Dziękuję za uwagi odnośnie tytułu, aczkolwiek zgodzić się z nimi nijak nie mogę. Wiem, czego się uczy na studiach historycznych i znam dobrze argument, którym posługuje się Narya. Proponuję jednak spojrzeć na historię z trochę innej strony.
Zacznę od wyliczanki i przeglądu innych "subiektywnych" tytułów pozycji historycznych:
1) Paweł Jasienica, Polska anarchia. - nosz, niemożliwe sam Jasienica napisał "książkę z tezą"! Zgroza!
2) Tadeusz Kisielewski, Zabójcy. - to o śmierci gen. Sikorskiego. Skandal?
3) Marek Lasota, Donos na Wojtyłę - czyżby ten tytuł też trącił skandalem? Przecież słowo "donos" ma wyraźnie pejoratywne znaczenie. Może lepiej gdyby autor wymyśliłby coś bardziej neutralnego np. "Postrzeganie Karola Wojtyły przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa". W końcu takim tytułem nie da się urazić zupełnie nikogo - nawet oficera UB;
4) Władysław Bartoszewski, Opuszczeni bohaterowie Powstania Warszawskiego. - Tytuł sugeruje, że dla autora Powstańcy to bohaterowie, a więc książka z tezą. I to takiego autora!
5) Władysław Bartoszewski, Prawda o von dem Bachu. - również tytuł wbrew "zasadom"? Któż poza Bogiem może sobie rościć prawo do Prawdy? Każdy z nas ma przecież własne, czyli subiektywne spojrzenie.
6) Stanisław Sterkowicz, Zbrodnie hitlerowskiej medycyny. - wiadomo: nikt nie lubi zbrodni (no może poza samymi zbrodniarzami), więc ten tytuł ewidentnie sugeruje, że autor był z góry uprzedzony do tematu i najpewniej opisując zagadnienie miał wyrobioną tezę. Czyżby złamał zasady "obiektywnej" metodologii?
7) Jochen Böhler, Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce : wrzesień 1939 : wojna totalna (patrz punkt wyżej)
i wreszcie ostatni tytuł:
8) Zbrodnie nienawiści, zmowa milczenia : tortury i okrutne traktowanie ze względu na tożsamość seksualną, Wyd. Amnesty International Publications, 2001.
Wszystkie powyższe tytuły aż ociekają subiektywnością. Użyte w nich przymiotniki w rodzaju: "bohaterowie", "prawda" czy "zbrodnia" ewidentnie pokazują że autor ma "tezę". Czyż nie? Przy tych tytułach moja "perfidia" to mało znaczący epizod. I tak jestem delikatny.
Twierdzę, że gdyby powszechnie zastosowano się do rad Naryi odnośnie tytułów i pisania książek historycznych to mielibyśmy wysyp publikacji pasjonujących niczym obwieszczenia o licytacji, a dział historyczny w księgarniach wyglądałby niczym półki sklepowe w PRL. Mielibyśmy za to pełno konferencji naukowych, na których wiele mądrych głów próbowałoby rozwiązywać problem: dlaczego społeczeństwo nie interesują się historią własnego kraju?
A jeśli kogoś razi ujęcie tematu, jaki zaproponowałem w mojej książce? Nic nie stoi na przeszkodzie aby zaproponować coś przeciwnego: czyli opowieść o tym, że funkcjonariusze UB i SB działali dla dobra polskiej racji stanu. Żyjemy w kraju wolności słowa. Wystarczy tylko chwycić za pióro.
I na koniec moja odpowiedź na jeszcze jeden zarzut. Wbrew pozorom wcale nie sądzę, że czytelnicy są "głupi". Daleka jest mi pogarda dla czytelnika. Wprost przeciwnie. Liczę na to, że dzięki mojej książce czytelnicy sięgną po inne pozycje z tej tematyki, zapoznają się z nimi i dojdą do własnych wniosków. Ocena autora jest po to, żeby czytelnik sam się do niej odniósł, a nie traktował jak "słowo objawione". Proszę mi wybaczyć te słowa: ale nigdy nie traktowałem czytelników moich artykułów jako "głupi motłoch". Bycie propagandystą to nie moja bajka.
Przepraszam, że odpisuję tak obszernie, ale krócej po prostu nie dało rady.
Pozdrawiam
Tomasz Brzustowski