-
Zawartość
1,310 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez amon
-
Tylko tyle ? Wolne Miasto Gdańsk było polskie, ale Freie Stadt Danzig, jak sama nazwa wskazuje było jeszcze bardziej polskie. Mam nadzieję, że udzielilem zadowalającej odpowiedzi na zadane pytanie.
-
Termopile to typowe od wieków miejsce na drodze, gdzie doszło do wielu bitew, ze zmiennym szczęściem. Akurat w tym najbardziej znanym przypadku, doszła do tego legenda. Mocno na wyrost.
-
Większość wpisów rozbawiła mnie do łez. W czym jest problem ? Młody Grass, miał marzenie, zostać bohaterem. Tak wyszło, że zamiast utonąć wraz z kolejnym U-bootem został przy życiu, wcześniej służąc w dywizji SS. Los Niemca, o nieskazitelnych przodkach był raczej typowy. Przecież Polacy, przynajmnej ich część uwielbia SS. A tu rwetes. Bo ktoś, dla ktorego droga niemieckiego chłopaka była wielką niewiadomą, nadał mu pod wpływem przeczytanej lektury, honorowe obywatelstwo byłego niemieckiego miasta. Śmiech na sali.
-
Wstążka jest od Krzyża Żelaznego II klasy, a reszta też nie wygląda wiarygodnie. Dziwoląg zwany kopią.
-
Zadałeś całkiem sensowne pytanie. Co muszą udowadniać ludzie wierzący ? Niczego nie muszą robić, a mimo to podejmują temat który dla nich jest niepojęty. Z racji wyznawanej religii żywo reagują na wszelkie informacje sprzeczne z ich światopoglądem. Przyklad takiego typu zachowań mamy powyżej. Nie zgodziłbym się z Tobą secesjonisto, że relgia daje ludziom szczęście, a system etyczny jaki ze sobą niesie, jest usprawiedliwony kłamstem które ma uwiarygodnić istnienie siły wyższej, czyli licznych bogów. Teoretycznie, dyskuja o czymś, co nie istnieje, a jest produktem ludzkiej wyobraźni, z góry jest skazana na negację innych wierzących. Z punktu widzenia ateisty, gnostyka, czy jak by tam nie nazwać człowieka który wyrósł z opowieści typu s/f, wszelka reakcja ludzi wierzących jest zbędna. Jednak to osoba wierząca chętnie podejmuje trud ewangelizacji, wiedzona naukami które czynią z niej niewolnika przyszłych zasług w niebie, lub zmartwychstania. Główny grant to wiekuiste pląsy po niebieskich łąkach. Dla mnie życie kończy się wraz ze śmiercią. Mało tego, nie oczekuję dodatkowych promocji, jakby to infantylnie nie zabrzmiało. Nie oczekuję zrozumienia, wśród licznych wierzących w bogów,to co mnie irytuje to zawłaszczanie mojej prywatności, przez nachalną retorykę religijną. Jako ateista ( nazwa umowna, wszka czai się tam mityczny Teos) nigdy nie miałem problemu z czcicielami bogów, w trójcy, mono, czy z matką boga. Problem mieli wierzący, żywo reagujący na człowieka którego świadomość wykluczyła bogów definitywnie.
-
Zastanawiałem się jaką religię na forum reprezentujesz. Wszak w przypadku religii ani w niej sensu, ani logiki, a już tym bardziej prawdy. Ot wymysł ludzkiej wyobraźni, oczekiwań, wyobrażeń itp. rzeczy. Uważam, że religia ograniczna wolność myślenia, narzuca system wartości sprzeczny z naturą człowieka. Moje spostrzeżenia tyczą religii monoteistycznych. W przypadku politeizmu bywało różnie. Mój ateizm zwykle przeszkadza wierzącym. Tłumaczą oni sobie na różne sposoby jak taki człowiek jak ja żyje, jest szczęsliwy i w.g wyznaczników cywilizacji, jest normalny. Nie potrafią ogarnąć swoim rozumem mojej inności, która dla mnie jest normalnością. Najlpeszym wytłumaczeniem dla wierzącego w bogów, jest brak łaski. I po sprawie. Politeistyczny katolicyzm, gdzie pogańska triada wszczepiła się w judaistyczny wizerunek nowej religii, osiąga zdumiewające samozadowolenie z takiego tłumaczenia. Niech tak pozostanie. Ateiści niczego nie muszą udowadniać. Wiedzą że się w swoim osądzie życia się nie mylą. I chwała im za to.
-
Che był pospolitym mordercą, o jego roli w egzekucjach po zwycięstwie rewolucji na Kubie pewnie nic nie wiesz. A może tak wygodniej ? Jednak skoro wywołujesz do tablicy to i ja postanowiłem Ciebie sprawdzić. Sprawa dotyczy niejakiego Eutimio Guerry. Kto go zabił ? Napisz też co znaczyło stwierdzenie Che, że było to "zakończenie niezręcznej sytuacji" ?
-
"Potop" to hit. Obrabiany na okrągło. Jednak jeżeli chodzi o rekord to na pierwszym miejscu jest "Tomek Sawyer". Co ciekawe czytałem go do 15 roku życia, prawie codziennie. Od tego czasu minęło kawał czasu i nigdy po ten tytuł już nie sięgnąłem.
-
Kolega Amon, któremu insynuuje się wspomnienia rodem z kabaretu, przedstawił konkretne przykłady falowe znane z autopsji. W mojej jednostce kot stał całą noc na warcie za dziadka, lub wicka. Jeżeli miał to nieszczęscie być z nimi na jednym posterunku. W dzień taki wałek nigdy by nie przeszedł. A to co kolega zajączek sobie wyobraża, lub co sądzi o moich wpisach jest mi całkowicie obojętne. Nie po raz pierwszy zwracam uwagę na fakt, że wszytsko zależało od kadry, czyli trepów, dlatego przykłady z różnych jednostek mogą być krańcowo różne i wykluczające się. Przez wrodzoną grzeczność, nie napiszę że zajączek nie ma racji i kłamie, bo jego wspomnienia i doświadczenia z trzech jednostek mogą odbiegać od tego co napisałem. Ale to nie znaczy, że u mnie jest kabaret, a u zajączka smętne disco polo.
-
Nie wdając się w bliższe szczegóły pierwsza połowa lat 80-tych. Czas zdychającej komuny, ale jeszcze zdrowo wierzgającej Nie ukrywałem, że tego typu przygody traktowałem w kategorii poznawczej, i cały czas zbierałem dane o zwyczajach falowych w innych rodzajach sił zbrojnych. Skoro los mnie tam skierował, trzeba było to wykorzystać Rozwkit fali przypadał na drugą połowę lat 70-tych. Na pewno ktoś już na ten temat pisał, ale przyznam że nie śledziłem literatury przedmiotu.
-
"Ostateczna bitwa", Sloan, 19 złotych. "Pierwsza wojna Hitlera", Weber za 19 złotych "Jałta", Plotkhy, cena jak wyżej. Pozycje wydane przez Rebis. "Marynarka wojenna Austro-Węgier w Pierwszej Wojnie Światowej 1914-1918", Csonkareti za 17 zlotych.
-
Wierz mi że i Herkules poradzi. Słabość i strach charakteryzował wielu, ale niewielu dało radę. Co do wspomnień, to nie mam złych, bez względu na czas. Co do wersji z oficerem dyżurnym na obiedzie. W mojej jednostce takie wydarzenie, czyli obecność trepa dyżurnego podczas wydawki żarcia, nie wpływał na obyczaje falowe. Wiesz dlaczego ? Powodów jest kilka. Pierwszy; kadra godziła się z istnieniem fali na batalionach. Powód drugi. Trep dyżurny przychodził na kuchnię po to aby się darmowo naźreć ( kolokwializm zamierzony). Powód trzeci. Trep ambitny mógł podjąć trud ustawienia poszczególnych kompanii w.g wlasnego widzimisię, ale w mojej jednostce kompanii było 22-ie. Wobec czego żaden trep nie był w stanie ogarnąć, jaki jest właściwy szyk kolejki. Powód czwarty, wcale nie ostatni, tyle że mnie polemika tego typu nudzi; najwięcej zależało od wielkości danej jednostki i orientacji trepa. Jeżeli walczył z falą, a do takich zwykle należeli młodsi chorążowie, to kompania przed wejściem na kuchnię przeorganizowywała się. W praktyce młodzi szli z przodu, z starzy z tyłu. Przed wejściem do budynku stołówki, starzy przechodzili do przodu i formowali kolejkę, a młodzi zajmowali miejsca dalsze i najdalsze. Komendę o końcu jedzenia wydawał podoficer. Zgoda. A jak podoficer był dziadkiem ? A jak był kotem i polecenie wydał jeden z dziadków? To co ? Otóż drogi zajączku było tak, że decydowały zwyczaje w danej jednostce, wspomnienia można sobie włożyć w buty.
-
Dobra książka o starożytnym Egipcie na prezent
amon odpowiedział chmielu2006 → temat → Archeologia i starożytność
Ksiązki Rebisu są nienajgorsze, a na pewno lepsze niż te z Bellony. http://www.rebis.com.pl/rebis/public/news/news.html?instance=1000 -
Dobra książka o starożytnym Egipcie na prezent
amon odpowiedział chmielu2006 → temat → Archeologia i starożytność
Autor zna się na rzeczy. Jest z branży. Fakt że jego praca jest pisana pod publikę zachodnią trochę spłaszcza jej przekaz, chociaż konstrukcja logiczna książki jest spójna i jasna, przede wszystkim dla laika. I tu upatruje się słabość tej pozycyji, bo przecież można by bardziej skomplikowanie, i zawile ;)/>/> Nie zauważyłem aby przeklad polski krył w sobie jakieś rażące błędy, chociaż Rebis słynie ze słabej korekty. Uważam że jest to ksiązka dla ludzi interesujących się historią Egiptu, przy czym jej treść przybiera kształt sporej pigułki którą nie każdy jest w stanie przełknąć. Mnie się udało i żyję, strat moralnych z tego tytułu nie poniosłem. Ucziwa i rzetelna pozycja, ogólna ale z sensem. -
Dobra książka o starożytnym Egipcie na prezent
amon odpowiedział chmielu2006 → temat → Archeologia i starożytność
Z nowszych prac, wcale nienajgorsza jest pozycja Rebisu z roku 2011 "Powstanie i upadek starożytnego Egiptu". Autorem jest Toby Wilkinson. Koszt w granicach 60 złotych. http://allegro.pl/listing.php/search?sg=0&string=%09Powstanie+i+upadek+starozytnego+Egiptu Lub coś starszego ale również wartościowego czyli "Poczet faraonów" Bogusława Kwiatkowskiego. Wydawnictwo Iskry 2002. Przykład; http://allegro.pl/poczet-faraonow-autor-kwiatkowski-iskry-nowa-i2743285833.html -
Stara fotografia-prośba o identyfikację mundurowych
amon odpowiedział kgs → temat → Identyfikacja znalezisk
Trąbka ? Zatem Landwehr-Infanterie, może jeszcze jakiś numer widać ?? Przy tej trąbce ? -
Stara fotografia-prośba o identyfikację mundurowych
amon odpowiedział kgs → temat → Identyfikacja znalezisk
"Wojaki" armii austro-węgierskiej. Zdjęcie zrobione w jakimś zakładzie fotograficznym, scenografia rodem z teatru. -
Było minęło. Nim poszedłem w kamasze mój ojciec powiedział tak; dzień liczy się do obiadu, a potem już z góry. Dałem radę, hardy ze mnie typek. Od początku zbierałem materiały na potencjalną książkę. Notatki robiłem w trzech językach, rosyjskim, angielskim i niemieckim. Mój notes (dwa w sumie) był mało atrakcyjną lekturą dla wicka, czy dziadka. Notowałem wyszystko z pogodą włącznie, jednak fala to tajemnica, dlatego konieczne było szyfrowanie, abym po latach mógł to wykorzystać. Nadal sądzę że służba w wojsku to była olbrzymia strata czasu. W drugim roku służby mogłem robić wszystko, byłem dowódcą drużyny, służyłem na "yachcie" czyli na radiostacji R-140 z urządzeniem szyfrującym. Sztuka, dla sztuki. Moja fala tak dostała po dup..e że nikt się nie znęcał nad kotami. Był duży luz. TomaszN. Nie dla kota była taka przyjemność. Wystarczyło że adresat był określony jako Sz.P, równało się to "szanownej pompce" Z resztą każde rozdawanie poczty kończyło się grupowymi pompkami. Jeżeli macie cierpliwość do moich wspomnień, to moge opisać coś jeszcze. Otóż kot, też jest człowiekiem, i stać go na bunt. I takiej przygody dane było mi zaznać.
-
Demonizuję Z tego co widziałem i sam przeżyłem to w mojej jednostce wcale nie było tak hardcorowo jak np. w wartowniczych. Jednak przemoc fizyczna i psychiczna była spora. Opowiem jak to wyglądało z perspektywy kota. Pobudka nastepowała pół godziny przed oficjalną. Czyli 5.30. Koty budziły się same, ubierały po cichu aby równo z godziną 6 stać na tzw. szmacie. Rozpoczynąło się widowisko zwane permanentnym sprzątaniem. Potem zaprawa fizyczna. Stare wojsko zwykle tego typu rozrywki unikało. Śniadanie. Koty zajmowały miejsca w kolejce na końcu, w.g fali. Jeżeli koty podpadły, dziadki którzy żarcie dostawali jako pierwsi, po skończenu konsumpcji wołali; kończyć jedzenie, koniec jedzenia, powstań, wychodzić. Problem był taki że większość kotów nie zdążyła posilić się w tym okrojonym przez falę czasie. Były na to sposoby. Najpierw jadło się konktetne rzeczy, a potem zupki mleczne. Potem, w przypadku mojej specjalizacji, nastepowało szkolenie. Od g. 8 do obiadu, czyli ok. 14. Bez jednej przerwy tzw. titawa, czyli alfabet Morse'a. Obiad. Rytuał identyczny ze śniadaniem. Przypomnę że młode wojsko nie chodziło, tylko biegało. Popołudnie. Dalsze szkolenie, do godziny 17. Powrót na kompanię i sprzątanie. Kolacja. Jak wyżej. Kot musiał dbać o to aby jego wicek i dziadek mieli co jeść. Nastepnie, sprzątanie. Pompki, żabki, sprzątanie sal, froterowanie. Sprzątane korytarza, czyli dwa koty ze szrubrem trą co sił posadzkę, a kilka kotów wciera trociny, reszta miotłami sprząta całość. Mycie okien, czyli tzw. zima. Stare wojsko smaruje okna pastą do zębów, a młodzi szmatami czyszczą na błysk. Syf przy tym był niesamowity. Około godziny 21 rytuał sprzątania, froterowania sal trwa nadal. Wszystko to przeplatane jest szeroką gamą usług jakie może oferować dobrze wyszkolony kot. Herbatki, pranie, gotowanie np. kisielu. Itp. Jako że noc jest długa, a stare wojsko unika szkoleń popołudniowych i śpi smacznie, następuje część rozrywkowa. San Remo. Starzy włączają radio, a młodzi udawają śpiew. Mile widziane przebrania. Pokazy kulturystyczne. Młodzi wchodzą na salę po kolei i prężą muskuły. Żużel. W zależności od ilości sal, liczy się czas kota, który czołgając się pod łóżkami, osiągnie najlepszy czas. Metą jest stolik podoficera. Na mojej kompani najlepszy w tej dyscyplinie kot otrzymywał dyplom od starego wojska. Dyskoteka. Na kompanijnej świetlicy organizuje się kocią potańcówkę. Wszystkie koty tańczą w parach. Zabawa po pas. No a reszta wolnego czasu to sprzątanie i pompki. Ile stary ma do wyjścia, tyle pompujesz. Jeżeli nie możesz czeka Ciebie odpoczynek komandosa. W półprzysadzie oparty plecami o ścianę, z wyciągniętym przed siebie taboretem. Jednak te głupoty nie są wcale tak dotkliwe, jak brak snu. Kot sprząta do godziny 1-2 w nocy, czasami dorana. Jak stary zaśnie, po cichu się rozbiera i kładzie do koja. Całości tej zabawy towarzyszą niewybredne przekleństwa. Przekleńtwem kota były posadzki cementowe w WC,do których czyszczenia używano cegieł. Zwykle na takiej zabawie schodziła cała noc. I tak przez pół roku. Skala przmocy była różna i zależna od zbydlęcenia starszej fali. Ci którzy byli Wickami na mojej kompanii przeszli więcej, o czym nie omieszkali nam przypomnieć, jak to koty mają lekko. Padło pytanie czy można było olać falę. Też zależy od jednostki i tradycji falowych. Były takie że pytano kota na wstępie czy chce iść falowo, czy regulaminowo. W mojej jednostce takiego wyboru nie było. Kota można było zaszczuć do tego stopnia że zaczynał donosić. Wówczas padał ofiarą własnej fali. Czekało go sporo rozrywek. Od kocówy co noc, po wyrobienie ( kradzież) z wyposażenia plecaka (za braki potrącano mu z żołdu), lanie wody do łóżka, sypanie chloru do butów, po najgorsze rejony do sprzątania. Trzeba było mieć ja..a żeby to wytrzymać. Geje w armii. Homoseksualiści trafiali do służby jak każdy inny. To co było charakterystyczne dla tej orientacji seksualnej to wzajemne poparcie. Z mojej obserwacji dwóch takich par wynika jednoznacznie, że wśród nich fala nie istniała. Stary zawsze brał młodego kota pod swoją opiekę. Nie wnikam w relacje seksualne, ale homoseksualiści na dwóch batalionach byli szatniarzami, i wzięli na swoich nastepców koty o identycznej orientacji.
-
Secesjonista podjął wyzwanie. Mam nadzieję że oparł to o własne przeżycia. Bo nic tak nie irytuje, jak teoria oparta o jakieś tam badania. Technicznie było tak. Liczyło się upodlenie młodego rocznika, aby ten w przyszłości mógł z równym chamstwem docenić nowy pobór. Tu nie ma głębszego przesłania. Cała otoczka była tylko uzupełnieniem całości. Nowa falowa tradycja działała w.g jasnych i czytelnych dla wcielonych siłą żołnierzy. Trepy, czyli kadra to wróg, starszy rocznik prześladuje, wymaga i oczekuje takich usług, jakich sam zaznał. Jeżeli tą szkołę życia zaliczysz, sam będziesz mógł z tego korzystać. Wniosek; warto nadstawić cztery litery, aby po roku służby mieć rok spokoju. Wicek i dziadek byli w egpiskim raju, gdzie niewolnik czyli kot, był na całodobowe usługi. Nie omawiałem jeszcze problemu gejów, w Wojsku Polskim okresu Ludowej Ojczyzny. W każdej jednostce tacy się trafiali. Jesteście ciekawi jak wyglądał ich los?
-
Nie chcę zbyt wiele pisać o sobie. Jednak aby przybliżyć czytelnikowi forum historia.org, skąd u mnie ta przypadkowa w sumie wiedza, coś napisać muszę. Otóż w pierwszej połowie lat 80-tych student który został z tych, czy innych powodów relegowany z uczelni, prawie natychmiast trafiał w "kamasze". Ten zaszczyt dotyczył również mojej osoby. Nagle z dnia na dzień znalazłem się w rzeczywistości która była mi całkowicie obca. Mój ojciec służył na początku lat 60-tych, w jednostce lotniczej w Powidzu. Obsługiwał rozpoznawcze Iły-28. Kiedy po szkole podoficerskiej poznałem zasady fali, jako niedoszły mgr. zainteresowałem się tym zjawiskiem. Dlatego na bieżąco wypytywałem byłych żołnierzy o zwyczaje falowe podczas odbywania służby zasadniczj. Na pierwszy ogień poszła moja rodzina, byłem zaskoczony faktem braku fali w latach 60-tych. Brałem pod uwagę relacje przedwojenne, jak i lata komuny. Wnioski które z tych badań wynikły zaspokoiły moją ciekawość. Jednak nie zamierzałem na tym poprzestać. Zakładałem, że po wyjściu w wojska, opiszę to zjawisko i obronię pracę magisterską. Rozmawiałem i notowałem relacje różnych ludzi, zwykle mi obcych, drążyłem temat mając na względzie korzyści jakie wynikną z tych badań dla historii i nauki. Wyszła z tego kuupa. Promotora na taką tematkę nie znalazłem. Motyw cierpiętniczy jest tu zbędny. Bronić się możesz, ale z tego co jest w zakresie tzw. badań. No i.....no comment. Jednak zjawisko fali, całkiem udanie opisane w necie, zawsze mnie interesowało. Przez ostatnich 20 lat powstało sporo prac w tym temacie, setki ludzi obroniły magisterki, nie mając pojęcia o wadze i okropności tego zjawiska. Na szczęscie dziś mamy wolność, a zjawisko fali interesuje nader nikły margines społeczny.
-
Bo fala w wojsku to system zachowań, zwyczajów i specyficznego języka, który był zbliżony do grypsery. Fala rządziła się tradycją zapożyczoną od kryminalistów. Celem przybliżenia slangu używanego przez falę mały słownik gratis; kot- nowy pobór, który podlego wickom, czyli wicerezerwistom. Zadanie kota jest proste, rola służebna wobec żołnierzy którym do wyjścia pozostał jeden rok służby. starszy kot- pół roku służby. Po pierwszej obcince tzw. ogona. Rytuał wyglądał tak. Kot kładzie się na ułożone wzdłuż ciała taborety, a wickowie pasami od mundurów wyjściowych (skórzane) uprzednio namoczonymi w wodzie, leją delikwenta w cztery litery.Druga obcinka która ostatecznie pozbawiała tzw. ogona, nastepuje po ok. roku służby. Wicek, czyli wicerezerwista. Rok służby, bez dodatkowych szykan, mają do usług koty więc stosują wobec nich zaznane na własnej skórze szykany. Dziadek- pł roku do wyjścia. Korzystają z usług starszych kotów, oraz czasami kotów. Do obowiązków kota należy pranie, robienie herbaty, słanie koja (czyli łóżka), przynoszenie ze stołówki jedzenia, oraz szeroko rozumiana rozyrywka. Kot jest szykanowany w.g tzw. kaprysu dziadka czy wicka. W skład zabaw wchodzą, pompki, skaknie żabką, tzw. lepy czyli bicie otwartą dłonią po karku, czołganie, sprzątanie przez całą noc, najgorsze służby na kuchni czy tzw. rejonach zewnętrznych. Cywil-czyli dziadek któremu pozostało 50 dni do wyjścia. Pagony dziadka zawsze są wywrócone na lewą stronę, niczym się nie przejmuje, nikt mu nie usługuje. Słowem pozornie wolny człowiek. Oznaczenia falowe. Dla starego wojska. Opinacze na butach. Każda obcinka pozwalała na rozluźnienie opinaczy o jedną dziurkę. Pas. Im dłuższa służba, tym pas bardziej poluzowany. Szczyt to pas na tzw. jajach. (przepraszam za ten kolokwializm) Mundur. Polowy. Czapka na tył głowy, gwizady z tarczy amazonek wydłubane. Bojówki na pasie skrzyżowane, guzik na kieszeni odpięty. Mundur. Wyjściowy. Orzeł metalowy na okrągłej czapce garnizonowej wygięty do tzw. lotu (symbol wolności), łeb odgięty, skrzydła odgięte od płaszczyzny czapki. Pas maksymalnie poluzowany. Opinacze popuszczone na maxa. Czapka przesunięta na tył głowy. Kształt czapki wygięty w tzw. siodło. Należało ścisnąć ją wzdłuż linii aby przybrała taki kształt. Mistrz. Nieobcięty kot. Powody bardzo różne. Odmowa przez kota poddania się tym zwyczajom, donosicielstwo, stawianie się fali, i inne. Mistrz był szykanowany przez falę, w tym własny rocznik. Młodsze roczniki ignorowały jego istnienie. Równoważny z więziennym cwelem. Tyle tytułem wstępu. Temat jest bardzo rozwojowy.
-
Wszystko zależy od człowieka i jego zasad. Miałem takie doświadczenia, a nie inne. Jednostka była duża, możliwości na batalionach było wiele. Generalnie "bażanty" to był element nie falowy, obcy. A to że niektórzy z nich wykazali chęć przyłączenia się do fali, stanowiło tyle że zwykle przez tą falę byli odrzucani. Trep to trep. Biało czerowna lamówka na pagonach oznaczała wroga. Wszak "bażant" to nie żołnierz.
-
Opowieści o wojsku są zwkle mile widziane. Miałem z "bażantami" przeprawę na swojej kompanii. Ot niby ludzie kształceni, kandydaci na oficerów rezerwy, ale wynikła z nimi ciekawa przygoda, dotycząca własnie zwyczajów falowych. Początek lat 80-tych. Fala w jednostkach była wielkości tsunami. Trepy chętnie to zjawisko popierają, bo i porządek na batalionie i spokój z młodym wojskiem. W cały ten rozgardiasz dorzucają nam czterech "bażantów". Jak rzadko, mają kwaterować na kompanii i spać na naszej sali podoficerskiej. Wszyscy kolesie od plutonowego do sierżanta podchorążego, śmiałe szarże, pewne siebie, a jednak trochę wystraszone dzikością na batalionie, no i falą. Ciekawi życia garnizonowego. Lepiej traktowani przez trepów, słowem goście niemile widziani wśród służby zasadniczej. To co zainteresowało "bażantów" najbardziej to własnie fala i korzyści z tego płynące. Nie wiem co działo się w głowach tych kolesi, ale przystali nawet na obcinkę, aby z tych dobrodziejstw korzystać. Starszy fali nie przystał na ten wyjątek. Do obcinki nie doszło. Kiedy jeden z "bażantów" uderzył w brzuch "kota", który odmówił usług słania koja, doszło do małej kocówy na sali podoficerskiej. Na nastepny dzień "bażanty" zakwaterowano w innym miejscu. Przychodzili na szkolenia, ale byli grzeczni, szło się z nimi dogadać. Jednak mnie,od tego czasu "bażant" nie kojarzył się dobrze. Co mogli wiedzieć o fali, o życiu kota, o zwyczajach panujących wśród poborów. Tam zabawy nie było, hierarchia była sztywna i nie do podważenia. Zwyczaje falowe to opowieść rzeka. Byc może Moltke był autorem słów, że wojsko które przez 20 lat nie znaznaje wojny, staje się przedszkolem. Tak było w przypadku W.P do roku 1989, a być może i później. Zwyczaje falowe, które były popularne w armii rosyjskiej, a później sowieckiej , wraz z kryminalistami których zaczęto powoływać pod broń, przeszły na naszych żołnierzy.
-
Roczniki z lat 20/30 wyceniane na 200 złotych, nie znajdują nabywców. Kryzys. Pojedyncze numery z lat 1901-19 mają wartość w granicach 15-30 złotych, o ile znajdzie się chętny.