elias
Użytkownicy-
Zawartość
6 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez elias
-
W dniach od 3 do 30 września 2010 r. w nowosądeckim kinie „Sokół” odbywać się będą niezwykłe projekcje filmów dokumentalnych, które zostały nakręcone na terenie Nowego Sącza w l. 1935-1939. Można będzie na nich zobaczyć m.in. relacje z parady wojskowej i uroczystości 3 maja 1935 r. na nowosądeckim Rynku, poświęcenie Domu im. gen. Pierackiego, w którym uczestniczył ówczesny premier II RP – gen. Sławoj-Składkowski, przyjazd marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego do Nowego Sącza oraz święto 1 pułku strzelców podhalańskich. Na taśmie filmowej utrwalono ludzi i miejsca, których dzisiaj próżno szukać na terenie zmienionego przez siedemdziesiąt lat miasta. „Sądeckie Kroniki Filmowe” (taką właśnie nazwę nadał im ich autor) zostały odnalezione przed rokiem przez członków wrocławskiego stowarzyszenia „Media i Kultura”. Po odpowiedniej obróbce technicznej udało się je przystosować do projekcji kinowych, w postaci dwóch kilkunastominutowych etiud. Premiera pierwszej z nich nastąpi w piątek 3 września w sali studyjnej im. Zofii Rysiówny w kinie „Sokół” (będzie to stałe miejsce wyświetlania kronik) – przed pierwszym seansem filmowym tego dnia. Od 4 do 16 września kronika ta będzie pokazywana w ciągu dnia dwukrotnie, przed pierwszym i ostatnim seansem filmowym. 17 września, przed pierwszym seansem filmowym tego dnia, odbędzie się premiera drugiej części „Sądeckiej Kroniki Filmowej”, której będą wyświetlane w kolejnych dniach (18-30 września) codziennie przed pierwszym i ostatnim seansem kinowym. Wstęp na projekcje jest bezpłatny. Organizatorem projekcji są stowarzyszenie „Media i Kultura” oraz Małopolskie Centrum Kultury „Sokół”. Partnerami projektu są Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie oraz Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział w Nowym Sączu. Przedsięwzięciu patronują „Dziennik Polski” oraz miesięcznik „Sądeczanin”.
-
O morderstwach pod Krościenkiem i Nowym Targiem pisałem wcześniej. Zaczyna Pan jednak wchodzić w publicystykę - nie jestem dziennikarzem, tylko historykiem. Badam fakty, z nich wyciągam wnioski. UPN jak najbardziej powinien zająć się tą sprawą - ma pełny wgląd do dokumentów IPN, więc z publikacją i ze śledztwem nie powinno być problemu. Poza tym merytoryczna dyskusja z badaczami słowackimi jak pokazało zeszłoroczne kolokwium może się odbyć w każdej chwili - grunt, żeby rozmawiać o faktach, a nie budować swojego wizerunku na zwalczaniu "Ognia". I na koniec zgodzę się - na pewno w Europie Zachodniej ciężko będzie pokazać na czym polegała walka z komunizmem i psychoza "żydokomuny" w tej części naszego kontynentu. Dla wielu Francuzów po dziś dzień ich rewolta studencka to dokładnie to samo co polski Marzec...
-
Przykro mi bardzo, ale się Pan myli - między rozkazem rozwiązującym AK 19 stycznia 1945 r. a powołaniem do życia DSZ w maju 1945 r. funkcjonowała nadal, jak to określają badacze, "Armia Krajowa w likwidacji". Prowadzono normalną korespondencję, przeprowadzano stopniową demobilizację części żołnierzy, ale wciągano do działania także nowych ludzi. Koordynowano także akcje samoobrony przed NKWD i UB. W inspektoracie "Niwa", który jest główną areną wydarzeń związanych z "Ogniem", struktury te w szczątkowej formie przetrwały aż do lata 1945 r. Później większość grup rozbito, część żołnierzy uciekła na Zachód, część próbowała rozpocząć nowe życie, a jeszcze inni trafili do "Ognia" albo jakiejś innej grupy partyzanckiej. Niestety nie wszystko można znaleźć w internecie - tego Pan też nie znajdzie... Jestem ciekaw tych "przypadkowych Słowaków". Prawdę powiedziawszy, gdyby, jak niektórzy chcą, "Ogień" był takim wrogiem Słowaków, to zginęłoby znacznie więcej ludzi tej narodowości. Trudno to zrozumieć, ale akurat względy narodowościowe odgrywały drugorzędną rolę w postępowaniu "Ognia". A co do antysemityzmu - psychozę wywołaną formułą tzw. "żydokomuny" w powojennej Polsce nie zawsze należy utożsamiać z antysemityzmem. Każdy przypadek śmierci człowieka, który nie był bezpośrednio zaangażowany w aparat władzy komunistycznej czy też bezpiekę, należy analizować bardzo szczegółowo. Często okazuje się, że "przypadkowe" zabicie kogoś wiązało się z jego współpracą z UB, z przeszłością konfidencką za czasów niemieckich lub też prowadzeniem działalności bandyckiej... Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo za jakiś czas znowu znajdę gdzieś cytat z siebie, jako "głosy z Podhala"...
-
No to powoli wchodzimy w rozważania stricte merytoryczne - oczywiście oczekiwania ludowców i większości dołów BCh wobec rzeczywistości powojennej były jasne. W czasie wojny nastroje w Polsce skręciły na lewo i część haseł rzucanych przez PKWN rzeczywiście mogła być dla chłopów atrakcyjna. Z drugiej jednak strony obawiali się oni wprowadzenia kolektywizacji, mieli też dość "kontyngentów", które o czym rzadko się wspomina tym razem oddawać musieli już nie okupantowi niemieckiemu lecz nowym władzom. Znam relacje bechowców z Lubelszczyzny, którzy jasno układ scaleniowy z AK nazwali w ten sposób: oni obejmują wojsko, my administrację. I rzeczywiście zaczęli to od 1944 r. realizować - jednak jeśli tylko jakaś postawa ludowca nie spodobała się komunistom, następowała ekspresowa weryfikacja i albo zwolnienie, albo aresztowanie i śledztwo. Taki był mechanizm. Co do wytycznych - zgadzamy się chyba, że na przełomie 1944 i 1945 r. na terenie Małopolski toczyła się już gra polityczna, w której ludowcy próbowali przetrwać, nawet częściowo kosztem AK. AK nie miało bowiem wyjścia, w tym momencie wiadomo było z czym łączy się ujawnienie (przecież wschodnia część Okręgu "Muzeum" już była zajęta przez Sowietów i stamtąd płynęły niepokojące doniesienia). Ludowcy natomiast mieli szansę wyjść z ukrycia - PPR potrzebowała jakiegokolwiek zaplecza, brakowało jej kadr, musiała więc w początkowym przynajmniej okresie postawić na ludowców. O "reaktywowanym" SL szkoda gadać - była to tylko marionetka w rękach komunistów i zaraz po powstaniu PSL Mikołajczyka większość osób, która "pomyliła" się myśląc, że będzie to niezależna partia ludowa, szybko zmieniła legitymację na tę zieloną - z koniczynką. Z kolei w ZSL próbowało przetrwać b. wielu dawnych członków PSL - temat ten jest jednak o wiele bardziej skomplikowany, bo i okres jest już trudniejszy. Gdy powstawało ZSL komuniści w Polsce byli już monopolistami, nie było szansy na opór. Jeśli chodzi o relację Gutmana vel Skutelego - pokazuje ona to, że gdyby nie pomoc oddziału LSB "Ognia" jego grupa miałaby duże problemy z funkcjonowaniem w Gorcach i prowadzeniem dywersji drogowej, przede wszystkim w rejonie Klikuszowej na odcinku obecnej "zakopianki". Z referatu tego (wygłoszonego na jednej z sesji naukowych dawnego ZBoWiD na Podhalu) wynika przede wszystkim dobra ocena "Ognia" i jego ludzi z wojskowego punktu widzenia. Jeśli chodzi o aresztowanie Zegardowicza "Kukułki" przez UB - sprawa jest o tyle trudniejsza, że nie ma po niej śladu w dokumentach UB. Poza tym trudno tam znaleźć jakiekolwiek dokumenty podpisane ręką Kurasia. Zaznaczę jeszcze, że wbrew temu co się już utarło, "Ogień" nigdy nie był i nigdy nie otrzymał nominacji na Szefa PUBP w Nowym Targu a jego formalny okres pracy do momentu ponownej ucieczki w góry do zaledwie kilka tygodni. W dokumentach wewnętrznych AK z tego okresu (dla tych, którzy zaraz powiedzą, że rozwiązano ją 19 stycznia 1945 r. - działała dalej aż do sierpnia 1945 r.) dużo pisze się o aresztowaniach, wymienia się nazwiska zdrajców, członków BCh i AK, którzy sypali kolegów i trafili w szeregi UB, ale ani razu nie pada pseudonim czy nazwisko Kurasia, czy też któregoś z jego ludzi. Sam "Borowy" w relacji z 1946 r. nic o tym nie wspomina, tak samo por. Górecki "Gustaw". Dobrze jest się czasem zagłębić w niuanse, żeby nie powielać trudnych do udowodnienia zarzutów. Na koniec kwestia zabójstw - tak jak na wojnie wiele wyroków wydawano przypadkowo, przedwcześnie, tak i po wojnie się to zdarzało. Oczywiście akcje pod Krościenkiem i pod Nowym Targiem zasługują na jednoznacznie negatywną ocenę i już zawsze cieniem będą się kładły na grupę "Ognia". To na pewno "ogniowcy" rozstrzelali tych ludzi - nie wiadomo jednak do końca jak do tego doszło. Jakie by jednak motywy nimi nie kierowały, to doszło niestety do zbrodni. Inna sprawa - czy zaplanowanej i czy w ogóle Kuraś wiedział o kulisach, przynajmniej akcji pod Krościenkiem. Pozdrawiam, elias
-
Wszyscy się gdzieś tam już udzielaliśmy. A co do meritum, no cóż - takie były wytyczne, ba, część akowców także tworzyła posterunki MO wpisując w odpowiednie rubryki, że w czasie wojny byli np w AL. Do momentu weryfikacji kadr system ten wspaniale działał. Polecam artykuł M. Kasprzyckiego w Zeszytach Historycznych WiN-u na temat PUBP w Nowym Sączu złożonego w dużej części z dawnych żołnierzy BCh. Oczywiście wytyczne to jedno, realia to drugie - zawsze zdarzało się, że ktoś, dla kariery po prostu, stał się "tarczą i mieczem" systemu. Przecież dawni akowcy byli sędziami WSR-ów. Nikt nie stara się udowodnić, że niszczyli system od środka podpisując wyroki śmierci. Proszę poczytać artykuły i książki A. Fitowej czy też T. Skrzyńskiego. Również twór o nazwie LSB, niescalona z AK część BCh, służyć miał właśnie m.in. celom politycznym... Co do sprawy "Rysia" - nigdy nie badałem tej sprawy, trudno mi zweryfikować zawarte w notce informacje. No i oczywiście, najważniejsze, dziękuję za ciepłe powitanie!
-
Szanowni Państwo, stary temat - ale ciągle te same przekłamania wynikające z cytowania kłamliwych książek lub tzw. dziennikarskich śledztw, które nigdzie nie zmierzają, a tylko mają nakręcić odbiorców leadem z "Ogniem". Przede wszystkim - nie ma wątpliwości, że Kuraś po wypadkach pod Czerwonym Groniem był dezerterem z Armii Krajowej, był także odpowiedzialny za stratę zimowego obozu całego OP "Wilk". Tym niemniej nigdy nie wydano na niego żadnego wyroku sądu podziemnego, a próby jego rozstrzelania podejmował jedynie por. "Zawisza" korzystając z prawa dowódcy na polu walki, w momencie bezpośredniego zagrożenia jego oddziału. Ta kwestia niedługo zostanie wyjaśniona w powstającej właśnie pierwszej części biografii Kurasia pióra M. Korkucia. W październiku 1944 r. "Ogień" wrócił do łask akowców - próbowano jego oddział (zbudowany na nowo jako grupa LSB, czyli milicja partyjna SL "Roch") ponownie scalić z AK. Wtedy właśnie wyjaśniono mu, że dochodzenie w jego sprawie zostało umorzone. Od strony formalnej Kuraś był poza strukturami Polskiego Państwa Podziemnego tylko ok. 6 miesięcy. Później trafił w struktury podziemnego "Rocha", z jego ramienia objął także funkcję oddziału egzekucyjnego Powiatowej Delegatury Rządu w Nowym Targu. Odwołano go z tego stanowiska dopiero na przełomie listopada i grudnia 1944 r. Co do kwestii układów ludowców z Sowietami - były zawierane na terenie całej Polski, we wszystkich powiatach. AK przechodziło do konspiracji, natomiast ludowcy postanowili przeniknąć do struktur administracji odtwarzanej przez komunistów. Tak więc współpraca z AL i oddziałami partyzantki sowieckiej na przełomie 1944 i 1945 r. było świadomą, wyrafinowaną grą polityczną - grą, która przynajmniej w pierwszych miesiącach "wyzwolenia" dała ludowcom duże możliwości w strukturach odtwarzanego samorządu oraz przede wszystkim w szeregach MO. Co do Zawojny - radzę dokładniej poczytać. Dawny funkcjonariusz BCh wysłany był najprawdopodobniej tylko po to, żeby potwierdzić, że obserwowany człowiek to rzeczywiście Narcyz Wiatr. Po całym zajściu pozostały ubeckie raporty, dostępne są też w Archiwum Zakładu Historii Ruchu Ludowego obszerne wspomnienia Tomany. Pozdrawiam, elias