Paweł Jasienica bodajże, który chyba raczej historykiem bywał, stwierdził kiedyś, że na brukach Paryża w 1831 roku mogłoby się dokonać zlanie Kongresówki z Rosją. Pomińmy fakt, że nawet Mikołaj I de facto nie myślał poważnie o interwencji, ale aspekt wynarodowienia to coś na co nie zwróciłem wcześniej uwagi. Jednak, czy dbanie o ducha narodowego nie mogło się dokonać ,,po czesku" w domowym zaciszu? Kongresówka, wspierana przez Konstantego, który w końcu chciał mieć swoje podwórko do rządzenia, do którego co więcej był przywiązany, kwtinąca gospodarczo, czy nie mogłaby być siłą w 1848 roku (w końcu wiemy, że rozkaz aresztowania członków Sprzysiężenia i poprowadzenia ich do Leszna odwołano w ostatniej chwili, jak podaje Święcicki), która sporo by zamotała? Zabór Pruski ogłasza akces do Królestwa, to samo Galicja, ani jedna, ani druga prowincja nie trzymana już pod strażą, Prusy szachowane problemami na własnym podwórku, Rosja bez pieniędzy. Czy wtedy nie uratowałyby się też Węgry? Czy ludy jako takie nie osiągnęłby więcej? A może koła antypolskie w Berlinie szybciej by się skonsolidowały? Czy w 1848 nie pozostałoby mocarstwom uznać zaistniałego stanu? Mielibyśmy i gospodarkę i armię, a tron... możnaby dać Romanowom. W końcu Traktat Wiedeński już niedługo miał odejść do lamusa, a przynajmniej Święte Przymierze.
Dlaczego nie 1848?