Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Albinos

Tadeusz Wiwatowski "Olszyna"

Rekomendowane odpowiedzi

Albinosie, a czemu trudno Ci uwierzyć w te 1200 zł?

A za jaki okres taki deputat mu przysługiwał?

Cena tony węgla co prawda w 1939 r. kiedy Zrzeszenie Hurtowych Sprzedawców Węgla rozpoczęła wyprzedaż, to wynosiła za 50 kg - 10 zł (wolnorynkowa), cena z wyprzedaży - 2,40, ale np. już czarnorynkowe ceny z Przemyśla (z 1941 r.) to jakieś 700 zł za 1 tonę.

Czyli miał powiedzmy na jakieś 1,5 tony z hakiem, to nie jest jakaś zawrotna ilość na ogrzanie mieszkania.

Istnieje jednak możliwość, że nazwa była kamuflażem dla całkiem innych wydatków.

Edytowane przez secesjonista

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

W zasadzie to sam nie wiem. Biorąc pod uwagę, że ogółem miał dostawać 2900 zł, to suma przeznaczona rzekomo na ten węgiel wygląda dziwnie przy tym podstawowym uposażeniu 1700 zł. Kwota ta pojawia się w rozliczeniu za rok '44 (dokument sporządzony przed 15 czerwca '44). Tutaj nawet nie wiem, na jak długo dawano mu te pieniądze. Czy wypłacano je co miesiąc, czy też przyznawano na cały okres zimowy. Z meldunku do "Andrzeja" z 1 lipca '44 wiemy, że matkom dwóch poległych żołnierzy OD "A" ("Kaczor" NN - ten sam, który poległ ze "Żbikiem" w akcji na Smysłowskiego - oraz Zbigniew Art "Roman"; obaj zginęli w '43), przyznał "Owal" (Centralna Opieka Podziemna w Oddziale VII KG AK) po 1100 zł zapomogi oraz po 600 zł dodatku węglowego na jeden miesiąc. Pytanie, czy dostały mniejszą sumę ze względu na porę roku, to że nie były na etacie, czy też również ten 1200 zł przyznawano na dłuższy czas a nie jeden miesiąc?

Istnieje jednak możliwość, że nazwa była kamuflażem dla całkiem innych wydatków.

Myślałem nad tym, ale szczerze bym się zdziwił, gdyby tak było. Nazwy dodatków finansowych pochodzą z wewnętrznych rozliczeń KeDywu OW AK, tutaj raczej nie było sensu kombinować. Szczególnie, że fundusze jakimi KeDyw warszawski dysponował, nie były specjalnie duże. Józef Rybicki sam przyznawał po wojnie, że miał do dyspozycji jedynie kilkanaście etatów dla oficerów, jako tych najbardziej zajętych pracą w strukturach oddziałów. Czasem udawało się coś załatwić na święta, jakieś przejęte transporty (ale to też głównie żywność, bo ludzie zwyczajnie bali się brać ubrania z takich odebranych Niemcom zapasów). Ale zatrzymując się na moment przy tych etatach [J. R. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego KeDywu, Warszawa 2003, s. 195]:

Niektórzy oficerowie, łączniczki mieli stałe etaty, by mogli cały swój czas poświęcić pracy podziemnej; byli oni zawsze zajęci- rano i po południu- co nie dałoby się połączyć z prawdziwą pracą, musiały im już wystarczyć lipne, mniej lub więcej odpowiednie papiery.

I teraz pytanie. Jak bardzo "Olszyna" angażował się w pracę na tajnym UW i w gimnazjum Sowińskiego, skoro jako z-ca d-cy i d-ca Grupy "Andrzeja"/OD "A" miał stosunkowo najwięcej roboty spośród oficerów "Andrzeja"? Jeśli faktycznie poświęcał się z równą siłą pracy w konspiracji i szkolnictwie, to słowa "Andrzeja" o jego pracowitości (pracowity jak Japończyk) i wysiłku ponad siły (zmuszano go do urlopów, z których i tak wracał wbrew dowództwu, dr Rybicki nie bał się użyć nawet porównania do narkomana) nabierają jeszcze większej wymowy.

Czyli miał powiedzmy na jakieś 1,5 tony z hakiem, to nie jest jakaś zawrotna ilość na ogrzanie mieszkania.

Na jak długo mogła wystarczyć na ogrzanie mieszkania?

Przy okazji, wie ktoś, jakie wynagrodzenie dostawali w okresie okupacji nauczyciele? Profesor Szarota podaje [Okupowanej Warszawy dzień powszedni, Warszawa 1988, s. 119], iż pod koniec '41 pensja wynosiła około 300 zł, na przełomie 1943/44 od podziemia odstawali dodatkowo 300 zł za jeden komplet (ale to też na dwa miesiące), a dodatkowo uczniowie uiszczali opłaty w wysokości 35-60 zł. Są to jednak dane rozrzucone w czasie. Brakuje mi też informacji nt. ewentualnych opłat za wykłady na tajnym UW. Dysponuje ktoś dokładniejszymi? Nie ukrywam, że liczę tu na secesjonistę ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze liczyć na secesjonistę nie wypada, albowiem to nie jego działka.

Nie jestem specjalistą tego okresu.

Jutro dodam jakie dodatki przysługiwały nauczycielom, bo tylko takie rozporządzenie władz GG mam pod ręką, a do swej biblioteki przez kilka dni to raczej nie wrócę.

Na szybko - ta kwota wystarczała na cały okres grzewczy.

Co do płac może coś zdołam jeszcze jutro wyciągnąć z czytelni MPW - ale bez obietnic.

Natomiast kwota podana przez prof. Szarotę jest rzeczywiście średnią całkiem realną, ale tylko średnią.

Jutro podam gdzie można szukać regulacji niemieckich względem płac.

Przepraszam, ale część mej literatury mam w innym mieście stąd takie zdawkowe informacje.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Po pierwsze liczyć na secesjonistę nie wypada, albowiem to nie jego działka.

Jak na nie swoją działkę secesjonista wie całkiem sporo ;) Za wszelkie dane będę wdzięczny. Potrzebuję jedynie przybliżonych kwot, tak żeby mieć ogólne rozeznanie w sytuacji finansowej T. Wiwatowskiego. Na razie mogę przyjąć, że do października '43 (niestety nie wiem od kiedy; sam KeDyw OW AK zaczął formalnie istnieć na początku roku '43, jednak grupa "Andrzeja" została do niego włączona dopiero w marcu tegoż roku) otrzymywał od KeDywu OW AK 2300 zł plus te 300 zł za naukę w szkole. Tak więc więcej jak 3000 zł na miesiąc nie powinien zarabiać. Później jednak jego sytuacja drastycznie się zmienia. Podstawa co prawda zostaje taka sama (1700 zł), ale nie ma dodatku rodzinnego, dostaje tylko na węgiel. Były dwa dodatki świąteczne. Pierwszy wypłacony w listopadzie '43 wynosił 19000 zł, drugi z kwietnia '44 to 20500 zł. Jaka część tej sumy trafiła do "Olszyny", nie mam pojęcia. W gimnazjum Sowińskiego "Olszyna" pracował w trakcie wojny łącznie cztery lata (dwa w jawnym i dwa w tajnym nauczaniu). Na tajnym UW był od października '41. Tak więc od tego momentu jego sytuacja finansowa powinna się poprawić, choćby nieznacznie. Jednak w szkole Sowińskiego pracował jedynie do połowy '43. Wobec tego po 1 października '43 zostawało mu 1700 zł, plus te okresowe dodatki. Na pewno coś dostawał na UW, prof. Krzyżanowski w swoich wspomnieniach pisał o dotacjach, jakie dostawał od kolegów z prawa, gdzie mieli dużą liczbę studentów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Tak z głupia frant, jako laik zapytam się:

czy on miał dzieci?

Zwróciłeś w poprzednich postach na brak informacji o żonie, ja zaś zwróciłem uwagę, że cofnięto mu dodatek rodzinny, pytanie - dlaczego?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Żona, dzieci, rodzeństwo, dziadek, babcia czy choćby nawet kuzyni... żadnych, najmniejszych informacji. O rodzicach wiemy jedynie to, iż zmarli przed majem '39. Nad dodatkiem rodzinnym już parę razy się zastanawiałem. Niestety nie mam zielonego pojęcia skąd on się wziął, ani dlaczego został odebrany.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Kwestia płac w szkolnictwie jest nader skomplikowana, kwota podana przez prof. Szarotę, jest zbieżna ze średnią jaką dla pracowników umysłowych wykazał Czesław Łuczak w "Polityka ludnościowa...".

Sytuację komplikuje fakt, iż stawki w Warszawie i Krakowie (potem i Lwowie) były inne niż na terenie całej GG.

Pracownicy umysłowi podzieleni byli na VIII kategorii zależnie od stopnia skomplikowania powierzonych im prac. Dla każdej kategorii były inne stawki, inne stawki były dla mężczyzn i kobiet, inne też dla odpowiednich grup wiekowych.

Patrząc na odpowiednie zestawienia wydaje się, iż nauczyciele byli zaklasyfikowani do grupy V, dla wieku Wiwatowskiego podane są stawki 310 zł (IV 1940 r.), taryfa przynajmniej w kolejnym roku się nie zmieniła dla tej grupy.

Tyle, że trzeba pamiętać o różnorakich potrąceniach typu "społeczny podatek wyrównawczy", czy składka na Niemiecki Front Pracy. Do pensji dochodziły dodatki funkcyjne.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Czyli można przyjąć, że za pracę w gimnazjum Sowińskiego T. Wiwatowski otrzymywał około 300 zł. Dzięki piękne secesjonisto ;)

Wracając jeszcze do kwestii fotografii "Olszyny". Otóż z tego, co powiedziała mi ostatnio p. Rybicka wynika, iż tak niewielka ilość jego zdjęć (maturalne z '33 i być może jedno z Powstania) jest efektem zamierzonych działań samego d-cy OD "A". Pani Rybicka szukając fotografii (której nie mógł znaleźć dr Kunert) wśród osób, które Tadeusza Wiwatowskiego znały, dowiedziała się, iż "Olszyna" starał się mieć jak najmniej zdjęć, tak aby ograniczyć ryzyko wpadki do minimum. Ta jedyna pewna fotografia, którą dysponujemy, uratowała się kompletnym przypadkiem w archiwum gimnazjum Sowińskiego.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Tak się zastanawiam... jaka jest szansa, że nosząc to samo nazwisko i mając ojca o tym samym imieniu, nie jest się rodziną? Wczoraj przez przypadek znalazłem to: http://www.indeks.karta.org.pl/pl/szczegoly.jsp?id=110127

Zgadza się nazwisko (to akurat żaden dowód), ale także imię ojca (Józef). No i ten rok urodzenia. Zaledwie rok starszy niż "Olszyna". Nie mam zielonego pojęcia, czy to może być brat Tadeusza Wiwatowskiego, ale z racji imienia ojca warto chyba wziąć pod uwagę ten wątek. Jest tylko jedno "ale". Gdyby faktycznie byli rodziną, to czemu tylko jeden chodził do Sowińskiego?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Kris   

Witam po przerwie. Dziękuję i podziwiam wytrwałość w drążeniu tematu.

Na ślad Kazimierza Wiwatowskiego natrafiłem już dość dawno, ale nie wpadło mi do głowy, żeby kojarzyć go z "Olszyną", choć to prawie rówieśnicy i - jak już wspominałem - jest to bardzo rzadkie nazwisko, wywodzące się z konkretnie zlokalizowanych terenów, więc jest duże prawdopodobieństwo pokrewieństwa tych dwóch postaci.

O Kazimierzu wiem jednak znacznie mniej niż o Tadeuszu, a ten ślad to śpiewnik armii Andersa, w którym pojawia się on jako autor słów pieśni.

Pozostawiam link i wciąż trwam w nadziei na odnalezienie rodzinnych korzeni Tadeusza/Kazimierza Wiwatowskich.

http://www.antoranz.net/BIBLIOTEKA/WMARSZU/W-marszu.htm

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Autor słów pieśni? No to mamy kolejną rzecz, która by ich łączyła, zdolności językowe :D Ale to tak lekko pół-żartem pół-serio. Jestem szalenie ciekaw, jakie były losy Kazimierza Wiwatowskiego. Jak na razie jest to jedyny trop jeśli chodzi o ewentualną rodzinę "Olszyny". Być może z nim związany był dodatek rodzinny... Tylko pytanie, na jakiej zasadzie? Tak czy inaczej, trop wart zbadania.

Co do finansów. Zapomniałem o jednej bardzo istotnej rzeczy. Otóż T. Wiwatowski pisywał do gazety konspiracyjnej "Polsce Służ", będącej organem TOW, pisał powieść, artykuły naukowe, brał udział w spotkaniach kółek literacko-naukowych (wspominał o tym Tadeusz Mikulski, profesor polonistyki):

Miał referaty i koreferaty na dziesiątkach tajnych kółek literacko-naukowych. Pisał niezliczoną ilość artykułów do prasy podziemnej. Zwłaszcza w "Polsce Służ" (organ TOW) było moc płodów jego pióra. Miał na to czas.

(...)

Prosiłem "Olszynę" i wielu innych ("Olszyna" pisał często), by czasami dawali mi artykuły, bym miał czym ułagodzić awanturniczą-choć w szlachetnym celu- napastliwość Arkadiusza [NN- A.].

Za: J. R. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego KeDywu, Warszawa 2003, s. 104, 122.

Można założyć, że to wszystko też jakieś dochody przynosiło. W kwestii pisanej powieści można wspomnieć działalność Zbigniewa Mitznera, który podpisywał kontrakty z autorami, dające mu prawo wydania dzieła. Jednak zanim dzieło zostałoby wydane, autor otrzymywał od Mitznera pieniądze. Czy był wśród nich młody pracownik tajnego UW? Nie wiem, ale nie można tego wykluczyć. Profesor Szarota w jednej ze swoich prac [Inteligencja warszawska [w:] Studia warszawskie. T. XVII: Warszawa lat wojny i okupacji 1939-1944. Z. 3, Warszawa 1973, s, 292; ten artykuł ogólną treścią i układem przypomina odpowiedni rozdział z pracy profesora dt. całości życia w okupowanej Warszawie, jednak w szczegółach trochę się różni, niektóre miejsca zawierają dokładniejsze informacje] podawał przykład pewnego młodego dziennikarza, który za pracę otrzymywał następujące sumy:

- honorarium autorskie 200 zł;

- udział w wieczorach autorskich 120 zł;

- praca w redakcji pisma 300 zł;

- stypendium od organizacji katolickiej Front Odrodzenia Polski 200 zł.

Teraz oczywiście nie da się stwierdzić, jakie (i czy w ogóle) T. Wiwatowski otrzymywał za swoje artykuły umieszczane w gazetach czy też prezentowane na różnych spotkaniach wynagrodzenie, niemniej można przypuszczać, że jakieś drobne sumy udawało się za to zgarnąć, co razem pozwalało mu finansowo na więcej niż przeciętnemu mieszkańcowi Warszawy (szczególnie, jeśli mieszkał sam, wtedy jednak trzeba by wziąć pod uwagę ewentualne żywienie się na mieście, a nie w domu, choć to już daleko posunięta hipoteza, bez głębszych podstaw). Znalazłem też kilka dodatkowych informacji odnośnie płac nauczycielskich. Otóż jak podał Marian Walczak [Działalność oświatowa i martyrologia nauczycielstwa polskiego 1939-1945, Wrocław 1987, s. 197] miesięczne opłaty uczniowskie (wszystkie dane dla Warszawy) wynosiły w kolejnych latach 25, 40, 80, 150 i 300 zł. Wynagrodzenie nauczyciela za jedną godzinę w stosunku miesięcznym odpowiednio 10-15, 25, 50, 80 i 100 zł natomiast za jedną godzinę efektywną 2,50-3,75, 6,25, 12,50, 20 i 25 zł. Jak więc widać w kolejnych latach nauczyciele dostawali coraz większe sumy. Nie zmieniało to jednak specjalnie ich sytuacji, gdyż jednocześnie rosły ceny towarów i usług. Do tego wszystkiego trzeba brać pod uwagę, iż część uczniów bywała zwalniana od opłat. Ogółem przyjmuje się, że blisko 20-50% uczniów korzystało z różnych ulg. Kolejna sprawa, to samopomoc w środowisku nauczycieli. Robiono zrzutki na tych, którzy z jakichś względów znaleźli się w wyjątkowo trudnej sytuacji (duża rodzina, problemy z Niemcami, konieczność ukrywania się itp.).

Co do podziękowań i drążenia tematu. Dziękować naprawdę nie ma za co, ja to robię z wielką przyjemnością, a jeśli komuś mogę pomóc, to tym bardziej :D Poza tym, zwyczajnie zależy mi na tym, aby postać Tadeusza Wiwatowskiego została wydobyta na światło dzienne (ależ to musi przeraźliwie patetycznie brzmieć). Jeśli porównać go z takimi osobami jak (pozostańmy już tylko przy konspiracji warszawskiej) Tadeusz Zawadzki, Jan Romocki, Bronisław Pietraszewicz, Jan Bytnar czy też Stanisław Jankowski, to "Olszyna" wypada blado. Brakuje mu czegoś, co wyróżnia wspomniane osoby, dzięki czemu tak zapadły w naszą pamięć. To trochę tak jak z przeprowadzaniem akcji sabotażowo-dywersyjnych, o czym ostatnio mówiła mi p. Rybicka. Ci, którzy wysadzali pociągi, organizowali i przeprowadzali zamachy, narażali się, ale widzieli swoje dokonania, widzieli efekty swoich działań. Ci, którzy podpalali składy materiałów pędnych czy uszkadzali maszyny w fabrykach, nie widzieli efektów swych działań. Ale jedni i drudzy wykonywali robotę potrzebną, jedni i drudzy zasługują na identyczne uznanie. Niemniej efektowność działań tych pierwszych sprawia, że to ich lepiej pamiętamy, rzecz absolutnie zrozumiała. Tymczasem "Olszyna" poza 3-4 akcjami, które nie są wspominane zazwyczaj przy poruszaniu takich tematów, zajmował się głównie zapleczem, czyli planowaniem, przygotowaniami do akcji, pisaniem raportów. Dzięki niemu mamy szczegóły działań tych, o których pamiętamy. O nim już mało kto pamięta. Dlatego tak zależy mi na ukazaniu jego życia w jak najdokładniejszy sposób. Poza tym, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, zżyłem się już trochę z jego postacią. I na tym koniec moich wywodów :) Przynajmniej na jakiś czas...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Albinosie skoro tak interesuję Ciebie ta osoba, nie warto iść tropem wskazanym przez kolegę Krisa i sprawdzić w tamtejszym terenie księgi parafialne?

Może to pomoże rozwiązać twe dylematy co do jego rodziny.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Wiesz, tylko żeby to zrobić, trzeba mieć trochę czasu. A ja tego nie mam w nadmiarze, do tego w Warszawie mam jeszcze trochę rzeczy do sprawdzenia (archiwum gimnazjum/liceum Sowińskiego, zbiory w AANie, spotkania z osobami, które pamiętają go z konspiracji). Tak więc mam gdzie szukać. Księgi parafialne to na razie melodia przyszłości, choć mam je w planach. Aktualnie jestem na etapie zbierania informacji odnośnie tego, jak często nazwisko Wiwatowski pojawia się w pracach poświęconych okresowi 1939-1945 (tak tych o samej konspiracji/Powstaniu jak i o polskiej kulturze tego okresu).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Na początku kwietnia pisałem o pracy prof. Mikulskiego, poświęconej T. Wiwatowskiemu. Do tej z '47 nie udało mi się dotrzeć, za to znalazłem późniejsze, które zawierają dokładnie ten sam tekst:

Portrety uczonych polskich, red. Biernacki A., Węgrzynowa E., Kraków 1974, s. 483-486;

Mikulski T., Miniatury krytyczne, Warszawa 1976, s. 40-44.

W przedmowie do drugiej z tych pozycji Wiktor Weintraub (historyk literatury polskiej, specjalizujący się w okresie renesansu i baroku) określił szkic portretowy "Olszyny" mianem "pięknego". I z tym zgodzić się trzeba. Krótki, ale niezwykle pobudzający tekst autorstwa człowieka ledwie pięć lat starszego niż d-ca OD "A", a który był jednocześnie przyjacielem T. Wiwatowskiego. Szkic ten zawiera kilka ciekawych informacji, głównie na temat funkcjonowania "Olszyny" w okresie okupacji. Potwierdza się to, co pisał w swoich wspomnieniach profesor Krzyżanowski o pobycie we wrześniu '39 T. Wiwatowskiego na Wołyniu. Do Warszawy miał wrócić z urazem łopatki. Profesor Mikulski pisze także co nieco o okresie przedwojennym. Szkołę Sowińskiego miał ukończyć z wyróżnieniem. Już idąc na studia miał niewielki zbiór swoich dzieł literackich. Do sanatorium trafił ponoć po skończeniu kursu w MSPRA. Błędna jest data zakończenia studiów (rok '38). Wymienione są niektóre dzieła autorstwa T. Wiwatowskiego. Dowiadujemy się, że słuchowisko radiowe puszczane było przez wileńską rozgłośnię radiową. Po zakończeniu działań wojennych Tadeusz Wiwatowski krótki czas pracował jako robotnik "na Filtrach" [T. Mikulski, Miniatury..., s. 41]. Często spotykali się w mieszkaniu T. Mikulskiego na Żoliborzu [tamże, s. 42]:

W tych latach z przygodnego spotkania rozwinęła się nasza przyjaźń. Godzina policyjna udaremniała wszelkie możliwości odległych kontaktów wieczornych. Wiwatowski przychodził na Żoliborz na noc. Stawiał przed nami tęgą flaszę i malowniczym językiem, dosadnie, przetykając słowa warszawską metaforą opowiadał. Był jeden temat tych rozmów, niewyczerpany: Szkopi. Parokrotnie zabłocony, utrudzony przychodził wczesnym rankiem. Wracał z Kampinosów lub znad torów kolejowych. Wówczas nie mówił nic, jeszcze zdyscyplinowany nocną służbą. Spał.

Dziwił się autor, że "Olszyna" mimo tak ciężkiej pracy w konspiracji (potwierdza się to, co pisał "Andrzej" o wysiłku bez odpoczynku), znajdował czas na pracę naukową i dydaktyczną. Jednak dla T. Wiwatowskiego miało to być swoistą odskocznią od pracy w dywersji. Wiedział, że praca w podziemiu choć bohaterska, wyzwala w ludziach cechy niepożądane, ustawia ich niejako poza społeczeństwem [tamże]. Być może właśnie literatura pozwalała mu odreagować sytuacje takie, jak śmierć "Żbika", którą ponoć bardzo przeżył.

Na zajęcia przychodził zawsze punktualnie, zachowywał wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa. Miał posiadać wrodzony instynkt zbiega. Zastanawiająca jest kwestia pisania dla prasy konspiracyjnej. Według wspomnień dra Rybickiego pisał często na prośbę jego samego do "Polsce Służ". Tymczasem prof. Mikulski podał, iż swoje artykuły dawał do tajnej prasy rzadko i bez większego entuzjazmu. Sprawa tym bardziej dziwna, że obaj znali "Olszynę", a co więcej, obaj uważali go za swojego przyjaciela (dr Rybicki po wojnie zawsze miał wypowiadać się o swoim podwładnym z dużym ciepłem i sympatią). I dwie tak różne relacje. Nie ma powodu, aby uważać, że "Andrzej" pisał w tym temacie nieprawdę. Skąd więc taka informacja u Tadeusza Mikulskiego?

Przed Powstaniem schował swoje dzieła, notatki, zapiski itp. w piwnicy domu przy Białobrzeskiej. Nie zachowało się nic z tych zbiorów, spalonych wraz z całym domem na początku sierpnia. Do tego dodać należy pracę, którą Tadeusz Wiwatowski miał w planach, a konkretnie studium i wybór nowelistyki Konopnickiej, które to miał przygotować dla Biblioteki Narodowej. Swoją pracę doktorską oparł na wcześniejszym dziele pt. Blaski i cienie powieści Orzeszkowej. Pracę planował opublikować we wrześniu '39 "Przegląd Powszechny".

Według opisu prof. Mikulskiego T. Wiwatowski zginąć miał nie od pocisku wystrzelonego z czołgu, ale od eksplozji granatów. Pierwszy miał urwać mu nogi. Drugi trafił go w serce.: Długo się nie męczył [tamże, s. 43]. Skąd miał autor te informacje? Trudno powiedzieć. Być może zostały one przekazane przez prof. Krzyżanowskiego, który w połowie sierpnia dowiedział się o tym od Witolda Piekarskiego, syna Kazimierza. Taką właśnie wersję podawał w swoich wspomnieniach twórca polonistyki na tajnym UW. Czy tak było naprawdę, tego zapewne nie dowiemy się nigdy.

Cały swój tekst Tadeusz Mikulski skończył następująco [tamże, s. 44]:

Gdzież byłby dziś Tadeusz Wiwatowski, gdyby przeżył? Za swoją silą woli, brawurą intelektualną, junactwem w słowie i działaniu, byłby na pewno- przy książkach. Nie odwrócimy łuku, którym spadły na Stawki niemieckie granaty. Można już tylko wypisać datę życia i śmierci Tadeusza Wiwatowskiego. Wyliczyć tytuły kilkunastu prac, westchnąć melancholijnie nad spalonym rękopisem. Wydobyć go samego z pamięci, jak stał w oknie naszego domu, nieco pochylony, źle ubrany, z młodością w oczach, głosie, gestykulacji. "I jeszcze mi smutniej."

W pracy z '74 jest jeszcze jedno. Zdjęcie, drugie które przedstawia "Olszynę" na 100%, co do tego z początku Powstania ciągle nie mam pewności [Portrety..., red. A. Biernacki, E. Węgrzynowa, s. 484]:

http://img293.imageshack.us/img293/9017/olszynazdjecie.jpg

Podpisane:

Kochanej Babci

Wiwatowskiej [?]

16 [15?].VII.1933 r.

I teraz pytanie (zapewne bez odpowiedzi), do kiedy babcia żyła? Być może to ona była tą osobą, na którą "Olszynie" przyznano dodatek rodzinny z funduszów KeDywu OW AK?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Jakiś czas temu, w połowie kwietnia, pisałem trochę na temat tego, co zostało po T. Wiwatowskim. To co wówczas podałem, to jedynie część z całego dorobku "Olszyny", z którym możemy mieć dzisiaj do czynienia w ten czy inny sposób. Archiwum Elizy Orzeszkowej to jedna z tych rzeczy. Przed wojną opiekowały się nim cztery osoby: Aureli Drogoszewski, Jadwiga Holenderska, Leon Brunon Świderski (bliski przyjaciel Tadeusza Wiwatowskiego) oraz Julian Krzyżanowski. Pierwsza trójka zmarła w trakcie wojny. Aureli Drogoszewski umarł w '43, Jadwiga Holenderska wraz z rodziną została zamordowana, a Leon Brunon Świderski został wywieziony do Oświęcimia, gdzie zmarł. Krótko po tym, jak trafił do obozu, archiwum przeszło pod opiekę jego żony oraz "Olszyny" (przeniesiono je z Jasnej na Złotą). W końcu wiadomość o śmierci Świderskiego dotarła do Warszawy. Odprawiono nabożeństwo za duszę zmarłego. Jednak do wdowy zgłosił się ktoś, kto twierdził, iż mąż jej został wywieziony w głąb Rosji, gdzie pracuje jako robotnik. Aby przeżył, musi płacić odpowiednie sumy, za które będzie można go uratować. Kobieta zaciągnęła pożyczkę w banku. Żyrowali ją prof. Krzyżanowski oraz T. Wiwatowski. Z czasem to oni musieli ją spłacić. Odnosili wrażenie, że kobieta nie jest z nimi szczera. W końcu do antykwariatu Gebethnera i Wolffa trafiła biblioteczka po Świderskim. Krzyżanowski i Wiwatowski zrozumieli, że kobieta może być szantażowana. Postanowili ratować archiwum Orzeszkowej. Zajął się tym "Olszyna". Siłą zabrał zbiory ze Złotej i przewiózł do mieszkania profesora na Brzozowej (gdzie przechowywana była już m.in. biblioteka po Leonie Piwińskim), skąd po jakimś czasie trafiła na Żabią do Biblioteki Zamojskich (to również w sporej części zasługa "Olszyny", który odpowiadał za transport). Po wojnie zajmowały się nimi osoby takie jak Zofia Świdwińska, studentka w czasie wojny, oraz Edmund Jankowski, znajomy prof. Krzyżanowskiego i T. Wiwatowskiego. Trafiłem ostatnio też na informacje, że "Olszyna" jest odpowiedzialny również za uratowanie części zbiorów po Henryku Sienkiewiczu (którego twórczością też się trochę zajmował, choć to zapewne na marginesie tego, co autor "Trylogii" mówił o Wyspiańskim, jednym z ulubionych "tematów" badawczych młodego oficera AK), ale zanim tutaj coś więcej napiszę muszę jeszcze pogrzebać.

A teraz w ramach ciekawostki. Otóż jak się okazuje Korbutianum było faktycznie wykorzystywane jako sala wykładowa przez Tadeusza Wiwatowskiego. Jednak nie tylko do celów naukowych przydawała się d-cy OD "A" (choć wówczas pełnił jeszcze funkcję z-cy "Andrzeja" w oddziale). Pewnego wieczora prof. Krzyżanowski spotkał w Korbutianum grupkę młodych ludzi, których nie znał. Nie byli to studenci, ale żołnierze "Olszyny", który zamelinował ich w Korbutianum. Oto jak potrafił łączyć możliwości konspiratora z potrzebami naukowca i miłośnika kultury polskiej oraz możliwości wykładowcy akademickiego z potrzebami konspiracji.

Dla zainteresowanych spuścizną naukową Tadeusza Wiwatowskiego polecam zajrzeć do:

Starnawski J., Tadeusz Wiwatowski [w:] Słownik badaczy literatury polskiej. T. 5, red. Starnawski J., Łódź 2002, s. 340-342.

Autor zebrał znane mu artykuły i referaty "Olszyny". Za dużo tego nie ma, ale zawsze coś.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.