-
Zawartość
1,036 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez harry
-
No i znowu mamy kolejną rocznicę bitwy. Jak napisał S. Skowronek w swojej pracy dotyczącej Heilsbergu, bitwy która wywołał "wstrząs iławiecki" czyli wrażenie obustronnej masakry. W rzeczywistości bitwa nie była bardziej krwawa niż pozostałe wielkie batalie epoki, ale zakrwawione ciała na białym śniegu z pewnością robiły upiorne wrażenie. Zastanawiałem się jaki wpływ na działania obu stron i wynik bitwy miało nagłe załamanie pogody. Do 7 lutego teatr działań wojennych był pod wpływem kontynentalnego wyżu - siarczyste mrozy, pogodne dnie i noce - tak że nawet z daleka było widać ognie biwakujących wojsk. W nocy z 7 na 8 wiatr zmienił kierunek na zachodni, nadciągnęły chmury, zaczęło ostro dmuchać i sypać śniegiem. W śnieżnej zadymce Second Lejtnant w pruskim korpusie oficerskim- Józef Longin Sowiński swoim rzemiosłem zapracuje na Pour la Merite*, a Ney zwiedziony kanonadą jednej półbaterii artylerii konnej odsunie się od pola bitwy. W śnieżnej zadymce Augereau jadący (mimo trawiącej go gorączki) na koniu powiódł swój pod lufy rosyjskich puszkarzy, a Murat (Joachimie, nie pozwolisz chyba, by ci Azjaci zjedli nas żywcem?) poprowadził szarżę. Nie będę oryginalny i napiszę to co rok temu bavarsky - Uczcijmy chwilką ciszy poległych. *) I nie był to jedyny Polak, który w trakcie tej kampanii nie zhańbił się dezercją, a wierny przysiędze wojskowej dzielnie walczył po stronie sprzymierzonych.
-
A jaka tam ona tajna, skoro wszyscy o niej wiedzieli Pisał o niej w Pamiętnikach Marcin Matuszewicz - starosta brzesko-litewski [T.IV s 121]. Tamże informacja, że po śmierci Brühla za fałszowanie monety uwięziono i skazano Piotra Mikołaja Gartemberga. To chyba on wybijał tynfy na własny rachunek, aczkolwiek za cichą zgodą bądź w porozumieniem z Brühlem, gdyż miejscem tej wysoce dochodowej produkcji była hamernia czyli kuźnia w miejscowość Drużbaki na Spiszu, gdzie Brühl był starostą. Może nie zbyt obszernie, ale coś.
-
Nowe nazwy na Ziemiach Odzyskanych
harry odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Skoro tak, to tylko kwestia interpunkcji - druga część zdania dotyczy po prostu drugiej miejscowości - Kudowy Zdrój, gdzie na drogowskazach były Chudobice a stacja kolejowa nazywała się Chudoba. -
Nowe nazwy na Ziemiach Odzyskanych
harry odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Czy aby na pewno? Chudowa to nazwa używana dla Kudowy Zdrój. W Puszczykowie Zdroju (Polanica) zaś była stacja... Wrześniów. -
Dzisiaj w Toruniu na przystankach pojawiły się koksowniki. Myślałem, że rząd przygotowuje jakiś Stan Wojenny w związku z ACTA, a to MZK wprowadziło takie udogodnienia dla pasażerów - w autobusach zimno, to niech się chociaż na przystankach ogrzeją. Wisła jeszcze płynie, ale hydrolodzy przewidują, że dziś lub jutro zamarznie na amen. Te minus 20 w lutym to anomalia pogodowa czy norma? Siła Coriolisa, meandrowanie ? Teraz tego nie uświadczysz... Siłę Coriolisa obserwuję codziennie w wannie, ma się dobrze i pozdrawia forumowiczów
-
Papiery kongresu Stanów Zjednoczonych. Military commission to Europe in 1855 and 1856: Report of major Alfred Mordecai of the Ordnance department. Washington 1861, s. 232
-
widiowy7 napisał: Już jakiś czas temu zacząłem sie zastanawiać, z tą rosyjska bronią gwintowaną. Jaki model, jaka ilość, czy wszyscy żołnierze zostali przezbrojeni w broń gwintowaną. W co były uzbrojone poszczególne jednostki rosyjskie to chyba pozostanie zagadką, świadek wydarzeń pisał tak: "Rząd zaopatrzył ich [tj. rosyjskich żołnierzy] w strzelby [w oryginale -rifle] do których mocowany jest bagnet (...). Ich strzelby wyglądają na nowe i są bardzo podobne do strzelb Enfild'a. Faktycznie część ich pochodzi z Anglii, ale większość z Liege. Jeden lub dwa pułki, które widziałem w terenie ciągle miały jeszcze stare czernione muszkiety (...)" [ F.L.M. Anderson - Seven Months' Residence in Russian Poland in 1863; Londyn 1864, s 110.] Chociaż być może, były to muszkiety nagwintowane, co czyniono powszechnie w latach 50 tych, poprzez narżnięcie czterech rowków. Wielebny Anderson w lufy nie zaglądał, a oceniał po wyglądzie zewnętrznym jeno. Smardz napisał: szkolenie piechura w IIRP obejmowało strzelanie do celu na 300m. No i były to stosunkowo wysokie wymagania, więc strzelanie do celu przez rosyjskich piechurów na przykładowe 700m chyba było raczej strzelaniem powierzchniowym? Ciężko chyba prowadzić precyzyjny ogień na taką odległość. To zależy do czego się strzela i co to jest ogień precyzyjny. Jak mniemam, w II RP celem był pojedynczy żołnierz. W tabelach strzeleckich wykonanych w Belgii w połowie XIX wieku, znajdują się (oprócz pojedynczego człowieka) takie cele jak: front piechoty i front kawalerii . Jeśli potraktujemy taki front jako cel powierzchniowy to oczywiście masz rację. Dla przykładu szansę trafienia na odległość 1000 kroków* ( dla karabinu z pociskiem Minie) szacowano następująco: front piechoty-0,132, front kawalerii - 0,157, sylwetka pojedynczego człowieka - 0,012. Widziałem kiedyś taki karabin z Belgii i o ile pamiętam (niestety na razie tego nie sprawdzę, bo wystawa będzie chyba jeszcze przez rok zamknięta) to najdalsza nastawa celownika wynosiła tam 600 kroków i zdaje się, że z tej odległości można było otworzyć skuteczny ogień do plutonu piechoty *) 1 krok = 30 cali, co daje ca 0,75 m.
-
Czasy nieco późniejsze, ale różnica ogromna. W marcu 1807 roku Napoleon zadekretował utworzenie pierwszych batalionów Taboru Konnego, czyli wyspecjalizowanych wojskowych jednostek logistycznych. Teoretycznie nie powinno być już ogona taborów, bo bagaże miały dojeżdżać tam gdzie i kiedy były potrzebne. No ale pozycja księcia Sułkowskiego była wyjątkowa i kampania w Hiszpanii dość osobliwa.
-
No to teraz z punktu widzenia zawodowca miejskiego (górskie uprawnienia też posiadam). I nie bardzo rozumiem te regulacje, czyli jak przyjechali do mnie znajomi ze Szwecji i opowiadałem im o mijanych budynkach to załapałem się na karę finansową czy jeszcze nie? To zależy ile było tych znajomych, grupa do 10 osób nie jest traktowana jako grupa zorganizowana. A regulacje są czasami bezsensu. Jeśli do miejscowości X leżącej na północnych rubieżach województwa mazowieckiego wpadnie grupa 12 radnych z miejscowości Y a wójt pokazuje im swoją gminę, to popełnia wykroczenie jeśli nie ma uprawnień przewodnika terenowego na województwo mazowieckie Podobnie wykroczenie popełnia nauczycielka wyprowadzająca dzieciaki do parku i po drodze opowiadając im o historii miejscowości, do czego zresztą zobowiązuje ją program nauczania. Przecież to jest chore. A całe zamieszanie jest o nic. Liczba uprawnionych przewodników dla każdego rejonu, gór i miejscowości jest i tak dużo liczniejsza niż grupa przewodników aktywnych (czyli tych co mają aktualne identyfikatory), a ta z kolei jest większa niż ilość przewodników czynnych, do których zaliczam tych co oprowadzają więcej niż 1 grupę rocznie. Uwolnienie zawodu nie spowoduje znaczącego zwiększenia konkurencji ani spadku cen. Ciężko jest się dostać na rynek. Widzę to po swoich kursantach. Z grupy 20 osobowej zazwyczaj 1-2 stają się czynnymi przewodnikami. Mimo tych wszystkich regulacji, przeciętna jakość usług jest naprawdę kiepska. Z ciekawości zawodowej podglądam pracujące koleżanki kolegów i widzę podstawowe braki w warsztacie i nie chodzi mi tylko o aspekt merytoryczny a zwykłe rzemiosło - sposób ustawienia grupy względem obiektu, język jakim się wypowiadają, współpraca z innymi grupami/przewodnikami - na porządku dziennym ( w szczycie sezonu) są przepychanki, złośliwe uwagi etc. Brak również weryfikacji uprawnień. Ileż to razy słyszałem opowiadane przez oblatanych przewodników bajki czy posługiwanie się wiedzą sprzed 20 lat ( jak chociażby legenda o polskim pochodzeniu babki Kopernika). Innymi słowy ten cały korporacyjny system nie działa w kierunku zwiększenia kwalifikacji. Z drugiej strony legitymacja przewodnicka jest wygodnym narzędziem. Często otwiera drzwi zamknięte dla zwykłego śmiertelnika co pozwala uatrakcyjnić pobyt gościom. Mam nadzieję, że certyfikowanie zostanie, ale nie uważam że posiadanie uprawnień powinno być warunkiem koniecznym dla uprawiania tego zawodu. Myślę, że jak ktoś spróbuje, złapie bakcyla a co najważniejsze będzie w stanie się z tego utrzymać, to sam zechce się doskonalić. Mhmm... to jednak samo szkolenie się i nauka nie wystarczają. Nie. Trzeba jeszcze co najmniej lubić region/ miasto gdzie się oprowadza. Inaczej to wszytko wychodzi sztucznie. Tak czy siak wszytko weryfikuje rynek. Nie co inaczej wygląda sprawa z przewodnikami górskimi, bo co będzie, kiedy domorosły przewodnik zgubi grupę po zmroku lub wprowadzi pod lawinę?
-
Trzymanie pod bronią mięsa armatniego, żeby nie odpełzło? W jednostkach regularnych nie było takiej potrzeby. Wdrożenie dyscypliny następowało w trakcie musztry i szkolenia, a w trakcie bitwy zapobiegano dezercjom poprzez odpowiednie ustawienie i pozycje oficerów/podoficerów oraz jednostek "pewnych". W ramii regularnej nie strzelano również do uciekających. Taniej i lepiej było ich potem zebrać do kupy niż tracić wyszkolonych żołnierzy. Inaczej sprawa się miała z armią powstańczą, w skład której wchodzili kosynierzy a jednostki regularne miały duży odsetek świeżo wcielonych rekrutów - dodajmy do tego o niskiej jakości. Szlachta mając dostarczyć odpowiednią ilość dymowych pozbywała się ze swoich włości ludzi niepotrzebnych i krnąbrnych, alkoholików, włóczęgów, kryminalistów. Taki "patriotyczny lud" zasilał zatem szeregi pułków, nie ma się więc co dziwić, że pryskali pod byle pretekstem. Ulegali też bardzo szybko rozprężeniu. Z instrukcji gen. Favrata dla interweniującego w Polsce korpusu Pruskiego, wynika, że chłopi uciekali na sam widok munduru a najgorszym wypadku wystarczała jedna salwa "pod nogi" i rozpędzenie bagnetami. Z tej dyspozycji/rozkazu Kościuszki wyziera moim zdaniem głęboka frustracja spowodowana rozczarowaniem i upadkiem pewnego projektu politycznego, w ramach którego lud prosty broni swojej ojczyzny. Podczas służby w Stanach, Naczelnik miał okazję widzieć farmerów którzy organizowali się w milicję i walczyli na swoim terytorium, a kiedy wojna wkraczała na inny teren wracali do swoich zajęć, a ich miejsce zajmowała inna lokalna milicja. W Polsce to się nie sprawdziło bo i nie mogło.
-
A po co tworzyć hipotezy? Wichmann był inkwizytorem na terenach Zakonu Krzyżackiego, czyli musiał też sprawować tę funkcję na terenach archidiakonatu gdańskiego. Archidiakonat gdański zaś podlegał diecezji włocławskiej, bo czegoś takiego jak diecezja gdańska (pomorska) nie było. Wniosek z tego, że był inkwizytorem w diecezji włocławskiej, a przynajmniej w jej pomorskiej części. Quod erat demonstrandum.
-
Działa odtylcowe to już w XV wieku konstruowano, problem tylko, że nie działały :thumbup:. Tylko po co to coś od razu uzbrajać w armaty? Dwa karabiny konstrukcji Dreyse'go powinny wystarczyć.
-
OT. Musi to być omyłka drukarska, gdyż gdzie diecezja wrocławska, a gdzie pomezańska, warmińska i chełmińska? Toruń i diecezja włocławska bardziej tu pasuje.
-
Falkenberg miałby kłopot z rezydowaniem w klasztorze św. Michała bo takiego w Toruniu nie było. Jako dominikanin, zamieszkał pewnie w klasztorze przy kościele św. Mikołaja na Nowym Mieście. Dosyć dziwne jest to zaangażowanie się Falkenberga w konflikt z Krzyżakami, przeciwko którym również jakiś paszkwil sporządził. Zatargi Andreasa Pfaffendorfa z Heilsbergu (czyli Lidzbarka Warmińskiego) z dominikanami toruńskimi (acz bez Falkenberga, po którym ślad zaginął w 1429) osiągnęły kulminację w 1431, kiedy to podburzony przez krewkiego plebana motłoch zaatakował mnichów, a ci zdaje się odwdzięczyli się ekskomuniką. W sprawie musiał interweniować Komtur i w ogóle był wielki skandal. No i dlaczego wydaje mi się, że rzeczony Wichaman był jednak inkwizytorem na diecezję włocławską?
-
Nie orientuję się wprawdzie jak obszerna ma być taka praca, ale wydaje mi się, że zwyczajnie trudno będzie w czegoś nie przeoczyć. Jak ja bym się zabierał za coś takiego, to zaczął bym od Legionów Polskich we Włoszech, rozważył bym status legionistów po pokoju campioformijskim i lunevilskim. Potem I Wojna Polska (zobaczę czy Polacy godni są być narodem?) i stworzenie XW . Polityka napoleońska wobec Polaków w latach 1807-12: ustrój i ziemie XW, polskie formacje na żołdzie francuskim, wojna obronna 1809, przyłączenie Galicji. II Wojna Polska i Konfederacja Generalna Królestwa Polskiego. Kampania 1813. Warto pamiętać, że stosunek Napoleona do Polski, był zawsze tylko pochodną jego stosunku do mocarstw będących zaborcami Polski, a Polacy małym trybikiem w machinie napoleońskiej Francji.
-
Pani przedszkolanka pomaga dziecku założyć wysokie, zimowe butki. Szarpie się, męczy, ciągnie... - No, weszły! Spocona siedzi na podłodze, dziecko mówi: - Ale mam buciki odwrotnie... Pani patrzy, faktycznie! No to je ściągają, mordują się, sapią... Uuuf, zeszły! Wciągają je znowu, sapią, ciągną, ale nie chcą wejść..... Uuuf, weszły! Pani siedzi, dyszy a dziecko mówi: - Ale to nie moje buciki.... Pani niebezpiecznie zwężyły się oczy. Odczekała i znowu szarpie się z butami... Zeszły! Na to dziecko : -...bo to są buciki mojego brata ale mama kazała mi je nosić. Pani zacisnęła ręce mocno na szafce, odczekała, aż przestaną jej się trząść, i znowu pomaga dziecku wciągnąć buty. Wciągają, wciągają..... weszły!. - No dobrze - mówi wykończona pani - a gdzie masz rękawiczki? - W bucikach
-
Mało prawdopodobne, chociaż kluczowe było by określenie ile par butów da się zrobić z jednej skóry. W tym okresie armia austriacka utrzymywała 242 bataliony piechoty i 132 dywizje kawalerii ( po dwa pułki na dywizje). Lekko licząc będzie to jakieś 300 tysięcy wojska, tak że nawet ilość 15 tyś skór (rocznie ?) wydaje się zbyt mała. Przebieg butów piechocińca to maksymalnie rok, 242 bataliony a 800 żołnierzy daje 193 600 par butów, co wymagało by otrzymania 13 par butów z jednej skóry. W drugiej połowie XVIII wieku pruski regiment piechoty (bez grenadierów) ciągnął za sobą 12 wozów chlebowych i jeden wóz sztabowy, każdy wóz ciągnęły 4 konie, do tego dochodziły 62 konie juczne noszące namioty, oraz 131 koni oficerskich (juczne i do jazdy) w sumie 245 koni. Było to obsługiwane przez 121 pachołków (knechtów). Regiment liczył 1704 ludzi, więc wypada 0,14 konia i 0,07 knechta na żołnierza.
-
Gdzie pilnował aby korpus oficerski był odpowiednio "republikański". Kościuszko miał zdecydowaną przewagę tylko w kawalerii i była to przewaga pozorna. Teren nie nadawał się do szarż ani głębokich obejść a Kawaleria Narodowa, która stanowiła wiekszość sił polskich była kiepskiej jakości. Detaszowanie części, większej czy mniejszej, nie miało większego znaczenia. 2 Małopolska BKN, którą dowodził Manget zasłynęła z tego, że zwiała do Krakowa po pierwszych wystrzałach ("za co potem w kozie siedzieli"), potem ten sam numer wycięli pod Maciejowicami, a sam Manget zdezerterował już w czerwcu. W piechocie było prawie fifty-fifty : Tormasow 3 bataliony piechoty ( w tym grenadierski Tomisowa), Denisow 3 bataliony, Kościuszko 5,5 batalionu + kosynierzy, z tym że znowu, jakość zdecydowanie było po stronie Rosjan.
-
W 1787 r. organizacja piechoty uległa dużej zmianie: - w regimentach utworzono trzecie bataliony, skłądające się z czterech kompanii, pełniące rolę zakładu Trochę inaczej. W 1787 roku regimenty otrzymały strukturę 3 batalionów - dwa bataliony muszkieterskie i jeden batalion grenadierski, wszystkie w składzie czterech kompanii. Dodatkowo utworzono depo bataliony, zdaje się że trójkompanijne z regimentów garnizonowych, z tym że zakłady przyjęły numer regimentu liniowego, ale bez zmiany umundurowania. W każdej kompanii muszkieterskiej pojawiło się po 10 strzelców Schutzen uzbrojonych w gwintówki, oraz po 10 artylerzystów (w Lejbkompanii 20 kanonierów + ogniomistrz) Mniej więcej w takim stanie piechota pruska dotrwała do 1807 Raczej nie doceniasz pruskiej twórczości w dziedzinie tworzenia problemów zastępczych 1796 w strukturę regimentów włączono bataliony zakładowe, w ten sposób regiment miał cztery bataliony: trzy muszkieterskie i jeden grenadierski (każdy baon po cztery kompanie). 1799 wrócono do starych wzorów fryderycjańskich, regiment miał dwa bataliony liniowe, każdy z nich po 5 kompanii muszkieterskich i 1 grenadierskiej, oraz tzw. trzeci batalion muszkieterski (drittes batallion) traktowany jako zakładowy - w razie wojny obsadzał najbliższą twierdzę. Bataliony grenadierskie (4 kompanijne) ponownie tworzono z detaszowanych kompanii grenadierskich z dwu pułków. I dopiero w ten sposób piechota dotrwała jakoś do 1807 roku, pomijając oczywiście zwiększenie strzelców do 20 na kompanię, czy tworzenie czwartych a nawet piątych batalionów przy niektórych pułkach. Ale to już w sumie drobiazgi. W skład kompanii wchodziło 3 oficerów, 9-10 podoficerów i 114 szeregowców (u grenadierów dodatkowo sześciu cieśli). A nie 4 oficerów? Regulamin 1745 mówi o 50 oficerach w pułku(12 x 4 = 48 + szef + komendant = 50) U grenadierów było dodatkowych 6 + 6 zimermanów co daje 12 ludzi więcej. Kompania muszkieterska 114 a grenadierska 126 ludzi (Reglement.. s. 4 i 5). Ale oczywiście do 1758 roku mogły być zmiany, w 1773 było to odpowiednio 122 i 138 plus oczywiście nadkomplet
-
Jedz, pij i popuszczaj pasa...
harry odpowiedział Pancerny → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Gdzieniegdzie na wsi jeszcze się na gęsi woła: Huś, huś. "Koby meni ne detyna jabym sy huíala a to meni detynyszcze ruki zavviezała koby meni ne czypce, ne czerwona chustka jabym sobi pohulala jak na stawu huska" Wacław Oleska. Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego. Lwów 1833. s 187. Podobnie u Lindego: z ros. gusek', gus'ka - gęś. -
Historia smoków
harry odpowiedział Narya → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Nie od rzeczy będzie wspomnieć o ostatnim chyba żyjącym w Polsce przedstawicielu rodzaju Draco. Pokazał się w Toruniu dwukrotnie w okolicy ruin Zamku Krzyżackiego i raz na przedmieściach. 13 czerwca 1746 roku widział go Johann Georg Hieronimi- mistrz ciesielski, a w pierwszych dniach lipca tegoż roku Kataharina Storchin - żona żołnierza miejskiego, kobieta ta zeznała również, że tego osobnika ( smoka, nie mistrza ciesielskiego) widziano już w 1716 roku w ogrodach burmistrza Kazimierza Leona Schwerdtmanna. Świadkowie stawili się 13 sierpnia 1746 roku w kancelarii miejskiej, gdzie spisano ich zeznania. Stworzenie miało około 2,5 łokcia długości, cztery łapy jak jaszczur ale zrośnięte jak u nietoperza. Według obu relacji widziano smoka w locie, daje to podstawę do określenia nazwy gatunkowej jako Draco volans - smoka latającego. -
Jedz, pij i popuszczaj pasa...
harry odpowiedział Pancerny → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ziemniaki na przełomie XVI i XVII wieku ? Przyznaj, że Cie trochę poniosło :thumbup:. Huśka z hrybkami to gęś z grzybami, a perczyk to pieprz ( por. ukraińska percovka) -kaszeczka z perczykom = kasza z pieprzem. -
Natomiast nie znamy wytycznych, które za nimi szły z góry, a te mogły być dość szczegółowe. W tym wypadku trzeba by poznać wspomniany już rozkaz Szefa SG z dnia 12 lipca, gdzie były wytyczne i wcześniejszy z 24 czerwca, który całą akcje "uruchamiał". Chociaż, to pewnie nie wiele by dało, bo oczywiście masz rację, że wielu wypadkach Warszawa mogła odgórnie kazać coś wzmocnić, nie bacząc na swoje ogólne wytyczne.
-
Czyli zgadzamy się, że sposób wydatkowania pieniędzy na żelbetonowe schrony polowe był w gestii d-cy Armii w jego pasie działania. Czy nie z tego wynika, że d-ca Armii Modlin, mając swoją pozycję główną opartą na rzekach z ufortyfikowanymi permanentnie przedmościami, skierował większość wysiłku fortyfikacyjnego na pozycję wysuniętą pod Mławę- Rzęgnowo ? Nasz spod Torunia. A to ciekawe gdzie to bydle stało. Ale wygląda mi to na jakiś szkolny egzemplarz na poligonie.
-
Oj tam oj tam. Ten "potwór" ma zbyt nisko otwór, tj. strzelnicę. A on nasz czy fiński ? Pozwól, że przypomną część naszej dyskusji sprzed paru dni: Tymczasem panowie Kucharski, Kurzawa i Nadolny sugerują coś odmiennego. W artykule dotyczącym schronów budowanych w rejonie operacyjnym Armii Kraków [Lekkie schrony bojowe w pasach działania Armii "Kraków" i "Karpaty" w 1939 roku - wyniki badań terenowych; FORTECA nr 3-4/2006] czytamy, że (w ramach kwot przeznaczonych na uforyfikowanie) oficerowie zaproponowali d-cy Armii aby wszystkie schrony przeznaczyć na jeden odcinek, ten jednak zdecydował aby podzielić je pomiędzy wszystkie dywizje i brygady. Następne rozproszenie zaś wysiłków fortyfikacyjnych spowodowali d-cy niektórych związków taktycznych wydzielając część schronów na pozycje wysuniętą. Rozkaz Szefa Sztabu Generalnego z 12 lipca zawierał instrukcję, aby fortyfikować punkty taktycznie najważniejsze (czyli skupiać) a dopiero potem wypełniać przerwy między nimi."Jaskrawym przykładem zignorowania tego rozkazu była pozycja pszczyńska, rozbudowywana z północy na południe". Czyli, to nie tak, że "z góry" kazano rozmieszczać schrony równomiernie.