Skocz do zawartości

Antek

Użytkownicy
  • Zawartość

    70
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Antek

  1. II WŚ - ciekawostki

    Tak się w czasie wojny złożyło, że miałem z żołnierzami obu armii do czynienia. Pierwszy kontakt z żołnierzami Wehrmachtu miał miejsce we wrześniu ’39, w podwarszawskiej dzielnicy prawobrzeża. Wrażeń „powonieniowych” nie było, był paniczny strach, bowiem Niemcy kazali w ciągu niewielu minut opuścić nasz wielorodzinny dom zapowiadając jego zburzenie, bo dom stanowił – wg nich - jakoby gniazdo polskiego karabinu maszynowego ostrzeliwującego Niemców. Domu nie zburzyli Przez późniejsze lata było wiele kontaktów z umundurowanymi hitlerowskimi okupantami. Zawsze towarzyszył tym kontaktom tylko lęk i odraza. We wrześniu ’44 znalazłem się – zresztą w towarzystwie licznych współtowarzyszy niedoli wypędzonych z prawobrzeżnych dzielnic warszawskich – w Jabłonnie pośród niemieckich jednostek „Hermann Göring”; ci brudni, nieogoleni, przepoceni, zabłoceni oraz ranni żołnierze niemieccy już nie przypominali tych odprasowanych i ogolonych mundurowych szkopów z lat wcześniejszych. Oszczędzę forumowiczom szczegółowego opisu smrodu towarzyszącego owym Niemcom; na samochodach trupy i ranni, a wokół samochodów ci Übermenschen - umundurowane w Feldgrau brudasy - kucając załatwiali swoje potrzeby nie bacząc na nas, na licznych otaczających ich „Untermenschen”. Poznałem też krasnoarmiejców, zarówno tych frontowych (zimą ‘45 w czasie oblężenia Grudziądza), jak i tych powojennych. Nie muszę Was zapewniać, iż od większości tych wojennych nie zawiewało perfumami, a raczej machorką i – oględnie określając – wojskiem. Ja zresztą, wówczas wojenny włóczęga i biezprizornyj, także nikt nie waniałem „o-de-kołonem”. Natomiast higiena krasnoarmiejców powojennych (z kilkoma wówczas się przyjaźniłem), których liczne jednostki stacjonowały w Lęborku, nie różniła się od żołnierzy LWP.
  2. Pytanie dotyczy działalności SS-Sturmbrigade Kaminski O tej brygadzie RONA i jej dowódcy wiadomo już niemal wszystko. Poszukuję konkretnych danych o popełnionych przez tę jednostkę zbrodni w czasie powstania warszawskiego. Wiem, że Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu publikował takie dane. Poszukuję tych danych, bądź linki mogące mi w tym pomóc. Jak wiadomo SS-Brigadefuehrer Bronisław Kamiński użył do walki z powstańcami jednego pułku (złożonego wyłącznie z żołnierzy bezżennych) swojej brygady. Żołnierze tego pułku uchodzili za szczególnie okrutnych.
  3. W 1945 roku sąsiedzi wyznania ewangelickiego zostali skoszarowani w nieszawskiej szkole. Wykonywali prace porządkowe, nosili swastyki, patrzyli na dawnych polskich znajomych. Najprawdopodobniej po kilku tygodniach przyszła noc mordu. Niemcy zostali wygnani na bulwar, kazano skakać w lodowatą toń mężczyznom, kobietom, dzieciom... Do tonących strzelano z karabinów maszynowych. Następnego dnia miasteczko ujrzało ciała tych, których nie porwał nurt rzeki. Nieszawa się zasklepiła. W miasteczku było “głośnocicho” - każdy wiedział o morderstwie, nikt nie wskazał zbrodniarzy. Ludzie żyli kilkadziesiąt lat przytłoczeni skorupą zduszonej winy. Aż nadszedł czas, kiedy ówczesny proboszcz, podczas uroczystej Mszy w rocznicę wybuchu wojny, próbował odkryć tajemnicę. Powiedział: a ten wieniec kładę za tych, których utopiono w Wiśle. Po kościele poszedł szmer: ksiądz jest za Niemcami. Proboszcz opuścił parafię. Później do Nieszawy przyszli księża Zdzisław Pawłowski i Wojciech Sowa - koledzy z seminarium. Zaczęli pracować nad oczyszczeniem pamięci. Przekonywali parafian o koniecz-ności wypowiedzenia prawdy. Pamięć o ofiarach pogromu zaczęła się otwierać.
  4. Szeryński zginął z rąk bojowców ŻOB-u. ŻOB zlikwidował także Lejkina, Firsta, Wajntrauba, Nossiga, "oberładowacza" Brzezińskiego - oficera SP z Umschlagplatzu, Adama Szajnę, Bobi Nebela, Firstenberga, obu Prużańskich, Andersa, Singera, Pina, Eliasza ("Małpę"). Wyroki na zdrajców żydowskich wydawały także akowskie sądy podziemia. Wydały one wyrok m.in. na Borysa Pilnika, konfidenta niemieckiego, szantażystę i oszusta. Pilnik wydawał w ręce niemieckie Polaków żydowskiego pochodzenia, szantażował ich, wyłudzał dobra majątkowe. Wyrok na nim wykonano 25.8.43 r..
  5. Waffen-SS

    Mało znany jest fakt, iż w obozie koncentracyjnym Dachau więzieni byli także ...członkowie SS i innych niemieckich formacji policyjnych. Mała część obozowego więzienia oraz dobudowany doń barak w obrębie KL Dachau służyły obozowej załodze SS jako więzienie dla członków SS i funkcjonariuszy policji ("SS- und Polizeistrafgefängnis"). Utworzenie tego sub-obozu było skutkiem powołanej w roku 1939 jurysdykcji SS, co znaczy, że członkowie SS i unkcjonariusze policji skazywani byli nie przez sądy powszechne, lecz stawali przed sądami SS, które podlegały bezpośrednio Heinrichowi Himmlerowi. Skazani członkowie SS i funkcjonariusze formacji policyjnych byli osadzani we własnych SS-owskich ośrodkach karnych, m.in. w "Więzieniu Karnym SS i Policji w KZ Dachau" ("SS- und Polizeistrafgefängnis im KZ Dachau"). Przyjmuje się, że większość osadzonych w Więzieniu Karnym SS w Dachau, jak i w innych podobnych ośrodkach karnych, skazani zostali za postępki kryminalne, takie jak np. "kradzież koleżeńska" ("Kameradschaftsdiebstahl"). Nie ma jednakże żadnych relacji dotyczących takich przypadków. Próg zahamowań u owych byłych esesmanów, zwłaszcza tych, którzy w dodatku dopuścili się czynów karalnych, jest zbyt duży, aby pozwalał im zgłosić się do Miejsca Pamięci KZ Dachau w celu udokumentowania ich wiedzy i przeżyć. W przypadku innej grupy więźniów więzienia karnego SS chodziło o członków policji z terenów zaanektowanych przez Niemcy, takich jak np. Luksemburg czy Tyrol Południowy. Władze SS chciały te osoby włączyć do niemieckiego aparatu policyjnego czy do SS. Jednakże niektórzy policjanci przed przejęciem ich przez okupanta wzbraniali się. Także oni poddani zostali niemieckiemu prawu karnemu SS i policji. Nie zostały zachowane żadne liczby odnośnie osadzonych w Dachau członków SS i funkcjonariuszy policji. Od roku 1941, a przede wszystkim od roku 1944 w więzieniu karnym SS w Dachau i obozach filialnych KZ Dachau więziona też była grupa tzw. więźniów specjalnych; 136 prominentnych osobistości więziono jako zakładników. Władze SS określały tych więźniów jako "Sonderhäftlinge" (więźniowie specjalni). Himmler, nawiązując kontakty z przedstawicielami zagranicznych i międzynarodowych organizacji, posługiwał się obietnicami zachowania przy życiu pewnych grup więźniów. Za "masę przetargową" służył mu m. in. szereg prominentnych osobistości więzionych w różnych niemieckich obozach koncentracyjnych. Dla zapobieżenia przedwczesnemu wyzwoleniu tych zakładników, zostali oni - wobec zbliżającego się frontu - deportowani do KZ Dachau. Aby tzw. "Sonderhäftlinge" nie utracili życia, a przez to "wartości" dla SS, straż obozowa umieściła ich w areszcie obozowym (w tzw. bunkrze), izolując ich od obozu właściwego, aby nie poddawać ich ciężkim warunkom życia obozowego. Kim byli owi więźniowie specjalni? Już 11.7.1941 r. SS sprowadziła z KZ Sachsenhausen do Dachau katolickich duchownych Johannesa Neuhäusera i Michaela Höcka wraz z ewangelickim pastorem Martinem Niemöllerem. W grudniu 1941 r. w areszcie umieszczono członka kapituły katedralnej Nikolausa Jansena. W okresie drugiej połowy wojny areszt obozu w Dachau zapełnili członkowie przedwojennych rządów krajów okupowanych przez Niemcy, prominentni oficerowie tych państw, dyplomaci, działacze ruchu oporu i agenci. W marcu 1945 r. liczba "Sonderhäftlinge" w areszcie obozowym wynosiła około 30 osób. Przed końcem wojny SS umieściła w areszcie obozowym dalszych więźniów specjalnych. Wśród nich znajdowały się kobiety, dzieci i inni krewni zamachowców na Hitlera (z dn. 20.4.1944 r.), których więziono jako tzw. "więźniów rodowych" ("Sippenhäftlinge"). Zamordowanie więźniów specjalnych w kwietniu 1945 r.. 9.4.45 r. został zastrzelony Georg Elser, zamachowiec, który 9.11.1939 r. dokonał w Monachium nieudanego zamachu na Hitlera. Więźnia tego z polecenia Hitlera utrzymywano przy życiu tylko po to, by wytoczyć mu po zwycięskiej wojnie proces pokazowy. 19. kwietnia 1945 r. zastrzelono francuskiego generała Charlesa Delestrainta, jednego z przywódców francuskiego ruchu oporu. 26. tego miesiąca strzałem w kark zamordowano b. lekarza SS Siegmunda Raschera. Rascher popadł w niełaskę, gdy wykryto jego przygotowania do ucieczki do Szwajcarii. Wcześniej umożliwił on ucieczkę do tego kraju swojej żonie oraz kilkorgu przygarniętym przez nią dzieciom. Deportacja więźniów specjalnych do Południowego Tyrolu. W dniach 17. - 26. kwietnia 1945 r. przetransportowano (via obóz filialny w Insbruku) do miejscowości Niendorf w Południowym Tyrolu ok. 140 więźniów specjalnych. Esesmańscy strażnicy otrzymali polecenie, aby nie dopuścić, by więźniowie dostali się w ręce aliantów. 29. kwietnia dozór nad więźniami przejęła jednostka Wehrmachtu, której dowództwo prowadziło w tym czasie z aliantami pertraktacje kapitulacyjne. Dzięki temu więźniowie nie zostali wymordowani i 5. maja 1945 r. zostali uwolnieni przez armię USA. Powyższe uzyskałem od p. Dirka Riedela, niemieckiego historyka w Muzeum KL Dachau. [ Dodano: 2008-04-18, 01:20 ] riv: Reiter-SS, SS-Reiterei, jako jedyna jednostka formacji SS nie została uznana przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze za organizację zbrodniczą. Ona raczej nie brała udziału w walkach, słuzyli w niej przede wszystkim arystokraci. Antek: O kawalerii SS pisze historyk niemiecki prof. Guido Knopp ("SS przestroga historii"): >>Nie ulega wątpliwości, że oddziały Waffen-SS odznaczały się w Rosji wyjątkową brutalnością. [...] Jeśli chodzi o postępowanie SS, to rozstrzeliwanie jeńców wojennych i bezwzględne traktowanie „słowiańskiej” ludności cywilnej stanowiły raczej regułę niż wyjątek. Szczególnie „zasłużyła się” w tym względzie brygada kawalerii SS pod dowództwem Hermanna Fegeleina. Latem 1941 roku otrzymała ona zadanie przeczesania niedostępnych trzęsawisk Prypeci. Reichsführer SS Heinrich Himmler zapoznał żołnierzy z „wytycznymi w sprawie przeczesywania trzęsawisk”: „Jeśli ludność jest wroga z punktu widzenia narodowościowego i pośledniego gatunku pod względem rasowym i ludzkim, albo też, co się często zdarza na takich bagnistych terenach, składa się z osiadłych tam przestępców, należy rozstrzelać wszystkich podejrzanych o udzielanie pomocy partyzantom. Kobiety i dzieci trzeba odtransportować, zarekwirować bydło i żywność, a wsie puścić zdymem i zrównać z ziemią”. 27 lipca SS-Standartenführer Hermann Fegelein przekazał podległym sobie oddziałom ważny rozkaz Himmpera: „Żydów należy traktować zasadniczo jak grabieżców”. Bez wahania postawiono Żydów na równi z partyzantami – co oznaczało, że mordowanie ich w zdobywanych miejscowościach było zarazem walką z partyzantami. 30 lipca o siódmej rano oddziały konne obu pułków kawalerii SS wyruszyły do akcji: pierwszej „czystki” na moczarach. Dzień później Himmler podczas osobistej rozmowy z komendantem wyznaczonym dla tego regionu, wyższym dowódcą SS i policji Erichem von dem Bach-Zelewskim, zaostrzył swój poprzedni rozkaz. W odezwie radiowejdo poszczególnych oddziałów znalazła się informacja: „ Rozkaz Reichsführera SS. Należy rozstrzelać wszystkich Żydów. Ich żony zapędzić na mokradła.”. Kawalerzyści z 1. pułku SS postępowali w sposób szczególnie nieludzki: w zajmowanych miejscowościach mordowali całą ludność żydowską, również kobiety i dzieci. Otwierając ogień z karabinów maszynowych zabijali szybko i na chybił trafił. 2. pułk ograniczył się do rozstrzeliwania mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat. Kobiety i dzieci żydowskie zgodnie z rozkazem zapędzano na mokradła. [...] Mimo to w okresie od 13 sierpnia oba pułki kawalerii SS zabiły niemal 14000 ludzi.<<
  6. Albinos: Interesuje mnie skąd wziąłeś informację, że "wielu warszawian" tak właśnie uważa. Osobiście nie spotkałem się z ani jednym takim przykładem. Antek: Jestem byłym warszawianinem. Piszę byłym, bo po powstaniu i wielomiesięcznej włóczędze mojej rodziny osiedliśmy się na tzw. ziemiach odzyskanych. W Warszawie spędziłem okupację i powstanie. W Warszawie mam krewnych i licznych przyjaciół, mam także przyjaciół - byłych warszawiaków - w miejscowościach, w których mieszkałem po roku 1945, z którymi utrzymuję kontakty. To właśnie wielu z nich wyznaje/wyznawało ów pogląd.
  7. Rozstrzeliwanie SS-manów zbrodnią wojenną?

    Mało znany jest fakt, iż w obozie koncentracyjnym Dachau więzieni byli także ...członkowie SS i innych niemieckich formacji policyjnych. Mała część obozowego więzienia oraz dobudowany doń barak w obrębie KL Dachau służyły obozowej załodze SS jako więzienie dla członków SS i funkcjonariuszy policji ("SS- und Polizeistrafgefängnis"). Utworzenie tego sub-obozu było skutkiem powołanej w roku 1939 jurysdykcji SS, co znaczy, że członkowie SS i funkcjonariusze policji skazywani byli nie przez sądy powszechne, lecz stawali przed sądami SS, które podlegały bezpośrednio Heinrichowi Himmlerowi. Skazani członkowie SS i funkcjonariusze formacji policyjnych byli osadzani we własnych SS-owskich ośrodkach karnych, m.in. w "Więzieniu Karnym SS i Policji w KZ Dachau" ("SS- und Polizeistrafgefängnis im KZ Dachau"). Przyjmuje się, że większość osadzonych w Więzieniu Karnym SS w Dachau, jak i w innych podobnych ośrodkach karnych, skazani zostali za postępki kryminalne, takie jak np. "kradzież koleżeńska" ("Kameradschaftsdiebstahl"). Nie ma jednakże żadnych relacji dotyczących takich przypadków. Próg zahamowań u owych byłych esesmanów, zwłaszcza tych, którzy w dodatku dopuścili się czynów karalnych, jest zbyt duży, aby pozwalał im zgłosić się do Miejsca Pamięci KZ Dachau w celu udokumentowania ich wiedzy i przeżyć. W przypadku innej grupy więźniów więzienia karnego SS chodziło o członków policji z terenów zaanektowanych przez Niemcy, takich jak np. Luksemburg czy Tyrol Południowy. Władze SS chciały te osoby włączyć do niemieckiego aparatu policyjnego czy do SS. Jednakże niektórzy policjanci przed przejęciem ich przez okupanta wzbraniali się. Także oni poddani zostali niemieckiemu prawu karnemu SS i policji. Nie zostały zachowane żadne liczby odnośnie osadzonych w Dachau członków SS i funkcjonariuszy policji. Od roku 1941, a przede wszystkim od roku 1944 w więzieniu karnym SS w Dachau i obozach filialnych KZ Dachau więziona też była grupa tzw. więźniów specjalnych; 136 prominentnych osobistości więziono jako zakładników. Władze SS określały tych więźniów jako "Sonderhäftlinge" (więźniowie specjalni). Himmler, nawiązując kontakty z przedstawicielami zagranicznych i międzynarodowych organizacji, posługiwał się obietnicami zachowania przy życiu pewnych grup więźniów. Za "masę przetargową" służył mu m. in. szereg prominentnych osobistości więzionych w różnych niemieckich obozach koncentracyjnych. Dla zapobieżenia przedwczesnemu wyzwoleniu tych zakładników, zostali oni - wobec zbliżającego się frontu - deportowani do KZ Dachau. Aby tzw. "Sonderhäftlinge" nie utracili życia, a przez to "wartości" dla SS, straż obozowa umieściła ich w areszcie obozowym (w tzw. bunkrze), izolując ich od obozu właściwego, aby nie poddawać ich ciężkim warunkom życia obozowego. Kim byli owi więźniowie specjalni? Już 11.7.1941 r. SS sprowadziła z KZ Sachsenhausen do Dachau katolickich duchownych Johannesa Neuhäusera i Michaela Höcka wraz z ewangelickim pastorem Martinem Niemöllerem. W grudniu 1941 r. w areszcie umieszczono członka kapituły katedralnej Nikolausa Jansena. W okresie drugiej połowy wojny areszt obozu w Dachau zapełnili członkowie przedwojennych rządów krajów okupowanych przez Niemcy, prominentni oficerowie tych państw, dyplomaci, działacze ruchu oporu i agenci. W marcu 1945 r. liczba "Sonderhäftlinge" w areszcie obozowym wynosiła około 30 osób. Przed końcem wojny SS umieściła w areszcie obozowym dalszych więźniów specjalnych. Wśród nich znajdowały się kobiety, dzieci i inni krewni zamachowców na Hitlera (z dn. 20.4.1944 r.), których więziono jako tzw. "więźniów rodowych" ("Sippenhäftlinge"). Zamordowanie więźniów specjalnych w kwietniu 1945 r. . 9.4.45 r. został zastrzelony Georg Elser, zamachowiec, który 9.11.1939 r. dokonał w Monachium nieudanego zamachu na Hitlera. Więźnia tego z polecenia Hitlera utrzymywano przy życiu tylko po to, by wytoczyć mu po zwycięskiej wojnie proces pokazowy. 19. kwietnia 1945 r. zastrzelono francuskiego generała Charlesa Delestrainta, jednego z przywódców francuskiego ruchu oporu. 26. tego miesiąca strzałem w kark zamordowano b. lekarza SS Siegmunda Raschera. Rascher popadł w niełaskę, gdy wykryto jego przygotowania do ucieczki do Szwajcarii. Wcześniej umożliwił on ucieczkę do tego kraju swojej żonie oraz kilkorgu przygarniętym przez nią dzieciom. Deportacja więźniów specjalnych do Południowego Tyrolu. W dniach 17. - 26. kwietnia 1945 r. przetransportowano (via obóz filialny w Insbruku) do miejscowości Niendorf w Południowym Tyrolu ok. 140 więźniów specjalnych. Esesmańscy strażnicy otrzymali polecenie, aby nie dopuścić, by więźniowie dostali się w ręce aliantów. 29. kwietnia dozór nad więźniami przejęła jednostka Wehrmachtu, której dowództwo prowadziło w tym czasie z aliantami pertraktacje kapitulacyjne. Dzięki temu więźniowie nie zostali wymordowani i 5. maja 1945 r. zostali uwolnieni przez armię USA. Powyższą informację uzyskałem od p. Dirka Riedela, historyka niemieckiego Muzeum Dachau.
  8. Kwestia Volkslisty

    12.IX.1940 r. ukazał się tajny okólnik Himmlera dot. spraw selekcji narodowościowej, a 7.III.1941 r. weszło w życie rozporządzenie Himmlera (z dn. 4.III.41) o niemieckiej liście narodowej i obywatelstwie niemieckim na obszarach wschodnich, ustanawiające instytucję niemieckiej listy narodowej - Deutsche Volksliste (DVL) na obszarach polskich wcielonych do Rzeszy. To rozporządzenie Himmlera oraz tajne postanowienia wykonawcze ministra Fricka z dn. 13.III. tegoż roku ustalały różnego rodzaju stopnie przynależności państwowej, wprowadzając zasadę podziału ludności na cztery grupy. Do I grupy – Reichsdeutsche - zaliczono Niemców z pochodzenia, którzy do wybuchu wojny aktywnie pracowali na rzecz Rzeszy i otwarcie przyznawali się do niemieckości. Byli to tzw. aktywni Niemcy. Do II grupy DVL – Volksdeutsche - desygnowano Niemców z pochodzenia, którzy kultywowali swe tradycje tylko w domu i środowisku zamieszkania, zachowując niemieckość. Byli to tzw. bierni Niemcy. Osoby zaliczone do grup I i II korzystały z najwyższego stopnia obywatelstwa niemieckiego i posiadały dowody osobiste (Ausweis der Deutschen Volksliste) barwy niebieskiej. Nazwiska o brzmieniu polskim osób grup I i II ulegały najczęściej zniemczeniu i to z reguły z woli zainteresowanych (np. Król na Kroll, Majewski na Meyer itp.). Do III grupy DVL – Eingedeutschte - zaliczono osoby pochodzenia niemieckiego spolonizowane (spokrewnione z Niemcami, kiedyś wyznania protestanckiego itp.) lub nie będące Niemcami, ale "ciążące ku niemieckości" (tak traktowali Niemcy m.in. Ślązaków, Kaszubów i Mazurów), a wg Gauleitera Alberta Forstera (Gau Danzig-Westpreussen) w ogóle wszystkie osoby znające niemiecki lub posiadające nazwisko czy imię niemieckie. W ocenie hitlerowców gwarantowały one szybką "regermanizację". Osoby takie posiadały dowody osobiste (Ausweis) barwy zielonej. Wpisani do grupy III DVL nie mogli być przyjmowani do NSDAP, a jedynie do przybudówek tej organizacji, jak HJ/BDM, SA, NSFK czy NSKK. Nazwiska o brzmieniu polskim osób grupy III miały ulec zniemczeniu w okresie przewidzianym do uzyskania obywatelstwa pełnoprawnego. Osoby, które stanowczo odmawiały przyjęcia listy narodowej (DVL) były nierzadko wysiedlane wraz z całymi rodzinami na teren Generalnego Gubernatorstwa, lub osadzane w tzw. obozach dla przesiedleńców, np. takich jak potulicki (filia KL Stutthof). Mężczyźni z tej grupy DVL byli częstokroć wcielani do Organizacji Todt’a i kierowani do wykonywania ciężkich robót inżynieryjno-budowlanych na rzecz wojska, niejednokrotnie w bliskości działań wojennych. Do IV grupy DVL (Schutzangehörige des Deutschen Reiches) zaliczano osoby pochodzenia niemieckiego, tzw. „spolszczeni Niemcy”, a więc ludzie, którzy urodzili się w miejscowościach należących do 1918 r. do Rzeszy niemieckiej, a następnie „ulegli spolszczeniu". Do tej grupy zaliczano też osoby obcoplemienne. Każdej z czterech grup listy narodowej przypisane były inne przywileje; najkorzystniejsze [kartki żywnościowe z najwyższymi przydziałami żywności oraz talony (Bezugscheine) na szeroki asortyment różnych dóbr] przysługiwały osobom z grup I i II. Jednakże na wszystkich wpisanych na DVL, zarówno na Niemcach, jak i na Polakach, ciążył ten sam obowiązek służby wojskowej. Poszczególni Gauleiterzy stosowali wobec Polaków w podległym im okręgu (Gau) politykę opartą na własnej interpretacji rozporządzenia Himmlera z dn 4.III.41 r.. Artur Greiser, gauleiter Warthegau (Wielkopolska) był przeciwny zniemczania Polaków (Eindeutschung), uznając ich za niegodnych nadawania im statusu członka narodu niemieckiego. Ok. pół miliona zamieszkujących ten obszar Polaków wysiedlono przymusowo do Generalnego Gubernatorstwa, a ci, którzy otrzymali zgodę na podpisanie określonej grupy DVL, musieli szczególnie intensywnie o to zabiegać. Inaczej postępował Forster, gauleiter Gau Danzig-Westpreussen (Pomorze Gdańskie). Kierując się „przesłankami historycznymi”, jak i stale narastającymi potrzebami militarno-gospodarczymi Rzeszy, stawiał na zgermanizowanie jak największej liczby miejscowej ludności. W Warthegau (Wielkopolska) kierowano się w sprawach narodowościowych względami czysto rasowymi; Polak musiał zadać sobie dużo wysiłku i starań, by zostać wpisanym na listę narodową. Natomiast w Gau Danzig-Westpreussen (Pomorze Gdańskie), w którym chciano niemieckiej armii zapewnić nowe ilości „mięsa armatniego” (Kanonenfutter), trzeba było hartu woli, aby oprzeć się akcji zniemczania. Fritz Bracht, gauleiter Górnego Śląska (Reichsgau Schlesien), reprezentował stanowisko, że przesiedlenia w warunkach przedłużającej się wojny, zwłaszcza z terenu uprzemysłowionego Śląska, doprowadziłyby nieuchronnie do poważnych perturbacji w pracy kopalń, hut i wielu innych zakładów związanych z produkcją dla frontu. Co nie znaczy, że rezygnowano z germanizacji ludności Śląska, także i na Śląsku masowo zniemczano Polaków przyjmując za podstawę, iż większość Ślązaków to „spolszczeni Niemcy”, którzy urodzili się na obszarze należącym do roku 1918 do Rzeszy Niemieckiej. Ślązaków zniemczano masowo, wpisując ich zwłaszcza do grup III i IV DVL. Jednak nie zwalniało to Polaków „wielkodusznie obdarowanych” umieszczeniem ich w grupach Volkslisty od podpisywania stosownych deklaracji. Odmowa złożenia wniosku o przyjęcie do DVL nie rzadko pociągała za sobą konfiskatę mienia, groziło to i na Śląsku wysiedleniem lub obozem. Na Śląsku utworzono 22 obozy dla Polaków (Polenlager), w których więziono bezterminowo całe rodziny. Jak już wyżej wspomniałem, podobne obozy istniały także na Pomorzu Gdańskim. W efekcie realizacji przez Gauleiterów osławionego rozporządzenia Himmlera z dn 4.III.41 r. takich nowo-kreowanych Niemców polskiego pochodzenia (Volksdeutsche i Eingedeutschte), było na obszarze inkorporowanym do Rzeszy łącznie ok. 3,5 miliona. Łatwo więc wywnioskować, ilu mężczyzn z tej liczby polskiej ludności mogło zasilić Wehrmacht w mięso armatnie. Wg niemieckich historyków w samym tylko Wehrmachcie służyło 250 tys. żołnierzy niemieckich narodowości polskiej. Niemieccy żołnierze Wehrmachtu przezywali owych żołnierskich towarzyszy – Polaków „die Beutekameraden”. W audycji telewizyjnej zatytułowanej „Beutekameraden: Polnische Soldaten in der Wehrmacht”, nadanej w swoim czasie przez stację telewizyjną ARTE, wykorzystano szereg wywiadów przeprowadzonych z Polakami, byłymi żołnierzami Wehrmachtu. Wielu z nich służąc w Wehrmachcie nawet nie znało języka niemieckiego, rozumieli jedynie niemieckie komendy wojskowe. Pewien Ślązak, jeden z owych weteranów Wehrmachtu, opowiedział reporterowi (setnie przy tym ubawiony!) o pewnej haniebnej sytuacji, kiedy to jego kompania, złożona w większości z „polskich” wehrmachtowców, wkraczając do właśnie „zdobytego” przez nich francuskiego miasteczka, nie była w stanie zaśpiewać nawet jednej niemieckiej piosenki wojskowej. Wobec czego dowódca pozwolił im zaśpiewać jakąkolwiek im znaną polską. I oto kompania hitlerowskiego Wehrmachtu radośnie zaśpiewała polską pieśń ... „wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani”. Jawi się retoryczne pytanie: jak zachowywali się owi polscy Beutekameraden, gdy ich wehrmachtowskie jednostki dokonywały na różnych frontach zbrodni wojennych? Czy może dowódcy „naszych” wehrmachtowców usłyszeli od nich: „ich mach’s nicht mit!” (nie wezmę w tym udziału)? Któż byłby skłonny w to uwierzyć? Oto kilka liczb obrazujących skutki polityki zniemczania Polaków: wg niemieckiego historyka Heinricha Jaenecke na obszarach inkorporowanych do Rzeszy liczba osób objętych grupami I i II listy narodowej sięgała 1 miliona, objętych grupą III 1,3 miliona, a grupą IV 83000. Polski historyk Józef Milewski podaje przybliżone proporcje na Pomorzu Gdańskim (Gau Danzig-Westpreussen). Tak więc na przykładzie Starogardu, który liczył wiosną 1943 r. 18638 mieszkańców, osób w grupach I i II było 3714 (19,9 %), w grupie III 14085 (75,5 %), natomiast Volkslisty nie podpisało nieledwie 801 Polaków. W stosunku do ogółu Polaków liczba wpisanych do III grupy stanowiła aż 94,6 %. Podobnie kształtowały się te relacje w Grudziądzu: Wg historyka Katarzyny Miller liczba ludności Grudziądza na dzień 17.8.1945 wyniosła 40660 osób. W tej liczbie 1097 Reichsdeutsche i Volksdeutsche (I i II grupa DVL) i aż 30000 (73,7%) osób w III i IV grupach DVL. Znam nastroje panujące pośród Polaków, mieszkańców Grudziądza, w czasie okupacji niemieckiej; powszechnie panował paniczny lęk przed obozem dla przesiedleńców, a w istocie obozem pracy (synonimem grozy były Potulice*), a jeszcze bardziej przed wysiedleniem do Generalnego Gubernatorstwa. Nasuwa się retoryczne pytanie: gdyby Polacy na tych obszarach solidarnie wykazali się patriotyzmem i odmówili podpisywania Volkslist, czy Niemcy byliby w stanie przesiedlić ich wszystkich do GG, albo osadzić w obozach pracy? *) Przytoczę tu kilka danych dot. obozu w Potulicach. W przeddzień wyzwolenia 21.01.1945 r. w obozowej ewidencji było 11188 osób. Przyjmuje się, że ogółem w obozie było ok. 25 tys. osób. W ewidencji zgonów odnotowano 1297 osób, w tym 767 dzieci. Po roku 1945 w obóz stanowił miejsce internowania 20000 d0 30000 Niemców (i Volksdeutschów). W grudniu 1947 r. przebywało w obozie ok. 24000 Niemców, w tym 6000 dzieci. W obozie zmarło 3500 internowanych Niemców.
  9. Kwestia Volkslisty

    Tomasz N: W naszej okolicy utarło się od dawien dawna opinia że Polak to katolik, a ewangelik to Niemiec. Tą opinię ewangelicy uważali z krzywdzącą ich. To też przy każdej okazji udowadniali, że tak nie jest. Antek: Udowodnili tę prawdę swoją postawą polskich patriotów, choć niemieckiego pochodzenia, dwaj duchowni Kościoła Ewang.-Augsburskiego w Polsce - bracia Bursche; Juliusz był biskupem, Edward pastorem tego Kościoła. Obaj zostali za odmowę podpisania Volkslisty osadzeni w niemieckich obozach koncentracyjnym, gdzie zginęli.
  10. Narodowe Siły Zbrojne

    w amerykanskich szeregach sluzylo po wojnie tysiace faszystow roznej masci - zewszad - od Estoni, Litwy, po Ukraine, tych orginalnych tez, zasluzonych czesto bardziej niz nasi chlopcy w walkach w czasie II WS w imie Führera wielkiego narodu niemieckiego.... Dlaczego Amerykanie mieli robic dla naszych wyjatek ???? To juz bylby szczyt.... Antek: Można by mniemać, że NSZ-etowcy uznali za swoją osławioną dewizę formacji SS (propagowaną przez Himmlera), która brzmiała: „Twój honor to wierność” (Deine Ehre ist Treue). Zbigniew Siemaszko w książce „Narodowe Siły Zbrojne” pisząc o dalszych losach żołnierzy NSZ stwierdza: „Kompanie wartownicze przy amerykańskiej 3 Armii rozrastały się szybko. We wrześniu 1945 z Brygady Świętokrzyskiej utworzono 6 kompanii, w sumie 1800 ludzi. [...]” Znany niemiecki historyk specjalizujący się w historii najnowszej, prof. Guido Knopp w książce „SS przestroga historii” (Die SS eine Warnung der Geschichte) omawiając działalność powojennych organizacji b. esesmanów podaje osobliwą ciekawostkę: „[...] W tajnym piśmie żandarmerii amerykańskiej do centrali wywiadu w Europie czytamy: >>Grupa byłych esesmanów i spadochroniarzy założyła nielegalną organizację pod dowództwem Otto Skorzenny’ego. Według wiarygodnych źródeł ich kwatera główna znajduje się w Tyrolu, w Austrii. Organizacja ma dwa cele: pierwszy to aktywny opór przeciw bolszewizmowi, drugi – doprowadzenie do ewakuacji zachodnich sił okupacyjnych<<. 20 stycznia 1947 roku tajny agent poinformował w swoim raporcie o istnieniu ODESSY: >>Przywódcą tej grupy jest Otto Skorzenny, który kieruje jej działalnością z obozu w Dachau, gdzie został internowany. Polscy strażnicy pomagają wyjść na zewnątrz osobom, którym Skorzenny wydaje rozkazy<<.” Polscy strażnicy! Czyli regulowanie starych zobowiązań.
  11. W pacyfikacji powstania warszawskiego brały udział nie tylko różnego rodzaju formacje Wehrmachtu i policji, czy Waffen SS, ale także pododdziały cudzoziemskie, w tym liczne rosyjskie: pułk SS Kamińskiego, 580 konny dywizjon rosyjski, IV batalion kozaków 57 pułku ochrony, 572 batalion kozaków, dywizjony kozaków 69 i 579, 209 batalion kozaków Szumakowa, dalej pułk wschodnio-muzułmański, 111 pułk azerski i 5 węgierska dywizja rezerwowa (chyba najmniej aktywny sojusznik Nieców). Do najokrutniejszych formacji należeli SS-mani z pułku SS-Brigadefuehrera Heinza Dirlewangera (z zawodu dr weterynarii) oraz z rosyjskiego pułku RONA (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija) pod dow. SS-Brigadefuehrera Mieczysława Kamińskiego. SS-Sturmbrigade RONA (określana także jako Brigade-Kaminski) składała się z jeńców i dezerterów Rosjan. Pułk SS Dirlewangera uzupełniany był ochotniczo wyłącznie ludźmi spośród niemieckich więźniów kryminalnych (także z Niemców-więźniów obozów koncentracyjnych), którzy w ten sposób uzyskiwali rehabilitację. Trzeba tu podkreślić, że głównodowodzący stroną niemiecką, SS-Obergruppenfuehrer von dem Bach-Zelewski, nie użył do działań pacyfikacyjnych żadnych kolaboranckich jednostek ukraińskich. Wprawdzie w chwili wybuchu powstania w skład 700-osobowej policji bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei) wchodziła jedna kompania pomocniczych oddziałów ukraińskich, tzw. „Hiwis” (skrót od Hilfswillige), to brak jest jakichkolwiek dokumentów świadczących o ich udziale w walkach z powstańcami. Wprawdzie powstańcy malowali na mundurach ujętych jeńców - rosyjskich SS-manów literę „U”, ale nie byli to Ukraińcy. Warto dodać, iż łączne straty strony niemieckiej w powstaniu warszawskim, wyniosły tylko w okresie od dn. 1.VIII. do dn. 16.IX.1944r. - 8952 ludzi. Straty powstańców były niestety znacznie wyższe, bo ok. 21600 ludzi, a łącznie z ludnością cywilną ok. 200000. Przytoczę jeszcze parę szczegółów dot. watażki SS-Brigadefuehrera Kamińskiego: W trakcie polemiki w jednym z wątków innego forum ktoś całkowicie błędnie przedstawił postać SS-Brigadefuehrera Mieczysława Kamińskiego, pisząc o nim m.in. że ścigany był przez Gestapo rzekomo za... zbrodnie popełnione na ludności polskiej. Gdyby nie dramat tamtych czasów, to można by to określić jako dość humorystyczne fantazjowanie. Jak wiadomo, za mordowanie ludności polskiej, dowódcy hitlerowscy przyznawali swoim podwładnym odznaczenia. Także żołnierzom jednostek kolaboranckich. Kamiński był, jak wiadomo, dowódcą osławionej brygady szturmowej SS utworzonej ze środowisk kolaboranckich, głównie Rosjan. Brygada znana była pod nazwą „Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija” (RONA, nie mylić z armią ROA gen. Własowa!). SS-Brigadefuehrer Mieczysław Kamiński urodził się w Poznaniu w r. 1896. Jego matka była poznańską Niemką, a ojciec (Władysław) Polakiem, on sam podawał się za Rosjanina. Po I w. św. przebywał w Leningradzie. W r. 1942 ujęty został przez Niemców pod Orłem w randze sowieckiego kapitana. Szybko wstąpił do służby niemieckiej. Po szeregu walk wycofał się ze swoją brygadą do Prus Wschodnich, gdzie wraz brygadą został przez Himmlera przyjęty do formacji SS. W pacyfikacji powstania warszawskiego Kamiński dowodził jednym, kombinowanym pułkiem złożonym z nieżonatych żołnierzy wszystkich pięciu pułków, z jakich składała się jego brygada. Ów pułk brygady RONA wraz ze swoim dowódcą, Kamińskim, wchodził w skład wojsk SS-Obergruppenfuehrera von dem Bacha. SS-Brigadefuehrer Kamiński został jeszcze w trakcie trwania powstania, bo w dniu 26. sierpnia 1944 r. na rozkaz von dem Bacha rozstrzelany przez Niemców. Egzekucja ta dokonana została nie z powodu zbrodni popełnionych na ludności polskiej, ale za dokonane przez Kminskiego grabieże i rabunki. Oto fragmenty protokołu z przesłuchań (po wojnie) von dem Bacha przez prokuratora (odnośnie przyczyn egzekucji Kamińskiego). Von dem Bach: „[...] sam widziałem, panie prokuratorze, dowody, a mianowicie wóz napełniony po brzegi skradzionymi rzeczami wartościowymi, złotymi zegarkami, brylantami. On miał pełne walizy srebra, złota i brylantów”. Prokurator na to: „W takim razie człowiek ten był skazany nie za to, że popełnił kradzież, lecz za to, że kradzież została dokonana na rzecz jego kieszeni zamiast na rzecz niemieckiego Wehrmachtu”. Nie mniej ponurą postacią związaną z pacyfikacją powstania jest i sam von dem Bach. Przytoczę krótki życiorys tego zbrodniarza, SS-Obergruppenfuehrera i generała policji - Ericha von dem Bacha (świadomie piszę jego nazwisko bez drugiego członu - „Zelewski”, bowiem w czasie jego dowodzenia pacyfikacją powstania nazywał się „już tylko” von dem Bach*). Krótko do sprawy zmiany nazwiska gen. Ericha von dem Bacha: Urodził się on w miejscowości Lauenburg in Pommern (obecnie Lębork), w pruskiej rodzinie ziemiańskiej (Junkrów). Jego polsko brzmiąca część nazwiska wywodziła się od nazwy rodowego majątku Zelewo na Kaszubach, wsi położonej ok. 20 km na północo-zachód od Wejherowa. Ojciec Ericha – Oskar von Zelewski – padł w roku 1915 w czasie walk nad Narwią jako oficer rezerwy armii Wilhelma II.. Erich von dem Bach-Zelewski, będąc już prominentnym esesowcem, intensywnie zabiegał o zmianę swojego nazwiska rodowego poszukując odpowiednich dowodów czysto germańskiego pochodzenia rodziny i jej nacjonalistycznego nastawienia. To dopiero w czasie przesłuchań w Norymberdze zaczął się powoływać na rzekome słowiańskie pochodzenie swojej matki. Ten specjalista od Bandenbekaempfung miał na sumieniu wiele zbrodni, wcześniej popełnionych na terenie Śląska, Oświęcimia, ZSRR, w GG, no i w roku 1944 w Warszawie. Wielu warszawian, niedoszłych ofiar von dem Bacha, którzy przeżyli powstanie, a zwłaszcza mieszkańcy Woli, gdzie w pierwszych dniach powstania Niemcy mordowali niemal wszystkich mieszkańców tej dzielnicy, nawet dziś twierdzi, że z chwilą objęcia dowództwa nad akcją pacyfikacyjną powstania przez SS-Obergruppenfuehrera von dem Bacha, masowe mordowanie ustało. Twierdzenie takie nie ma oczywiście nic wspólnego z prawdą. Trudno się zgodzić z oceną Bacha przez Warszawian, owych niedoszłych von dem Bacha ofiar, bezpodstawnie wydających korzystną opinię o Bachu jako o rzekomym mężu opatrznościowym ludności Warszawy. „Dobroduszny” von dem Bach to oczywisty mit. Hitler i Himmler dobrze wiedzieli, komu powierzają zadanie pacyfikacji powstania, zniszczenia znienawidzonej przez nich Warszawy i rozprawienia się z buntowniczą ludnością tego miasta. Jest przecież faktem, że von dem Bach był zwierzchnikiem wszystkich niemieckich i kolaboranckich formacji pacyfikujących powstańczą Warszawę. Bach, jako uznany w środowisku dowodców formacji SS specjalista od tzw. Bandenbekaempfung (zwalczanie ruchu oporu), o funkcję pacyfikatora intensywnie wcześniej zabiegał, miał przecież duże w tym względzie doświadczenie. Bartoszewski pisze, iż jest udowodnionym faktem, że von dem Bach przybył do W-wy już 5. lub 6. sierpnia, a on sam twierdził w Norymberdze, że dopiero 15.8.. To przesunięcie terminu o tydzień miało mu pomóc w zrzuceniu odpowiedzialności za największe zbrodnie popełnione na bezbronnej ludności przez oddziały Reinefahrta i jego kryminalistów z SS-Sturmbrigade SS-Oberfuehrera Oskara Dirlewangera, a także pułku Rosjan z SS-Sturmbrigade RONA SS-Brigadefuehrera Mieczysława Kamińskiego właśnie w pierwszych dniach niemieckiej akcji pacyfikacyjnej. Bach był niemal od początku powstania zwierzchnikiem tych zbrodniczych oddziałów, a popełnione przez nie zbrodnie to właśnie skutek jego, von dem Bacha zbrodniczych rozkazów. Zresztą lista zbrodni dokonanych w czasie pacyfikacji powstania, a obciążająca von dem Bacha jest długa.
  12. Książe, który wielbił Hitlera

    Księciu Bernhardowi zur Lippe-Biesterfeld, z pochodzenia Niemcowi, nie obca była dewiza, iż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... Młodość spędził Bernhard w dawnych Prusach Wschodnich, w rodowym majątku Gut Reckenwalde (obecnie Wojnowo k. Mikołajek). Po dojściu Hitlera do władzy włączył się czynnie do ruchu nazistowskiego - wstąpił do NSDAP, był aktywnym członkiem SA i SS, a także członkiem NSKK (Nationalsozialistischer Kraftfahrer-Korps) oraz stowarzyszenia Reiter-SS. Już po poślubieniu księżniczki Juliany (1937 r.) złożył pierwszą swoją oficjalną wizytę zagraniczną Adolfowi Hitlerowi w jego osławionej kancelarii Rzeszy. Pamiętają mu też Holendrzy, że na krótko przed ślubem przyjął w niderlandzkim pałacu królewskim wyższego oficera SS Langenheima, wysłannika hitlerowskiego ministra spraw zagranicznych Joachima von Ribbentropa, któremu z całą otwartością przedstawił ocenę sytuację politycznej Niderlandów i roli holenderskiej skrajnie nazistowskiej partii NSB ("Narodowosocjalistyczny Ruch Holandii") Antona Adriana Musserta. Fakt ten wywołał duże poruszenie holenderskiej opinii publicznej. W roku 1940 uciekł przed nadciągającym Wehrmachtem do Londynu, skąd organizował ruch oporu w Holandii przeciw niemieckiemu okupantowi. W latach 1942 do 1944 uczestniczył jako pilot Royal Air Force w walce z Niemcami. Książe zamieszany był w szereg afer, także kryminalnych. W roku 1976 na skutek jego udziału w skandalu korupcyjnym Lockheed (był beneficjentem łapówki w wysokości ponad 1mln USD), zmuszony był wycofać się z życia publicznego.
  13. "Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej"

    Karol Grünberg pisze („Adolf Hitler, biografia Führera”): „[...] Maser ustalił genealogię krewnych oraz powinowatych aż do siedmiu pokoleń, korzystając z ksiąg parafialnych, jak również obszernej dokumentacji dotyczącej spraw majątkowych oraz spadkowych. Rezultatem tych rodowodowych ustaleń Masera było obalenie rozpowszechnionych hipotez i sugestii (m.in. w książkach A. Bullocka i F. Jetzingera) o domniemanym żydowskim pochodzeniu Hitlera. Co więcej, niektórzy autorzy sugerowali, że ta właśnie domieszka „niearyjskiej krwi” wywrzeć miała istotny wpływ na jego rasistowską obsesję, stanowi źródło nienawiści do Żydów.”
  14. Waffen-SS

    Czynione przez niektórych polemistów tego forum próby klasyfikowania poszczególnych jednostek formacji SS na takie „z zupełnie czystym kontem” i na przestępcze, czy też dywagowanie o mniej lub bardziej zbrodniczym charakterze Allgemeine-SS i Waffen-SS są całkowicie pozbawione podstaw, jeśli nie absurdalne. A już w osłupienie wprawia pisanie o pełnej „poświęcenia” waleczności esesowców, czy ich kunszcie „budowy zasadzek”. Forumowiczom wyrażającym skrywany zachwyt dla żołnierzy zbrodniczej organizacji zwanej Sturmstaffeln wypada polecić pilne przestudiowanie choćby następujących prac: „SS-przestroga historii” znanego historyka niemieckiego Guido Knoppa oraz Karola Grünberga „SS-czarna gwardia Hitlera”. Przytoczę kilka cytatów z prac owych historyków: „[...] Przeznaczenie formacji, która stała się zalążkiem późniejszej Waffen-SS, określił Himmler w następujący sposób: >>Verfügungstruppe-SS została zorganizowana po to, aby wziąć udział w wojnie i walczyć na polach bitew. Przelewając krew na froncie, zdobędzie sobie moralne prawo do walki z sabotażystami i wrogami wewnętrznymi<<.” „[...] Oficjalna nazwa Waffen-SS (siły zbrojne SS) użyta została już 22. lipca 1939 r. w rozkazie Oberkommando der Wehrmacht, zaś od początku 1940 r. nazwa ta występuje w dokumentacji wewnętrznej. Hitler użył po raz pierwszy tego określenia w swoim przemówieniu w Reichstagu dnia 19. lipca 1940 r..” Karol Grünberg pisze: „[...] między różnymi formacjami SS istniał STAŁY PRZEPŁYW KADR. Konkretnie dotyczyło to wymiany między oddziałami Waffen-SS a załogami strażniczymi obozów koncentracyjnych, zwłaszcza w wypadkach uznania nieprzydatności lub za wykroczenia służbowe. [...] – niektóre dywizje Waffen-SS (np. dywizje „Nord”, „Florian Geyer”, „Horst Wessel” i kilka innych, włączając w to naturalnie samą dywizję „Totenkopf”) wywodziły się z oddziałów strażniczych w obozach koncentracyjnych, a zatem z oddziałów „Totenkopf”, czyli „trupiej czaszki”. Ten wspólny rodowód kadrowy przyczynił się niewątpliwie do rozwinięcia eksterminacyjnych predyspozycji tych dywizji Waffen-SS, [...]. Poszczególne oddziały Waffen-SS stanowiły integralną część składową „Einsatzgruppen”, powołanych do realizacji ludobójczego programu na obszarach wschodnich, w tym również w Polsce.” „[...] Na początku działań wojennych na froncie wschodnim stan osobowy Waffen-SS przedstawiał się następująco: "SS-Division Leibstandarte Adolf Hitler" (...), "SS-Division Wiking"(...), "SS-Division Totenkopf" (...),"SS-Division Nord" (...),"SS-Division Das Reich" (...),"SS-Division Nord" (...), Sztab dow. Reichsführera SS (...), Batalion ochotniczy SS "Nordost" (...), Służby administracyjne (...), Jednostki rezerwowe (...), JEDNOSTKI INSPEKCYJNE W OBOZACH KONCENTRACYJNYCH (7200 członków Waffen-SS) itd.. [...]W czerwcu 1940 r. pierwsza dywizja policyjna SS uczestniczyła w walkach w północnej Francji, a po zakończeniu działań wojennych pozostała tam dla ZWALCZANIA RUCHU OPORU. [...] WRAZ Z ROZSZERZENIEM SIECI OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH WZROSŁO OGROMNIE ZAPOTRZEBOWANIE NA ŻOŁNIERZY Waffen-SS DO PEŁNIENIA TAM SŁUŻBY WARTOWNICZEJ I WYKONYWANIA INNYCH ZADAŃ.” (Antek od siebie: myślę, że nie ma potrzeby wyjaśniać, na czym polegały w obozach owe "INNE ZADANIA"?) „[...] SS-Sturmbannführer August Harbaum, kierownik referatu A/V4 w SS-WVHA, stwierdził, że w marcu 1942 r. około 15000 członków Waffen-SS PEŁNIŁO SŁUŻBĘ W OBOZACH KONCENTRACYJNYCH JAKO WARTOWNICY LUB PERSONEL SZTABÓW OBOZOWYCH. W końcowych tygodniach wojny PEŁNIŁO SŁUŻBĘ W OBOZACH 30-35000 CZŁONKÓW Waffen-SS.”
  15. Paweł Szandruk

    Dywizja SS Hałyczyna (14. SS-Schützendivision Galizien) została powołana w kwietniu 1943 r. decyzją współpracującego z Niemcami Ukraińskiego Komitetu Narodowego i za zgodą władz Generalnego Gubernatorstwa. W marcu 1943 zgodę na utworzenie początkowo 3,5-tysięcznego ukraińskiego pułku wyraził Himmler. Rzecznikami formowania oddziałów ukraińskich byli: szef Głównego Urzędu SS, SS-Obergruppenfuehrer Gottlieb Berger, a także Alfred Bisanz oraz SS-Sturmbannfuehrer Fritz Arlt. W czerwcu 1944 r. dywizję skierowano na front wschodni, gdzie została (pod Brodami) prawie całkowicie rozbita (zginęło ok. 70-80% oficerów i żołnierzy). Jednostkę odtworzono zimą 1945 r. nadając jej nazwę Ukraińskiej Armii Narodowej. UAN skierowano do południowej Austrii , gdzie dostała się do niewoli alianckiej. Przez obozy jenieckie we Włoszech żołnierze ci trafili w r. 1947 do Wielkiej Brytanii, na mocy osobistej decyzji ówczesnego premiera Clementa Atlee, który nie chciał wydać ich sowietom. Stąd wielu wyjechało potem do Kanady, USA czy Australii. Dowódcą 1. ukraińskiej dywizji SS-Galizien został pułkownik Pawło Szandruk, mianowany następnie niemieckim generałem-porucznikiem. Pawło Szandruk to postać niezwykle kontrowersyjna. Szandruk służył w czasie kampanii wrześniowej 39 r. w Polskim Wojsku jako oficer kontraktowy w randze pułkownika. Wyróżnił się wówczas wielką walecznością jako dowódca 29. Brygady Piechoty, za co został po wojnie odznaczony przez gen. Władysława Andersa Krzyżem Virtuti Militari). - - - - - Virtuti Militari gen Szandruka budzi wiele kontrowersji, stąd warto poznać podstawę przyznania tego odznaczenia Szandrukowi (wg zeszytów paryskiej "Kultury"): Z resztek rozbitej na zachód od Wisły 29. D.P. oraz innych luźnych oddziałów żołnierzy, w dniach 16-19 września 1939 r. utworzona została w rejonie Rejowca 29. Brygada Piechoty, nazywana również Grupą płk Bratry. Szefem sztabu tej Brygady mianowany został oficer kontraktowy, Ukrainiec, ppłk dypl. Paweł Szndruk. W dniach 20-29 września 29. Brygada brała udział w walkach w rejonie Zamościa. Najpierw samodzielnie, a później w składzie Grupy Operacyjnej gen Przedrzymirskiego. W czasie bitwy, jaka rozegrała się pod Łabuniami pomiędzy 39. D.P. a Korpusem Bawarskim, 29 Brygada osłaniała działania od Zachodu, od strony Zamościa organizując obronę po obu stronach szosy Zamość - Hrubieszów, w rejonie Horyszów Dwór. Grupa niemiecka w Zamościu pod dowództwem płk Macheusena uderzała kilkakrotnie na tę osłonę starając się ją przełamać, czego nie udało jej się uczynić. Ponieważ płk Bratro zachorował, faktycznym dowódcą 29-tej Brygady był płk Szandruk. 22 września wieczorem Korpus Bawarski zaprzestał bezskutecznych natarć i przeciwnatarć z Łabuń na północ, przegrupował się w rejonie Zamościa i od świtu 23 września rozpoczął natarcie na kierunku Zamość - Hrubieszów, zwiększając stopniowo nacisk na osłaniającą ten kierunek 29. Brygadę Piechoty. Grupa gen. Przedrzymirskiego osłonięta od południa nadeszła w nocy z 22 na 23 września na ten odcinek frontu, rozkazując 29. Brygadzie Piechoty utrzymywanie dalszej osłony na tym kierunku, aż do czasu otrzymania rozkazu wycofania się wraz z siłami głównymi w charakterze tylnej straży. W dniu 23. września 29. Brygada była zagrożona natarciem niemieckiej czołowej straży przedniej i oddziałami zmotoryzowanymi i pancernymi, które pojawiły się na odsłoniętym prawym-północnym skrzydle odizolowanej Brygady. W tej sytuacji płk Szandruk udał się osobiście na pozycje czołowych baonów, aby przekazać ich dowódcom plan odwrotu. Goniec gen. Przedrzymirskiego przybył z rozkazem odwrotu ok. godz. 10-tej rano. Ponieważ płk Bratro nie było na stanowisku dowodzenia, rozkaz ten przekazano na pozycje czołowe płk Szandrukowi, który po jego otrzymaniu pilnował osobiście kolejnego wycofywania się baonów z ich pozycji. Odwrót odbywał się pod silnym ogniem artylerii niemieckiej i przy okrążonym skrzydle, do którego zbliżały się już niemieckie pojazdy pancerne. Sytuacja Brygady była właściwie beznadziejna, jednakże wojska wyszły z pułapki szczęśliwie, unikając zagłady w dużej mierze dzięki osobistej ingerencji płk Szandruka, jego zdolności przewidywania, jego energii i odwadze. Zrobił on o wiele więcej dla uratowania wojska, niż można się było spodziewać od przeciętnego dowódcy w podobnej sytuacji. Przez cały czas działań wojennych w 1939 r., płk Szandruk zachowywał się jak przystało na lojalnego i dzielnego oficera. W konsekwencji odznaczony został po wojnie krzyżem Virtuti Militari. - - - Ze wspomnień generała Pawło Szandruka "[...] W poczuciu pełnej odpowiedzialności za moje słowa i aby skończyć ze sprawą 1-szej Dywizji Ukraińskiej i wszystkich innych formacji Ukraińskiej Armii Narodowej, stwierdzam, co następuje: 1. Wersja, jakoby Dywizja, względnie poszczególni żołnierze Dywizji brali udział w walkach przeciw sojusznikom, a w szczególności wobec Polsce, jest kłamstwem rzuconym w interesie czynników wrogo nastawionych zarówno do nas, jak i do Polaków; 2. 2-ga Dywizja Ukraińska została sformowana w drugiej połowie marca i na początku kwietnia 1945r.; 3. Wszystkie inne formacje Ukraińskiej Armii Narodowej znajdowały się na terenie Austrii, Danii, Belgii, Holandii i Niemiec w służbie wartowniczej lub Przeciwpożarowej; 4. Brygada Specjalnego Przeznaczenia sformowana została w Berlinie i przeniesiona do Czech; 5. Niestety są jeszcze osoby, które uważają, że Ukraińska Armia Narodowa nie istniała, a ja byłem dowódcą 1-szej Dywizji Ukraińskiej. Sensacyjne wiadomości należy opierać na rzeczywistych danych, a nie na kłamstwie, ani na ignorancji. Paweł Szandruk Luty, 1965 (Przełożył z ukraińskiego Józef Łobodowski)
  16. Kontakty AK z Niemcami

    O bohaterstwie polskiego podziemia niepodległościowego są tomy prac historiograficznych, jak i pamiętnikarskich. Powszechnie znana jest historia bohaterskiej Wołyńskiej Dywizji AK, literatura szeroko opisuje dokonania oddziałów majora Jana Piwnika-"Ponurego" (poległ pod Jewłaszami). A przecież były i ciemne karty tamtych czasów, o czym wielu pragnie zapomnieć, wykreślić z historii. Znane są niestety przypadki utrzymywania kontaktów z Niemcami także przez niepodległościowców z AK, a obciąża to właśnie niektóre oddziały Wołyńskiej Dywizji. Najczęściej dotyczyły one zawierania z Niemcami umów „o nieagresji”, gdy za głównego wroga uznano oddziały partyzanckie lewicowe bądź sowieckie. Najdalej w tych kontaktach posunął się cichociemny, por. Adolf Pilch („Pistolet”, „Dolina”, „Góra”), żołnierz nowogródzkiej AK. Pilch nie tylko zawarł z Niemcami ów swoisty „pakt o wzajemnej nieagresji”, otrzymując od Niemców w zamian uzbrojenie i amunicję, ale nawet - przestrzegając "paktu" - odmówił swojemu dowództwu uczestniczenie w znanej zbrojnej akcji przeciw Niemcom - „Ostra Brama”. Wkrótce Pilch samowolnie opuścił rejon Nadniemeński, całkowicie wycofał się z Kresów i z podległym mu batalionem „Stołpeckim” AK udał się (z pełnym uzbrojeniem) w towarzystwie niemieckich żandarmów z Rakowa na zachód. W drodze negocjował z kolejnymi lokalnymi dowódcami niemieckimi w sprawie pozwolenia na przejście. Niemcy nie tylko przydzielili batalionowi „Stołpeckiemu” eskortę żandarmów, ale nawet zorganizowali AK-owcom transport kolejowy, zadbali o zaopatrzenie, a także udostępnili batalionowi Pilcha przeprawy przez mocno strzeżone mosty na Wiśle. Podobne „pakty” z Niemcami zawarli porucznicy AK Świda („Lech”) i Zajączkowski („Ragnar”) także ze Zgrupowania Nadniemeńskiego. Warto dodać, że owe partyzanckie oddziały, które poszły na współpracę z Niemcami, należały do największych w 77. pułku piechoty Okręgu Nowogródzkiego AK, bowiem IV. batalion pod dowództwem ppor. „Ragnara” (Czesław Zajączkowski) dysponował stanem 800 ludzi, batalion I. („Stołpecki”) z 78. pp. pod dowództwem por. „Doliny” (Adolf Pilch) – stanem 700 ludzi. Jeszcze o wydarzeniach w Okręgu Nowogródzkim Z pracy Jana Erdmana ("Droga do Ostrej Bramy") m.in.: O akcji odbicia więźniów w Lidzie: "[...] Akcja udała się w pełni: wkroczono do więzienia jako patrol niemiecki eskortujący aresztowanych i bez jednego strzału uwolniono tłum więźniów. Różne źródła rozmaicie podają ich liczbę: od 50 do 170. Do eskorty i konwoju 'Lech' wyznaczył oddział baonu 'Ragnara'. W tym czasie wyszło na jaw, że 'Lech' zaczął porozumienie z Niemcami, chcąc utworzyć dywizję polską do walki z bolszewikami, a chcąc się wykazać lojalnością wobec Niemców, posegregował uwolnionych według własnego uznania. Część rozstrzelał, a trupy ułożył jak sardynki na szosie do Żołudka, zawiadamiając Niemców, że uciekinierów uchwycił i rozstrzelał". O Baonie Stołpeckim: "Najdalej porozumienie z Niemcami posunął por. 'Góra', którego Baon Stołpecki został tak brutalnie potraktowany przez puszczańskich sojuszników. Mamy wykaz broni stanowiącej pierwszy niemiecki transport zaopatrzeniowy. Dowódca AK donosi Londynowi, że według meldunku z Nowogródka Niemcy dostarczyli Baonowi Stołpeckiemu w połowie grudnia 1943 r. - czyli wcześniej niż 'Lechowi' - 10 tys. amunicji, dwa ckm i 4 moździerze, uznali go >>jako oddział polski<< i zezwolili na noszenie oznak polskich. >>Nakazałem - depeszuje gen. Bór - zerwanie z Niemcami i w najmniejszej mierze nie korzystać z ich pomocy, unikać walki z bolszewikami z wyjątkiem wypadków koniecznej samoobrony [...]<<. Jak wynika z cytowanego wyżej sprawozdania Szlaskiego, Baon Stołpecki nie wykonał tego rozkazu przez 6 miesięcy - do końca 1944 roku. Nawiasem mówiąc, statystyka utarczek Zgrupowania Stołpeckiego wykazuje, że w okresie między listopadem 1943 r. a 29.6.1944 r. (7 miesięcy) nie stoczyło ono ani jednej potyczki z Niemcami, a miało 32 potyczki z oddziałami sowieckimi. Najwidoczniej więc istniał i na tym terenie >>pakt o wzajemnej nieagresji<< z Niemcami. [...]. Reakcja Londynu - Naczelnego Wodza i rządu - na wiadomość o zachowaniu się Baonu Stołpeckiego była natychmiastowa i do przewidzenia. [...] Wszelkie porozumienia z Niemcami mogły zbrukać reputację >>kraju bez Quislinga<< [...]. W dwa dni po otrzymaniu depeszy o niemieckich dostawach broni i amunicji dla oblężonego przez partyzantkę sowiecką por. 'Góry', gen. Sosnkowski odpowiada: >>Jeśli opis wypadków na terenie Puszczy Nalibockiej jest ścisły, muszę ocenić, że postępowanie baonu Stołpecki stanowi przekroczenie Waszego rozkazu wydanego na podstawie instrukcji Rządu w porozumieniu z Delegatem i reprezentacją polityczną Kraju. Samowolne osłabienie w obliczu najbardziej choćby tragicznych okoliczności linii nieugiętej postawy wobec Niemców jest szkodliwe dla sprawy i stanowi marnowanie dorobku moralno-politycznego Armii Krajowej. Tragedia baonu Stołpeckiego nie usprawiedliwia późniejszego postępowania meldowanego przez Nowogródek. Broń na Niemcach należy zdobywać, nie zaś przyjmować od nich w darze. Oczekuję raportu, kto ponosi winę i jakie zastosowano sankcje [..]<<. A wśród depesz Komendy Głównej AK do Okręgu Nowogródzkiego znajdujemy 11.7.1944 r. szyfrogram tej treści: >>W związku z ogólną sytuacją natychmiast wycofać oddział 'Góry' do swych sił głównych oraz ostatecznie zlikwidować wszelkie porozumienia z Niemcami w sprawie szpitala i innych<<". Roman Korab-Żebryk ("Operacja wileńska AK") pisze: "Problem 'Góry’ i 'Ragnara’ nie został rozwiązany. Obaj wyłamali się z dyscypliny organizacyjnej. Przyznawali się wprawdzie skwapliwie do przynależności do AK i na tym opierali swoją popularność w społeczeństwie, zwłaszcza że gromiąc oddziały rekwizycyjne sowieckich partyzantów oddawali doraźną przysługę miejscowej ludności: dopiero później okazało się, ile wyrządzili szkody społeczeństwu polskiemu, gdy po wypędzeniu Niemców władze radzieckie uzasadniały rozbrajanie resztek AK zdradą oddziałów 'Góry’ i 'Ragnara' ".
  17. Narodowe Siły Zbrojne

    Poszukiwacze NSZ-owskich zasług mówią o bojowości tej formacji, o jej udziale w powstaniu warszawskim (wg jednych historyków w powstaniu uczestniczyło 500, wg innych 2000 NSZ-owców) i w innych dramatycznych zmaganiach zbrojnych, szczególnie wysoko zaś punktują fakt, iż NSZ walczyły na dwa fronty – przeciw Niemcom i komunistom polskim i sowieckim. Przeciwnicy NSZ piętnują ich rozłamowe poczynania, przejawiające się m.in. w niepodporządkowaniu się przez tę formację Komendzie Głównej Armii Krajowej, a tym samym i rządowi emigracyjnemu w Londynie, co wg historyków stanowi coś pomiędzy zdradą a dezercją. Wreszcie pada zarzut najgorszy – jakby w ogóle można było stopniować zbrodnie – współpraca z hitlerowskimi Niemcami, za co szczególnie surowemu potępieniu poddaje się Brygadę Świętokrzyską NSZ. Zresztą nie bez podstaw. NSZ kierowały się zasadą walki z dwoma wrogami, z Niemcami i z wszelkimi ugrupowaniami lewicowymi. Jednakże w pewnym okresie dowództwo NSZ uznało za swojego głównego wroga nie niemieckiego okupanta, a właśnie polskie formacje lewicowe. Przy tym za ugrupowania lewicowe NSZ-owcy uznawali nie rzadko także i partyzanckie oddziały Batalionów Chłopskich. Z zasady za komunistę uznawano także każdego Żyda, a za bojówki lewicowe nawet i żydowskie samodzielne grupy partyzanckie. Z rąk NSZ ginęli nie tylko dowódcy oddziałów lewicowych, czy żydowskich, najczęściej zabijano wszystkich bojowców, których dowódca określonej NSZ-owskiej jednostki uznał za lewicowych bądź za żydowskich. NSZ nie były jednolite, niewielka część tego wojska podporządkowała się dowództwu AK, tzw. NSZ-AK. Niektórzy dowódcy oddziałów NSZ, które podporządkowały się AK, zostali przez szefostwo NSZ karani, nawet skazywani na karę śmierci „za zdradę”. Wyroki wykonano m.in. na oficerach NSZ-AK - kapitanie Włodzimierzu Żabie („Żniwiarz”), majorze Gostomskim („Witold”), kapitanie Stanisławie Żaku („Stach”), por. Władysławie Pacholczyku („Adam”, „Klin”). Brygada Świętokrzyska NSZ (BŚ NSZ) utworzona została w sierpniu 1944 r. z NSZ-owskich pułków 202. i 204.. Jej dowódcą został pułkownik NSZ Antoni Szacki vel Skarbek vel Dąbrowski („Bohun”, „Ludwik”). Sama BŚ liczyła 850 ludzi, z czasem rozrosła się do 1200 bojowców. Zastępcą „Bohuna” został ppłk. Marcinkowski („Jaxa”), a szefem sztabu cichociemny Zub Zdanowicz („Ząb”) - człowiek, który wcześniej odrzucił wyznaczone mu przez szefostwo AK stanowisko dowódcy zespołu likwidacyjnego, a następnie samowolnie porzucił formację AK wstępując w szeregi Narodowych Sił Zbrojnych. Dowódcy NSZ nawiązywali wielokrotnie kontakty z Niemcami, a szczególnie ponurą postacią był agent Gestapo por. Hubert Jura („Tom”), dowódca oddz. NSZ „Sosna”. Jednak najhaniebniejszą rolę w formacjach NSZ odegrała Brygada Świętokrzyska. 13. stycznia 1945 r., w obliczu rozpoczętej sowieckiej ofensywy, BŚ podjęła ucieczkę na zachód; przeprawiła się za zgodą Niemców przez most na Pilicy, a 16. stycznia, po zawarciu szerokiego porozumienia z Niemcami, BŚ otrzymała glejt pozwalający jej na przemarsz brygady - wraz z całym uzbrojeniem(sic!) - na Zachód „pod warunkiem, że BŚ nie będzie atakować oddziałów niemieckich”, z czego brygada wywiązała się konsekwentnie aż do końca wojny. Marsz był długi, bo wiódł przez Komorniki, przez miejscowości na terenie Niemiec: Elgut, Feldheim, Grunwald, Kaubitz, Peterswaldau, Steinseifersdorf, Waldenburg, Alt Laessig oraz Petersdorf aż do Kottwitz, gdzie BŚ zatrzymała się na dwa tygodnie. „Jaxa” nie tylko wynegocjował z Niemcami (w katowickiej komendanturze) zgodę na zachowanie pełnego uzbrojenia, ale również pozwolenie na przejście do Czech. Ranni NSZ-owcy otrzymali pełną opiekę lekarską ze strony służb sanitarnych wojsk niemieckich. Wszystko to oczywiście nie bez wzajemnych koncesji. Zgodnie z żądaniem SS-Hauptsturmfuehrera Paula Fuchsa i nacisku najściślej współpracującego z Gestapo por. „Toma”, dowództwo BŚ zgodziło się na zorganizowanie z wybranych bojowców NSZ ekipy wywiadowczej świadczącej usługi na rzecz Niemców i wysłanie ich jako skoczków spadochronowych na zajęte przez Sowietów tereny Polski. W tym celu, już wcześniej, bo 7. lutego 1945 r., dowództwo BŚ odkomenderowało grupę żołnierzy pod komendą kapitana NSZ Stefana Celichowskiego („Andrzej”) na szkolenie wywiadowcze w ośrodku niemieckim w Sudetach. Warto dodać, że w marcu 1945 r. ppłk. Marcinkowski („Jaxa”), zastępca dowódcy BŚ, wziął udział w zorganizowanej przez Niemców konferencji w Pradze, gdzie omawiano wraz z przedstawicielami faszystów rumuńskich i węgierskich kwestie ściślejszej współpracy z Niemcami. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że współpracą z Niemcami zhańbili się nie tylko narodowcy z pod znaku NSZ. Znane są przypadki utrzymywania kontaktów z Niemcami także przez niektóre jednostki niepodległościowców z AK. Najczęściej dotyczyły one zawierania z Niemcami umów „o nieagresji”, gdy za głównego wroga uznano oddziały partyzanckie lewicowe bądź sowieckie. Najdalej w tych kontaktach posunął się cichociemny, por. Adolf Pilch („Pistolet”, „Dolina”, „Góra”), żołnierz nowogródzkiej AK. Pilch nie tylko zawarł z Niemcami ów swoisty „pakt o wzajemnej nieagresji” otrzymując od Niemców w zamian uzbrojenie i amunicję, ale nawet odmówił swojemu dowództwu uczestniczenia w słynnej zbrojnej akcji przeciw Niemcom pod kryptonimem „Ostra Brama”. Wkrótce Pilch samowolnie opuścił rejon Nadniemeński, całkowicie wycofał się z Kresów i z podległym mu batalionem „Stołpeckim” AK udał się (z pełnym uzbrojeniem!) w towarzystwie niemieckich żandarmów z Rakowa na zachód. W drodze negocjował z kolejnymi lokalnymi dowódcami niemieckich wojsk w sprawie pozwolenia na przejście. Niemcy nie tylko przydzielili batalionowi „Stołpeckiemu” eskortę żandarmów, ale nawet zorganizowali AK-owcom transport kolejowy, zadbali o zaopatrzenie, a także udostępnili batalionowi Pilcha przeprawy przez mocno strzeżone mosty na Wiśle. Podobne „pakty” z Niemcami zawarli porucznicy AK Świda („Lech”) i Zajączkowski („Ragnar”) także ze Zgrupowania Nadniemeńskiego. Warto dodać, że owe partyzanckie oddziały AK, które poszły na współpracę z Niemcami, należały do największych w 77. pułku piechoty Okręgu Nowogródzkiego AK, bowiem IV. batalion pod dowództwem ppor. „Ragnara” (Czesław Zajączkowski) dysponował stanem 800 ludzi, a batalion I. („Stołpecki”) z 78. pp. pod dowództwem por. „Doliny” (Adolf Pilch) stanem 700 ludzi. Na wyżej wymienionych zdrajców sądy polowe AK wydały wyroki śmierci, ale - jakby to się nie wydawało dziwne - żaden nie został wykonany. Niektórzy z nich jeszcze żyją; np. z „Tomem” (Hubert Jura) wielu dawnych oficerów NSZ jeszcze niedawnym czasie spotykało się towarzysko w Ameryce Południowej. Powyższe stanowi opis tylko kilku zdarzeń i to najkrócej, jak mogłem. W podanej niżej literaturze historiograficznej zainteresowani znajdą pełniejsze informacje, także te, które są nie koniecznie po myśli hurra-patriotów i tzw. „prawdziwych” Polaków. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby moi adwersarze - zapewne wyznawcy zasady wmiatania brudów pod dywan - miast w swoich postach silić się na złośliwości i kierować pod moim adresem epitety, zajęli się historiografią. Dla jasności: pisząc powyżej o rzezi mieszkańców wsi Wierzchowiny, czy w nin. wpisie o Narodowych Siłach Zbrojnych i o Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ, oparłem się na pracach uznanych autorytetów: Zbigniewa S. Siemaszki: "Narodowe Siły Zbrojne" (Oficyna Wydawnicza "POKOLENIE", reprint londyńskiego wydania z r. 1978), Henryka Pająka „Za samostijną UKRAINĘ” (1992 r.), Marka Jana Chodakiewicza: "Narodowe Siły Zbrojne – ‘Ząb’ przeciw dwu wrogom" (FRONDA 1999. Autor - zresztą sławiący NSZ - książkę tę napisał na życzenie rodziny ppłk. Zdanowicza "Zęba", z którą jest zaprzyjaźniony).
  18. Jak wiadomo, w formacjach militarnych hitlerowskich Niemiec, a zwłaszcza w Wehrmachcie służyło ok. 250 tys. Polaków z obszarów Polski inkorporowanych do Rzeszy. Ich wcielenie do Wehrmachtu było skutkiem podpisania jednej z Volkslist, głownie ci z DVL (Deutsche Volksliste) grupy III, czyli tzw. Eingedeutschte. Niemieccy żołnierze Wehrmachtu przezywali owych swoich żołnierskich towarzyszy – Polaków „die Beutekameraden” (zdobyczni towarzysze broni). W audycji telewizyjnej zatytułowanej „Beutekameraden: Polnische Soldaten in der Wehrmacht”, nadanej w swoim czasie przez stację telewizyjną ARTE, wykorzystano szereg wywiadów przeprowadzonych z Polakami, byłymi żołnierzami Wehrmachtu. Wielu z nich służąc w Wehrmachcie nawet nie znało języka niemieckiego, rozumieli jedynie niemieckie komendy wojskowe. Pewien Ślązak, jeden z owych weteranów Wehrmachtu, opowiedział reporterowi (setnie przy tym ubawiony!) o pewnej haniebnej sytuacji, kiedy to jego kompania, złożona w większości z „polskich” wehrmachtowców, wkraczając do właśnie „zdobytego” przez nich francuskiego miasteczka, nie była w stanie zaśpiewać nawet jednej niemieckiej piosenki wojskowej. Wobec czego dowódca pozwolił im zaśpiewać jakąkolwiek im znaną polską. I oto kompania hitlerowskiego Wehrmachtu radośnie zaśpiewała polską pieśń ... „wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani”.
  19. Ludzkie odruchy SS-manów z obozów koncentracyjnych

    Jednym z bardziej znanych członków załogi KL Auschwitz uniewinnionych w procesie, jaki miał miejsce w roku 1946 w Polsce, był lekarz obozowy SS dr Hans Münch (1911 – 2001). Robert Jay Liftons wymienia Hansa Müncha w swojej książce (1986) o lekarzach Auschwitz jako jedynego lekarza, którego przywiązanie do przysięgi Hippokratesa okazało się silniejsze od wierności przysiędze SS. Münch sprzeciwił się udziałowi w selekcjach przybyłych w transportach na rampę Auschwitz-Birkenau żydowskich kobiet, dzieci i mężczyzn do pracy w obozie lub do natychmiastowego zabijania w komorach gazowych. Münch został w amerykańskim obozie dla internowanych w roku 1945 rozpoznany jako były lekarz obozowy KL Auschwitz i w roku 1946 przekazany władzom polskim. W r. 1946, w krakowskim procesie zbrodniarzy KL Auschwitz został oskarżony w sprawie dokonywanych w obozie eksperymentów nad malarią i reumatyzmem. Wielu świadków, b. więźniów obozu, wypowiadało o nim na procesie pozytywne opinie. W wyniku uniewinniającego wyroku Trybunału Narodowego (22.12.1947), Münch Kraków opuścił jako uniewinniony.
  20. Polacy w armii Rzeszy

    Antek: Poruszasz temat bardzo obszerny, wielowątkowy. Niżej kilka na ten temat informacji i uwag: 12.IX.1940 r. ukazał się tajny okólnik Himmlera dot. spraw selekcji narodowościowej, a 7.III.1941 r. weszło w życie rozporządzenie Himmlera (z dn. 4.III.41) o niemieckiej liście narodowej i obywatelstwie niemieckim na obszarach wschodnich, ustanawiające instytucję niemieckiej listy narodowej - Deutsche Volksliste (DVL) na obszarach polskich wcielonych do Rzeszy. To rozporządzenie Himmlera oraz tajne postanowienia wykonawcze ministra Fricka z dn. 13.III. tegoż roku ustalały różnego rodzaju stopnie przynależności państwowej, wprowadzając zasadę podziału ludności na cztery grupy. Do I grupy (Reichsdeutsche) zaliczono Niemców z pochodzenia, którzy do wybuchu wojny aktywnie pracowali na rzecz Rzeszy i otwarcie przyznawali się do niemieckości. Byli to tzw. aktywni Niemcy. Do II grupy DVL (Volksdeutsche) desygnowano Niemców z pochodzenia, którzy kultywowali swe tradycje tylko w domu i środowisku zamieszkania, zachowując niemieckość. Byli to tzw. bierni Niemcy. Osoby zaliczone do grup I i II korzystały z najwyższego stopnia obywatelstwa niemieckiego i posiadały dowody osobiste (Ausweis der Deutschen Volksliste) barwy niebieskiej. Nazwiska o brzmieniu polskim osób grup I i II ulegały najczęściej zniemczeniu i to z reguły z woli zainteresowanych (np. Król na Kroll, Majewski na Meyer itp.). Do III grupy (Eingedeutschte) zaliczono osoby pochodzenia niemieckiego spolonizowane (spokrewnione z Niemcami, kiedyś wyznania protestanckiego itp.) lub nie będące Niemcami, ale "ciążące ku niemieckości" (tak traktowali Niemcy m.in. Ślązaków, Kaszubów i Mazurów), a wg Gauleitera Alberta Forstera (Gau Danzig-Westpreussen) w ogóle wszystkie osoby znające niemiecki lub posiadające nazwisko czy imię niemieckie. W ocenie hitlerowców gwarantowały one szybką "regermanizację". Osoby takie posiadały dowody osobiste (Ausweis) barwy zielonej. Wpisani do grupy III DVL nie mogli być przyjmowani do NSDAP, a jedynie do przybudówek tej organizacji, jak HJ/BDM, SA, NSFK czy NSKK. Nazwiska o brzmieniu polskim osób grupy III miały ulec zniemczeniu w okresie przewidzianym do uzyskania obywatelstwa pełnoprawnego. Osoby, które stanowczo odmawiały przyjęcia listy narodowej (DVL) były nierzadko wysiedlane wraz z całymi rodzinami na teren Generalnego Gubernatorstwa, lub osadzane w obozach dla przesiedleńców, np. takich jak potulicki (filia KL Stutthof). Mężczyźni byli częstokroć wcielani do Organizacji Todt’a i kierowani do wykonywania ciężkich robót inżynieryjno-budowlanych na rzecz wojska, niejednokrotnie w bliskości działań wojennych. Do IV grupy DVL (Schutzangehörige des Deutschen Reiches) zaliczano osoby pochodzenia niemieckiego, tzw. „spolszczeni Niemcy”, a więc ludzie, którzy urodzili się w miejscowościach należących do 1918 r. do Rzeszy niemieckiej, a następnie „ulegli spolszczeniu". Do tej grupy zaliczano też osoby obcoplemienne. Każdej z czterech grup listy narodowej przypisane były inne przywileje; najkorzystniejsze [kartki żywnościowe z najwyższymi przydziałami żywności oraz talony (Bezugscheine) na szeroki asortyment różnych dóbr] przysługiwały osobom z grup I i II. Jednakże na wszystkich wpisanych na DVL, zarówno na Niemcach, jak i na Polakach, ciążył ten sam obowiązek służby wojskowej. Poszczególni Gauleiterzy stosowali wobec Polaków w podległym im okręgu (Gau) politykę opartą na własnej interpretacji rozporządzenia Himmlera z dn 4.III.41 r.. Artur Greiser, gauleiter Warthegau (Wielkopolska), był przeciwny zniemczania Polaków (Eindeutschung), uznając ich za niegodnych nadawania im statusu członka narodu niemieckiego. Ok. pół miliona zamieszkujących ten obszar Polaków wysiedlono przymusowo do Generalnego Gubernatorstwa, a ci, którzy otrzymali zgodę na podpisanie określonej grupy DVL, musieli szczególnie intensywnie o to zabiegać. Inaczej postępował FORSTER, gauleiter Gau Danzig-Westpreussen (Pomorze Gdańskie). Kierując się „przesłankami historycznymi”, jak i stale narastającymi potrzebami militarno-gospodarczymi Rzeszy, stawiał na zgermanizowanie jak największej liczby miejscowej ludności. W Warthegau (Wielkopolska) kierowano się w sprawach narodowościowych względami czysto rasowymi; trzeba było zadać sobie dużo wysiłku i starań, by zostać wpisanym na listę narodową. Natomiast w Gau Danzig-Westpreussen (Pomorze Gdańskie), w którym dążono do zapewnienia niemieckiej armii nowych ilości „mięsa armatniego” (Kanonenfutter), trzeba było hartu woli, aby oprzeć się akcji zniemczania. Fritz Bracht, Gauleiter Górnego Śląska (Reichsgau Schlesien), reprezentował stanowisko, że przesiedlenia w warunkach przedłużającej się wojny, zwłaszcza z terenu uprzemysłowionego Śląska, doprowadziłyby nieuchronnie do poważnych perturbacji w pracy kopalń, hut i wielu innych zakładów związanych z produkcją dla frontu. Co nie znaczy, że rezygnowano z germanizacji ludności Śląska, także i na Śląsku masowo zniemczano Polaków przyjmując za podstawę, iż większość Ślązaków to „spolszczeni Niemcy”, którzy urodzili się na obszarze należącym do roku 1918 do Rzeszy niemieckiej. Ślązaków zniemczano masowo, wpisując ich zwłaszcza do grup III i IV DVL. Jednak nie zwalniało to Polaków ze Śląska, „wielkodusznie obdarowanych” trzecią grupą Volkslisty, od podpisywania stosownych deklaracji. Odmowa złożenia wniosku o przyjęcie do DVL nie rzadko pociągała za sobą konfiskatę mienia, groziło to i tam wysiedleniem lub obozem. Na Śląsku utworzono 22 obozy dla Polaków (Polenlager), w których internowano bezterminowo całe rodziny. Jak już wyżej wspomniałem, podobne obozy istniały także na Pomorzu Gdańskim. W efekcie realizacji przez Gauleiterów osławionego rozporządzenia Himmlera z dn 4.III.41 r. takich nowo-kreowanych Niemców polskiego pochodzenia (Volksdeutsche i Eingedeutschte), było na obszarze inkorporowanym do Rzeszy łącznie ok. 3,5 miliona. Łatwo więc wywnioskować, ilu mężczyzn z tej liczby polskiej ludności mogło zasilić Wehrmacht w mięso armatnie; wg niemieckich historyków w samym tylko Wehrmachcie służyło 250 tys. żołnierzy niemieckich narodowości polskiej. Niemieccy żołnierze Wehrmachtu przezywali owych żołnierskich towarzyszy – Polaków „die Beutekameraden” (zdobyczni towarzysze broni). W audycji telewizyjnej zatytułowanej „Beutekameraden: Polnische Soldaten in der Wehrmacht”, nadanej w swoim czasie przez stację telewizyjną ARTE, wykorzystano szereg wywiadów przeprowadzonych z Polakami, byłymi żołnierzami Wehrmachtu. Wielu z nich służąc w Wehrmachcie nawet nie znało języka niemieckiego, rozumieli jedynie niemieckie komendy wojskowe. Pewien Ślązak, jeden z owych weteranów Wehrmachtu, opowiedział niemieckiemu reporterowi (setnie przy tym ubawiony!) o pewnej haniebnej sytuacji, kiedy to jego kompania, złożona w większości z „polskich” wehrmachtowców, wkraczając do właśnie „zdobytego” przez nich francuskiego miasteczka, nie była w stanie zaśpiewać nawet jednej niemieckiej piosenki wojskowej. Wobec czego dowódca pozwolił im zaśpiewać jakąkolwiek im znaną polską. I oto kompania hitlerowskiego Wehrmachtu radośnie zaśpiewała polską pieśń ... „wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani”. Jawi się retoryczne pytanie: jak zachowywali się owi polscy Beutekameraden, gdy ich wehrmachtowskie jednostki dokonywały na różnych frontach zbrodni wojennych? Czy może dowódcy „naszych” wehrmachtowców usłyszeli od nich: „ich mach’s nicht mit!”? Któż byłby skłonny w to uwierzyć? Oto kilka liczb obrazujących skutki polityki zniemczania Polaków: wg niemieckiego historyka Heinricha Jaenecke na obszarach wcielonych do Rzeszy liczba osób objętych grupami I i II listy narodowej sięgała 1 miliona, objętych grupą III 1,3 miliona, a grupą IV 83000. Polski historyk Józef Milewski podaje przybliżone proporcje na Pomorzu Gdańskim (Gau Danzig-Westpreussen). Tak więc na przykładzie Starogardu, który liczył wiosną 1943 r. 18638 mieszkańców, osób w grupach I i II było 3714 (19,9 %), w grupie III 14085 (75,5 %), natomiast Volkslisty nie podpisało nieledwie 801 Polaków. W stosunku do ogółu Polaków liczba wpisanych do III grupy stanowiła aż 94,6 %. Podobnie kształtowały się te relacje w Grudziądzu: Wg historyka Katarzyny Miller liczba ludności Grudziądza na dzień 17.8.1945 wyniosła 40660 osób. W tej liczbie 1097 (%) Reichsdeutsche i Volksdeutsche (I i II grupa DVL) i aż 30000 (73,7%) osób z III i IV grupą DVL. Znam nastroje panujące pośród Polaków, mieszkańców Grudziądza, w czasie okupacji niemieckiej; powszechnie panował paniczny lęk przed obozem pracy (synonimem grozy były Potulice*), a jeszcze bardziej przed wysiedleniem do Generalnego Gubernatorstwa. Nasuwa się retoryczne pytanie: gdyby Polacy na tych obszarach solidarnie wykazali się patriotyzmem i odmówili podpisywania Volkslist, czy Niemcy byliby w stanie przesiedlić ich wszystkich do GG, albo osadzić w obozach pracy? *) Przytoczę tu kilka informacji dot. obozu w Potulicach. W przeddzień wyzwolenia 21.01.1945 r. w obozowej ewidencji było 11188 osób. Przyjmuje się, że ogółem w obozie było ok. 25 tys. osób. W ewidencji zgonów odnotowano 1297 osób, w tym 767 dzieci. Po roku 1945 w obóz stanowił miejsce internowania 20000 d0 30000 Niemców (i Volksdeutschów). W grudniu 1947 r. przebywało w obozie ok. 24000 Niemców, w tym 6000 dzieci. W obozie zmarło 3500 internowanych Niemców.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.