Mecenas
Użytkownicy-
Zawartość
11 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Mecenas
-
Średniowiecze to epoka zacofania czy nie?
Mecenas odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Nauka, kultura i sztuka
Rozumiem, że nie jesteś prawnikiem, ale tym bardziej po co piszesz takie rzeczy wprowadzające w błąd (żeby nie powiedzieć - bzdury). Zgodnie z ustawą z dnia 31 stycznia 1959 roku o cmentarzach i chowaniu zmarłych (tekst jedn. Dz. U. z 2000 roku, nr 23, poz. 295 ze zm.), utrzymanie cmentarzy wyznaniowych i zarządzanie nimi należy do związków wyznaniowych (art. 2 ust. 2). W ramach każdego kościoła i związku wyznaniowego istnieją określone podmioty prawa (osoby prawne) i to do nich należy właśnie utrzymanie i zarządzanie cmentarzami. W przypadku Kościoła Katolickiego osobami takimi (podmiotami) są poszczególne parafie (art. 7 ust. 1 pkt 5 ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. nr 29, poz. 154 ze zm.). Wprawdzie proboszcz lub administrator parafii jest jej organem jako osoby prawnej (art. 7 ust. 3 pkt 5 tej ostatniej ustawy), ale przecież w sensie majątkowym za wszelkie szkody spowodowane działalnością osób występujących w imieniu parafii (w tym też za działania jej organu) odpowiada sama ta osoba prawna, czyli parafia. Proboszcz wykonując działania związane z zarządzeniem cmentarzem nie występuje przecież w charakterze samodzielnej osoby fizycznej (na której spoczywałaby związana z tym odpowiedzialność), tylko jako organ osoby prawnej, działając za tę osobę prawną. Każda osoba prawna ponosi odpowiedzialność za działania jej organu i innych osób działających w jej imieniu. Przesądza o tym art. 416 k.c., stanowiący, iż "Osoba prawna jest obowiązana do naprawienia szkody wyrządzonej z winy jej organu". Poza tym piszesz o "odpowiedzialności", a nie precyzujesz jej charakteru: "dajmy na to jego zaniedbaniem lub lekkomyślnością" - a co to znaczy ? Niedbalstwo (nie "zaniedbanie") oraz lekkomyślność to postaci winy nieumyślnej, ale w prawie cywilnym, a nie w prawie karnym. Kodeks karny nie wyróżnia już takich postaci winy nieumyślnej, on zresztą w ogóle nie mówi o winie nieumyślnej, tylko o nieumyślności ("Czyn zabroniony popełniony jest nieumyślnie, jeżeli sprawca nie mając zamiaru jego popełnienia, popełnia go jednak na skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach, mimo że możliwość popełnienia tego czynu przewidywał albo mógł przewidzieć" - art. 9 par. 2 k.k.). I właśnie za naruszenie reguł ostrożności proboszcz (ksiądz) mógłby ewentualnie ponosić odpowiedzialność karną. Odpowiedzialność cywilną mógłby zaś ponosić - jak napisałem we wcześniejszym poście - gdyby naruszył jakieś obowiązki spoczywające osobiście na nim (jako na osobie fizycznej, a nie na organie osoby prawnej) i gdyby uczynił to ze swojej winy (umyślnej lub nieumyślnej). Nie rozwijałem tego szerzej, bo to nie miejsce na taką dyskusję (i zresztą przepraszam, że piszę o tym w tym miejscu). -
Średniowiecze to epoka zacofania czy nie?
Mecenas odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Nauka, kultura i sztuka
Autor tego cytatu charakteryzuje w ten sposób - ogólnie rzecz biorąc - prawo średniowieczne, uznając, iż przejawia się w tym prymitywizm tego średniowiecznego porządku prawnego w porównaniu z prawem rzymskim. Tyle tylko, że również u Rzymian rozróżnienie bezprawia prywatnego od bezprawia cywilnego bynajmniej nie przedstawiało się tak jasno. Trzeba bowiem pamiętać, że również w rzymskim procesie prywatnym (dzisiaj powiedzielibyśmy cywilnym) można było dochodzić skarg penalnych (karnych). Były to tzw. actiones poenales, do których należały np. actio furti, wnoszona przeciwko złodziejowi, skarga z tytułu rabunku czy też skarga z tytułu zniewagi. Celem tych wszystkich skarg penalnych - raz jeszcze powtórzmy - wnoszonych w ramach procesu prywatnego - było wymierzenie sprawcy kary prywatnej. Już samo to zestawienie nazwy kategorialnej omawianych actiones oraz ich celu (skargi penalne, czyli karne, zmierzające do wymierzenia kary prywatnej) świadczy o wspomnianym przeze mnie powyżej bardzo problematycznym charakterze podziału w prawie rzymskim bezprawia na prywatne oraz karne. W teorii ów podział istniał, aczkolwiek wszystkich tego rodzaju bezprawnych działań (zarówno tych, które dzisiaj kwalifikowalibyśmy jako przestępstwa, jak też tych, które kwalifikowalibyśmy dzisiaj jako cywilnoprawne delikty) "dochodzono jednakowymi w obu sytuacjach środkami" - czyli tak jak to było również w średniowieczu. Dodam, że wnoszenie wszystkich tych skarg (czy to prywatnych - odszkodowawczych, czy też penalnych) następowało w Rzymie w tzw. procesie formułkowym, gdzie pretor wydawał tzw. formułkę, czyli instrukcję dla sędziego, w której zawarta była treść danej (odpowiedniej) skargi. Ten sposób procedowania niewiele się zmienił w późniejszym (stosowanym od czasów pryncypatu) postępowaniu kognicyjnym, gdzie też występowały owe formułki, choć już nie mające dla sędziego bezwzględnie wiążącego charakteru. Oczywiście, że generalnie rzecz biorąc prawo rzymskie było nieporównanie bardziej rozwinięte niż wiele praw, którymi posługiwano się w średniowieczu. Ale nie możemy równocześnie zapominać, że także wiele pomnikowych kodyfikacji prawa rzymskiego też reprezentuje bardzo prymitywny poziom, i to nie tylko, jeśli będziemy to oceniali według współczesnych standardów. Przykładowo, uznawane przez wielu za sztandarowy przykład rzymskiego prawodawstwa Prawo XII tablic odznaczało się w rzeczywistości daleko idącym prymitywizmem - było mianowicie niezwykle kazuistyczne, przesycone elementami sakralnymi, cechowało się daleko idącym formalizmem, a ponadto dotyczyło tylko obywateli rzymskich (w tym więc sensie miało charakter dyskryminacyjny). Prawo rzymskie tamtego okresu było nazywane prawem ścisłym (ius strictum), gdyż czynności prawne dokonywane pod jego rządami musiały być podejmowane z zachowaniem ścisłej formalistyki, przy użyciu dokładnie oznaczonych słów, w obecności pięciu świadków, przy użyciu wielu symbolicznych gestów oraz w obecności trzymającego wagę libripensa. Uchybienie któremuś z tych rygorów (choćby było to tylko drobne przejęzyczenie się) powodowało nieważność danej czynności prawnej. Oczywiście, potem prawo rzymskie znacząco się rozwinęło, także w wyniku działalności pretorów oraz ustawodawstwa (uchwalanego na komicjach, potem tworzonego edyktami cesarskimi), ale pewne tego rodzaju reminiscencje się tam utrzymały. Warto przy tym podkreślić, że znajomość prawa rzymskiego w postaci klasycznej, tak jak było ono następnie recypowane w późniejszych epokach (w tym w średniowieczu), czerpano tak naprawdę (głównie) z kodyfikacji justyniańskiej, opracowanej w latach 530-534. Kodyfikacja ta polegała wszakże na zebraniu i uporządkowaniu prawa dotąd obowiązującego, w tym też poglądów rzymskich jurystów. To wszystko zależy od tego, jak w istocie zdefiniujemy pojęcie "kodeksu" oraz procesu "kodyfikacji" prawa. Nie wdając się w szczegóły powiem tylko, że przecież kodyfikacja napoleońska nie zaistniała w próżni i w gruncie rzeczy oparła się ona (i to w wielu elementach w sposób nawet niewolniczy) na wcześniejszym ustawodawstwie wydanym w okresie absolutyzmu doby Ludwika XIV. Otóż dzięki zabiegom Colberta wydano w 1667 r. Ordonance civile, czyli procedurę cywilną (która wszakże zawierała również pewne elementy prawa materialnego), zaś w 1673 r. - Ordonance du commerce, która regulowała prawo handlowe. Poziom tych kodyfikacji był niezwykle wysoki i stały się one w istocie podstawą późniejszej kodyfikacji napoleońskiej. Warto też dodać, że już w 1794 r., a więc na dziesięć lat przed wydaniem Kodeksu Napoleona, przyjęto w Prusach tzw. Landrecht pruski, dokonujący kodyfikacji m. in. prawa cywilnego. Oczywiście, że różnica ta jest fundamentalna (w przedmiocie oraz w metodzie regulacji). Tyle tylko, że to, co Rzymianie określali mianem ius civile (prawo cywilne) nie oznaczało bynajmniej prawa cywilnego w naszym współczesnym rozumieniu. Dla Rzymian ius civile (zwane też ius Quiritium) było to prawo właściwe dla obywateli rzymskich (obowiązujące obywateli rzymskich), bez względu na to, czy dotyczyło ono zagadnień prawa publicznego, czy też prawa prywatnego. I dlatego też lepiej jest używać w odniesieniu do prywatnoprawnej części prawa rzymskiego (czyli wobec tego, co dzisiaj określilibyśmy mianem prawa cywilnego) określenia "prawo prywatne". To nie do końca jest prawda. Przypomnijmy sobie w tym kontekście kodyfikację prawa Wizygotów, jakiej dokonał król Wizygotów Euryk. Prawo to obowiązywało tylko Wizygotów, zaś ludność romańska podlegała prawu rzymskiemu (w wersji stosownego kodeksu wydanego przez Alaryka II). Z kolei w 654 r. król Wizygocki Receswint wydał jednolite prawi pisane, obowiązujące tak Wizygotów, jak ludność romańską, pozostające zresztą pod wpływem prawa rzymskiego - tzw. Forum iudiciorum. Swoje prawo plemienne spisali również Longobardowie, co nastąpiło w 643 r. w tzw. Edykcie króla Rotarisa. Wreszcie w państwie Franków już za czasów Chlodwiga (a więc przełom V/VI w.) zostało spisane prawo zwyczajowe Franków Salickich (Lex Salica). Prawo zwyczajowe istniało w Rzymie jeszcze wiele wieków po wydaniu Prawa XII tablic. Co prawda, rolę prawa zwyczajowego przejęło z czasem ustawodawstwo, ale Rzymianie do zwyczaju (czyli mos, mos maiorum) odnosili się zawsze z wielkim szacunkiem i nawet w okresie rozkwitu prawa pisanego wielokrotnie powoływali się na prawo zwyczajowe. To właśnie z prawa zwyczajowego czerpie swoją genezę wiele instytucji prawnych o fundamentalnym dla Rzymian znaczeniu, jak chociażby przysługujące ojcu w stosunku do dzieci ius vitae necisque, zakaz małżeństw między krewnymi, itd. Odnośnie zaś kazusu z księdzem i drzewem, to trzeba tutaj wyraźnie rozróżnić płaszczyznę odpowiedzialności cywilnoprawnej i karnej. W płaszczyźnie cywilnoprawnej ksiądz mógłby ponosić odpowiedzialność odszkodowawczą jedynie wtedy, gdyby szkoda (w tym przypadku szkoda na osobie dziecka) została wywołana bezprawnym działaniem bądź zaniechaniem księdza. Trzeba by zatem wykazać, że ksiądz naruszył określone spoczywające na nim prawne obowiązki, które doprowadziły do oberwania się gałęzi. Ponadto trzeba by wykazać winę księdza, co najmniej nieumyślną, w postaci lekkomyślności lub niedbalstwa. Ksiądz nie odpowiada natomiast z samego tylko faktu, że drzewo "należało" do niego. Piszę "należało" w cudzysłowiu, bo przecież nieruchomość cmentarna jest przedmiotem własności parafii jako odrębnej osoby prawnej, nie zaś samego księdza. Z kolei w płaszczyźnie karnej ksiądz mógłby ponosić ewentualnie odpowiedzialność za nieumyślne narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (art. 160§1 i 3 k.k.), ale trzeba by mu z kolei wykazać naruszenie określonych reguł ostrożności. -
Quiz Starożytność
Mecenas odpowiedział Andrzej → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Oczywiście. Czy możecie wymienić pięciu nauarchów spartańskich, którzy sprawowali dowództwo nad flotą kolejno po sobie w latach 398-394 p.n.e. ? -
Quiz Starożytność
Mecenas odpowiedział Andrzej → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Dziękuję Kadrinazi. Dodam może tylko, że takie lekceważące zdanie o umiejętnościach dowódczych Pompejusza miało również wielu późniejszych historyków zajmujących się historią Rzymu. Chociażby Theodor Mommsen wyraził się o Pompejuszu, iż był on zwykłym "feldfeblem" (niem. Feldwebel, można to też przetłumaczyć jako "sierżant"). Z pewnością była to opinia krzywdząca, na której pewnie zaciążyła klęska Pompejusza pod Farsalos. -
Quiz Starożytność
Mecenas odpowiedział Andrzej → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Czy to nie był Quintus Sertoriusz ? -
Wydaje mi się, że w przypadku sztuki sycylijskiej w czasach panowania Normanów granica pomiędzy zwykłym naśladowczym synkretyzmem a wytworzeniem odrębnego - stanowiącego nową jakość względem tworzących go (zapożyczonych) komponentów - stylu jest dosyć płynna, aczkolwiek większość zajmujących się tą tematyką skłania się raczej ku podkreślaniu oryginalnych i twórczych rysów w sztuce na omawianym obszarze. Mówi się też niekiedy wręcz o odrębnym stylu. Trudno byłoby się przy tym zgodzić z twierdzeniem, że mamy tu do czynienia ze sztuką "normańską", jako że kwalifikator "normańska" nieodparcie wywołuje tutaj asocjacje etniczne, tak, jakby to rzeczywiście Normanowie (w sensie odrębnej grupy etnicznej) byli głównymi twórcami i animatorami sztuki w okresie swojego panowania na Sycylii. Tymczasem wiemy, że tak wcale nie było, gdyż największe arcydzieła sztuki sycylijskiej za czasów panowania tam normańskiej dynastii z Hautville - do których należą chociażby wspaniałe kościoły w Palermo czy w Syrakuzach - były wspólnym dziełem normańskich budowniczych, greckich i muzułmańskich (arabskich) kamieniarzy, arabskich dekoratorów czy też bizantyjskich mozaikarzy. Także liczne wyroby rzemiosła artystycznego (np. słynne haftowane tkaniny jedwabne) były tworzone przez rzemieślników reprezentujących różne narodowości (np. muzułmańskie hafciarki wyszywały ornamentem składającym się z liter arabskich teksty łacińskich modlitw na ceremonialnych szatach królów sycylijskich). Trzeba przy tym podkreślić, że to zaangażowanie twórców i rzemieślników pochodzących z różnych narodowości w budowę wartości kulturalnych (normańskiej w sensie politycznym) Sycylii było nie tylko wynikiem dużej różnorodności etnicznej populacji na Sycylii w tamtym okresie (wciąż przecież na wyspie było mnóstwo Arabów, którzy do niedawna byli czynnikiem politycznie tam rządzącym, czy też Bizantyjczyków-Greków, co było z kolei spowodowane faktem, że w XI w. Bizancjum wciąż jeszcze posiadało pewne swoje enklawy w samej Italii), ale było także rezultatem (świadomej) polityki władców normańskich, którzy albo aktywnie ściągali (zapraszali) artystów z różnych krajów, albo też po prostu tworzyli odpowiedni klimat kulturalno-polityczny, sprawiający, że obcy twórcy chętnie obierali Sycylię na miejsce swojej pracy twórczej (pominę już w tym miejscu okoliczność, że król Roger II podczas swojego najazdu na Grecję porwał stamtąd kilku uznanych tkaczy jedwabiu, aby skatalizować w ten sposób działalność dopiero co powstających wytwórni tkanin jedwabnych w samej Sycylii). I właśnie działalność królów sycylijskich (zwłaszcza zaś trzech najwybitniejszych: Rogera II, Wilhelma I i Wilhelma II) w największym stopniu przyczyniła się do wspaniałego rozkwitu sztuki (i w ogóle szeroko pojętej kultury) na Sycylii. Wskutek ich aktywności na Sycylii zapanował spokój, porządek oraz dobrobyt, jaki już od wielu wieków nie był udziałem mieszkającej tam ludności (ostatni chyba raz taki dobrostan panował tam w okresie pryncypatu w ramach Imperium Romanum), ani też nie miał być doświadczany przez mieszkańców Sycylii przez okres następnych (niespokojnych na ogół) stuleci. Wspomniani królowie normańscy zachęcali do osiedlania sie i prowadzenia swojej działalności kupców i rzemieślników, stworzyli silną flotę handlową, otaczali się wybitnymi jak na owe czasy osobistościami pochodzącymi z Grecji czy Syrii (np. admirał Jerzy z Antiochii), a Anglii (biskup Syrakuz Ryszard Palmer), czy nawet z Węgier (Gentile, biskup Agrigento). Warto podkreślić, że ludność muzułmańska żyła wówczas w dużej harmonii i symbiozie z ludnością łacińsko-grecko-normańską, o co usilnie dbali sami władcy. Dziwiło to nawet niekiedy podróżników arabskich. Jeden z nich, Ibn Dżubair, odnotował, że kobiety chrześcijańskie ubierały się na Sycylii na modłę arabską (podobnie jak Arabki zakrywały welonem twarz przed wyjściem z domu). Nic więc chyba dziwnego, że tego rodzaju atmosfera wzajemnej tolerancji oraz ogólnego spokoju - przyznajmy rzadko spotykana w świecie średniowiecznym - zaowocowała tak znakomitym rozwojem dzieł (wartości) artystyczno-kulturalnych. Dodajmy, że Sycylia była wówczas nie tylko niezależna politycznie (co stanowi raczej rzadki epizod w jej historii), ale była wręcz centrum szerszej wspólnoty politycznej, w skład której wchodziła również południowa Italia. Sycylia odgrywała bowiem w królestwie normańskim zdecydowanie przodującą rolę i była wyraźnie faworyzowana przez królów normańskich. Nie miało się to już w historii tej wyspy niemal nigdy powtórzyć, bo nawet dla Fryderyka II, który wychował się na Sycylii i zawsze darzył ją ogromnym sentymentem, Sycylia stanowiła jedynie peryferium jego ogromnego państwa. Nic więc dziwnego, że w czasach normańskiej prosperity wśród różnorodnej etnicznie ludności Sycylii zaczęły się powoli tworzyć zalążki wspólnej świadomości (wspólnoty) narodowej lub też przynajmniej wspólnej świadomości państwowej.
-
Arabowie w tych czasach opanowali zresztą nie tylko Sycylię (w latach 827-902), ale także Sardynię (ok. 720-725), Baleary (798), Kretę (826-827). Ponadto zdobyli liczne punkty oparcia w samej Italii (w 846 r. udało im się nawet - o zgrozo - napaść i złupić Rzym, w tym katedrę Św. Piotra) oraz w Prowansji. Poszczególnym oddziałom arabskim udało się nawet uzyskać pewne przyczółki na terenie Alp. Większość tych ekspansywnych działań zawdzięczali Arabowie wojowniczej dynastii Aghlabidów, która w IX w. zdobyła panowanie we wschodnim Maghrebie. [ Dodano: 2008-09-02, 03:24 ] Odnośnie zaś samej bitwy pod Poitiers, to przecież dobrze wiemy, że nie powstrzymała ona całkowicie parcia arabskiego na Zachód. Jeszcze nie raz próbowali oni opanować Akwitanię, korzystając zresztą z miejscowych separatyzmów lokalnych (względem władców państwa Franków). Dopiero zresztą Pepin (III, zwany też Krótkim, ojciec Karola Wielkiego) wyparł ostatecznie Arabów za Pireneje, zdobywając Septymanię (z Narbonne), która dawniej należała do Wizygotów (nawet po ich klęsce w 507 r. pod Vouille), a później do Arabów. To Pepin przyłączył też ponownie do państwa Franków Akwitanię, która co prawda formalnie nie była wówczas częścią emiratu Ommajadów, ale podlegała wpływom i nękającym najazdom arabskich wojowników zza Pirenejów (nota bene, może mniej arabskim, a bardziej berberyjskim, bo to właśnie północnoafrykańscy Berberowie stanowili wówczas trzon armii kordobańskiego emiratu Ommajadów). W historiografii panuje zresztą obecnie zgoda co do tego, że tak naprawdę to odparcie Arabów spod murów Konstantynopola (najpierw w latach 673-677 i ponownie w latach 717-718) - nie zaś epizodyczne w sumie zwycięstwo Karola Młota pod Poitiers - uchroniło Europę od groźby opanowania przez Arabów i pozwoliło na dalszy rozwój (odrębnej) cywilizacji łacińskiej. [ Dodano: 2008-09-02, 03:30 ] O walkach Bizancjum z Arabami pisał też wyżej Sulmah
-
Proszę zwróćcie uwagę na jeszcze jedną rzecz. Otóż w okresie, o którym tu rozmawiamy, a więc umownie początek i pierwsza połowa lat czterdziestych XIII w., Mongołowie rozpoczynają swoją brzemienną w skutki ekspansję na obszary arabskiego Bliskiego Wschodu. Zajmują sułtanat Ikonium W Azji Mniejszej (1243), a także szereg miast w Ajjubidzkiej (tj. rządzonej przez różnych książąt z dynastii Ajjubidów) Syrii (Damaszek, Alleppo, itd.). Z punktu widzenia Mongołów były to obszary nieporównanie bardziej dla nich atrakcyjne, niż odległa Europa Zachodnia czy Środkowa, położone bliżej rzeczywistego centrum ich państwa. Wątpliwe, by w takim układzie zależało im jeszcze na podboju i okupacji chociażby Niziny Węgierskiej czy nawet dalej położonych terytoriów Europy. Ponadto pozwólcie, że dodam jeszcze parę argumentów nie od siebie wprawdzie, ale zaczerpniętych z niewątpliwie z dużą kompetencją i znajomością tematu napisanego dzieła P. Jacksona, Mongołowie i Zachód, wyd. Bellona, Warszawa 2007 (zwłaszcza s. 111 i n.). Otóż Autor ten podaje, powołując się zresztą na cały szereg dalszych jeszcze prac, że w okresie przebywania Mongołów na Węgrzech, zwłaszcza zimą 1241/1242 r., zaczęły się poważnie wyczerpywać możliwości aprowizacyjne armii mongolskiej, co było związane z wyeksploatowaniem tamtejszych pastwisk na Nizinie Węgierskiej. Jackson dodaje nawet, że były to trudności analogiczne do tych, jakich wiele wieków wcześniej doświadczyli Hunowie (w V w.). Dlatego też Mongołowie musieli się wtedy wycofać na stepy pontyjskie, gdzie były większe możliwości zdobycia potrzebnego zaopatrzenia dla ludzi i koni. Ponadto Autor zwraca też uwagę na fakt, że w dowództwie armii mongolskiej wystąpiły poważne rozdźwięki, a nawet konflikty na tle możliwości i potrzeb dalszego przeciągania wyprawy. Pierwotnie miała to być przecież jedynie wyprawa represyjna, mająca na celu ukaranie Węgier (spustoszenie ich) w zamian za pomoc udzieloną przez nie Połowcom (Kumanom). Nie od rzeczy jest wreszcie argument, że wieści i pogłoski o rzekomych zamiarach opanowania przez Mongołów terenów Niemiec i Włoch były celowo rozprzestrzeniane (nie tylko w samym 1241 czy 1242 r., ale także później, już ex post) przez pewne kręgi propagandowe, związane zwłaszcza z papiestwem, które usiłowało wówczas (a także później) zorganizować jakąś formę krucjaty czy też wyprawy odwetowej przeciwko Mongołom. Kręgom tym mogło więc celowo zależeć na wyolbrzymianiu zagrożenia mongolskiego, które w rzeczywistości nie przedstawiało dla Europy aż tak poważnego niebezpieczeństwa. Na koniec raz jeszcze wszakże chcę poczynić wyraźne zastrzeżenie. Otóż wcale nie neguję głosów tych, którzy wskazują na przewagę taktyczno-militarną armii mongolskiej nad ciężkozbrojnym i mało mobilnym rycerstwem zachodnioeuropejskim. Przewaga ta bez wątpienia umożliwiała zagonom mongolskim pokonanie w starciu bitewnym każdej napotkanej armii składającej się z rycerstwa europejskiego. Byłoby to tym bardziej możliwe, że na Zachodzie brak było wówczas jakiejkolwiek chęci zbrojnego przeciwstawiania się najeźdźcom, bo dwie największe potęgi ówczesnego zachodniego świata - cesarstwo (Fryderyk II) i papiestwo (od 1243 r. Innocenty IV) były zajęte wzajemną wyniszczającą obie strony walką. Ale od pokonania wojsk rycerskich zachodniej Europy do podboju tych terenów droga była daleka, i jak już parokrotnie podkreśliłem - Mongołowie nie mieli nawet takich zamiarów - nie zamierzali oni nawet pustoszyć zachodniej Europy (byłoby to dla nich zbędne rozpraszanie sił w obliczu otwierających się możliwości ekspansji na innych, atrakcyjniejszych dla nich terenach). Za wspomnianym już P. Jacksonem dodam jeszcze, że Mongołowie ustanawiali na zajmowanych przez siebie terytoriach Węgier specjalnych pełnomocników (czasem chyba też spośród miejscowej ludności) do organizowania aprowizacji, ale nie świadczyło to wcale o zamiarze trwałego okupowania tych ziem.
-
Myślę, że w pierwszym rzędzie musielibyśmy sobie wyjaśnić, co to właściwie znaczy "podbić" Europę (czy w ogóle jakiekolwiek terytorium). Bo faktem jest, że zależność poszczególnych ziem (krain) będących w orbicie wpływów i ekspansji mongolskiej od centrum państwa Mongołów (to znaczy najpierw od Karakorum, a później od poszczególnych ułusów i chanatów, na które rozpadło się imperium mongolskie) była bardzo różna. Były tereny bezpośrednio wcielone do państwa mongolskiego i będące przedmiotem intensywnego zasiedlania przez ludność mongolską (Azja Środkowa, częściowo arabski Bliski Wschód). Ale już np. Ruś nie stanowiła części imperium mongolskiego (tzn. nie mieściła się w jego politycznych granicach, nie zlikwidowano tam poszczególnych księstw dzielnicowych ani istniejących tam struktur administracyjnych), była "jedynie" objęta zwierzchnictwem (co prawda bardzo uciążliwym) mongolskim, przejawiającym się poprzez obowiązek płacenia trybutu, dostarczania posiłków wojskowych, czy obowiązek uzyskiwania "jarłyku carskiego" na godność wielkiego księcia we Włodzimierzu nad Klaźmą). Jestem w stanie zupełnie dobrze sobie wyobrazić, że bardzo podobne formy zwierzchnictwa jak nad Rusią (może tylko w nieco bardziej osłabionej formie) Mongołowie byliby w stanie uzyskać nad Węgrami, czy też nawet nad księstwem krakowsko-sandomierskim. Dlaczego nie ? Gdyby Mongołowie chcieli, mogliby powtarzającymi się (znacznie częściej, niż to się de facto potem działo) najazdami zmusić niektórych książąt polskich czy królów Węgier do płacenia trybutu, czy dostarczania posiłków (znacznie trudniej mi sobie wyobrazić wprowadzenie na tych ostatnich obszarach instytucji jarłyku, analogicznie jak na Rusi). Takie w sumie luźne zwierzchnictwo pewnie zmieniałoby się w swojej intensywności w czasie, tzn. za panowania co bardziej energicznych władców Ordy Kipczackiej (Złotej Ordy) zwierzchnictwo to byłoby bardziej realne, a niekiedy osłabiałoby się. Tyle, że jest to wszystko jedynie gdybanie, gdyż Mongołowie - co by nie mówić - nie przejawiali jednak tendencji ekspansywnych na tereny Europy środkowej czy zachodniej, co najwyżej interesowały ich stepy Europy wschodniej. I to chyba nawet mniej z powodu możliwości koczowania na tamtejszych stepach (choć i tego całkiem nie neguję), ale chyba bardziej z powodu chęci zjednoczenia w ramach jednego państwa wszystkich ludów pochodzenia mongolskiego i tureckiego. Stąd brała się ekspansja Mongołów na tereny zamieszkane tam przez Połowców, Alanów czy Bułgarów nadwołżańskich. W każdym bądź razie, podsumowując, wcielenie państw (czy nawet ich części) Europy środkowej i zachodniej do imperium mongolskiego nie leżało ani w zamiarach ani pewnie w możliwościach Mongołów, zwłaszcza po szybkim przecież rozpadzie (podziale) imperium. Natomiast pewne luźniejsze formy zwierzchnictwa (trybut, obowiązek pomocy wojskowej) można sobie od biedy wyobrazić (zwłaszcza nad księstwami polskimi czy nad Królestwem Węgier), rzecz jasna pod warunkiem konsekwentnej w tym względzie polityki mongolskiej (której wszakże ostatecznie zabrakło - na całe zresztą szczęście).
-
Czym naprawdę był feudalizm?
Mecenas odpowiedział jachu → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Dzięki Narya za miłe słowa Odnośnie zaś feudalizmu w państwach afrykańskich, to moje stwierdzenie było oczywiście zbyt ogólne (że mianowicie on tam istniał), jako że trzeba by tutaj dokonać dalszej konkretyzacji: a mianowicie, w jakim okresie on tam panował i w których konkretnie rejonach kontynentu afrykańskiego. Istnienie feudalnych struktur społeczno-gospodarczych nie podlega dyskusji w państwach Afryki północnej, zwłaszcza zaś w Egipcie, po podboju tych terenów przez Arabów. Arabowie, szczególnie za panowania Abbasydów, wprowadzali na opanowywanych przez siebie obszarach feudalny system władania ziemią, wyrażający się w nadawaniu określonym osobom (wojownikom) ziemi w niepełną (podzieloną!) własność, z obowiązkiem służby wojskowej (były to tzw. ikta). Feudalizm istniał w Egipcie również za panowania Mameluków, którzy są uważani za typowych feudałów. Powyższe jest jednak rzeczą powszechnie wiadomą. Ciekawsze jest jednak to, że feudalizm istniał - choć w bardzo heterogennej i różnej od europejskiego postaci - także w tzw. państwach czarnej Afryki. Tytułem przykładu wymieniłbym państwo Songhaj (XV-XVI wiek), leżące w zachodniej Afryce. Otóż w państwie tym (jak i w niektórych sąsiednich) istniał przejściowy system niewolniczo-feudalny, przejawiający się w tym, że niewolnicy byli osadzani na działkach ziemi, a po upływie paru pokoleń stawali się po prostu półwolnymi czy na wpółzależnymi poddanymi, obowiązanymi z tytułu użytkowania nadanej im ziemi (stanowiącej własność jedynie użytkową) do określonych danin i posług. Inna przykłady feudalizmu afrykańskiego to liczne państewka muzułmańskie w Sudanie (w XIX, ale i XX w.), a także Etiopia, gdzie cesarz (czy władca królów - negus negesti) nadawał ziemię swoim wasalom. Raz jeszcze przy tym podkreślam, że był to wszystko feudalizm bardzo swoisty, z dużym udziałem niewolnictwa. Ale bądź co bądź niewolnictwo istniało przez pewien okres także w kapitalistycznej już (czy też będącej w toku rewolucji przemysłowej) Wielkiej Brytanii, tak samo niewolni istnieli we wczesnofeudalnej Polsce piastowskiej (nawet w XII w.), a zatem samo istnienie (bądź nie) niewolnictwa nie jest jeszcze argumentem ostatecznie (i samo przez się) przesądzającym o niewystępowaniu (bądź występowaniu) w danym państwie ustroju feudalnego. [ Dodano: 2008-09-02, 02:53 ] Odnośnie tej tezy pozwoliłem sobie wypowiedzieć się już wyżej, ale chciałbym jeszcze dodać jeden znamienny argument. Otóż w okresie rozwiniętego feudalizmu zachodnioeuropejskiego (XI w. i później) zdarzało się niejednokrotnie, że panami feudalnymi zostawali właśnie byli niewolnicy. Przypomnijmy sobie w tym kontekście instytucję tzw. ministeriałów, czyli właśnie byłych niewolników, którym pan feudalny (po ich uprzednim formalnym czy też nieformalnym "wyzwoleniu") nadawał ziemię w posiadanie zależne, wraz z obowiązkiem wypełniania rozmaitych powinności, które mniej miały związek z typowymi powinnościami chłopskimi (czynsz, pańszczyzna), a bardziej z rozmaitymi czynnościami urzędniczo-dworskimi, wykonywanymi w charakterze pańskich oficjalistów. Zwróćmy też uwagę na genezę średniowiecznego rycerstwa angielskiego w IX, X i XI w. (tzn. pierwotnie anglosaskiego, a później anglonormandzkiego). Otóż pomijając rycerstwo i możnowładztwo przybyłe na wyspę wraz z Wilhelmen Zdobywcą z Normandii (oraz ich potomków), rycerstwo to wykształciło się m. in. z istniejących wcześniej drużynników anglosaskich hrabiów, którzy to drużynnicy rekrutowali się właśnie m. in. spośród niewolnych. Angielski termin "knight", oznaczający rycerza, pierwotnie oznaczał niewolnego sługę (niem. Knecht). -
Czym naprawdę był feudalizm?
Mecenas odpowiedział jachu → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Może napiszę rzecz dla wszystkich tutaj oczywistą, ale warto jednak podkreślić, że feudalizm to określenie takiego ustroju (lub takiej formacji) społ.-gosp., w którym najbardziej rozpowszechnioną formą władania podstawowym przez całe stulecia czynnikiem produkcji, jakim była ziemia, była forma własności podzielonej. Własność podzielona występowała już w starożytności (np. mówi się czasem o tzw. babilońskim feudalizmie w czasach kasyckich - zob. hasło kadurru; formą własności podzielonej była też znana prawu rzymskiemu emfiteuza). Ale to właśnie czasy, w których ta forma własności (ziemi, czyli nieruchomości) była powszechnie panująca - i to we wszystkich warstwach i klasach społecznych - zwykło się nazywać okresem feudalizmu. Co ciekawe, choć prawo rzymskie znało formę własności podzielonej (np. wspomniana emfiteuza), to jednak podstawową formą własności była tam pełna własność (kwirytarna czy bonitarna), będąca najbardziej pełnym zestawem uprawnień majątkowych, jakie znała starożytność. Tymczasem w czasach późniejszych od starożytności (średniowiecze, ale i również duża część okresu nowożytnego) tak pojmowana pełna własność ziemi właściwie nie istniała, bo nawet osoby stojące na najwyższych szczeblach drabiny feudalnej posiadały teoretycznie jedynie dominium utile (własność użytkową), daną im przez suwerena (władcę). Co najwyżej ów władca (cesarz, król, książę) mógł być uznany za właściciela całej ziemi na danym terytorium państwowym (stąd mówi się o państwach patrymonialnych), ale to też w dużej mierze była pewna fikcja (pewne fikcyjne założenie), bo przecież władca taki sam nie korzystał z tej całej ziemi (nie wykonywał więc samodzielnie wszystkich uprawnień właścicielskich), ale ją oddawał właśnie w użytkowanie osobom stojącym niżej w drabinie feudalnej. To z faktu istnienia własności podzielonej (tzn. z faktu, że użytkownik ziemi nie był jej pełnym właścicielem) brały się wszystkie świadczenia na rzecz osoby, która posiadała bezpośrednie uprawnienia zwierzchnie względem tej ziemi (choć niekoniecznie osoba ta była pełnym właścicielem tej ziemi - patrz uwagi wyżej). Świadczenia te (warunkowane posiadaniem jedynie własności użytkowej - choć czasem de facto, lecz nie de iure, zbliżającej się do pełnej własności) mogły mieć bardzo różną naturę, w tym być obowiązkami do służby wojskowej (z tytułu posiadania beneficjum). To tylko w przypadku ludności chłopskiej w grę wchodziły typowe świadczenia w naturze, czy w robociźnie. Czymś natomiast zupełnie innym w całym tym splocie zależności feudalnych były więzy natury osobistej pomiędzy osobami stojącymi na różnych szczeblach drabiny feudalnej, obejmowane czasem ogólną nazwą poddaństwa (np. przywiązanie do ziemi, zwierzchność jurysdykcyjna), choć przecież nie można ich ograniczać tylko do relacji pan-chłop, gdyż należał tu także hołd (homagium) składany przez rycerza swojemu suzerenowi oraz wynikające stąd prawa i obowiązki. Tak rozumiany feudalizm - raz jeszcze trzeba powtórzyć, że jego cechą konstytutywną jest właśnie powszechny system podzielonej własności ziemi - panował oczywiście nie tylko w średniowieczu, ale również długo jeszcze po jego upływie. Na ziemiach polskich panował on właściwie długo w głąb XIX wieku, aż do reform uwłaszczeniowych, choć jak wiemy i po reformach uwłaszczeniowych utrzymywały się wciąż pewne relikty feudalne (np. słynne serwituty). [ Dodano: 2008-08-31, 04:26 ] Często rzeczywiście dobrowolnie, ale chyba jednak częściej wbrew swojej woli, tzn. albo drogą faktycznych nacisków, albo po prostu wynikało to z faktu, że władca nadawał ziemię, na której tacy chłopi gospodarowali określonemu panu feudalnemu [ Dodano: 2008-08-31, 04:37 ] Właściciel niewolnika nie zawsze i nie wszędzie mógł z nim zrobić wszystko. Już w okresie pryncypatu prawo rzymskie brało niewolnika w ochronę i pan nie mógł już z dowolnych przyczyn i bezkarnie niewolnika zabić (wyraźnie zakazywało tego ustawodawstwo Hadriana i Antonina Piusa). Z kolei z tą ochroną prawną chłopa w ustroju feudalnym było jednak różnie, bo np. pamiętamy o możliwości sprzedaży chłopów bez ziemi, co było regułą w państwie rosyjskim jeszcze długo w głąb XIX wieku. Ponadto to nie do końca jest tak, że niewolnik oddawał panu wszystko - znana jest przecież kategoria niewolników nazywanych servi casati, którzy oddawali panu jedynie część plonów, a resztę zachowywali dla siebie. Sytuacja takich servi casati (a także niektórych innych jeszcze grup niewolników) zbliżała się właściwie do sytuacji kolonów, czyli wolnych dzierżawców (tzn. wolnych przynajmniej do 332 r., kiedy to konstytucja Konstantyna przywiązała ich do ziemi). [ Dodano: 2008-08-31, 04:44 ] Powiedziałbym, że i jedno i drugie. Z jednej strony "wyzwolenie niewolników", którymi byli wspomniani już przeze mnie wyżej servi casati (choć dotyczyło to nie tylko sytuacji w państwie rzymskim, bo o podobnym "wyzwoleniu" można też mówić w niektórych państwach germańskich). Oczywiście mam tu na myśli "wyzwolenie" w sensie wolności osobistej, bo cały czas pozostawała zależność ekonomiczna wynikająca z faktu istnienia podzielonej własności ziemi. Z drugiej zaś strony rzeczywiście było to - i to znacznie częściej - "zniewolenie dotąd wolnych": najpierw zniewolenie ekonomiczne (tzn. pogorszenie praw do ziemi i związana z tym przemiana pełnej własności we własność jedynie użytkową), a później najczęściej też zniewolenie osobiste (tzn. przywiązanie do ziemi i inne formy zależności osobistej). [ Dodano: 2008-08-31, 04:50 ] Dla ścisłości tylko dodam, że nie na wszystkich obszarach feudalizm wykształcił się z "niewolnictwa starożytnego". W państwach afrykańskich czy azjatyckich feudalizm wykształcił się z ustroju rodowo-plemiennego (ze wspólnoty pierwotnej). [ Dodano: 2008-08-31, 04:52 ] I to - jak w przypadku Afryki - nie bezpośrednio w okresie przejścia od starożytności do średniowiecza, tylko znacznie, znacznie później, często dopiero w czasach nowożytnych.