Harold II Godwinson - średniowieczny Syzyf w swojej klątwie?

[Narya]

Głównie znam go z bitwy pod Hastings. Chyba został wtedy niemile zaskoczony, a jego starania w przygotowaniu do bitwy spełzły na niczym w ostatecznym rozrachunku. Kojarzy mi się właśnie z Syzyfem który toczy swój kamień na szczyt góry, wiedząc, że szczytu nigdy nie osiągnie.. Pewnie się mylę...

W każdym bądź razie - jakim był władcą, politykiem i rycerzem? Czy zasłużył sobie na smutny koniec który go spotkał i klątwę jego najbliższych?

Zapraszam do dyskusji!

[Regulus]

Nie był zły, po prostu miał pecha - mało kto podołałby wyzwaniu, przed jakim postawiła go historia. Należy mu się szacunek za całą kampanie 1066 roku, poczynając od zwycięstwa nad Haraldem Haardrade pod Stamford Bridge, co by nie było świetnym i niezwykle doświadczonym wojownikiem, weteranem Gwardii Wareskiej, po niezwykle szybki jak na tamte czasy marsz pod Hastings, a kończąc na tej feralnej dla niego bitwie. Bardzo możliwe, iż gdyby nie ta przypadkowa strzała dzisiaj nie uczylibyśmy się o Wilhelmie Zdobywcy, królu Anglii, a o Wilhelmie Bastardzie, poślednim książątku z Północnej Francji :wink:

[riv]

W każdym bądź razie - jakim był władcą, politykiem i rycerzem?

Wiesz, królem to nie byl zbyt długo, stad nie można oceniać jego panowania.

Ale rycerzem i wodzem był wybitnym. Generalnie zgadzam sie z Regulusem, miał pecha, że zginął..... Kampania 1066 roku była przez niego bardzo dobrze przeprowadzona. Bitwa pod Hastings tez byla dobrze dowodzona......