Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Albinos

Zbigniew Blichewicz "Szczerba"

Rekomendowane odpowiedzi

Albinos   

Por. rez. piech. Zbigniew Serwacy Blichewicz "Szczerba", "Zbigniew", "Szczerba Zbyszek", urodzony 14 maja 1912 roku w Sulejowie k. Piotrkowa Trybunalskiego. W 1933 roku zdał maturę w Gimnazjum im. Księcia Józefa Poniatowskiego w Łowiczu. W czasie edukacji w szkole był instruktorem harcerskim. Po zakończeniu szkoły odbył roczny kurs podchorążych rezerwy piechoty w Skierniewicach przy 26. DP. Po skończonym kursie (przydzielono go do 10. pp.) rozpoczął studia w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie. Nauki pobierał tam od samego Aleksandra Zelwerowicza. Jako aktor występował w warszawskim Teatrze Kameralnym, kaliskim Teatrze Miejskim oraz wileńskim Teatrze Miejskim. Na swoim "koncie" ma role m.in. w "Cydzie" Corneille'a, "Świętoszku" Moliera, "Wieczorze Trzech Króli" Szekspira, "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego, "Krakowiakach i Góralach" Bogusławskiego czy też "Pannie Maliczewskiej" Zapolskiej.

W styczniu i lutym 1939 r. brał jeszcze udział w ćwiczeniach oficerskich rezerwy. We wrześniu znajdował się w Wilnie. Udziału w walkach września '39 nie brał - nie został zmobilizowany.

Podczas okupacji do '42 mieszkał w Wilnie, gdzie występował na deskach Teatru Polskiego. Kontakt z ZWZ/AK złapał w czerwcu '41. I teraz mam mały problem. W biogramie na stronie MPW podana jest data 7 lipca jako moment, kiedy miał zacząć działać w konspiracji, natomiast Mariusz Olczak we wstępie do wspomnień "Szczerby" napisał, że zaprzysiężony został 14 października (nr legitymacji AK: 3.676/C). Czym więc miałby być ten 7 lipca? Odpowiedzi niestety nie znam, ale jakby ktoś miał pomysł, z chęcią się zapoznam. Tak czy inaczej miał pracować dla Oddziału II jako oficer informacyjny.

W maju '42 przeniósł się do Warszawy. Tutaj w październiku tego samego roku przeszedł kurs dywersyjny (jaki konkretnie?), po którego zakończeniu pracował jako oficer do zadań specjalnych w oddziałach dywersyjnych. Tyle M. Olczak. Na stronie MPW widnieje jedynie informacja - przydział nie znany. Wiadomo komuś z czym dokładnie wiązała się praca Blichewicza w warszawskiej konspiracji?

Oprócz pracy w AK chodził jeszcze na tajne kursy teatralne prowadzone przez Iwo Galla.

Na początku Powstania miał problemy ze znalezieniem przydziału. Dodatkowo już 2 sierpnia otrzymał postrzał w lewą rękę. W końcu między 7 a 10 sierpnia trafił do batalionu "Bończa", gdzie objął dowodzenie nad plutonem szturmowym. Na tym stanowisku pozostał do 20 sierpnia, kiedy to został dowódcą 101. kompanii "Bończy" - zastąpił poległego dzień wcześniej por. Mieczysława Kopcia "Mieczysława". Zasłynął walkami o Katedrę, linię Brzozowej, Rynek Starego Miasta... Po opuszczeniu Starówki walczył na Powiślu, a następnie w Śródmieściu. W dniu 24 sierpnia został odznaczony KW (wniosek o odznaczenie z dnia 21 sierpnia) a 18 września VM V kl. (wniosek o odznaczenie z 29 sierpnia) na mocy rozkazu nr 424 Dowódcy AK z dnia 18 września (informacja powtórzona w rozkazie komendanta OW AK nr 31 z dnia 20 września; nr krzyża 11781). Informację o odznaczeniu VM powtórzono omyłkowo dzień później w rozkazie d-cy AK nr 426. W dniu 2 października awansowany do stopnia porucznika. Już 20 września został dowódcą 1. kompanii I batalionu 36. pp AK.

Jako jeniec (nr jeniecki 1301) przebywał w obozach w Bergen-Belsen, Fallingbostel, Grossborn i Sandbostel. Po wyzwoleniu do Polski już nie wrócił. Występował m.in. jako aktor objazdowego teatru polskiego w II Korpusie. Po krótkim pobycie we Włoszech (tutaj grywał w sztukach Fredry, Szekspira i Goldoniego) wyjechał na Wyspy, gdzie zamieszkał ze swoją drugą żoną Marią z domu Sznuk (pierwszą była Elżbieta Mara z d. Zembrzuska). W Anglii był członkiem ZASP za Granicą oraz pracował w londyńskim Teatrze Sztafeta, gdzie był reżyserem i aktorem. Z Anglii przeniósł się do USA, gdzie oprócz pracy w domu pewnego milionera dalej udzielał się w teatrze (m.in. fragmenty "Dziadów" i "Pana Tadeusza"). Podczas pobytu w Ameryce zmarła matka jego żony. Ta na wieść o tym dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo. Oboje wyjechali z USA do Niemiec, gdzie dostali propozycję pracy w Radiu Wolna Europa. Jednak Maria po raz trzeci podjęła próbę samobójczą, tym razem nie udało jej się uratować. Wyskoczyła z okna na piątym piętrze domu przy Lemonstrasse 20 w Monachium. Był 1 września 1959 roku. Półtora miesiąca później - 16 października - w tym samym mieszkaniu przy Lemonstrasse 20 "Szczerba" zażył całe opakowanie środków nasennych i popił to whisky. Miał 47 lat.

Pochowany został razem z żoną w Monachium na Nordfriedhof. W latach 80. grób został zlikwidowany. Obecnie w Otwocku pod Warszawą znajduje się symboliczny grób.

Za namową drugiej żony Z. Blichewicz spisał wspomnienia. Pierwsze dotyczące walk o Katedrę wydano już w 1954 roku w San Francisco, a w 2005 roku w Warszawie. W 2009 roku z kolei wydano Tryptyk powstańczych wspomnień. Dni "Krwi i chwały" czy obłędu i nonsensu. Książka była nominowana do nagrody książki historycznej roku 2010 wg Polityki (dział pamiętników i wspomnień). Jedno trzeba przyznać: są to jedne z najlepszych wspomnień - przynajmniej w mojej ocenie - jakimi dysponujemy do tematu Powstania Warszawskiego.

Tymczasem - zanim przejdę do opisywania co ciekawszych wątków z jego życia (głównie okresu powstańczego) - mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto odpowie mi na pytania (te dt. 7 lipca '41 i roli w konspiracji warszawskiej) zadane wcześniej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Kilka zdjęć Z. Blichewicza (wszystkie z '38 roku):

- http://img.audiovis.nac.gov.pl/SM0/SM0_1-K-9638.jpg - tutaj jako Adolf (pierwszy z prawej) w przedstawieniu Michała Bałuckiego "Dom otwarty" (Teatr Miejski w Kaliszu);

- http://img.audiovis.nac.gov.pl/SM0/SM0_1-K-9660.jpg - tym razem jako Wacław w "Zemście" Fredy (Teatr Miejski w Kaliszu);

- http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/149921/3f83b142839b141b5e72fa117db61138/ - Blichewicz z prawej, przedstawienie "Zbyt liczna rodzina" (Teatr Kameralny w Warszawie);

- http://img.audiovis.nac.gov.pl/SM0/SM0_1-K-9658.jpg - przedstawienie "Wicek i Wacek", Blichewicz z lewej jako Wacek (Teatr Miejski w Kaliszu).

I jeszcze zdjęcie z okresu Powstania:

- http://bi.gazeta.pl/im/2/7582/z7582842X.jpg - na jednej z barykad, widoczna lewa ręka na temblaku.

A skoro już o tej ranionej ręce mowa, zobaczmy jak opisywał moment ranienia sam "Szczerba" [Tryptyk powstańczych wspomnień. Dni "Krwi i chwały" czy obłędu i nonsensu, Gdańsk 2009, s. 27-29]:

Dochodząc do placu Bankowego spojrzałem w lewo. Byłem o kilka kroków od ulicy Żabiej, która łączy plac Bankowy z placem Żelaznej Bramy. Z drugiej strony jezdni od Bankowego szła w moją stronę nasza sanitariuszka. Nagle stanęła jak wryta, patrząc z przerażeniem w stronę wylotu Żabiej. Stanął i ja. Już otworzyłem usta, by zapytać, co też się dzieje na Żabiej, gdy nagle pociemniało mi w oczach. Właśnie stamtąd, a więc parę kroków ode mnie, wyjechała "buda" pełna niemieckich żandarmów. Pierwsza moja myśl: "Colt!" Ale nie, to byłoby samobójstwo. Po chwili za pierwszym wysunęło się drugie auto pełne żołnierzy.

Niemcy zauważyli sanitariuszkę. Auto właśnie skręcało w moją stronę. Odległość między mną, a samochodami była śmiesznie mała, najwyżej sześć, siedem kroków. Nie zwrócili jednak na mnie uwagi. Sanitariuszkę natomiast widzieli z daleka. Ona też ich musiała widzieć i stanęła jak wryta. Ja tymczasem zawróciłem momentalnie i zacząłem biec jak jeleń, by wpaść do pierwszej napotkanej bramy. Usłyszałem za sobą suchy trzask szmajsera i kule niczym osy, zaczęły mi bzykać koło ucha.

Nie było wątpliwości - wzięli mnie na muszkę jadąc tuż za mną. Odległość bardzo mała, ale już jestem w bramie! Zamknięta!

Odwróciłem się twarzą do Niemców, niemal przylepiony plecami do bramy. Pierwsze auto właśnie mnie minęło. Tuż za nim drugie. Jak blisko! Widzę dokładnie spasiony pysk żandarma pod zielonym hełmem, jak bierze mnie na muszkę. Po co? Z tej odległości nawet i celować nie trzeba! Śmierć! Wtem myśl jak błyskawica. Zrywam się i biegnę równolegle z autem do następnej bramy. Słyszę trzask serii za mną, nade mną, przede mną...

Zaraz w głowę! Teraz w serce! No, kiedyż wreszcie trafi?! Wydaje się niemożliwym, bym z tej odległości nie oberwał serią z całego magazynkuu. Ale jednak.

Znowu jestem w bramie. Tym razem otwarta!

W tej chwili czuję się jak sztubak któremu uszedł na sucho wybryk. Wpadam na klatkę schodową i na półpiętrze zatrzymuję się. Wyjmuję pistolet.

"Dwóch położę na pewno - zawirowało mi w głowie. - Trzeci położy mnie!" Zamieniłem się w słuch. Warkot samochodów oddalał się, aż wreszcie zupełnie ucichł.

Więc nie zatrzymali się. Nawet kupą nie chcieli wejść do bramy? Czy może po prostu szkoda im było czasu.

Westchnąłem z wdzięcznością do matki Boskiej. To rzeczywiście zakrawa na cud!

Jednak nie do końca. Z lewej ręki ścieka krew. Kość przestrzelona.

Zacząłem wolno schodzić ze schodów.

W bramie stoją dwie niemłode kobiety. Obok nich bardzo ładna i młoda dziewczyna, brunetka o trochę wschodnich rysach twarzy. Oczy wszystkich trzech kobiet zwrócone są na mnie.

Dziewczyna podeszła do mnie spytała:

- Ranili pana?

- Chyba tak - odpowiedziałem prawie wesoło, chowając pistolet do kieszeni.

Po chwili, jakbym opowiadał dobrą anegdotę, dodałem zwracając się do dziewczyny:

- Proszę pani, tu pod numerem 17-tym na pierwszym piętrze mieszka lekarz. Niech mu pani powie, że jest ranny i niech go pani tu przyprowadzi. On chętnie przyjdzie.

Lekarz pojawił się i założył "Szczerbie" opatrunek. Blichewicz miał przestrzelone przedramię oraz uszkodzony nadgarstek. Co ciekawe, z tym samym lekarzem "Szczerba" rozmawiał dosłownie kilkanaście minut przed całym zajściem. Ów lekarz prosił Blichewicza, aby ten pomógł mu "walczyć za sprawę". Blichewicz obiecał, że wróci po lekarza. Nie spodziewał się jednak chyba, że nastąpi to w takich okolicznościach...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Uzasadnienie z wniosku o nadanie KW "Szczerbie":

Dca Komp. 101. B. dobry organizator, b. odważny, szybko orientujący się wobec npla, swym męstwem pociąga podwładnych, b. sumienny w służbie. Bardzo dobry oficer.

I z wniosku o odznaczenie VM V kl.:

Jako oficer i Dca 101 Kompanii wykazał niepospolite zalety żołnierza. Swą nadzwyczajną odwagą i męstwem pociąga innych, mimo ran sam osobiście prowadzi do boju, powstrzymując napór npla. Jemu należy zawdzięczać utrzymanie dotychczasowych placówek na dowodzonym przez niego odcinku. Dzięki osobistemu bohaterstwu dwa razy odbijał utraconą placówkę.

Treść drugiego wniosku zrobiła na "Szczerbie" spore wrażenie [Tryptyk powstańczych wspomnień. Dni krwi i chwały czy obłędu i nonsensu, Gdańsk 2009, s. 329]:

Serce biło mi jak młotem. Więc to jest ta "najpiękniejsza recenzja" według słów łączniczki, jaką kiedykolwiek o mnie napisano... Miała rację. istotnie piękna. Tym bardziej, że pisał ją dobry recenzent, który się znał na rzeczy, co nieczęsto zdarza się recenzentom teatralnym. Temu człowiekowi mogłem wierzyć, bo to był "Bończa".

Ten fragment wspomnień świetnie oddaje stosunek Z. Blichewicza do "Bończy". Obaj z tego samego roku, miesiąca, "Szczerba" nawet kilka dni starszy (dokładnie trzy, "Szczerba" był z 14 maja 1912 r., a "Bończa" z 17 maja 1912 r.). Jeden kawalerzysta, drugi aktor. Ze wspomnień "Bończy" wyłania się obraz dwóch ludzi, którzy doskonale się rozumieli. Śmierć "Bończy" Blichewicz zniósł bardzo źle [tamże, s. 219-221]

Zebrałem moje wojsko i ruszyłem śpiesznie na kwaterę. Przechodząc przez kancelarię "Mściwego", która była przejściowym pokojem do mojego, zobaczyłem szefa, który podniósł się z krzesła na mój widok i rzekł ponuro:

- Panie poruczniku, bardzo zła wiadomość...

- o takiego? - zapytałem niechętnie, bo myślałem, że coś w związku z aferą "Huragana".

- Rotmistrz "Bończa" nie żyje!

Gdybym w tej chwili usłyszał, że na skutek incydentu z majorem mam być zdegradowany i oddany pod sąd, mniejsze by to na mnie uczyniło wrażenie. Długo patrzyłem na "Mściwego", nie mogąc przemówić słowa.

- Skąd ta wiadomość? - spytałem wreszcie.

- Łączniczka "Karina" przyniosła ją dziś rano.

- Gdzie ona jest? Dawać ja tu! - rzuciłem szefowi i zamknąłem się w swoim pokoju.

Po chwili weszła "Karina" i zaczęła opowiadać.

Zaraz potem, jak widziałem "Bończę" z nią i z żoną na Kopernika 6 września, udali się na Nowy Świat. Obie kobiety schyliły się pod barykadą na Nowym Świecie. "Bończa" szedł wyprostowany, jak na paradzie, nie chyląc karku przed ostrzałem z BGK. Na środku barykady złamał się i upadł. Dostał serię - raz w płuco i dwa pociski w brzuch. Ponieśli go natychmiast do najbliższego szpitala w piwnicy na Chmielnej. Walczył jeszcze jakiś czas ze śmiercią, ale lekarz nie dawał żadnej nadziei. Tego samego wieczora skonał.

Słuchałem opowiadania łączniczki całym sobą, paląc nerwowo papierosa. Nagle spytałem:

- O której godzinie "Bończa" zmarł?

- Nie pamiętam dokładnie - odpowiedziała "Karina" - ale chyba gdzieś po dwudziestej.

Sięgnąłem pamięcią wstecz. Tak. To właśnie wtedy, kiedy tkwiąc pod tą samą barykadą, tak intensywnie o nim myślałem... "Bończa" wtedy odchodził z tego świata.

I nagle doznałem uczucia tak potwornej pustki i żalu, że gdybym mógł, rozpłakałbym się w głos. Oczy jednak miałem suche.

Zaleciłem "Mściwemu" podać śmierć "Bończy" do wiadomości kompanii w rozkazie dziennym. Potem kazałem się ogolić, oczyścić i ruszyłem na Szpitalną do "Roga".

- O, "Szczerba"! - ucieszył się major na mój widok. - Myślałem, że pan odsypia po dwóch dniach na Brackiej. Cóż nowego?

- Rotmistrz "Bończa" zginął - powiedziałem głucho.

- Jak? Co? Kiedy?! - "Róg" poderwał się z miejsca.

Opowiedziałem pokrótce, co usłyszałem od "Kariny".

Do pokoju zaczęli się schodzić: rotmistrz "Zawalicz", zastępca "Roga", kapitan "Krybar", mój nowy dowódca batalionu i jeszcze kilku oficerów. "Róg" i "Zawalicz" byli poruszeni wiadomością. Inni mniej. Nie znali "Bończy".

- Psiakrew! Psiakrew! - szeptał major.

- Wyobrażam sobie, jaka to strata dla "Szczerby" - zrobił uwagę "Zawalicz". - Już to oni dwaj pasowali do siebie.

- Nie tylko dla mnie - powiedziałem z naciskiem. - dla majora to również wielka strata.

Był to niewątpliwie najlepszy z jego oficerów.

Spojrzałem niemal wyzywająco po obecnych, stuknąłem obcasami i zwróciłem się do "Roga":

- Pan major pozwoli się odmeldować. To wszystko, co miałem do powiedzenia.

- Dziękuję, "Szczerba" - usłyszałem w drzwiach głos "Roga".

Wracając jeszcze do tych wniosków na KW i VM. Oba zachowały się do dzisiaj dzięki temu, że pod koniec Powstania "Szczerba" trafił na nie przeglądając dokumenty batalionu, zanim te miały zostać zniszczone. Oba zachował dla siebie. I teraz pytanie - niestety bez odpowiedzi - ile różnych dokumentów, które dzisiaj mogłyby stanowić dla nas pomoc przy badaniu dziejów Powstania, trafiło do ognia...

Na koniec jeszcze dwie opinie od żołnierzy "Bończy":

Czy barykada istniała do końca Powstania?

Tak. Myśmy opuszczając, znaczy już była częściowo zrujnowana, bo później cała obrona katedry była przeważnie w rękach mojego Batalionu „Bończa”. Myśmy tam mieli służbę i to był odcinek, gdzie nasz batalion najbardziej się wykrwawił. Mieliśmy wspaniałego dowódcę kompanii – "Szczerbę", to był aktor z zawodu, aktor, który w czasie Powstania był w roli, po prostu zachowywał się... Chodził w pięknym polskim mundurze, zawsze elegancki. Pamiętam moment, już chyba to był trzeci atak na katedrę: "Szczerba" na ambonie z temblakiem i zębami odbezpiecza granaty, to przecież była sytuacja, którą tylko nagrać na film. Chłopcy na krużgankach na chórze i tylko dyspozycje, od którego świętego strzałami kierować. Wszystko się odbyło w murach katedry. "Szczerba", który nadal jest w roli obrońcy katedry, zachowywał się, jakby był na scenie, a to była prawdziwa scena.

Za: http://ahm.1944.pl/Zofia_Bernhardt/4/slowa-kluczowe//?q=Szczerba [dostęp na: 1.07.2011 r.]

Później była walka o katedrę, niejedna. Trzy razy myśmy ją odbijali. Porucznik "Szczerba", dowódca 101 kompanii. Bardzo dzielny oficer [odznaczony krzyżem] Virtuti Militari, miał [ranną] rękę na temblaku i strzelał lewą ręką, a później mnie się to samo stało na Powiślu.

Za: http://ahm.1944.pl/Lech%20Antoni_Halko/2/slowa-kluczowe//?q=Szczerba [dostęp na: 1.07.2011 r.]

Tutaj należą się dwa słowa wyjaśnienia do obu fragmentów. Podczas Powstania "Szczerba" nosił nie polski, ale niemiecki mundur pancerniaka, który dostał po przejściu na Starówkę od Stanisława Kwiatkowskiego "Lopka", szefa 102. kompanii. A ranny był nie w prawą, ale w lewą rękę (o czym już pisałem). A tutaj odnośnie kwestii umundurowania [Tryptyk..., s. 37]:

"Lopek" okazał się fantastycznym facetem. Nie tylko nas nakarmił, ale i odział. Właśnie kilka dni temu nasze oddziały "zafasowały" ze składów niemieckich na Stawkach mundury Wehrmachtu.

W kilkanaście minut wszystkie moje chłopaki, ze mną włącznie, zrzuciły cywilne ciuchy i przebrały się w niemieckich czołgistów. "Błyskawica" w dodatku przyniósł mi hełm, z którego zeskrobał niemieckie insygnia, w miejsce których przybił polskiego orła z mojego beretu. Dostałem od niego również niemiecki pas, z którego klamry zeskrobał napis "Gott mit uns", a na orle niemieckim przybił polskiego. Wytrzasnął również skądś kaburę do mojego colta.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.