Skocz do zawartości

harry

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,036
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez harry

  1. Sentencje greckie o sporcie

    Citius, Altius, Fortius - szybciej, wyżej, mocniej - dewiza igrzysk olimpijskich, chociaż to po łacinie, ale nic więcej nie kojarzę.
  2. To oczywiste. Tu też był przelicznik, i bije się w pierś przeszarżowałem z bobrami, a do tego sam zgłupiałem jaka skóra była jednostkowa. Nie wiem, może ktoś wymyśli po poniższych parytetach, bo raport nie definiuje tego jasno. Moja pomyłka wzięła się z stąd, że podobno oprócz siekiery dla Indian najważniejsza była pułapka na bobry (kosztowała 4 skóry). Nieopatrzenie zinterpretowałem to w ten sposób, że handlowano skórach bobrzych, co nie jest prawdą ! Bo tak: w nawiasie < >, podaje oryginalne słowa, bo może coś źle tłumacze. jeden bóbr <beaver> - dwie skóry, wydra <otter> - dwie skóry, trzy kuny <marten> - jedna skóra, 3 norki (?)<mink> - jedna skóra, 10 piżmaków <muskrat> - jedna skóra, niedźwiedź <bear> - dwie skóry, dwa kozły? <buck> - jedna skóra, trzy szopy <raccoon> - jedna skóra, jeden, dwa rysie <lynx> - jedna skóra, dwie kuny wodne <fischer> - jedna skóra. Jako dodatek, skóry zebrane w jednym forcie, przez pięciu handlarzy, w ciągu zimy 1819/20: 2760 bobrów 922 wydr 13 440 szopów 12 900 piżmaków 500 norek 200 <wild cat> pumy ? rysie ? ogólnie kotowate ? 680 niedźwiedzi 28 680 jeleniowatych Ogółem: 60 082
  3. Mijamy się trochę z postami. Legenda mówi o stercie futer za strzelbę, prawda jest taka że była to taka sterta za sezon, ale zauważ że broń też była w tym barterze. Dlatego wiemy skąd legenda się pojawiała, ale oczywiście pozostanie legendą. To taka sama legenda jak telefon za złotówkę.
  4. long rifle

    To zależy jak traktować wiek XVIII, ale i tak za bardzo upraszczasz. Zgodzę się z jednym, wprowadzanie regularnych jednostek lekkiej piechoty wyposażonej w broń gwintowaną w Europie zbiega się w czasie z zakończeniem wojny w Ameryce i być może jest efektem doświadczeń tamtej wojny, chociaż ciężko to będzie udowodnić. W tym samym czasie mamy w Europie wojną kartoflaną, która też wskazała na konieczność posiadania jednostek zdolnych do działań w ramach tzw. małej wojny. Ale takie oddziały istniały też wcześniej. Zawsze ochotnicze. Ale zauważ, że do czasu francuskich wojen rewolucyjnych pobór do wojska nie istniał. Teoretycznie każdy był ochotnikiem. Za werbunek płacono spore sumy, i to i werbownikowi i werbowanemu. Masowe dezercje zdarzały się tylko, kiedy nie wywiązywano się z warunków kontraktu, żołnierzom nie dostarczano żywności, nie płacono żołdu, przegrywali bitwę, a że nic oprócz pieniędzy ich w armii nie trzymało to chętnie przechodzili na stronę zwycięską. Wracając do głównego wątku, takie oddziały funkcjonowały i służę przykładami od 1744 roku. Regulaminy, nazwijmy to ogólnie strzelców, nie bacząc na pochodzenie czy przynależność armijną, przewidywały walkę w szyku i rozproszonym i zwartym. Wszystko zależało od sytuacji i przyjętej taktyki. Tutaj dość dużą swobodę w decydowaniu o przyjętym szyku miał bezpośredni dowódca. Regulaminy piechoty liniowej wymagały, aby żołnierze stykali się łokciami, w przypadku strzelców (lekkiej piechoty) dystans mógł być znacznie zwiększony (tyraliera). Ale w dalszym ciągu mówimy o szyku. Główną przyczyną większości przegranych przez Amerykanów bitew było nieutrzymanie szyku i brak dyscypliny ogniowej. Żeby właściwie ocenić, jaki wpływ miała long (obojętnie Kentucky czy Pensylwania) rifle na wynik wojny, trzeba by na początek ustalić jaki odsetek żołnierzy armii kontynentalnej był w nie wyposażony. Podejrzewam że nie więcej niż 20 %. No i jeszcze jedno, dlaczego piszesz, że miały prostszą konstrukcję ? Czy Kentucky czasami nie miała "przyspieszacza"? To nieco komplikuje zamek a nie upraszcza. Zapomniałeś o środkach łączności czyli doboszach Co do kanonierów, przypomina mi się oblężenie Świdnicy 1762 rok, dłuuuugo przed rewolucją amerykańską. Pruscy jegrzy tak skutecznie ostrzeliwali austriackich kanonierów ( czyli czechów ), że komendant kazał powyciągać na wały cokolwiek co miało gwint w lufie, a liniowym muszkieterom kazano ładować podwójnie aby zwiększyć dystans strzałów. Z wojną amerykańską wiąże się to bardzo luźnie, poprzez wspomnianego już barona von Steubena, który służył wtedy w armii pruskiej, a potem tworzył podstawy armii kontynentalnej.
  5. No i proszę, udało się ustalić skąd legenda. Sterta futer wysokości flinty za sezon. W zamian za broń i zaopatrzenie umożliwiające polowanie. Wydaje się że już wszystko zostało wyjaśnione. Pospieszyłem się No to jest jeszcze dla mnie nie jasne. Musze jeszcze raz zerknąć do tego raportu. Ale kombinuje tak: jak handlarz dostawał swoje 300 i wychodził na swoje, to i tak uważał, że myśliwy jest mu winien dalej 300 skór, ergo nie spłacił długu, ergo za rok znowu musi wszystko kupić Wszytko pięknie tylko cena samej strzelby określona została na 10 skór ( jedna skóra z bobra 2 dolary, dziesięć skórek = 20 dolców). Generalnie zawsze wolałbym sobie tę broń wykupić, z drugiej strony zawsze mnie można oszukać na innym zaopatrzeniu.
  6. Twierdze Rzeczypospolitej w XVII w.

    Bo to nie były miasta królewskie, a zdaje się wolne miasta Pruskie. Ale mogę się mylić. O Smoleńsku nic nie wiem, ale Malbork to nie była twierdza nowożytna.
  7. long rifle

    No właśnie moje wnioski wynikają z tego, że patrzę nieco szerzej, niż tylko przez patriotyczną literaturę amerykańską. W wojnie o niepodległość Ameryki widać wyraźnie dwie fazy. Faza pierwsza, wybuch rewolucji do Saratogi, to pasmo nieszczęść armii kontynentalnej. Widać wyraźnie że amerykanie sobie nie radzą. Sama Saratoga to dopiero dobre połączenie milicji (opóźnianie marszu Brytyjczyków) i regularnych wojsk które sprytnie unikało walnego starcia. Sytuacja nieco się zmienia po przystąpieniu do wojny Francji. Francuska flota przecina linie komunikacyjne Brytyjczyków, Francuzi dozbrajają armie kontynentalną (przy okazji pozbywając się starych zapasów) i zaczyna się organizacja armii w stylu europejskim, przy udziale Staubena, Kościuszki i LaFayetta. Jednak ta armia w dalszym ciągu nie szuka rozstrzygnięcia w walnej bitwie, bo wie, że nie ma szans. Ignorując główne siły. które mają coraz większe trudności z zaopatrzeniem, amerykanie atakują wydzielone oddziały. To jest taktyka która przyniosła sukces. Gdzie w tym wszystkim long rifle ? A no na pewno w walce partyzanckiej. Liniowej piechoty nie można wpuścić do lasu bo ulegnie "rozproszeniu", traperzy zorganizowaniu w milicje, mogli się przekradać po lasach i bagnach i przecinać linie komunikacyjne bądź atakować pikiety i małe oddziały. Ale doskonale by sobie też poradzili, gdyby byli uzbrojeni w "gwintówki europejskie". W takiej walce ważniejsze jest morale i cel, niż uzbrojenie i wyszkolenie. Wojna o niepodległość jest dość specyficzna, trzeba pamiętać, że zgodnie z obowiązującym w koloniach prawem, każdy mógł posiadać broń palną. Tam nie trzeba było organizować kosynierów. Wystarczyło, że każdy kto chciał, złapał swoją flintę i już mógł iść na wojnę. Jak stawiasz tezę, że żadna armia europejska nie była by w stanie wykorzystać takiej broni, to postaraj się to udowodnić, a nie zrzucasz na mnie obowiązek udowodnienia czegoś przeciwnego Żeby było jasne, wiem do czego zmierzasz, dlatego zachęcam do pełnej wypowiedzi
  8. Co tylko potwierdza moje przypuszczenia, że rola long rifle w czasie Rewolucji Amerykańskiej jest przeceniana. Wadą każdej broni odprzodowej jest konieczność ładowania jej w pozycji stojącej, wada amerykańskich strzelb do tego był brak bagnetu. Co z tego że taka broń daje przewagę do walki na dystans, jak w walce na mniejsza odległość jest taka sam lub gorsza.
  9. Kosa

    One wszystkie chyba były "zwykłe". W naszym kręgu cywilizacyjnym w pierwszej połowie XIX wieku rozróżniano kilkanaście typów kos rolniczych. Samych "polskich" były trzy: polska krótka, polska szeroka, polska wąska. Do tego dochodzą "typy" morawskie, czeskie, austriackie, węgierskie itd ...
  10. Tu można dyskutować, ale też zrobi się straszny OT. Przyczyny takiego a nie innego rezultatu rewolucji amerykańskiej, są dużo bardziej złożone niż tylko używanie broni gwintowanej o długiej lufie. Amerykanie jak każda nacja potrzebują bohaterów i takich sobie znaleźli, walecznych traperów z długimi flintami, zapominając że o sukcesie decydował też prusak von Stauben, który zorganizował piechotę uzbrojoną we francuskie muszkiety wz. 1777. Ja nie przypominam sobie konfliktu w którym broń gwintowana odprzodowa była elementem decydującym, głownie zresztą ze względu na przyczyny które wymieniłeś. No i proszę, tylko nie Mel Gibson.
  11. Dyskusja zrobiła się tak wielowątkowa, że coraz trudniej odnieść się do wszystkich wypowiedzi. Jednak z zadowoleniem muszę przyznać, że mimo nie posunęliśmy się zbyt daleko w temacie głównym to i tak wiele się dowiedziałem. Tak dzięki wypowiedzi polemistów, jak i dzięki temu że musiałem coś poczytać. Ano ona nie była aż taka długaśna. Długa była jak na broń gwintowaną, ale wczesne modele Bessi miały lufę 30 cali. Stąd wzięła się nazwa long rifle a nie np. long gun albo long musquet. Nie była produkowana na wymianę bo koloniści podcinali by sobie warunki bytu. Pierwsze ograniczenia (czytaj zakazy) sprzedaży broni palnej Indianom pochodzą z XVII w. Wszyscy są zgodni, że gwintówki dotarły do Ameryki gdzieś na początku XVIII w. z Niemiec i Szwajcarii. W kilku publikacjach amerykańskich, fakt że dość popularnych, wskazuje się, że long rifle , nie zostały wymyślone aby lepiej polować na zwierzęta tylko właśnie na Indian. Chodziło o trzymanie ich na dystans, co umożliwiał większy zasięg broni gwintowanej wyposażonej w długą lufę. Dla kolonistów, będących w defensywie miało to wielkie znaczenie. Tu mamy do czynienia z różnymi warsztatami badawczymi i różnymi celami eksperymentów, ale generalnie masz rację. Greener działał jak współczesny już naukowiec. Postawił tezę, że określona ilość prochu może być spalona tylko w określonej przestrzeni, potem za pomocą eksperymentów tę tezę udowodnił. Scharnhorst miał za zadanie przybliżyć słuchaczom szkoły wojskowej problematykę balistyki oraz zakres ówczesnej wiedzy i robił to powołując się na różne wcześniejsze eksperymenty i opinie. Nawet w XVIII wieku nikt nie dyskwalifikował broni gwintowanej. Był po prosty używana do innych celów i w innej taktyce. Do czasu powołania i wyszkolenia regularnych jednostek lekkiej piechoty wyposażonych w gron gwintowaną (mniej więcej lata 70 XVIII w.) najprostszym rozwiązaniem, stosowanym na całym świecie, było powołanie do armii leśniczych i gajowych. Mógłbym tę wypowiedź rozszerzyć ale zrobi się już straszny OT. Może w innym temacie. Generalnie zbyt długa lufa przeszkadza w ładowaniu w szyku zwartym, ale musi być co najmniej tak długa, aby strzelający z trzeciego szeregu, mieli wyloty lufy przed szeregiem pierwszym. Dlatego kiedy zmieniono szyk na dwuszeregowy po prostu uchlastano lufy, nie dbając o celność, bo i tak strzelano w masę. To zbyt daleko idące wnioski. Zdaje się że do połowy XIX wieku triumfy święciła broń gładkolufowa. jakieś przykłady ? Wracając do tematu, używanie przez Indian jakiś długaśnym flint jest mitem. Przynajmniej jeśli chodzi o XVIII i XIX wiek. Również co to płatności to bzdura. W raporcie o Indianach, sporządzonego dla sekretarza obrony US, gdzieś w połowie XIX wieku, jest opisany dość fajnie system, jak wyglądało zaopatrzenie dostawców skórek w broń i inne produkty potrzebne do przetrwania w puszczy. Mogę to kiedyś przetłumaczyć, ale generalnie wszytko odbywało się na kredyt. Parytet wymiany był tak określony, że potencjalny dostawca musiał dostarczyć w sezonie 600 skórek bobrzych (na tyle wyliczano jego dług), a jak dostarczył 300 to i tak handlarz wychodził na swoje Tak się zastanawiam: 600 skór to da nam stertę wysokości flinty ?? Czy tu jest jądro prawdy ? No i druga sprawa, jak cytowałem to wyżej, Indianom dostarczano przerobione stare muszkiety, czy czasami nie zdarzało się tak, że w pogoni za zyskiem nie opychano im jakiś XVI XVII wiecznych muszkietów przerobionych na zapał skałkowy ? Oczywiście nie masowo, ale wtedy faktycznie flinta była by nieproporcjonalnie długa i mogła posłużyć jako zaczątek mitu.
  12. Historycy i pasjonaci - kim są?

    Ale ja nie neguje, że ukończenie uczelni pomaga i daje podstawy do dalszego uprawiania zawodu. Zastanawiam się tylko czy tytuł magistra historii daje uprawniania do określenia siebie profesjonalistą? Specjalnie pokończyłem starannie wszystkie zdania pytajnikiem jako pretekst do zastanowienia się nad różnicą między zawodowcem a amatorem, bo wydaje mi się nadzwyczaj płynna. Jeśli ktoś traktuje swoją pasję z powagą, to jest w stanie dorobić się i własnego warsztatu badawczego. Sposobów gromadzenia wiedzy uczą na wszystkich kierunkach uniwersyteckich, a jeden z moich uczelnianych wykładowców zwykł mawiać, że żadne studnia nie zastąpią porządnej szkoły podstawowej. No to jak, co daje legitymację zawodowca ?
  13. Historycy i pasjonaci - kim są?

    A od którego momentu zostaje się zawodowym historykiem ? Po skończeniu studiów kierunkowych (uzyskaniu dyplomu ?) czy po napisaniu dysertacji ? Czy tajemniczy "warsztat" jest wiedza tajemną ? Jak zmierzyć kiedy wiedza pasjonacka staje się zawodową, a może nigdy taką nie będzie ?
  14. Aby Wam i sobie jeszcze namieszać w głowie, to parę cytatów z książki W. Greener, The Gun: Or, A Treatise on the Various Descriptions of Small Fire-arms, Londyn 1835 Oszczędzę długich wywodów teoretycznych autora, i mało kamuflowanej chęci sprzedania własnych wynalazków i patentów. W rozdziale On Rilfe, pan Greener, opisuje swoje doświadczenia ze strzelbami amerykańskimi i niemieckimi. Punktem wyjścia do rozważań, był fakt, że zgodnie z teorią, długa lufa wymaga innego gwintowania niż krótka, a niemieckie i amerykańskie mają podobny gwint (jeden obrót na 3 stopy długości), podczas gdy amerykańska lufa ma 27" a niemiecka 20" długości. Kaliber podobny, odpowiednio 34 i 32 kule z funta. Ładował on po kolei te dwie strzelby dając coraz większy ładunek (niestety nie opisuje o jakie naważki chodzi) i uzyskiwał coraz większy zasięg. Przy niewielkich ładunkach, nie było widać większej różnicy w donośności i celności, aczkolwiek amerykańska "long rifle" dawała niewielką przewagę zasięgu. Tak było do wielkości ładunku, który dawał zasięg 40 jardów, powyżej tej odległości, mimo dawania coraz większych ładunków zasięg 20 calowej lufy nie zwiększał się znacząco, natomiast 27 calowej doszedł aż do odległości prawie 120 jardów, ale kosztem celności. Badając kule okazało się, że te z krótszej lufy, miały, mimo zwiększania ładunku, cały czas równe i wyraźne rowki, podczas gdy te z lufy długiej, osiągając odległości powyżej 40 jardów, rowków nie miały. Wniosek z tego taki, że w lufie długiej wprawdzie proch spalał się lepiej i kula osiągała większą prędkość, ale gwint był zbyt drobny, aby, przy zwiększonej prędkości nadać kuli ruch odpowiedni ruch obrotowy i kula najzwyczajniej wyrywała się z lufy. Analizując to wszytko ( i wiele więcej ), autor stwierdza, że długa lufa daje większy zasięg i precyzje strzału, ale aby dobrze wykorzystać amerykańskie "long rifle" trzeba zmienić skok gwintu, bo ten używany jest zbyt drobny.
  15. No to zejdźmy na ziemię, darując sobie jako źródło niemieckojęzyczne strony w internecie. Poszukałem sobie co to była ta "trade-gun". Hm, na pewno nie "long rifle". Według tego co udało mi się ustalić, "trade gun", to był najgorszy rodzaj ognistych kijów sprzedawanych przez Brytyjczyków na całym świecie od Ameryki po Tajlandię. Produkowana była w Birmingham, grawerowana miała LONDON, bo łatwiej było sprzedać. Nie znalazłem technicznej charakterystyki tej broni, oprócz standardowych informacji, że ładowana od przodu i odpalana skałką. Najszerzej komentowaną cecha tej broni, była tak słaba jakość, że odbiło się to w debacie w Izbie Gmin w 1790 roku. Były to między innymi skargi londyńczyków, którym przeszkadzała "marka", oraz opowieści różnych świadków, opisujących jak ta broń się zachowywała. Otóż łatwiej było zabić kolbą. Częste wypadki rozerwania lufy, powodowały, że na wybrzeżu trudno było znaleźć frajera, który by to kupił, można to było sprzedawać tylko w głębi lądu. Przytaczana jest opowieść jakiegoś angielskiego pułkownika, który zmuszony był (na swoje nieszczęście) kupić "trade gun" w jakiejś faktorii przy rzece, a która to broń, przy pierwszym wystrzale rozerwała się i poraniła mu twarz i ręce. Jak polowali Indianie? Interesujący artykuł odnalazłem w Monthly Magazin, z 1816 roku. Jest tam opis kilku plemion indiańskich. Do polowania używano broni palnej, pułapek, klatek, dołów, łuku i strzał a także dzid i włóczni. "Broń palna były to stare amerykańskie lub brytyjskie muszkiety, naprawione w celu wymiany , a mimo że były i całkiem dobre sztuki pomiędzy nimi, to i tak były one bezustannie nieczynne, gdyż Indianie nie nauczeni są z nich korzystać i nie rozumieją że trzeba o nie dbać."
  16. W pruskich przepisach przechowywania prochu (druga połowa XVIII początek XIX w) pojawia się zasada, że proch strzelecki nie powinien być starszy niż rok. W przypadku starszego niż rok zalecano wystrzelać go w ramach ćwiczeń lub "zagospodarować" w postaci tzw. fugasów, czyli prymitywnych min. Tak w dyspozycjach Fryderyka Wielkiego z okresu wojny siedmioletniej, ale również w raporcie porucznika Pelleta, inżyniera placu Gdańska (1807).
  17. W tym rzecz, że ja nie porównuje samochodu i karabinu, a dwa luksusowe przedmioty, a jak dowodzą ekonomiści, chęć posiadania drogich, ładnych i kompletnie niepraktycznych rzeczy jest ponadczasowa i niezależna od kręgu kulturowego. Druga sprawa, nie jestem przekonany, że zjawisko strzelb XXL w ogóle miało miejsce, raczej uważam to za mit, ale jeśli miałbym się zgodzić, że tak, to przyczyny natury praktycznej mnie nie przekonują (poza zmniejszeniem kalibru dla oszczędności prochu i ołowiu, a i to nie do końca). Jeśli wydłużanie lufy tak zwiększa celność, to dlaczego Bakery mają dużo krótszą lufę, od używanych w tym samych czasie Brown Bessów ? Brytyjczycy też nie chodzili na wykłady z balistyki ? Specjalnie używali gorszej broni ?
  18. Wydaje się, że moda może mieć znaczenie. Posiadanie wielkiej flinty ma taki sam sens jak jeżdżenie wielkim ciężkim, mało zwrotnym, palącym jak czołg, Hummerem. Pokazujesz swój status i to że cię stać. Porównywanie współczesnych parametrów broni z egzemplarzami XVIII wiecznymi nie ma wielkiego sensu. Inny materiał miotający i inny sposób zapłonu. Zapomina się często o roli otworu zapłonowego, którędy uchodzi część energii gazów prochowych i to proporcjonalnie do długości lufy. Z tym, że coś w tej broni pogranicza jest. O ile pamiętam, ale jak na złość nie mogę znaleźć, rysunki pokazujące austriackich osadników wojskowych, "graniczarów", z obszarów na granicy z Turcją, to oni tez mieli nieproporcjonalnie długie flinty z subtelną, niewielką kolbą, mocno zdobioną na wzory wschodnie.
  19. No cóż, jak widać parytet był nieco inny. Z drugiej strony niektóre mity są tak głęboko zakorzenione, że nie sposób z nimi walczyć.
  20. Srebrna Góra ma to szczęście, że co dwa lata odbywa się tam konferencja naukowa. W zeszłym roku ukazała się publikacja będąca pokłosiem konferencji z 2007 roku. Było gdzieś w tym wątku "Srebrna Góra - Twierdza i miasteczko" pod redakcja pp. Przerwy i Podrucznego. Podobna publikacja ukazała się też w 2006 roku, ale tytułu nie pamiętam, a moje dobre serce komuś pożyczyło książeczkę i wsiąkła. Co do koncepcji obronnych to waśnie w zeszłorocznej publikacji jest artykuł G. Podrucznego, w tej sprawie. Co do uzbrojenia i załogi to sprawa jest dość skomplikowana. Ono zmieniało się w ciągu czasu używalności fortecy. Najciekawsze jest to, że dużo wiemy o tym, ale w okresie kiedy twierdza nie miała już poważniejszego znaczenia. Okres fyderycjański czy napoleoński, są stosunkowo mało przebadane i takie już pozostaną. Chyba że ktoś "trafi" w archiwach jakieś nieznane dokumenty. Rozkład umocnień i jak to wygląda dzisiaj podejrzyj sobie na www.forty.pl To tak na szybkiego. Jak interesuje cię coś specjalnego (szczegółowego) to daj znać, postaram się odpowiedzieć. No i zapraszam na tegoroczna konferencję (czerwiec 2009) wśród planowanych referatów: P. Malicki, Garnizon srebrnogórski: skład i umundurowanie A. Olejniczak, Uzbrojenie okresu fryderycjańskiego i napoleońskiego W. Olszewski, Fortyfikacje rejonu Srebrnej Góry i Barda podczas wojny siedmioletniej G. Podruczny, W. L. Regler – kariera inżyniera fortecznego J. Slavík, Twierdza Josefov i jej srebrnogórski kontekst M. Wichrowski, Próby artyleryjskie i saperskie na poligonie srebrnogórskim S. Kaiser, Europejskie warownie górskie i wiele innych obejmujących historię Srebrnej Góry i okolic na przestrzeni wieków i każdym możliwym wymiarze
  21. Kosa

    Przeczytaj jeszcze raz uważnie Słowo tuleja pada raz, to prawda, a reszta opisów ?
  22. Wojny śląskie

    Pewnie masz na to argumenty, ale racz zwrócić uwagę, że w traktacie francusko-pruskim (Wrocław, czerwiec 1741) to Prusom miał przypaść Dolny Śląsk, a w traktacie francusko-saskim (Frankfurt, wrzesień 1741) Saksonii zagwarantowano Dolny Śląsk i Morawy. Wszystko to oczywiście za poparcie Wittelsbacha i odrzucenie "sankcji pragmatycznej".
  23. Wojny śląskie

    To nie było lawirowanie tylko czysta polityka. Głównym powodem była pruska nielojalność,a le nie tylko. 1# Konwencja w Klein Schnellendorf i pokój wrocławski dały Fryderykowi to co chciał (Śląsk i spory kawał Czech), a Sasów wystawiło (bez żadnych zdobyczy, a liczyli na Morawy) na bezpośrednią konfrontację z Austrią. 2# Włączenie Śląska w obręb Królestwa Pruskiego spowodowało utratę dużego i chłonnego rynku zbytu (merkantylizm Fryderyka) i ograniczyło komunikację między Polską i Saksonią. 3# Prusy "nagle" powiększyły się o 1/3, a dochody ze Śląska był kilkukrotnie większe niż z całego dotychczasowego królestwa, Prusy zaczęły więc bezpośrednio konkurować z Saksonią. Wystarczające powody aby: 1# sprzymierzyć się z najbliższym mocarstwem (monarchia Habsburgów) żywo zainteresowanym odbiciem Śląska i ograniczeniem wpływów tej nuworyszowskiej dynastii. 2# przy okazji wykroić coś dla siebie czyli, Dolne Łużyce (i zdaje się Nowa Marchia jednak nie jestem do końca pewny, ale dawało by to bezpośrednie połączenie między Polską a Saksonią). Dużo ciekawszym pytaniem jest dlaczego Polska, wbrew swoim interesom, nie zdecydowała się na zajęcie stanowiska w tym konflikcie ?
  24. Kosa

    Wyciągasz pochopne wnioski, albo próbujesz mi przypisać wnioski. o których nie pisałem. Po pierwsze nie ma co dyskutować, tuleja była, może to był czasami drut, ale wzmocnienie końcówki drzewca na połączeniu z metalowym ostrzem musiało być. Widać to na wszystkich rysunkach z epoki. rzecz uważam za udowodnioną. Gdyby nie ta tuleja (pierścień, drut, cokolwiek) końcówka drzewca szybko się rozczepi. Co do Aignera. Facet nie wymyślił kosy. Tradycja osadzania kos na sztorc na polskiej (i nie tylko) wsi jest stara jak sama kosa. Każdy kowal wiedział jak się to robi nie potrzebował do tego podręcznika. A jak nie wiedział wzorował się na tym co mu akurat przynieśli z najbliższego dworu, czasami to była stara halabarda, czasami szponton, najczęściej bosak. Książeczka Aignera nie była dla kowala, miała być dla oficera, brygadiera, który miał organizować powstanie. Kowalowi ktoś by ją mu musiał przeczytać a ten i tak zrobił by po swojemu, jak ojciec uczyli. Ta zamieszczona w książce Aignera technologia budowy kosy bojowej ma sens teoretyczny, ale z praktyką ma niewiele wspólnego. Co do praktyki machania kosą. I tak mam tego lata zaplanowane ćwiczenia z fechtunku bagnetem, myślę że da się zrobić jedną kosę bojową. Kto będzie chciał się spróbować z chochołem ?
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.