Skocz do zawartości

WOJTEKK

Użytkownicy
  • Zawartość

    29
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez WOJTEKK

  1. Aliancka myśl pancerna

    Ale Firefly'ow było kilka na krzyż w jednostce, i dalej to był "poczciwy" Sherman z benzynowym silnikiem i pionowymi burtami kadłuba.
  2. Najlepszy myśliwiec II Wojny Światowej

    Mustang był najlepszy - jezeli brać po uwage takie rzeczy jak dostepność, popularność, ogólną niezawodność i jakąś pewną przyjazność dla przeciętnego pilota i na prawdę bardzo dobre osiągi. Jeżeli chodzi o coś szpicen-klasę - no to mozna byłoby coś szukać, ale o popularne latadlo dla przeciętnego pilota - to nie ma lepszego. Jeżeli oceniamy tylko parametry techniczne to zawsze można powiedzieć, że Ta-152 był na dużych wysokościach zwrotniejszy. No i co z tego - w sumie nic, bo w służbie było moze z 20 takich maszyn. Niektore myśliwce armii japońskiej bez problemu sobie z nimi dawały radę? No i co? Też nic. Jak Jankesi przestali mysleć, że wszystko co ma szkrzydła musi być gorsze od ich P51, i trzeba jednak trochę w powietrzu uważać, to zaraz sytuacja się zmieniała. A Skalski o mustangu powiedział tak, że jeszcze na spitfirach to czuł pewien respkt przed Fokami Me, na Mustangu to już nie boi się niczego. Co do uzbrojenia - kazdy kij ma dwa konce - pocisków na działko wchodziło conajmniej o połowę mniej niż na półcalowego Browninga. Dwie trzy, serie i papa, zostaje dwie półcalowe sikawki i tyle - jak u Spitów od Mark IX w górę, albo nic, jak w Tempestach. Tak, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Poza tym Jankesi nie lubili sobie utrudniać zadania - dwa rodzaje amunicji do jednego samolotu? czasami, ale po co? 6-8 wkmów było wystarczającym uzbrojeniem, żeby spuścić z nieba wszystko co wtedy latało. Co do ilości zestrzałów ważne było przede wszystkim ILE latał. Niemcy latali non-stop. nie było żadnych tur, tylko ewentualne urlopy. I to niezbyt długie. Poza tym natężenie walk. Na fronicie wschodnim, całym w czasie ataku na ZSRR, czyli w 1941 roku było raptem 5 półków myśliwskich - na cały front (nie liczę pułków niszczycielskich) - cuzamen , do kupy, jakieś góra 700 maszyn. A po drugiej stronie było kilka tysięcy maszyn - bylo do czego strzelać i to przez całą wojnę. Następna sprawa - to należy odróżnić ilość zestrzałów od tzw. systemu punktowego - zestrzał to był zestrzał - jeden za każdy samolot, za to za zniszczenie 4-silnikowego bombowca było 4 punkty, ale nie 4 zestrzały. Piloci alianccy latali systemem turowym - jedna, dwie tury i do szkolenia, za biurko, a jak się uparł to lata dalej. Właśnie niejaki Johnson zaliczył wszystkie swoje zestrzelenia w ciągu niecałego roku i został ciupasem odesłany do kraju, żeby uczyć innych, mimo swoich wrzasków protestu. Natężenie walk na zachodzie, po bitwie po Anglię było już dużo, dużo mniejsze - dwa trzy loty dziennie się już potem nie zdarzały, chyba tylko w czasie operacji "Overlord". Ogólny poziom wyszkolenia pilotów już tak pewnie po 1943 roku zaczął się wyrównywać, a potem alianci zaczęli mieć przewagę nad Niemcami. No
  3. Aliancka myśl pancerna

    Powiem szczerze, że jak słyszę hasło "Aliancka myśl pancerna" to mnie lekki głupawka ze śmiechu łapie. Trudno jest mi znaleźć aliancki czołg, który by nie posiadał jakichś poważnych mankamentów, trudnych do wyeliminowania w czasie produkcji - od błędnych założeń, do wad konstrukcyjnych. Najlepszą bronia przeciwpancerną armii alianckich w czasie walk w Europie w 1944 i 45 roku była... radiostacja, przez którą można bylo wezwać samoloty.
  4. Najlepszy myśliwiec II Wojny Światowej

    Wiem, że temat nieco podupadł, ale w drugiej wojnie światowej lotnictwo odegralo wielka rolę, a ja "siedzę" w temacie od ładnych paru lat, to nie mogę sobie odmówić "reanimowania" wątku. W życiu nie zgodzę się z tezą, że Me 262 był najlepszym myśliwcem IIWŚ. To była latajaca niedoróbka i tylko dlatego, że latali na niej na prawdę bardzo dobrzy piloci osiągał sukcesy. Po pierwsze - zwrotność - żadna, manewrowanie - jeszcze gorzej, zabawa ciągiem kończyła się "zdechnięciem" silników i papa - mógł latać prosto, nie mógł zbytnio przyspieszac ani zwalniać. czyli nie mógł robić tego, co każdy szanujący się myśliwiec robić powinien. Musiał być też osłaniany przez myślwice podczas startów i lądowań. Natomiast aerodynamicznie to był majstersztyk. Adolf Galland, który po wojnie latał na meteorach w argeńtyńskiej armii, zapytany, który samolot jest lepszy - Meteor, czy Me262 - powiedział Me262 z silnikami Meteora. A pewnego wiosennego dnia w 1945 roku 7 pułk Luftwaffe spotkal się z polskimi mustangami i było 6:0 dla Polaków P51C ostatnie serie miały juz płetwę przed ustarzeniem pionowym, widziałem kiedyś zdjęcie, chyba z jednostki na Dalekim Wschodzie. Dornier Pfeil byłby świetnym samolotem, tylko nierozwiązanym problemem pozostawało przegrzewanie sie tylnego silnika - się zapalał. I linki strerownicze też się przepalały. Trochę trudno latać samolotem , któremu silnik się sam w powietrzu zapala - podobny problem był przy He177. Anglicy w tym samym czasie mieli Horneta, ktory pod względem osiągów wcale Strzale nie ustępował. A wg mnie najlepszym myśliwcem II WŚ był jednak Mustang - wielki zasięg, duża prędkość, mocne uzbrojenie, dobra manewrowość, stosunkowo łatwy w pilotażu - idealne latadło dla zwykłego pilota. P47 to było latające... no coś dużego
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.