Tymah
Użytkownicy-
Zawartość
13 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
O Tymah
-
Tytuł
Ranga: Uczeń
Kontakt
-
AIM
4991060
Informacje o profilu
-
Lokalizacja
Toruń
-
Zainteresowania
Historia, polityka, wędrówki górskie
-
Wazowie - dlaczego są tak surowo oceniani?
Tymah odpowiedział Tofik → temat → Wazowie na tronie polskim
Vissegard - ciekawym kiedy sprawiedliwość nie jest równa obiektywizmowi. Wyjaśnisz? -
Z pamięci. Być może, że przesadzone, ale - o ile dobrze pamiętam - o liczbie takiej wspominał sam Jan Sobieski w listach do swej ówczesnej żony. Czytałem o tym jednak dość dawno, mogę więc się mylić.
-
Wazowie - dlaczego są tak surowo oceniani?
Tymah odpowiedział Tofik → temat → Wazowie na tronie polskim
Oczywiście, że porównując szlachtę z roku 1587 z tą z 1668 dostrzeżemy ogromną zmianę w ich patrzeniu na świat, na kształt Rzeczypospolitej - przede wszystkim w kwestii tolerancji religijnej. O ile w państwie zamieszkałym w większości przez jeden naród kwestia religii nie jest rzeczą najważniejszą, to w Rzeczypospolitej było inaczej - zamieszkiwało ją przecież kilka różnych narodów wyznających różne religie, a przez to posiadających różną kulturę! O ile szlachta z roku 1587 szanowała prawo do różnowierności, a przez to - do trwania przy swojej własnej narodowej kulturze, głęboko zakorzenionej właśnie w religii, to ta z roku 1668 myślała już inaczej. Była zdecydowanie bardziej pro-katolicka. Dlaczego tak się stało? Winę za to ponosi bez wątpienia kontrreformacja, która działając silnie w całej Europie zmieniła podejście katolików do różnowierców. Niestety, kontrreformacja odcisnęła spore piętno na Wazach. Nie będę podawał przykładów na rzekomy fanatyzm religijny Zygmunta III Wazy czy Jana Kazimierza, nie. Wykażę jedynie jeden grzech: grzech zaniechania. Otóż Wazowie nie zrobili nic by chronić różnowierców przed wyniszczającym działaniem kontrreformacji. Nie doprowadzili do prześladowań, co to, to nie, oczywiście. Ale nie wzięli różnowierców w obronę! Zgadzali się na umacnianie się kontrreformacji, ba!, sami jej raczej sprzyjali. Byli w końcu - dotyczy to pierwszego i ostatniego Wazy - ortodoksyjnymi katolikami. Doprowadzili BRAKIEM DZIAŁAŃ do dramatycznego pogorszenia się sytuacji różnowierców w Rzeczypospolitej - oczywiście w stosunku do sytuacji z roku 1587, a nie w porównaniu do innych krajów. Niestety - podczas gdy, jak napisałem, w przeciętnym kraju europejskim kwestia tolerancji religijnej nie była kwestią najwyższej wagi, to w Rzeczypospolitej było inaczej. Tylko tolerancja religijna - pełne poszanowanie przede wszystkim prawosławia, ale także judaizmu, islamu (nie mówiąc już o wyznaniach reformowanych) - mogła zapewnić państwu jedność. Wazowie o to nie zadbali. A przykład, jak wiadomo, idzie z góry. Szlachta będąc pod wpływem kontrreformacji, nie mając ponadto króla, który by się jej przeciwstawiał - również zaczęła być znacznie mniej tolerancyjna niż niegdyś. Prosisz mnie, Tofiku, o konkretne nazwiska niewłaściwych ludzi na niewłaściwych miejscach. Niestety, nie mogę Ci ich podać - nie dysponuję aktualnie żadną książką, z której mógłbym je zaczerpnąć, a nie pamiętam ich. Miast przedstawiania Ci konkretnych ludzi przedstawię Ci bardzo prostą, a jednocześnie wiele mówiącą, zależność, która jasno pokaże, że to Wazowie w pełni odpowiedzialni są za rozkład Rzeczypospolitej. Otóż wiadomym jest, że Rzeczpospolita XVII wieku nie była monarchią absolutną. O jej losach decydował zarówno król jak i senat, a także ogół szlachty, który wypowiadał się na sejmach. Nie można jednak zaprzeczyć, że niebywale ważnym głosem - jeżeli nie najważniejszym - był w państwie głos króla i głos senatu. Jeżeli głos ów przemawiał by jednym, zupełnie zgodnym, tonem to już byłoby dobrze. Czy jednak przemawiał jednym tonem? Otóż - nie. Król senatorami czynił ludzi potężnych, władających ogromnymi połaciami ziemi, mających swoje własne - często sprzeczne z interesem ogółu - dążenia. "Dobrze jest, gdy dobro państwa jest jednakie z dobrem króla" - mówi sławna sentencja. Za Wazów nie dość, że dobro króla niekoniecznie było jednakie z dobrem państwa - bo Wazowie realizowali sprzeczne z interesem Rzeczypospolitej dążenia do korony szwedzkiej - to jeszcze król bardzo często chciał iść w innym kierunku niż część senatu. A kto decydował o składzie senatu? Król! Monarcha więc sam kładł sobie kłody pod nogi! Przejdźmy jednak do kwintesencji mego zarzutu przeciw Wazom. Otóż wiadomym jest, że państwem rządzą w głównej mierze najwyżsi urzędnicy. Kasztelani, wojewodowie, hetmani i tak dalej, i tak dalej. Prawdziwa władza znajduje się więc w rękach ludzi, którzy na swoje stanowiska zostali powołani przez króla. Król decydując o obsadzie najwyższych urzędów decyduje pośrednio o głównych drogach, jakimi pójdzie zarządzane przez niego państwo. Mądry król nie dość, że sam prowadziłby właściwą politykę, to jeszcze obsadzałby najważniejsze stanowiska ludźmi odpowiedzialnymi, znającymi się na rzeczy. Taka polityka musiałaby - po prostu musiałaby! - przynieść sukcesy. A co się okazuje? Kraj z roku 1668 jest w praktycznej ruinie w porównaniu do stanu z 1587. Kto za to odpowiada? Przede wszystkim najwyżsi urzędnicy. Kto ich mianował? Król. Więc - u samego sedna - kto odpowiada za fatalny stan rzeczy? Tylko i wyłącznie król! Wazowie rządząc lat 80, czyli 80 lat decydując o obsadzie kardynalnych dla kondycji państwa stanowisk, doprowadzili kraj do upadku. Nie ma - po prostu nie ma - innych winowajców niż oni. Zła postawa szlachty mogła, owszem, przyczynić się do zlej sytuacji państwa - ale byłaby niczym wobec mądrze prowadzonej przez Wazów polityki. Wynika z tego jasno, i zaprzeczyć temu nie można, że to Zygmunt, Władysław i Jan Kazimierz są odpowiedzialni za upadek Rzeczypospolitej Obojga Narodów. -
Islam III Girej wyraźnie określił terytoria jakie pragnie zająć w ewentualnej wojnie z Moskwą: otóż rozchodziło mu się tylko o Kazań i Astrachań, czyli ziemie zamieszkane przez wyznawców Mahometa. Cała reszta zupełnie go nie interesowała; chciał tylko zdobywać łupy i brać jasyr. Chmielnicki w maju 1649 roku złożył Moskwie ofertę poddaństwa. Ta ją odrzuciła! A mogła przecież wejść z Kozakami w sojusz i wypowiedzieć Rzeczypospolitej wojnę. Nie zrobiła tego. Niechęć Moskwy do wojny z Rzeczpospolitą zdają się potwierdzać wydarzenia późniejsze: otóż po powrocie poselstwa przewodzonego przez Puszkina, car Aleksy był wielce oburzony postępowaniem dyplomaty. Pisał Krzysztof Opaliński, że Moskwa niebywale obawia się uderzenia kozacko-tatarskiego i bardzo zła jest na Puszkina, że zbytnio zamieszał i mógł sprowokować pchnięcie owej koalicji na Moskwę właśnie. Car chciał z Rzeczpospolitą pokoju. Nie czuł się na siłach do podejmowania takiej walki. Jak więc widać - Tatarzy jasno określili swoje cele, które nam bardzo pasowały. Moskwa unikała ewentualnej wojny, bała się ataku - o czym może to świadczyć jeżeli nie o jej słabości wobec takiegoż przymierza, jak Rzeczypospolitej z Kozakami i Tatarami? A Chmielnicki? Jak już napisałem - w roku 1649 odrzucono jego ofertę poddaństwa Moskwie. Rzeczpospolita nie bardzo wywiązała się z postanowień traktatu zborowskiego, na co duży wpływ miało nieprzejednane stanowisko duchowieństwa katolickiego. Chmielnicki wobec fiaska sojuszu z najbliższymi sąsiadami w październiku roku 1650 poddał się sułtanowi. Ten przyjął go w swe ramiona chętnie, bo - tak jak Moskwa - bardzo obawiał się ataku koalicji kozacko-tatarskiej. Z powyższych faktów jasno wynika, że Chmielnicki szukał pomocy wszędzie, gdzie tylko mógł. Uważam, że w świetle tego wszystkiego jest ewidentnym błędem, że Rzeczpospolita nie wypowiedziała wojny Moskwie. Sułtan wojnę ową na pewno by poparł - zależało mu bowiem po prostu na utrzymaniu Kozaków i Tatarów z dala od swoich granic. Islam Girej wojny pragnął z całego serca, Chmielnickiemu również - w jego ówczesnej sytuacji - byłaby potrzebna - a w każdym razie wcale nie byłaby gorsza od wojny z Rzeczpospolitą, ba!, byłaby lepsza. Moskwa wojny się obawiała, unikała. Rzeczpospolita nie wykorzystała tej wspaniałej koniunktury. Niestety, skutki są powszechnie znane. Nowe ataki koalicji tatarsko-kozackiej, następnie Perejasław. A można było zagrać zupełnie inaczej!
-
Za największą klęskę uważam bitwę pod Mątwami, która rozegrała się 13 lipca 1666. W bitwie tej zginęło 3800 z okładem świetnych wojów Rzeczypospolitej - i to, niestety, z ręki rodaków. O ile pod względem militarnym nie była to jakaś gigantyczna porażka, to niewątpliwą hańbą jest, że taka ilość znakomitego żołnierza wyginęła za przyczyną głupiego sporu między Lubomirskim a królem! W dodatku podkomendni Lubomirskiego według różnorakich relacyj zachowywali się niezwykle bestialsko. Jan Sobieski zapisał, że masakrowali nawet leżące już na glebie martwe ciała. To wielki wstyd, że doszło do takiej bratobójczej rzezi.
-
Wazowie - dlaczego są tak surowo oceniani?
Tymah odpowiedział Tofik → temat → Wazowie na tronie polskim
Również uważam, że Wazowie byli fatalną dynastią. Mówisz, Tofiku, że to nie oni doprowadzili kraj do ruiny, ale szlachta... Drogi kolego! Wazowie mieli 80(!)lat żeby coś w kraju zmienić, żeby wykorzenić złe nawyki, zaprowadzić go na dobrą drogę. Nikt mi nie wmówi, że przez 80 lat nie można naprawić nawet bardzo dużych błędów przeszłości. Ok, nie można było wywrócić ustroju do góry nogami, ale można było nim dobrze pokierować. Mieli ogromny szmat czasu do działania. Porównanie stanu kraju z roku 1587 i z roku 1668 nie pozostawia wiele złudzeń. Nawet jeżeli to w wielkiej mierze krnąbrna szlachta niszczyła państwo, to jednak król - najwyższa władza! - miał możność zrobienia czegoś, by to naprawić. Ze swojej strony zarzucę im tylko jedną rzecz, moim zdaniem najstraszliwszą - obsadzanie najważniejszych urzędów w państwie przede wszystkim wielkimi magnatami. Zamiast - tak jak na przykład we Francji - dawać odpowiedzialne stanowiska ludziom posiadającym realne zdolności do sprostania zadaniom przez nie serwowane, Wazowie brnęli w zupełnie innym kierunku. Przykładów, raczcie wybaczyć, nie będę wymieniał, bo szkoda mi czasu na szukanie źródeł - każdy może to zrobić na własną rękę, bo nieodpowiednich ludzi na ważnych stanowiskach za Wazów było w Rzeczypospolitej pod dostatkiem. -
Prześladowania Braci Polskich, Raków i ogólnie o tej konfesji
Tymah odpowiedział marcin29 → temat → Wazowie na tronie polskim
Tofiku, ja oczywiście nie twierdzę, że wypędzenie arian było zasługą wyłącznie - lub niemal wyłącznie - jezuicką. Jednak nie można ludziom tym odbierać na tym polu ewidentniej "zasługi". I nie chodzi mi tu o działania jedynie z lat bliskich uchwale o wygnaniu, o nie! Jezuici działali w Rzeczypospolitej od dawna, byli kołem napędowym kontrreformacji i to w dużej mierze - siłą rzeczy - oni doprowadzili do pewnego zaciemnienia umysłowego dotychczas światłych umysłów części włodarzy Rzeczypospolitej. Oczywiście nie sami jezuici kontrreformację prowadzili, jednak przyznasz, Tofiku, że byli jej głównymi krzewicielami. A arian wypędziło nie co innego, jak właśnie kontrreformacja. Po potopie ludzie zaciemniali i żądni państwa stricte katolickiego dostali świetny pretekst, by zwalić lwią część winy za niepowodzenia na różnowierców. Arianom dostało się najmocniej bo było ich dość mało, a ponadto diametralnie różnili się od innych. -
Nie mamy żadnej gwarancji, że Chmielnicki przeszedłby na stronę rosyjską. Ciągle powtarzasz, jak to Kozacy połączyli się z carem przeciw Rzeczypospolitej - ok, zrobili to w roku 1654, cztery lata po chwili o jakiej rozprawiamy, a z kolei cztery lata po unii perejasławskiej doszło do unii hadziackiej, kolejny zwrot o 180 stopni. Pokazuje to jednak, że Kozacy byli wierni danej stronie chociaż przez pewien czas, nie zmieniali frontu z dnia na dzień. Nie ma żadnej podstawy do przypuszczeń, że już w roku 1650 zdradziliby Rzeczpospolitą i maszerując z jej wojskami na Moskwę zmieniliby front. Dalej powiadasz, że wojna z Moskwą kosztowałaby zbyt wiele... Adam Kisiel twierdził, że Chmielnicki był skłonny ruszyć na Moskwę bez wielkiego wsparcia Rzeczypospolitej, niemal jedynie z Tatarami. Nawet gdybyśmy zmuszeni byli do wysłania przeciw Moskwie pewnej ilości wojska, to czy byłoby to więcej niż musieliśmy wystawić przeciw kozakom i ordzie? A każdy myślący politycznie człowiek w roku 1650 wiedział dobrze, że jeżeli Rzeczpospolita nie zrobi kroku ku Kozakom i wraz z nimi nie sprzymierzy się przeciw innemu wrogowi, to siłą rzeczy zaatakują oni właśnie ją! Było więc wiadome, że pieniądze na wojnę i tak trzeba będzie znaleźć. I teraz pytanie - czy tańsza byłaby wojna Rzeczypospolitej, ordy i Kozaków przeciw Moskwie, czy raczej Rzeczypospolitej przeciwko wszystkim? Bo można było się spodziewać, że jeżeli Rzeczpospolita nie ułoży się dobrze z Kozakami w 1650 to prędzej czy później połączą się oni z Moskwą. Uważam, że niewykorzystanie w roku 1650 siły kozacko-tatarskiej przeciw carowi było po prostu błędem; bowiem siły te, które zostawiono w spokoju, musiały zwrócić się przeciwko Rzeczypospolitej! I tak też się, niestety, stało.
-
Chmielnicki zawarł sojusz z Moskwą w cztery lata później, w Perejasławiu. Kozacy, oczywiście, byli niebywale zmienni - ale w roku 1650 byli bardzo mocno związani z ordą. Określenie jakiego użyłem, "na życie i śmierć", odnosi się właśnie do tegoż roku, a nie do zdarzeń z 1654 - czyli z roku, który poprzedziły kolejne liczne wojny z Rzeczpospolitą, dalsze wykrwawianie ukraińskiej ludności. Faktem niepodważalnym jest, że Islam III Girej dążył do osłabienia Moskwy, a w feralnym roku był z Kozakami mocno związany. Te dążenia wspierał także Mehmed IV, a Chmielnicki dążył po prostu do zapewnienia Ukrainie względnej autonomii - czy to przy boku Moskwy czy Warszawy - i do sporej władzy dla siebie. Sojusz z Moskwą z 1654 roku absolutnie nie był lepszy niż ewentualny sojusz z Polską. Oczywiście nie twierdzę, że pchnięcie wojsk kozacko-tatarskich na Moskwę rozwiązałoby wszystkie problemy - ale na pewno dałoby Rzeczypospolitej sporo wytchnienia. Oczywiście kozacy byli bardzo niepewnym sojusznikiem, mogliby nawet w czasie kampanii na Moskwę zmienić front - ale tu pojawiał się czynnik tatarski, który Moskwie był po prostu z natury wrogi. Sułtan Mehmed IV zdecydował się wspierać działania kozacko-tatarskie w Rzeczypospolitej tylko dlatego, by odsunąć zagrożenie od siebie - nie miał, niestety, możliwości pchnięcia tej siły na Moskwę. Gdyby jednak i Rzeczpospolita wyraziła chęć ataku na państwo carów, to mogłaby się zawiązać ciekawa koalicja, która, jak sądzę, wyszłaby Rzeczypospolitej na zdrowie. Kadrinazi - nie twierdzę, że wojowie Europy Zachodniej nie byli okrutni i prymitywni. Owszem, byli, co pokazywali wielokrotnie, jednak śmiem twierdzić, że zdecydowanie nie aż w takim stopniu jak Kozacy czy Tatarzy. No i Niemcy nie brali tysięcy ludności w jasyr.
-
Zamysł, zaiste, piękny, ale w roku zawarcia unii już ewidentnie niemożliwy do spełnienia. Kozacy prowadzili niebywale głupią politykę, co chwilę zmieniali fronty - raz poddawali się królowi polskiemu, za chwilę sułtanowi, a później - carowi. Ukraina po prostu wrzała, jej włodarze kompletnie nie mogli dojść do porozumienia, każdy chciał czego innego; zaś zwyczajny kozacy po prostu chcieli gwałcić, palić i mordować. Po zawarciu unii hadziackiej część Ukraińców dostała spore nadania ziemskie od Rzeczypospolitej, co momentalnie wywołało ogromny sprzeciw wśród innych możniejszych Ukraińców. Takie nadanie bowiem wytworzyłyby pewnikiem nową szlachtę na Ukrainie; dawały one przewagę stronnikom Polski nad stronnikami Moskwy czy Tatarów. Ukraina była, niestety, nie miała wówczas kompletnie żadnej elity politycznej, nie kierowała się dalekowzrocznymi celami. Podejmowanie tak trudnego zadania jakim jest połączenie trzech narodów w jedno państwo, w dodatku tak, by żaden z tychże narodów nie doznał upokorzeń było niestety niemożliwe ze względu na kompletną niedojrzałość polityczną Ukrainy. Mówicie, że w roku 1600 taka unia byłaby możliwa - otóż nie, nie byłaby. A świadczy o tym chociażby fakt, że... jej nie było. O ile wtedy Ukraina nie była tak wyniszczona, to po prostu ze strony polsko-litewskiej brakowało jakichkolwiek niemal dążeń do prawdziwej unii, Ukrainy nie traktowano jako partnera i nic tego nie mogło zmienić, taki był sposób myślenia ówczesnych ludzi i to nie tylko w Rzeczypospolitej ale w całej Europie. Nie ma co dywagować nad tym co mogłoby się stać, gdyby część ludzi z 1658 roku przenieść w realia początku stulecia, to bezsens. W roku 1658 Unia Hadziacka nie miała realnych szans przetrwania, ze względu na liczne błędy jakich dopuszczali się wcześniej Polacy i Litwini oraz ze względu na całkowity brak elit politycznych na Ukrainie.
-
Twierdzę, że postępując w stosunku do Moskwy ugodowo popełniła Rzeczpospolita bardzo duży błąd. Dlaczego? Otóż prawicie, koledzy, że Rzeczpospolita wówczas wojny nowej nie potrzebowała. A z kim-że to tak w roku 1650 i w latach nieco wcześniejszych wojowaliśmy przede wszystkim? Z "czernią" kozacką, to jasne. To Ukraina stanowiła wtedy najgorętszy fragment państwa; wrzała tak, że patrzyli na nią z trwogą wszyscy Polacy i Litwini. Chwilowo konflikt był zażegnany - zawarto ugodę pod Zborowem. Bardzo łatwo można było jednak i wówczas wywnioskować, że ugoda owa nie będzie długotrwała - Kozacy sprzymierzywszy się z ordą po prostu musieli walczyć, byli niebywale żądni krwi. Nie zapominajmy, że wojska kozacko-tatarskie to nie byli Niemcy, Anglicy ani nawet Polacy - tylko dzicy ludzie, praktycznie - barbarzyńcy! Oni chcieli krwi i łupów, a nie pokoju. Chmielnicki nie mógł długo utrzymać takiej rzeszy ludzi, którzy odwykli już od roli a przywykli do nurzania swych mieczy w krwi - czy to polskiej i litewskiej czy ruskiej. Jasno z tego wynika, że największym zagrożeniem byli wówczas kozacy sprzymierzeni z ordą. Tej złowrogiej siły obawiali się wszyscy z nią sąsiadujący, nawet sułtan! Pozwolę sobie przypomnieć stanowisko ówczesnego chana krymskiego, Islama III Gireja. Otóż człowiek ten niebywale byłby rad z uderzenia na Moskwę. Zapewniał, że wraz z Kozakami, za poparciem Rzeczypospolitej, z największą radością powędruje na ziemie Moskwy i urządzi tam prawdziwą rzeź! Nie w innym tonie wypowiadał się dyplomata turecki, Mustafa aga, przebywający wtedy w Warszawie. Na ten przykład: gdy spotkał na ulicach tegoż miasta posła Puszkina, zaczął go niezwykle obelżywie lżyć i wygrażać mu, zapewniając, że już niedługo wkroczy na ziemie moskiewskie i urządzi tam kęsim (masowe ścinanie głów). Jak więc widać tatarzy byli bardzo chętni do skierowania ostrza swego miecza przeciw Moskwie. Kozacy, którzy byli z nimi związani wówczas niemal na śmierć i życie, pewnikiem uderzyliby wraz z nimi, co zresztą potwierdzają rozmowy Adama Kisiela z Bohdaniem Chmielnickim, w których to opracowywano już drogi przemarszu wojsk tatarsko-kozackich na Moskwę! Istniała więc bardzo realna sposobność by kozaków i ordę zatrudnić ścinaniem poddanych cara. Cóż jednak zrobiła Rzeczpospolita? Wybrała pokój z Moskwą, co równało się skierowaniu krwiożerczych tatarów i kozaków na własne państwo! Przecież sułtan Mehmed IV (a właściwie jego doradcy) również obawiał się tej straszliwej koalicji, i dlatego w październiku 1650 roku przyjął Chmielnickiego w poddaństwo dając mu szereg nadań i tytułów. Do czego to doprowadziło? Otóż, oczywiście, do wojny. Działania militarne rozpoczęły się w roku 1651. Całe szczęście, że Rzeczpospolita odniosła zwycięstwo pod Beresteczkiem i Białą Cerkwią - jednak śmiało można powiedzieć, że całego tego konfliktu mogło w ogóle nie być. Koalicję kozacko-tatarską mogli włodarze Rzeczypospolitej skierować na Moskwę, wspierając ją ewentualnie kilkoma tysiącami swoich wojowników.
-
Prześladowania Braci Polskich, Raków i ogólnie o tej konfesji
Tymah odpowiedział marcin29 → temat → Wazowie na tronie polskim
Arian niegdyś nie tępiono, bywało przecież, że i ortodyksyjni katolicy wchodzili z nimi w bliską komitywę - tak jednak było głównie przed Wazami. Kontrreformacja odcisnęła na charakterze Rzeczypospolitej dość silne piętno, tolerancja religijna, niestety, ucierpiała. Skoro katolicy znowu brali górę i wespół z najwyższą władzą starali się z Rzeczypospolitej uczynić państwo o możliwie najbardziej jednolitym charakterze wyznaniowym, to nic dziwnego, że ostrze miecza skierowano przede wszystkim w antytrynitarzy - byli, po prostu, zbyt skrajni. W czasie potopu sporo z nich pomagało Szwedom, ale czy na pewno to było główną przyczyną ich wygnania? Osobiście ośmielę się stwierdzić, że nie - przyczyną była po prostu ciemnota umysłowa, jaka podówczas znowu wkraczała do Rzeczypospolitej; sprzyjanie szwedzkiemu okupantowi dostarczyło tylko katolikom pretekstu do działań przeciw heretykom. Wystarczy spojrzeć jak przez długi czas postępowano z prawosławiem, jaką w istocie przemocą była unia brzeska. Skoro włodarze Rzeczypospolitej tak podchodzili do bardzo dużej przecież rzeszy wyznawców prawosławia, to co tu się dziwić kwestii ariańskiej? Krwiożerczy jezuici bardzo radzi byli z usunięcia z kraju tak skrajnego elementu, jakim byli arianie - a nie zapominajmy, że mieli oni(tj. jezuici) spory wpływ na Jana Kazimierza, który za młodu nie dość że należał do skrajnie katolickiej frakcji politycznej, to nawet wstąpił do zakonu jezuitów! Państwo posiadające króla z takimi "korzeniami" musiało odchodzić powoli od dawnej tolerancji religijnej. Wobec tego na pierwszy ogień poszli ci, którzy najbardziej się wyróżniali – czyli arianie. -
Jezuitą został tylko dlatego, że nie wypalił jego inny zamysł. Kazimierz ojcowskim wzorem bratał się z Habsburgami jak tylko mógł (sam zresztą powiedział, że uważa się za prawdziwego Austriaka!). Zostało zamyślone, że Kazimierz zostanie wicekrólem Portugalii - jednak po drodze do tejże został aresztowany na terytorium Francji z inicjatywy kardynała Richelieu. Przesiedział we więzieniu - ale w dobrych warunkach, co zapewnił sobie między innymi zdradą (są doniesienia o tym, że wydał człowieka, który chciał pomóc mu w ucieczce z więzienia!) - niecałe dwa lata. Następie, o czym już napisał kolega artifakt, został jezuitą. Wcześniej Kazimierz wiele wojował - ze Szwecją, Turcją, Moskwą. Przede wszystkim jednak żył niezwykle wystawnie i dość mocno obciążał skarb państwa. Folgował sobie we wszelkich przyjemnościach, rozrzutnością grzeszył co nie miara. Krótko mówiąc państwu niewiele się przysłużył, ba!, raczej zaszkodził.