Iwan Iwanowski
-
Zawartość
357 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Posty dodane przez Iwan Iwanowski
-
-
Heinz ThorvaldBravissimo! Inicjatywa należy do Ciebie, Col. Frost!
-
OczywiscieHe, he.
Oto więc moje pytanko:
W ruinach Stalingradu radziecki heros Wasilij Zajcew rzekomo starł się z niemieckim oficerem-snajperem majorem Erwinem Königiem. Podaj drugie znane nazwisko owego wroga Zajcewa.
-
Andrzej Samuel, Jerzy Kostrowiccy i Zbigniew Koźliński
-
Chyba będzie: 250 Infanterie Division (spanische)
-
Tak, kolejna i nie ostatnia bitwa wybitnie ukazująca "kunszt" i "geniusz" Montgomery' ego...
-
No to jeszcze jeden powód dla którego Hitler mógł spokojnie wywołać propagandową wojnę przeciwko państwu, które i tak by nie zaatakowało bo bałoby się o swój tyłek.Ale to patrzenie na świat nieco się zmieniło 7 grudnia 1941. Japonia ich rozwścieczyła, poderwała naród do walki. A jak dowiedzieli się o Niemcach, to szału nie było końca. Gdyby nie to, to jednak nie wypowiedzieli by pierwsi wojny. To były dla nich ciężkie czasy, a USA to był kraj demokratyczny. Ludzie widzieli w podświadomości Japończyków kroczących po Chicago. Prezydent musiał słuchać głosu społeczeństwa.
Z tego co jeszcze pamiętam to sama Ameryka nie do końca wyszła jeszcze z tego wielkiego kryzysu...No pisałem przecież... I jeszcze co tydzień zabierali Kimmelowi dwanaście okrętów i słali do Wielkiej Brytanii. Czyli faktycznie sytuacja Stanów nie była różowa. To jednak świadczy o dwóch rzeczach - nie tylko o tym, że Hitler faktycznie mógł widzieć w USA słabego wroga (jak wiadomo ten człowiek nie myślał zbyt przyszłościowo), lecz również świadczy o całkowitej niemożności wypowiedzenia wojny prze USA. Myślę, że zdobyciem Stalingradu, albo Moskwy, Hitler bardziej by podniósł morale, niż tym chełpliwym gestem...
-
Jak dla mnie to jest zbytnie science-fiction i snucie takich domysłów wydaje się śmieszne
-
Max SchmelingNo i dobrze! Twoja kolejka, mostostal!
-
Ale w rękach doświadczonego sołdata MG-42 jest zabójczy.Nie wiem, jak mam się do tego odnieść. Oczywiście, że tak, czy ja napisałem, że nie? Każda broń, nawet Reising, Arisaka, Nagan, czy inny badziewny złom, to istne narzędzie śmierci. A rękach w amatora najlepsza broń "w nic nie trafi i będzie do chrzanu". Broń oceniać, klasyfikować i ustawić od najlepszego, do najgorszego, możemy tylko wtedy, gdy przeprowadzimy testy w warunkach poligonowych, z prawdziwym profesjonalistą. Wtedy można zobaczyć, co celniejsze, a co nie. W warunkach bojowych, tam, gdzie zwykły żołnierz, liczą się jednak tylko umiejętności. Broń ma być niezawodna i się nie zacinać. Reszta to rola żołdaka.
-
Leciał z 50 kg bombą nad B-17 ''Flying Fortress'', przelatując odczepial bombę i bum!Przyszło mi coś takiego kiedyś do głowy, ale nie sądziłem, że to możliwe. Zdolny facet!
Ech, Obywatele w mundurach to jest dla mnie bardzo kiepska książka. Fajnie napisany zbiór ciekawych wspomnień, nic więcej. To, przynajmniej dla mnie, nie jest literatura faktu... Tam po prostu nic nie ma. Bardzo się zawiodłem. Popytam na DWŚ-ie, może tam polecą mi coś normalnego.
-
Tak !Ale numer! Ha, ha!
Tak więc oto moje pytanie:
Jak nazywał się skaczący ze spadochronem nad Kretą mistrz świata boksu wagi ciężkiej (żeby nie było za łatwo, nie powiem, w jakich latach;)), który stanowił dla Niemców wzór Aryjczyka?
-
Kto skonstruował bomby, które użyto do zniszczenia zapór wodnych na Moehne, Sorpe i Eder ?Barnes Wallis?
-
nie debilizm. To była propaganda, manipulacja społeczeństwem. Hitler pokazał wszystkim (chodź tak absolutnie nie było) że pomimo walki na 2 frontach zdolny jest jeszcze do walki z USA. Pokazał w ten sposób dla coraz bardziej niepewnego narodu że Niemcy są nadal potęgąOj, głupi, bardzo głupi to był sposób na propagandę... Tak przy okazji, dlaczego nimieckich morale nie zmniejszyło wypowiedzenie wojny przez Wielką Brytanię i Francję, i dlaczego Hitler tego nie zrobił pierwszy?
A gdyby USA pierwsza wypowiedziała wojnę? Inaczej by to wszystko wtedy wyglądało, każdy niemiec by się bał potęgi Ameryki. A jak Niemcy pierwsi wypowiedzieli wojnę, był to znak o ich potędzę (chodź nie prawdziwej)Nie wypowiedzieli by... Dlaczego? Już na poprzedniej stronie pisałem. Ameryka bała się o własny tyłek. Dla nich III Rzesza była bezwartościową hołotą i problemem wyłącznie Europy.
-
(wsławił się bombardowaniem samolotów w powietrzu)Że czym niby?
A więc czy moglibyście mi teraz polecić coś o froncie zachodnim, w całej "szerokości" tego teatru działań, ale żeby to była książka historyczna, a nie... sam już nie wiem jaka?
-
Ty napisałeś, że Browning jest chłodzony cieczą i że niewymienialna lufa to są luksusy. Ja odpowiadam, że ciecz to nie żaden luksus, tylko wielki problem. A niewymienialna lufa to jeszcze większy problem.Święta racja, ale ani jedno, ani drugie to nie jest idealne rozwiązanie. Pamiętacie jeszcze scenę z Szeregowca Ryana, w której konieczność wymieniania lufy kosztowała obsługę MG42 życie? Uważam, że to nie jest wymysł z Hollywood, ale jak najbardziej możliwy manewr, który był pewnie nie raz przeprowadzany w II wojnie światowej.
Bo ja wiem, czy 550 strz./min. to lepsza? Wprzypadku ataku 1000 Japońców na jedno stanowisko, to raczej nie pomaga.Mowa o szturmie banzai? Kula z Browninga mogła przeszyć nawet dziesięć osób, a oni atakowali przecież jeden za drugim. To jest przecież karabin maszynowy, nie samopowtarzalny. Szybkostrzelność aż tak bardzo do rzeczy się nie miała. Poza tym nigdy nie słyszałem o ataku 1000 samobójsców na raz - dwie, trzy kompanie to tak, ale batalion?
Szybkostrzelność MG42, zresztą takiej włoskiej Bredy też, to już raczej wada, niż zaleta. Zwiększa odrzut, zmniejsza celność, marnuje amunicje.
Natomiast usterki...podjerzewam, że w klimacie Rosji w latach 1941-42, to każdy karabin miewałby usterki.Może z wyjątkiem radzieckich/rosyjskich, z resztą na jedno wychodzi.
Być może pomaga, jako karabin wsparcia na duże odległości. Ale nie na obronę bezpośrednią.Co jest do wszystkiego, to jest do niczego. Amerykanie akurat częściej atakowali, niż się bronili. Na pewno częściej od Niemców. Żeby było sprawiedliwie, te nacje powinny się raczej zamienić. Dla USA i jego mobilnego wojska coś takiego, jak MG42 to by było cudo. Szybko wyparł by BAR-a.
Ja się już zbieram do podsumowania i powiem tak - dobrej broni tka właściwie nie ma. Są totalne badziewia, bronie dobre, ale tylko w niektórych sytuacjach na polu bitwy, po troszu dobre na wszystko i dobre, ale nie do końca. MG42 i M2 raczej należą do tej ostatniej kategorii.
Po za tym od skuteczności na polu walki zależy nie broń, ale ten, kto ją obsługuje. Co robiło z MG42 i SWT-40 (zwłaszcza z nim!) setki amatorów, a co z przestarzałym Mosinem Hayha i Zajcew? Historię, zwłaszcza wojen, pisał nie sprzęt, tylko ludzie.
-
MG-42 waży 12,7 kg, jest to w dodtaku UKM, a więc nie ma porównania z M2.Nie ma? W tym temacie można maczugę porównywać z Shermanem, a MG42 z M2 już nie?
Ponadto, MG-42 ma wymienną lufę, M2 takiego luksusu niet. Ciecz waży i trzeba ją przenosić.To czym w końcu był chłodzony? Bo wcześniej pisałeś, że powietrzem.
Poza tym W czym lepszy był M2 od MG-42?W użyteczności - mniejsza i dobra szybkostrzelność, wystarczająca i pozwalająca oszczędzać amunicję. Miewał też mniej usterek i lufy nie trzeba było wymieniać.
-
"Najdłuższy dzień", Cornelius Ryan; pierwsza książka autorstwa Ryan'a. Jeśli ktoś chce zacząć swoją przygodę z frontem zachodnim ta książka jest dla niego wręcz idealna. Mimo iż jest stosunkowo krótka można się z niej dowiedzieć naprawdę sporo na temat legendarnego już D-Day.O, i tu się zgadzam!
Ale co ma jedno do drugiego?No takie porównanie. Flisowski miał cięższą rzecz do roboty, a zrobił to faktycznie dobrze, obszernie i rzetelnie. Wspomnień tam też nie brakuje. To jest dopiero długi, duży teatr działań! A jak opisany! To oczywiście tylko moja opinia.
A gdzie ja Ci docinam? To akurat nie było skierowane do Ciebie. Luźno rzucona uwaga. Są w końcu ludzie, którzy zaczynają poznawanie historii od naprawdę zaawansowanych pozycji.Tak, podziw się im należy. Jednak Obywatele w mundurach nie są ani zbyt trudni, ani zbyt łatwi. Nie wiem w końcu, do jakiej półki ich rzucić. Styl luźny, amator jak najbardziej wszystko zrozumie, ale nie ma tutaj za bardzo co rozumieć. Mało konkretnych informacji, za dużo gdybania. To bardziej pozycja z kategorii "Wspomnienia wojenne" i "Pamięć o krwi przelanej za ojczyznę". Jeżeli ktoś chce na początek, albo tylko i wyłącznie o mentalność żołnierskiej wiedzieć, to w sam raz. Ja jednak nie tego, ale konkretnej wiedzy szukałem.
Mi się np. jego styl bardzo podoba, bo dzięki temu książkę czyta się jak dobrą beletrystykę.Tu się akurat zgodzę.
Jeśli zakładałeś, że książka nauczy Cię faktografii i dokładnego przebiegu działań wojennych, to istotnie mogłeś być zawiedziony.No to dobrze, że się rozumiemy. O to mi dokładnie chodziło.
Autor zastosował ujęcie problematyczne, nie ma wymogu pisania od daty do daty.Pożyczyłem raz na tydzień od znajomego Stalingrad Antonego Beevora. Zachwyciłem się od razu i teraz tylko czekam na okazję, żeby kupić własny egzemplarz. On sobie sam nałożył wymóg chronologii i "dyscypliny", jak to ujął Dieves. Styl może nie podobny, ale fajny, tak jak Ambrose' a i do tego zawarta faktyczna wiedza. To jest to.
Można jednak dzięki niej ułożyć sobie obraz frontu zachodniego z punktu widzenia żołnierzy. A ciężko rozmawiać o wojnie, tylko na podstawie tego co kto kiedy i dlaczego zrobił. Ambrose porusza wiele ciekawych wątków. Same monografie bitew z czasem stają są nudne.Ale taki obraz to już po zdobyciu wiedzy, ja to określiłeś, faktograficznej. Nie ta kolejność mi wyszła. Zawiodłem się, bo mnie pewnie nie zrozumieli ludzie, których pytałem o opinię.
A że Tobie się akurat nie podoba... Jesteś chyba pierwszą osobą jaką znam, która pisze o tej książce coś takiego.No, a widzisz! Ta to jest!
-
Jak na historię II WŚ, książka opisująca rok działań bojowych, opisuje szeroki zakres działań. Akurat ten konflikt ma to do siebie, że niemała część opracowań opisuje po kilka miesięcy maks, a niektóre nawet do tygodnia. Dlatego na ich tle książka Ambrose'a jest tematycznie obszerna, przynajmniej jak dla mnie.A czy działania na Pacyfiku to nie jest skomplikowany i "gęsty w walkę" teatr walki? Od frontu zachodniego chyba cztery razy dłuższy, nie chce mi się dokładnie liczyć. A opisany m. in. przez Flisowskiego w jednej książce, dwutomowej, obszernej. Tam nie ma pominiętej jednej daty, bitwy, u Ambrose' a nie doczytałem się nawet daty zajęcia Caen. Jakoś mi to niespecjalnie wygląda.
Książki historyczne to nie tylko monografie działań wojennych sensu stricto, taki obraz jak pokazał Ambrose, dla wielu jest znacznie ciekawszy.Akurat nie dal mnie. Są gusta i guściki.
Dlatego na przyszłość, zanim kupisz książkę, i stwierdzisz potem, że jest beznadziejna, poczytaj o niej, choćby na forach, przejrzyj w sklepie, bo kupując w ciemno można się naciąć...Na pewno nie kupowałem w ciemno, oj nie. Przecież nawet tutaj pytałem. Mch90 bardzo mi polecał, mówił, że obszernie opisane działania, wszystko opisane w sam raz dla początkującego itp. Tymczasem jest dokąłdnie na odwrót. Nie zwalam nic absolutnie na mch, on na pewno się znam i ma dobre intencje, ale czasem nie wyjdzie... Raz jadłem taką bombonierkę. Przyjaciele mówili mi, że jest super. A ja mało nie puściłem pawia. Głupie porównanie, ale odpowiednie chyba, a inne mi nie przychodzi do głowy.
Cenna dla pasjonatów, beznadziejna dla tych, którzy poznają dopiero historię, dlatego jej nie polecasz. To w końcu dobra czy beznadziejna?To jest pojęcie względne. Dla mnie, początkującego, beznadziejna, a może raczej kiepska, beznadziejna to za mocno powiedziane. Dla fachowca zaś powinna być genialna, dużo wspomnień, których nie znajdzie się gdzie indziej, inne spojrzenie na wojnę. To zależy od zaawansowania wiedzy.
Chyba że ktoś jest takim geniuszem, że od razu sięga po Zetterlinga, i rozumie wszystko...Ale nie docinaj mi, proszę, bo ja Cibie, ani nikogo nie obrażam. Wyrażam swoją niewygodną opinie, ale w sposób kulturalny, nie nazywam Obywateli gniotem i g**nem, ani nie wyzywam Ambrose'a, bardzo dobrego przecież pisarza.
Jak kupowałem książkę, dopiero zaczynałem w sumie czytać o froncie zachodnim, a mimo to uważam, że książka dla osób zaczynających jest w sam raz.Nie będę kryć swego zdumienia Według mnie najpierw trzeba poznać podstawowe daty i przebieg walk, a potem poznawać życie żołnierzy i dowiadywać się, co robili "po pracy". Jeżeli chodzi o faktyczną wiedzę historyczną, to ta książka niewiele mi wlała do głowy... Jest tu wszystko, a jednocześnie nic. Znaleźć cokolwiek, to męka. Nie ma podstaw, autor widocznie zakłada, że czytelnik coś już wie. Nagminnie niechronologiczne uporządkowanie wydarzeń; sto myśli na minutę; poprzerywane, słabo i dziwnie opisane wątki. Niefortunny podział na sekcje, mało treści, a tym wyidealizowanym obrazem kraju Wuja Sama po prostu rzygać się chce... No ja nie wiem, jakieś niespecjalne to dla mnie. Muszę poszukać czegoś innego.
-
M2 jest chłodzony powietrzem.Zapatrzyłem się w wersję M1924, już nie produkowaną. To jednak jeszcze lepiej świadczy o tej broni. Ciecz waży, jej masę można więc tutaj z radością wywalić, a lufa niewymienna - MG 42 nie miał takiego luksusu.
Nie było z tym ciężarem aż tak tragicznieI dlatego to dobra broń MG42, jeżeli dobrze liczę, 12 kilo lżejszy, a przecież i tak mało kto umiał nim strzelać z biodra. M2 jest dużo lepszy od MG42 i moim zdaniem może kandydować o miano najlepszej broni w historii.
-
Ale co i rusz spotykam 'znawców', którzy mi na siłę próbują wcisnąć, że T-34 to najlepszy, najfajniejszy etc. czołg w historii.Może długi cień PRL-u? Ja się nie mam za znawcę, ale słucham znawców. Wielu historyków uważa, że Sowieci mieli najlepszy sprzęt w tej wojnie, chociaż ja osobiście bardziej stawiam na Niemców. Panzer IV na przykład, wydaje się dobrym stalowym "potworkiem". Lepszym niż magxallowska "zatruta strzała".
No, M2 już lepiej. Nawet ja nie mam czego zarzucić. Produkowany od ponad pół wieku, od czasów II WŚ cały czas na uzbrojeniu US Army, z potężnym nabojem 12,7 mm.I jaka celność! Na dodatek chłodzony cieczą i nie trzeba wymieniać lufy. Ale nie da się tak szybko przenosić, jak MG42.
-
To jak nie jestem amatorem, to kim?
Poza tym, ludzie, wróćmy do tematu...
A więc, wypowiedzenie wojny USA przez Japonię też nie było pomysłem doskonałym, ale uzasadnionym, w niektórych dziedzinach nawet koniecznym. Jednak przez III Rzeszę to był totalny debilizm...
-
którzy uparcie mnie przekonują o 'doskonałości' tego czołgu...Ciebie?
Skoro problemy z silnikiem, to od razu wykreśl IS-a, bo ten miał jeszcze większe problemy od 'Tigera', mimo, że ważył 20 ton mniej.Poza tym idiotyczny kaem z tyłu wieży, 28 sztuk pocisków do działa(wobec 70 w 'Panther').
'Tiger' bynajmniej nie był gorszy od T-34. Zresztą, porównujesz czołgi średnie z czołgiem ciężkim.
Inny kaliber działa(76, 75 i 85 vs 88), masa, prędkość i moć silnika.
'Tiger' był szybszy od IS-a i od 'Pershinga'(37 i 32 km/h vs 38 km/h). Kto tu miał gorsze problemy? IS, co przy masie 46t zapadał się i często saperzy musieli mu pomagać.
Grrrr... No i racja, racja, nieprzemyślana odpowiedź z mojej strony. To ja się przerzucę na broń strzelecką - Browning M2.
-
Ma to do rzeczy, że podajesz błędną datę i przy tym obstajesz. I wprowadzasz przy tym innych w błąd.Obstaje przy tym, co dawno tamu przeczytałem. Poza tym mówiliście kiedyś, że nie wymagacie od użytkowników forum zawrotnej wiedzy. Nie widzę tego. Jam amator jeszcze, zrozumie to ktoś?
Więc kiedy Rzesza wypowiedziała wojnę Stanom?W takim razie nie wiem.
-
No to IS-2 w takim razie.
PS Lepszy już był T-34 i Sherman od Tygrysa (zwłaszcza Królewskiego), co był zbyt wolny i miał problemy z silnikiem.
Quiz I wojna światowa - edycja 2009
w Ogólnie
Napisano · Edytowane przez Iwan Iwanowski · Zgłoś odpowiedź
Ale numer! Ha, ha!
Oto pytanko: Kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach Adolf Hitler awansował do stopnia Gefreiter? (brak polskiego odpowiednika, coś pomiędzy starszym szeregowym, a kapralem)