Moim zdaniem budowa, wspólnie z Jugosławią, okrętów podwodnych to czystej wody mrzonka.
Uważam tak przynajmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze wspólna, oficjalna współpraca nad programem militarnym wydaje się niemożliwa z przyczyn politycznych. To co było możliwe w peryferyjnej Rumunii, było nierealne w kraju leżącym na zapleczu głównego frontu, czyli w Polsce, lub w kraju frontowym – NRD. Rosjanie skrupulatnie ograniczali pomysły wybicia się któregoś z sojuszników, na niezależność w produkcji zaawansowanych systemów uzbrojenia. Przykładów takich działań jest cała masa.
Druga kwestia to opłacalność takiego programu. Jak już tu napisałeś, pieniędzy brakowało na zakup zaplanowanej liczby „Warszawianek”, a co dopiero na wdrażanie programu budowy własnych okrętów. Oczywiście Jugosłowianie wnosili know-how, jednak nasz przemysł stoczniowy był niegotowy na takie wyzwanie, a nauka kosztuje ekstra.
Możliwe że taki pomysł się urodził na jakimś nieformalnym spotkaniu, a legenda pozostała.
Pozdrawiam