na czołgi zdarzyły się dwukrotnie, ale były to sytuacje niespodziewane - kiedy niemieckie pojazdy pojawiły się znienacka na polu bitwy. Doszło do tego na przykład w legendarnej szarży pod Wólką Węglową, gdy oddziały armii "Poznań" przebijały się przez pierścień niemiecki. Była to wspaniała szarża, jedna z najpiękniejszych w XX wieku. Była tam nawet taka scena - którą później zapożyczyli Żukrowski i Wajda w "Lotnej": jeden z oficerów zorientował się, że w ręku pozostała mu tylko głownia od szabli. Przypomniał sobie, że w pędzie wpadł niemal na niemiecki czołg i z rozmachu, nie namyślając się, walnął szablą z całej siły w lufę. Była to jednak sytuacja przypadkowa.

    Jakie było znaczenie wojny polskiej dla przebiegu całej II wojny światowej?

    W 1939 roku, podobnie jak w 1920, losy Europy i świata zależały od tego, co zrobią Polacy. To, że nasz opór był tak zażarty i tak twardy, to, że pokonanie Polski nie było dla Niemców "łatwym spacerkiem", zaważyło na dalszych losach wojny. Swoim poświęceniem daliśmy aliantom cenny czas. Czas, który został w dużej mierze zmarnowany. Przede wszystkim ze względu na indolencję francuskiego dowództwa, które nie potrafiło użyć bardzo dobrej, być może nawet lepszej niż niemiecka, machiny wojennej. Niemcy stracili 16 tysięcy zabitych, 520 samolotów i 670 czołgów, w obydwu wypadkach ponad 25 proc. stanu wyjściowego. Uratowaliśmy więc Anglików i Francuzów, ponieważ Hitler nie mógł już - tak jak planował - zaatakować Zachodu w 1939 roku. Gdyby to nastąpiło, już w 1940 ruszyłby na Związek Sowiecki, co z kolei oznaczałoby zagładę tego państwa. Po raz drugi więc Polacy uratowali skórę także Stalinowi. Pierwszy raz nie wchodząc w sojusz z Niemcami, drugi raz - dając mu cenny rok na budowę sił zbrojnych. Historia i polityka nie znają jednak uczucia wdzięczności. Stalin uważał je zresztą za uczucie psie, więc wdzięczny Polakom nigdy za to nie był.

    Rozmawiał Piotr Zychowicz

    PS. O obecnych stosunkach Polska - Niemcy - Rosja w kontekście agresji sprzed kilkudziesięciu laty pisze też poseł Janusz Dobrosz (LPR) w artykule w dzisiejszym Naszym Dzienniku

    Natomiast dzisiejsza oficjalna białoruska prasa pisze, że Polska była państwem agresywnym wobec wszystkich sąsiadów, a napad Armii Czerwonej był tylko likwidacją polskiego zagrożenia. (skandal) :!: :!:


  10. artykuł prof. Jerzego Żyżyńskiego, Kierownika Zakładu Gospodarki Publicznej Uniwersytetu Warszawskiego, na temat podatku liniowego

    Podatek liniowy jak Katrina

    Są idee jak huragan Katrina. Pod wpływem nagrzanych wód oceanu energia żywiołu narasta do niszczycielskiego poziomu. Powstają silne prądy wstępujące, ściągające jednocześnie zimne powietrze z górnych warstw atmosfery. Para wodna kondensuje się, przez co spada ciśnienie i powstaje dodatnie sprzężenie zwrotne, które wzmacnia cały proces. Ciśnienie powietrza, wirującego dzięki ruchowi obrotowemu Ziemi, pcha wielki wał wody, która topi miasta i wsie, giną ludzie, niszczeje majątek, kraj ogarnia chaos i groza. Najwięcej tracą biedacy i średniacy, bogaci zdołali wcześniej wyrwać się w głąb lądu na wyższe tereny.

    I tak jest z niektórymi ideami. Powstają, gdy w gorących głowach aroganckich idealistów rodzi się pragnienie naprawienia świata: poprawienia losu klasy robotniczej - wtedy mieliśmy marksizm, czy poprawienia doli podatnika - teraz mamy nieszczęsną, wylansowaną przez ignorantów z Platformy Obywatelskiej ideę podatku liniowego. Przy korzystnych układach politycznych silne prądy wstępujące wypychają nosicieli tych idei do polityki, gdzie kondensują wokół siebie zacietrzewionych młodych rewolucjonistów, którzy z wypiekami na twarzy kiedyś głosili ideę wyzwolenia ludu pracującego z niedoli kapitalizmu, a teraz - obywatela z okowów podatków. Chwytliwe dla laików idee są dalej pchane przez wały od propagandy, wzmocnione dzięki obrotowi wielkiego biznesu, który w nosie ma państwo i najchętniej nie płaciłby na nie podatków, bo liczy się interes akcjonariusza, a więc kurs akcji na giełdzie. Rozgrzewani perspektywami własnych korzyści, głosząc wszem i wobec: "Obniżcie nam podatki, a wszystkim będzie lepiej", entuzjaści podatku liniowego swą niszczycielską ideą zalewają kraj, by zostawić pogrążone w chaosie państwo. Najwięcej stracą biedacy i średniacy, bogaci zdążą wcześniej wyrwać się do swych ogrodzonych i pilnowanych przez firmy ochroniarskie enklaw... tylko strach będzie dzieci z nich wypuścić.

    Cena za państwo

    Jak to jest, panowie - chciałbym zapytać rewolucyjnych liderów Platformy Obywatelskiej - tacy Austriacy uznali za właściwe mieć podatki w pięciu stawkach od 0 proc., aż do 50 proc.; Beldzy - w sześciu stawkach od 25 proc. do 52 proc., Finowie też w sześciu - od 0 proc. do 33,5 proc.; Francuzi - od 0 proc. do prawie 50 proc., Grecy - od 5 proc. do 45 proc.; Hiszpanie od 18 proc. do 48 proc.; Niemcy - od 15 proc. do 42 proc.; Portugalczycy - od 12 proc. do 40 proc.; Amerykanie - od 15 proc. do 35 proc.; wszyscy w kilku progach stopniowej progresji, no ale Anglicy tylko w trzech progach od 10 proc. do 40 proc., a oryginalni Irlandczycy jednym cięciem oddzielili dwie stawki: 20 proc. i 42 proc. Jak się z pewnością zgodzicie, Panowie liderzy Platformy Obywatelskiej, Żydzi to mądry naród - ale swoje stawki podatkowe w Izraelu określili w ilości pięciu, progresywnie rosnące od 10 proc. do 49 proc. Okazuje się, że nikt w cywilizowanych krajach zachodnich, gdzie dobrze funkcjonuje gospodarka rynkowa, nie ma podatku liniowego; czy oni są wszyscy tacy głupi, tylko WY mądrzy?

    Ale "jak my dojdziemy do władzy, to z całą determinacją wprowadzimy liniowy podatek 15 proc."... A co tam, wszystkie po 15 proc.: "trzy razy piętnaście", nieźle brzmi i pięknie wygląda. Polacy mają pokazać całemu zsocjalizowanemu światu, że można walnąć podatek 15 proc., niech widzą... Epoka Edwarda Gierka odcisnęła nam jak żelazem slogan: "Polak potrafi", zwłaszcza gdy jest w Platformie Obywatelskiej.

    To mi przypomina, jak wicepremier Balcerowicz wymusił na swym słabym szefie i niefrasobliwym Sejmie ustanowienie składki na ochronę zdrowia, wbrew opinii specjalistów, na poziomie z grubsza dwukrotnie zaniżonym w porównaniu z innymi krajami o podobnej strukturze i znacznie poniżej potrzeb, bo "my pokażemy, że można taniej"... Skutki tego widzimy w postaci permanentnie zadłużającej się służby zdrowia, degrengolady szpitali, rujnowanych kontrahentów, handlu długami szpitali (w nadziei, że albo państwo zapłaci z procentem, albo uda się tanio załapać niezły majątek), lekarzy emigrujących za szacunkiem i chlebem, rozgoryczonych pielęgniarek, rozsierdzonych pacjentów, czekających w coraz dłuższych kolejkach itd... Profesjonalny niby ekonomista, ale się nie douczył, że w gospodarce rynkowej jak są koszty ukształtowane przez rynek, to trzeba je zapłacić, bo jak nie, to długi muszą rosnąć i nie ma żadnego "wymuszania efektywności przez zacieśnienie finansów", są tylko źle realizowane funkcje albo bankructwa, a zwykle jedno i drugie. Przy niekompetentnie zarządzanych finansach państwa gospodarka jest niechybnie rujnowana, czego szczególnie dotkliwie doświadczyliśmy za kadencji premiera z AWS-u.

    Politycy muszą być przede wszystkim odpowiedzialni i zdawać sobie sprawę z tego, że eksperymenty w naukach społecznych i ekonomii zwykle źle kończą się dla społeczeństwa. Podatek liniowy jest największym głupstwem ekonomicznym, zaprzecza podstawom teorii podatku i zasadom wiedzy ekonomicznej, ignoruje kilkusetletni dorobek teorii i praktyki krajów cywilizowanych i jest całkowitą kompromitacją dla absolwentów studiów ekonomicznych, jeśli go proponują.

    Podatki są - to przede wszystkim trzeba sobie, Panowie, uświadomić - ceną, jaką musimy zapłacić jako społeczeństwo za istnienie i funkcjonowanie państwa, za funkcje, jakie ono pełni. Ta cena musi być na odpowiednim poziomie, takim, by to państwo dobrze funkcjonowało. Jeśli wszystkie porównywalne kraje, do zrównania z którymi aspirujemy, muszą obciążyć swych obywateli ceną za państwo, na poziomie, jak widać na powyższych przykładach, to proponowanie podatku liniowego 15 proc. jest szczytem nieodpowiedzialności.

    Kasa publiczna

    Po to, by zrozumieć, dlaczego podatek liniowy jest absurdem, trzeba najpierw pojąć istotę progresji podatkowej. Wynika ona z czegoś, co ekonomiści nazywają malejącą krańcową użytecznością dochodu. Oznacza ona, że każdy kolejny przyrost dochodu ma dla uzyskującego go coraz mniejszą użyteczność: jeśli ktoś zarabia tysiąc czy dwa tysiące złotych, to kolejny zarobiony tysiąc jest czymś niezmiernie ważnym i sprawia wielką radość, natomiast dla tego, kto zarabia 50 tys., nie mówiąc o tym, który dostaje 400 tys., kolejny tysiąc jest czymś względnie mało znaczącym, dla bogacza wręcz niezauważalnym. Państwo nakładające podatek progresywny powiada zatem bogatemu obywatelowi: jeśli zarabiasz dużo, to od kolejnego zarobionego tysiąca ponad pewien poziom możesz na rzecz dobra publicznego oddać więcej, a wtedy - i to jest, Panowie, istota problemu - będzie można tych, co zarabiają tysiąc, dwa czy trzy, obciążyć mniejszą stawką podatkową.

    Ta malejąca krańcowa użyteczność dochodów jest obiektywnym prawem ekonomicznym. Wynikają z niej całkowicie oczywiste bezpośrednie skutki, jakie utrata dochodów w wyniku konieczności zapłacenia podatku powoduje u osób z różnych klas dochodowych. Osoby o niższych dochodach zawsze płacą podatek kosztem konsumpcji, często tej najbardziej podstawowej. Podatek jest zatem dla nich znacznie kosztowniejszy, gdyż nie tylko pozbawia ich części środków niezbędnych na zaspokojenie podstawowych potrzeb, ale i uniemożliwia odłożenie oszczędności. Natomiast bogaci nie płacą podatku kosztem swych potrzeb, on nie umniejsza ich konsumpcji, w każdym razie tej podstawowej, płacą podatek kosztem części swych nadwyżek, oszczędności albo ewentualnie jakiejś wydumanej luksusowej konsumpcji, zwykle realizowanej gdzieś poza granicami własnego kraju, więc nawet niedającej rodakom zarobić.

    Aż się nie chce wierzyć, że politycy mogą być tak niefrasobliwi! Bogaty obywatel w USA może zapłacić od kolejnego przyrostu swych dochodów (w ostatnim progu podatkowym) 35 proc. podatku, Brytyjczyk 40 proc., Irlandczyk 42 proc., Izraelczyk 49 proc., Hiszpan 48 proc., Austriak 50 proc., Niemiec 42 proc., Belg 52 proc.,... ale polskiemu obywatelowi, nawet temu, który dostaje kilkaset tysięcy miesięcznie, panowie Tusk i Rokita proponują 15 proc. - tyle co biedniejsi spośród Amerykanów. Gdzie tu polityczna odpowiedzialność?

    Wszędzie panuje zgodność, że na bogatszych członkach społeczności spoczywa szczególna odpowiedzialność za państwo i za te jego funkcje, które pozwalają łagodzić napięcia społeczne i kształtują otoczenie, w jakim także oni żyją. Dla nich zatem istnienie silnego, dobrze realizującego swe funkcje państwa jest ważniejsze. Znowu używając ekonomicznego żargonu, powiem, że krańcowa użyteczność państwa jest wyższa dla osoby bogatej, może zatem zapłacić wyższą relatywnie cenę za państwo. Realizowane dzięki środkom publicznym upowszechnienie wykształcenia na wysokim poziomie, kształtowanie szeroko rozumianej kultury, sztuki, sportu, rozwój nauki, nie mówiąc o różnego rodzaju publicznej infrastrukturze technicznej i budowlanej, rekreacyjnej (parki) czy oczywiście zdrowiu - stanowią dobro wspólne całej społeczności, które musi być finansowane przez państwo, co czasem tylko pośrednio, ale zawsze służy także tym podatnikom, którzy najwięcej dokładają do kasy publicznej.

    Jeśli zatem na przykład młodzież z biedniejszych rodzin jest dobrze wychowywana i uczona w szkołach publicznych przez nauczycieli dobrze wynagradzanych, u których frustracja nie niszczy pasji do wykonywanego zawodu, rodzice tych dzieci mają pracę, zaś one same nie są skłonne twierdzić, iż nie widzą przed sobą żadnych perspektyw, a poza tym mają poprzez dobre wychowanie wpojoną umiejętność rozpoznawania dobra i zła, to wtedy zdecydowanie mniejsze jest niebezpieczeństwo, że młody, nigdzie nie uczący się człowiek włamie się lub ukradnie bogatemu podatnikowi samochód, a jego dziecko obrabuje i pobije w metrze. Zatem najbogatsi członkowie tejże społeczności mogą nie tylko, zgodnie z wyżej sformułowanymi argumentami, płacić wyższe podatki, ale we własnym szeroko rozumianym interesie - powinni to robić. W Szwajcarii na przykład to rozumieją i nikt nie oponuje przeciw łożeniu grosza publicznego na sowicie dofinansowane ze środków publicznych szkolnictwo, od przedszkoli po wyższe, bo wiedzą, że swoje bogactwo i ład zawdzięczają kształceniu i wychowaniu społeczeństwa i nikomu by do głowy nie przyszło, by się z tego wycofywać.

    Odpowiedzialni politycy powinni zatem, Panowie, zamiast bajdurzyć o obniżaniu najbogatszym podatków i wzmacniać ich egoizmy grupowe, kształtować w nich poczucie współodpowiedzialność za państwo i społeczeństwo, w jakim żyją. Do tego zresztą obligowałoby solidarnościowe dziedzictwo przemian, jakie w Polsce nastąpiły po 1989 r. Temu dziedzictwu wszystko przecież zawdzięczają. Dlatego z tego choćby względu propagowanie podatku liniowego jest po prostu hańbą.

    Na rzecz dobra wspoólnego

    Jak powiedziałem, istota progresji podatkowej polega w gruncie rzeczy na tym, że dzięki niej można biedniejszych i częściowo średnio zamożnych obciążyć mniejszym podatkiem. Grupy o niższych i średnich dochodach powinny być opodatkowane niższym podatkiem dochodowym, gdyż generują największą część popytu globalnego. Jest to liczebnie największa część populacji podatników, zatem podatek liniowy powodowałby, że faktycznie transfer dochodów realizowany przez system podatkowy koncentrowałby się w grupie dochodów niskich i średnich - innymi słowy za usługi państwa płaciliby sferze budżetowej głównie biedni i średnio zamożni. W rezultacie zredukowana zostałaby siła nabywcza przede wszystkim tej grupy. Na progresję podatku dochodowego można zatem spojrzeć z drugiej strony: jest to degresja w kierunku grup o średnich i niskich dochodach. Nie chodzi zatem o to, że bogatsi płacą relatywnie więcej, lecz o to, że biedniejsi płacą relatywnie mniej po to, by zachować u nich wyższy popyt, to zaś jest warunkiem dobrej koniunktury gospodarczej, na której z kolei skorzystają bogatsi - głównie przedsiębiorcy.

    Przecież biedniejsi i średnio zamożni tworzą główną część kadr pracowniczych, ich wynagrodzenia decydują o kosztach pracy. Jeśli opodatkowanie ich wynagrodzeń jest relatywnie wyższe w warunkach podatku liniowego niż progresywnego, to ostatecznie ciężar podatkowy w znacznej części i tak zostaje przerzucony na pracodawców, którzy w warunkach wyższego opodatkowania będą musieli z czasem zwiększyć wynagrodzenia brutto. Natomiast zwiększenie skali progresji podatku dochodowego i tym samym zmniejszenie wynagrodzeń brutto pracowników może umożliwić zmniejszenie kosztów pracy przy zachowaniu na niezmienionym poziomie dochodów netto, a więc uchronić popyt. Podatek liniowy byłby zatem w gruncie rzeczy nożem wbitym w plecy polskiemu przedsiębiorcy.

    Można powiedzieć: "No tak, ale musimy ulżyć tym bogatym, bo oni właśnie tworzą oszczędności i inwestują, a bez oszczędności gospodarka nie będzie się rozwijać". Tak mogą mówić tylko ignoranci skupieni wokół liderów PO.

    Gdy kraje Zachodu musiały ponieść wysiłek odbudowy lub rekonstrukcji gospodarki po wojnie, to krańcowe podatki dla najbogatszych wynosiły dużo więcej i jakoś to ani motywacji do pracy nikomu nie zabijało, ani nie szkodziło rozwojowi. Bo w progresji w gruncie rzeczy nie chodzi po prostu o to, by bogaty zapłacił większy niż inni podatek. Logicznie skonstruowany system podatkowy musi bowiem łączyć progresję podatkową z ulgami, które spowodują, że ten bogaty będzie mógł zapłacić znacznie mniejsze podatki, jeśli zaoszczędzi, zainwestuje, stworzy miejsca pracy - taka jest ekonomiczna logika podatków. Chodzi o to, by jego pieniądze wracały do gospodarki albo poprzez odpowiednie jego działania, albo poprzez zasilenie funduszy publicznych na rzecz dobra wspólnego.

    Ulgi są potrzebne

    I tu dochodzimy do kwestii ulg. Dyletanci ekonomiczni, młodzi gniewni, niedouczeni rewolucjoniści podatkowi, którzy z wypiekami na twarzy głoszą ideę "liniowej rewolucji", zwykle posługują się argumentem "neutralności podatkowej", bo "jak wszyscy dostaną taki sam podatek, to będzie neutralnie, nic nie zakłóci idealnych mechanizmów rynkowych"; a więc niski, liniowy, bez ulg, płacony u źródła, czyli przez przedsiębiorstwo; zlikwidujemy urzędy skarbowe, doradców podatkowych, będzie fajnie, czysto, tanio, elegancko i przyjemnie... Śmiechu warte, to już było, młodzi nie pamiętają.

    Absurdalność poglądu, wedle którego jednolita stawka gwarantuje neutralność obciążenia, można wykazać na prostym przykładzie: ważący dziesięć kilo dwulatek z pewnością nie uniesie ciężaru stanowiącego na przykład połowę jego wagi, natomiast osiemdziesięciokilogramowy mężczyzna bez problemu uniesie ciężar czterdziestu kilogramów (zwłaszcza jeśli będzie to płeć piękna). Podobnie jest w gospodarce: takie same procentowo obciążenie na każdego działa inaczej i dlatego niezbędny jest system ulg dostosowujący je do możliwości poszczególnych uczestników życia gospodarczego, by nie zakłócić funkcjonowania całości, by wszyscy mogli iść dalej. Podatek o danej stopie, nawet niskiej, jak każde zresztą obciążenie, nigdy nie jest neutralny. Jest to zasada antyneutralności podatku: na każdego działa inaczej, zależnie od jego indywidualnej sytuacji. Dobrze zorganizowane państwo poprzez ulgi podatkowe dostosowuje więc podatek do możliwości podatników. A jest oczywiste, że możliwości bogatego są większe, dlatego więc biedniejszych obciąża się mniejszą stawką podatku (niektóre kraje pozwoliły sobie na zerowe stawki do całkiem wysokiego poziomu), a bogatszym daje ulgi, tak aby mogli zapłacić mniejsze podatki, jeśli mają jakieś inne ważne potrzeby (także rodzinne, mieszkaniowe itp.) oraz gdy swoimi wydatkami przyczyniają się do rozwoju gospodarki (oszczędzają, inwestują, tworzą miejsca pracy). To w gruncie rzeczy pozwala dynamizować gospodarkę, bo mobilizuje odpowiednie zachowania ekonomiczne, pobudza całe segmenty gospodarki - jak budownictwo mieszkaniowe. Taka jest istota ulg: mają też mobilizować do pewnych działań, dlatego w terminologii angielskiej nazywa się je bodźcami podatkowymi: u nas używanie słowa "ulgi" działa dezinformująco na laików. Likwidacja ulg podatkowych jest świadectwem ignorancji ekonomicznej, jaka zapanowała w polskich sferach władzy.

    Logika systemu podatkowego wymaga zatem, by progresja była łączona z ulgami, w rezultacie czego słabsi płacą niższe podatki, dzięki czemu mogą lepiej zaspokoić swoje potrzeby i więcej wydać na rynku, bogaci zaś mają płacić wyższe, ale mimo to dzięki ulgom i bodźcom podatkowym mogą zapłacić mniej, jeśli spełnią określone warunki, z jednej strony uwzględniające ich indywidualną sytuację, z drugiej sprzyjające rozwojowi gospodarki jako całości.

    Kosztem 22 milionów podatników

    O liczby trudno się spierać, więc zobaczmy, co ten liniowy podatek proponowany przez Tuska i Rokitę spowoduje. Podatek liniowy tak właściwie ma prawie 95 proc. podatników (22 mln ludzi), bo płacą go w pierwszym progu podatkowym. Są to podatnicy o dochodach do 3085 zł miesięcznie - to nieco powyżej średniego poziomu wynagrodzeń w gospodarce, ale jest to niewiele ponad 700 euro, w skali europejskiej są to zatem dochody bardzo niskie. W drugim progu podatkowym znalazło się ok. 4 proc. podatników, a w trzeci, najwyższy, weszło nieco ponad 1 proc. Przeciętny efektywny, to znaczy po wykorzystaniu ulg i odliczeń, podatek od tych tak niskich dochodów z pierwszego progu wynosi ponad 13 proc., podczas gdy od podatników z drugiej grupy nieco ponad 18 proc., zaś od tych najbogatszych prawie 30 proc. Ale przeciętny podatek od wszystkich podatników ogółem to ponad 15 proc. (oczywiście łącznie ze składką na ochronę zdrowia).

    Dyletanci, którzy doradzają liderom PO, zapewne z tej średniej 15 proc. wykoncypowali ideę liniowej piętnastki. Czy z tego, że przeciętne opodatkowanie pierwszej grupy wynosi 13 proc., wynika zatem, że wprowadzenie podatku 15 proc. spowoduje, że zapłacą tylko 2 proc. więcej? NIE, ponieważ trzeba popatrzeć, jaka jest struktura wpływów podatkowych i struktura dochodów.

    Okazuje się, że ci, którzy płacą w pierwszej grupie podatkowej, czyli 95 proc. podatników, dają tylko 65 proc. wpływów podatkowych, natomiast 1 proc. najbogatszych podatników z trzeciej grupy - prawie 20 proc.

    Tymczasem struktura uzyskiwanych dochodów jest inna: pierwsza grupa podatkowa osiąga 76 proc. ogółu opodatkowanych dochodów, a trzecia 10 proc. Koncepcja podatku liniowego oznaczałaby więc przesunięcie znacznej części obciążenia na te 95 proc. biedniejszej większości, bo struktura obciążenia będzie musiała odpowiadać strukturze osiąganych dochodów: podczas gdy płacili tylko 65 proc. wszystkich podatków, będą musieli zapłacić 76 proc., a ci, co płacili 20 proc., zapłacą dwa razy mniej.

    Wprowadzenie podatku liniowego oznaczałoby zatem, że podczas gdy obciążenie sumaryczne najbogatszych podatników z trzeciej grupy zmniejszyłoby się prawie o 5 mld zł, w drugiej grupie o niecałe 1,5 mld zł, to tych dziewięćdziesięciu pięciu procent najbiedniejszych podatników z pierwszej grupy podatkowej - musiałoby sumarycznie wzrosnąć o 6,7 mld zł, przeciętnie o 17 proc.

    Gdy przeliczyć na głowę (raczej kieszeń) podatnika, to może to by i dużo nie było, ale Panowie, żądać od tych, którzy odchodzą od okienek aptecznych, bo nie stać ich na zapłacenie za leki i każdą złotówkę pięć razy obracają w ręku, zanim ją wydadzą, by zapłacili wyższy podatek, jest co najmniej nietaktem, a polityków dyskwalifikuje całkowicie. A trzeba pamiętać, że te w sumie prawie 7 mld zł oznaczałoby też zdjęcie z rynku sporych pieniędzy, co nie byłoby bez znaczenia dla koniunktury, zatem przedsiębiorcy w swej nieświadomości czasem wspierający PO, będą się mieli z pyszna, gdy pomysły tych ignorantów zostaną zrealizowane.

    Ale propozycja podatku liniowego to nie tylko błąd ekonomiczny. Proponowanie takich zmian, by jednemu procentowi najbogatszych obniżyć obciążenie podatkowe - cenę za istnienie państwa - do najniższego poziomu, kosztem pozostałych, jest co najmniej nietaktem, brakiem rozsądku politycznego i jakimś megalomańskim oderwaniem od rzeczywistości. Panowie liderzy PO, o tym, co jest wart polityk, mówi to, jakich sobie dobiera doradców. Najlepiej będzie, jeśli tych swoich niedouczonych rewolucjonistów podatkowych wyślecie tam, gdzie pieprz rośnie, bo doradzają wam rzeczy horrendalne. Polska w XVIII wieku upadła, bo rozpanoszyli się w niej agenci obcych wpływów, grający na interesach i egoizmach elit, ale też dlatego, że wcześniej te elity odmówiły płacenia podatków na rzecz dobra publicznego. Czy tak bardzo wam zależy, by historia się powtórzyła?

    prof. Jerzy Żyżyński

    Zapraszam do duskusji o podatku liniowym. Sam jestem jego umiarkowanym zwolennikiem ale z kwotą wolną od podatku i ulgami prorodzinnymi ;)


  11. Osi Paryż-Berlin-Moskwa mówie stanowcze NIE!.

    Coż LPR tez mówi jej nie

    Ropociąg Rosja-Niemcy jest zagoreżeniem dla Polski gospodarczym-energetycznym, a w wypadku wojny daje to tyle, że gospodarka staje bo nie ma z paliwa, a do Niemiec płynie świeżutka ropa z Rosji przez ropociąg na polskich wodach ekonomicznych, a że najlepiej uczyć się na błędach cudzych lub własnych, nie możemy na to pozwolić, gdyż daje to niesamowity instrument nacisku Rosji na Polskę. Właściwie zniewolenie gospodarcze, no chyba, że Polska wyprzedzi Japonię w budowie hybrydowych samochodów i zacznie budować hybrydowe czołgi, okręty, samoloty etc.

    Uzależnienie polski od rosyjskiej ropy to wina SLD ...

    To nie jest rzeczowy posty, więc nie będzie rzeczowej odpowiedzi.

    Może jednakk byś na niego odpowiedział zdanie po zdaniu tak jak ja zwykłem robić ...

    A czemu wszyscy zapomnieli że Niemcy są tuż tuż przed wyborami, i że zagranie pana Schroedera jest zagraniem czysto - manipulacyjnym?

    Umowa międzynarodowa nie jest podpisywana dla zabawy ... a ta jest ukoronowaniem niemieckiej politykie dominacji weuropie ze szczególnym uwzględnieniem UE ...

    To jest trochę tak - jakbyśmy my sami uniezależnili się pod względem ropy od Rosji. Czy społeczeństwo byłoby zadowolone? Sądzę że raczej tak.

    Napewno tak, tylko że akurat żaden rząd polski po 1989 roku tego nie zrobił

    Jednocześnie, wypada chyba zadać pytanie - czemu cały czas jesteśmy tak uzależnieni od Rosji? Czemu jesteśmy skazani na to, czy nam zakręcą czy odkręcą kranik? Jesteście w stanie wytypować "winnych"?

    Pytanie jest słuszne i bardzo dobrze postawione. Winne są polskie rządy po 1989 roku szczególnie te lewicowe a najbardziej to ten obeny ...

    Tak wygląda na razie nasza polityka. Nie wiem jak można było do tego doprowadzić by Niemcy i Rosja dały nam takiego kopniaka. Fakt CDU deklaruje że nigdy nie pozwoli by Rosja wykorzystywała tą sytuację i szantażowała lub po prostu zakręcała kurek Polakom. Jasne, już to widzę. Ciekawe w jaki sposób. Po tej umowie nie można spodziewać się niczego dobrego dla Polski.

    I tu oczywiście masz racje


  12. Zastanawiałem się czy nie usunąć twojego postu' date=' gdyż obraża mnie jako Polaka, mnie jako patriote i mnie jako człowieka miłującego demokracje, obraża Ukraińców, obraża ludzi miłujących demokrację i obraża Polaków na Białorusi i jest stawia interes Rosyjski nad interes Polski, posta zostawię aby był idealnym przykładem stawiania interesu Rosji (zabory, wojna, komunizm, okupacja) nad interes narodowy. [/quote']

    Więc nie chciałem Cie obrazić, (coż prawda bywa bolesna), nie wiem tylko co ma do tego to iż obraża to nacjonalistów ukraińskich nienawidzących polaków (bo tylko Ci na zachodzie ukrainy wiedzą że są Ukraińcami, a ci z środkowej i wschodniej albo śa rosjanami albo są zruszczeni i nie znają ukraińskiego ...

    Tekst "obraża ludzi miłujących demokracje" jest żywcem z propagandy komunistów ... szkoda ze nie napisałeś "bojowników o pokój", "bojowników o wolność o demokracje" ... w sumie na jedno wyjdzie ...

    Jaki jest związke pomarańczowej rewolucji z polakami na Białorusi :?:

    Polacy na Białorusi to dorębna kwestia i tu jest zupełnie inn pogląd. Oczywiście chodzi znowu tylko o prawa dla ludności polskiej na Białorusi a kto tam rządzi, jak itp. nie ejst ważne jeżeli nie prześladuje polaków i mają swoje należne prawa. W sumie na Białorusi jest spokojnie jakieś 2 miliony polaków ... i o nich nie można zapomnieć .. ale należy walczyć tylko o nteresy polskiej mniejszości ... nie o demokracje i prawa człowieka bo to tam abstrakcja i jeszcze bardziej skłania tego kołchoźnika do dokuczania naszym rodakom ...Jak mówie temat Białoruś to odrębny wątek ;)

    Nie stawiam interesu Rosji ponad interesem Polskim jeżeli uważasz, że tak to pokaż w którym miejscu

    A jaki interes narodowy mieliśmy na Ukrainie żeby się wtrącać ...bo go nie wychwyciłem ...A skoro już wypomniałeś Rosji tyle przewinień (fakt że prawdziwych) i pewnie uważasz w takim razie Rosjan za naszych wrogów. To w żeby być konsekwentnym wymień co w ciągu wieków zrobili nam Ukraińcy (będzie tego masa), Litwini, Czesi, Niemcy .. może też Szwedzi zapewniam, że szczególnie po stronie niemców i ukraińców nazbiera się róna ilość co u rosjan .... (a ja jakoś tak mimo wszystko jednak bardziej lubie rosjan, coż mam prawo do własnej opinii)

    Cytat "Polacy głosowali za Janukowyczem" to pusta infromacja bez pokrycia i niemożliwa do sprawdzenia czyli w efekcie niewiarygodna' date=' zapewne źródłą LPRu podają inaczej. [/quote']

    Pytanie co podają źródła PO ... I pomyśl Juszczenke popierają nacjonaliści, ludzie którzy wysławiają UPA, stawiają pomniki tym którzy mordowali polaków na Wołyniu ... mając ich za bohaterów dodatkow są proniemieccy i co nie trzeba dodawać antyrosyjscy i antypolscy. A info była nawet w GW w okresie owej rewolucji z komentarzem, że owi polacy są zacofani, żyją przeszłością i tym podobne rzeczy które pisze GW o tych którzy jej nie pasują ...

    Władimi Putin oczywiście nie musi z nami nic uzgadniać' date=' ale my musimy walczyć o swój interes, bo gdy wrazie wojny będzie rura Rosja-Niemcy to co za problem wyłączyć rurę Rosja-Polska-Niemcy? Wtedy Niemcy mają ropę z Rosji, a my nie mamy nic. Budując drugi ropociąg idący przez polskę odłączenie ropy Polakom powoduje odłączenie ropy Niemcom. [/quote']

    Oczywiście, że musimy walczyć o swój interes. W przedstawionej sytuacji to masz racje. Tylko można zadbac o zróżnicowanie źródeł gazu i ropy (co zawaliło SLD), zwiększyć włąsne wydobycie .. w sumie ropa i gaz to dla rosji element nacisku i Ci któych lubi mają ją tańszą np: niemcy taniej od polaków, albo turcy za 60 dolarów polacy za 200 dolarów. (bez komentarza). W sumie jesteśmy wogóle nie przygotowani na kryzys energetyczny ...

    Solidarności nie ma' date=' gdyby solidarność byłą Niemcy dbaliby także o interes Polski czy innych, a nie swój uzasadniłeś pięknie sam mówiąc, że Niemcy dbają tylko o swój interes. [/quote']

    Więc my powinniśmy wziąść przykłąd i dbać też tylko o swój ...

    Na koniec jak łatwo zapomnieć o komuniźmie w Polsce' date=' o cenzurze, kartkach na żywność, pałowaniu za nic. Dziś Wielkiego Brata - Rosję oceniasz jako kraj zachowujący się w porządku i nie masz mu nic do zarzucenia.[/quote']

    Nie o oceniam, że zachowuje się w porządku, ale nie można im robić zarzutu z dbania o swój interes. O komuniźmie nie zapominam o reszcie, którom wymieniłeś tez nie ... ale wiesz nie można widzieć we współczsnej Rosji - ZSRR a w Putinie - Stalina, bo to do niczego nie doprowadzi. Powinniśmy się starać o rozbicie sojuszu niemcy - rosja bo jest da nas niebezpieczny (co pokazuje historia), a tego się nie zrobi ciągle judząc przeciw Rosji ... bo na porozumienie z Niemcami nie ma co liczyć - to zawsze był wróg ...

    Reasumując zgadzam się w 100% z {*_*} elta' date=' POPiS czy to się podoba LPRowi czy nie zadba o interes Polski i nie dopuści do budowy tego ropociągu w strefie ekonomicznej Polski, zapewne ku rozpaczy LPR.
    Swoją drogą kiedy LPR zgodzi się na autostrade eksterytorialną przez Polskę z Rosji do Niemiec?

    To zdanie nie jest merytoryczne oraz zniesławia LPR ... zresztą bezpodstawnie. Może zarzucisz to samo SLD bo tam wielu ludzi ma podobny pogląd na Ukraine i Rosje ...

    LPR zawsze kieruje się polskim interesem narodowym a w zangażowaniu na Ukrainie po stronie jednej opcji go nie widział ...

    PS. Napisałem rzeczowy post i na taką samą odpowiedź licze ...


  13. Andrzeju nie rozśmieszajmy się, żadna partia nie pokazuje swojego programu LPR także. Tusk ma na tyle kultury, że kampanii negatywnej nie prowadzi. LPRu hasło jest naprawdę marne, a książka o której mówisz to gwarantuję ci, że 90% wyborców innych parti niż LPR nie przeczytało lub nie wie o tej książce. Co do Prezydent Tusk człowiek z zasadami należy to traktować hasło jako jedno, a nie dwa osobne wtedy nabiera innego znaczenia, a że jesteś inteligentny dobrze wiesz, że czytanie razem mówi nam, że gdy zostanie prezydentem będzie tym człowiekiem z zasdami mądre hasło tak jak mądra kampania wyborcza. Socjotechnika jest wszędzie, popatrz na najbardziej demokratyczne państwo -> USA, tam bez socjotechniki Bush nie wygrałby wyborów, tak jak zresztą inny poprzednicy.

    Może inaczej pokazuje tylko trzeba wyjść z incjatywą wejść na strone danej partii i go sobie przeczytać ( dzisiaj Hausner pochwalił się iż codziennie odwiedza strone PO i nie ma tam jej programu, a chciałby poczytac, było to na Polsacie a w studiu był Jan Rokita - ps. Hausener nie jest moim idolem, dziwie się tylko dlaczego Jan Rokita nic na to nie pwoiedział). Rzeczywiście Donald Tusk nie prowadzi kampanii negatywnej. Co do hasła LPRu się dalej nie zgadzam mi się podoba, a co do ksiązki masz oczywiście racje. Z tym co do hasła Donalda Tuska w sumie tez moge się zgodzić fakt jak przeczyta się to razem to oczywiście mówi to co napisałeś ... tylko duża część osób czyta tylko początek ... Oczywiście ja wiem, iż jest to obietnica Donalda Tuska co do jego prezydentury. Z ostatnim zdaniem zgadzam się w całości ;)

    Senatorem nie było to rzecz pierwsza. Druga ta opinia jest wyssana z palca, bo nigdy wcześniej się z nią nie spotkałem. Popatrzmy co teraz robi Tusk, jeździ, spotyka się, bierze udział w debatach (w przeciwieństwie do Cimoszewicza).

    Widzisz był senatorem nawet wicemarszałekim senatu ... a oto dowód aby nie być gołosłownym: "Był posłem na Sejm I i IV kadencji oraz wicemarszałkiem Senatu III kadencji" cytat za http://pl.wikipedia.org/wiki/Donald_Tusk#Kariera_w_III_RP ;) (tam w rodziale kariera w II RP) myśle że Cie to przekona że był wicemarszałkiem senatu w latach 1997 - 2001 ;).

    Drugiw co nazwałeś opinia wyssaną z palca to była opinia z Polityki jeszcze z kwietnia zaraz po wycofaniu się Cimoszewicza ... sam bym tego nie napisał jakbym nie przeczytał bo skąd bym wiedział. A i zgadzam się, że obecnie Marszałek Tusk prowadzi aktywną kampanie ... a Cimoszewicz nie bo nie lubi i nie szanuje ludzi ...

    Trzeba sobie powiedzieć jasno, Giertych ma 0% na II turę i już tego w ogóle nie zmieni.

    Liczy się tercet i on rozgera walkę między sobą, czy na końcu wygra Tusk tego nie wie nikt na dzień dzisiejszy jest najbliżej pałacu.

    0 % na pewno nie ma, owszem, że nie ma szan na II ture i tego się raczej nie zmieni.

    Zresztą Twojej opini się zgadzam, ale tak jest narazie :)

    PS. O lenistwie Tuska mówił on sam i polityka przytoczyła słowa "lubie poleniuchować" w sumie to każdy lubii :)

    Myśle, że wszytkich ucieszy ta wiadomość Wołodzimierz Cimoszewicz zrezygnował z wyborów, ta radosna nowina jest dostępna Wołodia rezygnuje z udziału w wyborach

    A oto komentarz Macieaj Giertycha o rezygnacji Cimoszewicza

    Ale oczywiście nie jest to koniec walki z komuną .. są teraz inni kandydaci do zwalczenia i zesłąnia w niebyt .. np: są jeszcze Lepper, Borowski w kolejce ...

    Więc ich też trzeba pokonąc co odaje post z cimoszenko.info

    Uchwała

    Zwołana w trybie pilnym egzekutywa naszej zakładowej organizacji uchwaliła i poleciła wykonać.

    1. Jeszcze wróg w granicach więc nie pora na tryumfy!

    2. Nawet gdyby – to należy poszukać nowego wroga klasowego!

    3. Czujność i jeszcze raz czujność! Nawet jak zrezygnuje – to nie po to, aby nam było lepiej – tylko im.

    4. Przyglądać się pilnie i rozważać konsekwencje!

    5. To jest wojna – wygranie bitwy nie przesądza o zwycięstwie.

    6. Pilnować, by ew. sukces nie doprowadził do rozluźnienia dyscypliny – zewrzeć szeregi. Wróg nie śpi!

    A tu ciekawy tekst o Michniku i jego gazecie wybiórczej...smutek konserwatysty

    PS. Normalnie mnie radość rozpiera :] Komuszenko zwycięzony przed wyborami ... :)


  14. Chyba oczywiste jest, że Putin, podpisując umowę ze Schroederem, chce się zemścić na Polsce "za Ukrainę"...

    To jest oczywiste, że chciał się "zemścić" każdy poważny polityk by tak zrobił za naruszeni interesów swojego natodu. Możemy tlyko bolewać, że pretekst dała mu głupota "polskich" polityków ze wszystkich ugrupowań za wyjątkiem LPR ... całą reszta zamaist dbać o interesy swojego narodu zajęła się zaprowadzaniem "demokracji" na Ukrainie jakby taki była nasz interes narodowy ... cóż jak ktoś jest zaślepiony wizją piłsudczykowskiej polityki wschodniej to tak jest. Ci "mężowie stanu" nie zwrócili uwagi ze nasi rodacy na Ukrainie głosowali na Janukowycza bo bali się nacjonalistów popierającyh Juszczenke. Interwencja na Ukrainie była blędem popsuła stosunki z Rosją ... nic nam nie dała Janukowycz jako prezydent byłaby dla nas lepszy bo nie interesował go interes narodu ukraińskiego więc można było wzamian za poparcie i rozgłaszanie że jest "demokratyczny: wysępić od niego więcej praw dla polaków na zachodzi, zwrot kościołów, polski jako 2 urzędowy język na zachodzi a on by się pewnie zgodził choćby dlatego żeby dokpać swoim wrogom mieszkającym na zachodzie ...

    Polacy na Ukrainie głosowali na Janukowycza więc oni lepiej wiedzą kto jest lepszy dla nich i ich interesów więc tego powinniśmy byli poprzeć ...w zamian za prawa dla polaków. Mieszanie się w sprawy ukraińskie było blędem bo nie służyło polskim interesom narodowym ...

    Ale przecież możemy się nie zgodzić na taki kierunek budowy- bo Szwecja raczej nie wyrazi zgody na przeprowadzenie ruru z gazem przez jej wody terytorialne, bo bardzo dba o ochronę środowiska.

    Wątpie ebyśmy mogli się nie zgodzić ... to poprostu kolejny przykład fanatycznej rusofobii Kaczyńskiego ...

    Mam nadzieję, że nasi politycy się na to nie zgodzą, bo przecież Putin nie raczył porozmawiać o tych planach z nimi

    A na jakiej podstawie Władimir Putin miałby uzgadniać z Polską swoją polityke zagraniczną, jego obowiązkiem jest dbać tylko i wyłacznie o intersy Rosji, powinniśmy brac przykład jak prowadzić polityke to taka rada dla polityków PO i PiS.

    kiedy Kwaśniewski zwrócił uwagę Schroederowi, ten go chamsko potraktował mówiąc, że Niemcy będą zawierały umowę z kim chcą...

    To poprostu straszne ... :grin: Kanclerz Republiki Federalnej Niemiec ośmielił się powiedzieć kto prowadzi i decyduje o niemieckiej polityce zagranicznej, poprostu popełnił zbrodnie zapomniał o tym, że jest wasalem Brukselii .. I znowu wychodzi uczmy się od Kanclerza Schroedera i prezydenta Putina jak prowadzić polską polityke zagraniczną ... i czym dla nas jest inters innych. A samozwańczy (jak narazie) "premier z Krakowa" Rokita oburzył się, że nie zwrócono uwagi na solidarność europejską, zignorowano znaczenie UE i że to zależy do Bruskesli ... bo dla pana Rokity polską polityką kieruje Bruksela ...wziołby dobry przykłąd jak dbać o swój interes narodowy ... ;)

    A tu tekst o tym problemie: Adam Wielomski: Kacza rura, polecam ...


  15. Marek Borowski:

    "Prawy człowiek lewicy"

    Najlepsze hasło. Bo jest ciekawe językowo, wyzyskuję grę słów "prawy" - "lewica", przez co łatwo je zapamiętać, bo jest rytmiczne i krótkie. Odwołuje się do uczciwości i tego co związane z lewicą, a więc można przypuszczać, że z tym będzie kojarzony kandydat.

    Rzeczywiście najlepsze hasło ...

    Lech Kaczyński:

    "Silny Prdeyzdent. Uczciwa Polska"

    Kaczyński także odwołuje się do tej wartości co Borowski, ale hasło Borowskiego jest oryginalne, ciekawe językowo, a hasło Kaczyńskiego - banalne. A my łatwiej wierzymy temu, co jest wyrażone w niebanalny sposób.

    "Odwaga i wiarygodność"

    Jest wątłe perswazyjnie, bo trudno je zapamiętać. Zapamiętuje się głównie rytm tekstu, a więc liczbę sylab, a słowa już niekoniecznie.

    Zgadzam się z opisem ....

    Włodzimierz Cimoszewicz

    "Niech połączy nas Polska"

    Nieudane. Wygląda jak na PRL-owskim transparencie pierwszomajowym lub w piosence "Pust' wsiegda budiet slonce". Jest rozwlekłe i nie ma w nim gry językowej. Nie dość, że jest słabe retorycznie, to jeszcze nie wiadomo jaką treść przekazuje. To, że Polska to wspólna wartość, jest tak oczywiste, że robienie z tego hasła mija się z celem. To hasło jest skierowane do wszystkich, a jak wiadomo w marketingu - również politycznym - przekaz do wszystkich jest skierowany do nikogo.

    Z tym się zgadzam, chociaż nie wiem jaka polska miałaby połączyć mnie i Cimoszewicza ... coś mi się wydaje, że Cimoszewicz jest z innej Polski z tej o nazwie PRL ... a ja z tej o 1000 - letniej tradycji ...

    Maciej Giertych

    "Z nadzieją w przyszłość"

    Nijakie to hasło. Nie mówi o kandydacie, równie dobrze mogłoby być hasłem dowolnego polityka. Próbuje połączyć pragmatyzm ("przyszłość") ze sferą uczuć ("nadzieja"). Ale próba jest nieudana - żadna z tych sfer nie jest wyrazista przez co nie wiadomo czy kandydat chce być pragmatyczny czy "etyczny". Hasło ma "rozlazłą" budowę - gdy się to z "nadzieją w przyszłość" czyta, to odnosi się wrażenie, że w tę przyszłość wkraczamy, a nie wchodzimy, i że to trwa zbyt długo. Dzieje się tak dlatego, że w akcentowanych sylabach są "e" i "y", które "rozciągają" tekst. Dużo jest bezdźwięcznych spółgłosek, które czynią ten tekst mało wyrazistym.

    Moim zdaniem hasło jest dobre, a zostało wybrane dlatego, że taki jest tytuł książki profesora Giertycha "Z nadzieją w przyszłość" można ściągnąć ze strony www.giertych.pl i po tym można ocenić jaki myśli być kandydat ....

    Jan Kalinowski

    "Skuteczny dla ludzi"

    To kompletna pomyłka. Jest nieudolne językowo - "skuteczny" nie łączy się z "dla". Nie mówimy przecież "lekarstwo było skuteczne dla mnie", tylko "pomogło mi" albo po prostu "okazało się skuteczne". W związku z tym nie wiadomo, co miałoby znaczyć "skuteczny dla ludzi". Hasło dyskfalifikuje kandydata - jeśli nie potrafi sklecić jednego zdania, to jak ma rządzić czterdziestomilionowym krajem?

    Te wybory PSL przegra, ale za 4 lata się podniesie ... może kiedyś będzie koalicja LPR - PSL. A Kalinowski nie jest poważnym kandydatem ...

    Donald Tusk

    "Prezydent Tusk. Człowiek z zasadami"

    Hasło Donalda Tuska niesie mocny i prosty przekaz po tym jak nazywa się przyszły prezydent.Ma jedną zasadniczą zaletę genialną w swojej prostocie - zawiera zbitkę słowną "prezydent Tusk", która może się na tyle utrwalić, że wpłynie na nasz wybór.

    No właśnie czli wychodzi, że Tusk i PO nie prezentują swojego programu ... tylko wpływają na ludzi socjotechniką chcąc ich zmanipulować ...A przy tym widać skromność kandydata, który już nazwął się samozwańczo prezydentem. Możnaby więcej wymagac od ludzi z zasadami z klasą ... na przykład dyskusji programowej ....

    Henryka Bochniarz

    "Wybieram konkrety"

    I wybrała nieźle. To hasło coś mówi o kandydacie i treść jest zgraną formą. Jest krótkie, a więc konkretne. Zawiera czasownik "wybiram", który wskazuje na aktywność i działanie - a więc cechy, które tak pragmatyczna osoba powinna mieć. Ma też dźwięczne współgłoski "r", co też dodaje mu dynamiki. Przez tę spójność formy i treści wydaje się wiarygodne. Zresztą jest to jedyne hasło, które w tak wyraźny sposób odwołuje się do wartości pragmatycznych. W pozostałych dominują wartości etyczne (uczciwość, odwaga, wiarygodność)

    Jej to i tak nic nie pomoże ... i tak przegra tak samo zresztą jak Partia Demokratyczna demokraci.pl, bo kto normalny widział poważną partie z http w nazwie :grin: a nadodatk ta partia jest taka młoda ...taki Mazowiecki toż to nowa tważ a Belka, Hausner, Frasyniuk.

    Zreszta owa wirtulana Deo gratia partia to pobratymcy PO w kocu PO powstało z rozłamu w UW (która obecnie przechrzciła się na PD demokraci.pl).

    Co jest oczywiście wskazówką przy ocenie tych dwóch partii i ich kndydatów obie juz rządziły, bardzo źle ... więc nie wierzmy że to nowe twarze ...

    PS. Donald Tusk miał do tej pory opinie najbardziej leniwego polityka, sam o sobie mówił że nie lubi pracowac, w latach 1997 - 2001 był chyba najbardziej gnuśnym senatorem (był też wicemarszałkiem)

    Tadeusz Mazowiecki to oczywiście autor grubej kreski która spowodował to że polska wygląda tak jak wygląda. Oczywiscie rzeczony "niekomunistyczny" premier był przeciwnikiem lustracji, dekomunizacji i do dzisiaj jest ...

    A polecam film "Nocna zmiana" Jacka Kurskiego ... bardzo ciekawe o "polskich" politykach ... z różowego salonu


  16. W starej wrrsji strony program był sam go czytałem, lecz teraz nowy design spowodował to, że jeszcze nie mogę sie połapać w stronie, ale znalazłem proszę oto on:

    http://www.platforma.org/main.php?do=ShowP...T,objectID,2159

    Dziękuje :)

    Co do sondaży to wpadka z LPRem była ogromna, ale już co do SLD błąd wyniósł 3% czyli tyle ile błąd statystyczny dopuszczalny.

    No nareszcie :)

    Tyle, że w tym temacie skoncentrujmy się na dondażach prezydenckich, które w ostatnich wyborach się sprawdził i Kwaśniewski wygrał w I turze.

    To akurat prawda :)

    Właściwie ta dyskusja powinna teraz polegać na rozmowie o 3 kandydatach, bo nie można zaprzeczyć, że tylko Tusk, Kaczyński i Cimoszewicz liczą się w walce o fotel prezydenta,

    Niby racja, ale przecież jeszcze wszystko może się zdazyć (co prawda tylko Ci właściwie jak narazie się liczą ). Więc można o nich rozmawiać przede wszystkim ale nie tylko. Problem polega na tym, że nikt tu chyba Cimoszewicza nie lubi więc kto go będzie bronił :?:

    a może nie patrząc na swoich kandydatów odpowiecie mi na pytanie kogo z nich wybralibyście, badź poparlibyście w II turze.

    To teraz po odpadnięciu Cimoszwicza to tak:

    ;) Tusk - Kaczyński, to Tusk lub głos nieważny

    ;) Tusk - Borowski, to Tusk

    ;) Kaczyński - Borowski, to Kaczyński

    Wariant z Lepperem tez podobnie jeżeli Lepper - Tusk to Tusk, jeżeli Lepper - Kaczyński to Kaczyński


  17. tak, tak, tak... wpycham gdzie się tylko da swoje życie intymne ... człowieku, opanuj się... czy mi zabronią czy nie będę ze swoją dziewczyną... i wisi mi czy pozwolą na związki partnerskie czy nie... ja nie potrzebuję papierka... ja chcę jej przyrzec miłość, wierność i uczciwość, i obietnicy dotrzymać... jeśli już to nurtuje mnie sprawa ew. dziedziczenia, ale polskie prawo ma takie luki, że i to da się ominąć
    JKM Zygmunt napisał/a:

    bo dla mnie to banda gejów, lesbijek, obrońców środowiska i wszelakchi mniejszości

    tak się składa, że Twoje zdanie na ten temat nijak mnie nie zraża, a raczej dodatkowo motywuje

    Akurat musze się zgodzić z JKM Zygmunt co do Zielonych, ja czytałem ich program i mi sie nie podoba (co oczywiste). Ale Emjotka ma racje pozostając przy swoim światopoglądzie, skoro tak jej podpowiada serce to coż.

    JKM Zygmunt napisał/a:

    która nie ma właściwie żadnego programu

    a ja mam zwidy >*< ... i na przyszłość- miałabym do Ciebie sporą prośbę- nie pisz o czymś, o czym nie masz bladego pojęcia.. nie rozumiem jak można krytykować coś, bo uważa się, że tego właściwie nie ma(nie wiem na jakiej podstawie wysuwasz takie wnioski), a nie zapoznać się z tym po prostu

    JKM Zygmunt napisałe, że prawie nie ma ... Ja się zapoznałem podobnie jak z progamem SLD, SDPL, PiS, PSL, Samoobrony, LPR tylko z programem PO mam problem bo nie mogłem go znaleźć na stronie PO. Pozostaje więc słuchać Rokity i Tuska i w sumie z wieloma rzeczami, które głoszą można się zgodzić ;)

    o! i tu masz moje pobudki- nigdy nie byłam, nie jestem i śmiem przypuszczać, że za liberałami nie będę... a liberałowie to praktycznie cała prawica... popieram działania lewicowe i nie wiem jak w czasie przemian i rozwoju kraju można być po stronie liberałów... a sondaże pokazują to, co pokazują.. no cóż... Polska kraj wyjątkowy

    Liberałowie i to konserwatywni (w większości) to nie cała prawica tylko jedna z partii prawicy PO, PiS to narodowi socjaliści (widze związki ze stylem piłsudskiego ...), a LPR to narodowcy (wizja polski Dmowskiego) - te dwie wizje bardzo się róznią i są oparte na odmiennych podstawach ... tego nawet nie da się porównać.

    Coż Ty wierzysz lewicy ja i adnim różnym postacią prawicy ...

    A i wiesz Emjotka sondaże z zasady kłamią i zaniżają niektórym poparcie dość znacznie ... przykład LPR już podawałe, ale teraz zaniżają też SLD ...

    I sondaże naprawde nie są ważne poparcie dla partii można stwierdzić na podstawie ostatnich wyborów i to orientacyjnie (ostatni były w 2004) i PO w nich wygrała, potem LPR, PiS, SLD, Samoobrona, SDPL, PD demokraci.pl nie wiem czy PSL przekroczył próg może ktoś to sprawdzi czy posłowie PSL są w PE ...


  18. Roman Giertych obraził się na GW, gdyż jest związana z Solidarnościom a on jak ostatni Mohikanin twierdzi, że w Magdalence jakieś układy z komunistami były

    Obraził, bo GW szkaluje LPR bez przerwy, właściwie nigdy nic dobrego o LPR nie napisała. A jakiś czas temu napisali pochlebny artykuł o Macieju Twarogu.

    Nikt nie wie czy na pewno były, ale z oglądu sytuacji w Polsce można się domyślić, że TAK. Nie przeprowadzono lustracji, właśnie na początku lat 90 np: Donald Tusk i Jan Rokita byli jej przeciwni, teraz oczywiście zmienili zdanie to dobrze ;).

    A narazie nie potwierdzono tego bo dokumenty są utajnione a część ma generał Kiszczak ...

    dlatego osoby z LPRu nie gadają z GW (na szkodę sobie).

    Osoby z LPR rozmawiają z GW, przykład Marek Kotlinowski (prezes LPR), z GW nie rozmawiają byli i obecni działacze MW.

    Dlatego Rzeczpospolita mówisz, że to gazeta wiarygodna..., bynajmniej nie kierując się obiektywizmem

    Nie mówie, że wiarygodna ale lepsza od Wyborczej ... a każdy sondaż jest nieobiektywny ... wygrywa ten kto płaci za niego

    Sugerując, że sondaże dla GW są niewiarygodne nie podważasz GW, ale ośrodki badania publicznej, ale ja jednak ufam OBOPowi czy PENTORowi bez względu na gazetę w jakiej się te sondaże ukażą.

    Właśnie ja nie ufam OBOPowi czy PENTORowi bo w ostatnich wyborach dawały LPR ok. 5% a dostała 16 % i zajęła 2 miejsce po PO wyprzedzając PiS (chodzi o wybory do PE).

    Oczywiście nie ulega wątpliwości, że PO naprawde ma największe poparcie i że Donald Tusk jest wiodącym kandydatem o tym że PO jest pierwsze można wnioskować z wyboró do PE a nie z sondaży ;)

    Reszta to właściwie nie podlega dyskusji, bo to kolejny przedstawiony sondaż tak jak wczorajszy sondaż dla Wiadomości, w którym Tusk ma 45%, a PO brakuje 12 mandatów do samotnego rządzenia.

    W tym PO ma 196 mandatów i brakuje jej 35 do samodzielnych rządów.

    A tu rozmowa w sygnałach dnia właśnie o sondażach wyborczych i ich wartości.

    Jak mówie to, że PO prowadzi i wygra nie ulega wątpliwości dlaczego już pisałem, ale wyniki LPRu (napewno) i SLD (chyba, dlatego że ich twardy elektorat to 17 %) są zaniżone ... ale sondażom nie wierze bo kłamią ;)


  19. To ja coś o reklamach wyborczych partii ;) (podaje ocene rzeczpospoltej, bo się z nią zgadzam):

    Przodująca w sondażach Platforma Obywatelska nikogo nie krytykuje i niewiele obiecuje. Donald Tusk zapewnia jedynie, że weźmie "pełną odpowiedzialność" - pisze "Rzeczpospolita".

    Z kolei, lektor w reklamie Prawa i Sprawiedliwości zapewnia, że partia wie, jakie są problemy Polaków. Lech Kaczyński gwarantuje, że PiS będzie prowadziło politykę prorodzinną.

    PSL obiecuje tanie biopaliwa.

    SdPL w rytm hip-hopu deklaruje walkę z korucją i odpartyjnienie państwa,

    SLD zaś przestrzeganie lewicowych zasad.

    Reklamówka Ligi Polskich Rodzin to jasny przekaz. Gdy rządziła lewica oraz liberałowie z PO i PiS, było źle i ponuro. Gdy do władzy dojdzie LPR, będzie kolorowo i sielankowo.

    Specjalista od krytykowania - Andrzej Lepper - w reklamówce Samoobrony mówi, że oni wszyscy już rządzili i są winni naszej biedy.

    W sumie to wychodzi, że najlepszą ocene dostała reklamówka LPR ;)

    Reszty opinii rzeczpospolitej na temat innych reklam nie przytaczam bo chodzi już o ekstremistów ... typu PD demokraci.pl, RP, i tak dalej.

    A jest jeszcze najnowszy sondaż PBS (już nie tak dobry dla PO), pozwole sobie przytoczyć:

    Sondaż PBS: PO ma poparcie 35 proc. Polaków

    "Gazeta Wyborcza": Zakończył się trwający od początku sierpnia gwałtowny wzrost notowań Platformy Obywatelskiej i jej kandydata na prezydenta Donalda Tuska. Dziennik publikuje wyniki sondażu przeprowadzonego dwa tygodnie przed wyborami.

    W głosowaniu do Sejmu, Platforma zyskałaby 35 procent poparcia, czyli o 3 punkty mniej niż przed tygodniem. Prawo i Sprawiedliwość zdobyłoby 22 procent głosów, SLD i LPR po 10 procent oraz Samoobrona 9 procent.

    Przeliczając te wyniki na miejsca w Sejmie - PO zdobyłaby ich 196, PiS - 120, SLD i LPR po 51 oraz Samoobrona - 42.

    W głosowaniu do Sejmu, Platforma zyskałaby 35 procent poparcia, czyli o 3 punkty mniej niż przed tygodniem. Prawo i Sprawiedliwość zdobyłoby 22 procent głosów, SLD i LPR po 10 procent oraz Samoobrona 9 procent.

    Przeliczając te wyniki na miejsca w Sejmie - PO zdobyłaby ich 196, PiS - 120, SLD i LPR po 51 oraz Samoobrona - 42.

    Sondaż został przeprowadzony w dniach 9-10 września przez PBS na 1013-osobowej, reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków.

    Co prawda sondaż i tak nie jest wiarygodny bo zrobiony na zlecenie GW ...


  20. Andrzeju ja mam sondaż z dzisiaj, a nie z 9 września. CBOS i OBOP to najlepsze tego typu firmy, ich błąd wyborczy to zazwyczaj tylko 3-4%.

    Coż w sprawie wyborów do PE obydwa te miarodajne ośrodki pomyliły się np: w stosunku do LPRu o jedyne 11 % głosów (dawały ok 5 %, a było prawie 16 %)

    Wybory w Bochni były niereprezentatywne, daltego nie wzięły w nich udziału PO i PiS, a LPR jawnie skrytykował i uznał, że to tylko zabawa. Wygrało tam PSL, gdyż głosowano nie tylko w Bochni, ale całym powiecie, dlatego grom rolnikó mógł oddać swój głos na PSL, a elektroat innych parti uznał to za zbędne, bo jak wiemy PSL, nie ma szans na taki rezultat.

    O tym wiem podałem to jako przykład wartości sondażu ...

    Co do poczucia humoru to nieporównywalnie jest większe niż u Kaczyńskiego czy Cimoszewicza, przykład to konferencja z Religą.

    Z tym się oczywiście zgadzam ;)

    Co do górników, nie wycinaj kontekstów tylko cytuj całe zdania, to moja uwaga na przyszłość.

    oka ;)


  21. Andrzeju, a co ma napisać Giertych w swojej książce to jest dopiero subiektywizm !

    Może i jest to subiektywne ale przynajmniej poznałeś drugi punkt widzenia ...

    ja bym prędzej zabronił gornikom demonstrować

    Ja, się z ich postulatami nie zgadzam, ale napewno nie zabroniłbym im demonstrować.

    Tusk nie atakuje konukurentów i nikogo, prezentuje skromność, luz, poczucie humoru między innymi dlatego go popieram + Profesjonala i świetna kampania wyborcza.

    Z tezą o profesionalnej i świetnej kampani wyborczej Donalda Tuska się zgodze ... tylko jednego nie wiem w czym objawia się poczucie humoru Donalda Tuska ??

    Na koniec optymistyczna wiadomość Tusk według OBOPu ma 45% POparcia i brakuje mu 5% + 1 głosu do wygrania w 1 turze wyborów.

    Jak dla kogo optymistyczna. Zresztą sobdaże OBOPu podobnie jak i CEBOSu się ostatnio nie sprawdzały więc wartość tego sondażu jest wątpliwa. Ja bym się tak nie cieszył przed wyborami, bo może być przykra niespodzianka .. A i jeszcze jedno były przeciez prawybory w Szczecinie i wygrał tam SLD z Cimoszewiczem zaś w Bochnii wygrał PSL ... i tak w sumie OBOP oraz te prawybory można włożyć do jednego worka ;). Zauważ, że w ostatnio sprawdzały się raczej sondaże Polskiej Grupy Badawczej ... a w ich sondażu ani Tusk ani PO nie mają takiej przewagi (zresztą mimo obiektywizmu PGB to i tak LPR miał więcej niż mu dawali o pare procent w stosunku do najwyższej noty). Osobiście myśle też, że wyższe poparcie niż prognozuje PGB będzie mieć nie tylko LPR ale i SLD ... Wogóle lepiej nie ufać sondażom ...

    A oto najnowszy sondaż PGB (źródło Rzeczpospolita ) 2005.09.09 10:02:

    Sondaż PGB: PO - 28 proc., PiS - 21 proc.

    Według najnowszego sondażu Polskiej Grupy Badawczej przeprowadzonego na początku września wybory parlamentarne wygrałaby Platforma Obywatelska. Na PO chce głosować 28 proc. ankietowanych. Drugie miejsce zajmuje Prawo i Sprawiedliwość. PiS cieszy się poparciem 21 proc. badanych. Trzecia, z poparciem 14 proc., jest Liga Polskich Rodzin. 11 proc. ankietowanych popiera dla Samoobrony, 10 proc. chce głosować na SLD. Poniżej 5-proc. progu znalazły się: koalicja Socjaldemokracji Polskiej, Unii Pracy i Zielonych 2004 - 4 proc. i Partia Demokratyczna-demokraci.pl - 4 proc., a także PSL - 4 proc.. Ranking z jednoprocentowym poparciem zamykają Platforma Korwin-Mikkego, Ruch Patriotyczny i Polska Partia Pracy. Prognozowany przez PGB podział mandatów wyglądałby następująco: Platforma Obywatelska - 159 mandatów, Prawo i Sprawiedliwość - 119 mandatów, Liga Polskich Rodzin - 71 mandatów, Samoobrona - 59 mandatów, Sojusz Lewicy Demokratycznej - 50 mandatów oraz Mniejszość Niemiecka - 2 mandaty.


  22. Prawy.pl jest mało obiektywną witryną

    Ja bym to nazwał, że bardzo wyrazistą ...

    Tylko idiota może mieć wątpliwości co do patriotyzmu Tuska i jego poszanowania ojczyzny tak samo jeśli ma wątpliwości w stosunku Kaczyńskiego, Kalinowskiego czy Religi (już nie kandydującego).

    Mam inny sposób rozumienia patriotyzmu, niż wyżej wymienieni.

    Nawet wiem, z jakich pobudek - chodzi o homosexualizm.

    Mam podobne ... Emjotka wolałaby nawet Macieja Giertycha od Kaczyńskiego ...

    Nie obraź się ale lepiej popieraj Borowskiego niż Zielonych bo dla mnie to banda gejów, lesbijek, obrońców środowiska i wszelakchi mniejszości, która nie ma właściwie żadnego programu.

    Partia Marka Borowskiego czyli SDPL startuje do Sejmu razem z Zielonymi 2004 i UP, więc Emjotka nie miałaby tego dylematu ...

    Tusk jest liberałem i jemu homoseksualiści są obojętni

    Obojętność nie jest cechą dobrą ...

    a nawet jeśli mu przeszkadzają to nie zabroniłby tej parady w Warszawie

    Nikt by nie zabronił, jeżeli by nie było argumentu prawnego.

    Kaczyński nie jest człowiekiem elastycznym

    Z tym się zgodze, ale nadmierna elastyczność jaka cechuje Tuska nie jest tak świetna ...

    ale radykalnym dlatego w razie jego ewentualnej prezydentury drże o nasze stosunki z Rosją.

    Z tym się w całości zgadzam ;), o czym swiadczy tekst z poprzedniego postu ;).

    PS. Dziwie się, że nikt nie poruszył tematu Rady Konsultacyjnej w odniesieniu do Macieja Giertycha (a tego się spodziewałem).

    Ale uprzedzając to to spiesze z wyjaśnieniam tego tematui. Z nowej ksiazki prof. dr hab. Macieja Giertycha:

    Rada Konsultacyjna

    Ostatnio z wielu stron stawia mi się zarzut, że współpracowałem z gen.

    Jaruzelskim, ponieważ byłem członkiem Rady Konsultacyjnej. Zwracają

    też się do mnie ludzie mi przyjaźni z prośbą o wytłumaczenie, o co chodzi.

    Chcą wiedzieć, co odpowiadać, gdy się z tym zarzutem spotykają. Zarzut

    jest bez sensu, ale może on funkcjonować tylko dlatego, że dzisiaj już

    mało kto pamięta, czym była Rada Konsultacyjna. Koniecznych jest kilka

    wyjaśnień:

    1) Zarzut stawiany jest głównie przez środowisko KOR-owskie (Gazeta

    Wyborcza, Unia Wolności), które odmówiło wejścia do Rady Konsultacyjnej

    i czyni sobie z tego dzisiaj laur politycznej poprawności. Tymczasem

    to właśnie środowisko KOR-owskie zawarło porozumienie z gen. Jaruzelskim

    w Magdalence i przy Okrągłym Stole (podział władzy, gruba kreska).

    Dzisiaj, gdy staje się coraz bardziej oczywiste, że to porozumienie nie

    było dla Polski wyłącznie pożyteczne, próbuje się wmówić niezorientowanym,

    że to Rada Konsultacyjna bliżej współpracowała z gen. Jaruzelskim

    niż uczestnicy Okrągłego Stołu. Otóż Rada Konsultacyjna żadnego porozumienia

    lub uzgodnienia z rządem czy gen. Jaruzelskim nie dokonała ani

    ku temu nie zmierzała.

    2) Zarzut stawiany jest w kontekście tajnej współpracy z władzami PRL,

    w związku z tematem teczek, służb specjalnych i tajnych współpracowników.

    Autorzy zarzutu mają nadzieję, że dziś już nikt nie pamięta, że Rada

    Konsultacyjna działała jawnie. Wszystko, co na posiedzeniach Rady było

    mówione, natychmiast było w pełni drukowane, bez cenzury, co stanowiło

    wyłom w praktyce PRL. Autoryzowane protokoły ukazywały się najpierw

    w piśmie Rada Narodowa, a po zakończeniu pracy Rady – w specjalnie

    wydanych dwóch tomach. Każdy może sprawdzić, o czym tam mówiłem.

    Natomiast porozumienie w Magdalence ma do dziś swoje nieujawnione

    kulisy. Gdy jakiś czas temu Kiszczak ujawnił fragmenty tajnych nagrań

    fi lmowych rozmów w Magdalence, ze środowisk KOR-owskich posypały się pretensje o złamanie poufności i domaganie się utajnienia wszelkich

    innych nieznanych jeszcze nagrań i podsłuchów. Uczestnicy Magdalenki

    czegoś się wstydzą. Myśmy w tym samym czasie apelowali o coś

    wręcz przeciwnego: o odebranie Kiszczakowi wszelkich nagrań, które posiada

    od PRL-owskich służb specjalnych wówczas mu podlegających, aby

    wszystko w pełni ujawnić.

    3) By zaprzestać łączenia tematu Rady Konsultacyjnej z tajnymi teczkami,

    udostępniłem mediom moją własną teczkę. Już parę lat temu wystąpiłem

    do IPN o uznanie mnie za pokrzywdzonego i wydanie mi mojej teczki.

    Tak się stało. Co w mojej teczce jest, media już przeanalizowały i parę

    artykulików na ten temat było. Głównie Gazeta Wyborcza pastwi się nad

    tym, o czym to ja rzekomo w różnych latach mówiłem, a co służby specjalne

    po swojemu odnotowywały. Wyrywały one moje wypowiedzi z kontekstu

    lub nie do końca je rozumiały, a i obecnie Gazeta Wyborcza dodatkowo

    wyrywa je z kontekstu. Nie odpowiadam za nieautoryzowane przeze

    mnie teksty, ale w zasadzie niczego z mojej działalności odnotowywanej

    przez SB się nie wypieram. Wszyscy mogą sobie moją teczkę przeczytać

    i apeluję do innych uczestników życia politycznego, by zrobili to samo,

    czyli ujawnili swoje teczki. Apel ten kieruję szczególnie do Adama Michnika,

    Heleny Łuczywo, Krzysztofa Kozłowskiego, a także Lecha Kaczyńskiego

    i innych kandydatów na urząd prezydenta RP. Najpierw pokażcie swoje

    teczki, a potem porównamy, co o kim pisali agenci.

    4) Zarzut udziału w Radzie Konsultacyjnej jak na razie stawiany jest

    tylko mnie. Składała się ona z 56 osób, w tym około połowa to byli ludzie

    obozu rządzącego w PRL, w większości byli ministrowie, sekretarze

    itd., a połowa to ludzie opozycji, którzy przyjęli zaproszenie do Rady. Do

    udziału w pracach Rady zachęcały władze kościelne. Mimo nalegań Prymasa

    Glempa środowiska KOR-u i Tygodnika Powszechnego odmówiły, ale

    przecież na nich gremia opozycyjne się nie kończyły. W tym czasie byłem

    wiceprzewodniczącym Rady Prymasowskiej i przed wstąpieniem do

    Rady Konsultacyjnej upewniłem się, że Prymas nie będzie miał o to do

    mnie pretensji. Do Rady Konsultacyjnej należało też trzech innych byłych

    członków Rady Prymasowskiej (prof. Krzysztof Skubiszewski, Andrzej

    Święcicki i Julian Auleytner). Byli też ludzie, którzy aktywnie uczestniczyli

    w strukturach „Solidarności” (mec. Władysław Siła Nowicki, prof. Andrzej

    Tymowski, Jan Kułaj, Stanisław Zawada). Z bardziej znanych osób wymienić

    można Marka Kotańskiego, aktora Jerzego Trelę, reżysera Kazimierza

    Dejmka, prof. Józefa Gierowskiego, prof. Aleksandra Gieysztora, prof. Gerarda Labudę, prof. Aleksandra Legatowicza i innych.

    5) Stawia mi się zarzut, że moje wypowiedzi miały wydźwięk prorosyjski,

    a więc prokomunistyczny. To nieprawda. Wypowiadałem się zdecydowanie

    przeciwko komunizmowi, socjalizmowi i wszelkim tendencjom

    lewicowymi, natomiast uważałem i uważam, że trzeba z Rosją utrzymywać

    dobre stosunki gospodarcze i polityczne, ale na zasadzie partnerskiej.

    Uczestnicy „okrągłego stołu”, zarówno lewica jak ci, co dziś stanowią

    PO, PiS i UW (demokraci.pl) przyjęli strategię odwrotną i w rezultacie pogorszyliśmy

    stosunki z Rosją, co wykorzystali Niemcy, a komuniści nadal

    nami rządzą. Rozwój sytuacji w Rosji budzi dziś u nas duży niepokój.

    6) Zarzut najczęściej sformułowany jest w taki sposób, że sugeruje, iż

    łączyła mnie jakaś wyjątkowa bliskość z Jaruzelskim („współpracownik”,

    „bliski doradca” itp.). Praca Rady wyglądała następująco: w sumie było 12

    posiedzeń Rady w okresie od grudnia 1986 do lipca 1989, czyli odbywały

    się one mniej więcej co dwa miesiące. Posiedzenie otwierał gen. Jaruzelski,

    wprowadzając jakiś temat, a potem uczestnicy zabierali głos, zwykle

    w niewielkim związku z zadanym tematem. Część opozycyjna Rady, w

    tym ja, stawialiśmy władzy różne zarzuty, zgłaszaliśmy pretensje, sugerowaliśmy,

    co trzeba w Polsce zmienić. Posiedzenia trwały od godziny 11.00

    zwykle mniej więcej do północy. Jaruzelski cały czas robił notatki. Potem

    nam odpowiadał, bardzo drobiazgowo. Rozchodziliśmy się zwykle około

    2 czy 3 w nocy.

    7) Za udział w pracach Rady nie otrzymywaliśmy żadnego honorarium.

    Jedynie zwracano nam koszta przyjazdu (tzw. delegację).

    8 ) Politycznie Rada Konsultacyjna była ze strony rządu ograniczoną

    ofertą dopuszczenia opozycji do nieocenzurowanego głosu. Czy w czasach

    pełnej cenzury prewencyjnej należało z tego skorzystać? Były w Polsce pisma

    koncesjonowane, jak np. Tygodnik Powszechny czy Słowo Powszechne,

    które przez cały czas istnienia PRL miały prawo wychodzić i karmić czytelników

    słowem, rzekomo opozycyjnym, ale w rzeczywistości cenzurowanym.

    Uznałem, że należało skorzystać z możliwości mówienia publicznie

    bez cenzury. Cała Polska rozczytywała się w protokołach z Rady Konsultacyjnej,

    bo tam był głos wolny.

    9) I oto mój udział w Radzie Konsultacyjnej redaktor Tygodnika Powszechnego

    Krzysztof Kozłowski komentuje w następujący sposób w Gazecie

    Wyborczej (11.I.05): „Lista, której publikację proponuje LPR jest niepełna.

    Od lustratorów i dekomunizatorów wymagam konsekwencji: jak

    wszyscy, to wszyscy. Jeżeli haniebne jest bycie tajnym współpracownikiem

    i funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa, to pytam: W czyich rękach była SB? Proszę o podanie listy ludzi, którzy sterowali SB na szczeblu Komitetu

    Centralnego i Biura Politycznego PZPR, i ludzi, którzy im pomagali.

    Na tej liście widziałbym Macieja Giertycha, eurodeputowanego LPR i

    kandydata Ligi na prezydenta, który był w latach 80. członkiem Rady Konsultacyjnej

    przy gen. Jaruzelskim. Jeżeli ścigamy i piętnujemy funkcjonariuszy,

    ścigajmy też tych, którzy nimi kierowali. Szkodliwość działań tajnego

    współpracownika nie da się porównać ze szkodliwością osób, które wydawały

    mu polecenia.”

    Oto klasyczne odwracanie kota ogonem. Krzysztof Kozłowski, były wiceminister

    spraw wewnętrznych wówczas, gdy ministrem był gen. Czesław

    Kiszczak, stawia mi zarzut, że współpracowałem ze służbą bezpieczeństwa

    i kierowałem jej funkcjonariuszami oraz tajnymi współpracownikami.

    Oczywiście tę wypowiedź Kozłowskiego zaskarżyłem do sądu jako naruszającą

    moje dobra osobiste.

    10) Z perspektywy czasu udział w Radzie Konsultacyjnej oceniam jako

    błąd, bo nic to nie dało. Jaruzelski dogadał się ze środowiskiem KOR-u,

    dzieląc się z nim władzą i tym samym zapewniając swemu środowisku

    bezkarne trwanie na arenie politycznej do dzisiaj.


  23. Donald Tusk- Polskośc to nienormalność!

    par_44.jpg

    Polskość to nienormalność (...)Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu(...)Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej(...)- tak Donald Tusk wypowiadał się w 1987 roku w wywiadzie dla czasopisma "Znak". Wypowiedzi kandydata na prezydenta RP, Donalda Tuska na temat Polski i polskości przypomina "Nasz Dziennik"

    "...husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje, polskie miesiące, zwycięstwa i klęski. Zwycięstwa? Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal

    od narodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych urojeń? Polskość to nienormalność - takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg

    wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać... Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej.I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem."

    Tak wypowiadał się na temat Polski i polskości obecny kandydat na prezydenta RP Donald Tusk w ankiecie dla magazynu "Znak" numer 11-12 w roku 1987 (str.190).Tusk wziął wtedy udział w ankiecie "Czym jest polskość?" rozpisanej przez wspomniany miesięcznik. Skandaliczną wypowiedż lidera PO i kandydata na najwyższy urząd w państwie przypomina sobotni "Nasz Dziennik"

    Podczas najbliższych tygodni, w czasie kampanii wyborczej, usłyszymy zapewne wiele frazesów i czczych obietnic oraz zapewnień o miłości do Ojczyzny. Kiedy usłyszymy je z ust "człowieka z zasadami", bądźmy ostrożni - ostrzega "Nasz Dziennik".Pozostaje pytanie, raczej retoryczne - czy człowiek, który posiada taką wizję Polski i polskości, ma prawo ubiegać się o urząd prezydenta Rzeczypospolitej? - stawia pytanie "ND".

    Wybranowski Wojciech

    www.prawy.pl

    A teraz coś o Kaczyńskim:

    Adam Wielomski: Kacza rura

    Pół Polski zawyło z oburzenia, że rządy Rosji i Niemiec ośmieliły się podpisać dwustronne porozumienie o pociągnięciu nitki gazociągu przez dno Bałtyku z ominięciem naszego kraju. Trzeba spytać, co znaczy to dla nas w kategoriach gospodarczo-politycznych i kto jest temu winien?

    Gazociąg omijający Polskę, to straty finansowe, bardzo wymierne, które każdy, kto zna cenniki opłat za transfer gazu może policzyć. Nie będę tu rzucał liczbami, gdyż w tej oto kwestii to na pewno nie jestem ekspertem. Warto skupić się na kwestiach politycznych, obracających się wokół zagadnienia „ekonomicznego paktu Ribbentropp-Mołotow” oraz kwestii tzw. bezpieczeństwa energetycznego Polski.

    W gospodarce wolnorynkowej w ujęciu modelowym, w którym nie istniałaby jakakolwiek ingerencja państwa w sferę ekonomii, wydarzenie jakim byłoby podpisanie przez dwie prywatne firmy umowy o transferze gazu nie wywołałoby na nikim wrażenia. Nie żyjemy jednak „w gospodarce wolnorynkowej w ujęciu modelowym”, lecz w epoce etatyzmu, gdzie wielkie kontrakty podpisują firmy państwowe, bądź żyjące z państwem i polityką w symbiozie. O jej sile świadczy fakt, że przy podpisywaniu umowy obecni byli kanclerze Niemiec i prezydent Rosji i obydwaj traktowali to jako wielki sukces. Berlin i Moskwa podały sobie ręce ponad Warszawą i jest to znaczący fakt polityczny. Przyznam, że słyszalne przez lata gadanie o „bezpieczeństwie energetycznym Polski” było dotąd – przynajmniej dla mnie – bajką, gdyż groźba zamknięcia przez Rosję kurka z gazem była wyłącznie teoretyczna. Polska nie była głównym odbiorcą gazu, lecz krajem tranzytowym, przez który produkty te szły do Niemiec i innych krajów UE. Rosja nie mogła tedy kurka zakręcić nam, nie zakręcając całej Unii, szczególnie Niemcom, i nie wywołując kryzysu politycznego na skalę światową. Po uruchomieniu nowego gazociągu zagrywka taka jest możliwa, gdyż Rosja może zakręcić kurek gazu przepływającego przez Polską – odcinając nas od dostaw – i przesłać tenże gaz do Niemiec pod Bałtykiem. W momencie uruchomienia rurociągu bezpieczeństwo energetyczne Polski autentycznie zostaje zagrożone i stajemy się zależni ekonomicznie od Rosji.

    Mleko się rozlało i podobno nie czas jest na szukanie winnych, gdy „larum grają”. Ale winni odezwali się sami i udają, że winni to „ci drudzy”. PAP donosi: „Lech Kaczyński chce wiedzieć, czy doszło do jakichkolwiek uzgodnień z obecnym polskim rządem w sprawie budowy rosyjsko-niemieckiego gazociągu po dnie Bałtyku. L. Kaczyński oczekuje, że rząd w najbliższym czasie odpowie na to pytanie”. Ja odpowiem: do uzgodnień takich nie doszło i to z winy wszystkich szalonych „niepodległościowców”, dla których miarą polskiego patriotyzmu jest polerowanie sobie buzi rusofobią. Jak można oczekiwać, że Rosja – na którą Kaczyńscy i ich partia tak plują – będzie chciała prowadzić rurociąg przez Polskę? Jak się chciało popierać „pomarańczową rewolucję” – dla ideologicznego mesjanizmu i z fanatycznej rusofobii – to się nie należy dziwić, że rosyjskie rurociągi omijają nas na odległość. Każda kolejna reklamówka telewizyjna PiS wzywająca do bojkotu uroczystości zakończenia II Wojny Światowej w Moskwie oddalała ten rurociąg od naszych granic o kilometr. Każdy polski polityczny mesjanista, który leciał do Kijowa walczyć o „wolność naszą i waszą”, rzucał Rosję w objęcia Niemiec. To wy, którzy utożsamiacie komunizm z rosyjskością; Putina ze Stalinem; popieranie czeczeńskich terrorystów z miarą polskiego patriotyzmu jesteście winni temu, że doszło do podpisania „ekonomicznego paktu Ribbentropp-Mołotow”. To nie rząd Millera jest winny, że zagrożone zostało „bezpieczeństwo energetyczne kraju”! To wasza irracjonalna i niepolityczna retoryka spowodowała, że Rosjanie wolą wydać dodatkowe setki milionów dolarów na budowanie rurociągu na dnie morza, niż puścić go po prostu przez polskie równiny i po najkrótszej linii transferu!

    Nasi „niepodległościowcy” żyją rusofobią. Przypominają przy tym pięciolatka, który idzie do zoo i wyciąga język na widok niedźwiedzia, a gdy ten nie odpowiada, wtedy rzuca w niego ogryzkiem; a gdy ten nie odpowiada dalej, rzuca kamieniem w głowę. A gdy wreszcie niedźwiedź ugryzie w rękę, dzieciak krzyczy: „Mamo, jaki ten niedźwiedź jest wstrętny!” A wedle PAP „Kaczyński powiedział (...) że przyszły rząd w którym będzie brał udział PiS, a także on sam jako prezydent, nigdy nie zgodziłby się, aby rosyjsko-niemiecki gazociąg wszedł w polską strefę ekonomiczną na Bałtyku”. Tak, skoro niedźwiedź ugryzł w rękę, to trzeba go prowokować nadal, niech urwie głowę!

    źródło www.prawy.pl

    A teraz coś z forum onet.pl było chyba też na prawy.pl

    Tusk-człowiek z zasadami :?:

    Tuska pełno wszędzie. Na gorąco mamy serwowane jego wypowiedzi i opinie na każdy temat. Nagle na około miesiąc przed wyborami okazuje się, że to polityk niezłomny, uczciwy o niezmiennych zasadach i na dodatek wielki patriota.

    Bezbarwny pozbawiony charyzmy lider Platformy obywatelskiej Donald Tusk staje się ulubieńcem i pupilem liberalnych mediów.

    Na chłopców do bicia wybrani zostali liderzy LPR-u i PiS-u. Tym można zarzucać wszystko. Od dziadka endeka jak w przypadku Romana Giertycha po zatrudnianie w klipach wyborczych profesjonalnych aktorów, co zarzuca się PiS-owi.

    Tuska pełno wszędzie. Na gorąco mamy serwowane jego wypowiedzi i opinie na każdy temat. Nagle na około miesiąc przed wyborami okazuje się, że to polityk niezłomny, uczciwy o niezmiennych zasadach i na dodatek wielki patriota.

    Jeszcze nie tak dawno, kiedy nikomu nie śniło się o jego kandydowaniu na urząd prezydenta dość powszechna była opinia, iż Tusk to wyjątkowo leniwy poseł. Człowiek nie lubiący się przepracowywać i na dodatek mało kompetentny w wielu kluczowych sprawach polityk.

    Faktem jest, że nigdy w swoich wędrówkach politycznych i na stanowiskach, które zajmował nie był człowiekiem od myślenia.

    W Kongresie, Liberalno-demokratycznym od wydawania poleceń był Jan Krzysztof Bielecki, a od myślenia Janusz Lewandowski.

    Dziś Tusk kreuje się na niezłomnego zwolennika ujawnienia zasobów IPN-u.

    Ciekawe, jakimi zasadami kierował się w czerwcu 1992 roku czynnie uczestnicząc w swoistym zamachu stanu. Wtedy to właśnie dołączył do koalicji strachu przed ujawnieniem agentury. W obalaniu rządu Olszewskiego odegrał niebagatelna rolę. Kto tego nie pamięta wystarczy obejrzeć słynny już film `Nocna zmiana'.

    Po druzgocącej klęsce w wyborach 1993 roku przykleił się do Geremka i Mazowieckiego w ramach Unii Wolności.

    Człowiek z zasadami Donald Tusk w wyborach prezydenckich w 1995 roku popiera wraz ze swoją partią Jacka Kuronia.

    Delikatnie mówiąc jest to człowiek z bardzo zmiennymi zasadami.

    Będąc przewodniczącym KLD głosił prawo do aborcji, był za wprowadzeniem kary śmierci i nie miał nic przeciwko homoseksualistom. Co ciekawe należał tez do przeciwników konkordatu.

    Niewątpliwą zaletą Tuska jest spryt.

    W odpowiednim momencie opuścił tonącą Unię Wolności zakładając PO.

    Pozbył się niebywale wyrazistej postaci PO, jaką była Zyta Gilowska.

    Za większe przewinienia nie usunął jednak Pawła Piskorskiego, Janusza Lewandowskiego czy Śledzinskiej-Katarasińskiej.

    Dzisiaj widząc powracający patriotyzm Polaków i przywiązanie do wiary uderza w narodową nutkę i kreuje się na obrońcę polskości. Jeszcze nie tak dawno pisał, że `Polska to nienormalność'.

    Jeżeli miałbym kierować się w wyborach prezydenckich stałością poglądów kandydata, zgodnością jego słów z czynami i wiernością głoszonym zasadom to Tuska na głowę bije Lech Kaczyński i wstyd powiedzieć nawet postkomunista Cimoszewicz.

    Kandydat PO plasuje się pod tym względem pod koniec stawki.

    Jednak, komu by się tam chciało grzebać w przeszłości.

    Wystarczyć powinna prasa i telewizja, które to jak chirurg plastyczny tu trochę naciągną tam trochę wygładzą i mamy kolejnego idealnego kandydata.

    Przestrogą niech będzie obecny wygląd Michela Jaksona.


  24. To ja napisze coś o osiągnieciach lewicy :)

    ;) Laos: Khamtai Siphandon był wojskowym dowódcą Pathet Lao (Kraj Laotańczyków). W roku 1975 po przejęciu w kraju władzy przez Laotańską Partię Ludowo-Rewolucyjną był ministrem obrony narodowej oraz dowódcą sił zbrojnych. Po zmianie konstytucji w 1991 roku został premierem. Rok później, po śmierci prezydenta Kaysone Phomvihane został liderem Laotańskiej Partii Ludowo-Rewolucyjnej. W roku 1998 zastąpił Nouhak Phoumsavanh na stanowisku prezydenta Laotańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.

    Laotańczycy zarabiają średnio 20 USD rocznie.

    ;) Trần Đức Lương, (ur. 5 maja 1937) to prezydentem Wietnamu.

    Urodził się w prowincji Quang Ngai. Po skończeniu szkoły, w 1955 przeniósł się do Hanoi. Studiował tam geologię i pracował jako kartograf. W 1959 wstąpił do Komunistycznej Partii Wietnamu. W 1987 został wicepremierem. 24 października 1997 został prezydentem Wietnamu. Pełni tę funkcję do dziś. Obecnie trwa jego druga - (od 2002) - kadencja.

    37% (1998) ludności Wietnamu żyje w nędzy. Z „osiągnięć” Socjalistycznej Republiki Wietnamu: na ponad 82,5 milionów mieszkańców w Wietnamie jest nieco ponad 4.4 miliona telefonów (2003), 8,2 mln radioodbiorników i 3,57 mln telewizorów.

    ;) Pol Pot, wł. Saloth Sar (19 maja 1925 – 15 kwietnia 1998) – komunistyczny dyktator, w młodości mnich buddyjski, nauczyciel i członek Komunistycznej Partii Kambodży. Dowodził oddziałami Czerwonych Khmerów. W 1975 roku, Pol Pot zmienił nazwę kraju na Kampucza i rozpoczął jedną z najkrwawszych dyktatur w historii XX wieku. Szacuje się, że wymordowano około 1/4 ludności kraju a liczba mieszkańców stolicy - Phnom Penh, zmalała z 2 milionów do 23 tysięcy mieszkańców. W 1979 został obalony przez wojska wietnamskie, ale pozostał dowódcą partyzantki komunistycznej. Uwięziony przez samych Cz. Khmerów, Pol Pot zmarł w kwietniu 1998 roku. Kambodża jest jednym z najbiedniejszych krajów Azji, gdzie 34% ludzi żyje za mniej niż 1$ dziennie. Blisko 1/2 kambodżańskich dzieci jest niedożywiona, a jedno na osiem umiera nim ukończy 5 lat.

    Ideologia Czerwonych Khmerów była kompilacją ekstremalnych form maoizmu i antykolonialnych idei europejskiej lewicy, które późniejsi przywódcy organizacji poznali w trakcie nauki na francuskich uniwersytetach w latach 50. W efekcie, po przejęciu władzy, stworzyli oni najbardziej radykalną forma komunizmu, którą narzucono siłą narodowi kambodżańskiemu.

    To co przedstawiłem jest tym co lewica dała światu ... myśle, że nie wymaga to kometarza

    Dodam, że każdy kraj w którym rządzi lewica popada w rujne ...

    PS. Mój stosunek do lewicy ich ideologii i postulatów jest jednoznacznie negatywny, w miare możliwości będe dodawał kolejne przykłady osiągnięć lewicy :)

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.