Skocz do zawartości

harry

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,036
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez harry


  1. Z osobistego doświadczenia dodam jeszcze, że chęć czytania "szkolnych lektur" pojawiła mi się dopiero po studiach. Dopiero niedawno przeczytałem "Placówkę" na ten przykład.

    Bo to oczywista oczywistość, że do niektórych lektur, jak również nawyku czytania, trzeba zwyczajnie dorosnąć. Jednak bez szkieletu nabytego w szkole nie wyobrażam sobie tego.


  2. rozbudował fortyfikacji np. słynny Barbakan w Krakowie, umocniono wiele mostów np. w Toruniu i Krakowie.

    Barbakan krakowski faktycznie powstał z inicjatywy Olbrachta, który podobne urządzenia obronne oglądał w Toruniu. Nie wiem czy w Krakowie jakiś most za Olbrachta umocniono, za to w Toruniu (ok. 1500) wybudowano pierwszy stały most przez Wisłę. Umocnili go dopiero Szwedzi podczas Potopu, ale i tak przez stulecia była to jedyna stała przeprawa przez Wisłę od Krakowa po Gdańsk.

    Związki Olbrachta z Toruniem są dość liczne. Był to jedyny monarcha, który raczył pożegnać się z tym padołem w naszym grodzie. W Wiki można przeczytać, że serce króla wmurowano w kolumnę kościoła św. św. Janów. Prawda jest bardziej brutalna. Monarsze zmarło się w czerwcu, w trakcie uciążliwych upałów, a ciało trzeba było na Wawel dla właściwego pochówku przetransportować. Wypatroszono zatem ciało pomazańca i wypełniono solą a wszystko co wyciągnięto ze środka, łącznie z sercem, wątrobą, śledzioną, nerkami i jelitami, etc. pochowano w kościele parafialnym Starego Miasta w Toruniu (w południowej części Westwerku ).

    Są jakieś dane by twierdzić, że był to swojak co uciechami cielesnymi nie gardził ? Opowiada się, że w trakcie licznych pobytów w Toruniu, wymykał nocami się z Sali Królewskiej, aby po gospodach dziewki wszeteczne obłapiać. ;)


  3. No tak, coś tam ustaliliśmy tylko do czego te ustalenie prowadzą? Czy z faktu, że żołnierz zajmował 10 cm miejsca mniej czy więcej wynikają jakieś doniosłe wnioski co to taktyki? Nie sądzę.

    A że jest o czym gadać ? Oczywiście! Temat jest nie do ogarnięcia!

    Pobawmy się dalej. Zupełnie zapomniałem, że mam jeszcze Scharnhorsta [Handuch fur Officiere...; Teil 3, Tactic; Hannower 1790]. Wpadłem na to, że ten stary wyjadacz coś musiał na ten temat pisać, no i znalazłem. Zanim jednak oddam mu głos, to parę uwag. Schanrhorst pisząc swój podręcznik, był obywatelem Hanoweru i na służbie brytyjskiej, krótko potem jak wiadomo przeszedł do służby pruskiej. Jednak pozbierał doświadczenia chyba wszystkich armii europejskich, wielokrotnie odwołuje się do regulaminów (zwyczajów) armii francuskiej, saskiej, pruskiej, brytyjskiej, rosyjskiej. Posługuje się też takimi skróconymi rachunkami, które miały oficerom służącym w polu (bez laserowego dalmierza i GPS) pozwolić na wyrobienie tzw. "okomiaru" - umiejętności dzisiaj w zaniku, a kiedyś niezbędnej do dowodzenia.

    Cóż zatem radzi Scharnhorst przy ocenianiu frontu batalionu? "Liczy się po 2 stopy na człowieka w szeregu i na głębokość z przerwą (między szeregami - dop. harry) tyle samo. Batalion zamknięty o sile 500 ludzi w 3 szeregach, będzie miał front 400 stóp i głębokość 6 stóp, jeśli się przynależnych oficerów i podoficerów nie rachuje. "[s.78].

    O ile nie zaznacza w tekście inaczej, Scharnhorst posługuje się miarą reńską. Stopa reńska to ca. 31 cm, dwie stopy to ca. 62 cm , front takie "typowego" batalionu miałby więc jakieś 124 m. Scharnhorst nie zajmuje się interwałami pomiędzy plutonami, nieco dalej analizuje (wg. różnych armii) interwały między batalionami (i czym je wypełniać), ale dla naszych rozważań, jest to mało istotne.

    Harry, czy armia brytyjska przyjęła taktykę tyraliersko-liniowo-kolumnową w wydaniu "napoleońskim"? Rozumiem przez to rozpuszczanie w tyralierę części batalionów liniowych i atak na bagnety, rozumiany jako rozstrzygająca forma walki?

    Czuję się mało kompetentny, aby odpowiedzieć na takie pytanie. Ja się mało na Brytolach znam, wprawdzie przetłumaczyłem kiedyś na potrzeby grupy rekonstrukcyjnej instrukcję O obrotach lekkiej piechoty według regulaminów Jego Królewskiej Mości.., ale to by było na tyle rzetelnych studiów nad piechotą brytyjską. Mam dość problemów z "moimi" Prusakami ;)

    Inna sprawa, że mam zupełnie odmienny pogląd na sprawę, kto od kogo co przyjął. Taktyka uznawana za typową dla wojen napoleońskich wykuwała i kształtowała się powoli w różnych armiach i nie da się w sposób jednoznaczny określić skąd się brały inspiracje. Tak na przykład to armia brytyjska pierwsza zaczęła stosować szyk dwuszeregowy i szkolić lekką piechotę w szyku rozproszonym (tyralierze). W trakcie wojen, taktyki poszczególnych armii zbliżały się do siebie stając się praktycznie identyczne. Jedyną bitwą francusko-brytyjską jaką w pewnym stopniu znam jest Waterloo i trudno mi tam znaleźć jakieś istotne różnice w taktyce obu stron.

    Zupełnie błędne uważam za to twierdzenie, że atak na bagnety był rozstrzygającą formą walki w epoce. Tego się zwyczajnie nie da udowodnić! Taktyka ataku kolumną batalionową, polegała na tym, że w bezpośredniej bliskości przeciwnika kolumna rozwijała się w linię do ognia karabinowego i jeśli wierzyć Wellingtonowi... Anglicy rozwijali się szybciej. Po Waterloo ponoć powiedział w odniesieniu do deplojowania, że "Francuzi zrobili ten sam błąd, a my pobiliśmy ich w ten sam co zawsze, stary sposób".

    @widiowy7

    Herr Gott! Przecież wałkowaliśmy to już wiele razy (patrz mój wpis z 1.03)! Przy strzale prawa noga idzie do tyłu i ciało ustawia się prostopadle do frontu, ale zaraz potem musisz załadować karabin i ta sama noga musi się znaleźć z przodu, więc musisz mieć miejsce dla obrotu! Pozycja, a tym samym przestrzeń w szeregu nie może się zmienić w trakcie strzelania. Na ćwiczeniach wpajano to w ten sposób, że podczas robienia bronią, lewa pięta nie miała prawa się ruszyć z miejsca! Innymi słowy: z faktu, że uchylasz drzwi nie wynika, że możesz zmniejszyć prześwit ościeżnicy :)


  4. U nas wychodzi się na dwór, ale po domu chodzimy w papciach. Zamiast tak mówi się jo. Jo ma zresztą dosyć szerokie zastosowanie od okrzyku zdumienia (Jo?) przez zwykłe potwierdzenie (Jo, jo.) do potwierdzenia ostatecznego - Jak ni jak jo! Złośliwi twierdzą, że używając tylko tego jednego słowa, można w Toruniu przeprowadzić dialog.

    Nie spotkałem się z tym nigdzie w Polsce, a u nas chodzi się na piwo z kija.


  5. Język polski jak najbardziej jest przydatnym w życiu... wystarczy spojrzeć na brzmienie regulaminu forum, jak i regulacje co do kar:

    Art. 8

    1. Językiem obowiązującym na Forum jest język polski.

    (...)

    Art. 37. Kto nie rozpoczyna pisania postu z dużej litery podlega karze upomnienia lub ostrzeżenia o wartości 1.

    (...)

    O ile pamiętam zgodnie z zasadami języka polskiego piszemy od dużej/wielkiej litery lub dużą/wielką literą, natomiast nie z dużej/wielkiej litery? I jak tu pisać zgodnie z regulaminem? :lol:

    I zgadzam się bavarskym. Sposób nauczania historii powoduje, że człowiek ma ochotę zajmować się wyłącznie SF. :)


  6. Zorientowałem się kiedyś, że w Polsce istnieje mało znany podział administracyjny według... najbliższego szpitala psychiatrycznego. Przejawia się to w "życzeniach", gdzie cię zamkną jak dalej będziesz świrował.

    W Toruniu gościa zachowującego się, hm.... niekonwencjonalnie wozi się do Świecia, we Wrocławiu do Stronia, z Gdańska do Kocborowa a z Warszawy do Tworek. Inne propozycje?


  7. Taaa ..... poza tematem , :fool: :fool: :fool: jak i cale RM , szkoda ze głupota nie ma objawów w postaci stałej a bolesnej biegunki .

    Nie można generalizować. Z tej samej grupy, w kościele na chwilę pozostało parę osób, które chciały pomodlić się za duszę królewny Anny, zatwardziałej protestantki, o której życiu i trzech pochówkach opowiadałem z przejęciem ;).

    I kończymy OT.


  8. Tak czytam i nie do końca rozumiem, o co chodzi z odrzuceniem zasad prowadzenia grupy, które wpajano na kursie. Kurs był do rzyci ? Innego wyjścia nie widzę, bo zasady prowadzenia grupy dają się zmieścić w pięciu zdaniach, niekoniecznie złożonych. Jak dla mnie konieczność odpowiadania na pytania dotyczące dnia powszedniego, to taki sam warsztat pracy, jak informowanie o symbolice teologicznej ikonstasu. W czym problem?

    A "znakomici" przewodnicy, których odrzuca grupa, nie są znakomitymi przewodnikami. Pewnie z racji wiedzy mogli by wykładać na uniwersytetach i niech tam zostaną. Turysta biorący udział w wycieczce chce przede wszystko miło spędzić czas (za to płaci!) a nie być bombardowany wiedzą, przy której czuje się mały, niepotrzebny a czasami upokorzony.

    A tak a propos grup "radiomaryjnych" (których z racji położenia mam sporo). Zgadzam się z koleżanką, że to najczęściej mili ludzie, podobnie jak.... większość moich klientów :) Zdarzyło mi się jednak raz, że po wyjściu z kościoła, w którym pokazywałem m.in. pamiątki pozostałe z czasów używania kościoła przez luteran, podszedł do mnie pan i z przejęciem zwrócił uwagę, iż nie powinienem w Domu Bożym, poświęconym imieniu NMP opowiadać o heretykach, bo to świętokradztwo. :lol:


  9. Nie widzę sprzeczności - czucie między łokciami nie wyklucza odstępu między barkami.

    To już spory postęp, biorąc pod uwagę, że parę postów temu twierdziłeś, że między łokciami musi się zmieścić lufa :rolleyes:.

    A mógłbyś podać więcej informacji o owym "Przepisie musztry...".

    Pierwszy regulamin piechoty wojsk KP, zastąpiony potem przez ten z 1820.

    Czyli jednak wystaje?

    Nie w pozycji strzeleckiej (Cel!) tylko w pozycji gotowania broni (Tuj!) no i nie zmienia to faktu, że wcale nie musieli stać tak luźno jak sugerujesz.

    To tylko Ci się tak wydaje :rolleyes: . Nic ta nie ma o tym, by był to "maksymalny interwał". Prądzyński pisze po prostu, że tyle żołnierz zajmuje miejsca w szyku.

    No przecież napisałem, że wydaje mi się, bo nie mam książki na półce, ale dalej twierdzę, że Prądzyński kalkuluje długość parapetu licząc po pół sążnia na żołnierza w linii. Ni jak to się ma do długości frontu kompanii czy pułku w polu.

    Apeluję jednak - jeśli ktoś wie więcej, niech to napisze. Niekoniecznie w kontrze do innego autora.

    Ciekawe jak w świetle tej deklaracji traktować manierę odpowiadania "w piętrusach", osobno każdemu dyskutantowi w wątku? Inna sprawa, że dyskusja zeszła na zupełnie jałowe spory o centymetry. :unsure:


  10. Wierzę, że się nie mylił co do armii brytyjskiej. Jak przytoczył duńską, to pewnie też wiedział. Jednak dlaczego z tego ma wynikać, że Wimmer się mylił w odniesieniu do armii polskiej z lat 1815-1831.

    A kto tak twierdzi?

    Lufa wypada mniej-więcej na wysokości barków. Jeśli w piechocie KP w pierwszym szeregu stali żołnierze najwyżsi, a drugim najniżsi, to musimy się liczyć, ze lufa drugiego szeregu wypadnie nawet kilkunasście centymetrów poniżej barków pierwszego, gdzieś na wysokości łokci.

    Tak Ci się wydaje, bo nie znasz zasad podziału żołnierzy wg. wzrostu. W armii KP robiono to kompaniami, po uprzednim wydzieleniu najwyższych i najniższych do kompanii wyborczych. W innych armiach robiono to inaczej, czasami wedle bardzo skomplikowanego algorytmu, ale zasada była prosta - unikano zbytniego rozrzutu wzrostu żołnierzy tworzących rotę.

    Harry, chyba pomyliłeś dyskutantów. To nie ja, ale Roman Różyński pisał o tym, co mu się wydaje. I na tej podstawie, że wydawało mu się inaczej, niż Wimmer napisał, stwierdził - bagatela - iż "to stwierdzenie to nie posiada żadnej wartości merytorycznej" :lol: !!!

    Wręcz przeciwnie. Odnosiłem się do zdania cyt: "No i niekoniecznie chciano, żeby było ciasno". Spytałem jak ciasno w takim razie mieli być rozstawieni zapraszając do merytorycznej dyskusji na podstawie literatury przedmiotu. Tak dla przykładu, skoro ktoś twierdzi, że pomiędzy łokciami żołnierzy w szeregu musi być miejsce na lufę, a Przepis musztry i manewrów piechoty... [1815] twierdzi, że żołnierze cały czas muszą mieć czucie łokcia sąsiada, to mam prawo sądzić, że komuś się coś wydaje.

    Jak chcecie sobie porozmawiać o Wimmerze czy Zbarażu, do czego zachęcam, to są do tego już założone tematy, lub można je stworzyć.

    Tyle wynika z tej dyskusji, ze w różnych armiach jednak bywało rozmaicie. Jak Brytyjczycy osiągali swe 22 cale, pozostaje dla mnie fizjologiczną zagadką (no jednak w postawie strzeleckiej stojąc to ten prawy łokieć wystaje),

    W postawie strzeleckiej nic nie wystaje. W postawie strzeleckiej, prawa noga jest odstawiona do tyłu, a stopa skierowana jest pod kątem prostym do stopy lewej - łokieć wystaje pod kątem do tyłu. Łokieć wystaje na bok podczas odciągania kurka, ale jest jednocześnie przed piersią sąsiada z prawej - nie przeszkadza.

    ale skoro osiagali, to osiągali. 75 cm na żołnierza wydaje się być bardzo rozsądne, choć najwyraźniej (Prądzyński) ustawiano się i rzadziej.

    Prądzyńskiego miałem w ręku dość dawno, to mogę się mylić, ale wydaje mi się, że określa on tam ile ludzi potrzeba na obsadzenie danej fortyfikacji, w związku z czym odstęp co pół sążnia należy rozumieć jako maksymalny interwał potrzebny do skutecznej obrony parapetu.

    I taka dygresja: według cytowanych wyżej Przepisów... odległość pomiędzy szeregami powinna wynosić pół arszyna liczone pomiędzy piersiami a plecami poprzednika. Jak dla mnie to bardzo blisko, wręcz ciasno. I w związku z tym pytanie: w jakiej odległości będą od siebie żołnierze kiedy rota zrobi prawo zwrot?


  11. Dzięki za tego Oelsnitza. Ciekawe i pouczające.

    Nadprogramowe pewnie się zdarzały, przykład co prawda z okresu późniejszego, ale pewnie i wcześniej podobnie bywało.

    Przed wkroczeniem do Hiszpanii Sułkowski zakupił:

    Przy okazji szukania czegoś innego dowiedziałem się, że wg. francuskich przepisów na dowódcę pułku przypadało chyba 6 koni. Muł Sułkowskiego wcale nie musiał być nadprogramowym. :rolleyes:


  12. A trzeci zapewne między szyjami, czy może nad głowami ?

    Miałem na myśli dwa tylne szeregi czyli stojące, lub szyk dwuszerewgowy. W szyku trójszeregowym pierwszy szereg przyklęka do strzelania, nie ma z nim problemu. Czasami nie było trzech szeregów po rozwinięciu, bo z trzeciego tworzono tyralierę, czasami bo chciano zająć szerszy front. Lekka piechota tworzyła zdaje się wyłącznie szyk dwuszeregowy, ale głowy nie dam.

    Jeśli chodzi o gierki, to moim skromnym zdaniem, nie popełnisz większego błędu zakładając, że pojedynczy żołnierz zajmuje kwadrat krok x krok, czyli 0,75 x 0,75m. Jest to wygodne przy obrotach.


  13. Harry, nie zadam Ci pytania, jakież to źródła, bo Nafziger jest niewiarygodny, ponieważ gdzieś się pomylił :) , Nie wiem wprawdzie, gdzie się pomylił, w ogóle faceta słabo znam, ale chyba sporo pisał, więc na pewno gdzieś się pomylił.

    Nafzigera, można złapać na pomyłce czy nieścisłości. Nie jest to proste, bo autor raczej rzetelny, ale możliwe. Akurat w przypadku miejsca dla żołnierza w szeregu raczej się nie mylił. W Iperial bayonets, podaje, że najmniejszą odległość przewidywała armia brytyjska - 22 cale. W rzeczywistości w Field Exercises and Evolutions [1824] mamy dostępną przestrzeń (space allowed) na jednego żołnierza określoną na ok. 21 cali. W dziełku The Theory of the Infantry Movements [1825] z kolei można wyczytać, że wg. armii brytyjskiej na jednego żołnierza przypada prostokąt 22 cale szeroki i 30 cali głęboki, jednocześnie autor zaznacza, że jest to mniej niż w innych służbach (w przypisie podana jest armia duńska, która przewiduje 24 cale reńskie x 2 stopy reńskie).

    Policzmy u Brytyjczyków: 22 x 2,54 = 55,88 cm, u Duńczyków 24 x 2,615 = 62,76.

    Zgadzam się, że można było ścieśnić roty do 55 cm, jeśli była taka potrzeba, choć w takim ściśnieniu walczyć będzie im trudno. Zgadzam się, że można umieścić strzelców co 75 cm w jednym szeregu, jeśli chcemy się ustawić ciasno. No ale jeśli drugi szereg ma strzelać między naszymi łokciami, to odstęp musi byc większy.

    Drugi szereg nie będzie strzelał między łokciami, tylko pomiędzy barkami. Jeśli ustawi się żołnierzy regulaminowo, a drugi szereg zrobi, prawą nogą pół kroku w bok, to lufy drugiego szeregu wypadną pomiędzy barkami szeregu pierwszego. Przestrzeń pomiędzy łokciami, jest potrzebna podczas ładowania, wtedy jednak prawa noga obu szeregów robi około 1/4 obrotu wstecz i szeregi otwierają się dość aby manewrować karabinem.

    No i niekoniecznie chciano, żeby było ciasno.

    Jak w takim razie ciasno/luźno powinni stać, ale nie według tego c o m i s i ę w y d a j e tylko według zasad z epoki? Jak to opisywano?


  14. Studentowi trafiła się czarna seria. Oblał sesję, laptopa mu podprowadzili, dziewczyna go zdradziła. W tej ostatniej materii przeprowadził śledztwo, które przyniosło oczekiwane rezultaty - kumpel z roku! Pobiegł na inne piętro w akademiku, zapukał a drzwi otworzył mu sprawca pięknego poroża na głowie. Nie namyślając się dużo strzelił go z piąchy, aż gość się nogami zakrył. Po chwili wstał, starł krew z wargi i zapytał: kto Ci wyklepał o laptopie?


  15. Szkoda !!! A już liczyłem na link :) . Tyle, że jakby był po niemiecku, to nic by mi to nie dało.

    A jakie języki wchodzę w rachubę ?

    Zgadzam się - niestety. Co prawda zetknąłem się z opinią, że regulaminy regulaminami, a praktyka praktyką, zaś dowódcy często też nie znali całej "szkoły batalionu" z regulaminu. Wiele obrotów, przewidzianych w regulaminach, nie było stosowanych w praktyce, gdyż były np. zbyt skomplikowane.Z kolei pojawiały się inne, które stosowano powszechnie, mimi iż w regulaminowej "szkole" ich nie było. Wimmer podaje, że choć za czasów władzy Bonapartego taktyka piechoty zmieniła się znacznie, to nie wydano nowego regulaminu, pozostawał w mocy ten z 1791 roku.

    No bo w czasie wojny nikt sobie tym nie zawracał głowy. Pruski "tymczasowy" regulamin , mocno skrócony, powstał na potrzeby wojny z Rosją w 1812, a ten właściwy, uwzględniający doświadczenia wojny wyzwoleńczej to dopiero 1817 lub 1818. Co do znajomości obrotów wśród oficerów, to była różna. W czasie pokoju, kiedy kadra nudziła się w garnizonach, a ilość etatów była mniejsza niż ilość chętnych do stanowiska, to zakuwali te regulaminy do bólu i manewrowali na ćwiczeniach do perfekcji. W czasie wojny, kiedy zaczęły się czasami spektakularne awanse i kariery, to znajomość techniki dowodzenia mocno spadała. Taki Lefebvre nie miał pojęcia o sztuce wojennej, Napoleon raczył się wyrazić, że jedyny manewr jaki zna, to szturm na bagnety na czele swoich grenadierów. No ale był odważny.

    Co nie zmienia faktu, że czworobok przeciw kawalerii, sporadycznie, bo sporadycznie, mógł pojawiać się i wcześniej.

    Chyba jednak nie tak sporadycznie, skoro ćwiczono to na manewrach co najmniej od czasów Wielkiego Elektora. Na pewno rzadziej, gdyż taktyka powodowała, że rozciągniętą linię można było dopaść tylko z flanki, ale jak sam pisałeś jest to naturalny szyk piechoty przeciw kawalerii.

    Opis opieram na Majewskim "Grochów 1831", ale zdaje mi się, że gdzie indziej też to było. Pierwszy szereg klęka, trzeci wystawia lufy między ramionami drugiego (tym można uzasadnić stosowana zasadę, że w trzecim szeregu stali żołnierze wyżsi, niz w drugim), strzelano jednocześnie, na komendę, starając się jazdę przypuścić jak najbliżej, nawet na 15 kroków, potem szykowano się do walki na bagnety. Nie nabijano broni, bo nie było szans, by zdążyć.

    A ja opieram się na pruskiej instrukcji ogniowej z 1799 roku, gdzie wyraźnie jest napisane, iż strzelanie salwą z trzech szeregów czworoboku, jest zwykłym marnowaniem amunicji i nie należy na to pozwalać. Jazdę należy trzymać na dystans, spokojnym ogniem dowolnym z dwu szeregów, a salwę trzeciego (tego klęczącego) należy trzymać w rezerwie na wypadek szarży. Co nie zmienia faktu, że:

    gdzie indziej i kiedy indziej mogło być inaczej.

    Jednak z całym szacunkiem dla autora, jak mam do wyboru współczesny opis i dokument z epoki, to wybieram ten drugi. No i jeszcze jedno: dopuszczając jazdę na 15 kroków trzeba mieć wiarusów z cochones.

    żołnierze stoją w różnej odległości od linii jazdy, więc dowódca nie może podać, w co mają mierzyć, co więcej, strzelać muszą na ukos, a nie na wprost, co zwykle najlepiej wychodzi, zaś trzeci szereg będzie miał trudność, by lufy wystawić.

    Technicznie nie miał, nie ma i nie będzie miał. Strzelanie w prawo w lewo pod kątem 45 stopni, było też tłuczone na ćwiczeniach i manewrach. Piece of cake. Inna sprawa, że jakość takiego ognia faktycznie może być problematyczna.

    Szczerze mówiąc, to wady tego ugrupowania wydają mi się większe i bardziej zrozumiałe, niż zalety.

    Wręcz przeciwnie. Nie zamierzam się upierać, że był to standard (a wręcz przeciwnie, o czym niżej), to skierowanie w kierunki przeciwnika dwu boków carre, miast jednego uważam za zaletę. Podobnie budowano czworoboczne reduty w linii fortyfikacji z interwałami. Można takie czworoboki również ustawić w mniejszej odległości od siebie, gdy tym czasem ustawione "równolegle" muszą być w dystansie większym niż zasięg ognia karabinowego. Niewątpliwą wadą jest takiego czworoboku jest mała mobilność, a w założeniu powinien on się przemieszczać bo stojący w miejscu szybko zostanie namierzony przez artylerię. Tymczasem przyglądając się jeszcze raz diagramowi, to doszedłem do wniosku, że takie ugrupowanie wyszło... przypadkiem. Oś szarży Bluchera, była po prostu skośna do osi natarcia Gudina, który zdaje się wychodził eszelonami.

    czy te "tablice taktyczne" można jakoś łatwo ściągnąć ?

    Diagramy taktyczne (a nie jak się błędnie wyraziłem tablice) z bitwy pod Jeną zamieszczał na naszym forum nieoceniony bavarsky. Posłużę się jego linkiem, mam nadzieję, że Marcin nie będzie miał nic przeciwko temu. http://imageshack.us/photo/my-images/706/sam2509c.jpg/


  16. Harry - żartowałem :) . Szczególnie w grach kopmuterowych to za najdoskonalszą uważam tetris, a potem to już niemal same badziewie. Mogłem jeszcze dodać ołowiane żołnierzyki - tak, miałem ołowiane. Zarówno moje, jak i Twoje doświadczenie do tego się ogranicza - toć nas w ów czas nie było (specyficzna pisownia jest zamierzonym środkiem stylistycznym). No i przyznaję, że Ci zadroszczę, że znasz wiele podręczników "szkoły batalionu".

    Jak żartujesz, to przydałby się jakiś większy emotikon ;)

    Zgadza się, że nasze doświadczenie jest zerowe, możemy tylko próbować odtwarzać niektóre sytuacje, jednak można to robić w oparciu o źródła lub o nasze imaginacje. Pisząc, że znam podręcznik szkoły batalionu, miałem jedynie na myśli, że widziałem i przeglądałem. Szczerze wątpię, czy istnieje ktoś na świecie, kto znałby sztukę obrotów batalionu według reguł z epoki. Tym niemniej uważam, że jedynym słusznym podejściem jest opieranie się na doświadczeniach ludzi, którzy to przećwiczyli, na manewrach i polach bitew.

    No można jeszcze dodać kompanijny i parę innych. Ale były one "od czoła", nie?

    Akurat u Francuzów to to samo - pluton to odpowiednik kompani, inaczej było u Prusaków (przynajmniej do 1808) gdzie z 5 kompanii tworzono 4 Zugi, dzielące się na 8 plutonów :)

    Jak sam to opisałeś, sytuacje w których noeprzyjaciel pojawia rozwinięty na skrzydle kolumny marszowej w zasadzie nie powinny się zdarzać, więc typowym sposobem rozwinięcia wojsk było rozwjanie od czoła.

    Odnosiłem się wyłącznie do sytuacji wywołanej przez RR, czyli zasadzki z lasu, a jak widzę mamy na ten temat podobne zdanie ( o czym później). Jednak konieczność dokonania marszu flankowego wzdłuż rozwiniętego szyku nieprzyjaciela zdarzała się dość często. Pytanie co zdefiniujemy jako sytuacja typowa?

    Lekka piechota nie wystarczała, z kawalerii wolano formować duże ugrupowania (związki) taktyczne. Nic nie pomogą pojedyncze szwadrony czy wręcz plutony jazdy między rozwiniętymi batalionami, jeżeli szarżować będzie dywizja kirasjerów. Czworoboków Napoleon nie wymyślił, to zupełnie naturalne ugrupowanie pododziałów w szyku rozwiniętym w dwa-trzy-cztery szeregi.

    Hm, a kto pisał o czworoboku jako wynalazku epoki napoleońskiej (cyt: szyku bodajże najciekawszego, który zda się faktycznie być wynalazkiem epoki napoleońskiej - czworoboku przeciw kawalerii carré contre cavalerie) ?

    W wieku XVIII, w szyku linearnym mieliśmy dwie, lub trzy linie rozwiniętych batalionów, stojących flanka w flankę, bez przerw. Kawaleria nie miała co robić w środku linii, ustawiano ją na skrzydłach, tam ścierała się z kawalerią przeciwnika próbując obejścia. To jest taktyka linearna. Gdzieś tak w czwartej ćwiartce XVIII wieku zaczęto od tego odchodzić na rzecz batalionów z szerokimi interwałami. Takie interwały są miejscem, gdzie kawaleria będzie próbować przeniknąć na flankę rozwiniętego ( lub nie) batalionu. Stąd interwały zostały wypełnione tyralierą (ktoś tu pisał o sosie do sałaty?) lub/i kawalerią. To, że z kawalerii tworzono duże związki taktyczne, nie znaczy, że zawsze była wykorzystywana w masie. Co różni te epoki to fakt, że czworobok, przy tej taktyce, musiał być stosowany częściej.

    Różnicę zdań w sprawie uszykowania korpusu Augerau pod Iławą przyjmuję do wiadomości - chodziło mi raczej o zbyt dużą masę wojsk objętych jednym, nader zwartym, szykiem. Ale bić się o to nie będę.

    A szkoda, bo atak kolumną korpuśną to takie napoleońskie. Podobnie był rozwinięty Suchet pod Pułtuskiem i zdaje się Macdonald pod Wagram.

    Jednoczesna salwa na wprost 3 szeregów piechoty z odległości 30 kroków do szarżującej jazdy powinna wybić kawalerzystom z głowy ochotę do dalszego poruszania w tym kierunku.

    Tylko, że to chyba inaczej wyglądało. Tak od lat 90-tych XVIII stulecia pojawiają się zalecenia, aby nie oddawać salwy to szarżującej na czworobok kawalerii. Idealny czworobok (składający się z 3 szeregów) powinien dawać ognia z dwu szeregów jak kto załaduje, a pierwszy szereg po przyklęknięciu powinien wbić kolby w ziemie i czekać z bagnetami na sztorc.

    Poza tym przyjrzyj się tablicom taktycznym, o których już pisałem. Pod Jeną czworoboki francuskie skierowane są narożnikiem w stronę szarżujących jeźdźców Bluchera. To nie jest pomyłka rysownika! W takim ustawieniu, czworoboki wzajemnie osłaniają sobie czoła - szarżująca na jeden z nich kawaleria, znajdzie się pod ogniem flankowym drugiego, a jednocześnie zapobiega to ostrzelaniu własnych żołnierzy.

    No i najważniejsze - to nie powinno się zdarzyć, co nie oznacza, że się nie zdarzało. Jednak trudno wyobrazić sobie, że dywizja jazdy w ten sposób ukryła się w lesie i zaatakowała dywizję piechoty w kolumnie marszowej (choć i to zdarzyć się mogło. Raczej był to szwadron, który napadł na batalion. I choćby jeden, czy drugi odniósł w tym starciu sukces, na wynik wojny będzie mieć to wpływ znikomy.

    Ja nie bardzo sobie w ogóle wyobrażam szarże "z lasu". Nawet szwadron musi z tego lasu wyleźć i się sformować do walki. Tak samo jakikolwiek batalion piechoty. Jak ktoś mógłby pohałasować to co najwyżej jegry - spowolnią ruch kolumny ale jej nie zdezorganizują.

    W podanym przeze mnie przykładzie Ney tez nie był taki głupi, żeby w tym lasku nie było flankierów kawalerii. To Prusacy zaatakowali trochę bez sensu, bo w pierwszym momencie wzięli szaserów ( w tych włochatych czapach) za kozaków, a jak już wyszli z lasu to zastali VI korpus rozwinięty do walki. Taki niefart.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.