Mustang był najlepszy - jezeli brać po uwage takie rzeczy jak dostepność, popularność, ogólną niezawodność i jakąś pewną przyjazność dla przeciętnego pilota i na prawdę bardzo dobre osiągi. Jeżeli chodzi o coś szpicen-klasę - no to mozna byłoby coś szukać, ale o popularne latadlo dla przeciętnego pilota - to nie ma lepszego. Jeżeli oceniamy tylko parametry techniczne to zawsze można powiedzieć, że Ta-152 był na dużych wysokościach zwrotniejszy. No i co z tego - w sumie nic, bo w służbie było moze z 20 takich maszyn. Niektore myśliwce armii japońskiej bez problemu sobie z nimi dawały radę? No i co? Też nic. Jak Jankesi przestali mysleć, że wszystko co ma szkrzydła musi być gorsze od ich P51, i trzeba jednak trochę w powietrzu uważać, to zaraz sytuacja się zmieniała.
A Skalski o mustangu powiedział tak, że jeszcze na spitfirach to czuł pewien respkt przed Fokami Me, na Mustangu to już nie boi się niczego.
Co do uzbrojenia - kazdy kij ma dwa konce - pocisków na działko wchodziło conajmniej o połowę mniej niż na półcalowego Browninga. Dwie trzy, serie i papa, zostaje dwie półcalowe sikawki i tyle - jak u Spitów od Mark IX w górę, albo nic, jak w Tempestach. Tak, że wszystko ma swoje plusy i minusy.
Poza tym Jankesi nie lubili sobie utrudniać zadania - dwa rodzaje amunicji do jednego samolotu? czasami, ale po co? 6-8 wkmów było wystarczającym uzbrojeniem, żeby spuścić z nieba wszystko co wtedy latało.
Co do ilości zestrzałów ważne było przede wszystkim ILE latał. Niemcy latali non-stop. nie było żadnych tur, tylko ewentualne urlopy. I to niezbyt długie. Poza tym natężenie walk. Na fronicie wschodnim, całym w czasie ataku na ZSRR, czyli w 1941 roku było raptem 5 półków myśliwskich - na cały front (nie liczę pułków niszczycielskich) - cuzamen , do kupy, jakieś góra 700 maszyn. A po drugiej stronie było kilka tysięcy maszyn - bylo do czego strzelać i to przez całą wojnę. Następna sprawa - to należy odróżnić ilość zestrzałów od tzw. systemu punktowego - zestrzał to był zestrzał - jeden za każdy samolot, za to za zniszczenie 4-silnikowego bombowca było 4 punkty, ale nie 4 zestrzały.
Piloci alianccy latali systemem turowym - jedna, dwie tury i do szkolenia, za biurko, a jak się uparł to lata dalej. Właśnie niejaki Johnson zaliczył wszystkie swoje zestrzelenia w ciągu niecałego roku i został ciupasem odesłany do kraju, żeby uczyć innych, mimo swoich wrzasków protestu. Natężenie walk na zachodzie, po bitwie po Anglię było już dużo, dużo mniejsze - dwa trzy loty dziennie się już potem nie zdarzały, chyba tylko w czasie operacji "Overlord". Ogólny poziom wyszkolenia pilotów już tak pewnie po 1943 roku zaczął się wyrównywać, a potem alianci zaczęli mieć przewagę nad Niemcami.
No