Skocz do zawartości

harry

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,036
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez harry


  1. Argumentacja, o ile pamiętam wyglądała mniej więcej tak:

    #1 Mazurek Dąbrowskiego nie jest prostą melodią ludową (na co zwrócił już w tej dyskusji uwagę jancet) a jej skomponowanie wymagało odpowiedniej wiedzy, warsztatu i smaku. Szukając wśród osób zaangażowanych w tworzenie Legionów, Załuski wnioskował, że jedynie M.K.Ogiński miał odpowiednie kwalifikacje.

    #2 Na podstawie fragmentów Mazurka i innych kompozycji Ogińskiego, Załuski dowodził podobieństw w linii melodycznej, grając przy tym na fortepianie :)

    #3 Ogiński skomponował co najmniej jeden utwór dla legionistów o którym wiemy i autorstwo nie jest podważane "Marsz Legionów Polskich we Włoszech". Znany dzisiaj jako Mazurek Dąbrowskiego utwór miał być drugą pieśnią, skomponowaną dla niedoszłej do skutku wyprawy mającej na celu wywołanie powstania w... Wielkopolsce. Tu Załuski zauważył, że tekst "przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę" sugeruje zgoła inny kierunek marszu niż z Włoch ( od strony Galicji najpierw była by Wisła potem Warta) i być może chodzi desant od Morza Bałtyckiego w kierunku południowym. Potwierdzać ma to zdanie"Jak Czarnecki do Poznania, wracał się przez morze" , bo jak wiemy Czarnecki przeprawiał się przez Bałtyk.

    #4 Załuski zastanawiał się, dlaczego nie znamy autora melodii Hymnu Narodowego? Otóż, w okresie Księstwa Warszawskiego i zaraz potem, był on (Ogiński) celowo pomijany, gdyż ze względu na swoją pro rosyjską postawę, zwyczajnie nie pasował do roli twórcy popularnej już wtedy melodii z Dąbrowskim i Bonaparte w tekście.

    Być może coś pominąłem a być może coś rozwinąłem ponad miarę. Pamięć zawodna jest, a wykład był długi, ponad 2 godziny. Zdaje się, że nawet sobie przysnąłem na chwilę.


  2. Pogląd, że autorem melodii do Mazurka jest kompozytor Poloneza Pożegnanie Ojczyzny nie jest nowy, ani efektem najnowszych badań, których głównym propagatorem jest jego potomek Andrzej Załuski. Tezę taką postawił Korzon już w 1911 roku.

    Miałem przyjemność sześć lat temu wysłuchać wykładu, ilustrowanego muzyką, Andrzeja Załuskiego na temat ewentualnego autorstwa naszego hymnu. Przekonał mnie. Wydaje się uzasadnionym, że autorem melodii na motywach ludowych, jest Michał Kleofas Ogiński.


  3. Jako takiego nie, ale historycznie były wyspecjalizowane rynki. Do dzisiaj pozostały nazwy, Targi Sienny, Targ Drzewny, Targ Węglowy, Targ Rybny, Targ Dominikański. I faktycznie handlowano tam produktami jak nazwy wskazują i to do 1945 roku włącznie.

    Czyli na Targu Dominikańskim handlowano... Dominikanami? Dziwne zwyczaje w tym Gdańsku :lol:. Ale oczywiście w Głównym Mieście był rynek, a właściwie plac targowy. Pozostałością po nim jest rozszerzenie Długiego Targu pomiędzy ulicami Kramarską a Kuśnierską. Zresztą sam kształt placu targowego nie ma dla tej dyskusji znaczenia. W Brodnicy rynek jest... trójkątny, a idealnego kwadratu trudno się doszukać w większość miast i miasteczek, zazwyczaj są to place prostokątne lub trapezowe.


  4. Wynalazek logu przypisuje się Portugalczykowi Bratolomeu Crescenci, na przełomie XVI i XVII wieku więc to raczej już Renesans niż Średniowiecze, ale wydaje się, że umiejętność szacowania (obliczania?) prędkości statku na morzu nie była obca marynarzom średniowiecznym.

    Róża wiatrów była zaś sposobem wyznaczania kursu. Żeglowano względem wiatru, stąd obecność co najmniej dwu busol na pokładzie, z których pierwsza pokazywała kierunek wiatru a druga kierunek żeglugi. Siatka powstała na mapie z przecięcia linii głównej i pobocznych róż wiatrów, pomagała też pewnie w kopiowaniu map, gdyż nie posługiwano się siatką geograficzną.

    A skoro nie posługiwano się siatką geograficzną, to nie można też było ustalać szerokości i długości geograficznej. Z tę drugą problemu miano jeszcze w XVIII wieku. Potrzebny jest nie tylko dokładny przyrząd do mierzenia drogi przebytej po morzu (log) ale również dokładny zegar odmierzający czas. Z szerokością jest łatwiej, o czym świadczą wspomniane już przez secesjonistę arabskie isbas.


  5. jeśli przyjmiemy, że patrycjat wraz z pospólstwem liczył łacznie 4000 ludzi, może trochę więcej, to podana przez Ciebie siła miejskiej milicji - 1200 łbów, jest z grubsza zgodna z liczbą osób z tych warstw, zdolnych do noszenia broni.

    Zgadza się, też na to zwróciłem uwagę, stąd moja konstatacja, że to pospólstwo (czyli warstwa średnia) było główną siłą obronną mieszczaństwa. Pospólstwo posiadało własną broń trzymaną w domach i była zobowiązania do ćwiczeń z nią o czym świadczą liczne w mieście strzelnice. Co do reszty to chyba trochę odbiega od tego wątku. Jak się trochę ogarnę to założę nowy.


  6. Z tekstu.

    Koszt egzaminu to 120 zł.

    Czyżby ? O ile wiem dwa razy więcej. 120 za egzamin teoretyczny i 120 za praktyczny. Do tego jakieś znaczki skarbowe za odpisy dokumentów, koszt identyfikatora, badania lekarskie... lekko licząc trzy stówy.

    W efekcie w latach 2007-2011 do egzaminu dla kandydatów na przewodników turystycznych Miejskich po Krakowie przystąpiło 1110 osób, a 27,3% osób pozytywnie zaliczyło egzamin.

    Zadziwia niska zdawalność. Nie mam tak szczegółowej statystki ale według moich szacunków w Toruniu pozytywnie zalicza jakieś 75% podchodzących do egzaminu. Najmarniejszy wynik miał kurs parę lat temu zorganizowany przez Urząd Pracy dla bezrobotnych. Zdało poniżej 30%.


  7. Harry pisze, że pospólstwo broni nie miało. Czy jednak musiało się stawić na mury czy wały w przypadku zagrożenia? Jeśli tak, to czy walczyli tylko narzędziami, mogacymi służyć jako broń, czy też bronią wojskową - a w takim razie skąd ja brali? Jaką część ludności XVII-wiecznego Torunia stanowili owi "obywatele"?

    Harry przede wszystkim popełnił poważny błąd merytoryczny i napisał o pospólstwie, a powinien o plebsie. Pospólstwo, czyli warstwa mistrzów cechowych i średnich oraz drobnych kupców, przynajmniej częściowo posiadało prawa obywatelskie, oraz własnych przedstawicieli we władzach miasta. Liczbę obywateli, według literatury przedmiotu, szacuje się na 25-28% populacji miasta, co w przypadku Torunia, który miał ok. 15 000 ludności daje mniej więcej 4000 osób z pełnią praw miejskich. To nie tak, że wszyscy zdolni do noszenia broni stawali do walki. Toruń podzielony był na "kwartały" - 7 miejskich i 5 podmiejskich a z każdy kwartał wystawiał kompanię 100 ludzi, którzy byli zobowiązani do ćwiczeń wojskowych i w razie zagrożenia mieli stawać z własną bronią, czy to do patrolowania czy obrony miasta. Łącznie teoretyczna siła takiej milicji wynosiła 1200 ludzi, czyli mniej niż 10% populacji. Wprawdzie, bodajże w 1626 pojawia się liczba 4000 ludzi "uzbrojonych i wyćwiczonych", ale wliczano w to zapewne również potencjalne siły zebrane z patrymonium. Niestety nie dysponuję danymi co do warstw społecznych z jakich składała się ta straż obywatelska. Plebs raczej bym wykluczał, bo trudno mi sobie wyobrazić aby było ich stać na zakup broni. Patrycjat wolał pewnie zapłacić niż samemu narażać się na ryzyko, więc wbrew temu co napisałem w poprzednim poście to pospólstwo musiało było warstwą obywateli - żołnierzy.


  8. O tyle trudniej, że nazwy z czasów hitlerowskich nie utrwaliły się w świadomości ludzi, ale o tyle łatwiej, że szukałem właściwej ulicy ;)

    Znalazłem przewodnik po Bydgoszczy z 1940, niestety bez planu miasta, ale dowiedziałem się, że przy Robert-Ley-Str. była Straż Pożarna. Potem poszukałem nieco starszego planu gdzie znalazłem Feuerwehr przy Rinkauer-Str, a ta ulica to dzisiaj Pomorska. Telefon do przyjaciółki potwierdził, że Straż Pożarna do dzisiaj jest przy Pomorskiej, ale tak jak myślałem nikt nie kojarzył jej z Robertem Ley'em, ale spokojnie możesz się pochwalić, że dzisiaj to Pomorska.


  9. Trochę inaczej u mieszczan - wprawdzie spoczywał na nich obowiązek obrony murów miejskich, ale broń była trzymana w wieżach, arsenałach i wydawana w razie potrzeby. Nie wiem, czy istniał nakaz nieposiadania broni w domu, ale zwyczaj chyba tak.

    To również nie jest tak oczywiste, jak by się mogło wydawać. Pewnie zależało to od konstytucji miasta i okresu, ale w Toruniu (przynajmniej na początku XVII wieku) broń trzymano po domach. Wynika to z odpowiednich ordynacji dotyczących straży obywatelskiej (Burgerwacht) gdzie dość bezpośrednio stoi, iż na wezwanie każdy ma ze swoją najlepsza bronią główną i przyboczną (Haupt- und Seitengewehr) stanąć. Podobny wniosek można wysnuć czytając kroniki, gdzie jest opisanych sporo wypadków z bronią; a to ktoś kogoś niechcący postrzelił, a to dziabnął w oko forkietem. Oczywiście dotyczy to tylko obywateli. Pospólstwo broni nie posiadało, chociaż nie spotkałem się z jakimś "twardym" zakazem. Paradoksalnie w arsenale spoczywała broń wojska miejskiego (Stadtsoldaten) i artyleria, którą obsługiwało bractwo strzeleckie.


  10. A była taka? Na planie miasta z 1900 takiej ulicy nie ma.

    I co to znaczy "przedwojenna" ? Przed II WŚ w Bydgoszczy ulice miały polskie nazwy. Czy chodzi o ulicę nazwaną tak w czasie okupacji 1939/45 czy przed I WŚ?

    Jak to bardzo istotne to mogę popytać znajomych Ty... to znaczy bydgoszczan.


  11. Dziesięć tysięcy to już spora przesada. Biorąc pod uwagę, że 30.000 ludzi to już była ogromna jak na tamte czasy armia, wystarczył by korpus 1000 wykształconych oficerów.

    Uczyć ogólnie pojętej sztuki wojennej, zaczynając od klasyków: Tukidydes, Polibiusz, Cezar, Machiavielli, poprzez inżynierię wojskową, gdzie wspomnę tylko świetny "polsko-niderlandzki" podręcznik Freytaga, do artylerii - Urfano.

    A "szkoła puszkarzy" za Władka chyba nie zaczęła funkcjonować, skoro Jan Kazimierz obiecywał w pacta conventa ją utworzyć ?


  12. Szczerze mówiąc – tak i to spore.

    Hm... Podzielisz się, czy będziesz stopniował napięcie ? :lol:

    W końcu sam piszesz: "W dziedzinach które w Rzeczpospolitej były słabiej rozwinięte (piechota, artyleria, inżynieria, flota), specjaliści zachodni (i rodacy wyszkoleni na zachodzie) byli bardzo poszukiwani i wielce ceniono ich umiejętności."

    Wynika z tego, że Rzeczpospolita była zacofana praktycznie w każdej dziedzinie wojskowości, a skoro ceniono umiejętności nabyte na zachodzie to jasne jest, że warto takich specjalistów wyszkolić na własnym gruncie.

    Po co szkolić? Po pierwsze, jeśli powołujemy oddziały zaciężne, to warto mieć oficerów, którzy potrafią takie oddziały wyszkolić i dowodzić nimi. Po drugie Szkoła Rycerska sprawiła by, że w Rzeczpospolitej zaczęła by się wytwarzać specyficzna kasta szlachecko-wojskowa lojalna wobec władzy królewskiej. Po trzecie dorobilibyśmy się własnej myśli wojskowej.

    Kogo? Młodszych synów średniej szlachty, którzy w służbie wojskowej mogli się spełniać i znaleźć warunki bytu godne ich aspiracji. Młódź szlachecka, secesjonisto, jakoś znosiła rygory kolegiów jezuickich. Czemuż by mieli marudzić na Szkołę Rycerską?


  13. Z niewiadomych względów owa przewodniczka nie pochyliła się nad krajami gdzie przewodnictwo jest uwolnione i pojawiają się wycieczki z polskimi przewodnikami.

    Celna uwaga. Znam dość sporo polskich przewodników oprowadzających bez licencji po Berlinie, na przerażająco niskim poziomie. Oczywiście z troski o polski PKB lub w ramach zemsty za rozbiory, Hakatę i niedokończoną A4.

    Ilu jest przewodników znających wolof - bo mam mieć najazd rodziny szwagra a nie chcę łamać przepisów?

    I kolejna celna uwaga. Obecne przepisy dotyczące usług przewodnickich w językach obcych są kretyńskie. Pocieszać się można tym, że tak naprawdę za oprowadzanie w języku innym niż Ci pozwalają papiery nie grożą żadne sankcje. W zeszłym roku odbyłem taką rozmowę:

    - Czy kolega ma uprawnienia do oprowadzania w języku niemieckim?

    - Nie mam, oprowadzam po angielsku...

    - Ale to Niemcy i nie rozumieją po angielsku !

    - Wiem, dlatego tłumaczę im mój angielski na niemiecki, żeby wiedzieli o czym mówię ;)

    Mina rozmówcy? Bezcenna :lol:

    No i krótka ale całkowicie nieobiektywna sonda wśród moich znajomych touroperatorów. Co się zmieni po "uwolnieniu" zawodu? Nic lub niewiele.


  14. A jakieś szczegóły?

    Kilka tutaj: http://www.zjk.centrix.pl/index.php/szubienica/badania-archeologiczne-na-reliktach-sredniowiecznej-szubienicy-w-lubaniu/

    Osobom niegodnym również odmawiano pochówku. Ciała skazanych za rzekome sprofanowanie kaplicy w Kolegium Jezuickim, w czasie tzw. Tumultu (16/17 lipca 1724), toruńskich luteran, po uprzednim sprawieniu przez kata zostały spalone w pobliżu szubienicy 7 grudnia 1724.


  15. Albinosie, ani mi w głowie uogólnienie! Jednak po lekturze tego tematu, jak i tematu o zmianach w systemie szkolnictwa, poważnie zastanawiam się, czy jednak myślenie tak jak Tofik* nie ma przyszłości. Jakby na marginesie dostałem dzisiaj odpowiedź na moją ofertę pracy:

    "(..) doceniamy Pana wszechstronne wykształcenie i doświadczenie ale (tekst fikcyjny, równoważny z faktycznym) z pana CV wynika , że nie jest Pan wybitnym specjalistą od wykładania jogurtów marki XXX na półkach hipermarketów YYY w związku z czym wsadzamy Pana CV do maszynki do mielenia papierów" :lol:

    Z drugiej strony gdybym nie był po lekturze Dostojewskiego i Sartre'a pewnie bym się załamał, a tak mam tylko chandrę. Doorsi i malarstwo Beksińskiego ukoją mój żal.

    *) Tofiku, nie bierz tego osobiście, pls.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.